Z kibicowskim pozdrowieniem!
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Z kibicowskim pozdrowieniem!
Prolog
Pewnego pięknego dnia szefowa zaprasza mnie do gabinetu na rozmowę.
Jako, że wcześniej udało mi się zorganizować i przeprowadzić dla „firmy” ważną akcję rozmowa przebiega mniej więcej w ten sposób:
Szefowa: Jak mogę ci się odwdzięczyć?
Ja: Poproszę podwyżkę i dłuższy urlop.
Szefowa: (uśmiech) A poważnie?
Ja: Zaproponuj coś.
Szefowa: No to masz dodatkowe 5 dni urlopu do wykorzystania.
Jak to mówią: trzeba kuć żelazo póki gorące. Tak więc od razu biorę dwa dni wolnego i planuję gdzie by tu jechać.
W Tatrach pogoda niepewna, w Beskidach nie było mnie już całe wieki. Decyzja - Beskid Żywiecki.
Ugaduje się ze znajomym spod Bielska, plan jest, bilety kupione, noclegi zarezerwowane. Można jechać.
Teraz zaczyna się epopeja komunikacyjna.
Autobusem do Warszawy. Pociągiem do Katowic, tu przesiadka do Bielska Białej. Tu spotykamy się z Mateuszem i autem jedziemy pod Bielsko. Teraz pociąg do Czechowic, znów przesiadka i jedziemy na Zwardoń.
W tak zwanym międzyczasie alkoholizujemy się i przybijamy zgodę!
Wprawdzie Mateusz to kibic Ruchu, a ja Jagi (obaj w stanie spoczynku) ale co na szkodzi?
W Zwardoniu ciemno, pusto i cicho. Tak więc uderzamy w kimono.
Dzień 1
Nie ma spiny. Prognozy mówią o tym, że tak czy siak pogoda dupnie około południa.
Nie ma więc szans na zachód słońca ani inne szmery bajery.
Wstajemy więc na luzie i wychodzimy z kwatery ok 8.
Na początku asfalt. Mijamy jakiś mały wyciąg i od paru lat zabite dechami schronisko Dworzec Beskidzki.
Za to pojawiają się pierwsze widoki:
Po chwili zdobywamy pierwszy tego dnia szczyt - Beskidek (775 m n.p.m.).
Pomimo asfaltu trasa jest całkiem przyjemna:
Szlak biegnie teraz wzdłuż granicy. Po stronie słowackiej jest na co popatrzeć.
Jest pięknie! Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłem jesienią w górach.
Dalsza droga wciąż w jesiennych barwach:
Kiedyś bez chwili namysłu wiedziałbym co to za pagóry:
Dziś nawet nie chce mi się zajrzeć do mapy aby sprawdzić.
Gdy raz trafi się w Tatry nic nie jest już takie same...
Zaczyna się trawers Skalanki. Koniec asfaltu. Początek błota.
W okolicy Chatki Skalanki zakładamy stuptuty.
Na trasie nadal cisza i spokój:
Na Przełęczy Graniczne poznajemy sympatyczną ekipę z Krakowa. Zmroziły nas jednak wieści, którymi się z nami dzielą: na Wielkiej Raczy nie działa bufet. Szok, niedowierzanie, wyparcie. Brak żarcia jakoś przeżyjemy ale jak to - nie będzie browara na wieczór? Stąd można jeszcze na spokojnie wrócić do Zwardonia po zapasy. Postanawiam jednak sprawdzić wieści u źródła. Dzwonię do schroniska i wielka ulga! Bufet działa. Piwo jest! Przeżyjemy!
Pierwsze poważniejsze podejście - Beskid Graniczny (875 m n.p.m.). Schodząc ze szczytu widzimy znajomą ekipę z Krakowa wyłaniającą się z chaszczy po prawej. Idą w naszą stronę. Robiąc wielkie oczy sugerujemy im zwrot o 180 stopni. Gdybyśmy byli parę minut szybsi i się minęli nasza sympatyczna ekipa z Krakowa zamiast na Wielką Raczę doszłaby na Beskid po czym kółko zakończyliby przy swoim samochodzie na Przełęczy Graniczne.
Teraz czeka nas kolejne podejście - Kikula (1087 m n.p.m.).
Po szczytowaniu robimy chwilę przerwy i idziemy dalej.
Pogoda lekko siada ale co jakiś czas pojawiają się nawet jakieś widoki na okoliczne pagóry.
W okolicach Wielkiego Przysłopu łapią nas pierwsze krople deszczu. Ostatnie zdjęcia...
Zaraz rozpocznie się podejście na Obłaz i Wielką Raczę - a co za tym idzie wejdziemy w chmurę.
W końcu po mozolnym podejściu docieramy na szczyt Wielkiej Raczy (1236 m n.p.m.).
Widoki jakie są każdy widzi...
Tak więc idziemy do schroniska na zasłużone piwo.
Plan jest prostu: 4 piwka, prysznic, lulu ok 20 i bladym świtem wychodzimy.
Niestety... albo i stety góry i schroniska mają to do siebie, że często plany biorą w łeb. Zaczyna się spokojnie ale wszystko wymyka się spod kontroli gdy w schronisku dosiadamy się do naszej poznanej na szlaku ekipy z Krakowa.Piwo leje się strumieniami, stoliki łączą się. Pojawia się Soplica - bynajmniej nie Jacek. Im więcej alkoholu tym trudniej go odmawiać. Zresztą po cóż odmawiać skoro ludzie fajni?
Pojawia się jakaś ekipa z gitarą i atmosfera siada...
Żenujące rzępolenie, piosenki z dupy. Próbujemy ratować sytuację intonując najbardziej popularną w Polsce pieśń "Legia to stara kur..." ale gdy zamiast chóralnego śpiewu obserwujemy jedynie nienawistne spojrzenia postanawiamy iść w kimę.
Dzień 2
Poranek był ciężki. Wróć...
Cały dzień był ciężki.
Zamiast o 5 wstaliśmy o 7. Ze schroniska wyszliśmy przed 9...
Pogoda z rana to kontynuacja tej z wieczoru dnia poprzedniego. Jednym słowem gówno widać.
Za to podobno ma się poprawić...
Żegnamy się z Raczą:
Idziemy w kierunku Przełęczy Przegibek. Nie ma nawet w czym się za bardzo rozpisywać.
Czuję się dziadowsko, do tego siąpi deszcz, pod stopami błoto. Beskidy!
Zaczyna się coś przecierać dopiero w okolicy Hali Śrubita:
Dość lekkie podejścia w kierunku Jaworzyny czy Kikuli były dla mnie drogą przez mękę.
Na szczęście pogoda rzeczywiście robi się coraz ładniejsza. Coraz bliżej też upragnione schronisko i nadzieja na dłuższe wytchnienie.
Okolice Przełęczy Przegibek i Bendoszka Wielka (1144 m n.p.m.):
Dochodzimy do schroniska i zamawiamy jakieś żarcie.
Jakoś mi nie wchodzi... Dla Mateusza też. Kontrolujemy czas.
Zgodnie z czasami z mamy jesteśmy na styk jeśli chodzi o pociąg.
Jeśli się spóźnimy będziemy musieli czekać cztery godziny na następny...
Wychodzimy i czarnym szlakiem kierujemy się w kierunku Bendoszki.
Już wiem, że będzie źle. Tak jak wcześniej szło mi się źle - tak teraz idzie fatalnie.
No ale jakoś się doczłapuję i jestem na szczycie:
Na szczycie sugeruję Mateuszowi, żeby cisnął dalej sam.
W takiej formie nie ma opcji żebym zdążył na ten pociąg a ten jest ostatni, który mu pasuje.
Tak więc na Bendoszce się rozstajemy.
Ja jeszcze przez chwilę chłonę widoki:
No teraz trochę lżej - bo w dół.
Człapię tak sobie powoli noga za nogą w kierunku Przełęczy Przysłóp Potocki.
Po drodze pusta o tej porze roku baza studencka.
Ostatnie (jak wynika z mapy) podejście - Praszywka Wielka (1043m n.p.m.).
Dłuży się cholernie ale w końcu jestem na górze gdzie spotykam Mateusza - nie jest więc jeszcze chyba aż tak ze mną źle.
Widoki jakoś specjalnie nie powalają ale tragedii też nie ma:
W dół ciśniemy większość czasu znów razem.
Jesień w górach jest piękna:
Na szlaku pusto i cicho.
Pierwszy raz w życiu udaje mi się spotkać salamandrę plamistą:
Piękny zwierzak!
Czas goni. Mateusz ciśnie do Soli przez Łysice. Ja to pierdzielę!
Dochodzę do Rycerki i jestem w kropce.
Nie zrobię kolejnych 150 metrów w górę - nie ma opcji. Tak więc Sól odpada.
Do stacji w Rycerce z buta się nie wyrobię, najbliższy autobus za 2 godziny.
Cóż - zostaje łapać stopa. Wyciągam kciuk - JEST!
Pierwsze auto od razu się zatrzymuje. Dziękuje Wam Dobrzy Ludzie!
Podjeżdżam do Rajczy, robię zakupy i czekam na pociąg z Mateuszem.
Przeżyłem!
Teraz czas na Tatry!
Pewnego pięknego dnia szefowa zaprasza mnie do gabinetu na rozmowę.
Jako, że wcześniej udało mi się zorganizować i przeprowadzić dla „firmy” ważną akcję rozmowa przebiega mniej więcej w ten sposób:
Szefowa: Jak mogę ci się odwdzięczyć?
Ja: Poproszę podwyżkę i dłuższy urlop.
Szefowa: (uśmiech) A poważnie?
Ja: Zaproponuj coś.
Szefowa: No to masz dodatkowe 5 dni urlopu do wykorzystania.
Jak to mówią: trzeba kuć żelazo póki gorące. Tak więc od razu biorę dwa dni wolnego i planuję gdzie by tu jechać.
W Tatrach pogoda niepewna, w Beskidach nie było mnie już całe wieki. Decyzja - Beskid Żywiecki.
Ugaduje się ze znajomym spod Bielska, plan jest, bilety kupione, noclegi zarezerwowane. Można jechać.
Teraz zaczyna się epopeja komunikacyjna.
Autobusem do Warszawy. Pociągiem do Katowic, tu przesiadka do Bielska Białej. Tu spotykamy się z Mateuszem i autem jedziemy pod Bielsko. Teraz pociąg do Czechowic, znów przesiadka i jedziemy na Zwardoń.
W tak zwanym międzyczasie alkoholizujemy się i przybijamy zgodę!
Wprawdzie Mateusz to kibic Ruchu, a ja Jagi (obaj w stanie spoczynku) ale co na szkodzi?
W Zwardoniu ciemno, pusto i cicho. Tak więc uderzamy w kimono.
Dzień 1
Nie ma spiny. Prognozy mówią o tym, że tak czy siak pogoda dupnie około południa.
Nie ma więc szans na zachód słońca ani inne szmery bajery.
Wstajemy więc na luzie i wychodzimy z kwatery ok 8.
Na początku asfalt. Mijamy jakiś mały wyciąg i od paru lat zabite dechami schronisko Dworzec Beskidzki.
Za to pojawiają się pierwsze widoki:
Po chwili zdobywamy pierwszy tego dnia szczyt - Beskidek (775 m n.p.m.).
Pomimo asfaltu trasa jest całkiem przyjemna:
Szlak biegnie teraz wzdłuż granicy. Po stronie słowackiej jest na co popatrzeć.
Jest pięknie! Nie pamiętam nawet kiedy ostatnio byłem jesienią w górach.
Dalsza droga wciąż w jesiennych barwach:
Kiedyś bez chwili namysłu wiedziałbym co to za pagóry:
Dziś nawet nie chce mi się zajrzeć do mapy aby sprawdzić.
Gdy raz trafi się w Tatry nic nie jest już takie same...
Zaczyna się trawers Skalanki. Koniec asfaltu. Początek błota.
W okolicy Chatki Skalanki zakładamy stuptuty.
Na trasie nadal cisza i spokój:
Na Przełęczy Graniczne poznajemy sympatyczną ekipę z Krakowa. Zmroziły nas jednak wieści, którymi się z nami dzielą: na Wielkiej Raczy nie działa bufet. Szok, niedowierzanie, wyparcie. Brak żarcia jakoś przeżyjemy ale jak to - nie będzie browara na wieczór? Stąd można jeszcze na spokojnie wrócić do Zwardonia po zapasy. Postanawiam jednak sprawdzić wieści u źródła. Dzwonię do schroniska i wielka ulga! Bufet działa. Piwo jest! Przeżyjemy!
Pierwsze poważniejsze podejście - Beskid Graniczny (875 m n.p.m.). Schodząc ze szczytu widzimy znajomą ekipę z Krakowa wyłaniającą się z chaszczy po prawej. Idą w naszą stronę. Robiąc wielkie oczy sugerujemy im zwrot o 180 stopni. Gdybyśmy byli parę minut szybsi i się minęli nasza sympatyczna ekipa z Krakowa zamiast na Wielką Raczę doszłaby na Beskid po czym kółko zakończyliby przy swoim samochodzie na Przełęczy Graniczne.
Teraz czeka nas kolejne podejście - Kikula (1087 m n.p.m.).
Po szczytowaniu robimy chwilę przerwy i idziemy dalej.
Pogoda lekko siada ale co jakiś czas pojawiają się nawet jakieś widoki na okoliczne pagóry.
W okolicach Wielkiego Przysłopu łapią nas pierwsze krople deszczu. Ostatnie zdjęcia...
Zaraz rozpocznie się podejście na Obłaz i Wielką Raczę - a co za tym idzie wejdziemy w chmurę.
W końcu po mozolnym podejściu docieramy na szczyt Wielkiej Raczy (1236 m n.p.m.).
Widoki jakie są każdy widzi...
Tak więc idziemy do schroniska na zasłużone piwo.
Plan jest prostu: 4 piwka, prysznic, lulu ok 20 i bladym świtem wychodzimy.
Niestety... albo i stety góry i schroniska mają to do siebie, że często plany biorą w łeb. Zaczyna się spokojnie ale wszystko wymyka się spod kontroli gdy w schronisku dosiadamy się do naszej poznanej na szlaku ekipy z Krakowa.Piwo leje się strumieniami, stoliki łączą się. Pojawia się Soplica - bynajmniej nie Jacek. Im więcej alkoholu tym trudniej go odmawiać. Zresztą po cóż odmawiać skoro ludzie fajni?
Pojawia się jakaś ekipa z gitarą i atmosfera siada...
Żenujące rzępolenie, piosenki z dupy. Próbujemy ratować sytuację intonując najbardziej popularną w Polsce pieśń "Legia to stara kur..." ale gdy zamiast chóralnego śpiewu obserwujemy jedynie nienawistne spojrzenia postanawiamy iść w kimę.
Dzień 2
Poranek był ciężki. Wróć...
Cały dzień był ciężki.
Zamiast o 5 wstaliśmy o 7. Ze schroniska wyszliśmy przed 9...
Pogoda z rana to kontynuacja tej z wieczoru dnia poprzedniego. Jednym słowem gówno widać.
Za to podobno ma się poprawić...
Żegnamy się z Raczą:
Idziemy w kierunku Przełęczy Przegibek. Nie ma nawet w czym się za bardzo rozpisywać.
Czuję się dziadowsko, do tego siąpi deszcz, pod stopami błoto. Beskidy!
Zaczyna się coś przecierać dopiero w okolicy Hali Śrubita:
Dość lekkie podejścia w kierunku Jaworzyny czy Kikuli były dla mnie drogą przez mękę.
Na szczęście pogoda rzeczywiście robi się coraz ładniejsza. Coraz bliżej też upragnione schronisko i nadzieja na dłuższe wytchnienie.
Okolice Przełęczy Przegibek i Bendoszka Wielka (1144 m n.p.m.):
Dochodzimy do schroniska i zamawiamy jakieś żarcie.
Jakoś mi nie wchodzi... Dla Mateusza też. Kontrolujemy czas.
Zgodnie z czasami z mamy jesteśmy na styk jeśli chodzi o pociąg.
Jeśli się spóźnimy będziemy musieli czekać cztery godziny na następny...
Wychodzimy i czarnym szlakiem kierujemy się w kierunku Bendoszki.
Już wiem, że będzie źle. Tak jak wcześniej szło mi się źle - tak teraz idzie fatalnie.
No ale jakoś się doczłapuję i jestem na szczycie:
Na szczycie sugeruję Mateuszowi, żeby cisnął dalej sam.
W takiej formie nie ma opcji żebym zdążył na ten pociąg a ten jest ostatni, który mu pasuje.
Tak więc na Bendoszce się rozstajemy.
Ja jeszcze przez chwilę chłonę widoki:
No teraz trochę lżej - bo w dół.
Człapię tak sobie powoli noga za nogą w kierunku Przełęczy Przysłóp Potocki.
Po drodze pusta o tej porze roku baza studencka.
Ostatnie (jak wynika z mapy) podejście - Praszywka Wielka (1043m n.p.m.).
Dłuży się cholernie ale w końcu jestem na górze gdzie spotykam Mateusza - nie jest więc jeszcze chyba aż tak ze mną źle.
Widoki jakoś specjalnie nie powalają ale tragedii też nie ma:
W dół ciśniemy większość czasu znów razem.
Jesień w górach jest piękna:
Na szlaku pusto i cicho.
Pierwszy raz w życiu udaje mi się spotkać salamandrę plamistą:
Piękny zwierzak!
Czas goni. Mateusz ciśnie do Soli przez Łysice. Ja to pierdzielę!
Dochodzę do Rycerki i jestem w kropce.
Nie zrobię kolejnych 150 metrów w górę - nie ma opcji. Tak więc Sól odpada.
Do stacji w Rycerce z buta się nie wyrobię, najbliższy autobus za 2 godziny.
Cóż - zostaje łapać stopa. Wyciągam kciuk - JEST!
Pierwsze auto od razu się zatrzymuje. Dziękuje Wam Dobrzy Ludzie!
Podjeżdżam do Rajczy, robię zakupy i czekam na pociąg z Mateuszem.
Przeżyłem!
Teraz czas na Tatry!
Wiem, że nic nie wiem.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Re: Z kibicowskim pozdrowieniem!
a ja Podbeskidzia. Idzie, idzie Podbeskidzie_Sokrates_ pisze:[
Wprawdzie Mateusz to kibic Ruchu, a ja Jagi (obaj w stanie spoczynku) ale co na szkodzi?
Wycieczka zacna, moje ulubione beskidzkie rejony
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
_Sokrates_ pisze:Wiolcia pisze:No właśnie, więc jak to zrobić, by czytać Twoje teksty, ale nie czytać o Tatrach?
A co Ci się w Tatrach nie podoba?
Może łatwiej będzie napisać, co mi się podoba .
Obiektywnie mówiąc - Tatry są ładne. Lubię oglądać ich łańcuch z Beskidów.
A o tym co mi się nie podoba, możemy kiedyś pogadać przy piwku w jakimś beskidzkim schronisku .
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
W nowym schronisku pod Babią jeszcze nie byłam, więc od biedy mogę się zgodzić .
A na serio, to czemu już Ci w Beskidy nie po drodze? Ten wyjazd był przypadkiem?
A na serio, to czemu już Ci w Beskidy nie po drodze? Ten wyjazd był przypadkiem?
Ostatnio zmieniony 2015-11-29, 20:44 przez Wiolcia, łącznie zmieniany 1 raz.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Wiolcia pisze:A na serio, to czemu już Ci w Beskidy nie po drodze?
Większość miejsc w Beskidach, które chciałem zobaczyć już widziałem.
Poza tym jak mam cały dzień jechać w Beskidy lub cały dzień jechać w Tatry to po prostu wybieram Tatry.
Wiolcia pisze:Ten wyjazd był przypadkiem?
Świadomym wyborem
Wiem, że nic nie wiem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 43 gości