25-27.05. Majowa zieleń w Beskidzie Niskim
25-27.05. Majowa zieleń w Beskidzie Niskim
Ostatnio dopadło mnie okrutne, straszne, bezduszne choróbsko, więc wielką radość sprawił mi fakt, że we wtorek poczułam się lepiej. Początkowo miałam nigdzie nie jechać, ale już we wtorkowy wieczór zaczęłam się uginać i zadzwoniłam do Ośrodka Nadleśnictwa w Radocynie zapytać o nocleg. Szczęśliwym trafem okazało się, że ktoś zrezygnował z wieloosobówki, więc pokój na czwartek już miałam. Grzecznie się spakowałam i w środę byłam gotowa do wyjazdu.
ŚRODA
Start zaplanowałam w Uściu Gorlickim, między innymi dlatego, że jedzie tam autobus bezpośrednio ode mnie, a podróż nim zajmuje nieco ponad dwie godziny. Środowa pogoda nie zachwycała. Ewidentnie coś wisiało w powietrzu.
Wysiadłam na przystanku w pobliżu cmentarza wojennego i ten był moim pierwszym przystankiem na drodze do schroniska.
Do cmentarza wojennego "przytulony" jest cmentarz łemkowski.
Pierwszy raz na takim cmentarzu widziałam nagrobki ze zdjęciem
A poza tym piękne zdobienia i eleganckie wykończenia.
Niedaleko cmentarza znajduje się cerkiew św. Paraskewy.
Niestety chmury, które się nad nią znajdowały, wyglądały dosyć niepokojąco, ale cały czas miałam nadzieję, że gdzieś znikną
Z tego miejsca ruszyłam dalej żółtym szlakiem w kierunku Odernego.
Szlak prowadzi głównie asfaltem, ale pomijając fakt, że w oddali było słychać pomruki burzy, szło się całkiem przyjemnie.
Im bliżej była burza, tym bardziej zastanawiałam się, czy nie spróbować jednak wrócić do domu, ale starałam się nie panikować przesadnie.
Tuż przed Odernem zaczął padać deszcz, więc wskoczyłam w pelerynę i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że kościół jest otwarty.
Weszłam do środka i okazało się, że otwarty jest tylko dlatego, że trójka ludzi przyszła się pomodlić. Największą burzę i ulewę przesiedziałam tam, ale niestety państwo się w końcu zebrali, zamknęli kościół na cztery spusty, więc trzeba było się ruszyć. Wciąż trochę padało, ale na szczęście zaczęło się przejaśniać!
Gdy zbliżałam się do Wierchu, zrobiło się całkiem przyjemnie. Deszcz ustał i zaczęło wychodzić słońce.
Z drzew unosiła się para.
Miałam nadzieję, że niepogoda już nie wróci.
Tuż za Wierchem zaczepili mnie panowie, którzy koniecznie chcieli mnie gdzieś podwieźć, więc stwierdziłam, że co mi tam ;P Pogadaliśmy trochę. Opowiadali mi o festiwalu, który właśnie odbywa się w Nowicy i zawieźli mnie tam. W związku z tym ruszyłam dalej asfaltem w kierunku Magury. Wydawało mi się, że stąd może być bliżej niż szlakiem
Wciąż jednak kotłowały się chmury.
Wśród drzew była ukryta cerkiew, ale w związku z tym, że nadal w oddali mruczało, postanowiłam do niej nie podchodzić, jako że kiedyś już tam byłam
Po drodze minęłam ten straszny znak!
Okazało się jednak, że kozy ktoś powiesił, więc mogłam iść bezpiecznie dalej.
Trzeba było mimo wszystko nabrać przyspieszenia, jeśli chciałam zdążyć przed kolejną burzą. W dodatku znów zaczęło siąpić!
Kiedy dotarłam znów do żółtego szlaku, rozpoczęła się kolejna solidna burza.
W dodatku jakoś źle odbiłam, więc w trakcie największej burzy szłam po leśnych krzakach na przełaj, żeby dotrzeć do schroniska i czekałam, aż wreszcie ono wyłoni się zza drzew.
Na szczęście w końcu się udało! Burza ustała. Schronisko stanęło na mojej drodze. Okienko nie reagowało na moje wołania, więc zeszłam na dół i wieczór spędziłam miło z gospodarzem schroniska oraz jego znajomymi.
Czwartek był zdecydowanie bardziej pogodny. W końcu z jakiegoś powodu zostałam skwareczką...
ŚRODA
Start zaplanowałam w Uściu Gorlickim, między innymi dlatego, że jedzie tam autobus bezpośrednio ode mnie, a podróż nim zajmuje nieco ponad dwie godziny. Środowa pogoda nie zachwycała. Ewidentnie coś wisiało w powietrzu.
Wysiadłam na przystanku w pobliżu cmentarza wojennego i ten był moim pierwszym przystankiem na drodze do schroniska.
Do cmentarza wojennego "przytulony" jest cmentarz łemkowski.
Pierwszy raz na takim cmentarzu widziałam nagrobki ze zdjęciem
A poza tym piękne zdobienia i eleganckie wykończenia.
Niedaleko cmentarza znajduje się cerkiew św. Paraskewy.
Niestety chmury, które się nad nią znajdowały, wyglądały dosyć niepokojąco, ale cały czas miałam nadzieję, że gdzieś znikną
Z tego miejsca ruszyłam dalej żółtym szlakiem w kierunku Odernego.
Szlak prowadzi głównie asfaltem, ale pomijając fakt, że w oddali było słychać pomruki burzy, szło się całkiem przyjemnie.
Im bliżej była burza, tym bardziej zastanawiałam się, czy nie spróbować jednak wrócić do domu, ale starałam się nie panikować przesadnie.
Tuż przed Odernem zaczął padać deszcz, więc wskoczyłam w pelerynę i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam, że kościół jest otwarty.
Weszłam do środka i okazało się, że otwarty jest tylko dlatego, że trójka ludzi przyszła się pomodlić. Największą burzę i ulewę przesiedziałam tam, ale niestety państwo się w końcu zebrali, zamknęli kościół na cztery spusty, więc trzeba było się ruszyć. Wciąż trochę padało, ale na szczęście zaczęło się przejaśniać!
Gdy zbliżałam się do Wierchu, zrobiło się całkiem przyjemnie. Deszcz ustał i zaczęło wychodzić słońce.
Z drzew unosiła się para.
Miałam nadzieję, że niepogoda już nie wróci.
Tuż za Wierchem zaczepili mnie panowie, którzy koniecznie chcieli mnie gdzieś podwieźć, więc stwierdziłam, że co mi tam ;P Pogadaliśmy trochę. Opowiadali mi o festiwalu, który właśnie odbywa się w Nowicy i zawieźli mnie tam. W związku z tym ruszyłam dalej asfaltem w kierunku Magury. Wydawało mi się, że stąd może być bliżej niż szlakiem
Wciąż jednak kotłowały się chmury.
Wśród drzew była ukryta cerkiew, ale w związku z tym, że nadal w oddali mruczało, postanowiłam do niej nie podchodzić, jako że kiedyś już tam byłam
Po drodze minęłam ten straszny znak!
Okazało się jednak, że kozy ktoś powiesił, więc mogłam iść bezpiecznie dalej.
Trzeba było mimo wszystko nabrać przyspieszenia, jeśli chciałam zdążyć przed kolejną burzą. W dodatku znów zaczęło siąpić!
Kiedy dotarłam znów do żółtego szlaku, rozpoczęła się kolejna solidna burza.
W dodatku jakoś źle odbiłam, więc w trakcie największej burzy szłam po leśnych krzakach na przełaj, żeby dotrzeć do schroniska i czekałam, aż wreszcie ono wyłoni się zza drzew.
Na szczęście w końcu się udało! Burza ustała. Schronisko stanęło na mojej drodze. Okienko nie reagowało na moje wołania, więc zeszłam na dół i wieczór spędziłam miło z gospodarzem schroniska oraz jego znajomymi.
Czwartek był zdecydowanie bardziej pogodny. W końcu z jakiegoś powodu zostałam skwareczką...
Ostatnio zmieniony 2016-05-28, 14:56 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
CZWARTEK
Czwartkowy poranek to nieustanne przesuwanie budzika. Przez okno słońca nie było widać, więc stwierdziłam, że nie ma powodów do pośpiechu. W końcu jednak udało się zmobilizować i ok. 9:00 ruszyć na szlak.
Słońce skromnie zaczęło się przebijać, ale jeszcze było widać te mniej fajne chmury, które co jakiś czas skutecznie je przysłaniały.
Aż do Banicy szłam niebieskim, leśnym, trochę nudnym szlakiem bez żadnych widoków. Po drodze mijałam cmentarz wojenny na Przełęczy Małastowskiej, ale nie zatrzymałam się przy nim na dłużej, bo pogoda do tego nie zachęcała, było szaro-buro, a byłam już kiedyś w tym miejscu w pięknej aurze.
Kroczyłam więc dalej lasem, czekając, aż dotrę do żółtego szlaku przy Banicy.
Po drodze spotkałam salamandrę, która bardzo niespiesznie uciekała przede mną, ale ostatecznie zatrzymała się w chaszczach przy drodze.
W końcu pojawiły się nadzieje, że docieram do asfaltu, którym dalej pójdę na żółty szlak.
I faktycznie tak było!
W Banicy k. Krzywej obecnie znajdują się tylko dwa gospodarstwa, a poza tym łąki, przestrzeń i cmentarz.
Tuż obok pierwszego z gospodarstw pasły się kozy. Ciekawe, czy były to te kozy z serii: "Uwaga!"
Od drugiego gospodarstwa dzieliły je jeszcze krzaki i cmentarz, który jest na górce.
Drugie gospodarstwo to agroturystyka, przy której znajdowało się kilka samochodów, zapewne turystów.
Z Banicy mogłam iść żółtym szlakiem dalej w kierunku Wołowca, jednak na razie wróciłam na asfalt i poszłam w kierunku Krzywej.
Tutaj oprócz krzyży przydrożnych...
...znajdowały się także bożocielne ołtarze. Jeden z nich był na szkole.
W Krzywej znajduje się także Cerkiew św. Kosmy i Damiana, która obecnie służy jako kościół rzymskokatolicki.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz wojenny i to jest prawdopodobnie on, bo nic innego w pobliżu nie znalazłam. Wygląda mało cmentarnie, bo znajduje się tu głównie bardzo zarośnięty krzyż.
Po drugiej stronie ulicy jest także cmentarz, na którym oprócz nowych nagrobków, znajdują się również te zabytkowe.
Z tego miejsca poszłam dalej w kierunku Jasionki.
Nadal jeszcze przeważały niezbyt urocze chmury.
Za swoimi plecami widziałam m.in. cerkiew w Krzywej
Natomiast przede mną było dosyć spore gospodarstwo rolne, chyba na terenie byłego PGR-u.
I zaczęło się robić nieco bardziej błękitnie!
Z Jasionki poszłam prosto polną dróżką, która miała mnie doprowadzić do Lipnej.
Okazało się jednak, że w pewnym momencie stanęło przede mną ogrodzenie zrobione z drutu kolczastego...a za tym ogrodzeniem kilka figurek i krzyży przydrożnych... i ciekawe co jeszcze?
Wprawdzie trochę się bałam, że może tam być jakieś szalone zwierzę hodowlane, ale ostatecznie dołem, górą - jakoś się uporałam z przejściem tamtędy
Tuż za tą ogrodzoną halą była polana widokowa
Wprawdzie trzeba było po niej iść pod górę, ale co i rusz się zatrzymywałam, żeby patrzeć na widoki za plecami
Polaną dotarłam do zielonego szlaku lasów państwowych, którym miałam iść dalej. Obok szlaku była dosyć skutecznie zaszyta w krzakach wiata
Droga prowadziła głównie lasem.
Co jakiś czas były postawione krzyże.
W Lipnej znalazłam drzwi...
...ale jako zawodowa gapa cmentarza nie znalazłam:D Trzeba było odbić na bok, ale nie zauważyłam w którym momencie. Pewnie przy drzwiach - ale... przynajmniej będę miała po co wrócić
Dalej dróżką dotarłam do Radocyny.
Tutaj w ośrodku miałam nocować, więc zatrzymałam się na jakiś czas, zostawiłam bagaże, zjadłam obiad...
...aby popołudniu ruszyć na kolejny spacer
...a dziękuję, dziękuję Później już na szczęście burz nie było, uff!
To ten Beskid Niski robi robotę... Ja jestem zakochana
Czwartkowy poranek to nieustanne przesuwanie budzika. Przez okno słońca nie było widać, więc stwierdziłam, że nie ma powodów do pośpiechu. W końcu jednak udało się zmobilizować i ok. 9:00 ruszyć na szlak.
Słońce skromnie zaczęło się przebijać, ale jeszcze było widać te mniej fajne chmury, które co jakiś czas skutecznie je przysłaniały.
Aż do Banicy szłam niebieskim, leśnym, trochę nudnym szlakiem bez żadnych widoków. Po drodze mijałam cmentarz wojenny na Przełęczy Małastowskiej, ale nie zatrzymałam się przy nim na dłużej, bo pogoda do tego nie zachęcała, było szaro-buro, a byłam już kiedyś w tym miejscu w pięknej aurze.
Kroczyłam więc dalej lasem, czekając, aż dotrę do żółtego szlaku przy Banicy.
Po drodze spotkałam salamandrę, która bardzo niespiesznie uciekała przede mną, ale ostatecznie zatrzymała się w chaszczach przy drodze.
W końcu pojawiły się nadzieje, że docieram do asfaltu, którym dalej pójdę na żółty szlak.
I faktycznie tak było!
W Banicy k. Krzywej obecnie znajdują się tylko dwa gospodarstwa, a poza tym łąki, przestrzeń i cmentarz.
Tuż obok pierwszego z gospodarstw pasły się kozy. Ciekawe, czy były to te kozy z serii: "Uwaga!"
Od drugiego gospodarstwa dzieliły je jeszcze krzaki i cmentarz, który jest na górce.
Drugie gospodarstwo to agroturystyka, przy której znajdowało się kilka samochodów, zapewne turystów.
Z Banicy mogłam iść żółtym szlakiem dalej w kierunku Wołowca, jednak na razie wróciłam na asfalt i poszłam w kierunku Krzywej.
Tutaj oprócz krzyży przydrożnych...
...znajdowały się także bożocielne ołtarze. Jeden z nich był na szkole.
W Krzywej znajduje się także Cerkiew św. Kosmy i Damiana, która obecnie służy jako kościół rzymskokatolicki.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz wojenny i to jest prawdopodobnie on, bo nic innego w pobliżu nie znalazłam. Wygląda mało cmentarnie, bo znajduje się tu głównie bardzo zarośnięty krzyż.
Po drugiej stronie ulicy jest także cmentarz, na którym oprócz nowych nagrobków, znajdują się również te zabytkowe.
Z tego miejsca poszłam dalej w kierunku Jasionki.
Nadal jeszcze przeważały niezbyt urocze chmury.
Za swoimi plecami widziałam m.in. cerkiew w Krzywej
Natomiast przede mną było dosyć spore gospodarstwo rolne, chyba na terenie byłego PGR-u.
I zaczęło się robić nieco bardziej błękitnie!
Z Jasionki poszłam prosto polną dróżką, która miała mnie doprowadzić do Lipnej.
Okazało się jednak, że w pewnym momencie stanęło przede mną ogrodzenie zrobione z drutu kolczastego...a za tym ogrodzeniem kilka figurek i krzyży przydrożnych... i ciekawe co jeszcze?
Wprawdzie trochę się bałam, że może tam być jakieś szalone zwierzę hodowlane, ale ostatecznie dołem, górą - jakoś się uporałam z przejściem tamtędy
Tuż za tą ogrodzoną halą była polana widokowa
Wprawdzie trzeba było po niej iść pod górę, ale co i rusz się zatrzymywałam, żeby patrzeć na widoki za plecami
Polaną dotarłam do zielonego szlaku lasów państwowych, którym miałam iść dalej. Obok szlaku była dosyć skutecznie zaszyta w krzakach wiata
Droga prowadziła głównie lasem.
Co jakiś czas były postawione krzyże.
W Lipnej znalazłam drzwi...
...ale jako zawodowa gapa cmentarza nie znalazłam:D Trzeba było odbić na bok, ale nie zauważyłam w którym momencie. Pewnie przy drzwiach - ale... przynajmniej będę miała po co wrócić
Dalej dróżką dotarłam do Radocyny.
Tutaj w ośrodku miałam nocować, więc zatrzymałam się na jakiś czas, zostawiłam bagaże, zjadłam obiad...
...aby popołudniu ruszyć na kolejny spacer
Lecisz ostatnio z ciekawymi relacjami jak....burza
...a dziękuję, dziękuję Później już na szczęście burz nie było, uff!
laynn pisze:Albo jeździsz w coraz ładniejsze miejsca.
To ten Beskid Niski robi robotę... Ja jestem zakochana
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
SOBOTA, CD.
Popołudniu miałam silną motywację, żeby jeszcze na chwilę uciec z Ośrodka, bo był tam dość spory harmider, spowodowany wielką kumulacją rodzin z malutkimi dziećmi, a poza tym potrzebowałam zasięgu, aby zadzwonić do swojej mamy, a tam go nie było
Postanowiłam więc iść w kierunku Przełęczy Długie. Pogoda była wciąż ładna i stabilna.
Tutaj na szczęście rzeka tylko groźnie wygląda, bo można ją przekroczyć przez mostek.
W tym miejscu skręca się do Długiego. Już na początku mija się pierwszy cmentarz - łemkowski.
Mniej więcej w tym miejscu także dopadłam zasięg, także wcale nie musiałam daleko odchodzić
Zaszyłam się w trawie i zadzwoniłam do mojej mamy z buziakami
Po jakimś czasie leżenia w trawce ruszyłam jednak dalej.
Po boku mojej trasy znajdował się kolejny cmentarz, czyli cmentarz wojskowy i wojny.
Obejrzałam go i zeszłam z powrotem do drogi prowadzącej w kierunku przełęczy.
Tutaj też znajdowały się kolejne symboliczne drzwi w miejscu nieistniejącej miejscowości.
Na każdych z tych drzwi znajduje się pięknie napisana historia, dlatego też polecam zatrzymać się przy nich na dłużej.
Mijałam także kilka mniej lub bardziej zdewastowanych figur oraz krzyży.
Przez cały ten czas towarzyszyła mi piękna aura zagrzewająca do dalszej wędrówki
Miało to istotny wpływ na spowolnienie mojego marszu, gdyż co chwilę oczy krążyły dookoła!
W końcu jednak udało mi się dotrzeć do Przełęczy Długie.
Tutaj też zrobiłam sobie jedno z dwóch zdjęć podczas całego wyjazdu
...a następnie ruszyłam ścieżką w kierunku jeziora osuwiskowego. Na mojej mapie nie było to zaznaczone, ale obecnie jest to szlak narciarski.
Zanim doszłam do granicy lasu, mogłam jeszcze podziwiać widoki.
W lesie doszłam do szlaku nadleśnictwa, ale był tak zmasakrowany przez samochód, że lepiej było iść trochę na przełaj. W końcu dotarłam jednak do ścieżki, która nie pływała w błocie
...i nią już szłam w dół. Zastanawiałam się, czy znalazłam to jezioro, bo jedyne, co było wodą stojącą i pojawiło się na mojej drodze, wyglądało tak :
Od tego jeziora (?) jeszcze chwilę szłam lasem, ale później znów wyłoniły się widoki od strony Radocyny.
Po drodze mijałam również tę uroczą wiatę, ewidentnie noclegową!
...a z tego miejsca dotarłam z powrotem do żółtego szlaku.
Jeszcze na chwilę odbiłam w kierunku przeciwnym do ośrodka, żeby zobaczyć, jak się ma dawna szkoła. Po drodze mijałam drzwi radocyńskie
Ku wieczorowi dotarłam jednak do budynku szkoły.
Ma się tak jak miała, więc mimo zniszczeń jeszcze się trzyma.
Z wnętrza budynku jest jeszcze widok na budynek, w którym wyrosły jakieś krzaki
Po obejrzeniu budynku rozpoczęłam jednak drogę powrotną. Słońce już było dosyć nisko, co baaardzo lubię Wolę chyba nawet ten moment od samego zachodu.
Wiosenna zieleń była bardzo soczysta, a piękna pogoda wciąż się utrzymywała!
Mijając przydrożne krzyże i kapliczki...
...dotarłam do ośrodka licząc na to, że piątek będzie równie ładny albo jeszcze ładniejszy!
Popołudniu miałam silną motywację, żeby jeszcze na chwilę uciec z Ośrodka, bo był tam dość spory harmider, spowodowany wielką kumulacją rodzin z malutkimi dziećmi, a poza tym potrzebowałam zasięgu, aby zadzwonić do swojej mamy, a tam go nie było
Postanowiłam więc iść w kierunku Przełęczy Długie. Pogoda była wciąż ładna i stabilna.
Tutaj na szczęście rzeka tylko groźnie wygląda, bo można ją przekroczyć przez mostek.
W tym miejscu skręca się do Długiego. Już na początku mija się pierwszy cmentarz - łemkowski.
Mniej więcej w tym miejscu także dopadłam zasięg, także wcale nie musiałam daleko odchodzić
Zaszyłam się w trawie i zadzwoniłam do mojej mamy z buziakami
Po jakimś czasie leżenia w trawce ruszyłam jednak dalej.
Po boku mojej trasy znajdował się kolejny cmentarz, czyli cmentarz wojskowy i wojny.
Obejrzałam go i zeszłam z powrotem do drogi prowadzącej w kierunku przełęczy.
Tutaj też znajdowały się kolejne symboliczne drzwi w miejscu nieistniejącej miejscowości.
Na każdych z tych drzwi znajduje się pięknie napisana historia, dlatego też polecam zatrzymać się przy nich na dłużej.
Mijałam także kilka mniej lub bardziej zdewastowanych figur oraz krzyży.
Przez cały ten czas towarzyszyła mi piękna aura zagrzewająca do dalszej wędrówki
Miało to istotny wpływ na spowolnienie mojego marszu, gdyż co chwilę oczy krążyły dookoła!
W końcu jednak udało mi się dotrzeć do Przełęczy Długie.
Tutaj też zrobiłam sobie jedno z dwóch zdjęć podczas całego wyjazdu
...a następnie ruszyłam ścieżką w kierunku jeziora osuwiskowego. Na mojej mapie nie było to zaznaczone, ale obecnie jest to szlak narciarski.
Zanim doszłam do granicy lasu, mogłam jeszcze podziwiać widoki.
W lesie doszłam do szlaku nadleśnictwa, ale był tak zmasakrowany przez samochód, że lepiej było iść trochę na przełaj. W końcu dotarłam jednak do ścieżki, która nie pływała w błocie
...i nią już szłam w dół. Zastanawiałam się, czy znalazłam to jezioro, bo jedyne, co było wodą stojącą i pojawiło się na mojej drodze, wyglądało tak :
Od tego jeziora (?) jeszcze chwilę szłam lasem, ale później znów wyłoniły się widoki od strony Radocyny.
Po drodze mijałam również tę uroczą wiatę, ewidentnie noclegową!
...a z tego miejsca dotarłam z powrotem do żółtego szlaku.
Jeszcze na chwilę odbiłam w kierunku przeciwnym do ośrodka, żeby zobaczyć, jak się ma dawna szkoła. Po drodze mijałam drzwi radocyńskie
Ku wieczorowi dotarłam jednak do budynku szkoły.
Ma się tak jak miała, więc mimo zniszczeń jeszcze się trzyma.
Z wnętrza budynku jest jeszcze widok na budynek, w którym wyrosły jakieś krzaki
Po obejrzeniu budynku rozpoczęłam jednak drogę powrotną. Słońce już było dosyć nisko, co baaardzo lubię Wolę chyba nawet ten moment od samego zachodu.
Wiosenna zieleń była bardzo soczysta, a piękna pogoda wciąż się utrzymywała!
Mijając przydrożne krzyże i kapliczki...
...dotarłam do ośrodka licząc na to, że piątek będzie równie ładny albo jeszcze ładniejszy!
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
laynn pisze:Marzy mi się tam pojechać
Mnie się już marzy ZNÓW :p
najlepsze są powieszony kozy
Przynajmniej stworzyły złudne poczucie bezpieczeństwa, bo nie musiałam się obawiać "Uwaga, kóz!"
gar pisze:Relacja i zdjęcia świetne. A że Beskid Niski ma coś w sobie tym lepiej się czyta i ogląda. Czekam na ciąg dalszy.
Z tego, co pamiętam z naszej rozmowy na żywo, Ty jesteś specjalistą od Niskiego Stąd dzięki!
maurycy pisze:Ładnie to tak, jeżdzić sobie na wycieczki w środku tygodnia
Jakbym miała wolne w środku każdego tygodnia, może byłyby częściej ;P Ostatecznie faktycznie skorzystałam z długiego weekendu.
ziaro pisze:Miejsca bardzo ciekawe
Zdjęcia bardzo ładne
Pogoda bardzo plastyczna
Dziękuję Choć wolę chyba mniej plastyczną pogodę (czyt. brak burz), bo chwilami umierałam ze strachu!
Wiesio pisze:Neska, czym Ty robisz te zdjęcia, że wychodzą Ci takie rozpiętości tonalne?? To toż normalnie gotowe HDR, a ja biedny się męczę nocami, żeby takie coś wydusić...
Wiesiu, ja też się męczę nad zdjęciami, ale poświęcam maksymalnie 20 sekund na jedno
Ostatnio zmieniony 2016-05-30, 22:46 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 60 gości