A zaczęło się wspaniale- słoneczna pogoda, nie za gorąco a na horyzoncie Kryvań majestatycznie wołał do nas "wejdźcie na mnie, wejdźcie na mnie"
Godzinka może minęła i zaczęły nadciągać mało przyjemne chmury i mgła w którą wleźliśmy ze złością. Czas leciał a mrok za nic nie chciał ustąpić
Przy łączniku szlaków siadam, czekam na resztę. Po paru minutach nadchodzą a w raz z nimi niechciana chmura i jej wilgotne macki.
Ruszamy na szczyt, mleko znów się rozlało, znów cieszą się tylko ci z lękiem wysokości bo dookoła nic nie widać
Po godzinie siedzenia pogoda znów zaczęła się psuć i tak aż do dołu myło przeważnie smętnie z momentami bardziej słonecznymi.
Generalnie do rozdroża pod Krywaniem (a szliśmy od Podbanski Biely Vah) prócz naszej garstki turystów było może 6 na szlaku. Na rozdrożu już się zakłębiło, bo kupa luda szła od Trzech żródełek. Na szczycie już gęsto ale bez przesady, tłum zaczynał się robic po południu gdy schodziliśmy. W większości tego dnia napotkani turyści to rodacy.
Zdjęcia-> http://www.zuziawdrodze-galeria.cba.pl/kryvan082013.php


.