Bieszczadzki debiut Pudelka :)
Basia Z. pisze:To wszystko zależy od aktualnego dzierżawcy. Ostatniego zupełnie nie znam, a o poprzednich różnie słyszałam.
obecny to Rafał. Jest w chatce od lipca. Porządnie wytatuowany, więc miejscowi mówią o nim "kolorowy wariat" czy jakoś tak Wieczorem chodził w czapce i brodzie, po czym pytał się, kto to właściwie jest hipster
Na samym początku, podczas tłumaczenia gdzie co jest i z czym się je wydał mi się trochę taki w stylu "ja tu jestem władza, a wy z pierwszej wizyty to...", lecz okazało się, że zupełnie się myliłem. Człowiek bardzo sympatyczny O poprzednim też trochę słyszałem, również na chatce wśród stałych bywalców i opinie rzeczywiście były różne, ale z przewagą negatywnych, łącznie z wylewaniem alkoholu i innymi nawiedzonymi akcjami...
Zazdrość mnie zżera.
choć raz. Ale to raczej ściema
Nie ma to jak rozwodniona opinia
Ostatnio zmieniony 2015-11-18, 23:16 przez Pudelek, łącznie zmieniany 2 razy.
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Pudelek pisze: O poprzednim też trochę słyszałem, również na chatce wśród stałych bywalców i opinie rzeczywiście były różne, ale z przewagą negatywnych, łącznie z wylewaniem alkoholu i innymi nawiedzonymi akcjami...
Mnie i Kamkę na "dzień dobry" poszczuł psem. Tak dla zabawy. A podczas wieczornej integracji do tego wrócił i stwierdził:
- Ale były jaja, no nie?
Była to zabawa miejscowego z miejscowymiecowarrior pisze:Mnie i Kamkę na "dzień dobry" poszczuł psem. Tak dla zabawy. A podczas wieczornej integracji do tego wrócił i stwierdził:
- Ale były jaja, no nie?
Kiedyś zostawi kapelusz i będzie to bolesna strata...Pudelek pisze:W dodatku Andrzej zostawia w autobusie chustę - standard
Niezły debiut, ale też mnie nurtują
ecowarrior pisze:znacznie ciekawsze atrakcje, ale to nie pora i miejsce na takie zwierzenia
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Miałem napisać od razu: to będzie koniec "rozpoznawalnego eco", stanie się prawdziwym turystą i nie będzie przystawał z miejscowymiPudelek pisze:ja mu zniknie kapelusz to będzie już wiadomo, kto go gwizdnął...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Pierwszego dnia w Bieszczadach świadomie odpuściliśmy same góry i skupiliśmy się na tym co w dolinach, gdyż wszystkie prognozy pogody zgodnie stwierdzały, że środa ma być najgorsza. Okazało się to słuszne, bo na szlakach za wiele nie zobaczylibyśmy.
Zatem teraz nadszedł czas na coś wyższego... jak już pisałem: koledzy z chatki w Łupkowie podwieźli nas aż do przełęczy Wyżniańskiej (choć najpierw Eco kazał się wysadzić wcześniej, ale szybko spostrzegł pomyłkę). Połonina Caryńska częściowo w słońcu, choć chmury ostro na nią napierają.
Eco wymyślił dziś trasę na Małą i Wielką Rawkę, a potem zejście do Ustrzyk Górnych na piwo. Niestety, już teraz widać, że Rawki całe w fochu.
Na razie idziemy zjeść obiad do Bacówki. Architektura dziwnie znajoma
W środku przyjemnie. Dwa koty (jednego zauważyłem dopiero po zrobieniu zdjęcia) i smaczne (choć niezbyt tanie) jedzenie - porcji pierogów nie dałem rady całej opchnąć. Przychodzi też trochę turystów, ale mimo bliskości drogi nie mamy wrażenia stonkolandii.
Wychodząc przed schronisko spotykamy małżeństwo, które wczoraj przywiozło nas do Cisnej na stopa. I faceta, który właśnie zszedł z Rawek i nie pozostawia złudzeń: u góry mleko, piździ i wieje, zero szans na poprawę. Udaje mi się namówić Eco abyśmy jednak zmienili plany i uderzyli w drugą stronę - na Połoninę Caryńską. Ta co prawda też się zachmurzyła, lecz jednak to bliżej nam po drodze...
Gdzieś dalej nadal jest słońce, ale tutaj już nie ma szans.
Podejście pod Caryńską to ponoć tylko trochę lżej niż ściana płaczu pod Rawką. Marne pocieszenie, choć zawsze.
Im bliżej grani tym bardziej puchato. Widoki powalają.
Nie ma to jak być pierwszy raz w Biesach i zachwycać się panoramami
Na głównym szczycie Połoniny spotykamy grupę tatusiów z dziećmi, którzy właśnie zaczynają schodzić, my tymczasem siadamy trochę niżej, aby schować się przed silnym wiatrem. Co nam zostaje? Napić się Leżajska.
Ale, ale... czy to nie słońce?
Faktycznie, nad nami czasem przemknie kawałek niebieskiego nieba, a nawet żółta tarcza.
Podczas złażenia zaczyna się oczywiście przejaśniać, widać na sąsiednich pasmach walkę na śmierć i życie różnych żywiołów.
Pierwsze oznaki wiosny... czas szykować Zajączka!
Od tego przyglądania się okolicy zaliczam glebę - dobrze, że tylko jedną, bo śliskich miejsc jest masa. Mijamy ekipę tatusiów z dziećmi, którzy też wyszli późno na szlak, bo rano długo bolała ich głowa
Schodzimy do Brzegów Górnych (kiedyś Berehy Górne, Береги Горішні, ale nazwę zmieniono za komuny aby zatrzeć rusińskie korzenie). Jest tu cmentarz unicki, pamiątka po wyludnionej wsi, lecz w ciemnościach tylko go mijamy. Przy drodze dość duży parking, gdzie robimy sobie postój.
Z Połoniny Wetlińskiej schodzą dwie dziewczyny. Okazało się, że chcą dotrzeć do Ustrzyk Górnych jakimś stopem, tylko, że teraz mało co jeździ - to też torpeduje nasze plany, bo liczyliśmy na podwiezienie na przełęcz nad Brzegami Górnymi, skąd prowadzi najkrótszy szlak na górę. Radzimy dziewczynom aby poczekali na ekipę z dziećmi, która została z tyłu, a ponieważ ich samochody stoją na parkingu, to jest szansa, że gdzieś je podwiozą...
Sami zaczynamy wchodzić szlakiem czerwonym (GSB) na Wetlińską. Szlakowskaz wskazuje półtorej godziny, jesteśmy jednak tak zmęczeni, iż wydaje się to całą długą wiecznością...
Posuwamy się wolno. Bardzo wolno. Stajemy dosłownie co kilkadziesiąt metrów, czasem siadając i wyłączając czołówki. Dookoła niemal kompletna ciemność, czasem tylko bardzo daleko mignie jakieś światło samochodu na drodze... Pięknie i straszno.
Według mapy najgorsze podejście miało być nad granicą lasu - biorąc pod uwagę, że i wśród drzew niektóre etapy potrafią wykończyć (zwłaszcza pieprzone schody), to nie potrafię sobie wyobrazić co będzie wyżej! Kiedy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń wita nas wiatr i skały... ostra wspinaczka w jednym miejscu i... słaba poświata, ewidentnie schroniska!
Wydawało nam się, że wleczemy się strasznie, a do Chatki Puchatka docieramy niemal kwadrans przed czasem z tabliczki! Dla kogo więc jest tamte półtorej godziny, bo chyba wolniej pójść już nie szło??
Gdybyśmy jednak poszli na Rawki zgodnie z pierwotnym planem to jestem pewien, że już dzisiaj w to miejsce byśmy nie doszli!
W Chatce pełne obłożenie, dostajemy dwa ostatnie łóżka w osobnych pokojach. Pan z okienka proponuje posiłek czyli dwa rodzaje zupy za dychę... nie, dziękujemy. O cenach w tutejszym bufecie chodzą legendy, jesteśmy zaopatrzeni.
Kot Afolfek, sobowtór fuhrera
Liczymy na integrację z sąsiadami, lecz słabo to idzie - ekipa z dystryktu mławskiego wydaje się całkowicie zaabsorbowana grą w karty oraz dwiema dziewczynami, które poznali już na miejscu. Prawie siłą wlewamy im nasze napitki, aby w końcu coś się ruszyło i dopiero swojskie wino Eco zaczyna działać
W końcu siadamy razem. Chłopaki raz w roku spotykają się gdzieś w górach, zjeżdżając się z różnych stron świata. Jest nawet wenezuelski Alvaro Teraz namówiły jedną z dziewczyn do gry w tysiąca i jednego z nich ta gra (i fakt porażki z kobietą) tak rozemocjonowała, że darł się na pół budynku.
Po 20-tej przychodzi pan z okienka i mówi, że zaraz wyłącza agregat. Ktoś z ekipy chce jeszcze kupić Leżajska, lecz nie ma już takiej możliwości, pan jest nieugięty. Prosimy zatem o dołożenia do kominka, jednak to też niemożliwe, gdyż drzewo jest... zamknięte w kuchni! Bardzo to dziwne, o ile kwestię napoju mogę zrozumieć, to sprawa pieca była mocno podejrzana!
Przy świeczkach siedzimy na rozmowach do 2-giej w nocy, co jakiś czas sprawdzając, jaka pogoda na dworze - a tam raz zachmurzenie kompletne, a raz bezchmurne niebo.
Będziemy widzieć wschód słońca czy nie? W czwartek go nie było... To pytanie cały czas dręczy mnie przed snem (dystrykt mławski ostrzegał, że straszliwie chrapią, lecz nie słyszałem prawie żadnych nieprzyjemnych dźwięków).
Wstaję rano za potrzebą, patrzę na zegarek, a to już 6.30... Wyglądam przez okno - chmury, ale co chwilę trochę je przewiewa. Co z tym wschodem??
Zatem teraz nadszedł czas na coś wyższego... jak już pisałem: koledzy z chatki w Łupkowie podwieźli nas aż do przełęczy Wyżniańskiej (choć najpierw Eco kazał się wysadzić wcześniej, ale szybko spostrzegł pomyłkę). Połonina Caryńska częściowo w słońcu, choć chmury ostro na nią napierają.
Eco wymyślił dziś trasę na Małą i Wielką Rawkę, a potem zejście do Ustrzyk Górnych na piwo. Niestety, już teraz widać, że Rawki całe w fochu.
Na razie idziemy zjeść obiad do Bacówki. Architektura dziwnie znajoma
W środku przyjemnie. Dwa koty (jednego zauważyłem dopiero po zrobieniu zdjęcia) i smaczne (choć niezbyt tanie) jedzenie - porcji pierogów nie dałem rady całej opchnąć. Przychodzi też trochę turystów, ale mimo bliskości drogi nie mamy wrażenia stonkolandii.
Wychodząc przed schronisko spotykamy małżeństwo, które wczoraj przywiozło nas do Cisnej na stopa. I faceta, który właśnie zszedł z Rawek i nie pozostawia złudzeń: u góry mleko, piździ i wieje, zero szans na poprawę. Udaje mi się namówić Eco abyśmy jednak zmienili plany i uderzyli w drugą stronę - na Połoninę Caryńską. Ta co prawda też się zachmurzyła, lecz jednak to bliżej nam po drodze...
Gdzieś dalej nadal jest słońce, ale tutaj już nie ma szans.
Podejście pod Caryńską to ponoć tylko trochę lżej niż ściana płaczu pod Rawką. Marne pocieszenie, choć zawsze.
Im bliżej grani tym bardziej puchato. Widoki powalają.
Nie ma to jak być pierwszy raz w Biesach i zachwycać się panoramami
Na głównym szczycie Połoniny spotykamy grupę tatusiów z dziećmi, którzy właśnie zaczynają schodzić, my tymczasem siadamy trochę niżej, aby schować się przed silnym wiatrem. Co nam zostaje? Napić się Leżajska.
Ale, ale... czy to nie słońce?
Faktycznie, nad nami czasem przemknie kawałek niebieskiego nieba, a nawet żółta tarcza.
Podczas złażenia zaczyna się oczywiście przejaśniać, widać na sąsiednich pasmach walkę na śmierć i życie różnych żywiołów.
Pierwsze oznaki wiosny... czas szykować Zajączka!
Od tego przyglądania się okolicy zaliczam glebę - dobrze, że tylko jedną, bo śliskich miejsc jest masa. Mijamy ekipę tatusiów z dziećmi, którzy też wyszli późno na szlak, bo rano długo bolała ich głowa
Schodzimy do Brzegów Górnych (kiedyś Berehy Górne, Береги Горішні, ale nazwę zmieniono za komuny aby zatrzeć rusińskie korzenie). Jest tu cmentarz unicki, pamiątka po wyludnionej wsi, lecz w ciemnościach tylko go mijamy. Przy drodze dość duży parking, gdzie robimy sobie postój.
Z Połoniny Wetlińskiej schodzą dwie dziewczyny. Okazało się, że chcą dotrzeć do Ustrzyk Górnych jakimś stopem, tylko, że teraz mało co jeździ - to też torpeduje nasze plany, bo liczyliśmy na podwiezienie na przełęcz nad Brzegami Górnymi, skąd prowadzi najkrótszy szlak na górę. Radzimy dziewczynom aby poczekali na ekipę z dziećmi, która została z tyłu, a ponieważ ich samochody stoją na parkingu, to jest szansa, że gdzieś je podwiozą...
Sami zaczynamy wchodzić szlakiem czerwonym (GSB) na Wetlińską. Szlakowskaz wskazuje półtorej godziny, jesteśmy jednak tak zmęczeni, iż wydaje się to całą długą wiecznością...
Posuwamy się wolno. Bardzo wolno. Stajemy dosłownie co kilkadziesiąt metrów, czasem siadając i wyłączając czołówki. Dookoła niemal kompletna ciemność, czasem tylko bardzo daleko mignie jakieś światło samochodu na drodze... Pięknie i straszno.
Według mapy najgorsze podejście miało być nad granicą lasu - biorąc pod uwagę, że i wśród drzew niektóre etapy potrafią wykończyć (zwłaszcza pieprzone schody), to nie potrafię sobie wyobrazić co będzie wyżej! Kiedy w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń wita nas wiatr i skały... ostra wspinaczka w jednym miejscu i... słaba poświata, ewidentnie schroniska!
Wydawało nam się, że wleczemy się strasznie, a do Chatki Puchatka docieramy niemal kwadrans przed czasem z tabliczki! Dla kogo więc jest tamte półtorej godziny, bo chyba wolniej pójść już nie szło??
Gdybyśmy jednak poszli na Rawki zgodnie z pierwotnym planem to jestem pewien, że już dzisiaj w to miejsce byśmy nie doszli!
W Chatce pełne obłożenie, dostajemy dwa ostatnie łóżka w osobnych pokojach. Pan z okienka proponuje posiłek czyli dwa rodzaje zupy za dychę... nie, dziękujemy. O cenach w tutejszym bufecie chodzą legendy, jesteśmy zaopatrzeni.
Kot Afolfek, sobowtór fuhrera
Liczymy na integrację z sąsiadami, lecz słabo to idzie - ekipa z dystryktu mławskiego wydaje się całkowicie zaabsorbowana grą w karty oraz dwiema dziewczynami, które poznali już na miejscu. Prawie siłą wlewamy im nasze napitki, aby w końcu coś się ruszyło i dopiero swojskie wino Eco zaczyna działać
W końcu siadamy razem. Chłopaki raz w roku spotykają się gdzieś w górach, zjeżdżając się z różnych stron świata. Jest nawet wenezuelski Alvaro Teraz namówiły jedną z dziewczyn do gry w tysiąca i jednego z nich ta gra (i fakt porażki z kobietą) tak rozemocjonowała, że darł się na pół budynku.
Po 20-tej przychodzi pan z okienka i mówi, że zaraz wyłącza agregat. Ktoś z ekipy chce jeszcze kupić Leżajska, lecz nie ma już takiej możliwości, pan jest nieugięty. Prosimy zatem o dołożenia do kominka, jednak to też niemożliwe, gdyż drzewo jest... zamknięte w kuchni! Bardzo to dziwne, o ile kwestię napoju mogę zrozumieć, to sprawa pieca była mocno podejrzana!
Przy świeczkach siedzimy na rozmowach do 2-giej w nocy, co jakiś czas sprawdzając, jaka pogoda na dworze - a tam raz zachmurzenie kompletne, a raz bezchmurne niebo.
Będziemy widzieć wschód słońca czy nie? W czwartek go nie było... To pytanie cały czas dręczy mnie przed snem (dystrykt mławski ostrzegał, że straszliwie chrapią, lecz nie słyszałem prawie żadnych nieprzyjemnych dźwięków).
Wstaję rano za potrzebą, patrzę na zegarek, a to już 6.30... Wyglądam przez okno - chmury, ale co chwilę trochę je przewiewa. Co z tym wschodem??
Ostatnio zmieniony 2015-11-19, 17:46 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Wschód słońca na Połoninie... marzenie przed wyjazdem. A właściwie szczyt marzeń, bo patrząc na prognozy pogody marzeniem miał być chociaż jeden słoneczny dzień, w którym można by było pochodzić po górach.
Dotychczasowa aura nie była taka zła, gdyż i pierwszego dnia było rano trochę słońca, a drugiego nawet całkiem sporo. Ale kiedy już poszliśmy w góry, to witały nas chmury. Takie same jak w każdym innym miejscu w Europie. Ba, podchodząc wieczorem na Połoninę Wetlińską spadło na nas kilka kropel deszczu!
Pierwszy widok o 6.30 z okna Chatki Puchatka to rozczarowanie - biało... ale zaraz, zaraz... wiatr szybko chmurzyska przewiewa. Podekscytowany wpadam do sąsiedniego pokoju obudzić Eco, a tam... już prawie nikt nie śpi Ale to towarzystwo, które w nocy nie imprezowało, poszli w kimono w okolicach 20-tej, z ekipy biesiadnej daliśmy radę wstać tylko my dwaj
Wychodząc na dwór już wiemy, że świt jest nasz
Co tu dużo mówić? Było pięknie! Szkoda tylko, że pan w schronisku podał nam złą godzinę wschodu - gdybyśmy mu uwierzyli to najładniejsze momenty przyszłyby nam koło nosa... nieładnie
Zdjęcia co prawda nigdy nie oddadzą tego co widzimy, ale przynajmniej dają namiastkę
Wstając na godzinę podaną w schronisku mielibyśmy już taki widok.
Humory dopisują
Mamy nawet słabe Widmo Brockenu!
Chmury u podnóża szybko się przesuwają - Wetlina znów na biało.
Na wschodzie morze, ponad które wystają pojedyncze szczyty - to już Ukraina: Ostra Hora, Masyw Riwnej (Полонина Рівна), Pikuj (Пікуй), a dalej Stoj (Стой) i Połonina Borżawska - Wełykyj Werch (Вели́кий Верх). Te ostatnie oddalone są o około 70-75 km. Są to więc pierwsze widoki Ukrainy, które widzę na żywo
W schronisku nadal część osób smacznie śpi. Barbarzyństwo!
Pasmo Otrytu.
I jeszcze raz Pikuj (sterczący na lewo) i okolice.
Szczęśliwy człowiek w górach Dawno nie czułem się tak dobrze
Nasyciwszy wzrok wracamy do Chatki - pakowanie, w świetlicy śniadanie i Leżajsk na dobry dzień. Ponieważ zapasy wtargane wczoraj się skończyły, to musieliśmy zakupić nowe na dalszą drogę za zbójecką cenę
Samo miejsce wzbudza we mnie mieszane uczucia - genialne położenie, jest klimat, ale czułem się trochę jak w jaskini rozbójników... no i dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego po godzinie 20-tej nie można dorzucić drzewa do pieca
To co z tą lodówką?
Kilka ostatnich zdjęć spod schroniska...
- to, co przed nami:
- pasmo graniczne ze Słowacją (Czoło, Rabia Skała, Dziurkowiec, Ptasza):
- Wielka Rawka i dalej aż po Ukrainę:
- Dział:
- dolina Wetlinki rozpogodzona:
Ruszamy dalej, w końcu to nie koniec dnia (zważywszy, że jest około 8.45 )...
Dotychczasowa aura nie była taka zła, gdyż i pierwszego dnia było rano trochę słońca, a drugiego nawet całkiem sporo. Ale kiedy już poszliśmy w góry, to witały nas chmury. Takie same jak w każdym innym miejscu w Europie. Ba, podchodząc wieczorem na Połoninę Wetlińską spadło na nas kilka kropel deszczu!
Pierwszy widok o 6.30 z okna Chatki Puchatka to rozczarowanie - biało... ale zaraz, zaraz... wiatr szybko chmurzyska przewiewa. Podekscytowany wpadam do sąsiedniego pokoju obudzić Eco, a tam... już prawie nikt nie śpi Ale to towarzystwo, które w nocy nie imprezowało, poszli w kimono w okolicach 20-tej, z ekipy biesiadnej daliśmy radę wstać tylko my dwaj
Wychodząc na dwór już wiemy, że świt jest nasz
Co tu dużo mówić? Było pięknie! Szkoda tylko, że pan w schronisku podał nam złą godzinę wschodu - gdybyśmy mu uwierzyli to najładniejsze momenty przyszłyby nam koło nosa... nieładnie
Zdjęcia co prawda nigdy nie oddadzą tego co widzimy, ale przynajmniej dają namiastkę
Wstając na godzinę podaną w schronisku mielibyśmy już taki widok.
Humory dopisują
Mamy nawet słabe Widmo Brockenu!
Chmury u podnóża szybko się przesuwają - Wetlina znów na biało.
Na wschodzie morze, ponad które wystają pojedyncze szczyty - to już Ukraina: Ostra Hora, Masyw Riwnej (Полонина Рівна), Pikuj (Пікуй), a dalej Stoj (Стой) i Połonina Borżawska - Wełykyj Werch (Вели́кий Верх). Te ostatnie oddalone są o około 70-75 km. Są to więc pierwsze widoki Ukrainy, które widzę na żywo
W schronisku nadal część osób smacznie śpi. Barbarzyństwo!
Pasmo Otrytu.
I jeszcze raz Pikuj (sterczący na lewo) i okolice.
Szczęśliwy człowiek w górach Dawno nie czułem się tak dobrze
Nasyciwszy wzrok wracamy do Chatki - pakowanie, w świetlicy śniadanie i Leżajsk na dobry dzień. Ponieważ zapasy wtargane wczoraj się skończyły, to musieliśmy zakupić nowe na dalszą drogę za zbójecką cenę
Samo miejsce wzbudza we mnie mieszane uczucia - genialne położenie, jest klimat, ale czułem się trochę jak w jaskini rozbójników... no i dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego po godzinie 20-tej nie można dorzucić drzewa do pieca
To co z tą lodówką?
Kilka ostatnich zdjęć spod schroniska...
- to, co przed nami:
- pasmo graniczne ze Słowacją (Czoło, Rabia Skała, Dziurkowiec, Ptasza):
- Wielka Rawka i dalej aż po Ukrainę:
- Dział:
- dolina Wetlinki rozpogodzona:
Ruszamy dalej, w końcu to nie koniec dnia (zważywszy, że jest około 8.45 )...
Ostatnio zmieniony 2015-11-21, 13:03 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Pudelek pisze:Zdjęcia co prawda nigdy nie oddadzą tego co widzimy, ale przynajmniej dają namiastkę
Zgadzam się, jestem przekonany, że na żywo wyglądało to jednak dużo barwniej. Szczególnie to co na dole zdjęć było jaśniejsze i bardziej kolorowe.
No a tak poza tym, to świetne zdjęcia i piękny wschód.
Początek relacji też fajny i ciekawe miejsca odwiedziliście. Sklep też robi wrażenie, nie wiem czy to ten sam, w którym ja byłem, bo już nie pamiętam dokładnie jak z zewnątrz wyglądał, ale pamiętam, że jak do jakiegoś sklepu tam wszedłem, to był tam nawet telewizor i chyba dwa fotele dla widzów. I w rogu sklepu taki ala kominek, w którym gościu dokładał do pieca. Ale to chyba jednak inny sklep, bo do niego się wchodziło, od strony głównej ulicy, tak coś mi się kojarzy.
Ostatnio zmieniony 2015-11-21, 13:19 przez Vision, łącznie zmieniany 1 raz.
sklep w Wetlinie? Obok było kilka ławek do siedzenia, a do tego osobne wejście do mini baru, gdzie dawali niezłe pierogi, zupy itp.
z tym bywało różnie, bo najbardziej soczysta jesień już minęła, dominowała płowość i taka brązowawość[/quote]
Vision pisze:Szczególnie to co na dole zdjęć było jaśniejsze i bardziej kolorowe.
z tym bywało różnie, bo najbardziej soczysta jesień już minęła, dominowała płowość i taka brązowawość[/quote]
Ostatnio zmieniony 2015-11-21, 14:06 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości