Kamieniołomy, upał i świetliki (okolice Żulovej i Vidnavy)
Kamieniołomy, upał i świetliki (okolice Żulovej i Vidnavy)
W sobotni upalny poranek suniemy w strone czeskiej granicy, ku Gorom Rychlebskim, ku Żulovej i Vidnawie gdzie wsrod lagodnych pagorow ukrylo sie pelno zalanych kamieniolomow, ktorych chlodne nurty zachecaja do kapieli. Chyba nigdzie nie ma takiego zageszczenia takowych jak w tym regionie. I wielkim plusem jest ze tamtejsze kamieniolomy sa opatrzone tabliczkami “kapiel na wlasna odpowiedzialnosc” a nie “zakaz kapieli”. Wlasciciel terenu i tak moze sie czuc bezpiecznie a o ile brzmi to sympatyczniej. Slonce dopieka, skodusia pufa i mieli wiatraczkami gdy dojezdzamy do pierwszego jeziorka na naszej trasie. Wioska Uhelna, “lom Pelnar”. Na pierwszy rzut oka toto kamieniolomu nie przypomina. Ot bajoro. No moze ostatecznie glinianka. Ludzi nieduzo acz krzyku sporo. Jakis Czech probuje oswoic swoje dziecko z woda ale mu nie wychodzi. Male panicznie boi sie wody i wyje. Wsadzane w wode- ryk, wyjmowane- natychmiastowa cisza. Jakis zdeklarowany szczur ladowy tu rosnie
Brzegi jeziorka wykoszone, zagospodarowane, jakies ławeczki, tablice. Niedaleko tez kempingi, dacze. Woda dosc ciepla i metna, lekko zagloniona. Ale skoro juz jestesmy to grzech sie nie przekapac!
Nastepny na trasie jest kamieniolom w Skoroszycach. Ten juz wyglada tak jak powinien- skaly, urwiska, zimna woda. Ludzi niezaduzo. Woda o odcieniu zielonkawym. Miejsce bardzo przyjemne.
Z okolic kamieniolomu rozciagaja sie fajne widoki na pobliskie gory i zabytki.
Miedzy Żulova a Vapenna jeden z bardziej znanych i lubianych kamieniolomow w okolicy, o bialych skalach i bardzo czystej wodzie.
Brzegi zalega dziki tlum.
Jest tu tez ogromna wiata, juz zasiedlona noclegowo przez kilka sympatycznych ekip. Zwlaszcza przypadla mi do gustu jedna grupa sunaca z plecakami boso, z przytroczonymi patelnia, lampa naftowa, gitara o trzech strunach a wszystko owiane lekka nutka roznych skrecikow. Widac ze niektorzy biwakuja tu dluzej- suszy sie w wiacie pranie, ognisko przypomina wrecz zbudowany z kamieni piec.
Tlum jednak jest na tyle niepomierny ze ciezko posiedziec chwile nie dostajac w łeb pilka i nie miec od razu na kolanach dwoch psow Warto tu by przybyc jakos w tygodniu.
Uciekamy wiec do kolejnego miejsca gdzie jest pusciej i spokojniej ale za to woda jakas fest metna i kapiel moze skutkowac zaplatanie sie w linki wystepujacych tu wedkarzy.
Rzut beretem jest stad Vycpalek. Kamieniolom otaczaja umocnione zbocza, resztki jakis budowli lub ich szkieletow.
Jeden takowy obiekt zasiedlila ekipa lubujaca sie w glosnej muzyce i duzej ilosci piwa. Cale jego skrzynki chlodza sie na jednej z zatopionych skal.
Jeden z ekipy ma wyrazne okresy aktywnosci i spoczynku. Czasem biega w kolko ku uciesze gawiedzi i drze sie “Olaffff” az skaly podskakuja a chwile pozniej traci rownowage i zalega w miejcu gdzie stal przynajmniej na pol godziny. Potem sie budzi , wciaga jednego zimnego browara i historia sie powtarza. Nie wiem co sie stalo z wymienianym tu Olafem. Wyglada na to ze albo utonal, albo wrocil do domu, albo doznal etapu niezniszczalnosci i ruszyl gdzies samotnie w gory. Za naszego pobytu Olaf nie zostal odnaleziony.
Woda jest wyraznie zimniejsza od poprzednich sugerujac wieksza glebokosc. Skaly sa wygrzane i dogodne do powspinania sie. Miejsce zasysa nas na dosc dlugo.
jarzebinowe odbicie
Kawalek nad rozpadlina z woda jest chatka. Niestety zamknieta, moze mozna ją wynajac? Obok miejsce ogniskowe, slawojka.. Ogladamy ją wokolo czy nie ma gdzies jakiego numeru telefonu do jakiegos stowarzyszenia albo co? choc drugiej strony i tak z Czechami dogadac sie nie potrafimy, nawet geba w gebe, wiec co dopiero przez telefon…
na kamiennym stole jakies stare napisy
Widoki z okolic kamieniolomu:
Nastepnie podazamy ku Cernej Vodzie. Najwiekszy tu nieczynny kamieniolom to Rampa. Jeden z ladniejszych w okolicy, acz ilosc ludzi zasiedlajacych obecnie jego brzegi mozna porownac z koloniami pingwinow.
Ciezko rowniez podejsc do wody tak aby nikt nie skoczyl akurat na glowe. Musi byc gleboki bo skoki odbywaja sie ze wszystkich krawedzi dookola z czestotliwoscia jeden skok co 5 sekund
Kawalek dalej jest drugie wyrobisko, dla odmiany zupelnie puste i niezbyt latwo dostepne. Zlaze po osypujacych sie kamulcach chwytajac drzew i zjezdzajac na tylku blotnistymi zboczami.
Miejsce urocze, wypelnione tylko spiewem wieczornego ptactwa. Przypomina mi jakies zdjecia ze splywow syberyjskimi rzekami. Zalegajaca na dnie woda jest zupelnie czarna, a dno muliste.
Przy szosie z Cernej Vody do Zulovej jest jeszcze jedno niewielkie oczko wsrod skal- calkowicie zarosle rzesa.
W Zulovej nie udaje sie znalezc wieczorowa pora sklepu gdzie mozna zaplacic karta, czy zlotowkami, nie ma rowniez bankomatu. Tak to jest jak czlowiek durny i wczesniej nie pomysli. Musi wiec wystarczyc 70 koron wydlubane gdzies z dna plecaka, ktore spozytkowujemy na 3 piwa, cole i butelke wody, ze smutkiem zagladajac do milego baru gdzie miejscowi wciagaja smazony syr… Ale za to mamy przy sobie duzo hrywien, forintow i kun Ale za nie sera rowniez sprzedac by pewnie nie chcieli
Na ryneczku fajna kamienna lawka
Dzis mielismy w planie noclegowym ponowne odwiedzenie tzw. chatki na kamieniolomie, gdzie spalismy 5 lat temu. Acz ostatecznie ten plan odpuszczamy, z kilku powodow:
- nie pamietam dokladnie gdzie jest chatka, a tylko przyblizony region. Szlismy tam ostatnio ze znajomymi a ja niestety tak jakos glupio mam, ze jak nie ja prowadze z mapa tylko ide za kims, to potem kompletnie nie wiem gdzie bylam. Zarowno w gorach jak i w miescie.. Trzeba by dzwonic dopytywac o droge..
- pogoda jest taka ze zbytnio nam nie zalezy na dachu nad glowa, a chyba bardziej na mozliwosci wykapania sie wieczorem, w nocy i nad ranem. Hmmm.. jeszcze nigdy nie plywalam z czolowka
- nie mamy pewnosci czy chatka jeszcze wogole stoi, jest otwarta , nie zawalil sie dach itp.
5 lat temu dach w czasie burzy przeciekal w rogu, piec dymil i gasł, sciany zdawaly sie byc solidne, wnetrze czyste i niezasmiecone.
Ktos moze kojarzy jak tam teraz wyglada?
Zatem ostatecznie lądujemy kolo Skoroszyc. Oprocz nas na biwak rozlozyla sie tu jedna parka, rodzina w kamperze, wedkarz i grupka emerytow, ktorzy przygotowuja taka ilosc opalu na ognisko jakby planowali tu zimowac Kamieniolom posiada jednak tyle zaulkow, polwyspow, zalomow i zatoczek ze kazdy znajdzie tu miejsce dla siebie i nie ma poczucia ciasnoty. Jakos tez mam wrazenie ze nie ma tu mody na wspolna wieczorna integracje…
Wieczor mija na kapielach, smazeniu kielbasek i sera oraz probowaniu sfotografowania swietlikow co oczywiscie konczy sie wielka porazka. Zwierzatka okazaly sie sprytniejsze!
W okolicy zaobserwowalismy charakterystyczna i niestety dosc liczna grupe ludzi. Dosyc mlodzi 25-35 lat. On, ona i pies. Przyjezdzaja nad wode na krotko, sami nawet zwykle sie nie rozbieraja, nie siadaja, czesto nawet nie mocza nog. Przyjezdzaja wykapac psa. Rzucaja mu patyczek albo pileczke, pies ze skowytem skacze do wody, wyskakuje i otrzasa sie na plazujacych ludzi, wskakuje im na kocyki, wsadza morde do siatek, rzuca sie do łydek.. Wlasciciele sa zachwyceni pupilem, patrza w niego jak w slonce, robia mu tysiace zdjec a wyraz ich twarzy wyraza jakis rodzaj obledu. Gdy juz pies odsika sie odpowiednia ilosc razy do wody, na stojace auta i rowery oraz powkurza spora czesc plazowiczow to przedstwienie sie konczy i osobnicy opuszczaja teren... Jezeli ktos im zwroci uwage to odchodza z mega obrazonymi minami.
W Tomikovicach wiele domow stoi w otoczeniu skal chyba z dawnych wyrobisk- w jednym takowym pelno zielonej zaroslej wody.
Mijaja nas tez dwa bardzo sympatyczne autka, bardzo dogodne do podrozy w czasie bezdeszczowym i upalnym!
Jedziemy pod Vidnave, do Stachlovic gdzie wsrod sosnowego lasu ukryl sie jeden z ladniejszych wedlug mnie kamieniolomow.
Miedzy skalami ktos rozciagnal linke z urzadzeniem do skokow. Nie wiem czy sie zepsula czy z innych powodow jednak ludzie wola skakac ze skal. Niektore skoki sa wrecz akrobatyczne, inne rozpaczliwe z donosnym plasnieciem brzuchem o wode..
Po drugiej stronie pylistej drogi jest tu barakobar, na ktory patrzymy smetnie z jezykami przyschnietymi do podniebienia… Coz, jeszcze dzis musimy opedzic jakos ciepla woda, ale my tu wrocimy!
Od jakiegos czasu chodza za mna hamaki. Tu ich mocowanie jest wyjatkowo klimatyczne!
Nastepne wyrobisko jest kolo samej Vidnavy, wydobywali tu kaolin. Po wystepujacych gdzieniegdzie gliniastych kaluzach widac ze to cos jest biale i maziste. Pewnie dlatego woda do przejrzystych nie nalezy. Wokol jeziorka wznosza sie piaszczyste suche wydmy.
Szukamy drugiego kamieniolomu w kaolinowych terenach. Jest po lasach troche dziur majacych na pewno jakas historie zwiazana z wydobyciem ale tej dziury z mapy z jeziorkiem na dnie znalezc sie nie udaje. Trafiamy za to pod mila kapliczke stojaca samotnie w lasach. Jedna jej czesc jest otwarta, zapodaje zapachem starej piwnicy i robi wrazenie jakby nocami tu straszylo.
Pająkom zdecydowanie tu dobrze.
Wiem ze sa ludzie ktorzy lubia sypiac w kapliczkach- wiec jak dla nich miejsce godne polecenia!
A na koniec jeszcze trafiaja sie opuszczone w Vidnavie- sporych rozmiarow fabryka, acz obecnie w stanie juz dosyc przemielonym i rozpadnietym. Udaje sie jednak znalezc budynek ktorego stan rokuje ze nie zawali sie natychmiast po wejsciu do srodka, a jeszcze na dodatek ma calkiem solidne betonowe schody. Z gornych pieter mozna podziwiac widoki niegorsze niz z gorskich wiez widokowych.
Nieopodal stoi tez zapomniany palacyk, acz nie chce sie nam forsowac ogrodzenia i gestych chaszczy. Moze jakas bezlistna pora roku tu wrocimy.
Sama Vidnava jako miasteczko rowniez przypada nam do gustu- senna, jakby lekko zapomniana, niewypicowana zgodnie z obecna moda do granic absurdu. Pewnie i tu kiedys przyjedziemy polazic uliczkami, pozagladac w podworka i do knajpek.
Jezeli ktos kojarzy jakies zalane kamieniolomy z tego rejonu w ktorych nie bylismy bede bardzo wdzieczna za pomoc w lokalizacji. (tzn wiem o tym Arcybiskupskim i na Zulovym Vrchu)
Brzegi jeziorka wykoszone, zagospodarowane, jakies ławeczki, tablice. Niedaleko tez kempingi, dacze. Woda dosc ciepla i metna, lekko zagloniona. Ale skoro juz jestesmy to grzech sie nie przekapac!
Nastepny na trasie jest kamieniolom w Skoroszycach. Ten juz wyglada tak jak powinien- skaly, urwiska, zimna woda. Ludzi niezaduzo. Woda o odcieniu zielonkawym. Miejsce bardzo przyjemne.
Z okolic kamieniolomu rozciagaja sie fajne widoki na pobliskie gory i zabytki.
Miedzy Żulova a Vapenna jeden z bardziej znanych i lubianych kamieniolomow w okolicy, o bialych skalach i bardzo czystej wodzie.
Brzegi zalega dziki tlum.
Jest tu tez ogromna wiata, juz zasiedlona noclegowo przez kilka sympatycznych ekip. Zwlaszcza przypadla mi do gustu jedna grupa sunaca z plecakami boso, z przytroczonymi patelnia, lampa naftowa, gitara o trzech strunach a wszystko owiane lekka nutka roznych skrecikow. Widac ze niektorzy biwakuja tu dluzej- suszy sie w wiacie pranie, ognisko przypomina wrecz zbudowany z kamieni piec.
Tlum jednak jest na tyle niepomierny ze ciezko posiedziec chwile nie dostajac w łeb pilka i nie miec od razu na kolanach dwoch psow Warto tu by przybyc jakos w tygodniu.
Uciekamy wiec do kolejnego miejsca gdzie jest pusciej i spokojniej ale za to woda jakas fest metna i kapiel moze skutkowac zaplatanie sie w linki wystepujacych tu wedkarzy.
Rzut beretem jest stad Vycpalek. Kamieniolom otaczaja umocnione zbocza, resztki jakis budowli lub ich szkieletow.
Jeden takowy obiekt zasiedlila ekipa lubujaca sie w glosnej muzyce i duzej ilosci piwa. Cale jego skrzynki chlodza sie na jednej z zatopionych skal.
Jeden z ekipy ma wyrazne okresy aktywnosci i spoczynku. Czasem biega w kolko ku uciesze gawiedzi i drze sie “Olaffff” az skaly podskakuja a chwile pozniej traci rownowage i zalega w miejcu gdzie stal przynajmniej na pol godziny. Potem sie budzi , wciaga jednego zimnego browara i historia sie powtarza. Nie wiem co sie stalo z wymienianym tu Olafem. Wyglada na to ze albo utonal, albo wrocil do domu, albo doznal etapu niezniszczalnosci i ruszyl gdzies samotnie w gory. Za naszego pobytu Olaf nie zostal odnaleziony.
Woda jest wyraznie zimniejsza od poprzednich sugerujac wieksza glebokosc. Skaly sa wygrzane i dogodne do powspinania sie. Miejsce zasysa nas na dosc dlugo.
jarzebinowe odbicie
Kawalek nad rozpadlina z woda jest chatka. Niestety zamknieta, moze mozna ją wynajac? Obok miejsce ogniskowe, slawojka.. Ogladamy ją wokolo czy nie ma gdzies jakiego numeru telefonu do jakiegos stowarzyszenia albo co? choc drugiej strony i tak z Czechami dogadac sie nie potrafimy, nawet geba w gebe, wiec co dopiero przez telefon…
na kamiennym stole jakies stare napisy
Widoki z okolic kamieniolomu:
Nastepnie podazamy ku Cernej Vodzie. Najwiekszy tu nieczynny kamieniolom to Rampa. Jeden z ladniejszych w okolicy, acz ilosc ludzi zasiedlajacych obecnie jego brzegi mozna porownac z koloniami pingwinow.
Ciezko rowniez podejsc do wody tak aby nikt nie skoczyl akurat na glowe. Musi byc gleboki bo skoki odbywaja sie ze wszystkich krawedzi dookola z czestotliwoscia jeden skok co 5 sekund
Kawalek dalej jest drugie wyrobisko, dla odmiany zupelnie puste i niezbyt latwo dostepne. Zlaze po osypujacych sie kamulcach chwytajac drzew i zjezdzajac na tylku blotnistymi zboczami.
Miejsce urocze, wypelnione tylko spiewem wieczornego ptactwa. Przypomina mi jakies zdjecia ze splywow syberyjskimi rzekami. Zalegajaca na dnie woda jest zupelnie czarna, a dno muliste.
Przy szosie z Cernej Vody do Zulovej jest jeszcze jedno niewielkie oczko wsrod skal- calkowicie zarosle rzesa.
W Zulovej nie udaje sie znalezc wieczorowa pora sklepu gdzie mozna zaplacic karta, czy zlotowkami, nie ma rowniez bankomatu. Tak to jest jak czlowiek durny i wczesniej nie pomysli. Musi wiec wystarczyc 70 koron wydlubane gdzies z dna plecaka, ktore spozytkowujemy na 3 piwa, cole i butelke wody, ze smutkiem zagladajac do milego baru gdzie miejscowi wciagaja smazony syr… Ale za to mamy przy sobie duzo hrywien, forintow i kun Ale za nie sera rowniez sprzedac by pewnie nie chcieli
Na ryneczku fajna kamienna lawka
Dzis mielismy w planie noclegowym ponowne odwiedzenie tzw. chatki na kamieniolomie, gdzie spalismy 5 lat temu. Acz ostatecznie ten plan odpuszczamy, z kilku powodow:
- nie pamietam dokladnie gdzie jest chatka, a tylko przyblizony region. Szlismy tam ostatnio ze znajomymi a ja niestety tak jakos glupio mam, ze jak nie ja prowadze z mapa tylko ide za kims, to potem kompletnie nie wiem gdzie bylam. Zarowno w gorach jak i w miescie.. Trzeba by dzwonic dopytywac o droge..
- pogoda jest taka ze zbytnio nam nie zalezy na dachu nad glowa, a chyba bardziej na mozliwosci wykapania sie wieczorem, w nocy i nad ranem. Hmmm.. jeszcze nigdy nie plywalam z czolowka
- nie mamy pewnosci czy chatka jeszcze wogole stoi, jest otwarta , nie zawalil sie dach itp.
5 lat temu dach w czasie burzy przeciekal w rogu, piec dymil i gasł, sciany zdawaly sie byc solidne, wnetrze czyste i niezasmiecone.
Ktos moze kojarzy jak tam teraz wyglada?
Zatem ostatecznie lądujemy kolo Skoroszyc. Oprocz nas na biwak rozlozyla sie tu jedna parka, rodzina w kamperze, wedkarz i grupka emerytow, ktorzy przygotowuja taka ilosc opalu na ognisko jakby planowali tu zimowac Kamieniolom posiada jednak tyle zaulkow, polwyspow, zalomow i zatoczek ze kazdy znajdzie tu miejsce dla siebie i nie ma poczucia ciasnoty. Jakos tez mam wrazenie ze nie ma tu mody na wspolna wieczorna integracje…
Wieczor mija na kapielach, smazeniu kielbasek i sera oraz probowaniu sfotografowania swietlikow co oczywiscie konczy sie wielka porazka. Zwierzatka okazaly sie sprytniejsze!
W okolicy zaobserwowalismy charakterystyczna i niestety dosc liczna grupe ludzi. Dosyc mlodzi 25-35 lat. On, ona i pies. Przyjezdzaja nad wode na krotko, sami nawet zwykle sie nie rozbieraja, nie siadaja, czesto nawet nie mocza nog. Przyjezdzaja wykapac psa. Rzucaja mu patyczek albo pileczke, pies ze skowytem skacze do wody, wyskakuje i otrzasa sie na plazujacych ludzi, wskakuje im na kocyki, wsadza morde do siatek, rzuca sie do łydek.. Wlasciciele sa zachwyceni pupilem, patrza w niego jak w slonce, robia mu tysiace zdjec a wyraz ich twarzy wyraza jakis rodzaj obledu. Gdy juz pies odsika sie odpowiednia ilosc razy do wody, na stojace auta i rowery oraz powkurza spora czesc plazowiczow to przedstwienie sie konczy i osobnicy opuszczaja teren... Jezeli ktos im zwroci uwage to odchodza z mega obrazonymi minami.
W Tomikovicach wiele domow stoi w otoczeniu skal chyba z dawnych wyrobisk- w jednym takowym pelno zielonej zaroslej wody.
Mijaja nas tez dwa bardzo sympatyczne autka, bardzo dogodne do podrozy w czasie bezdeszczowym i upalnym!
Jedziemy pod Vidnave, do Stachlovic gdzie wsrod sosnowego lasu ukryl sie jeden z ladniejszych wedlug mnie kamieniolomow.
Miedzy skalami ktos rozciagnal linke z urzadzeniem do skokow. Nie wiem czy sie zepsula czy z innych powodow jednak ludzie wola skakac ze skal. Niektore skoki sa wrecz akrobatyczne, inne rozpaczliwe z donosnym plasnieciem brzuchem o wode..
Po drugiej stronie pylistej drogi jest tu barakobar, na ktory patrzymy smetnie z jezykami przyschnietymi do podniebienia… Coz, jeszcze dzis musimy opedzic jakos ciepla woda, ale my tu wrocimy!
Od jakiegos czasu chodza za mna hamaki. Tu ich mocowanie jest wyjatkowo klimatyczne!
Nastepne wyrobisko jest kolo samej Vidnavy, wydobywali tu kaolin. Po wystepujacych gdzieniegdzie gliniastych kaluzach widac ze to cos jest biale i maziste. Pewnie dlatego woda do przejrzystych nie nalezy. Wokol jeziorka wznosza sie piaszczyste suche wydmy.
Szukamy drugiego kamieniolomu w kaolinowych terenach. Jest po lasach troche dziur majacych na pewno jakas historie zwiazana z wydobyciem ale tej dziury z mapy z jeziorkiem na dnie znalezc sie nie udaje. Trafiamy za to pod mila kapliczke stojaca samotnie w lasach. Jedna jej czesc jest otwarta, zapodaje zapachem starej piwnicy i robi wrazenie jakby nocami tu straszylo.
Pająkom zdecydowanie tu dobrze.
Wiem ze sa ludzie ktorzy lubia sypiac w kapliczkach- wiec jak dla nich miejsce godne polecenia!
A na koniec jeszcze trafiaja sie opuszczone w Vidnavie- sporych rozmiarow fabryka, acz obecnie w stanie juz dosyc przemielonym i rozpadnietym. Udaje sie jednak znalezc budynek ktorego stan rokuje ze nie zawali sie natychmiast po wejsciu do srodka, a jeszcze na dodatek ma calkiem solidne betonowe schody. Z gornych pieter mozna podziwiac widoki niegorsze niz z gorskich wiez widokowych.
Nieopodal stoi tez zapomniany palacyk, acz nie chce sie nam forsowac ogrodzenia i gestych chaszczy. Moze jakas bezlistna pora roku tu wrocimy.
Sama Vidnava jako miasteczko rowniez przypada nam do gustu- senna, jakby lekko zapomniana, niewypicowana zgodnie z obecna moda do granic absurdu. Pewnie i tu kiedys przyjedziemy polazic uliczkami, pozagladac w podworka i do knajpek.
Jezeli ktos kojarzy jakies zalane kamieniolomy z tego rejonu w ktorych nie bylismy bede bardzo wdzieczna za pomoc w lokalizacji. (tzn wiem o tym Arcybiskupskim i na Zulovym Vrchu)
Ostatnio zmieniony 2015-07-08, 09:36 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Po niezbyt pogodnym tygodniu znow szykowal sie cieply weekend wiec postanowilismy ponownie odwiedzic ten rejon i nacieszyc sie skalami, rozpadlinami i chlodna przejrzysta woda.
Na pierwszy rzut poszedl kamieniolom w Nadziejowie, jeszcze po polskiej stronie ale od Vidnavy rzut beretem. Zaskoczylo nas ze mimo slonca i ciepla jest tam zupelnie pusto!
Ciekawe czy schodki pochodza jeszcze z czasow gdy kamieniolom byl uzywany, czy zostaly zrobione specjalnie dla kapiacych sie? bo takie calkiem solidne!
Pozostalosci dawnych zabudowan na skalistych zboczach:
Na obrzezach Jarnołtowa mapa tez pokazuje male oczko otoczone skalami. Okazuje sie byc calkowicie zarosle rzesa wiec o malych walorach kapielowych
Na nocleg zawijamy do upatrzonych tydzien temu Stachlovic. Tak zeby moc odwiedzic wieczorem lokalny bar. A bar niebylejaki! Dwa budyneczki-baraczki, klimatyczne stoliki gdzie kazde krzeslo jest inne a czesc z nich stanowia fotele wydarte z jakis aut. Mozna nabyc piwo, kofole, cos do zarcia chyba tez ale nie pytalismy, objedzeni w Vidnavie smazonym syrem. W tle gra charczacy magnetofon z Beatlesami, za plotem beczy stado owiec i prychaja konie. Wokol baru i miedzy stolikami uganiaja dwa wesole kozleta! W takich klimatach mozna milo spedzic sobotnie popoludnie
Wieczorem nad kamieniolom zawija na biwak grupa sympatycznych Czechow. Jest wspolne ognicho, czestuja nas piwem z beczki ktora przytargali.
Poranek wstaje jeszcze pogodniejszy i bardziej upalny niz sobota!
Nasz namiot na gorganie
Na pierwszy rzut poszedl kamieniolom w Nadziejowie, jeszcze po polskiej stronie ale od Vidnavy rzut beretem. Zaskoczylo nas ze mimo slonca i ciepla jest tam zupelnie pusto!
Ciekawe czy schodki pochodza jeszcze z czasow gdy kamieniolom byl uzywany, czy zostaly zrobione specjalnie dla kapiacych sie? bo takie calkiem solidne!
Pozostalosci dawnych zabudowan na skalistych zboczach:
Na obrzezach Jarnołtowa mapa tez pokazuje male oczko otoczone skalami. Okazuje sie byc calkowicie zarosle rzesa wiec o malych walorach kapielowych
Na nocleg zawijamy do upatrzonych tydzien temu Stachlovic. Tak zeby moc odwiedzic wieczorem lokalny bar. A bar niebylejaki! Dwa budyneczki-baraczki, klimatyczne stoliki gdzie kazde krzeslo jest inne a czesc z nich stanowia fotele wydarte z jakis aut. Mozna nabyc piwo, kofole, cos do zarcia chyba tez ale nie pytalismy, objedzeni w Vidnavie smazonym syrem. W tle gra charczacy magnetofon z Beatlesami, za plotem beczy stado owiec i prychaja konie. Wokol baru i miedzy stolikami uganiaja dwa wesole kozleta! W takich klimatach mozna milo spedzic sobotnie popoludnie
Wieczorem nad kamieniolom zawija na biwak grupa sympatycznych Czechow. Jest wspolne ognicho, czestuja nas piwem z beczki ktora przytargali.
Poranek wstaje jeszcze pogodniejszy i bardziej upalny niz sobota!
Nasz namiot na gorganie
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Vlado pisze:Buba pisze: W tle gra charczacy magnetofon z Beatlesami, za plotem beczy stado owiec i prychaja konie. Wokol baru i miedzy stolikami uganiaja dwa wesole kozleta!
Tak absurdalnie nierealne, że aż cudne
Też zwróciłam na to uwagę. Takie fajne klimaty!
A w ogóle to gigantycznie namoczyliście się w czasie tych dwóch wyjazdów! Zawsze miałaś takie zamiłowanie do wody?
Vlado pisze:Buba pisze: W tle gra charczacy magnetofon z Beatlesami, za plotem beczy stado owiec i prychaja konie. Wokol baru i miedzy stolikami uganiaja dwa wesole kozleta!
Tak absurdalnie nierealne, że aż cudne
Wiolcia pisze:Też zwróciłam na to uwagę. Takie fajne klimaty!
Wlasnie juz tydzien temu przyuwazylismy ten bar ale z racji braku koron byl troche nie dla nas wiec obeszlismy sie smakiem... Obiecalismy sobie wrocic jak najszybciej i sie nie zawiedlismy!
Wiolcia pisze:Zawsze miałaś takie zamiłowanie do wody?
Nie az takie! w tym roku jakos mi sie tak porobilo ze najchetniej bym przeszla na wodny tryb zycia! zadnej kaluzy nie odpuszcze! A pogoda poki co sprzyja!
Wiolcia pisze:A w ogóle to gigantycznie namoczyliście się w czasie tych dwóch wyjazdów!
To jeszcze nie wszystko z tych dwoch wyjazdow- po drodze mielismy jeszcze Pogorze Strzelinskie a tam jezioro w Bialym Kosciele, bajoro w dawnym kamieniolomie w Gęsińcu, kamieniolom w Przewornie (acz rekord to chyba padl na Ukrainie na poczatku czerwca na Szackich Jeziorach- chyba 8 jezior w jeden dzien )
Ostatnio zmieniony 2015-07-14, 10:54 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
A my kolejny raz zajezdzamy na nocleg w kraine kamieniolomow. Jakos niewidzialna sila przyciaga nas do miejsca gdzie po knajpie uganiaja kozleta, piwo rozlewa sie w drewnianych baraczkach , siedzac przy stoliku mozna szurac nogami w piachu a suszace sie nad biesiadujacymi gacie ludzi nie dziwia. Gdzie mozna poplywac z czolowka w srodku nocy albo wskoczyc do wody rano, prosto po wyjsciu z namiotu. Gdzie wieczorny klimat przywodzi wspomnienia najlepszych schronisk i chatek studenckich, gdzie nikt nie wpadl na pomysl ograniczac ludzi wymuszona trzezwoscia albo cisza nocna w dziwnych godzinach.
Pojawiamy sie tu juz po raz trzeci, tym razem w towarzystwie znajomych archeologow- Łukasza i Mateusza. Namioty stawiamy na brzegu kamieniolomu, obok chlopakow z Otmuchowa ktorzy przyjechali tu na kilka dni. Juz w ciemnosci zbieramy opal na ognisko, co jest rzecza nieprosta- las jest totalnie wysprzatany z czegokolwiek co nadaje sie do palenia. Zamiast chrustu Łukasz znajduje kocyk oraz rozciagniety w lesie tajemniczy kabel. Kocyk przydaje sie przy ognisku do siedzenia a tajemnice kabla postanawiamy rozwiklac rano.
Jakos w srodku nocy od strony lasu przypaletuje sie Czech bedacy w stanie totalnej niewazkosci. Rozsiada sie wsrod nas jak gdyby nigdy nic i tylko toczy zdumionym lekko nieobecnym wzrokiem. Nie udaje sie nam odgadnac ani dowiedziec skad sie wzial nagle tak sam jeden, czemu nadszedl z lasu i gdzie spi. Smakuje mu za to bardzo nasza nalewka na kwiatach dzikiego bzu i nie chce uwierzyc ze ma ona 50%. Potem koles znika jak sie pojawil. Ponoc ekipa z Otmuchowa widziala go w nocy zawinietego w jakies przescieradlo- i poczatkowo wziela go za jedna z przykamieniolomowych skał na gorganie. Mateusz przegania w nocy jakiegos wielkiego czarnego psa, ktorego nikt inny nie widzial.
Kilkakrotnie z ogniska probuje nas przegnac deszcz ale sila woli i przenoszeniem lawek pod drzewa udaje nam sie go ostatecznie przechytrzyc.
W nocy nie wiemy czy nakladac na namiot tropik czy nie- bez przemokniemy bo co chwile popaduje, a pod tropikiem dusimy sie bo noc jest parna i upalna. Budzimy sie dosc wczesnie bo chlopaki z Otmuchowa plywaja juz pontonem i pokrzykuja cos do siebie oraz do kolegi ktory nie widzi powodu aby wstawac w niedziele bez powodu o 7 rano. Poczatkowo chcemy ich zabic ale ostatecznie odpuszczamy
Nie ma nic lepszego niz kapiel w chlodnych nurtach skalnej rozpadliny po wyjsciu z sauny zwanej czasem tez namiotem
Rano udaje sie tez rozszyfrowac historie kabla. Prowadzi on do wiaty ukrytej w lesie. We wiacie na koncu kabla znajduje sie dzialajaca lodowka, w ktorej co sprytniejsi imprezowicze chlodza piwo. Zrodlo pradu sluzy tez jako zasilacz glosnikow jakby ktos pragnal zapodac sobie lesna dyskoteke (co chlopaki z Otmuchowa zaraz probuja czynic, nie wprawiajac nas w dobry nastroj z racji preferencji zupelnie innego typu muzyki). Wiata jest solidna i widac pelni funkcje biesiadne, ktos zadal sobie niemalo trudu aby ją zbudowac. Rozwiewa sie kolejna tajemnica- nasz nocny gosc nadszedl zapewnie nie ze srodka dzikiej puszczy ale wlasnie od tej wiaty, gdzie trwala konkurencyjna impreza.
W ramach zblizania sie godzin w strone poludnia nad kamieniolomem przybywa kolejnych biwakujacych. W koncu ktos naprawia rozciagnieta nad woda tyrolke przeznaczona do skokow.
Najciekawiej wychodza skoki gromadne- na winogrona. Maksymalnie na orczyku jedzie pięc osob!
Ciekawy acz lekko upiorny cien
Swobodna atmosfere troche psuje upierdliwy pies, ktory ma chyba ciezka manie przesladowcza aby "ratowac" kazdego kto wskakuje do wody i odholowywac go do brzegu. Jak ktos temu nie chce ulegac staje sie agresywny. Wkurzajace jest scigac sie z nim w wodzie, dostawac w twarz mokrym ogonem oraz patrzec w wyszczerzona charczaca paszcze bo masz akurat ochote poplywac wbrew kaprysowi bydlaka. Pies wyglada na czyjegos- jest zabany, ma obroze z jakimis numerami. Nikt na brzegu sie do niego nie przyznaje i nie uwaza za wlasciwe go pilnowac, przywiazac albo w inny sposob wplynac na jego zachowanie.
(Mateusz twierdzi ze to nie jest ten pies ktorego widzial w nocy). Jakies to takie dziwne ze prawie za kazdym razem naszego pobytu w Czechach mamy problemy z psami- czy to przy gorskich chatach czy nad kamieniolomami. Tutejsze kundle sa bardziej rozpasane i agresywne niz oslawione kaukaskie psy pasterskie (z ktorymi mimo przestrog i straszenia na szczescie nie mielismy zadnych nieprzyjemnych spotkan podczas prawie trzech miesiecy pobytu w tamtych okolicach)
Wracajac mamy troche czasu wiec postanawiamy go spedzic wloczac sie nieco po Vidnavie. Wiele czeskich miasteczek niezbyt mi sie podoba, wole duzo bardziej to co przedstawia soba Dolny Slask po stronie polskiej. Vidnava jednak jest tu wyjatkiem- miasteczko jest po prostu urocze! Bez problemu mozna znalezc zaulki niezniszczone niepotrzebnym remontem, a oczy nacieszyc powiewajacymi na wietrze firanami, plataninami kabli, waskimi podworkami, kostka brukowa i stara plyta chodnikowa po ktorej wiatr przesypuje z szelestem suche liscie i pyl. Tu i owdzie wisza drewniane balkoniki, werandy i przybudowki jakby przeniesione ze starego Tbilisi a obok falujace ze starosci dachy... Czestymn widokiem sa tez przyczepione do slupow i murow domostw wielkie trąby megafonow.
Na obrzezach miasta znajdujemy knajpe dobrze wpasowujaca sie w klimat. Mozna tu zjesc pizze, smazony syr i pare innych rzeczy ktorych nazw poki co nie rozszyfrowalismy czym sa. Siedzi sie tu tez na dworze na podlozu ziemno- trawiastym, acz koz niestety brak. Ciekawostka jest tutejszy stol bilardowy ktory nie ma dziur. Nie mam pojecia wiec jak sie gra w czeski bilard. Przy sasiednim stoliku siedzi jakas rodzinka, ktora nalezy chyba do czestych bywalcow tego obiektu, bo mam wrazenie ze tydzien temu tez ich tu spotkalismy. Charakteryzuja sie dosc ciemna jak na Slowian karnacja i glosnym stylem bycia. Na oko dziesiecioletnia dziewczynka nie widzi nic niewlasciwego w biciu ojca po glowie a on nie pozostaje jej dluzny wykrecajac jej rece. Siostrzyczka lub kuzynka, lat kolo 5 wykloca sie z matka nie przestajac caly czas ssac smoczka dla niemowlat. Calosci knajpy dopelniaja dwa rozesmiane i mocno podchmielone dziadki na wozkach inwalidzkich i od czasu do czasu wpadajacy turysci w dredach i kraciastych spodniach wspinaczkowych, jakich to bezskutecznie szukam od lat (tzn spodni nie turystow )
Tak.. Vidnava to bardzo klimatyczne miasteczko! I zapewne wrocimy tu niejeden raz!
Pojawiamy sie tu juz po raz trzeci, tym razem w towarzystwie znajomych archeologow- Łukasza i Mateusza. Namioty stawiamy na brzegu kamieniolomu, obok chlopakow z Otmuchowa ktorzy przyjechali tu na kilka dni. Juz w ciemnosci zbieramy opal na ognisko, co jest rzecza nieprosta- las jest totalnie wysprzatany z czegokolwiek co nadaje sie do palenia. Zamiast chrustu Łukasz znajduje kocyk oraz rozciagniety w lesie tajemniczy kabel. Kocyk przydaje sie przy ognisku do siedzenia a tajemnice kabla postanawiamy rozwiklac rano.
Jakos w srodku nocy od strony lasu przypaletuje sie Czech bedacy w stanie totalnej niewazkosci. Rozsiada sie wsrod nas jak gdyby nigdy nic i tylko toczy zdumionym lekko nieobecnym wzrokiem. Nie udaje sie nam odgadnac ani dowiedziec skad sie wzial nagle tak sam jeden, czemu nadszedl z lasu i gdzie spi. Smakuje mu za to bardzo nasza nalewka na kwiatach dzikiego bzu i nie chce uwierzyc ze ma ona 50%. Potem koles znika jak sie pojawil. Ponoc ekipa z Otmuchowa widziala go w nocy zawinietego w jakies przescieradlo- i poczatkowo wziela go za jedna z przykamieniolomowych skał na gorganie. Mateusz przegania w nocy jakiegos wielkiego czarnego psa, ktorego nikt inny nie widzial.
Kilkakrotnie z ogniska probuje nas przegnac deszcz ale sila woli i przenoszeniem lawek pod drzewa udaje nam sie go ostatecznie przechytrzyc.
W nocy nie wiemy czy nakladac na namiot tropik czy nie- bez przemokniemy bo co chwile popaduje, a pod tropikiem dusimy sie bo noc jest parna i upalna. Budzimy sie dosc wczesnie bo chlopaki z Otmuchowa plywaja juz pontonem i pokrzykuja cos do siebie oraz do kolegi ktory nie widzi powodu aby wstawac w niedziele bez powodu o 7 rano. Poczatkowo chcemy ich zabic ale ostatecznie odpuszczamy
Nie ma nic lepszego niz kapiel w chlodnych nurtach skalnej rozpadliny po wyjsciu z sauny zwanej czasem tez namiotem
Rano udaje sie tez rozszyfrowac historie kabla. Prowadzi on do wiaty ukrytej w lesie. We wiacie na koncu kabla znajduje sie dzialajaca lodowka, w ktorej co sprytniejsi imprezowicze chlodza piwo. Zrodlo pradu sluzy tez jako zasilacz glosnikow jakby ktos pragnal zapodac sobie lesna dyskoteke (co chlopaki z Otmuchowa zaraz probuja czynic, nie wprawiajac nas w dobry nastroj z racji preferencji zupelnie innego typu muzyki). Wiata jest solidna i widac pelni funkcje biesiadne, ktos zadal sobie niemalo trudu aby ją zbudowac. Rozwiewa sie kolejna tajemnica- nasz nocny gosc nadszedl zapewnie nie ze srodka dzikiej puszczy ale wlasnie od tej wiaty, gdzie trwala konkurencyjna impreza.
W ramach zblizania sie godzin w strone poludnia nad kamieniolomem przybywa kolejnych biwakujacych. W koncu ktos naprawia rozciagnieta nad woda tyrolke przeznaczona do skokow.
Najciekawiej wychodza skoki gromadne- na winogrona. Maksymalnie na orczyku jedzie pięc osob!
Ciekawy acz lekko upiorny cien
Swobodna atmosfere troche psuje upierdliwy pies, ktory ma chyba ciezka manie przesladowcza aby "ratowac" kazdego kto wskakuje do wody i odholowywac go do brzegu. Jak ktos temu nie chce ulegac staje sie agresywny. Wkurzajace jest scigac sie z nim w wodzie, dostawac w twarz mokrym ogonem oraz patrzec w wyszczerzona charczaca paszcze bo masz akurat ochote poplywac wbrew kaprysowi bydlaka. Pies wyglada na czyjegos- jest zabany, ma obroze z jakimis numerami. Nikt na brzegu sie do niego nie przyznaje i nie uwaza za wlasciwe go pilnowac, przywiazac albo w inny sposob wplynac na jego zachowanie.
(Mateusz twierdzi ze to nie jest ten pies ktorego widzial w nocy). Jakies to takie dziwne ze prawie za kazdym razem naszego pobytu w Czechach mamy problemy z psami- czy to przy gorskich chatach czy nad kamieniolomami. Tutejsze kundle sa bardziej rozpasane i agresywne niz oslawione kaukaskie psy pasterskie (z ktorymi mimo przestrog i straszenia na szczescie nie mielismy zadnych nieprzyjemnych spotkan podczas prawie trzech miesiecy pobytu w tamtych okolicach)
Wracajac mamy troche czasu wiec postanawiamy go spedzic wloczac sie nieco po Vidnavie. Wiele czeskich miasteczek niezbyt mi sie podoba, wole duzo bardziej to co przedstawia soba Dolny Slask po stronie polskiej. Vidnava jednak jest tu wyjatkiem- miasteczko jest po prostu urocze! Bez problemu mozna znalezc zaulki niezniszczone niepotrzebnym remontem, a oczy nacieszyc powiewajacymi na wietrze firanami, plataninami kabli, waskimi podworkami, kostka brukowa i stara plyta chodnikowa po ktorej wiatr przesypuje z szelestem suche liscie i pyl. Tu i owdzie wisza drewniane balkoniki, werandy i przybudowki jakby przeniesione ze starego Tbilisi a obok falujace ze starosci dachy... Czestymn widokiem sa tez przyczepione do slupow i murow domostw wielkie trąby megafonow.
Na obrzezach miasta znajdujemy knajpe dobrze wpasowujaca sie w klimat. Mozna tu zjesc pizze, smazony syr i pare innych rzeczy ktorych nazw poki co nie rozszyfrowalismy czym sa. Siedzi sie tu tez na dworze na podlozu ziemno- trawiastym, acz koz niestety brak. Ciekawostka jest tutejszy stol bilardowy ktory nie ma dziur. Nie mam pojecia wiec jak sie gra w czeski bilard. Przy sasiednim stoliku siedzi jakas rodzinka, ktora nalezy chyba do czestych bywalcow tego obiektu, bo mam wrazenie ze tydzien temu tez ich tu spotkalismy. Charakteryzuja sie dosc ciemna jak na Slowian karnacja i glosnym stylem bycia. Na oko dziesiecioletnia dziewczynka nie widzi nic niewlasciwego w biciu ojca po glowie a on nie pozostaje jej dluzny wykrecajac jej rece. Siostrzyczka lub kuzynka, lat kolo 5 wykloca sie z matka nie przestajac caly czas ssac smoczka dla niemowlat. Calosci knajpy dopelniaja dwa rozesmiane i mocno podchmielone dziadki na wozkach inwalidzkich i od czasu do czasu wpadajacy turysci w dredach i kraciastych spodniach wspinaczkowych, jakich to bezskutecznie szukam od lat (tzn spodni nie turystow )
Tak.. Vidnava to bardzo klimatyczne miasteczko! I zapewne wrocimy tu niejeden raz!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze: od czasu do czasu wpadajacy turysci w dredach i kraciastych spodniach wspinaczkowych, jakich to bezskutecznie szukam od lat (
Takie spodnie są niestety drogie.
Moja koleżanka też "chorowała" na takie i ostatecznie zakupiła w sklepiku na Słowacji w pobliżu Martina.
Podejrzewam, ze w innych sklepach sportowych w Czechach i na Słowacji tez będą. Ale ich cena to około 100-120 euro.
Ja osobiście poprzestanę na poszukiwaniach w naszych sklepach z odzieżą używaną.
Wiolcia pisze:No i kolejny tydzień się moczysz! Rzeczywiście takie sprzyjające temperatury są w Polsce?
Bardzo klimatyczne zdjęcie z tą powiewającą firanką - super!
Te temperatury jakie są w Polsce (około 33-36 stopni) nie nazwałabym sprzyjającymi.
Przynajmniej mi w takiej temperaturze czynności życiowe zanikają i potrafię tylko leżeć w cieniu.
Jeszcze errata - te spodnie nie kosztują 100-120 euro tylko tyle złotych (wtedy to było około 30-40 euro) ale i tak za dużo.
Wiolcia pisze:Bardzo klimatyczne zdjęcie z tą powiewającą firanką - super!
Tez mi sie to miejsce wydalo bardzo malownicze!
Wiolcia pisze:Rzeczywiście takie sprzyjające temperatury są w Polsce?
Basia Z. pisze:Te temperatury jakie są w Polsce (około 33-36 stopni) nie nazwałabym sprzyjającymi.
Jak dla mnie sa bardzo sprzyjajace! Wreszcie czuc ze jest prawdziwe lato! A do siedzenia po szyje w wodzie sa juz sprzyjajace szczegolnie.
Basia Z. pisze:czynności życiowe zanikają i potrafię tylko leżeć w cieniu
ja zamiast lezec w cieniu wole aktywnie szukac jakiegos bajora!
Basia Z. pisze:Jeszcze errata - te spodnie nie kosztują 100-120 euro tylko tyle złotych (wtedy to było około 30-40 euro) ale i tak za dużo.
No wlasnie oczy mi na wierzch wyszly ze moga byc spodnie za ponad 400zl. Bo sto zlotych to bym dala jakbym gdzies trafila na takie jak mi sie podobaja od lat- jeszcze w odpowiednimm kolorze np. zielony lub brazowy
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Wiolcia pisze:Rzeczywiście takie sprzyjające temperatury są w Polsce?Basia Z. pisze:Te temperatury jakie są w Polsce (około 33-36 stopni) nie nazwałabym sprzyjającymi.
Jak dla mnie sa bardzo sprzyjajace! Wreszcie czuc ze jest prawdziwe lato! A do siedzenia po szyje w wodzie sa juz sprzyjajace szczegolnie.
Wiedziałam, że dla buby te temperatury będą odpowiednie .
Basia Z. pisze:buba pisze: od czasu do czasu wpadajacy turysci w dredach i kraciastych spodniach wspinaczkowych, jakich to bezskutecznie szukam od lat (
Takie spodnie są niestety drogie.
Moja koleżanka też "chorowała" na takie i ostatecznie zakupiła w sklepiku na Słowacji w pobliżu Martina.
Podejrzewam, ze w innych sklepach sportowych w Czechach i na Słowacji tez będą.
Takie macie na myśli?:
http://www.exisport.com/katalog/product ... YO-M-blue/
http://www.exisport.com/katalog/product ... ODY-M-red/
http://www.exisport.com/katalog/product ... M-lt-blue/
http://www.exisport.com/katalog/product ... RMANY-red/
http://www.exisport.com/katalog/product ... M-dk-blue/
http://www.exisport.com/katalog/product ... YO-M-blue/
Gdyby ktoś się wybierał na Słowację lub zamawiał coś przez sklep internetowy, to proszę o mnie pamiętać, bo mi moje się już bardzo zużyły
Ostatnio zmieniony 2015-08-01, 12:46 przez Vlado, łącznie zmieniany 1 raz.
Vlado pisze:Gdyby ktoś się wybierał na Słowację lub zamawiał coś przez sklep internetowy, to proszę o mnie pamiętać, bo mi moje się już bardzo zużyły
Ja mam na myśli takie.
Z tym, ze pokazujesz same spodnie 3/4 a mi bardziej odpowiadałyby długie, które są trochę droższe.
25-26.08 mam być w Żylinie.
Ale obawiam się, ze nie będę mieć ani chwili czasu na zakupy.
Vlado pisze:Takie macie na myśli?:
Podobne ale nie do konca. Te "moje" sa dlugie a nie rybaczki i maja na tylku tez taka ciemna łate bezkratkowa jak na kolanach. I chyba kwiatek na nogawce.
Takie:
Ostatnio zmieniony 2015-08-02, 17:36 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 58 gości