I powinni równo kosić
Wówczas wejdziesz lub wjedziesz jak człowiek /pod krawatem/ i luzy na sali. Nie cierpię tłumów. A za robienie zdjęć z piwem w schronisku dodatkowa dycha, bo to nie jest edukacyjne
Bieszczadzki debiut Pudelka :)
Rejestrator pod schroniskiem Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej zarejestrował 1703 wejścia w sobotę, a w niedzielę, kiedy była nieco gorsza pogoda, 1063. Na Tarnicę było 1860 wejść w sobotę i 800 w niedzielę - relacjonuje Tomasz Demko, specjalista ds. udostępniania parku w BPN i dodaje: - Można szacować, że weszło znacznie więcej osób, bo kiedy koło rejestratora przechodzi grupa, bywa, że urządzenie zarejestruje tylko jedno wejście.
Z szacunków pracowników BPN wynika, że na bieszczadzkie szczyty mogło wejść w sobotę nawet 10 tys. osób.
http://rzeszow.wyborcza.pl/rzeszow/1,34 ... rects=true
Jak podaje Bieszczadzki Park Narodowy w sezonie - który trwa od końca kwietnia do połowy listopada odnotowano 353 tysięcy 700 tzw. osobo-wejść na szlaki piesze. To największa liczba zanotowana od 1997 roku kiedy to rozpoczęto monitorowanie ruchu na szlakach.
http://www.radio.rzeszow.pl/informacje/ ... bieszczady
Dzikie Bieszczady
Pudelek pisze:nie napisałem, że nie chodzą, ale że zapewne mniej
No trochę mniej, ale w pełni sezonu to dziennie bywa tam tak około 20 40-osobowych wycieczek.
Ten szlak oraz Tarnica od Wołosatego to jest "obowiązkowy punkt programu" wszystkich górskich wycieczek bieszczadzkich, tak jak w Tatrach Morskie Oko.
Oczywiście wycieczki tylko wchodzą z przełęczy, coś tam kupują i schodzą z powrotem na przełęcz.
Vlado pisze:ejestrator pod schroniskiem Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej zarejestrował 1703 wejścia w sobotę,
już myślałem, że chodzi o ten okres, co my byliśmy
cieszę się zatem podwójnie, że zszedłem to bez tłumów i życzę sobie, aby kolejne fragmenty Bieszczad były w takich tłumach
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Piotrek pisze: Również gościa, który w pocie czoła doszedł bez żadnego plecaka, nawet torby na jakiś ciuch, jedzenie, ale z ... 5 litrowym baniaczkiem z wodą
moze to nie byla woda!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
majówki w Bieszczadach nawet sobie nie wyobrażam! Teraz na pewno był dobry okres, więc kolejna wizyta powinna być tam albo wiosną a jak w cieplejszych miesiącach to tylko w środku tygodnia.
może jednak woda - w schronisku jej nie ma, więc biedaczek chciał wziąć prysznic?
buba pisze:moze to nie byla woda!
może jednak woda - w schronisku jej nie ma, więc biedaczek chciał wziąć prysznic?
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:majówki w Bieszczadach nawet sobie nie wyobrażam!
To było w bodajże 2006r, ja po kilku latach wróciłem w Bieszczady i byłem wtedy w dużym szoku. Oj dużym. Szpilki chyba spotkałem, na pewno białe buty popularnie zwane adidasy i korzuszek na kurtce jeansowej. Od kolejki do bufetu to tylko kolejka do kolejki na kasprowy była większa .
laynn pisze:To było w bodajże 2006r
Moze gdzies na siebie wpadlismy wtedy w majowke Choc moze bylismy troche na innych trasach bo tlumow jakos nie pamietam (no moze oprocz tego tlumu ktory sami tworzylismy- ekipy uzbieralo sie chyba 17 osob Jakos tak wyszlo i lezlismy jak wycieczka szkolna, ale wokol bylo pusto (moze wszyscy uciekali
https://picasaweb.google.com/buba.dawno ... bieszczady
https://picasaweb.google.com/osiolek.wi ... zczady2006
Pudelek pisze:może jednak woda - w schronisku jej nie ma, więc biedaczek chciał wziąć prysznic?
Schronisko bez prysznica? zgroza!
A tak serio to mi sie skojarzylo z rajdem swietokrzyskim gdzie w takich butlach 5 litrowych ekipa z Hajnowki nosila samogon- kazdy mial taka butle w łapie i dzielil sie z innymi
Ostatnio zmieniony 2015-11-23, 11:58 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Moze gdzies na siebie wpadlismy wtedy w majowke
Jeśli nie wchodziliście do Chatki Puchatka to się nie spotkaliśmy. Ja przyjechałem wtedy nad ranem (nawet nie wiem czy to był 1wszy czy 2gi.) niedaleko Wetliny się przespałem z 1,5 godziny i potem polazłem na szlak. Z racji szoku i braku miejsc w okolicy tego samego dnia wróciłem, po 24h do domu .
ps. ale zdjęcie buby w jeansach i z małpką to dopiero...
Ostatnio zmieniony 2015-11-23, 12:36 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
laynn pisze:Jeśli nie wchodziliście do Chatki Puchatka to się nie spotkaliśmy.
z polonin to tylko przez Bukowe Berdo przelezlismy a tak to tylko male gorki pelne blota i wilgotnego lasu
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Po wschodzie słońca pora na "standardowe" chodzenie szlakiem... Połonina ładnie oświetlona, idziemy więc w kierunku Roha, najwyższego punktu Wetlińskiej.
Trudno się co chwila nie rozglądać na lewo i prawo - za pasmem Otrytu Magura Łomiańska (Магура-Лімнянська, 23 km), najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich.
Schronisko zostaje coraz bardziej z tyłu...
Na Roh legalnie nie można wejść, szlak prowadzi więc przez Osadzki Wierch, drugi najwyższy na Połoninie.
Skałki pod Rohem.
A na horyzoncie kolejne odległe pasmo, tego już nie potrafię zidentyfikować.
Próby zdjęcia z faną i Smerekiem (Smerkiem?) w tle
Szlak skręca w prawo i schodzi w dół.
Na Szarym Berdzie odcinek zadrzewiony, więc mogę zebrać myśli. Mamy nieczęstą okazję chodzić Połoniną niemal pustą - od wyjścia z Chatki Puchatka spotkaliśmy przez całą drogę kilkanaście osób, z tego połowa z nich była ekipą ze schroniska, idącą po wodę. Pozostali to pojedynczy turyści kierujący się w kierunku przeciwnym niż my.
Ledwo jednak to pomyślałem i na odkrytym terenie przez przełęczą Orłowicza zobaczyłem tłum. Najpierw małe ludziki, więc nie przerażały.
Kiedy mijałem kilku- i kilkunastoosobowe grupy poczułem namiastkę tego, co musi się tutaj dziać w sezonie i w późniejszych godzinach (bo przecież nadal było ranek!). Termin tego wyjazdu został wybrany znakomicie!
Roh już daleko za nami.
Mieliśmy początkowo zamiar wejść na Smerek i tam zrobić sobie przerwę, ale wieje tak mocno, że rezygnujemy.
Na przełęczy Orłowicza kilkanaście osób - co chwila ktoś idzie na Chatkę i zaraz dochodzi ktoś z dołu w celu uzupełnienia. Ludzie siedzą pozwijani w kłębki, poubierani... nikomu nie przychodzi do głowy, że można zejść kilka metrów niżej, za krzaczki, gdzie siedliśmy my: upału nie ma, lecz prawie nie wieje.
Pijemy Leżajska i sycimy wzrok jednymi z ostatnich widoków.
Na przełęczy zmieniamy szlak na żółty i schodzimy w kierunku północnym. Tam kompletna pustka, pierwszych i jedynych turystów spotykamy dopiero na samym dole, już w dolinie.
W lesie masa liści - trzeba uważać, bo nigdy nie wiadomo co jest pod nimi. Za to oznaczenia szlaków dosłownie co kilka metrów.
Połowa albo i większość dystansu jest płaska - to długa droga wzdłuż potoku Berdo. Co jakiś czas widzimy ślady po dawnej cywilizacji - mosty, resztki asfaltu, słupki: kiedyś istniała tu wieś Sucha Rzeka.
Mijamy kilka baraków - to "terenowa stacje edukacji ekologicznej" Parku Narodowego. Najbardziej widoczna jednak jest budka do pobierania biletów wstępu - na szczęście teraz już zamknięta, więc oszczędzamy po 7 złotych za dzień.
Końcówka szlaku dłuży się mocno, więc z zadowoleniem witamy pierwsze budynki wioski Zatwarnica (Затварниця) - ciągle kojarząca mi się z zatwardzeniem Ta miejscowość miała więcej szczęścia niż okoliczne - mimo, że kilkukrotnie paliła ją UPA, a autochtonicznych mieszkańców wywieziono w różne strony, to nie stała się tylko oznaczeniem na mapie.
Ośrodkiem życia i kultury, w którym zresztą kończymy dzisiejszą wędrówkę, jest żółty sklep
Mamy dużo czasu, czekając na znajomych, telepiących się do nas samochodem. Siadamy z tyłu i konsumujemy drugie śniadanie. Trochę jesteśmy tylko zawiedzeni, że w sprzedaży brak wina "Bieszczady"
Z tyłu sklepu zimno i wieje, przenosimy się więc do słońca, na ławeczkę prawie, że filmową
Rano istniały obawy, czy słoneczna pogoda utrzyma się długo, gdyż w pewnym momencie niebo stawało się coraz bardziej przysłonięte białą poświatą, jednak okazało się, że aura dała radę aż do popołudnia
Powoli okolica zaczyna budzić się do piątkowego życia... pojawiają się pierwsi miejscowi, gdzieś z daleka słychać gromkie śpiewy. Następnie odgłosy zaczynają narastać i widzimy mocno zawianego faceta, idącego ku nam z dużym pakunkiem. Okazuje się, że są to domowe pierogi, którymi wszystkich dookoła częstuje i nikomu nie odpuszcza. Mniej więcej w tym samym czasie docierają nasi znajomi oraz pojawia się nieoczekiwanie ekipa chłopaków z chatki w Łupkowie, którzy tą noc spędzili na Otrycie. Robimy sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, do którego wciągamy i pana od pierogów
Żegnamy się z "łupkowską" ekipą i umawiamy na dzień kolejny, po czym równie wylewnie ściskamy się z miejscowymi Potem liczyliśmy z Eco na podwózkę do Tworylczyka albo przynajmniej do Krywego, gdzie można obejrzeć resztki po wsiach, lecz drogi dojazdowe są w takim stanie, że właściciele samochodu mówią stanowcze nie. Zaglądamy tylko do Chmielu (Хміль), przez który i tak mamy przejeżdżać, a gdzie stoi dawna cerkiew z 1906 roku.
W okresie PRL-u służyła jako magazyn, a w 1968 roku miała zostać spalona podczas kręcenia filmu "Pan Wołodyjowski", na co wyraził zgodę konserwator zabytków Wiadomo, rusińskie, obce, to można zniszczyć... Na szczęście w wyniku protestów z tego pomysłu zrezygnowano i dziś służy jako kościół katolicki. Wokół zachowało się kilka starych nagrobków, m.in. Emila Ricci, właściciela wielu okolicznych majątków.
Zrekonstruowano dawną kaplicę, która nie przetrwała składowania siana; wewnątrz znajduje się nagrobek z XVI wieku z napisem w języku cerkiewnosłowiańskim.
Nocleg planowany był w Domu Turysty PTTK w Wetlinie, lecz tam pustawo, a gospodarz mówi, że nie grzeją. Przenosimy się więc do nieodległego prywatnego Czaru PRL-u. To jednak ogromny plus Bieszczad w tym okresie, że znalezienie fajnego i niedrogiego noclegu nie stanowi żadnego problemu!
Czar PRL-u wita nas mocno zawianym towarzystwem, które wskazuje nam nasz pokój (gospodarza tymczasowo gdzieś wessało). Zmieniamy go jednak na ciut mniejszy. W środku różne patriotyczne elementy: portrety Gomułki, Zawadzkiego, zdjęcia z demonstracji żałobnej w Stalinogrodzie oraz plakat z milicjantem-Twoim przyjacielem (milicjant wygląda bardziej jak z KBW, ale co tam).
Ponieważ współtowarzysze zaczynają smrodzić w pokoju kawą, więc idę usiąść na werandę przy wejściu. Tam dowiaduję się, że kobiety po 40-ce stają się przeźroczyste, zostaję też poczęstowany barszczem z brudnej szklanki oraz naleśnikami z mięsem. Nie było wiadomo, czy jeszcze są świeże, ale wobec braku sensacji żołądkowych zakładam, że były
Wieczór spędzamy w Bazie Ludzi z Mgły, w której spotkamy m.in. koleżankę z Chatki Puchatka. Sam lokal, niby drugie pod względem kultowości w Biesach, w żaden sposób mnie nie zachwycił. Ot, niezbyt tania knajpa jakich widziałem wiele. Nie, żeby mi się tam coś nie podobało, ale żadnych czarów też nie wyczułem.
Sobota miała już być zupełnie luźna. W sumie okazała się super luźna, bo najpierw długo wylegiwaliśmy się w łóżkach, a potem zajrzeliśmy do Domu Turysty na tarninówkę. Tam dowiadujemy się co wyczyniało islamskie bydło w Paryżu...
Dalszy rozkład dnia nadal nieśpieszny - stołujemy się przy znanym już sklepie wetlińskim, który odwiedziliśmy dwa dni wcześniej. Kolory drzew nadal ładne.
Znów spotykamy zakapiora z brodą, tyle, że tym razem w stanie upojenia, którego Eco ratuje winem Ale nie "Bieszczady", lecz "Korzennym", całkiem niezłym zresztą
Nad rzeką Wetliną rozkładamy zestawy małego bieszczadnika
Robimy też sobie sesję przy wodospadzie w Starym Siole, a niektórym jak widać ciągle ciepło
Namawiam też pozostałych, abyśmy zajrzeli do Majdanu (Майдан), chociażby przez płot obejrzeć Kolejkę Bieszczadzką.
Ostatni nocleg w Cisnej, w Bacówce pod Honem. Dość sympatycznie, choć w sąsiednim budynku, gdzie nas zakwaterowano, nie działają łazienki i z byle potrzebą trzeba latać na dwór albo do bacówki.
Ostatnia noc musi być w Siekierezadzie, gdzie znów urzędujemy do 2-giej Ponownie widzimy się z ekipą "łupkowską", a z bacówki wzięliśmy ze sobą kolegę, który, jak się okazało, też spał w Chatce Puchatka. Dla bezpieczeństwa aparatu ze sobą nie brałem
W niedzielę pozostaje już tylko wracać - znajomi dowożą nas do Sanoka. Na szczęście pogoda się popsuła, zaczyna padać, więc i żal z zakończenia wyjazdu mniejszy...
Cała galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... SztukDwie#
Trudno się co chwila nie rozglądać na lewo i prawo - za pasmem Otrytu Magura Łomiańska (Магура-Лімнянська, 23 km), najwyższy szczyt Gór Sanocko-Turczańskich.
Schronisko zostaje coraz bardziej z tyłu...
Na Roh legalnie nie można wejść, szlak prowadzi więc przez Osadzki Wierch, drugi najwyższy na Połoninie.
Skałki pod Rohem.
A na horyzoncie kolejne odległe pasmo, tego już nie potrafię zidentyfikować.
Próby zdjęcia z faną i Smerekiem (Smerkiem?) w tle
Szlak skręca w prawo i schodzi w dół.
Na Szarym Berdzie odcinek zadrzewiony, więc mogę zebrać myśli. Mamy nieczęstą okazję chodzić Połoniną niemal pustą - od wyjścia z Chatki Puchatka spotkaliśmy przez całą drogę kilkanaście osób, z tego połowa z nich była ekipą ze schroniska, idącą po wodę. Pozostali to pojedynczy turyści kierujący się w kierunku przeciwnym niż my.
Ledwo jednak to pomyślałem i na odkrytym terenie przez przełęczą Orłowicza zobaczyłem tłum. Najpierw małe ludziki, więc nie przerażały.
Kiedy mijałem kilku- i kilkunastoosobowe grupy poczułem namiastkę tego, co musi się tutaj dziać w sezonie i w późniejszych godzinach (bo przecież nadal było ranek!). Termin tego wyjazdu został wybrany znakomicie!
Roh już daleko za nami.
Mieliśmy początkowo zamiar wejść na Smerek i tam zrobić sobie przerwę, ale wieje tak mocno, że rezygnujemy.
Na przełęczy Orłowicza kilkanaście osób - co chwila ktoś idzie na Chatkę i zaraz dochodzi ktoś z dołu w celu uzupełnienia. Ludzie siedzą pozwijani w kłębki, poubierani... nikomu nie przychodzi do głowy, że można zejść kilka metrów niżej, za krzaczki, gdzie siedliśmy my: upału nie ma, lecz prawie nie wieje.
Pijemy Leżajska i sycimy wzrok jednymi z ostatnich widoków.
Na przełęczy zmieniamy szlak na żółty i schodzimy w kierunku północnym. Tam kompletna pustka, pierwszych i jedynych turystów spotykamy dopiero na samym dole, już w dolinie.
W lesie masa liści - trzeba uważać, bo nigdy nie wiadomo co jest pod nimi. Za to oznaczenia szlaków dosłownie co kilka metrów.
Połowa albo i większość dystansu jest płaska - to długa droga wzdłuż potoku Berdo. Co jakiś czas widzimy ślady po dawnej cywilizacji - mosty, resztki asfaltu, słupki: kiedyś istniała tu wieś Sucha Rzeka.
Mijamy kilka baraków - to "terenowa stacje edukacji ekologicznej" Parku Narodowego. Najbardziej widoczna jednak jest budka do pobierania biletów wstępu - na szczęście teraz już zamknięta, więc oszczędzamy po 7 złotych za dzień.
Końcówka szlaku dłuży się mocno, więc z zadowoleniem witamy pierwsze budynki wioski Zatwarnica (Затварниця) - ciągle kojarząca mi się z zatwardzeniem Ta miejscowość miała więcej szczęścia niż okoliczne - mimo, że kilkukrotnie paliła ją UPA, a autochtonicznych mieszkańców wywieziono w różne strony, to nie stała się tylko oznaczeniem na mapie.
Ośrodkiem życia i kultury, w którym zresztą kończymy dzisiejszą wędrówkę, jest żółty sklep
Mamy dużo czasu, czekając na znajomych, telepiących się do nas samochodem. Siadamy z tyłu i konsumujemy drugie śniadanie. Trochę jesteśmy tylko zawiedzeni, że w sprzedaży brak wina "Bieszczady"
Z tyłu sklepu zimno i wieje, przenosimy się więc do słońca, na ławeczkę prawie, że filmową
Rano istniały obawy, czy słoneczna pogoda utrzyma się długo, gdyż w pewnym momencie niebo stawało się coraz bardziej przysłonięte białą poświatą, jednak okazało się, że aura dała radę aż do popołudnia
Powoli okolica zaczyna budzić się do piątkowego życia... pojawiają się pierwsi miejscowi, gdzieś z daleka słychać gromkie śpiewy. Następnie odgłosy zaczynają narastać i widzimy mocno zawianego faceta, idącego ku nam z dużym pakunkiem. Okazuje się, że są to domowe pierogi, którymi wszystkich dookoła częstuje i nikomu nie odpuszcza. Mniej więcej w tym samym czasie docierają nasi znajomi oraz pojawia się nieoczekiwanie ekipa chłopaków z chatki w Łupkowie, którzy tą noc spędzili na Otrycie. Robimy sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, do którego wciągamy i pana od pierogów
Żegnamy się z "łupkowską" ekipą i umawiamy na dzień kolejny, po czym równie wylewnie ściskamy się z miejscowymi Potem liczyliśmy z Eco na podwózkę do Tworylczyka albo przynajmniej do Krywego, gdzie można obejrzeć resztki po wsiach, lecz drogi dojazdowe są w takim stanie, że właściciele samochodu mówią stanowcze nie. Zaglądamy tylko do Chmielu (Хміль), przez który i tak mamy przejeżdżać, a gdzie stoi dawna cerkiew z 1906 roku.
W okresie PRL-u służyła jako magazyn, a w 1968 roku miała zostać spalona podczas kręcenia filmu "Pan Wołodyjowski", na co wyraził zgodę konserwator zabytków Wiadomo, rusińskie, obce, to można zniszczyć... Na szczęście w wyniku protestów z tego pomysłu zrezygnowano i dziś służy jako kościół katolicki. Wokół zachowało się kilka starych nagrobków, m.in. Emila Ricci, właściciela wielu okolicznych majątków.
Zrekonstruowano dawną kaplicę, która nie przetrwała składowania siana; wewnątrz znajduje się nagrobek z XVI wieku z napisem w języku cerkiewnosłowiańskim.
Nocleg planowany był w Domu Turysty PTTK w Wetlinie, lecz tam pustawo, a gospodarz mówi, że nie grzeją. Przenosimy się więc do nieodległego prywatnego Czaru PRL-u. To jednak ogromny plus Bieszczad w tym okresie, że znalezienie fajnego i niedrogiego noclegu nie stanowi żadnego problemu!
Czar PRL-u wita nas mocno zawianym towarzystwem, które wskazuje nam nasz pokój (gospodarza tymczasowo gdzieś wessało). Zmieniamy go jednak na ciut mniejszy. W środku różne patriotyczne elementy: portrety Gomułki, Zawadzkiego, zdjęcia z demonstracji żałobnej w Stalinogrodzie oraz plakat z milicjantem-Twoim przyjacielem (milicjant wygląda bardziej jak z KBW, ale co tam).
Ponieważ współtowarzysze zaczynają smrodzić w pokoju kawą, więc idę usiąść na werandę przy wejściu. Tam dowiaduję się, że kobiety po 40-ce stają się przeźroczyste, zostaję też poczęstowany barszczem z brudnej szklanki oraz naleśnikami z mięsem. Nie było wiadomo, czy jeszcze są świeże, ale wobec braku sensacji żołądkowych zakładam, że były
Wieczór spędzamy w Bazie Ludzi z Mgły, w której spotkamy m.in. koleżankę z Chatki Puchatka. Sam lokal, niby drugie pod względem kultowości w Biesach, w żaden sposób mnie nie zachwycił. Ot, niezbyt tania knajpa jakich widziałem wiele. Nie, żeby mi się tam coś nie podobało, ale żadnych czarów też nie wyczułem.
Sobota miała już być zupełnie luźna. W sumie okazała się super luźna, bo najpierw długo wylegiwaliśmy się w łóżkach, a potem zajrzeliśmy do Domu Turysty na tarninówkę. Tam dowiadujemy się co wyczyniało islamskie bydło w Paryżu...
Dalszy rozkład dnia nadal nieśpieszny - stołujemy się przy znanym już sklepie wetlińskim, który odwiedziliśmy dwa dni wcześniej. Kolory drzew nadal ładne.
Znów spotykamy zakapiora z brodą, tyle, że tym razem w stanie upojenia, którego Eco ratuje winem Ale nie "Bieszczady", lecz "Korzennym", całkiem niezłym zresztą
Nad rzeką Wetliną rozkładamy zestawy małego bieszczadnika
Robimy też sobie sesję przy wodospadzie w Starym Siole, a niektórym jak widać ciągle ciepło
Namawiam też pozostałych, abyśmy zajrzeli do Majdanu (Майдан), chociażby przez płot obejrzeć Kolejkę Bieszczadzką.
Ostatni nocleg w Cisnej, w Bacówce pod Honem. Dość sympatycznie, choć w sąsiednim budynku, gdzie nas zakwaterowano, nie działają łazienki i z byle potrzebą trzeba latać na dwór albo do bacówki.
Ostatnia noc musi być w Siekierezadzie, gdzie znów urzędujemy do 2-giej Ponownie widzimy się z ekipą "łupkowską", a z bacówki wzięliśmy ze sobą kolegę, który, jak się okazało, też spał w Chatce Puchatka. Dla bezpieczeństwa aparatu ze sobą nie brałem
W niedzielę pozostaje już tylko wracać - znajomi dowożą nas do Sanoka. Na szczęście pogoda się popsuła, zaczyna padać, więc i żal z zakończenia wyjazdu mniejszy...
Cała galeria:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... SztukDwie#
Ostatnio zmieniony 2015-11-23, 14:05 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.
Pudelek pisze: Potem liczyliśmy z Eco na podwózkę do Tworylczyka albo przynajmniej do Krywego, gdzie można obejrzeć resztki po wsiach, lecz drogi dojazdowe są w takim stanie, że właściciele samochodu mówią stanowcze nie.
a ktore drogi? bo trasa z Zatwarnicy do Studennego to chyba zawsze jest przejezdna, a od niej to juz na Krywe blisko.. no chyba ze chodzi o znaki drogowe lub czesto zamkniete szlabany pogarszajace przejezdnosc (kiedys dawno temu bylismy zmuszeni pilowac tam takowy szlaban jak nas zamkneli w srodku
Ostatnio zmieniony 2015-11-23, 14:42 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
wracając do pytanie:
Góry piękne, o czym wiedziałem. Fajne miejsca noclegowe. Fajnie, że byliśmy w listopadzie Chętnie szybko tam wrócę, ale na pewno nie zostanę bieszczadomaniakiem i zacznę olewać inne pasma
laynn pisze:Odpowiedz po skończeniu relacji.
Jak się spodobały Biesy?
Góry piękne, o czym wiedziałem. Fajne miejsca noclegowe. Fajnie, że byliśmy w listopadzie Chętnie szybko tam wrócę, ale na pewno nie zostanę bieszczadomaniakiem i zacznę olewać inne pasma
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Sebastian i 76 gości