Historia pewnego zdjęcia
Historia pewnego zdjęcia
Jako że często nie ma się czasu ani weny, by sklecić jakąś relację, a wspomnienia z wyjazdu uciekają w niebyt, proponuję nowy wątek „Historia pewnego zdjęcia”. Nierzadko uda się na fotografii uchwycić coś ważnego – ciekawe spotkanie z niebanalnym człowiekiem, rzecz, zabytek, miejsce, sytuację, wydarzenie, z którymi wiążą się jakieś emocje, jakaś nadzwyczajna dla nas historia. Albo krajobraz, który w szczególnym momencie staje się dla nas czymś fascynującym, niezwykłą impresją, olśniewa albo przeraża, bo znaleźliśmy się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu, by coś niebanalnego uchwycić, by coś nam się skojarzyło, coś z czymś połączyło, coś przed nami odkryło.
Te zdjęcia nie muszą być świetne artystycznie. Ważne, by coś przekazywały. By towarzyszyło im kilka słów opisu, który wyjaśni ich wyjątkowość. Zapraszam do podzielenia się historiami ze swoich zdjęć. Ja zacznę od fotografii, która podsunęła mi pomysł tego wątku.
Syria wzbudza obecnie jednoznaczne, negatywne skojarzenia. Dla nas to kraj, który już nie istnieje, bo nie istnieje ta Syria, którą zapamiętaliśmy z wyjazdu sprzed wojny domowej. Miejsca, które wówczas przemierzaliśmy, nierzadko obróciły się w ruiny. Zniszczono
Meczet Umajjadów w Aleppo, wysadzono w powietrze świątynię Bela z Palmyry, bezpowrotnie zniknęło wiele śladów z historycznej i kulturalnej przeszłości tego kraju. Ale nie o zabytkach chcemy pisać, a o ludziach, których spotkaliśmy w drodze. Często zastanawiamy się, czy jeszcze żyją, czy uciekli z kraju pogrążonego w chaosie, jak teraz próbują funkcjonować w świecie, w którym ich poprzednie życie obróciło się w gruzy.
Jak ten staruszek, z którym jechaliśmy na stopa na pace samochodu i który po wysiadce na migi zaprosił nas do swego domu, ugościł i kazał zostać tak długo, jak potrzebujemy. Lub starszy pomocnik hotelowy w Latakii, który jakoś szczególnie nas sobie upodobał i gdy już rozgościliśmy się na dachu, na którym mieliśmy spać, przyniósł nam kawę w styropianowym kubku i choć ni w ząb nie znał angielskiego, zaczął wymieniać znane sobie europejskie marki, by w końcu stwierdzić (a był to czas po śmierci Jacksona): „Michael Jackson caput!”. Albo dwóch chłopaków z Palmyry, którzy po skończonej pracy w hotelach spotkali się w domu jednego z nich i z którymi przesiedzieliśmy przy herbacie i sziszy do świtu, by o tej przysłowiowej czwartej nad ranem położyć się na balkonie na krótki sen, gdy niebo nad Palmyrą, nieprzejrzyste od piaskowej zawiesiny ciążącej w powietrzu, zaczynało nabierać blasków.
Albo człowiek ze zdjęcia, przypadkowo spotkany w drodze, którego imienia nigdy nie poznaliśmy. Wracaliśmy właśnie z pustyni, skąd po obejrzeniu zamku Kasr Ibn Wardan i domów – uli w okolicy złapaliśmy autostop w pobliże miejscowości, skąd jeździł lokalny transport do miasta. Do przejścia na przystanek zostało nam niewiele, może z pół kilometra, może kilometr. I nagle, ni stąd, ni z owąd, zatrzymał się przy nas motocykl. Ubrany w czerwoną arafatkę mężczyzna zaproponował nam podwózkę, więc ochoczo wskoczyliśmy na siodełko i pomknęliśmy przed siebie. Furkocząca na wietrze kefija i pasek prostej drogi przed nami – tylko tyle można było zobaczyć zza ramienia Syryjczyka. I to właśnie zdjęcie z perspektywy pasażera zrobił Robert w trakcie jazdy. Czy ten człowiek nadal jeździ tą drogą? Czy ta droga, w takim stanie jak kiedyś, jeszcze istnieje? Może nie ma i jego, i jej. A może nadal czerwona kefija powiewa na wietrze?
Te zdjęcia nie muszą być świetne artystycznie. Ważne, by coś przekazywały. By towarzyszyło im kilka słów opisu, który wyjaśni ich wyjątkowość. Zapraszam do podzielenia się historiami ze swoich zdjęć. Ja zacznę od fotografii, która podsunęła mi pomysł tego wątku.
Syria wzbudza obecnie jednoznaczne, negatywne skojarzenia. Dla nas to kraj, który już nie istnieje, bo nie istnieje ta Syria, którą zapamiętaliśmy z wyjazdu sprzed wojny domowej. Miejsca, które wówczas przemierzaliśmy, nierzadko obróciły się w ruiny. Zniszczono
Meczet Umajjadów w Aleppo, wysadzono w powietrze świątynię Bela z Palmyry, bezpowrotnie zniknęło wiele śladów z historycznej i kulturalnej przeszłości tego kraju. Ale nie o zabytkach chcemy pisać, a o ludziach, których spotkaliśmy w drodze. Często zastanawiamy się, czy jeszcze żyją, czy uciekli z kraju pogrążonego w chaosie, jak teraz próbują funkcjonować w świecie, w którym ich poprzednie życie obróciło się w gruzy.
Jak ten staruszek, z którym jechaliśmy na stopa na pace samochodu i który po wysiadce na migi zaprosił nas do swego domu, ugościł i kazał zostać tak długo, jak potrzebujemy. Lub starszy pomocnik hotelowy w Latakii, który jakoś szczególnie nas sobie upodobał i gdy już rozgościliśmy się na dachu, na którym mieliśmy spać, przyniósł nam kawę w styropianowym kubku i choć ni w ząb nie znał angielskiego, zaczął wymieniać znane sobie europejskie marki, by w końcu stwierdzić (a był to czas po śmierci Jacksona): „Michael Jackson caput!”. Albo dwóch chłopaków z Palmyry, którzy po skończonej pracy w hotelach spotkali się w domu jednego z nich i z którymi przesiedzieliśmy przy herbacie i sziszy do świtu, by o tej przysłowiowej czwartej nad ranem położyć się na balkonie na krótki sen, gdy niebo nad Palmyrą, nieprzejrzyste od piaskowej zawiesiny ciążącej w powietrzu, zaczynało nabierać blasków.
Albo człowiek ze zdjęcia, przypadkowo spotkany w drodze, którego imienia nigdy nie poznaliśmy. Wracaliśmy właśnie z pustyni, skąd po obejrzeniu zamku Kasr Ibn Wardan i domów – uli w okolicy złapaliśmy autostop w pobliże miejscowości, skąd jeździł lokalny transport do miasta. Do przejścia na przystanek zostało nam niewiele, może z pół kilometra, może kilometr. I nagle, ni stąd, ni z owąd, zatrzymał się przy nas motocykl. Ubrany w czerwoną arafatkę mężczyzna zaproponował nam podwózkę, więc ochoczo wskoczyliśmy na siodełko i pomknęliśmy przed siebie. Furkocząca na wietrze kefija i pasek prostej drogi przed nami – tylko tyle można było zobaczyć zza ramienia Syryjczyka. I to właśnie zdjęcie z perspektywy pasażera zrobił Robert w trakcie jazdy. Czy ten człowiek nadal jeździ tą drogą? Czy ta droga, w takim stanie jak kiedyś, jeszcze istnieje? Może nie ma i jego, i jej. A może nadal czerwona kefija powiewa na wietrze?
Ostatnio zmieniony 2016-02-01, 23:11 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiolcia pisze:Dla nas to kraj, który już nie istnieje, bo nie istnieje ta Syria, którą zapamiętaliśmy z wyjazdu sprzed wojny domowej. Miejsca, które wówczas przemierzaliśmy, nierzadko obróciły się w ruiny.
To tak samo jak nasz Donbas.. Tez miejsce ktore juz nie istnieje. To znaczy moze istnieje ale jest juz zupelnie inne.. I pod wzgledem krajobrazu rozpierdzielonych miast czy zaminowanych drog ale przede wszystkim zlej energii ktora narosla w ludziach.. Juz wieczorem nie przejdziesz sie po spelunkach blokowisk nawet jak fizycznie ocalaly..
Nie zapomne jak bylismy u Jury w wiosce Siedowe nad Morzem Azowskim. Jura bardzo narzekal ze ciezko sie zyje, ze za sajuza bylo lepiej. Ze teraz prywatni wykupili pensjonaty i plaze wzdluz wybrzeza i ciezko dojsc do morza, ze traulery wylawiaja sieciami wszystkie ryby wiec miejscowi nie maja co lowic a nawet jak zlowia to groza mandaty, ze morze i powietrze brudne bo huty Mariupola spuszczaja syf, ze synowie nie maja pracy i pija. Ze wszystko drogie a emerytury groszowe.. I jeszcze latem byla epidemia cholery w rejonie i turysci sie przestraszyli , nie przyjechali, nie bylo komu wynajac pokoju a dzieki temu wiazal koniec z koncem. I jest tak do dupy ze nie moze byc gorzej.. Przykro mi Jura- ale sie myliles... Moze...
Albo jak ubralam swoja moro peleryne idac na spacer a Jura ze smiechem mowil "teraz to nie tylko deszcz ale i wojna ci niestraszna!". Ot taki dowcip, taki zart... Bo czym byla wojna dla Donbasu 4 lata temu? czyms nierealnym jak ufiki czy krasnoludki, moze jedynie jakims wspomnieniem zgrzybialych babuszek sprzed 70 lat...
Jura podal mi dwa numery telefonu- i stacjonarny do siostry i swoja komorke. Dzwonilam pare razy po powrocie. Teraz oba milcza. Probowalam wiele razy.
Ja i Jura w jego ogrodku w Siedowie. Pazdziernik 2011
Ostatnio zmieniony 2016-02-02, 13:03 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Szlam sobie ulica. Wszystko bylo normalnie jak codzien. Nagle zawial jakis cieply wiatr, podrzucajac lezace na chodniku liscie. Na tyle mnie to zdziwilo (dzien byl chlodny) ze przystanelam. Jakos zrobilo sie tez cicho bo akurat nie jechalo zadne auto. Uslyszalam przedziwny rumor gdzies zza zakretu- jakby zgrzytal po asfalcie metal. Poszlam w tamta strone. Ulica byla pusta. Chodnikiem szedl facet, podskakiwal (tak jak czasem dzieci skaczace po plytkach chodnika zeby nie nadepnac na linie), spiewal cos w nieznanym mi jezyku (chyba byl to francuski) i ciagnal za soba na sznurku gruba, metalowa rame.
Chwile pozniej gosc zniknal za zakretem. Zgrzyty ustaly- moze dlatego ze znow droga zaczely walic wielkie tiry. Znow bylo normalnie...
Szkoda ze zbyt pozno sobie przypomnialam ze aparat ma przeciez tez funkcje krecenia filmu.. Z podkladem dzwiekowym by bardzo zyskalo
Chwile pozniej gosc zniknal za zakretem. Zgrzyty ustaly- moze dlatego ze znow droga zaczely walic wielkie tiry. Znow bylo normalnie...
Szkoda ze zbyt pozno sobie przypomnialam ze aparat ma przeciez tez funkcje krecenia filmu.. Z podkladem dzwiekowym by bardzo zyskalo
Ostatnio zmieniony 2016-02-04, 22:00 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wiedziałam, że właśnie Ty będziesz mieć dużo do powiedzenia i pokazania w tym temacie!
Pierwsza historia mocna i smutna jednocześnie. Ciekawe, czy jeszcze te telefony się kiedyś odezwą?
A ta druga to mi się od razu skojarzyła z dowcipem o facecie ciągnącym za sobą szczoteczkę do zębów. Chyba pan ten miał swój świat, co?
Pierwsza historia mocna i smutna jednocześnie. Ciekawe, czy jeszcze te telefony się kiedyś odezwą?
A ta druga to mi się od razu skojarzyła z dowcipem o facecie ciągnącym za sobą szczoteczkę do zębów. Chyba pan ten miał swój świat, co?
Wiolcia pisze:z dowcipem o facecie ciągnącym za sobą szczoteczkę do zębów
nie znam!
Wiolcia pisze:Chyba pan ten miał swój świat, co?
chyba tak i chyba byl w tym swiecie szczesliwy!
Wiedziałam, że właśnie Ty będziesz mieć dużo do powiedzenia i pokazania w tym temacie!
mysle ze cos sie jeszcze znajdzie!
Ostatnio zmieniony 2016-02-05, 20:51 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Historia pewnego zdjęcia
Wiolcia pisze:Ale nie o zabytkach chcemy pisać, a o ludziach, których spotkaliśmy w drodze. Często zastanawiamy się, czy jeszcze żyją, czy uciekli z kraju pogrążonego w chaosie, jak teraz próbują funkcjonować w świecie, w którym ich poprzednie życie obróciło się w gruzy.
Jak ten staruszek, z którym jechaliśmy na stopa na pace samochodu i który po wysiadce na migi zaprosił nas do swego domu, ugościł i kazał zostać tak długo, jak potrzebujemy.
Lub starszy pomocnik hotelowy w Latakii, który jakoś szczególnie nas sobie upodobał i gdy już rozgościliśmy się na dachu, na którym mieliśmy spać, przyniósł nam kawę w styropianowym kubku.
Albo dwóch chłopaków z Palmyry, którzy po skończonej pracy w hotelach spotkali się w domu jednego z nich i z którymi przesiedzieliśmy przy herbacie i sziszy do świtu.
Albo człowiek ze zdjęcia, przypadkowo spotkany w drodze, którego imienia nigdy nie poznaliśmy. Do przejścia na przystanek zostało nam niewiele, może z pół kilometra, może kilometr. I nagle, ni stąd, ni zowąd, zatrzymał się przy nas motocykl.
Czy ten człowiek nadal jeździ tą drogą? Czy ta droga, w takim stanie jak kiedyś, jeszcze istnieje? Może nie ma i jego, i jej. A może nadal czerwona kefija powiewa na wietrze?
Od kilku dni próbuję coś tu napisać i za każdym razem kasuję, zamiast wcisnąć "wyślij".
Nie, nie chcę wywoływać burzy w tym wątku. Twoje słowa wystarczą, nie potrzebują komentarza...
Re: Historia pewnego zdjęcia
Vlado pisze:Od kilku dni próbuję coś tu napisać i za każdym razem kasuję, zamiast wcisnąć "wyślij".
Nie, nie chcę wywoływać burzy w tym wątku. Twoje słowa wystarczą, nie potrzebują komentarza...
Miałam nieco obaw, że ten wpis będzie odczytany jednoznacznie. A nie o to chodziło. Zamiast Syrii mogły być inne kraje, w których spotkaliśmy ludzi wartych zapamiętania. To, że jest to właśnie Syria było przypadkiem, bo tam daliśmy się wziąć na stopa uczynnemu człowiekowi. Więc niech na tym zostanie, bo to żaden głos ani za, ani przeciw. Po prostu stwierdzenie, że wszędzie można spotkać dobrych ludzi.
Po powrocie z Syrii w 2011 targały mną różne uczucia...
Ktoś mi kiedyś powiedział, że chyba mnie poje...ło , bo zrobiłem ok 200 zdjęć w Palmirze.
Najprawdopodobniej byłem ostatnim Polakiem jaki robił tam zdjęcia i który uwiecznił ostatnie chwile antycznego miasta. Teraz Palmiry nie ma
Weterynarz z okolic Hamy, który gościł wraz z żoną i córką ,nas u siebie w domu, przestał odpowiadać na emaile już jesienią 2011. Martwimy się o nich. Do dzisiaj się nie odezwali...
Ktoś mi kiedyś powiedział, że chyba mnie poje...ło , bo zrobiłem ok 200 zdjęć w Palmirze.
Najprawdopodobniej byłem ostatnim Polakiem jaki robił tam zdjęcia i który uwiecznił ostatnie chwile antycznego miasta. Teraz Palmiry nie ma
Weterynarz z okolic Hamy, który gościł wraz z żoną i córką ,nas u siebie w domu, przestał odpowiadać na emaile już jesienią 2011. Martwimy się o nich. Do dzisiaj się nie odezwali...
in omnia paratus...
TNT'omek pisze:skoro wysadzili świątynię Baala to myślisz, że hołota z ISIS oszczędziła amfiteatr??
Z tego co gdzieś czytałam, to w amfiteatrze w Palmyrze odbywały się egzekucje
Też tam kiedyś byłam, spaliśmy pod gołym niebem, a całe dwa dni spędzili na zwiedzaniu i łażeniu po ruinach, z mokrą podkoszulką na głowie bo było około 40 stopni i pełne słońce.
Byłam też w Aleppo, piękne miasto (było).
TNT'omek pisze:skoro wysadzili świątynię Baala to myślisz, że hołota z ISIS oszczędziła amfiteatr??
nie myślę, pytam się. Gdybym znał odpowiedź, zapewne bym tego nie zrobił.
świątynię Baala wysadzono, jako sprzeczną z zakazem oddawania kultu innym Bogom. Ostatnia wiadomość z Palmyry jest z października, gdy wysadzono łuk triumfalny Septymiusza Sewera - na upartego też można to podciągnąć pod walkę z obcymi kultami, bo został uznany za Boga.
O amfiteatrze od czasu wykorzystania jako egzekucji - nie słyszałem i nie czytałem.
TNT'omek pisze:Najprawdopodobniej byłem ostatnim Polakiem jaki robił tam zdjęcia i który uwiecznił ostatnie chwile antycznego miasta
IS weszło tam bodajże w maju 2015 roku, więc do ostatnich chwil jeszcze trochę brakowało...
Ostatnio zmieniony 2016-02-09, 23:16 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Pudelek pisze:do ostatnich chwil jeszcze trochę brakowało...
Byłem w Palmirze 26 marca, a w kwietniu 2011 w całej Syrii wybuchła regularna wojna. Nie sądzę żeby ktoś jeździł w tamte strony turystycznie. Korespondenci wojenni, organizacje humanitarne, obserwatorzy... do Damaszku, Aleppo, Hamy. Nie do Palmyry. Po co? Tam poza antycznym miastem i zamkiem na wzgórzu nic nie było. Wioseczka na pustyni...
Ostatnio zmieniony 2016-02-11, 20:16 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 1 raz.
in omnia paratus...
Piękny wątek wspominkowy. Właśnie niezwykłe jest to że byliśmy w miejscach, gdzie obecnie wszystko jest już historią, zostały zaledwie kupy kamieni. Pamiętacie niezwykły suk w Aleppo, który spłonął doszczętnie? Historia setek lat i zniszczona w jeden moment.
A pamiętacie tą "kawiarnię" w drodze do Palmyry?
A pamiętacie tą "kawiarnię" w drodze do Palmyry?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 47 gości