Dzień 6 - 16.07.2015 - Stelvio !
Noc jest przyjemnie ciepła, bez rosy, tylko czasami sen przerywa mi przemykający jakiś samochód szosą ponad moją miejscówką. Zerkam na altimetr, a ten wskazuje dokładnie 1492 m n.p.m., a więc tyle ile wynosi wysokość najwyższego szczytu Sudetów Wschodnich - Pradziada
Już poprzedniego dnia postanowiłem, że dzisiaj zaliczam najwyższą przełęcz we włoskich Alpach Wschodnich, którą można pokonać samochodem - Stelvio i robię odwrót. Nawet jeżeli bym wymienił obręcz tylnego koła lub kupił nowe to i tak nie zostałoby mi za wiele pieniędzy na dalszą trasę. Postanawiam, więc kontynuować jazdę z defektem, a w razie czego się zobaczy.
Jem śniadanie i gdy tylko słońce wygląda zza okolicznych szczytów ruszam w trasę. Początek jest bardzo przyjemny. Jadę wzdłuż jeziora po bardzo ładnej ścieżce rowerowej. Na przeciwnym brzegu widoczne jest Curon Venosta, a w zasadzie to nowa część miejscowości bo ta starsza znalazła się pod wodą w 1950 gdy powstawało jezioro. Jedynie co pozostało ze starego Graun (wł. Curon Venosta) to romańska dzwonnica dawnego kościoła parafialnego św. Katarzyny.
Curon Venosta
Mijam St Valentin i drugie mniejsze jezioro Haidersee. Rozpoczynam przyjemny zjazd do Burgeis. Przejeżdżam przez miasteczko robiąc kilka zdjęć. Temperatura powietrza mimo wczesnej pory już wysoka. Niestety widoczność jest jeszcze gorsza jak dzień wcześniej
St Valentin
W samym Burgeis i jego okolicy jest kilka ciekawych obiektów. Kaplica pod wezwaniem św. Michała. Zamek Fürstenburg z XIII w. Został on wybudowany przy dawnym szlaku kupieckim z Wenecji do Augsburga. Ponad miastem w oczy rzuca się biała bryła opactwa benedyktynów "Marienberg", jest najwyżej położonym opactwem benedyktynów w Europie(1340 metrów).
Kaplica św. Michała.
Zamek Fürstenburg
Opactwo Marienberg
Około 3 km na południe docieram do Mals(Malles Venosta). Miasto wielu wież. Przyjemnie się zjeżdża, tak że przeoczyłem zjazd i do centrum muszę się wspinać po dość mocno nachylonym terenie. Z ciekawych obiektów: Kościół Wniebowzięcia NMP pochodzi z XIII w. Wieża została zbudowana w 1530 roku., Romańska wieża kościoła św. Jana. Sam kościół został zniszczony w 1799 roku, czy też pozostałości zamku Fröhlichsburg wybudowanego w XII w. Jego pozostałością jest 33 metrowa wieża Fröhlichsturm.
Mals(Malles Venosta)
Fröhlichsturm
Romańska wieża kościoła św. Jana.
Szybki przejazd do Glorenzy(Glurns). To niewielkie miasto było ośrodkiem ruchu już w czasach rzymskich. Historyczne centrum otoczone murami miejskimi z zachowanymi bramami wjazdowymi do miasta. Kościół św. Pankracego. Wybudowany w roku 1481 na miejscu starszej świątyni z XIII w. stoi już poza murami miasta.
Glorenza
Kościół św. Pankracego.
Z Glorenzy kieruję się do Prato Allo Stelvio po ścieżkach rowerowych biegnących wśród sadów. Udaje mi się"usiąść na kole" grupce szosowców dzięki czemu podganiam trochę czasu.
W mieście zakupy w markecie i rozpoczynam długi i ciężki podjazd na główną atrakcję tego dnia - przełęcz Stelvio. Do celu mam 24,3 km i aż 48 zakrętów 180 stopni !
Na wysokości około 1000 m n.p.m. przy samej drodze jest osobliwe muzeum. Autor tych cudacznych dzieł opowiada mi historię ich powstawania, a trwa to nieprzerwanie od 30 lat. Przyjemność obejrzenia, fotografowania i rozmowy z właścicielem kosztuje 1 euro.
Na trasie wyprzedza mnie coraz więcej rowerzystów, głównie na kolarzówkach. Ale i mi udaje się kogoś wyprzedzić. Podjazd jest męczący, a szczególnie w tak wysokiej temperaturze powietrza. Dziś jednak jedzie mi się wyjątkowo dobrze.
Robię oczywiście częste postoje, a to na wykonanie zdjęcia, a to na piwo
Początek podjazdu jest trochę nudny w lesie bez widoków. Dopiero od Trafoi robi się ciekawiej. Widoczny już najwyższy szczyt w Alpach Retyckich - Ortler 3905 m. n.p.m.
Trafoi
Sam podjazd również staje się bardziej ciekawy, a to za sprawą sporej ilości bardzo ciasnych serpentyn. Kawałek za Trafoi jest punkt widokowy na masyw Ortler. Na tarasie tym ustawiono w 1884 roku obelisk upamiętniający pierwsze wejście na szczyt Ortler w 1804 r. Dokonali tego Josef Pichler, Johann Leitner i Johann Klausner.
Obelisk upamiętniający pierwsze wejście na szczyt Ortler
Wyjeżdżając ponad granicę lasu(około 2000 m n.p.m.) widać już cel. Jednak jeszcze sporo dystansu i przewyższenia przede mną. Zaczynam odliczać zakręty pozostałe do celu. Wszystkie są ponumerowane.
Na przełęcz Stelvio docieram około 15-tej. Sesja foto przy tablicy z nazwą przełęczy i wbijam do knajpy na piwo. Kufel 0,5 l za jedyne 5 euro. Jak na razie jest to moje najdroższe piwo, ale warto było po tym wysiłku na podjeździe
Stelvio zdobyte !
Nagroda
Na przełęczy jedna wielka komercja. Sklepy, sklepiki z pamiątkami oraz gadżetami kolarskimi. Kilka hoteli i restauracji oraz wiele straganów z żarciem.
Strasznie tu ciasno. Nie podoba mi się. Zresztą widoki nieszczególne. Trudno zrobić zdjęcie na którym nie uchwyciłoby się słupów wysokiego napięcia. Przyznam szczerze iż droga jak i sama przełęcz bardzo mnie rozczarowały. Widokowo pod żadnym względem nawet nie dorównuje takiej Grossglocknerstrasse.
Po zasłużonym odpoczynku rozpoczynam zjazd w kierunku Bormio. Początkowo nachylenie drogi jest znacznie mniejsze jak po drugiej stronie przełęczy. Mijam skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Szwajcarii oraz kilka sypiących się obiektów.
Dopiero po pokonaniu około 5 km w dół rozpoczyna się zabawa na zjeździe. Droga staje się bardzo kręta i jest kilka bardzo ciasnych tuneli. W tunelach jest już niestety zniszczony asfalt i trzeba mocno ściskać kierownicę by jej nie wyrwało z rąk.
A, i jeszcze jedno, zaczyna mi szwankować licznik. Ma przerwy w działaniu i gubi się kilka km dystansu
Mniej więcej po godzinie docieram do Bormio. W mieście spaceruję chwilę po wąskich uliczkach zaglądając w różne zakamarki.
Bormio
Jest już dość późno, a mam niewiele kilometrów przejechanych. Jednak powinno się to zmienić bo przez następne kilkadziesiąt km będzie delikatnie z góry. Problem w tym, że biednemu zawsze wiatr w oczy(dosłownie). Nie wiem dlaczego, ale wiatr się zmienił o 180 stopni i od Bormio wieje z dość dużą siłą w twarz. Nie ma więc przyjemnej jazdy. Trzeba dokręcać.
Kilka kilometrów w dół za Bormio robię zasłużoną przerwę obiadową. Świeci słońce, ale zaczyna padać deszcz niesiony z silnym wiatrem z chmur zawieszonych nad szczytami po Szwajcarskiej stronie.
Oglądam tylne koło i nie jest ciekawie... Podczas zjazdu występują większe przeciążenia i w efekcie pęknięcie znacznie się powiększyło. A starałem się nie osiągać zbyt dużych prędkości
Nic to, jutro coś z tym zrobię. Tym czasem kontynuuję jazdę w dół przez wiele ciekawych miejscowości. Zatrzymuję się tylko w kilku z nich.
W Grosio stoi ciekawy kościół z wysoką na 65 metrów dzwonnicą. Wszystkie świątynie, które widziałem tego dnia są bardzo do siebie podobne.
Grosotto -XIII wieczny kościół św. Euzebiusza.
Grosio
Mondadizza
Jednym z większych miast, przez które przejeżdżałem tego dnia jest Tirano. W mieście znajduje się kilka pałaców. Jednym z nich jest obecny ratusz. Wąskie brukowane uliczki nadają szczególnego uroku. Oprócz pałaców jest tu także kilka świątyń z tą największą i najważniejszą - bazyliką Madonna di Tirano. Ponoć tutaj 29 września 1504 roku objawiła się Madonna prosząc o wystawienie w tym miejscu świątyni. Pół roku później wmurowano kamień węgielny, a budowę zakończono w 1513 roku.
Dzwonnica(1578 r) imponujących rozmiarów.
Kolegiata w Tirano
Bazylika Madonna di Tirano
Po zachodzie słońca niebo się zupełnie wypogadza i wiatr ustaje. Teraz to by się przydał jako czynnik chłodzący na podjeździe na kolejną przełęcz tego dnia
W Tresenda odbijam na przełęcz Aprica. Podczas podjazdu zapada zmrok. Z żalem spoglądam na światła Sondrio gdzie miałem pierwotnie jechać, a dwa dni później miało być 3k..., nie tym razem
Tresenda
Na przełęcz Aprica docieram po 22-ej. Jest to spory ośrodek narciarski. Miasteczko o tak późnej porze żyje. Wszędzie pootwierane knajpy, a Włosi podchmielonym głosem śpiewają
Wypijam jedno szybkie piwo i zaraz za ostatnimi zabudowaniami zatrzymuję się na kolejną noc podczas tego wyjazdu.
Statystyki dnia 6
Galeria:
https://plus.google.com/photos/117901767401578298989/albums/6177035938889879729
cdn...