Dzień 10/13 - 20.07.2015 - Ponownie Austria !...wzdłuż Dunaju.
Niemal przez całą noc pada deszcz. Budzę się bardzo wcześnie, jem śniadanie popijając gorącą kawą. W między czasie deszczu ustaje, więc nie muszę wygrzebywać z bagaży peleryny przeciwdeszczowej
Mimo długotrwałych opadów deszczu jest wyjątkowo ciepło. Termometr wskazuje przeszło 18 stopni Celsjusza. O 05:25 ruszam w drogę. Najpierw muszę się wrócić kawałek by przejechać mostem na drugą stronę Innu. Pogodowa szarówa. Nie pada, ale jezdnia dość długo mokra. Podążam drogą nr. 20 ku granicy z Austrią w Braunau am Inn. Przed ósmą jestem na granicy. Jednak miasto omijam południową stroną po nowej obwodnicy, która defakto jest jeszcze w trakcie budowy. Wypogadza się i zza chmur wychodzi słonce. Słupek rtęci szybko pnie się do góry.
Po kilkudziesięciu kilometrach jazdy krajówką postanowiłem zjechać na jakieś mniej uczęszczane drogi. Później miałem do siebie pretensje za ten wybór bo na mojej drodze stawały kolejne wzniesienia , które musiałem pokonać. Niebyły zbyt wysokie, ale podjazdy strome i nieźle dające w kość.
Po 15-tej docieram do Wels. Co prawda byłem tu już w zeszłym roku, ale nocą, a jak wiadomo w nocy nie wszystko widać i część ciekawych obiektów po prostu przeoczyłem.
Robię zakupy na dalszą część dnia i jadę do centrum. O ile ostatnim razem miałem problem z poruszaniem się po mieście ze względu na mało czytelne oznaczenia, o tyle tym razem obyło się bez niespodzianek.
W Wels znajduje się jedna z najstarszych świątyń w Górnej Austrii - kościół po raz pierwszy wzmiankowany w 888 roku. Wówczas była to drewniana kaplica. W XIV wieku przebudowany w stylu gotyckim. Nosi ślady wcześniejszej romańskiej świątyni.
W zachodniej części rynku usytuowana jest jedyna istniejąca do dziś baszta(Ledererturm) ze średniowiecznych fortyfikacji. Pozostałe trzy zostały zburzone pod koniec XIX wieku.
Ledererturm
Niedaleko baszy ustawiony jest rzymski słup milowy, a po południowej stronie centrum kaplica św. Jana Nepomucena.
Rzymski słup milowy.
Kaplica św. Jana Nepomucena w Wels.
Z Wels kieruję się do Linz wzdłuż rzeki Traun po ścieżce rowerowej. Jazda tą trasą to sama przyjemność. Kilkanaście kilometrów do Traun pokonuję dość szybko. Przejechanie przez miasto zajmuje mi jednak trochę czasu bo wszędzie prowadzone są prace remontowe dróg.
Rzeka Traun
Traun
Szybki przejazd do Linz. Tym razem centrum sobie odpuszczam na zbyt późną już porę i szukam alternatywy by przedostać się na drugą stronę Dunaju. Przemierzam sporo kilometrów błądząc obrzeżami miasta. Kilkukrotnie wyjeżdżam poza granice administracyjne Linz, a następnie ponownie wracam do miasta. Zdaje się, lepiej bym zrobił jadąc przez centrum bo to biegnie prościutka droga na most.Nic to, przynajmniej obejrzałem sobie port
Linz
Gdy już przeprawiłem się na drugą stronę Dunaju obieram kierunek na Mauthausen. Jadę oczywiście trasą rowerową biegnącą wzdłuż rzeki "Donauradweg". O tej porze dnia chyba połowę mieszkańców biega, jeździ na rowerze i na rolkach po ścieżkach nadbrzeżnych. Im dalej od miasta tym robi się luźniej. Podczas jednej pauzy widzę bobra wynurzającego się z wody i sięgającego do gałęzi wierzby zwisającej nad Dunajem. Niestety nie zdążyłem wyjąć aparatu
Słońce już nisko nad horyzontem. Jadę przez kilka kilometrów w towarzystwie sakwiarza z Francji. Rozdzielamy się w Abwinden gdzie oddalam się od Dunaju chcąc skrócić sobie trochę trasę i ominąć Mauthausen.
Docieram do drogi nr.123. Tutaj jestem już "u siebie". Dalszą trasę pokonywałem wielokrotnie, więc znam ją niemal na pamięć Odbijam w kierunku północnym. I rozpoczynam podjazd na wzniesienia. Początkowo chciałem dojechać dalej, ale gdy się trochę zmęczyłem uznałem iż nie ma sensu się katować i na noc postanawiam się zatrzymać w miejscowości Frensdorf.
Wieczorem dość długo spoglądam w rozgwieżdżone niebo zastanawiając się co przyniesie jutrzejszy dzień.
W nocy budzę się gdy słyszę jakieś odgłosy. Okazało się, że w odległości mniejszej jak metr ode mnie harcują dwa jeże. Mało zawału nie dostałem gdy ujrzałem maleńkie ślepia wpatrujące się we mnie. Nie dawały mi spać, więc przeniosłem je kilkadziesiąt metrów w głąb lasu. Uświadamiam też sobie, że to pierwsze dzikie zwierzęta, które widzę podczas tej wyprawy !
Statystyki dnia 10
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188138888849988785
cdn...
11-23.07.2015 - Rowerowy Eurotrip 2015
Dzień 11/13 - 21.07.2015 - Przez Waldviertel...
Dziś dopada mnie totalny leń. Co prawda otwieram na chwilę oczy by obejrzeć wschód słońca, ale chwilę później zasypiam jeszcze na jakiś czas. Wiercę się w śpiworze do godziny 8. W końcu zmuszam się i zbieram do dalszej trasy.
Mimo wczesnej pory wydaje się, że w powietrzu nie ma tlenu. Ciężko jest oddychać w tym skwarze. Po 8 temperatura osiąga już 30 stopni Celsjusza !
Przed wyruszeniem w drogę długo się zastanawiałem jaką trasą jechać. Zdecydowałem, że w Pregarten odbijam na wschód by nie jechać po raz kolejny przez Freistadt.
Trasa którą wybrałem okazała się być bardzo ciężka w tym upale. Na mojej drodze stają coraz to nowe wzniesienia do pokonania. Nie wiem czy mogłem wybrać gorzej...
O 10:30 jestem w Bad Zell, całkiem młodego uzdrowiska. Przyjmuje się, że miejscowy kościół powstał między 1261/78 rokiem. Oczywiście jak wiele świątyń zostaje modernizowany na przestrzeni wieków.
Bad Zell
Około południa znacznie się zmniejsza ruch na drogach. Żar leje się z nieba, a ja pokonuję coraz to dłuższe i bardziej strome podjazdy...
W Königswiesen chwilę czasu. Miasteczko całkiem przyjemne dla oka. Znajduje się tutaj romański kościół NMP. Przy bramie kościelnej stoi XVII wieczny pręgierz. W centrum niemal każdy budynek opatrzony jest tabliczką z krótkim opisem. Bardzo podoba mi się taka forma przedstawiania krótkiego rysu historycznego obiektów.
Königswiesen
Kościół NMP - XII wiek.
Pręgierz
Za miastem rozpoczynam długi podjazd przerywany krótkimi zjazdami. Po niespełna 20 km docieram do Arbesbach. Już z daleka są widoczne ruiny zamku na granitowej skale ponad miastem.
W mieście znajduje się kościół św. Idziego - wybudowany w latach 1761-1772 w miejsce poprzedniego, spalonego w 1756 r. oraz kolejny pręgierz datowany na 1615 rok.
Arbesbach
Oczywiście podjeżdżam pod ruiny zamku. Zamek Arbesbach znajduje się na wysokości ponad 900 m na granitowej skale. Powstał pod koniec 12 wieku by strzec traktu do Freistadt. W 1480 r. zamek został zniszczony przez Czechów i nigdy nie został odbudowany. Pozostałości zamku zostały zabezpieczone jako trwała ruina przez klub austriackich turystów.
Zamek Arbesbach
Kilkanaście kilometrów dalej przejeżdżam przez Rappottenstein z widocznym z bardzo daleka zamkiem. Tutaj niestety nie chciało mi się już podjechać. Teraz tego żałuję
Rappottenstein.
O piątej popołudniu docieram do Zwettl, miasta w którym znajduje się największy prywatny browar w Austrii
Zwettl staje się miastem w 1200 roku. Miasto w dużej części zachowało swój średniowieczny charakter. Dobrze zachowały się mury obronne z siedmioma wieżami. Stary ratusz jest jedną z najstarszych budowli w mieście. Według historyków pochodzi on z 1307 roku. Po renowacji w 1976 roku odkryto sgrafiti z połowy XVI wieku.
Antonturm
Kościół Wniebowzięcia NMP
Stary ratusz z 1307 roku.
Naprzeciw ratusza stoi kolumna morowa dłuta Johanna Caspara Högla z Eggenburga, a we wschodniej części rynku stoi kolorowa fontanna projektu Friedensreicha Hundertwassera.
Fontanna projektu Friedensreicha Hundertwassera.
Kolumna morowa dłuta Johanna Caspara Högla z Eggenburga
Dalsze kilometry pokonuję bardzo mozolnie. Dopiero sama końcówka przed Waidhofen an der Thaya to szybsza jazda. Po samym mieście spodziewałem się trochę więcej. Jedyne co zasługiwało na moją uwagę to kościół Wniebowzięcia NMP.
Waidhofen an der Thaya
Waidhofen an der Thaya
Mimo, iż dochodzi 20-sta temperatura przekracza 30 stopni na plusie. Plany dotarcia do granicy z Czechami najkrótszą trasą biorą w łeb. Główna droga zamknięta dla ruchu i jestem zmuszony jechać jakimiś zadupiami do Karlstein an der Thaya.
Słońce już nisko, a ja mam niewiele kilometrów przejechanych. Miałem nadzieję zakończyć dziś jazdę już na terytorium Czech, ale po zachodzie słońca odechciewa mi się dalszej jazdy.
Upał i ciężka trasa kosztowała mnie sporo energii. Był to dla mnie najtrudniejszy dzień podczas tej wyprawy. Dlatego też mimo wczesnej pory postanawiam na dziś zakończyć jazdę i kawałek za Karlstein an der Thaya zatrzymuję się na noc na wzniesieniu.
Karlstein an der Thaya
Statystyki dni 11.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188151736897792001
cdn...
Dziś dopada mnie totalny leń. Co prawda otwieram na chwilę oczy by obejrzeć wschód słońca, ale chwilę później zasypiam jeszcze na jakiś czas. Wiercę się w śpiworze do godziny 8. W końcu zmuszam się i zbieram do dalszej trasy.
Mimo wczesnej pory wydaje się, że w powietrzu nie ma tlenu. Ciężko jest oddychać w tym skwarze. Po 8 temperatura osiąga już 30 stopni Celsjusza !
Przed wyruszeniem w drogę długo się zastanawiałem jaką trasą jechać. Zdecydowałem, że w Pregarten odbijam na wschód by nie jechać po raz kolejny przez Freistadt.
Trasa którą wybrałem okazała się być bardzo ciężka w tym upale. Na mojej drodze stają coraz to nowe wzniesienia do pokonania. Nie wiem czy mogłem wybrać gorzej...
O 10:30 jestem w Bad Zell, całkiem młodego uzdrowiska. Przyjmuje się, że miejscowy kościół powstał między 1261/78 rokiem. Oczywiście jak wiele świątyń zostaje modernizowany na przestrzeni wieków.
Bad Zell
Około południa znacznie się zmniejsza ruch na drogach. Żar leje się z nieba, a ja pokonuję coraz to dłuższe i bardziej strome podjazdy...
W Königswiesen chwilę czasu. Miasteczko całkiem przyjemne dla oka. Znajduje się tutaj romański kościół NMP. Przy bramie kościelnej stoi XVII wieczny pręgierz. W centrum niemal każdy budynek opatrzony jest tabliczką z krótkim opisem. Bardzo podoba mi się taka forma przedstawiania krótkiego rysu historycznego obiektów.
Königswiesen
Kościół NMP - XII wiek.
Pręgierz
Za miastem rozpoczynam długi podjazd przerywany krótkimi zjazdami. Po niespełna 20 km docieram do Arbesbach. Już z daleka są widoczne ruiny zamku na granitowej skale ponad miastem.
W mieście znajduje się kościół św. Idziego - wybudowany w latach 1761-1772 w miejsce poprzedniego, spalonego w 1756 r. oraz kolejny pręgierz datowany na 1615 rok.
Arbesbach
Oczywiście podjeżdżam pod ruiny zamku. Zamek Arbesbach znajduje się na wysokości ponad 900 m na granitowej skale. Powstał pod koniec 12 wieku by strzec traktu do Freistadt. W 1480 r. zamek został zniszczony przez Czechów i nigdy nie został odbudowany. Pozostałości zamku zostały zabezpieczone jako trwała ruina przez klub austriackich turystów.
Zamek Arbesbach
Kilkanaście kilometrów dalej przejeżdżam przez Rappottenstein z widocznym z bardzo daleka zamkiem. Tutaj niestety nie chciało mi się już podjechać. Teraz tego żałuję
Rappottenstein.
O piątej popołudniu docieram do Zwettl, miasta w którym znajduje się największy prywatny browar w Austrii
Zwettl staje się miastem w 1200 roku. Miasto w dużej części zachowało swój średniowieczny charakter. Dobrze zachowały się mury obronne z siedmioma wieżami. Stary ratusz jest jedną z najstarszych budowli w mieście. Według historyków pochodzi on z 1307 roku. Po renowacji w 1976 roku odkryto sgrafiti z połowy XVI wieku.
Antonturm
Kościół Wniebowzięcia NMP
Stary ratusz z 1307 roku.
Naprzeciw ratusza stoi kolumna morowa dłuta Johanna Caspara Högla z Eggenburga, a we wschodniej części rynku stoi kolorowa fontanna projektu Friedensreicha Hundertwassera.
Fontanna projektu Friedensreicha Hundertwassera.
Kolumna morowa dłuta Johanna Caspara Högla z Eggenburga
Dalsze kilometry pokonuję bardzo mozolnie. Dopiero sama końcówka przed Waidhofen an der Thaya to szybsza jazda. Po samym mieście spodziewałem się trochę więcej. Jedyne co zasługiwało na moją uwagę to kościół Wniebowzięcia NMP.
Waidhofen an der Thaya
Waidhofen an der Thaya
Mimo, iż dochodzi 20-sta temperatura przekracza 30 stopni na plusie. Plany dotarcia do granicy z Czechami najkrótszą trasą biorą w łeb. Główna droga zamknięta dla ruchu i jestem zmuszony jechać jakimiś zadupiami do Karlstein an der Thaya.
Słońce już nisko, a ja mam niewiele kilometrów przejechanych. Miałem nadzieję zakończyć dziś jazdę już na terytorium Czech, ale po zachodzie słońca odechciewa mi się dalszej jazdy.
Upał i ciężka trasa kosztowała mnie sporo energii. Był to dla mnie najtrudniejszy dzień podczas tej wyprawy. Dlatego też mimo wczesnej pory postanawiam na dziś zakończyć jazdę i kawałek za Karlstein an der Thaya zatrzymuję się na noc na wzniesieniu.
Karlstein an der Thaya
Statystyki dni 11.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188151736897792001
cdn...
Ostatnio zmieniony 2015-09-10, 20:14 przez Robert J, łącznie zmieniany 1 raz.
Dzień 12/13 - 22.07.2015 - Slavonice, Telč, Třebíč czyli przez Morawy na północ.
W końcu się wyspałem! Ale tak po prawdzie to pospałbym jeszcze trochę O 7 obudził mnie pan z dozoru technicznego nadajnika, pod którym spałem. Jak mi powiedział starał się zachowywać bardzo cicho, ale widocznie to mu nie wyszło
Więc skoro już nie śpię to zbieram się do dalszej drogi. O tak wczesnej porze temperatura już bardzo wysoka. Zanosi się na kolejny upalny dzień.
Ruszam w drogę. Rower nie chce jechać... Mam wrażenie, że opony przyklejają się do asfaltu! Powoli zbliżam się do granicy z Czechami. Po drodze odwiedzam ostatnią większą miejscowość w Austrii - Dobersberg. Znajduje się tu renesansowy pałac, ale oczywiście nie chce mi się tam podjeżdżać.
Po godzinie czasu od wyruszenia w trasę docieram do granicy. Obiekty opuszczone, a na świeżym powietrzu wystawa poświęcona osobom, które uciekły lub próbowały przekroczyć nielegalnie granicę.
Przejście graniczne Austria/Czechy
Tutaj zrobiłem błąd. Powinienem wymienić trochę euro na korony, ale nie uczyniłem tego i później tego bardzo żałowałem. Niby w kieszeni jest trochę czeskiej waluty, ale było to zdecydowanie za mało jak na dwa dni jazdy przez Republikę Czeską.
Zaraz po przekroczeniu granicy przerwa śniadaniowa. Kilometr od granicy pierwsza czeska miejscowość - Slavonice. Kurde jak ja uwielbiam te czeskie miasteczka !
Slavonice
Slavonice to niewielkie miasteczko na pograniczu Czech, Moraw i Austrii. Miasto jest niepowtarzalnym zbiorem zabytków gotyckich i renesansowych. Nad rynkiem góruje wysoka na 56,5 metra miejska wieża kościoła Wniebowzięcia NMP. Wybudowana w 1503 roku. Rynek(Náměstí Míru) w kształcie wydłużonego trójkąta otoczony cenną zabudową.
Rynek w Slavonicach
Dačicka brama.
Miasto zwiedzone przeze mnie tylko z grubsza, a na pewno warte by poświęcić jemu odrobinę więcej czasu. Gdzieś tam w dalszych planach jest odwiedzenie tych okolic, więc być może uda mi się przy okazji lepiej poznać to miasto
Zupełnie pustymi drogami kieruję się na północ do Dačic nazywanych turystyczną bramą do Parku Narodowego Podyji. Imponująco wygląda 51 metrowa, renesansowa wieża miejska kościoła św. Wawrzyńca. Wieża była osobnym obiektem. Kościół dobudowano do niej w późniejszym czasie. Rynek o nieregularnym kształcie. Przebiega przez niego główna droga, a cały plac jest jednym wielkim parkingiem co znacznie zmniejsza urokliwość tego miejsca.
Dačice - kościół św. Wawrzyńca.
Stary ratusz z 1559 roku. Dwukrotnie się spalił. Dwukrotnie odbudowywany. Hełm na wieży jest barokowy.
Stary ratusz.
Podobnie jak w przypadku Slavonic zwiedzam to miasto "po łebkach". Moim celem tutaj jest zrobić pierwsze dzisiejsze zakupy. W markecie chodząc wśród półek kalkuluję koszty zakupów. Stan konta zero, więc nie mam możliwości zapłaty kartą. Wszystkie pieniądze wymieniłem wcześniej na euro, kantoru nikt nie potrafił mi wskazać, a o banku pomyślałem dopiero następnego dnia już po zamknięciu wszystkich placówek
Nic to o 11 docieram do bardzo ciekawego miasta, którym jest Telč. Nagromadzenie zabytków w mieście jest tak duże, że w 1992 r. zabytkowe centrum miasta zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Telč
Późnoromańska wieża Ducha Świętego.
Najstarszym zachowanym zabytkiem miasta jest wieża św. Ducha. Późnoromańska z początku XIII wieku. Do historycznego centrum prowadzą dwie bramy. Dolna(mała) oraz Górna(duża). Obydwie pochodzą z 2 połowy XVI wieku.
Górna brama.
Dolna brama.
Układ budynków w rynku odpowiada układowi z czasów lokacji miasta. Pierwotnie gotyckie, przebudowywane z wiekami i zmieniającymi się stylami. Obecnie zabudowania w rynku noszą głównie cechy stylu barokowego. Ale trafiają się również rodzynki w stylu gotyckim i renesansowym. W środku rynku stoi Słup Mariański z lat 1716-1720 oraz dwie fontanny dolna i górna.
Budynek ratusza powstał z połączenia dwóch gotyckich domów.
Budynek ratusza.
W zachodniej części rynku stoi pierwotnie jezuicki kościół Imienia Jezus. Natomiast trochę dalej telczański pałac wybudowany w 2 połowie XIV wieku jako zamek. Na renesansowy pałac przebudowano go za panowania Zachariasza z Hradca.
Telczański pałac.
Telč był niewątpliwie najpiękniejszym miastem, które odwiedziłem podczas tej wyprawy.
Kilka kilometrów za miastem robię dłuższą przerwę. Upał nie do zniesienia. Zmęczenie przez trudy poprzednich dni kumuluje się i organizm potrzebuje trochę czasu na regenerację.
Kolejne większe miasto na mojej drodze to Třebíč. Historycznie Třebíč znajduje się na Morawach. Za datę założenia miasta często uznaje się rok 1101, kiedy powstał klasztor benedyktyński. Jednak prawa miejskie otrzymuje dopiero w 1355 roku. W przeszłości był to jeden z trzech głównych ośrodków Moraw, obok Brna i Ołomuńca.
Symbolem miasta jest tzw. "Wieża Miejska" przy kościele św. Marcina. Powstała około 1335 r., kiedy Třebíč uzyskał prawa miejskie i do 1716 r. była osobną budowlą, wchodzącą w skład systemu obronnego miasta.
Wieża miejska kościoła św. Marcina.
Rynek
Rynek jest jednym z większych w Republice Czeskiej. Jednym z ciekawszych obiektów jest narożny dom w stylu renesansowym tzw. "Malovaný dům".
"Malovaný dům"
Na północnym brzegu Igławy znajduje się renesansowy pałac oraz romańska bazylika św. Prokopa odbudowana w XVIII wieku. Bazylika jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO podobnie jak żydowska dzielnica.
Pałac i bazylika
Opuszczam miasto. Kilkanaście kilometrów dalej, w okolicy Náměšť nad Oslavou robię przerwę obiadową. Wypijam piwo i ogarnia mnie znużenie. Ucinam sobie godzinną drzemkę. Później pozostaje mi niewiele czasu na jazdę. Pora już późna, więc w Náměšť nad Oslavou podjeżdżam tylko na rynek przez barokowy most na którym ustawione jest 20 figur świętych.
Náměšť nad Oslavou
Barokowy most.
Na wzniesieniu ponad miastem stoi pałac. Pierwotnie gotycki zamek przebudowany za Žerotínów na renesansowy pałac.
Wyjazd z miasta w kierunku północnym jest bardzo stromy jednak podjazd ten nie jest długi. Kieruję się teraz do miasta Velká Bíteš. Przejazd poszedł mi całkiem sprawnie. Jedyny cel po dotarciu do miasta to pozyskać zapasy wody bo to skończyła mi się już jakiś czas temu. Ogólnodostępny hydrant znajduję w centrum, uzupełniam zapasy i lecę dalej w kierunku Tišnova.
Velká Bíteš
Kościół św. Jana Chrzciciela.
W Tišnovie jestem już po zachodzie słońca. Planowałem dziś dojechać trochę dalej, ale tak jak dnia poprzedniego odchodzą mi chęci na kontynuowanie dalszej jazdy po zmroku. Na noc zatrzymuję się w okolicy miejscowości Rohozec.
Tišnov
Koło w dalszym ciągu wytrzymuje trudy trasy jednak działanie licznika bezprzewodowego to porażka. Ma coraz to częstsze i dłuższe przerwy w działaniu
Statystyki dnia 12
Cała galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188161450413260993
cdn...
W końcu się wyspałem! Ale tak po prawdzie to pospałbym jeszcze trochę O 7 obudził mnie pan z dozoru technicznego nadajnika, pod którym spałem. Jak mi powiedział starał się zachowywać bardzo cicho, ale widocznie to mu nie wyszło
Więc skoro już nie śpię to zbieram się do dalszej drogi. O tak wczesnej porze temperatura już bardzo wysoka. Zanosi się na kolejny upalny dzień.
Ruszam w drogę. Rower nie chce jechać... Mam wrażenie, że opony przyklejają się do asfaltu! Powoli zbliżam się do granicy z Czechami. Po drodze odwiedzam ostatnią większą miejscowość w Austrii - Dobersberg. Znajduje się tu renesansowy pałac, ale oczywiście nie chce mi się tam podjeżdżać.
Po godzinie czasu od wyruszenia w trasę docieram do granicy. Obiekty opuszczone, a na świeżym powietrzu wystawa poświęcona osobom, które uciekły lub próbowały przekroczyć nielegalnie granicę.
Przejście graniczne Austria/Czechy
Tutaj zrobiłem błąd. Powinienem wymienić trochę euro na korony, ale nie uczyniłem tego i później tego bardzo żałowałem. Niby w kieszeni jest trochę czeskiej waluty, ale było to zdecydowanie za mało jak na dwa dni jazdy przez Republikę Czeską.
Zaraz po przekroczeniu granicy przerwa śniadaniowa. Kilometr od granicy pierwsza czeska miejscowość - Slavonice. Kurde jak ja uwielbiam te czeskie miasteczka !
Slavonice
Slavonice to niewielkie miasteczko na pograniczu Czech, Moraw i Austrii. Miasto jest niepowtarzalnym zbiorem zabytków gotyckich i renesansowych. Nad rynkiem góruje wysoka na 56,5 metra miejska wieża kościoła Wniebowzięcia NMP. Wybudowana w 1503 roku. Rynek(Náměstí Míru) w kształcie wydłużonego trójkąta otoczony cenną zabudową.
Rynek w Slavonicach
Dačicka brama.
Miasto zwiedzone przeze mnie tylko z grubsza, a na pewno warte by poświęcić jemu odrobinę więcej czasu. Gdzieś tam w dalszych planach jest odwiedzenie tych okolic, więc być może uda mi się przy okazji lepiej poznać to miasto
Zupełnie pustymi drogami kieruję się na północ do Dačic nazywanych turystyczną bramą do Parku Narodowego Podyji. Imponująco wygląda 51 metrowa, renesansowa wieża miejska kościoła św. Wawrzyńca. Wieża była osobnym obiektem. Kościół dobudowano do niej w późniejszym czasie. Rynek o nieregularnym kształcie. Przebiega przez niego główna droga, a cały plac jest jednym wielkim parkingiem co znacznie zmniejsza urokliwość tego miejsca.
Dačice - kościół św. Wawrzyńca.
Stary ratusz z 1559 roku. Dwukrotnie się spalił. Dwukrotnie odbudowywany. Hełm na wieży jest barokowy.
Stary ratusz.
Podobnie jak w przypadku Slavonic zwiedzam to miasto "po łebkach". Moim celem tutaj jest zrobić pierwsze dzisiejsze zakupy. W markecie chodząc wśród półek kalkuluję koszty zakupów. Stan konta zero, więc nie mam możliwości zapłaty kartą. Wszystkie pieniądze wymieniłem wcześniej na euro, kantoru nikt nie potrafił mi wskazać, a o banku pomyślałem dopiero następnego dnia już po zamknięciu wszystkich placówek
Nic to o 11 docieram do bardzo ciekawego miasta, którym jest Telč. Nagromadzenie zabytków w mieście jest tak duże, że w 1992 r. zabytkowe centrum miasta zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Telč
Późnoromańska wieża Ducha Świętego.
Najstarszym zachowanym zabytkiem miasta jest wieża św. Ducha. Późnoromańska z początku XIII wieku. Do historycznego centrum prowadzą dwie bramy. Dolna(mała) oraz Górna(duża). Obydwie pochodzą z 2 połowy XVI wieku.
Górna brama.
Dolna brama.
Układ budynków w rynku odpowiada układowi z czasów lokacji miasta. Pierwotnie gotyckie, przebudowywane z wiekami i zmieniającymi się stylami. Obecnie zabudowania w rynku noszą głównie cechy stylu barokowego. Ale trafiają się również rodzynki w stylu gotyckim i renesansowym. W środku rynku stoi Słup Mariański z lat 1716-1720 oraz dwie fontanny dolna i górna.
Budynek ratusza powstał z połączenia dwóch gotyckich domów.
Budynek ratusza.
W zachodniej części rynku stoi pierwotnie jezuicki kościół Imienia Jezus. Natomiast trochę dalej telczański pałac wybudowany w 2 połowie XIV wieku jako zamek. Na renesansowy pałac przebudowano go za panowania Zachariasza z Hradca.
Telczański pałac.
Telč był niewątpliwie najpiękniejszym miastem, które odwiedziłem podczas tej wyprawy.
Kilka kilometrów za miastem robię dłuższą przerwę. Upał nie do zniesienia. Zmęczenie przez trudy poprzednich dni kumuluje się i organizm potrzebuje trochę czasu na regenerację.
Kolejne większe miasto na mojej drodze to Třebíč. Historycznie Třebíč znajduje się na Morawach. Za datę założenia miasta często uznaje się rok 1101, kiedy powstał klasztor benedyktyński. Jednak prawa miejskie otrzymuje dopiero w 1355 roku. W przeszłości był to jeden z trzech głównych ośrodków Moraw, obok Brna i Ołomuńca.
Symbolem miasta jest tzw. "Wieża Miejska" przy kościele św. Marcina. Powstała około 1335 r., kiedy Třebíč uzyskał prawa miejskie i do 1716 r. była osobną budowlą, wchodzącą w skład systemu obronnego miasta.
Wieża miejska kościoła św. Marcina.
Rynek
Rynek jest jednym z większych w Republice Czeskiej. Jednym z ciekawszych obiektów jest narożny dom w stylu renesansowym tzw. "Malovaný dům".
"Malovaný dům"
Na północnym brzegu Igławy znajduje się renesansowy pałac oraz romańska bazylika św. Prokopa odbudowana w XVIII wieku. Bazylika jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO podobnie jak żydowska dzielnica.
Pałac i bazylika
Opuszczam miasto. Kilkanaście kilometrów dalej, w okolicy Náměšť nad Oslavou robię przerwę obiadową. Wypijam piwo i ogarnia mnie znużenie. Ucinam sobie godzinną drzemkę. Później pozostaje mi niewiele czasu na jazdę. Pora już późna, więc w Náměšť nad Oslavou podjeżdżam tylko na rynek przez barokowy most na którym ustawione jest 20 figur świętych.
Náměšť nad Oslavou
Barokowy most.
Na wzniesieniu ponad miastem stoi pałac. Pierwotnie gotycki zamek przebudowany za Žerotínów na renesansowy pałac.
Wyjazd z miasta w kierunku północnym jest bardzo stromy jednak podjazd ten nie jest długi. Kieruję się teraz do miasta Velká Bíteš. Przejazd poszedł mi całkiem sprawnie. Jedyny cel po dotarciu do miasta to pozyskać zapasy wody bo to skończyła mi się już jakiś czas temu. Ogólnodostępny hydrant znajduję w centrum, uzupełniam zapasy i lecę dalej w kierunku Tišnova.
Velká Bíteš
Kościół św. Jana Chrzciciela.
W Tišnovie jestem już po zachodzie słońca. Planowałem dziś dojechać trochę dalej, ale tak jak dnia poprzedniego odchodzą mi chęci na kontynuowanie dalszej jazdy po zmroku. Na noc zatrzymuję się w okolicy miejscowości Rohozec.
Tišnov
Koło w dalszym ciągu wytrzymuje trudy trasy jednak działanie licznika bezprzewodowego to porażka. Ma coraz to częstsze i dłuższe przerwy w działaniu
Statystyki dnia 12
Cała galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6188161450413260993
cdn...
Dzień 13/13 - 23.07.2015 - Przez Czechy do domu...
I nastał dzień 13, dzień ostatni tegorocznej wyprawy rowerowej. Dziś chcę dotrzeć do domu mimo, że trasa będzie wymagająca i przekraczająca 200 km. Z defektem tylnego koła ciężko było osiągać podobny dzienny dystans w poprzednich dniach. Wiedziałem tylko, że większą część dzisiejszej trasy znam bardzo dobrze i nie będzie większych przerw w jeździe.
O poranku budzą mnie odgłosy jeszcze odległej burzy. Jest bardzo duszno. Pierwsze co to muszę skleić dętkę bo okazało się iż w nocy zeszło mi powietrze z tylnego koła. Jem śniadanie i ruszam w kierunku Černej hory. W mieście znajduje się najstarszy działający browar na Morawach, który do chwili obecnej zachował swój historyczny wygląd. Na wzniesieniu góruje pałac wystawiony w miejsce wcześniejszej twierdzy.
Černa hora
Z Černej hory jadę krajówką w kierunku Svitav. Jednak natężenie ruchu jest zbyt duże i postanawiam zmienić trasę i jechać przez Boskovice.
Do Boskovic docieram wielokrotnie się zatrzymując bo od południa nadciągnęły opady deszczu. Ten największy deszcz dopadł mnie jeszcze na głównej drodze. Pogoda totalnie się popsuła i nieźle zmokłem. W Boskovicach podjeżdżam tylko na rynek. Planowałem jeszcze odwiedzić miejscowy pałac i ruiny zamku ponad miastem, ale na podjeździe ponownie zaczyna padać intensywny deszcz co ostatecznie mnie zniechęca.
Kościół św. Jakuba
Boskovice -Ratusz
Z Boskovic jadę do Žďárnej. Oj nieźle dał mi w kość początkowy podjazd ! Przemierzam Drahańską vrchovinę. Gdzieś tam w dali widoczny maszt Kojál. Pogoda się poprawia. Opady deszczu przesunęły się nad Wysoki Jesionik.
Rozpoczynam zjazd w kierunku Prostejova. Jednak przejazd przez miasto nie jest planowany. Postanawiam jechać przez małe miejscowości skracając sobie jednocześnie sporo trasę. Przejeżdżam przez takie miejscowości jak Pteni, Zdětín Kostelec na Hane.
Pteni
Kostelec na Hane.
Docieram do drogi Prostejov - Litovel i obieram kierunek na północ. Pogoda coraz lepsza. Omijam Litovel i przez Loštice jadę do Mohelnic.
Loštice
Wydałem już wszystkie pieniądze i właśnie w Mohelnicach postanowiłem poszukać jakiegoś kantoru by wymienić euro. Niestety nie udało się. Ktoś powiedział bym szedł do banku, ale zanim znalazłem jakąś placówkę w mieście było już po czasie
Mohelnice
Mijam obwodnicą Zábřeh i kilka kilometrów dalej wyprzedza mnie samochód z dość dużą prędkością. Chwilę później słyszę ogromny huk. Kierująca nie ustąpiła pierwszeństwa i skasowała doszczętnie obydwa samochody. Gdy dojechałem na miejsce był już spory korek. Nie wiem w jaki sposób nikomu nic się nie stało bo samochody nieźle pogniecione. Ostrożnie omijam porozrzucane części samochodów i jadę dalej w kierunku Šumperka, inni stoją w korku...
Chcąc ominąć Šumperk z Bludova jadę do Rudej nad Moravą. Woda już mi się skończyła, więc proszę w knajpie by mi nacepovali z kranu Wzdłuż Rzeki Moravy docieram do Hanušovic. Teraz przychodzi pora na najtrudniejszą część dzisiejszej trasy. Przez Branną do Ramzovej. Dziś podjazd ten poszedł mi całkiem sprawnie. Jednak skończyły mi się już opaski zaciskowe i nie uzupełniałem ich gdy te odpadały z koła. Efektem tego było to, że zaczęły mi odpadać szprychy ! Najlepsze było to, że odpadały razem z kawałkami obręczy ! Na szczęście skończyło się tylko na trzech, ale koło było przez to bardzo krzywe, ale jeszcze mieściło się w ramie. Mogłem więc kontynuować jazdę. Z Ramzovej to już tylko formalność. Godzina z okładem i po 13 - tu dniach docieram do domu.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6194484106360205201
Podsumowując ten wypad było ok, ale ja jednak nie jestem do końca zadowolony. Miałem bardzo ambitne plany na ten wyjazd, które zniweczyła awaria. Z zaplanowanych 7 tyś. km nie udało się zrobić nawet 1/3, z 37 dni w trasie zrobiło się tylko 13...
Statystyki
Podczas tego wypadu udało mi się poprawić dwa rekordy: wysokości zaliczonej rowerem oraz sumy podjazdów podczas jednego wypadu.
Podsumowanie w liczbach:
Liczba dni : 13
Ilość wypitych płynów: 120 L
w tym:
Piwo: x 61
Woda : 69 L
Inne: 25 L
Dane z licznika:
Całkowity pokonany dystans: 2290km
Średni dzienny dystans: 176,15 km
Średnia prędkość: 16,8 km/h
Maksymalna prędkość: 69,69 km/h
Suma podjazdów: 22538 metrów
Czas jazdy: 136:27:31
Najniższa zanotowana temperatura: 8,9 C
Najwyższa zanotowana temperatura: 38,3 C
Max. wysokość: 2763 m n.p.m.
Granicę państwową przekroczyłem 15 razy.
Powyższe statystyki różnią się odrobinę od tych rzeczywistych. Spowodowane było to wadliwym licznikiem, który miał przerwy w działaniu. Sprawdziłem trasę i według bikemap był prawie 80 kilometrów większy dystans.
Koniec
I nastał dzień 13, dzień ostatni tegorocznej wyprawy rowerowej. Dziś chcę dotrzeć do domu mimo, że trasa będzie wymagająca i przekraczająca 200 km. Z defektem tylnego koła ciężko było osiągać podobny dzienny dystans w poprzednich dniach. Wiedziałem tylko, że większą część dzisiejszej trasy znam bardzo dobrze i nie będzie większych przerw w jeździe.
O poranku budzą mnie odgłosy jeszcze odległej burzy. Jest bardzo duszno. Pierwsze co to muszę skleić dętkę bo okazało się iż w nocy zeszło mi powietrze z tylnego koła. Jem śniadanie i ruszam w kierunku Černej hory. W mieście znajduje się najstarszy działający browar na Morawach, który do chwili obecnej zachował swój historyczny wygląd. Na wzniesieniu góruje pałac wystawiony w miejsce wcześniejszej twierdzy.
Černa hora
Z Černej hory jadę krajówką w kierunku Svitav. Jednak natężenie ruchu jest zbyt duże i postanawiam zmienić trasę i jechać przez Boskovice.
Do Boskovic docieram wielokrotnie się zatrzymując bo od południa nadciągnęły opady deszczu. Ten największy deszcz dopadł mnie jeszcze na głównej drodze. Pogoda totalnie się popsuła i nieźle zmokłem. W Boskovicach podjeżdżam tylko na rynek. Planowałem jeszcze odwiedzić miejscowy pałac i ruiny zamku ponad miastem, ale na podjeździe ponownie zaczyna padać intensywny deszcz co ostatecznie mnie zniechęca.
Kościół św. Jakuba
Boskovice -Ratusz
Z Boskovic jadę do Žďárnej. Oj nieźle dał mi w kość początkowy podjazd ! Przemierzam Drahańską vrchovinę. Gdzieś tam w dali widoczny maszt Kojál. Pogoda się poprawia. Opady deszczu przesunęły się nad Wysoki Jesionik.
Rozpoczynam zjazd w kierunku Prostejova. Jednak przejazd przez miasto nie jest planowany. Postanawiam jechać przez małe miejscowości skracając sobie jednocześnie sporo trasę. Przejeżdżam przez takie miejscowości jak Pteni, Zdětín Kostelec na Hane.
Pteni
Kostelec na Hane.
Docieram do drogi Prostejov - Litovel i obieram kierunek na północ. Pogoda coraz lepsza. Omijam Litovel i przez Loštice jadę do Mohelnic.
Loštice
Wydałem już wszystkie pieniądze i właśnie w Mohelnicach postanowiłem poszukać jakiegoś kantoru by wymienić euro. Niestety nie udało się. Ktoś powiedział bym szedł do banku, ale zanim znalazłem jakąś placówkę w mieście było już po czasie
Mohelnice
Mijam obwodnicą Zábřeh i kilka kilometrów dalej wyprzedza mnie samochód z dość dużą prędkością. Chwilę później słyszę ogromny huk. Kierująca nie ustąpiła pierwszeństwa i skasowała doszczętnie obydwa samochody. Gdy dojechałem na miejsce był już spory korek. Nie wiem w jaki sposób nikomu nic się nie stało bo samochody nieźle pogniecione. Ostrożnie omijam porozrzucane części samochodów i jadę dalej w kierunku Šumperka, inni stoją w korku...
Chcąc ominąć Šumperk z Bludova jadę do Rudej nad Moravą. Woda już mi się skończyła, więc proszę w knajpie by mi nacepovali z kranu Wzdłuż Rzeki Moravy docieram do Hanušovic. Teraz przychodzi pora na najtrudniejszą część dzisiejszej trasy. Przez Branną do Ramzovej. Dziś podjazd ten poszedł mi całkiem sprawnie. Jednak skończyły mi się już opaski zaciskowe i nie uzupełniałem ich gdy te odpadały z koła. Efektem tego było to, że zaczęły mi odpadać szprychy ! Najlepsze było to, że odpadały razem z kawałkami obręczy ! Na szczęście skończyło się tylko na trzech, ale koło było przez to bardzo krzywe, ale jeszcze mieściło się w ramie. Mogłem więc kontynuować jazdę. Z Ramzovej to już tylko formalność. Godzina z okładem i po 13 - tu dniach docieram do domu.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6194484106360205201
Podsumowując ten wypad było ok, ale ja jednak nie jestem do końca zadowolony. Miałem bardzo ambitne plany na ten wyjazd, które zniweczyła awaria. Z zaplanowanych 7 tyś. km nie udało się zrobić nawet 1/3, z 37 dni w trasie zrobiło się tylko 13...
Statystyki
Podczas tego wypadu udało mi się poprawić dwa rekordy: wysokości zaliczonej rowerem oraz sumy podjazdów podczas jednego wypadu.
Podsumowanie w liczbach:
Liczba dni : 13
Ilość wypitych płynów: 120 L
w tym:
Piwo: x 61
Woda : 69 L
Inne: 25 L
Dane z licznika:
Całkowity pokonany dystans: 2290km
Średni dzienny dystans: 176,15 km
Średnia prędkość: 16,8 km/h
Maksymalna prędkość: 69,69 km/h
Suma podjazdów: 22538 metrów
Czas jazdy: 136:27:31
Najniższa zanotowana temperatura: 8,9 C
Najwyższa zanotowana temperatura: 38,3 C
Max. wysokość: 2763 m n.p.m.
Granicę państwową przekroczyłem 15 razy.
Powyższe statystyki różnią się odrobinę od tych rzeczywistych. Spowodowane było to wadliwym licznikiem, który miał przerwy w działaniu. Sprawdziłem trasę i według bikemap był prawie 80 kilometrów większy dystans.
Koniec
To dość zaskakujące, że nie znalazłeś obręczy w pierwszym lepszym decathonie czy innej sieciówce.
Przy obecnej globalizacji, nie spodziewałbym się takich problemów.
Rozmach imprezy przyprawia o zawrót głowy;)
W 13 dni zrobiłeś taką trasę, że mi by miesiąca brakło
A właśnie, co zrobiłeś z pozostałymi 24 dniami?;)
Przy obecnej globalizacji, nie spodziewałbym się takich problemów.
Rozmach imprezy przyprawia o zawrót głowy;)
W 13 dni zrobiłeś taką trasę, że mi by miesiąca brakło
A właśnie, co zrobiłeś z pozostałymi 24 dniami?;)
Vlado pisze:To dość zaskakujące, że nie znalazłeś obręczy w pierwszym lepszym decathonie czy innej sieciówce.
Przy obecnej globalizacji, nie spodziewałbym się takich problemów.
Przez dwa dni szukałem po sklepach rowerowych za obręczą. Później już dałem sobie z tym spokój jak usłyszałem jaką sumę wołali i ile czasu musiałbym czekać. Przy takiej obręczy to nie jest tak do końca, że wchodzisz do pierwszego lepszego sklepu i podają ci z półki. O ile rozmiar 26 cali jest znormalizowany to już np. dopasować wysokość obręczy czy ilość otworów na szprychy nie jest takie proste jak się wydaje. W Stams w sklepie, który jest dilerem marki Trek(takim jak jeżdżę) też nie mieli na stanie.
Vlado pisze:Rozmach imprezy przyprawia o zawrót głowy;)
W 13 dni zrobiłeś taką trasę, że mi by miesiąca brakło
Kwestia treningu. Tym razem jazda była całkiem spokojna
Vlado pisze:A właśnie, co zrobiłeś z pozostałymi 24 dniami?;)
Pierwszy dzień po powrocie podskoczyłem do sklepu rowerowego gdzie czekała już na mnie nowa obręcz. Mając do dyspozycji odpowiednie narzędzia przeplotłem koło w 15 minut, a cała robocizna trwała może z godzinę. Koszt wymiany był około sześciokrotnie niższy jak śpiewali mi w Austrii.
Później trochę się byczyłem, wystartowałem w kilku wyścigach rowerowych, a za zaoszczędzone pieniądze z poprzedniego wypadu wyskoczyłem jeszcze na tydzień do Niemiec
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 61 gości