02-04.07.2014 Od Małastowa po Mochnaczkę, czyli Beskid Niski
02-04.07.2014 Od Małastowa po Mochnaczkę, czyli Beskid Niski
02.07. CZWARTEK
Dzisiaj ma być najlepsza pogoda! Nie za ciepło, nie za zimno, zero deszczu - idealnie. Z pracy dosłownie uciekam, bo okazuje się, że rada przeciąga się w nieskończoność i po 5 godzinach jeszcze nie zapowiada się jej szybkie zakończenie. Nie pozostaję niezauważona, ale trudno! Pędzę na autobus o 13.10 do Gorlic. Wszystko jest wycyrklowane! Złośliwość rzeczy martwych - docieram do Gorlic i widzę odjeżdżający do Małastowa bus No cóż! Trzeba zacząć swoją podróż z przytupem. Szybko udaję się na przystanek, żeby sprawdzić, czy coś nie dojeżdża w okolice, aby móc dalej dojść, ale... NIE Oznacza to, że mam 1,5 godziny czekania i ogromnego lenia, który sprawia, że postanawiam przeczekać na przystanku W związku z tym jestem zagadywana przez wszystkich przystankowych dziadków do momentu przyjazdu kolejnego busa
Dodatkowo zajeżdżam do Małastowa, i co?! I słońce za chmurami! W Małastowie wysiadam na ostatnim przystanku, więc szybko odbijam na Pętną, ponieważ dzisiaj moim jedynym celem jest dotarcie na nocleg. Cele dla leniuchów potrafię obierać doskonale
Po drodze mijam zakamuflowane budynki!
...różne krzyże i kapliczki...
...a także murowaną cerkiew z 1916 r. Obok niej stała cerkiew drewniana, jednak została rozebrana w 1935 r. Pozostała tylko drewniana dzwonnica, której nie udaje mi się sfotografować, bo stoi przed nią szpetny samochód jakiegoś kosiarza i to mi się bardzo nie podoba!
Idąc dalej mijam kolejne krzyże, jedne bardziej ukryte, drugie mniej.
I nareszcie wychodzi słońce! Przecież tak miało być! Jeszcze mi się przeje, ale obecnie zapotrzebowanie jest bardzo duże
Wprawdzie co jakiś czas chowa się za chmurami, ale najważniejsze, że jest!
Widoki po drodze są bardzo sielankowe. Bardzo to lubię W mojej okolicy jest coraz mniej tak uroczych gospodarstw
Jestem już blisko końca Pętnej, gdy zatrzymuje mi się jakiś pan i oferuje dojazd pod szlak. Czemu nie! Jako zawodowy leniuch nie mogę sobie odmówić. Podwozi mnie pod szlak niebieski zamiast żółtego, ale nie protestuję. Bartne sobie pooglądam innym razem. Dzisiaj dotrę jedynie do bacówki.
Zbliżając się do niej, mam przed sobą wieczorne słońce, które bardzo lubię
W sumie można by było tutaj przyjść za chwilę na zachód słońca, ale... NIEEEE;) Okazuje się, że w bacówce mam towarzystwo sympatycznych panów, którzy są w trakcie przejścia GSB, więc spędzamy blisko trzy godziny, po czym udajemy się do łóżek, bo każdy z nas ma obfite plany na następny dzień
Zdjęcia z 1 dnia:
"niskie" popołudnie
Dzisiaj ma być najlepsza pogoda! Nie za ciepło, nie za zimno, zero deszczu - idealnie. Z pracy dosłownie uciekam, bo okazuje się, że rada przeciąga się w nieskończoność i po 5 godzinach jeszcze nie zapowiada się jej szybkie zakończenie. Nie pozostaję niezauważona, ale trudno! Pędzę na autobus o 13.10 do Gorlic. Wszystko jest wycyrklowane! Złośliwość rzeczy martwych - docieram do Gorlic i widzę odjeżdżający do Małastowa bus No cóż! Trzeba zacząć swoją podróż z przytupem. Szybko udaję się na przystanek, żeby sprawdzić, czy coś nie dojeżdża w okolice, aby móc dalej dojść, ale... NIE Oznacza to, że mam 1,5 godziny czekania i ogromnego lenia, który sprawia, że postanawiam przeczekać na przystanku W związku z tym jestem zagadywana przez wszystkich przystankowych dziadków do momentu przyjazdu kolejnego busa
Dodatkowo zajeżdżam do Małastowa, i co?! I słońce za chmurami! W Małastowie wysiadam na ostatnim przystanku, więc szybko odbijam na Pętną, ponieważ dzisiaj moim jedynym celem jest dotarcie na nocleg. Cele dla leniuchów potrafię obierać doskonale
Po drodze mijam zakamuflowane budynki!
...różne krzyże i kapliczki...
...a także murowaną cerkiew z 1916 r. Obok niej stała cerkiew drewniana, jednak została rozebrana w 1935 r. Pozostała tylko drewniana dzwonnica, której nie udaje mi się sfotografować, bo stoi przed nią szpetny samochód jakiegoś kosiarza i to mi się bardzo nie podoba!
Idąc dalej mijam kolejne krzyże, jedne bardziej ukryte, drugie mniej.
I nareszcie wychodzi słońce! Przecież tak miało być! Jeszcze mi się przeje, ale obecnie zapotrzebowanie jest bardzo duże
Wprawdzie co jakiś czas chowa się za chmurami, ale najważniejsze, że jest!
Widoki po drodze są bardzo sielankowe. Bardzo to lubię W mojej okolicy jest coraz mniej tak uroczych gospodarstw
Jestem już blisko końca Pętnej, gdy zatrzymuje mi się jakiś pan i oferuje dojazd pod szlak. Czemu nie! Jako zawodowy leniuch nie mogę sobie odmówić. Podwozi mnie pod szlak niebieski zamiast żółtego, ale nie protestuję. Bartne sobie pooglądam innym razem. Dzisiaj dotrę jedynie do bacówki.
Zbliżając się do niej, mam przed sobą wieczorne słońce, które bardzo lubię
W sumie można by było tutaj przyjść za chwilę na zachód słońca, ale... NIEEEE;) Okazuje się, że w bacówce mam towarzystwo sympatycznych panów, którzy są w trakcie przejścia GSB, więc spędzamy blisko trzy godziny, po czym udajemy się do łóżek, bo każdy z nas ma obfite plany na następny dzień
Zdjęcia z 1 dnia:
"niskie" popołudnie
Ostatnio zmieniony 2015-07-05, 12:20 przez nes_ska, łącznie zmieniany 3 razy.
Ładna wycieczka, ładne panoramki .Po serii dziwacznych Twych zdjęć (ale chyba Wy młodziaki tak macie ), nareszcie znów coś bliżej natury i to akurat tym pejzażom z Niskiego bardzo się należy.
Kto nigdy nie był w Niskim ten na pewno inaczej odbiera takie relacje , kto choć raz był latem , na tego takie pejzaże na pewno oddziaływają dość mocno...
A co do znikających tradycyjnych małorolnych gospodarstw ... Żal , ale to nie uniknione , gdy wymrze to pokolenie które na nich gospodarzy , to ich byt się zakończy .Albo popadną w ruinę albo przejmą rolę dacz, agroturystyk etc . Niestety dotychczasowe programy unijne mające wspierać takie gospodarstwa , wspierały je tylko na papierze .Trochę w obecnym PROWie jest propozycji dla nich ,ale to kropla w morzu ... A jak ktoś z takiego gospodarstwa zazna łatwiejszego (nawet jako kasjerka w Stonce czy pracownik magazynowy gdzieś ) sposobu zarabiania pieniędzy , to już na rolę nie wróci ... Sporo wsi wymarło już bezpowrotnie
Kto nigdy nie był w Niskim ten na pewno inaczej odbiera takie relacje , kto choć raz był latem , na tego takie pejzaże na pewno oddziaływają dość mocno...
A co do znikających tradycyjnych małorolnych gospodarstw ... Żal , ale to nie uniknione , gdy wymrze to pokolenie które na nich gospodarzy , to ich byt się zakończy .Albo popadną w ruinę albo przejmą rolę dacz, agroturystyk etc . Niestety dotychczasowe programy unijne mające wspierać takie gospodarstwa , wspierały je tylko na papierze .Trochę w obecnym PROWie jest propozycji dla nich ,ale to kropla w morzu ... A jak ktoś z takiego gospodarstwa zazna łatwiejszego (nawet jako kasjerka w Stonce czy pracownik magazynowy gdzieś ) sposobu zarabiania pieniędzy , to już na rolę nie wróci ... Sporo wsi wymarło już bezpowrotnie
Ostatnio zmieniony 2015-07-05, 10:27 przez Krzyś66, łącznie zmieniany 1 raz.
03.07. PIĄTEK
We wtorek poczytałam trochę o bacówce, w której miałam spać, ale nie chciało mi się już zmieniać planów. Do przeżycia. Tylko rano nie mogę znaleźć niczego, w czym można by było zagrzać sobie wodę, a bufetu niestety nie otwierają o 5.30. W związku z tym jem suchą bułę z papryką popijając ją wodą mineralną i po tym śniadaniu mistrzów ruszam w trasę
Moim dzisiejszym celem są głównie dawne łemowskie wsie. Pierwszą z nich jest Wołowiec. Po drodze jest bardzo sielankowo i pięknie.
W Wołowcu znajduje się dużo przydrożnych krzyży i kilka domostw.
Niestety, co wynika z niedokładnego przygotowania, nie zauważam cerkwi w Wołowcu (dopiero w domu dowiaduję się, że z drogi widać jedynie wieżę, ale ja jej niestety nie dostrzegłam).
Idę zatem dalej w kierunku Nieznajowej.
Na granicy między Wołowcem a Nieznajową znajduje się duża kamienna kaplica.
...a w Nieznajowej kolejne krzyże przydrożne, łąki, lasy i pustka nieistniejącej już wsi.
Ślady jakiegoś domostwa albo piwnicy?
Niestety cerkiew w Nieznajowej nie przetrwała. Pozostał jedynie cmentarz.
Po drodze mijam także chatkę w Nieznajowej, która jest pod opieką stowarzyszenia.
Stąd udaję się dalej żółtym szlakiem w stronę Radocyny.
Po drodze odbijam jednak na chwilę w kierunku Czarnego, gdzie znajduje się m.in. kolejny cmentarz wypędzonych.
Tutaj od bacówki zaczyna biec w moją stronę krowa! Nie bardzo wiem, o co jej chodzi, ale zasuwa dosyć szybko, więc wiedząc, że nie zdołam jej uciec, zatrzymuję się na chwilę. Potwór zagradza mi drogę na chwilę, po czym biegnie dalej ku górze na następną łąkę. Cały czas idzie jednak wzdłuż drogi, którą idę, dopóki nie dochodzę do cmentarza.
W Czarnym znajdują się także jedne z kilku symbolicznych drzwi w miejscu nieistniejącej wsi. Niestety z ich dwóch stron bardzo blisko znajdują się pastuchy, co kończy się tym, że zostaję kopnięta
Wracam z powrotem na szlak, odbijając tym razem od kapliczki w przeciwną stronę.
Podchodzę jeszcze na "sekundę" do cmentarza w Długim, który znajduję się tuż przy "moim" szlaku.
W Radocynie cisza, spokój, zero ludzi.
Krzyże przydrożne chowają się w cieniu drzew do tego stopnia, że czasem ich nie widać (nawet im czasem może zrobić się gorąco )
Ale nie wszystkie są tak dobrze ukryte!
Na chwilę zbaczam z żółtego szlaku, żeby zobaczyć dawną szkołę i cmentarz w Radocynie. Budynek szkoły jest jedynym, który zachował się z dawnych czasów. Przez chwilę był zamieszkiwany przez rodzinę, której udało się tutaj wrócić po wypędzeniu, jednak zostali zmuszeni z powrotem do wyjazdu.
Cmentarz wojenny przy cmentarzu parafialnym.
Z Radocyny idę dalej ku Koniecznej.
Tutaj już pojawiają się jakieś ślady życia.
Obok nowszych domów znajdują się tu jednak jeszcze takie perełki:
W Koniecznej podchodzę na chwilę pod cerkiew. Została ona wybudowana na początku XX w. w miejscu spalonej wcześniej starej cerkwi. Mieszkańcy nie mogli sobie pozwolić na sfinansowanie takiej inwestycji, dlatego korzystali z funduszy przysyłanych przez Łemków z całego świata.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz parafialny z kwaterą wojskową.
Początkowo miałam iść z Koniecznej przez Jaworzynę do Wysowej, jednak na miejscu zmieniam plany, gdyż droga przez Zdynię , Rotundę i Kozie Żebro wydaje mi się ciekawsza. Może mi się to jeszcze odbić czkawką, ale udaję się w stronę Zdyni.
Kolejne potwory! Tym razem mnie nie gonią!
Mijam krzyże i figurki przydrożne.
W Zdyni podchodzę najpierw pod cmentarz, który jest tuż przy drodze.
Następnie odbijam w dół do cerkwi. Tutaj szybko dobiega do mnie dziewczyna - mieszkanka miejscowości, która oprowadza ludzi po tymże przybytku. Jako że dostaje wypłatę z UE, musi udokumentować wizyty. Nie wystarczą wpisy do księgi (jak w poprzednich cerkwiach), więc prosi mnie o wspólne zdjęcie. Wprawdzie jestem trochę wymięta, ale skoro jej to potrzebne, to się zgadzam
Pozostało już tylko dotarcie szlakiem do Wysowej.
Po drodze na Rotundę piękne, wiejskie krajobrazy.
...ale szybko wkraczam w las, by w końcu dotrzeć na szczyt, na którym znajduje się cmentarz z okresu I wojny światowej.
Schodząc z Rotundy mijam bardzo przyjemną bazę namiotową w Regietowie. Wygląda tak, że chciałoby się tam zostać. Ładne, nowe namioty, przyjemny opiekun bazy. Siadam więc na chwilę na ławce i odpoczywam, bo już czuję w nogach przebyte kilometry, a czeka mnie jeszcze podejście na Kozie Żebro, które chwilami przeklinam...
Na Kozim, po przejściu 36 km, robię sobie wreszcie zdjęcie
...i kolejne, a tym samym ostatnie
Zostały ostatnie 4 km do Wysowej.
Po drodze zatrzymuję się na kolację w Ośrodku Wypoczynkowym "Zacisze" - zacisze tylko z nazwy - motłoch, gwar, bardzo nieprzyjemnie. Że też tym ludziom chce się tam spędzać czas! Ja jestem tam tylko chwilę i jestem bardziej zmęczona niż całym dzisiejszym dniem, beznadzieja
W Wysowej przechodzę obok cerkwi
...prosto do agroturystyki, poleconej mi przez cepra;) Wreszcie mogę odpocząć po 40 km trasy, więc najpierw zalegam na pół godziny na podłodze, a dopiero później czuję się gotowa, żeby napić się herbaty, wykąpać i wrócić do żywych. Na ten moment wydaje mi się, że jutro mogę nie być w stanie przejść 50 m do toalety, ale być może uda się zregenerować na tyle, aby w sobotę też gdzieś iść...
Łemkowski piątek
We wtorek poczytałam trochę o bacówce, w której miałam spać, ale nie chciało mi się już zmieniać planów. Do przeżycia. Tylko rano nie mogę znaleźć niczego, w czym można by było zagrzać sobie wodę, a bufetu niestety nie otwierają o 5.30. W związku z tym jem suchą bułę z papryką popijając ją wodą mineralną i po tym śniadaniu mistrzów ruszam w trasę
Moim dzisiejszym celem są głównie dawne łemowskie wsie. Pierwszą z nich jest Wołowiec. Po drodze jest bardzo sielankowo i pięknie.
W Wołowcu znajduje się dużo przydrożnych krzyży i kilka domostw.
Niestety, co wynika z niedokładnego przygotowania, nie zauważam cerkwi w Wołowcu (dopiero w domu dowiaduję się, że z drogi widać jedynie wieżę, ale ja jej niestety nie dostrzegłam).
Idę zatem dalej w kierunku Nieznajowej.
Na granicy między Wołowcem a Nieznajową znajduje się duża kamienna kaplica.
...a w Nieznajowej kolejne krzyże przydrożne, łąki, lasy i pustka nieistniejącej już wsi.
Ślady jakiegoś domostwa albo piwnicy?
Niestety cerkiew w Nieznajowej nie przetrwała. Pozostał jedynie cmentarz.
Po drodze mijam także chatkę w Nieznajowej, która jest pod opieką stowarzyszenia.
Stąd udaję się dalej żółtym szlakiem w stronę Radocyny.
Po drodze odbijam jednak na chwilę w kierunku Czarnego, gdzie znajduje się m.in. kolejny cmentarz wypędzonych.
Tutaj od bacówki zaczyna biec w moją stronę krowa! Nie bardzo wiem, o co jej chodzi, ale zasuwa dosyć szybko, więc wiedząc, że nie zdołam jej uciec, zatrzymuję się na chwilę. Potwór zagradza mi drogę na chwilę, po czym biegnie dalej ku górze na następną łąkę. Cały czas idzie jednak wzdłuż drogi, którą idę, dopóki nie dochodzę do cmentarza.
W Czarnym znajdują się także jedne z kilku symbolicznych drzwi w miejscu nieistniejącej wsi. Niestety z ich dwóch stron bardzo blisko znajdują się pastuchy, co kończy się tym, że zostaję kopnięta
Wracam z powrotem na szlak, odbijając tym razem od kapliczki w przeciwną stronę.
Podchodzę jeszcze na "sekundę" do cmentarza w Długim, który znajduję się tuż przy "moim" szlaku.
W Radocynie cisza, spokój, zero ludzi.
Krzyże przydrożne chowają się w cieniu drzew do tego stopnia, że czasem ich nie widać (nawet im czasem może zrobić się gorąco )
Ale nie wszystkie są tak dobrze ukryte!
Na chwilę zbaczam z żółtego szlaku, żeby zobaczyć dawną szkołę i cmentarz w Radocynie. Budynek szkoły jest jedynym, który zachował się z dawnych czasów. Przez chwilę był zamieszkiwany przez rodzinę, której udało się tutaj wrócić po wypędzeniu, jednak zostali zmuszeni z powrotem do wyjazdu.
Cmentarz wojenny przy cmentarzu parafialnym.
Z Radocyny idę dalej ku Koniecznej.
Tutaj już pojawiają się jakieś ślady życia.
Obok nowszych domów znajdują się tu jednak jeszcze takie perełki:
W Koniecznej podchodzę na chwilę pod cerkiew. Została ona wybudowana na początku XX w. w miejscu spalonej wcześniej starej cerkwi. Mieszkańcy nie mogli sobie pozwolić na sfinansowanie takiej inwestycji, dlatego korzystali z funduszy przysyłanych przez Łemków z całego świata.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz parafialny z kwaterą wojskową.
Początkowo miałam iść z Koniecznej przez Jaworzynę do Wysowej, jednak na miejscu zmieniam plany, gdyż droga przez Zdynię , Rotundę i Kozie Żebro wydaje mi się ciekawsza. Może mi się to jeszcze odbić czkawką, ale udaję się w stronę Zdyni.
Kolejne potwory! Tym razem mnie nie gonią!
Mijam krzyże i figurki przydrożne.
W Zdyni podchodzę najpierw pod cmentarz, który jest tuż przy drodze.
Następnie odbijam w dół do cerkwi. Tutaj szybko dobiega do mnie dziewczyna - mieszkanka miejscowości, która oprowadza ludzi po tymże przybytku. Jako że dostaje wypłatę z UE, musi udokumentować wizyty. Nie wystarczą wpisy do księgi (jak w poprzednich cerkwiach), więc prosi mnie o wspólne zdjęcie. Wprawdzie jestem trochę wymięta, ale skoro jej to potrzebne, to się zgadzam
Pozostało już tylko dotarcie szlakiem do Wysowej.
Po drodze na Rotundę piękne, wiejskie krajobrazy.
...ale szybko wkraczam w las, by w końcu dotrzeć na szczyt, na którym znajduje się cmentarz z okresu I wojny światowej.
Schodząc z Rotundy mijam bardzo przyjemną bazę namiotową w Regietowie. Wygląda tak, że chciałoby się tam zostać. Ładne, nowe namioty, przyjemny opiekun bazy. Siadam więc na chwilę na ławce i odpoczywam, bo już czuję w nogach przebyte kilometry, a czeka mnie jeszcze podejście na Kozie Żebro, które chwilami przeklinam...
Na Kozim, po przejściu 36 km, robię sobie wreszcie zdjęcie
...i kolejne, a tym samym ostatnie
Zostały ostatnie 4 km do Wysowej.
Po drodze zatrzymuję się na kolację w Ośrodku Wypoczynkowym "Zacisze" - zacisze tylko z nazwy - motłoch, gwar, bardzo nieprzyjemnie. Że też tym ludziom chce się tam spędzać czas! Ja jestem tam tylko chwilę i jestem bardziej zmęczona niż całym dzisiejszym dniem, beznadzieja
W Wysowej przechodzę obok cerkwi
...prosto do agroturystyki, poleconej mi przez cepra;) Wreszcie mogę odpocząć po 40 km trasy, więc najpierw zalegam na pół godziny na podłodze, a dopiero później czuję się gotowa, żeby napić się herbaty, wykąpać i wrócić do żywych. Na ten moment wydaje mi się, że jutro mogę nie być w stanie przejść 50 m do toalety, ale być może uda się zregenerować na tyle, aby w sobotę też gdzieś iść...
Łemkowski piątek
Ostatnio zmieniony 2015-07-05, 11:18 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Krzyś66 pisze:Po serii dziwacznych Twych zdjęć (ale chyba Wy młodziaki tak macie )
Krzysiu, o które zdjęcia Ci chodzi?
Majka pisze:tłuc busami taki kawał i łazić z całym dobytkiem.
To wcale nie jest tak daleko Wyjechałam z domu o 13.10. Gdyby mój autobus nie spóźnił się do Gorlic, to o 15.30 byłabym już w miejscu docelowym. Niestety się spóźnił, więc byłam o 17.30
Bardzo ładne te 3 ostatnie zdjęcia z pierwszego posta. Podobają mi się takie panoramki.
Dziękuję Mnie też się bardzo podobają, a w Niskim jest ich trochę...
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
-
- Posty: 497
- Rejestracja: 2013-08-26, 12:45
creamcheese pisze:bez echa
Tak. Nie było żadnych przygód, topienia siebie, sprzętu, nic. Stan rzek jest dosyć niski, więc po kamyczkach, nie ściągając butów, przedzierałam się z jednego brzegu na drugi Zresztą błota na szlakach też praktycznie nie było, chociaż widać było, gdzie jest duży błotny potencjał
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
- sprocket73
- Posty: 5935
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
ziaro pisze:Bardzo ładne te 3 ostatnie zdjęcia z pierwszego posta.
Przepiękne są!
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
-
- Posty: 497
- Rejestracja: 2013-08-26, 12:45
nes_ska pisze:Stan rzek jest dosyć niski, więc po kamyczkach, nie ściągając butów, przedzierałam się z jednego brzegu na drugi
Nawet jesienią słotną staram się przechodzić przez brody bez zzuwania butów .
Taki jestem "zakochany" w brodach i granicach wiec się czepiłem
Za miesiąc ja będę dreptał po Niskim...doczekać się nie mogę...
04.07. SOBOTA
Rano okazuje się, że nadal czuję po sobie wczorajszy dzień, ale postanawiam mimo wszystko wyjść na Lackową, a później? Zobaczymy
Wyruszam ok. 7.00 tuż po zaopatrzeniu się w nowe zasoby wody. Niestety dzień wcześniej nie udało mi się nic kupić, bo sklepy były pozamykane. To, co miałam ze sobą, praktycznie w całości wypiłam, a woda z kranu w tamtych rejonach śmierdzi!
Już od samego początku czuć, że dzisiaj będzie bardzo ciepły dzień.
W związku z tym bardzo się cieszę, że przez długi czas będę szła lasem.
Podejście pod Ostry Wierch daje mi się we znaki, więc bez przerwy się nawadniam
Na swojej drodze spotykam m.in. zająca, kozła ii... żaby trawne (?) Tylko te ostatnie nie zdążyły mi uciec, zanim wyciągnęłam aparat.
Po drodze prośba! Hmm... Las niby czysty, ale znaczek strasznie brudny!
Wypłaszczenie przed szczytem Lackowej sprawia mi ogromną radość po ciężkich chwilach podejścia na górę. Chociaż podejście jest krótkie i po jego przebyciu okazuje się, że wcale nie takie całkiem beznadziejne.
Swoją drogą... dwa dni przechodziłam w długich getrach, mimo że miałam zamiar spakować szorty do plecaka Byłam przekonana, że je mam, dopóki nie zaczęłam się wypakowywać w Bartnem. Dobrze, że chociaż zapasowe gacie wzięłam, bo mogłoby się okazać, że nie mam w czym chodzić
Wyjście na Lackową od strony Wysowej było w miarę, ale zejście ku przełęczy Beskid - tragedia! Chyba dłużej schodzę już ludzie wychodzą, uważając na każdy krok, żeby nie stracić nóg, zębów ani włosa z głowy Po drodze po raz pierwszy w ciągu całego wyjazdu mijam ludzi. I to nie pojedynczych ludzi, całą grupę! Wygląda na to, że jest to jakaś zwarta grupa, która zdobywa KGP. Co i rusz pytają, czy daleko jeszcze, więc wszystkim z uśmiechem na twarzy odpowiadałam "Niedaleko... ale stromo."
W końcu docieram na przełęcz Beskid.
Stamtąd odbijam w kierunku Izb, idąc najpierw wzdłuż łąk i pól...
...aż do cerkwi, która obecnie pełni funkcję kościoła rzymskokatolickiego.
Tutaj wychodzę na słońce i okazuje się, że totalnie opadam z sił, co jest mieszanką temperatury i zmęczenia po wczorajszym dniu. Dochodzę do wniosku, że dojdę do Banicy, a później... może akurat pojedzie jakiś bus, bo złapać tutaj stopa, to jednak wyczyn, zważywszy na panujący tu ruch uliczny.
W Banicy podchodzę pod cerkiew i przystanek. Okazuje się, że ostatni z trzech kursów był 7 minut temu. Przyglądam się zatem z bliska cerkwi, bo i tak już nic nie poradzę
Chwilę stoję przy głównej drodze z nadzieją, że może jednak pojedzie jakiś samochód, ale nie ma tu nawet odrobiny cienia, więc postanawiam w końcu wrócić pod czerwony szlak i przejść nim do Mochnaczki Niżnej.
Temperatura solidnie mi dokopuje, zwłaszcza że w dużej mierze idzie się łąkami, które są w środku lasu i nie dość, że praży słońce, to jeszcze nie czuć ani odrobiny wiatru.
W końcu wychodzę na otwartą przestrzeń, docierając już do Mochnaczki. Tutaj wreszcie odrobinę zawiewa
Cerkwi przyglądam się jedynie ze szlaku, ponieważ już nie mam siły do niej iść.
Wchodzę tylko na sekundę do sklepu i kupuję sobie Coca-Colę, po czym idę na przystanek autobusowy. Jedzie bus do Tylicza, więc wsiadam do niego, pytając kierowcę, czy będzie stamtąd coś do Krynicy. "Oczywiście!" - odpowiada mi pan, po czym dzwoni do kolegi i okazuje się, że bus już odjechał. Mamrocze coś pod nosem, a następnie mówi mi, że coś na pewno będzie, tylko muszę sobie dokładnie posprawdzać... Okazuje się, że jest. Za 1,5 godziny Urządzam więc przystankową toaletę. Uruchamiam mokre chusteczki, zmieniam buty na japonki, przebieram się w sukienkę ...i łapię stopa do Krynicy, do której początkowo miałam zamiar dotrzeć na nogach.
Tutaj mam 20 minut do autobusu, który zawiezie mnie do domu, więc siadam na przystanku i zauważam, że na mojej Coca-coli jest napisane:
Zgadza się!
Sobota w cieniu drzew i promieniach gorącego słońca
Rano okazuje się, że nadal czuję po sobie wczorajszy dzień, ale postanawiam mimo wszystko wyjść na Lackową, a później? Zobaczymy
Wyruszam ok. 7.00 tuż po zaopatrzeniu się w nowe zasoby wody. Niestety dzień wcześniej nie udało mi się nic kupić, bo sklepy były pozamykane. To, co miałam ze sobą, praktycznie w całości wypiłam, a woda z kranu w tamtych rejonach śmierdzi!
Już od samego początku czuć, że dzisiaj będzie bardzo ciepły dzień.
W związku z tym bardzo się cieszę, że przez długi czas będę szła lasem.
Podejście pod Ostry Wierch daje mi się we znaki, więc bez przerwy się nawadniam
Na swojej drodze spotykam m.in. zająca, kozła ii... żaby trawne (?) Tylko te ostatnie nie zdążyły mi uciec, zanim wyciągnęłam aparat.
Po drodze prośba! Hmm... Las niby czysty, ale znaczek strasznie brudny!
Wypłaszczenie przed szczytem Lackowej sprawia mi ogromną radość po ciężkich chwilach podejścia na górę. Chociaż podejście jest krótkie i po jego przebyciu okazuje się, że wcale nie takie całkiem beznadziejne.
Swoją drogą... dwa dni przechodziłam w długich getrach, mimo że miałam zamiar spakować szorty do plecaka Byłam przekonana, że je mam, dopóki nie zaczęłam się wypakowywać w Bartnem. Dobrze, że chociaż zapasowe gacie wzięłam, bo mogłoby się okazać, że nie mam w czym chodzić
Wyjście na Lackową od strony Wysowej było w miarę, ale zejście ku przełęczy Beskid - tragedia! Chyba dłużej schodzę już ludzie wychodzą, uważając na każdy krok, żeby nie stracić nóg, zębów ani włosa z głowy Po drodze po raz pierwszy w ciągu całego wyjazdu mijam ludzi. I to nie pojedynczych ludzi, całą grupę! Wygląda na to, że jest to jakaś zwarta grupa, która zdobywa KGP. Co i rusz pytają, czy daleko jeszcze, więc wszystkim z uśmiechem na twarzy odpowiadałam "Niedaleko... ale stromo."
W końcu docieram na przełęcz Beskid.
Stamtąd odbijam w kierunku Izb, idąc najpierw wzdłuż łąk i pól...
...aż do cerkwi, która obecnie pełni funkcję kościoła rzymskokatolickiego.
Tutaj wychodzę na słońce i okazuje się, że totalnie opadam z sił, co jest mieszanką temperatury i zmęczenia po wczorajszym dniu. Dochodzę do wniosku, że dojdę do Banicy, a później... może akurat pojedzie jakiś bus, bo złapać tutaj stopa, to jednak wyczyn, zważywszy na panujący tu ruch uliczny.
W Banicy podchodzę pod cerkiew i przystanek. Okazuje się, że ostatni z trzech kursów był 7 minut temu. Przyglądam się zatem z bliska cerkwi, bo i tak już nic nie poradzę
Chwilę stoję przy głównej drodze z nadzieją, że może jednak pojedzie jakiś samochód, ale nie ma tu nawet odrobiny cienia, więc postanawiam w końcu wrócić pod czerwony szlak i przejść nim do Mochnaczki Niżnej.
Temperatura solidnie mi dokopuje, zwłaszcza że w dużej mierze idzie się łąkami, które są w środku lasu i nie dość, że praży słońce, to jeszcze nie czuć ani odrobiny wiatru.
W końcu wychodzę na otwartą przestrzeń, docierając już do Mochnaczki. Tutaj wreszcie odrobinę zawiewa
Cerkwi przyglądam się jedynie ze szlaku, ponieważ już nie mam siły do niej iść.
Wchodzę tylko na sekundę do sklepu i kupuję sobie Coca-Colę, po czym idę na przystanek autobusowy. Jedzie bus do Tylicza, więc wsiadam do niego, pytając kierowcę, czy będzie stamtąd coś do Krynicy. "Oczywiście!" - odpowiada mi pan, po czym dzwoni do kolegi i okazuje się, że bus już odjechał. Mamrocze coś pod nosem, a następnie mówi mi, że coś na pewno będzie, tylko muszę sobie dokładnie posprawdzać... Okazuje się, że jest. Za 1,5 godziny Urządzam więc przystankową toaletę. Uruchamiam mokre chusteczki, zmieniam buty na japonki, przebieram się w sukienkę ...i łapię stopa do Krynicy, do której początkowo miałam zamiar dotrzeć na nogach.
Tutaj mam 20 minut do autobusu, który zawiezie mnie do domu, więc siadam na przystanku i zauważam, że na mojej Coca-coli jest napisane:
Zgadza się!
Sobota w cieniu drzew i promieniach gorącego słońca
Piotrek pisze:No to żeś pojechała po bandzie . Cerkiew śliczna a łąki nad nią jeszcze bardzej.
Nie wiem, jak ja to zrobiłam! Idę sobie szlakiem, a tu nagle koniec Wołowca i cerkwi nie ma ... Już mi się po prostu nie chciało wracać, bo nie wiedziałam, jak będzie z czasem. Okazało się, że w Wysowej byłam o 19, już po kolacji, więc miałam jeszcze teoretycznie 2 godziny zapasu, ale zależało mi, żeby tam dotrzeć, więc nie chciałam ryzykować
Ostatnio zmieniony 2015-07-05, 18:11 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Posty: 497
- Rejestracja: 2013-08-26, 12:45
Wykazalas sie niesamowitym hartem ducha opuszczajac goscinne progi bazy namiotowej w Regetowie. Ja jako osoba o bardzo slabej woli na 100% bym tam zostala!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości