Czy to jest do zrobienia??? /Beskid Wyspowy/
Pudelek pisze:Z jednej strony komórka bardzo ułatwia życie, z drugiej - to smycz, którą większość osób sobie narzuca...
Wedlug mnie bardzo ulatwia i uwazam to za jeden z lepszych wynalazkow wspolczesnosci (mam na mysli aparacik ktory sluzy do dzwonienia a nie jakies naladowane dziwnymi funkcjami ustrojstwo). Pamietam ze za dawnych czasow bardzo marzylam aby miec przy sobie golebia ktorego moge zawsze wyslac z wiescia do domu.
Nie zapomne jak jezdzilam z ukrainskimi znajomymi w Bieszczady dawno temu (takie Bieszczady od Zamoscia po Czarnohore) i mialam taki uklad z mama ze ona akceptuje to co robie mimo mojego mlodego wieku ale mam sie codziennie, najrzadziej co dwa dni meldowac ze zyje. I jaka to byla masakra jak przyjedzam pod kolejna budke telefoniczna a ona rozwalona. Kiedys juz dwa dni nie dzwonilam, kolejna budka w drzazgi bez sygnalu, ja juz wiem ze mama sie martwi (a jak sie kogos kocha to by sie chcialo zeby spal spokojnie). Wtedy bylam w Dwerniku i bylam juz mega zdesperowana. Powiedzieli mi ze u soltysa jest telefon. Pamietam ze dzwonie do tego soltysa do drzwi i chyba zdesperowanym glosem pytam czy ma telefon i ze ja musze natychmiast zadzwonic, ze zaplace ile trzeba, ze dam 50 zl ale MUSZE zadzwonic natychmiast. Babka mnie wpuscila oczywiscie, zaprowadzia do telefonu, pewnie myslala ze jakis wypadek albo co... a drzaca reka wykrecilam numer... "mamo, u nas wszystko w porzadku jestesmy zdrowi, wiesz, budki tu w Bieszczadach popsute, ale wszystko ok...". Mina soltysowej bezcenna gdy wciskalam jej kase do reki.. Nie wziela.. Mowila ze lzami w oczach ze zazdrosci mojej mamie bo jej dzieci nie sa takie..
Taaak, komorki to zajebisty wynalazek...
Ostatnio zmieniony 2016-02-24, 23:11 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Taaak, komorki to zajebisty wynalazek...
Tylko bywa czasem inaczej.
To było około 10 lat temu.
Kolega pojechał na tydzień w Gorgany.
Chodzi zawsze sam i co jakiś czas, chyba raz dziennie melduje się żonie.
Ale że żona po górach w ogóle nie chodzi, więc nawet nie wie dokładnie gdzie on jest (no bo nie zna tych miejsc).
No i niestety w Gorganach nie było zasięgu, tzn. był ale dziwny. On dodzwonić się nie mógł, ale codziennie wysyłał SMS-y i nie miał informacji, że coś jest nie tak i że nie dochodzą więc myślał, że wszystko OK i szedł sobie spokojnie z namiotem wzdłuż głównego grzbietu. SMS-y wysyłał codziennie, ale one przepadały w przestrzeni, żaden jak się okazało nie doszedł.
Żona tymczasem już na trzeci dzień, nie wiedząc co się dzieje i dość mocno przestraszona otworzyła jego skrzynkę pocztową, znalazła maila, którego dostał ode mnie, a który miał tytuł "Karpaty Wschodnie" (całkiem przypadkiem bo rozmawialiśmy o jakichś starych sprawach a nie o jego wyjeździe, nawet nie wiedziałam że tam pojechał). No i napisała do mnie rozpaczliwego maila po tytułem "Kajtek zaginął" *).
Ja akurat byłam w pracy i tu nagle dostaję takiego maila. Od razu po przeczytaniu tytułu też się przeraziłam.
Ale jak ją wypytałam (cały czas korespondowałyśmy mailowo) to zaczęłam ją uspokajać, bo wiedziałam że tam jest kiepsko z zasięgiem (sama byłam rok wcześniej). Potem jeszcze ona napisała maila do naszego wspólnego kolegi, który akurat wrócił z Gorganów i traf chciał ze spotkał tamtego w Rafajłowej. Jeden wsiadał a drugi wysiadał z marszrutki.
No i on też zaczął dziewczynę uspokajać. W końcu ona się dała przekonać żeby nie panikować, a my tymczasem do tamtego "zaginionego" wysłaliśmy ze swoich telefonów po kilka SMS-ów aby się natychmiast skontaktował z żoną.
Na szczęście już wieczorem jak zszedł do Osmołody skontaktował się z żoną i również z nami i wszyscy odetchnęliśmy bo trochę nerwowo jednak było.
Wszystko wydaje mi się kwestią umówienia się. Gdyby powiedział żonie, że przez tydzień, lub ileś tam dni będzie bez kontaktu to by nie panikowała.
Ja w każdym razie jak moi Panowie jeżdżą nad Bajkał, do Gruzji, do Birmy, na Filipiny czy do Peru to nie oczekuję codziennego kontaktu, bo wiem że nie ma tam takich możliwości.
*) [imię zmienione, bo pewnie kolega nie chce być zdemaskowany ]
Basia Z. pisze:Kajtek
Basia Z. pisze:*) [imię zmienione, bo pewnie kolega nie chce być zdemaskowany ]
Fajne imie mu wymyslilas- jak kabak by byl chlopcem to mial byc wlasnie Kajtek
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Mnie to toperz bez najmniejszego problemu puscil np. na 9 dni na Podlasie zebym spala w namiocie sam na sam z innym facetem (eco). Widac niektorzy sa bardziej godni zaufania a niektorzy mniej
ewentualnie Eco wygląda u toperza na takiego, co to kobiet w namiocie nie tyka
buba pisze:Ja od dziecka bylam nauczona zeby informowac bliskich np. o spoznieniu sie do domu
tyle, że kiedyś to było bardziej utrudnione. Zepsuł się pociąg, uciekł autobus - nie bardzo jak zadzwonić, bo nie wszędzie były budki telefoniczne. A teraz... "kochanie, będę kwadrans później, bo stoję w korku. Możesz poczekać z obiadem?".
sprocket73 pisze:prawdziwy pantofel nie napisałby czegoś takiego, ze go żona nie puści... prawdziwy pantofel pisze tak:
znam paru takich co z dumą rozgłaszali, że są pantoflami Część z nich do dziś się tego wstydzi
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Tatraman pisze:Kajetan, znaczy się...?
nooo chyba jedyne meskie imie z takich uzywanych w Polsce ktore mi sie bardzo podoba (bo inne to mi sie podobaja same takie dziwne co to by sie dziecku zrobilo krzywde mu tak dajac
Pudelek pisze:buba napisał/a:
Ja od dziecka bylam nauczona zeby informowac bliskich np. o spoznieniu sie do domu
tyle, że kiedyś to było bardziej utrudnione. Zepsuł się pociąg, uciekł autobus - nie bardzo jak zadzwonić, bo nie wszędzie były budki telefoniczne. A teraz... "kochanie, będę kwadrans później, bo stoję w korku. Możesz poczekać z obiadem?".
No bylo cholernie utrudnione ale przy odpowiedniej dozie dobrej woli w wiekszosci przypadkow (chyba nawet we wszystkich ) udawalo mi sie poinformowac rodzicow ze z imprezy wroce jutro.
Basia Z. pisze:No i niestety w Gorganach nie było zasięgu, tzn. był ale dziwny. On dodzwonić się nie mógł, ale codziennie wysyłał SMS-y i nie miał informacji, że coś jest nie tak i że nie dochodzą więc myślał, że wszystko OK i szedł sobie spokojnie z namiotem wzdłuż głównego grzbietu. SMS-y wysyłał codziennie, ale one przepadały w przestrzeni, żaden jak się okazało nie doszedł.
Ja sms uwazam za dostarczony gdy przyjdzie na niego odpowiedz (tzn odpowiedz od osoby a nie od sieci ze "dostarczono".
A w Gorganach tak jest z zasiegiem jak piszesz- przez 4 dni nie pisalam do mamy. Ale wczesniej jej mowilam ze tam tak bedzie wiec bylo ok i sie nie martwila
Ostatnio zmieniony 2016-02-25, 00:20 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:No bylo cholernie utrudnione ale przy odpowiedniej dozie dobrej woli w wiekszosci przypadkow (chyba nawet we wszystkich ) udawalo mi sie poinformowac rodzicow ze z imprezy wroce jutro.
jednak impreza to co innego niż góry
Pamiętam swoją pierwszą wyprawę wielodniową w góry i to od razu samotną. Co jakiś czas dawałem znać, że żyję, ale na jakimś odcinku nie było możliwości... Rodzice zadzwonili do schroniska (jakoś wyliczyli, że tam powinienem być) śmiertelnie mnie strasząc, bo myślałem, iż coś się w domu stało. Po tej akcji i awanturze trochę zrozumieli, że na szlaku górskim ustawiczne kombinowanie skąd zadzwonić nie jest najważniejsze, podobnie jak to, że czasem można nie mieć normalnej możliwości (bo mi do głowy nie przyszło, aby do zwykłego "meldowania się" wykorzystać telefon schroniskowy).
Obecnie jadąc gdziekolwiek zawsze informuję, że "pewno nie będę miał zasięgu". W górach to się najczęściej sprawdza Zresztą komórkę zazwyczaj noszę i tak wyłączoną, aby bateria starczyła na cały wyjazd, co przy starych Nokiach nie jest wielką sztuką
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
- Tatrzański urwis
- Posty: 1405
- Rejestracja: 2013-07-07, 12:17
- Lokalizacja: Małopolska
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
co do fajnych imion... wiecie jakie imię pasuje zarówno do chłopca jak i do dziewczynki?
podpowiem, że to imię wszyscy znają, aczkolwiek jest bardzo rzadko nadawane...
.
.
.
Osama
podpowiem, że to imię wszyscy znają, aczkolwiek jest bardzo rzadko nadawane...
.
.
.
Osama
Ostatnio zmieniony 2016-02-25, 10:32 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Laynn, mnie się tam ta trasa podoba taka jaka jest, niemniej chyba nie mamy zbytnio co liczyć na braki śniegu. Warto chyba mieć coś mimo wszystko w alternatywie. Gdzies blisko, w razie draki.
Urwis, a zaproponuj no coś. Inne pasmo.
O kuźwa, to dobry jesteś. Ale to bardzo dziwne, bo z tego, co kojarzę, to zaczynaliśmy i kończyliśmy razem, a pierwsze zdjęcie z tamtego dnia mam z godziny 7:06, po jakichś siedmiu kilometrach, ostatnie o 19:39, jakieś pół godziny przed końcem, to mi wychodzi na jakieś czternaście godzin, chyba, że....
.. bo w sumie to dawno było, ale może tak być...
..ze faktycznie wyszło 7,5 godziny na 50 km - a mnie widać było mało, to poszedłem na pętlę drugi raz, stąd u mnie dwa razy większy czas. No, godzinę do przodu byłem na drugiej pętli, ale to też można racjonalnie wyjaśnić - skoro sam szedłem to nie miałem z kim gadać, więc szybciej czas leciał.
Urwis, a zaproponuj no coś. Inne pasmo.
Tatrzański urwis pisze:Wyszło mi wtedy jakieś 7,5 godziny
O kuźwa, to dobry jesteś. Ale to bardzo dziwne, bo z tego, co kojarzę, to zaczynaliśmy i kończyliśmy razem, a pierwsze zdjęcie z tamtego dnia mam z godziny 7:06, po jakichś siedmiu kilometrach, ostatnie o 19:39, jakieś pół godziny przed końcem, to mi wychodzi na jakieś czternaście godzin, chyba, że....
.. bo w sumie to dawno było, ale może tak być...
..ze faktycznie wyszło 7,5 godziny na 50 km - a mnie widać było mało, to poszedłem na pętlę drugi raz, stąd u mnie dwa razy większy czas. No, godzinę do przodu byłem na drugiej pętli, ale to też można racjonalnie wyjaśnić - skoro sam szedłem to nie miałem z kim gadać, więc szybciej czas leciał.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości