Bobry, kaczeńce i retorty czyli bieszczadzko-beskidzkie wędr
Kurcze te historię o pomordowanych mieszkańcach nieistniejących wsi...brrr.
Chyba, wolę o nich czytać, niż je odwiedzać.
Co do pustych lasów, ja w Bieszczadach jedyny raz doświadczyłem, co to znaczy w nocy czerń. Raz też pamiętam, jak z Przemyśla widziałem ten mrok w nocy właśnie od strony Biesów...
Chyba, wolę o nich czytać, niż je odwiedzać.
Co do pustych lasów, ja w Bieszczadach jedyny raz doświadczyłem, co to znaczy w nocy czerń. Raz też pamiętam, jak z Przemyśla widziałem ten mrok w nocy właśnie od strony Biesów...
laynn pisze:Kurcze te historię o pomordowanych mieszkańcach nieistniejących wsi...brrr.
Chyba, wolę o nich czytać, niż je odwiedzać.
Tu o dziwo jakos nie czulismy niepokoju ani niczego zlego w powietrzu- mimo ze przez cala wycieczke nie spotkalismy zywego ducha (w tym kontekscie to sformulowanie moze brzmiec dwuznacznie i dziwnie ale skoro juz tak napisalam to zostawie ). Ale namiotu tam rozbic i spedzic nocy to bym nie chciala.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Osiedlamy sie w Łupkowie. Wyjatkowo nie w “Koncu Swiata” gdzie bylismy juz kilka razy ale w nowej malutkiej chatce zwanej “Grzegorzowka”. Obiekt z gatunku tych najfajniejszych- znaczy bez pradu, z woda w strumieniu. Stoi ona na zboczu trawiastego wzgorza nieopodal dworca PKP Stary Łupkow. Chatka istnieje juz rok. Prowadzi ją mila para- Grzesiek i Ala.
Stryszek
Kuchnia
Oprocz gospodarzy chate zamieszkuje kilka kotow oraz dwa psy rasy alaskan malamut.
Jak nie lubie psow to te dwa bardzo mi sie udaly. Po pierwsze nie szczekaja, nie ujadaja ciagle i bez powodu jak 99% kundli wszelakich. Jak juz postanawiaja “dac glos” to wyja jak wilki. Nie rzucaja sie do łydek, nie ślinia spodni, nie wyrywaja kanapek z rąk.Czyli psy tez moga byc fajne!. A moze to dlatego ze hoduja sie to na wpol dziko? W przestrzeni i wolnosci, ktora czasem jednak ma i swoje ciemne strony. Jednego z nich kiedys poturbowal wilk, drugiemu bobr rozprul brzuch jak wlazl do strumienia, tak ze weterynarz musial zszywac. A z jednego kota to jest straszny zboj! Ulubil sobie lozeczko kabaczka i gdy tylko jest wolne myk! wskakuje i probuje sie umoscic na kocykach Nieglupia bestia!
Sa tez trzy konie z ktorymi jakos tak wychodzi ze nie mamy zadnego kontaktu.
Na pobliskim drzewie jest tez hustawka z ktorego to faktu korzystam w kazdej wolnej chwili. Nie jest wprawdzie az tak ekstremalna jak jedna taka spod pewnej sudeckiej lesnej chatki ale tez daje kupe radosci.
Oprocz stryszku chatki mozna rowniez nocowac w tipi, w ktorym sa kanapy a na srodku pali sie ognicho.
Zawsze sie zastanawialam jaka jest roznica pomiedzy tipi a czumem? Bo jurta to wiadomo ze ksztalt inny. Łupkowskie tipi oprocz bycia alternatywna noclegownia spelnia tez funkcje glownej imprezowni, gdyz w chatce jest za malo miejsca aby pomiescic wieksza biesiadujaca ekipe. Dzis przyjechali do gospodarzy znajomi- Felek i Adam z zespolu Caryna. Chlopaki jada prosto z Danielki, gdzie od kilku dni toczyla sie impreza grano-spiewana “Wielkie Budzenie Niedzwiedzicy”. Jada prosto w Bieszczady, dzis nic nie spali ale powszechnie wiadomo ze granie dzis bedzie, “niedzwiedzia” dogrywka, acz w kregu bardziej kameralnym niz tamto beskidzkozywieckie. Jest tez Tomek z Gliwic, wiec pare luda sie uzbieralo do zasiedlenia tipi wieczorowa pora. Wyjemy chyba do 2 rano wsrod oparow roznych trunkow i trzepoczacych na wietrze, rozswietlonych ogniem plocien wielkiego namiotu.
Gadamy tez o roznych okolicznych ciekawostkach- dziwnej sasiadce ktora podglada wszystkich przez lornetke czy perypetiach zwiazanych z ostatnim chatkowym z “Konca Swiata”. Cos ta chata ostatnio nie ma szczescia do obslugi… Od kilku dni przejela ją nowa para, wszesniej rezydujaca chyba na Jaworcu. Cos teraz wszedzie tu zmienia sie obsluga schronisk- Łuków, Smolnik, Jaworzec, Hon…
Spod chaty widac wielki lupkowski dworzec i ruiny chalup przy nim, zasiedlone ponoc przez szerszenie. Mialam sie tam wybrac na zwiedzanie, jako ze jadowite bestie powinny jeszcze spac ale ostatecznie jakos o tym zapominam.
Dzis wloczymy sie po okolicy. Dzien jest upalny- nie powstydzil by sie go nawet lipiec. Wszyscy wiec symbolicznie moczymy nozki w strumieniu.
Mijamy dworzec a przy nim noclegownie z ktorej gdyby byla czynna i ogolnodostepna mialabym ogromna potrzebe skorzystac.
Mijamy zabudowania Starego Łupkowa na co sklada sie chyba domow sztuk trzy, z czego jedna agroturystyka “Radosne Szwejkowo”, ponoc calkiem fajna jak na tego typu obiekty.
Zmierzamy do granicznego tunelu, ktory przebija sie pod przelecza Łupkowska i wychodzi na Slowacji. Tunel pachnie bunkrem- wilgocia i betonem, wiec atmosfera w nim jest swojska i mila.
Po slowackiej stronie nad tunelem wisza stare napisy. Po polskiej chyba tez takie byly ale oczywiscie komus przeszkadzaly.
W tunelu spotykamy dwoch chlopakow co do ktorych mamy spore podejrzenia ze nocuja w drugiej lupkowskiej chacie. Gadamy o wszystkim i o niczym ale ostatecznie o ich dzisiejsze zakwaterowanie nie spytalismy.
Wracamy przez Semakowski Wierch z ktorego sa widoki lepsze niz przypuszczalismy.
W Nowym Łupkowie jest super knajpa. “Pod Kamieniem” chyba ją zwą. Jest stol zrobiony z wozu a drzwi do kibla sa wytapetowane etykietami z tanich win. Z tego asortymentu maja tylko na stanie kultowe “Bieszczady” ktore jednak jakos niedawno zmienily wytworce. Etykieta zostala dawna a smak jest nowy i ohydny. Zakupionym napojem bedziemy ochoczo wszystkich czestowac bo sami przelknac go nie potrafimy. Glownym plusem jest to ze owej knajpie podaja nie tylko piwo ale rowniez jedzenie np. pierogi z miesem.
Na pobliskiej stodole jest kolekcja tablic rejestracyjnych. Karabachski Gandzasar to wprawdzie nie jest ale tez sciaga oko.
Wieczorem znow integracja w tipi. Dzis dodakowo odwiedzaja nas chatkowi z “Konca Swiata” i turysci ktorzy sie tam zatrzymali. I kogo widzimy? Naszych znajomych z tunelu!
Kolejnego dnia wyjezdzamy z Łupkowa przez bobrowiszcza i mniej glowna droge
Suniemy do Mikowa, osady skladajacej sie wylacznie z drewnianych domow.
Dzis jest w planach powloczenie sie po zboczach Chryszczatej w poszukiwaniu szczescia. Slonce na stokowce dopieka jak latem, droga odslonieta, istna patelnia. Kabak nam sie zaczyna szybko przyrumieniac, wiec gdy krem i owiniecie w pieluszke zdaje sie nie pomagac - rozkladamy parasol. Wygladamy jak debile paradujac z tym parasolem w sloncu ale lepsze to niz smazony kabaczek i to nawet bez bułeczki i omasty. Glupio jakby male oblazlo ze skory juz na poczatku kwietnia… Tlumaczymy sobie ze przyjelo sie ze po gorach wstyd chodzic z parasolem w czasie deszczu A w czasie pogody to zapewne jest najwiekszy szyk! A poza tym dzis widza nas tylko wiewiorki
Po drodze cmentarzyk.
Dalej jest wypal jeszcze/juz niedzialajacy a przy nim chatynka- zamknieta. W latach 2005-13 byla otwarta- swiadcza o tym napisy scienne ze srodka, ktore sobie czytam rozplaszczajac nos o szybke.
Za wypalem jest strumien a na nim wodospad. Pod wodospadem jest istna naturalna wanna, gdzie chyba mozna zanurkowac z glowa. Jedynie toperz decyduje sie zazyc kapieli. Kapiel trwa krotko bo woda jest ponoc “dosc rzeska”.
Wieczorem przyjezdza jeszcze jedna kolezanka. W tipi robi sie coraz ciasniej
Wczesnym rankiem ktos tak pierdzielnal drzwiami w chatce ze wszyscy staneli na rowne nogi! Nic to wielkiego, kazdy sie zorientowal ze sprawa malej wagi, ze godzina wczesna i odwrocil sie na drugi bok pochrapujac. Tylko kabaczek na tym etapie uznaje ze jest jasno wiec zaczal sie dzien. Zaczyna wiec gugac radosnie i pokrzykiwac na swojego kurczaka. Ratunku! Jest 6 rano! Zaraz nas zlinczuja! Aby nie pobudzic reszty ekipy bierzemy kabaka za fraki i zanosimy za rzeke, do skodusi. Wszedzie jeszcze lezy rosa wiec rozlozenie sie na kocu na łace odpada. Nie bedziemy siedziec jak durni w skodusi kilka godzin gapiac sie na łąke- zatem gdzies sobie jedziemy. Poczatkowo plan zaklada nabycie swiezych bułeczek w Komanczy. Potem jedziemy zobaczyc co slychac w Duszatynie. Droga na Duszatyn jakby w remoncie. Dotyczy to nie tylko nawierzchni ale glownie robione sa ogromne wyplytowane betonem place. Pod wypaly? Pod zrywke?
Przelom Oslawy ladnie sie prezentuje porankiem
W Prełukach bez zmian.
Droga Duszatyn- Mików okazuje sie byc zamknieta dla samochodow. Jeszcze w 2013 byla przejezdzna. Ciekawe czemu zamkneli? Szkoda troche… Takie fajne brody tam byly!
Cmentarzyk łupkowski jak zwykle klimatyczny!
W Nowym Łupkowie stacja zostala udekorowana malunkami. Sa to jakby cienie pasazerow oczekujacych na pociag. Moze kiedys przyjedzie?
W wiekszej czesci wsi panuje sympatyczna, sielska, pylista atmosfera
Wracamy kolo 8-9. Wokol chaty toczy sie leniwe zycie. Dzieci i koty lgna do instrumentow.
My dzis jedziemy dalej. Ale chata nas troche zassala. A dokladnie to hamak. Wspaniale ustrojstwo na cieple dni. Dlugo nie mozemy sie wyzwolic z objec kolorowych nadrzewnych macek. Galezie skrzypia, wiatr szumi, obloki plyna.
Ale czas tez plynie a nas wzywaja kolejne miejsca!
cdn
Stryszek
Kuchnia
Oprocz gospodarzy chate zamieszkuje kilka kotow oraz dwa psy rasy alaskan malamut.
Jak nie lubie psow to te dwa bardzo mi sie udaly. Po pierwsze nie szczekaja, nie ujadaja ciagle i bez powodu jak 99% kundli wszelakich. Jak juz postanawiaja “dac glos” to wyja jak wilki. Nie rzucaja sie do łydek, nie ślinia spodni, nie wyrywaja kanapek z rąk.Czyli psy tez moga byc fajne!. A moze to dlatego ze hoduja sie to na wpol dziko? W przestrzeni i wolnosci, ktora czasem jednak ma i swoje ciemne strony. Jednego z nich kiedys poturbowal wilk, drugiemu bobr rozprul brzuch jak wlazl do strumienia, tak ze weterynarz musial zszywac. A z jednego kota to jest straszny zboj! Ulubil sobie lozeczko kabaczka i gdy tylko jest wolne myk! wskakuje i probuje sie umoscic na kocykach Nieglupia bestia!
Sa tez trzy konie z ktorymi jakos tak wychodzi ze nie mamy zadnego kontaktu.
Na pobliskim drzewie jest tez hustawka z ktorego to faktu korzystam w kazdej wolnej chwili. Nie jest wprawdzie az tak ekstremalna jak jedna taka spod pewnej sudeckiej lesnej chatki ale tez daje kupe radosci.
Oprocz stryszku chatki mozna rowniez nocowac w tipi, w ktorym sa kanapy a na srodku pali sie ognicho.
Zawsze sie zastanawialam jaka jest roznica pomiedzy tipi a czumem? Bo jurta to wiadomo ze ksztalt inny. Łupkowskie tipi oprocz bycia alternatywna noclegownia spelnia tez funkcje glownej imprezowni, gdyz w chatce jest za malo miejsca aby pomiescic wieksza biesiadujaca ekipe. Dzis przyjechali do gospodarzy znajomi- Felek i Adam z zespolu Caryna. Chlopaki jada prosto z Danielki, gdzie od kilku dni toczyla sie impreza grano-spiewana “Wielkie Budzenie Niedzwiedzicy”. Jada prosto w Bieszczady, dzis nic nie spali ale powszechnie wiadomo ze granie dzis bedzie, “niedzwiedzia” dogrywka, acz w kregu bardziej kameralnym niz tamto beskidzkozywieckie. Jest tez Tomek z Gliwic, wiec pare luda sie uzbieralo do zasiedlenia tipi wieczorowa pora. Wyjemy chyba do 2 rano wsrod oparow roznych trunkow i trzepoczacych na wietrze, rozswietlonych ogniem plocien wielkiego namiotu.
Gadamy tez o roznych okolicznych ciekawostkach- dziwnej sasiadce ktora podglada wszystkich przez lornetke czy perypetiach zwiazanych z ostatnim chatkowym z “Konca Swiata”. Cos ta chata ostatnio nie ma szczescia do obslugi… Od kilku dni przejela ją nowa para, wszesniej rezydujaca chyba na Jaworcu. Cos teraz wszedzie tu zmienia sie obsluga schronisk- Łuków, Smolnik, Jaworzec, Hon…
Spod chaty widac wielki lupkowski dworzec i ruiny chalup przy nim, zasiedlone ponoc przez szerszenie. Mialam sie tam wybrac na zwiedzanie, jako ze jadowite bestie powinny jeszcze spac ale ostatecznie jakos o tym zapominam.
Dzis wloczymy sie po okolicy. Dzien jest upalny- nie powstydzil by sie go nawet lipiec. Wszyscy wiec symbolicznie moczymy nozki w strumieniu.
Mijamy dworzec a przy nim noclegownie z ktorej gdyby byla czynna i ogolnodostepna mialabym ogromna potrzebe skorzystac.
Mijamy zabudowania Starego Łupkowa na co sklada sie chyba domow sztuk trzy, z czego jedna agroturystyka “Radosne Szwejkowo”, ponoc calkiem fajna jak na tego typu obiekty.
Zmierzamy do granicznego tunelu, ktory przebija sie pod przelecza Łupkowska i wychodzi na Slowacji. Tunel pachnie bunkrem- wilgocia i betonem, wiec atmosfera w nim jest swojska i mila.
Po slowackiej stronie nad tunelem wisza stare napisy. Po polskiej chyba tez takie byly ale oczywiscie komus przeszkadzaly.
W tunelu spotykamy dwoch chlopakow co do ktorych mamy spore podejrzenia ze nocuja w drugiej lupkowskiej chacie. Gadamy o wszystkim i o niczym ale ostatecznie o ich dzisiejsze zakwaterowanie nie spytalismy.
Wracamy przez Semakowski Wierch z ktorego sa widoki lepsze niz przypuszczalismy.
W Nowym Łupkowie jest super knajpa. “Pod Kamieniem” chyba ją zwą. Jest stol zrobiony z wozu a drzwi do kibla sa wytapetowane etykietami z tanich win. Z tego asortymentu maja tylko na stanie kultowe “Bieszczady” ktore jednak jakos niedawno zmienily wytworce. Etykieta zostala dawna a smak jest nowy i ohydny. Zakupionym napojem bedziemy ochoczo wszystkich czestowac bo sami przelknac go nie potrafimy. Glownym plusem jest to ze owej knajpie podaja nie tylko piwo ale rowniez jedzenie np. pierogi z miesem.
Na pobliskiej stodole jest kolekcja tablic rejestracyjnych. Karabachski Gandzasar to wprawdzie nie jest ale tez sciaga oko.
Wieczorem znow integracja w tipi. Dzis dodakowo odwiedzaja nas chatkowi z “Konca Swiata” i turysci ktorzy sie tam zatrzymali. I kogo widzimy? Naszych znajomych z tunelu!
Kolejnego dnia wyjezdzamy z Łupkowa przez bobrowiszcza i mniej glowna droge
Suniemy do Mikowa, osady skladajacej sie wylacznie z drewnianych domow.
Dzis jest w planach powloczenie sie po zboczach Chryszczatej w poszukiwaniu szczescia. Slonce na stokowce dopieka jak latem, droga odslonieta, istna patelnia. Kabak nam sie zaczyna szybko przyrumieniac, wiec gdy krem i owiniecie w pieluszke zdaje sie nie pomagac - rozkladamy parasol. Wygladamy jak debile paradujac z tym parasolem w sloncu ale lepsze to niz smazony kabaczek i to nawet bez bułeczki i omasty. Glupio jakby male oblazlo ze skory juz na poczatku kwietnia… Tlumaczymy sobie ze przyjelo sie ze po gorach wstyd chodzic z parasolem w czasie deszczu A w czasie pogody to zapewne jest najwiekszy szyk! A poza tym dzis widza nas tylko wiewiorki
Po drodze cmentarzyk.
Dalej jest wypal jeszcze/juz niedzialajacy a przy nim chatynka- zamknieta. W latach 2005-13 byla otwarta- swiadcza o tym napisy scienne ze srodka, ktore sobie czytam rozplaszczajac nos o szybke.
Za wypalem jest strumien a na nim wodospad. Pod wodospadem jest istna naturalna wanna, gdzie chyba mozna zanurkowac z glowa. Jedynie toperz decyduje sie zazyc kapieli. Kapiel trwa krotko bo woda jest ponoc “dosc rzeska”.
Wieczorem przyjezdza jeszcze jedna kolezanka. W tipi robi sie coraz ciasniej
Wczesnym rankiem ktos tak pierdzielnal drzwiami w chatce ze wszyscy staneli na rowne nogi! Nic to wielkiego, kazdy sie zorientowal ze sprawa malej wagi, ze godzina wczesna i odwrocil sie na drugi bok pochrapujac. Tylko kabaczek na tym etapie uznaje ze jest jasno wiec zaczal sie dzien. Zaczyna wiec gugac radosnie i pokrzykiwac na swojego kurczaka. Ratunku! Jest 6 rano! Zaraz nas zlinczuja! Aby nie pobudzic reszty ekipy bierzemy kabaka za fraki i zanosimy za rzeke, do skodusi. Wszedzie jeszcze lezy rosa wiec rozlozenie sie na kocu na łace odpada. Nie bedziemy siedziec jak durni w skodusi kilka godzin gapiac sie na łąke- zatem gdzies sobie jedziemy. Poczatkowo plan zaklada nabycie swiezych bułeczek w Komanczy. Potem jedziemy zobaczyc co slychac w Duszatynie. Droga na Duszatyn jakby w remoncie. Dotyczy to nie tylko nawierzchni ale glownie robione sa ogromne wyplytowane betonem place. Pod wypaly? Pod zrywke?
Przelom Oslawy ladnie sie prezentuje porankiem
W Prełukach bez zmian.
Droga Duszatyn- Mików okazuje sie byc zamknieta dla samochodow. Jeszcze w 2013 byla przejezdzna. Ciekawe czemu zamkneli? Szkoda troche… Takie fajne brody tam byly!
Cmentarzyk łupkowski jak zwykle klimatyczny!
W Nowym Łupkowie stacja zostala udekorowana malunkami. Sa to jakby cienie pasazerow oczekujacych na pociag. Moze kiedys przyjedzie?
W wiekszej czesci wsi panuje sympatyczna, sielska, pylista atmosfera
Wracamy kolo 8-9. Wokol chaty toczy sie leniwe zycie. Dzieci i koty lgna do instrumentow.
My dzis jedziemy dalej. Ale chata nas troche zassala. A dokladnie to hamak. Wspaniale ustrojstwo na cieple dni. Dlugo nie mozemy sie wyzwolic z objec kolorowych nadrzewnych macek. Galezie skrzypia, wiatr szumi, obloki plyna.
Ale czas tez plynie a nas wzywaja kolejne miejsca!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Jedziemy sobie dzis w strone Górzanki. Mielismy w planach wpasc zobaczyc co slychac w chatce w Szczerbanowce (Maniow 11) w ktorej spalismy 8 lat temu. Jednak wczoraj w Łupkowie nam mowili ze tej chatki juz nie ma , ze nie za dobrze tam sie dzialo w ostatnich latach i ze nie wiadomo w czyich obecnie ten teren jest rekach. I tak chcemy tam zajrzec ale ostatecznie mi sie odechciewa gdy widze ze na drodze siedzi duzy pies (sympatyczniejszy od legendarnego Tesco ale i tak boje sie psow). Natomiast w miejscu skretu drogi do dawnej chaty siedzi… wypchana kuna albo inna fredka. Kto ją tam postawil i po co pozostaje dla nas tajemnica.
Przewijamy sie dzis w rejonie dwoch wypalow. Jeden jest na terenach dawnej wsi Szczerbanowka. Jakos teraz zaczeli grodzic te wypaly, wiazac sznurkiem, zaslaniac drewnem i co gorsza wieszac tabliczki ze wstep wzbroniony. Dawniej czesto sciezka szla przez srodek wypalu, wiec latwiej bylo pogadac ze smolarzami a nieraz i cos wspolnie łyknac. Ciekawi ludzie pracowali w tych miejscach- spotkalismy niegdys i prawdziwego Murzyna, i goscia bez nogi ktory jakos radzil sobie w zaladowywaniu retorty jak i smolarke- czyli babke, ktore to nieczesto chyba imaly sie tej roboty. Kilka razy nocowalismy tez w smolarskich barakach, ale to bylo dawno temu. Teraz wytworzyl sie (zostal celowo wytworzony?) jakis dziwny dystans, jakas bariera.. Czy winne sa temu jakies nowe przepisy BHP, czy moze turysci wlazili do retort i przeszkadzali w pracy? Szlag wie.. Jedno jest pewne- zapach tego dymu lecacego z usmolonych i pordzewialych kominkow jest dla mnie zapachem Bieszczadow- nic tak jak zapach nie przywola wspomnien. A zapach na szczescie jest wciaz ten sam.
Nastepnego wypalu szukamy kolo Cisnej, w bocznej dolinie ciagnacej sie wzdluz potoku Stary Majdan. Retorty stoja, ale jeszcze nie dymia. Wyglada jakby dopiero rozkladali sie z nimi. Czyli wynika z tego ze zima produkcja wegla jest zatrzymana? Nigdy sie nad tym nie zastanawialam- jak rowniez nigdy nie bylam zima w Bieszczadach…
Mamy tez przeglad baraczkow wszelakich. Szkoda ze zadne schroniska, chatki czy agroturystyki nie oferuja noclegow w takich obiektach, ze nie ma wagonow z piecykiem koza pod wynajem.
W krzakach nieopodal zaszyl sie piekny pojazd. Na drogi pewnie juz nie wyjezdza ale w lesie jeszcze buszuje. Jak wiekszosc z tego gatunku nie ma reflektorow.
A to wnetrze- skodusia za 10 lat pewnie bedzie wygladac podobnie Ktos wie moze od czego i po co te rury w kabinie?
Brody na trasie Stężnica - Gorzanka wyschly, rzeka przeplywa pod plytami, przejezdza sie suchym kołem..
Dzis zatrzymujemy sie w PTSMie w Gorzance- spedzimy tu 4 dni. Budynek z zewnatrz jest wyremontowany i pomalowany na rażący kolorek
W srodku jednak mozna znalezc klimat i oddech przeszlosci. Wisi np. obrazek zachecajacy do zdobywania odznaki “przyjaciela schronisk mlodziezowych”. Ja chce taka odznake! W sporej ilosci PTSMow juz nocowalam! Obrazek jest z 86 roku…
A w kuchni zestaw kubkow “Konsumy”. Identyczne w ksztalcie byly w moim przedszkolu. Przenoszac puste wkladalo sie jeden w drugi tworzac wielka tuleje. Panie nam nie pozwalaly nosic po wiecej niz 5 sztuk- acz maksymalna wieza zbudowana na stoliku miala chyba kolo 20!
W schronisku znow jestesmy sami. Niet sezona. Fajne takie puste, ciemne korytarze... Minusem tego miejsca jest chlod. Pala nam wprawdzie w kotlowni wieczorem ale bardzo szybko cieplo umyka. Ot betonowy gmach nieogrzewany przez cala zime ma swoje prawa..
Zajmujemy sobie najwieksza z sal, chyba 10 osobowa.
Wieczorem przechodzi pierwsza wiosenna burza. Kabaczek o dziwo nie boi sie piorunow. Nie wiem jak mozna nie bac sie huku grzmotow albo wybuchajacych fajerwerkow a bać sie np. szumu wodospadu… Dzieci sa dziwne...
Rano mamy okazje poznac babke z obslugi (wieczorem wpuszczala nas jej corka- bardzo mila dziewczyna). Baba wpada przed 10 i oznajmia ze albo natychmiast opuszczamy obiekt albo musimy zaplacic za “dniowke” bo w punkcie 15 regulaminu stoi ze miedzy 10 a 17 trzeba opuscic schronisko. Potem sie okazuje ze cala zadyma jest o 4 zl (slownie: cztery). No coz... Uiszczamy oplate, nie zbankrutujemy przez to ale smrod pozostaje… Na szczescie juz owej baby wiecej nie musimy ogladac.
Oprocz zelaznego egzekwowania regulaminu babka straszy nas jeszcze niedzwiedziami- ze jakis okaz gigant nagral sie w ostatnich dniach na kamerki gdzies w lasach kolo Łopienki. Jakos tak sie sklada ze pol godziny pozniej dostajemy sms od rodziny ze jakos teraz niedzwiedz poturbowal w Bieszczadach grzybiarza. Grzybiarza? W kwietniu? Chyba jakis dobrych grzybkow szukal
A my dzis idziemy na Tyskowa. Miejsce w pewnym sensie dla mnie szczegolne bo tu byla jedna z moich pierwszych bieszczadzkich wycieczek. 19 lat temu. Straszne jak ten czas leci…
Zatem u wlotu doliny jest wypal, zgodnie z najnowsza moda odizolowany od swiata. Od drogi oddziela go mur drewna. Czy to to plan na ten sezon aby to wszystko zwęglic?
Dalej jest cmentarzyk rodziny Budzinskich- na wszystkich grobach widnieje to nazwisko. Groby opisane sa naszym alfabetem. Nazwisko tez brzmi brzmi polsko... Na ogrodzeniu cmentarza tabliczka o wysiedlonych przodkach.. Zapewne chodzi o innych ludzi, acz zestawienia tych grobow i tej tablicy nieco dziwnie wyglada...
Sa tez dwa budynki. Jeden jest otwarty i swietnie sie nadaje na nocleg w cieplejsze czesci roku chocby dla 20 osob!
Drugi, podobny w konstrukcji do łupkowskiej chaty i Polan Surowicznych jest zamkniety i chyba prywatny. Acz pozatykane za okna plakaty o koncertach czy rajdach wieją atmosfera chatek studenckich.
Dalej w dolinie rozciagaja sie klimaty zrywkowe.
Na przełeczy Hyrcza zagladamy do kapliczki i robimy sobie popas
Potem sobie idziemy na Korbanie.
Po drodze leżą ogromne kupy. Szlak kup. Naliczylismy ich chyba 4 sztuki. Swieze, aromatyczne, wielkosci dwoch krowich razem wzietych. Misiak? Ten o ktorym w telewizji gadali? (potem udaje mi sie dowiedziec ze prawdopodobnie byl to jednak żubr).
Na wszelki wypadek idziemy i glosno spiewamy rozne glupie piosenki. Mam nadzieje ze w rejonie nie ma ani miśka ani innych ludzi. Toperz np. intonuje : “stary niedzwiedz mocno spi, my sie go boimy, na gorke wchodzimy. Jak nas spotka to nas zje”. Jakos wyjatkowo ta piosenka mnie nie bawi w tej scenerii. Zwlaszcza jak napatoczamy sie na piąta kupe….
Spotykamy tez wbita na galaz duza łuske
Ze szczytu Korbani jest ladny, choc dzis lekko przymglony widok. Jest wieza na ktora mozna wylezc i kontemplowac mniejsze i wieksze pagory na horyzoncie.
Jest tez wiatka w ktorej mozna by wygodnie spac w dwie, trzy osoby. Szkoda ze o tej porze roku nocami sa jeszcze przymrozki.
Wieczorem jedziemy sobie jeszcze do Bereznicy, tak ogolnie bez celu, zobaczyc co tam slychac, moze znajdziemy wypal albo co innego.
Znajdujemy fajna wyboista droge, kilka widoczkow
Okragla wiate z paleniskiem w srodku
Kilka sympatycznych maszyn zrywkowych
I jakies srodlesne voodoo… Krzyz, stolik, rozpiete sieci.. Uprawa lesna czy ołtarz tajemniczej sekty?
W ostatnie dni ostre slonce przypieklo mi pysk wokol oczu. Od kiedy kilka lat temu na Krymie spalilam gebe na skwarek teraz mi to nawraca. Piecze i wylazi prawie zywe mięso jak nie mam slonecznych okularow. Zapomnialam zabrac wiec kupuje jakies w spozywczaku w Baligrodzie. Kabaczek patrzy na mnie nieufnie. Poczatkowo chyba mnie nie rozpoznaje w tych okularach.
Toperz twierdzi ze skoro kupilam okulary to zapewne od jutra koniec z ladna pogoda..
cdn
Przewijamy sie dzis w rejonie dwoch wypalow. Jeden jest na terenach dawnej wsi Szczerbanowka. Jakos teraz zaczeli grodzic te wypaly, wiazac sznurkiem, zaslaniac drewnem i co gorsza wieszac tabliczki ze wstep wzbroniony. Dawniej czesto sciezka szla przez srodek wypalu, wiec latwiej bylo pogadac ze smolarzami a nieraz i cos wspolnie łyknac. Ciekawi ludzie pracowali w tych miejscach- spotkalismy niegdys i prawdziwego Murzyna, i goscia bez nogi ktory jakos radzil sobie w zaladowywaniu retorty jak i smolarke- czyli babke, ktore to nieczesto chyba imaly sie tej roboty. Kilka razy nocowalismy tez w smolarskich barakach, ale to bylo dawno temu. Teraz wytworzyl sie (zostal celowo wytworzony?) jakis dziwny dystans, jakas bariera.. Czy winne sa temu jakies nowe przepisy BHP, czy moze turysci wlazili do retort i przeszkadzali w pracy? Szlag wie.. Jedno jest pewne- zapach tego dymu lecacego z usmolonych i pordzewialych kominkow jest dla mnie zapachem Bieszczadow- nic tak jak zapach nie przywola wspomnien. A zapach na szczescie jest wciaz ten sam.
Nastepnego wypalu szukamy kolo Cisnej, w bocznej dolinie ciagnacej sie wzdluz potoku Stary Majdan. Retorty stoja, ale jeszcze nie dymia. Wyglada jakby dopiero rozkladali sie z nimi. Czyli wynika z tego ze zima produkcja wegla jest zatrzymana? Nigdy sie nad tym nie zastanawialam- jak rowniez nigdy nie bylam zima w Bieszczadach…
Mamy tez przeglad baraczkow wszelakich. Szkoda ze zadne schroniska, chatki czy agroturystyki nie oferuja noclegow w takich obiektach, ze nie ma wagonow z piecykiem koza pod wynajem.
W krzakach nieopodal zaszyl sie piekny pojazd. Na drogi pewnie juz nie wyjezdza ale w lesie jeszcze buszuje. Jak wiekszosc z tego gatunku nie ma reflektorow.
A to wnetrze- skodusia za 10 lat pewnie bedzie wygladac podobnie Ktos wie moze od czego i po co te rury w kabinie?
Brody na trasie Stężnica - Gorzanka wyschly, rzeka przeplywa pod plytami, przejezdza sie suchym kołem..
Dzis zatrzymujemy sie w PTSMie w Gorzance- spedzimy tu 4 dni. Budynek z zewnatrz jest wyremontowany i pomalowany na rażący kolorek
W srodku jednak mozna znalezc klimat i oddech przeszlosci. Wisi np. obrazek zachecajacy do zdobywania odznaki “przyjaciela schronisk mlodziezowych”. Ja chce taka odznake! W sporej ilosci PTSMow juz nocowalam! Obrazek jest z 86 roku…
A w kuchni zestaw kubkow “Konsumy”. Identyczne w ksztalcie byly w moim przedszkolu. Przenoszac puste wkladalo sie jeden w drugi tworzac wielka tuleje. Panie nam nie pozwalaly nosic po wiecej niz 5 sztuk- acz maksymalna wieza zbudowana na stoliku miala chyba kolo 20!
W schronisku znow jestesmy sami. Niet sezona. Fajne takie puste, ciemne korytarze... Minusem tego miejsca jest chlod. Pala nam wprawdzie w kotlowni wieczorem ale bardzo szybko cieplo umyka. Ot betonowy gmach nieogrzewany przez cala zime ma swoje prawa..
Zajmujemy sobie najwieksza z sal, chyba 10 osobowa.
Wieczorem przechodzi pierwsza wiosenna burza. Kabaczek o dziwo nie boi sie piorunow. Nie wiem jak mozna nie bac sie huku grzmotow albo wybuchajacych fajerwerkow a bać sie np. szumu wodospadu… Dzieci sa dziwne...
Rano mamy okazje poznac babke z obslugi (wieczorem wpuszczala nas jej corka- bardzo mila dziewczyna). Baba wpada przed 10 i oznajmia ze albo natychmiast opuszczamy obiekt albo musimy zaplacic za “dniowke” bo w punkcie 15 regulaminu stoi ze miedzy 10 a 17 trzeba opuscic schronisko. Potem sie okazuje ze cala zadyma jest o 4 zl (slownie: cztery). No coz... Uiszczamy oplate, nie zbankrutujemy przez to ale smrod pozostaje… Na szczescie juz owej baby wiecej nie musimy ogladac.
Oprocz zelaznego egzekwowania regulaminu babka straszy nas jeszcze niedzwiedziami- ze jakis okaz gigant nagral sie w ostatnich dniach na kamerki gdzies w lasach kolo Łopienki. Jakos tak sie sklada ze pol godziny pozniej dostajemy sms od rodziny ze jakos teraz niedzwiedz poturbowal w Bieszczadach grzybiarza. Grzybiarza? W kwietniu? Chyba jakis dobrych grzybkow szukal
A my dzis idziemy na Tyskowa. Miejsce w pewnym sensie dla mnie szczegolne bo tu byla jedna z moich pierwszych bieszczadzkich wycieczek. 19 lat temu. Straszne jak ten czas leci…
Zatem u wlotu doliny jest wypal, zgodnie z najnowsza moda odizolowany od swiata. Od drogi oddziela go mur drewna. Czy to to plan na ten sezon aby to wszystko zwęglic?
Dalej jest cmentarzyk rodziny Budzinskich- na wszystkich grobach widnieje to nazwisko. Groby opisane sa naszym alfabetem. Nazwisko tez brzmi brzmi polsko... Na ogrodzeniu cmentarza tabliczka o wysiedlonych przodkach.. Zapewne chodzi o innych ludzi, acz zestawienia tych grobow i tej tablicy nieco dziwnie wyglada...
Sa tez dwa budynki. Jeden jest otwarty i swietnie sie nadaje na nocleg w cieplejsze czesci roku chocby dla 20 osob!
Drugi, podobny w konstrukcji do łupkowskiej chaty i Polan Surowicznych jest zamkniety i chyba prywatny. Acz pozatykane za okna plakaty o koncertach czy rajdach wieją atmosfera chatek studenckich.
Dalej w dolinie rozciagaja sie klimaty zrywkowe.
Na przełeczy Hyrcza zagladamy do kapliczki i robimy sobie popas
Potem sobie idziemy na Korbanie.
Po drodze leżą ogromne kupy. Szlak kup. Naliczylismy ich chyba 4 sztuki. Swieze, aromatyczne, wielkosci dwoch krowich razem wzietych. Misiak? Ten o ktorym w telewizji gadali? (potem udaje mi sie dowiedziec ze prawdopodobnie byl to jednak żubr).
Na wszelki wypadek idziemy i glosno spiewamy rozne glupie piosenki. Mam nadzieje ze w rejonie nie ma ani miśka ani innych ludzi. Toperz np. intonuje : “stary niedzwiedz mocno spi, my sie go boimy, na gorke wchodzimy. Jak nas spotka to nas zje”. Jakos wyjatkowo ta piosenka mnie nie bawi w tej scenerii. Zwlaszcza jak napatoczamy sie na piąta kupe….
Spotykamy tez wbita na galaz duza łuske
Ze szczytu Korbani jest ladny, choc dzis lekko przymglony widok. Jest wieza na ktora mozna wylezc i kontemplowac mniejsze i wieksze pagory na horyzoncie.
Jest tez wiatka w ktorej mozna by wygodnie spac w dwie, trzy osoby. Szkoda ze o tej porze roku nocami sa jeszcze przymrozki.
Wieczorem jedziemy sobie jeszcze do Bereznicy, tak ogolnie bez celu, zobaczyc co tam slychac, moze znajdziemy wypal albo co innego.
Znajdujemy fajna wyboista droge, kilka widoczkow
Okragla wiate z paleniskiem w srodku
Kilka sympatycznych maszyn zrywkowych
I jakies srodlesne voodoo… Krzyz, stolik, rozpiete sieci.. Uprawa lesna czy ołtarz tajemniczej sekty?
W ostatnie dni ostre slonce przypieklo mi pysk wokol oczu. Od kiedy kilka lat temu na Krymie spalilam gebe na skwarek teraz mi to nawraca. Piecze i wylazi prawie zywe mięso jak nie mam slonecznych okularow. Zapomnialam zabrac wiec kupuje jakies w spozywczaku w Baligrodzie. Kabaczek patrzy na mnie nieufnie. Poczatkowo chyba mnie nie rozpoznaje w tych okularach.
Toperz twierdzi ze skoro kupilam okulary to zapewne od jutra koniec z ladna pogoda..
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
-
- Posty: 52
- Rejestracja: 2015-11-07, 19:55
- Lokalizacja: Beskid Żywiecki
Co do kup, to w Małej Fatrze na ścierzce spotkaliśmy też wielką, żartowaliśmy, że to niedźwiedzia, a później wujów żony się podpytywałem (pracowali w lesie w górach), to była właśnie niedźwiedzia kupa. Ale zupelnie inna, bardziej do psiej podobna.
Widzę, że macie podobne łóżeczko turystyczne, jego się nie bała?
To się boi wodospadów? A jak reaguje na wodę?
Widzę, że macie podobne łóżeczko turystyczne, jego się nie bała?
To się boi wodospadów? A jak reaguje na wodę?
DługiMarek pisze:Droga Mików-Duszatyn jest oficjalnie zamknięta ale.......często można tam spotkać leśnika który (jak się uśmiechniecie do Niego ) otworzy szlaban.
Akurat na niego nie wpadlismy...
laynn pisze:Co do kup, to w Małej Fatrze na ścierzce spotkaliśmy też wielką, żartowaliśmy, że to niedźwiedzia, a później wujów żony się podpytywałem (pracowali w lesie w górach), to była właśnie niedźwiedzia kupa. Ale zupelnie inna, bardziej do psiej podobna.
No wlasnie tez ogladalam sobie obrazki i ludzi pytalam i ta nasza to ponoc żubrza. Mielismy jeszcze spotkanie z kupa wilka ale to jeszcze o tym napisze bo to dluzsza historia i bylo zabawnie
laynn pisze:Widzę, że macie podobne łóżeczko turystyczne, jego się nie bała?
A czemu mialaby sie bac lozeczka? lozeczka to sie najbardziej boi toperz bo wazy 10 kg i zle sie go troczy do plecaka.. Ale brak lozeczka skonczylby sie odpelznieciem i zleceniem na łeb albo rozdeptaniem wiec wozimy kloca. A do namiotu mamy skladany basenik piankowy! Lzejszy, ale latwiej z niego wylezc, acz w namiocie nie ma problemu rozdeptania
laynn pisze:To się boi wodospadów? A jak reaguje na wodę?
Boi sie wodospadow, troche plynacych i szumiacych strumieni a najbardziej panicznie to prysznica! Wode lubi bardzo- ale stojaca- w stylu wanienka, jezioro, basen.
Ostatnio zmieniony 2016-04-28, 14:22 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
laynn pisze:O kurde nosicie łóżeczko turystyczne przy pkecaku( dobra Toperz nosi)? No...współczuję Toperzowi
no jak sie nie da gdzies podjechac skodusia to trzeba zaniesc.. innej opcji nie ma, samo nie pojdzie (niestety
jak byla mniejsza to spala wszedzie na wyjazdach w budzie z wozka i bylo prosciej ale sie przestala miescic....
Ostatnio zmieniony 2016-04-28, 17:47 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Piotrek pisze:że to jedna z lepszych sielankowych relacji jakie czytałem/widziałem. A ja bardzo takie na luzie lubię
Dzieki! ja tez lubie pelna sielanke na wyjazdach a tegoroczne Bieszczady wybitnie takie wlasnie byly- ze wzgledu na raczej nieograniczony czas- zero pospiechu, zero jakiegos "musze to czy tamto". I wiesz co jest najsmieszniejsze- ze mam wrazenie ze pospiech i nerwowowsc wcale nie wplywa na to ze sie wiecej zobaczy czy zwiedzi.
Piotrek pisze:Czekam na cd.
Mam nadzieje ze w najblizszych dniach uda sie jakies kolejne czesci dopisac.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze: I wiesz co jest najsmieszniejsze- ze mam wrazenie ze pospiech i nerwowowsc wcale nie wplywa na to ze sie wiecej zobaczy czy zwiedzi..
Pewnie że nie wpływa. Jak się człowiek powoli, bez pośpiechu błąka to jest czas dokładniej się rozejrzeć dookoła, zerknąć to tu, to tam.
Banalnie zabrzmi, ale dopiero jak z dzieciakami zacząłem chodzić, gdzie byłem zmuszony do wolniejszego tempa, krótszych (kilometrowo) tras to miejsca, które wcześniej znałem z własnych wypadów jakoś inaczej zaczęły wyglądać
Obecnie (od ok. 9 lat) jedyne wycieczki gdzie chodzę 'po staremu" to te z Klubu, z dorosłymi. A reszta to luuuuz, żadnej napinki. I mi to pasi
laynn pisze:Dlatego nie lubię jeździć gdzieś komunikacją, bo wtedy jest ciśnienie na dojazd do domu. Wolę jednak swój środek transportu.
Wszystko ma swoje plusy i minusy. Wlasny transport ma oczywiscie bardzo duzo plusow bo sie jest bardziej niezaleznym, mozna w skonczonym czasie dotrzec gdzie sie chce, nie trzeba sie dostosowywac do rozkladow jazdy ktore czesto sa do dupy ulozone, nie trzeba sie spieszyc ze transport ucieknie, mozna naladowac duzo bagazu.. Ale czesto jazda pociagiem jest klimatem samym w sobie, mozna sie zdrzemnac, mozna cos glebszego lyknac czy pogadac z nieznajomymi. Tak samo jak jazda np. stopem pozwala poznac ludzi, byc jakby blizej regionu w ktorym sie przebywa.
Piotrek pisze:Banalnie zabrzmi, ale dopiero jak z dzieciakami zacząłem chodzić, gdzie byłem zmuszony do wolniejszego tempa, krótszych (kilometrowo) tras to miejsca, które wcześniej znałem z własnych wypadów jakoś inaczej zaczęły wyglądać
Czasem na odbior wycieczki, okolicy tez wplywa to z kim sie idzie, mam wrazenie ze nieraz obecnosc jakis ludzi z nami na trasie ma strasznie duzy wplyw na jej odbior, ze sa osoby ktore maja zdolnosc jakby kreowania rzeczywistosci wokol. Kilka razy bylam na wycieczkach ktore obiektywnie patrzac byly mocno srednie, jednak obecnosc w ekipie osoby/osob ktora miala w sobie duzo radosci zycia, jakiejs takiej energii, powodowalo ze niby bylejaka trasa urastala do rangi wielkiej niezapomnianej wyprawy. Ponoc jest cos takiego ze nie ma swiata obiektywnego- jest tylko swiat ktory my potrafimy zobaczyc. Moze wlasnie twoje dzieci maja taka zdolnosc?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości