16-17.07.2015 Gorczańskie ścieżki i lody zamiast Lubonia
16-17.07.2015 Gorczańskie ścieżki i lody zamiast Lubonia
Zważywszy na to, że stworzonka jak ja nie przepadają za upałem, czwartek był idealnym dniem, aby wybrać się w góry. W drodze losowania mapy zwyciężyły Gorce. Nie mogłam się do końca zdecydować, co wybrać, ale postawiłam na... ograniczoną długość trasy
Wycieczkę rozpoczęłam przy kościele w Szczawie, ale zanim tam dotarłam, jechałam busem, w którym była też babcia z wnuczkami. Kilkuletnie wnuczki bardzo by chciały wejść do Smoka Wawelskiego "od strony dupy". Hm... Będą rozczarowane, jak dowiedzą się, że nie mogą wejść do smoka, tylko do jamy. Jako że wycieczka była "na leniucha", to wystartowałam dopiero o 10.30.
Długi fragment czarnego szlaku prowadzi asfaltem. Mogłam zostać w sandałach! Tymczasem przechodząc obok gospodarstw w końcu docieram do gorczańskiego błota.
Na błoto w Gorcach zawsze można liczyć! Czy to jesień, czy środek lata. Szlaki fragmentami są strasznie rozjeżdżone przez traktory.
Na szlaku jest bardzo spokojnie. Praktycznie zero ludzi. Pierwszym napotkanym towarzystwem był ów pan.
Nie zapominajmy o George'u! On też ze mną jest, jednak stroni od zdjęć więc pozuje jedynie tuż przy Nowej Polanie
Na polanie urządzam sobie chwilę przerwy. W końcu przeszłam już godzinę drogi, więc odpoczynek wydaje się być jak najbardziej zasłużony!
Tutaj jeszcze nie ma jakichś specjalnych widoków, ale będą na następnych polanach.
Przechodząc bardzo przyjemną wąską ścieżką, zmierzam ku Świnkówce. Co jakiś czas między drzewami odsłaniają się kolejne widoki.
Na Świnkówce robię kolejną długą przerwę. Tym razem z widokiem na Tatry.
Jest bardzo przyjemnie, więc wcale nie spieszy mi się w dalszą drogę.
Ze Świnkówki ruszam w stronę kolejnej polany, czyli Gorca Kamienickiego.
Tutaj również widoki rozpieszczają, choć co jakiś czas słońce zachodzi za chmury.
Stąd idę dalej w kierunku Gorca.
Odbijam na chwilę w kierunku bazy namiotowej Gorc. Wydaje się być idealnym miejscem noclegowym! Widoki piękne!
Z bazy namiotowej Gorc skrótem odbijam z powrotem na zielony szlak. Docieram do Przysłopu Dolnego, gdzie robię krótki postój i ucinam pogawędkę z napotkanym turystą.
Na Przysłopie Górnym zerkam na zegarek i stwierdzam, że strasznie się wlekę, więc tutaj nie zostaję na dłużej.
Zatrzymuję się dopiero na polanie Jaworzyna Kamienicka, która okazuje się być bliżej niż myślałam :o
Stąd już tylko prosta droga ku Długiej Hali.
...i uciążliwe deski. Co chwilę wpadam w dziury! Albo mam za małe stopy, albo robię złej długości kroki! ;p
Już widzę schronisko!
I bacę spod Turbacza! Cała drżę! Ale baca okazuje się być na tyle miły, że nie przeklina i nie wymachuje kijaszkiem w moją stronę. Raczej zajmuje się swoją robotą
Ja natomiast podziwiam widoki i zmierzam w kierunku schroniska na Turbaczu.
Tutaj zatrzymuję się na chwilę na obiadokolację, ale cieszę się, że zmieniłam plany noclegowe, bo chyba jednak nie chciałabym się zatrzymać w tym miejscu na dłużej.
Na szczycie też jestem tylko przez moment, bo chciałabym dotrzeć przed zmrokiem na Stare Wierchy, a pamiętam, że ostatnim razem się trochę gubiliśmy, jak już zrobiło się ciemniej
Powoli niebo zaczyna nabierać ładniejszych, mocno popołudniowych barw
Wokół cisza i spokój. I ani żywej duszy
Tatry powoli stają się bardziej wyraźne
I Stare Wierchy zbliżają się wielkim krokiem!
Na miejsce dochodzę już pod wieczór.
Zerkam jeszcze w stronę Tatr.
Wieczór spędzam bardzo miło w towarzystwie obsługi schroniska Bardzo lubię to miejsce i darzę dużym sentymentem, bo to tam w końcu zaczęła się moja beskidzka przygoda.
Rano wstaję dosyć późno i czekam na otwarcie bufetu, żeby zjeść ciepłe śniadanie. W międzyczasie przechodzi burza i ulewa, ale ok. 9.30 przestaje, więc ruszam w drogę. Niestety sielanka nie trwa długo. Nadchodzi kolejna.
W rytm burzy zmierzam do schroniska na Maciejowej.
Tuż przed schroniskiem trochę się rozpogadza, ale widoczność jest przeciętna.
W schronisku robię sobie dłuższą posiadówkę i ogarnia mnie leniuch... Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nie chce mi się dzisiaj samej nigdzie iść.
I patrzę na ten Luboń Wielki z oddali. I patrzę. I dochodzę do wniosku, że w parku na ławce jest tak fajnie. W związku z tym zamiast na Luboń idę na lody i tak mi mija czas do popołudnia, kiedy to postanawiam w okropnych korkach wrócić do domu
Reszta zdjęć:
Gorc, Turbacz i Lody
Wycieczkę rozpoczęłam przy kościele w Szczawie, ale zanim tam dotarłam, jechałam busem, w którym była też babcia z wnuczkami. Kilkuletnie wnuczki bardzo by chciały wejść do Smoka Wawelskiego "od strony dupy". Hm... Będą rozczarowane, jak dowiedzą się, że nie mogą wejść do smoka, tylko do jamy. Jako że wycieczka była "na leniucha", to wystartowałam dopiero o 10.30.
Długi fragment czarnego szlaku prowadzi asfaltem. Mogłam zostać w sandałach! Tymczasem przechodząc obok gospodarstw w końcu docieram do gorczańskiego błota.
Na błoto w Gorcach zawsze można liczyć! Czy to jesień, czy środek lata. Szlaki fragmentami są strasznie rozjeżdżone przez traktory.
Na szlaku jest bardzo spokojnie. Praktycznie zero ludzi. Pierwszym napotkanym towarzystwem był ów pan.
Nie zapominajmy o George'u! On też ze mną jest, jednak stroni od zdjęć więc pozuje jedynie tuż przy Nowej Polanie
Na polanie urządzam sobie chwilę przerwy. W końcu przeszłam już godzinę drogi, więc odpoczynek wydaje się być jak najbardziej zasłużony!
Tutaj jeszcze nie ma jakichś specjalnych widoków, ale będą na następnych polanach.
Przechodząc bardzo przyjemną wąską ścieżką, zmierzam ku Świnkówce. Co jakiś czas między drzewami odsłaniają się kolejne widoki.
Na Świnkówce robię kolejną długą przerwę. Tym razem z widokiem na Tatry.
Jest bardzo przyjemnie, więc wcale nie spieszy mi się w dalszą drogę.
Ze Świnkówki ruszam w stronę kolejnej polany, czyli Gorca Kamienickiego.
Tutaj również widoki rozpieszczają, choć co jakiś czas słońce zachodzi za chmury.
Stąd idę dalej w kierunku Gorca.
Odbijam na chwilę w kierunku bazy namiotowej Gorc. Wydaje się być idealnym miejscem noclegowym! Widoki piękne!
Z bazy namiotowej Gorc skrótem odbijam z powrotem na zielony szlak. Docieram do Przysłopu Dolnego, gdzie robię krótki postój i ucinam pogawędkę z napotkanym turystą.
Na Przysłopie Górnym zerkam na zegarek i stwierdzam, że strasznie się wlekę, więc tutaj nie zostaję na dłużej.
Zatrzymuję się dopiero na polanie Jaworzyna Kamienicka, która okazuje się być bliżej niż myślałam :o
Stąd już tylko prosta droga ku Długiej Hali.
...i uciążliwe deski. Co chwilę wpadam w dziury! Albo mam za małe stopy, albo robię złej długości kroki! ;p
Już widzę schronisko!
I bacę spod Turbacza! Cała drżę! Ale baca okazuje się być na tyle miły, że nie przeklina i nie wymachuje kijaszkiem w moją stronę. Raczej zajmuje się swoją robotą
Ja natomiast podziwiam widoki i zmierzam w kierunku schroniska na Turbaczu.
Tutaj zatrzymuję się na chwilę na obiadokolację, ale cieszę się, że zmieniłam plany noclegowe, bo chyba jednak nie chciałabym się zatrzymać w tym miejscu na dłużej.
Na szczycie też jestem tylko przez moment, bo chciałabym dotrzeć przed zmrokiem na Stare Wierchy, a pamiętam, że ostatnim razem się trochę gubiliśmy, jak już zrobiło się ciemniej
Powoli niebo zaczyna nabierać ładniejszych, mocno popołudniowych barw
Wokół cisza i spokój. I ani żywej duszy
Tatry powoli stają się bardziej wyraźne
I Stare Wierchy zbliżają się wielkim krokiem!
Na miejsce dochodzę już pod wieczór.
Zerkam jeszcze w stronę Tatr.
Wieczór spędzam bardzo miło w towarzystwie obsługi schroniska Bardzo lubię to miejsce i darzę dużym sentymentem, bo to tam w końcu zaczęła się moja beskidzka przygoda.
Rano wstaję dosyć późno i czekam na otwarcie bufetu, żeby zjeść ciepłe śniadanie. W międzyczasie przechodzi burza i ulewa, ale ok. 9.30 przestaje, więc ruszam w drogę. Niestety sielanka nie trwa długo. Nadchodzi kolejna.
W rytm burzy zmierzam do schroniska na Maciejowej.
Tuż przed schroniskiem trochę się rozpogadza, ale widoczność jest przeciętna.
W schronisku robię sobie dłuższą posiadówkę i ogarnia mnie leniuch... Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nie chce mi się dzisiaj samej nigdzie iść.
I patrzę na ten Luboń Wielki z oddali. I patrzę. I dochodzę do wniosku, że w parku na ławce jest tak fajnie. W związku z tym zamiast na Luboń idę na lody i tak mi mija czas do popołudnia, kiedy to postanawiam w okropnych korkach wrócić do domu
Reszta zdjęć:
Gorc, Turbacz i Lody
Ostatnio zmieniony 2015-07-18, 12:16 przez nes_ska, łącznie zmieniany 5 razy.
Metysowka sluzy teraz za bacowke? jest wogole uzywana?
Widac sa rozne definicje leniucha! ja to wychodze w trase o takiej wczesnej godzinie jak jakies wyjatkowe okolicznosci mnie zmobilizuja- ucieka jedyny pociag, musze sie z kims spotkac itp
Redukcja? z Gorca przez Turbacz na Stare Wierchy? toz to jest trasa na trzy dni! (wyprobowane! )
nes_ska pisze:Jako że wycieczka była "na leniucha", to wystartowałam dopiero o 10.30.
nes_ska pisze:Rano wstaję dosyć późno (...) ale ok. 9.30 przestaje, więc ruszam w drogę.
Widac sa rozne definicje leniucha! ja to wychodze w trase o takiej wczesnej godzinie jak jakies wyjatkowe okolicznosci mnie zmobilizuja- ucieka jedyny pociag, musze sie z kims spotkac itp
bton1 pisze:Redukcja odlegości kosztem opieprzania to fantastyczna rzecz.
Redukcja? z Gorca przez Turbacz na Stare Wierchy? toz to jest trasa na trzy dni! (wyprobowane! )
Ostatnio zmieniony 2015-07-20, 10:00 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Redukcja? z Gorca przez Turbacz na Stare Wierchy? toz to jest trasa na trzy dni!
Wiesz... ja wstępnie miałam robić ponad 30 km tego dnia, także to było zdecydowanie mniej
buba pisze:Widac sa rozne definicje leniucha! ja to wychodze w trase o takiej wczesnej godzinie jak jakies wyjatkowe okolicznosci mnie zmobilizuja- ucieka jedyny pociag, musze sie z kims spotkac itp
Dawno, dawno nie wyobrażałam sobie wyjścia na szlak później niż między 5-7 rano ;d ... Także powoli dojrzewam do tego etapu, na którym Ty jesteś
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
nes_ska pisze: Dawno, dawno nie wyobrażałam sobie wyjścia na szlak później niż między 5-7 rano ;d ...
ojoj! piata? toz to srodek nocy! czesto o tej godzinie to konczy sie impreza
nes_ska pisze:Także powoli dojrzewam do tego etapu, na którym Ty jesteś
w moim przypadku jest to stan stabilny od lat i oscyluje okolo godziny 11-12
Ostatnio zmieniony 2015-07-20, 13:15 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 72 gości