Sudeckie Rozdroża
Sudeckie Rozdroża
18-22.07.2014 Kotlina Kłodzka, Masyw Śnieżnika i Góry Bystrzyckie.
Wrocław przywitał nas z pompą, wmontowaliśmy się w dorodny zator i w ostatniej chwili zdążyliśmy na pociąg do Kłodzka.
W Kłodzku chwilę czasu na przesiadkę mieliśmy, lecz zbyt mało by zwiedzić Twierdzę Kłodzko, co też przy innej okazji nadrobimy.
Dzień Pierwszy:
Długopole Zdrój – Wilkanów – Igliczna - Schronisko Stodoła (20pkt GOT)
Szlak mało górski, z wyjątkiem podejścia na Igliczną, ale za to niezwykle malowniczy z widokami na okoliczne pasma.
Po horyzont białe pola rumianku. Ginąca ścieżka w zaroślach i nieskoszonych łąkach, co jest dość zaskakujące jak na szlak główny, ale zdecydowanie dodające mu uroku.
W Wilkanowie uwagę przyciągają ruiny pałacu oraz niezwykła kolekcja przydrożnych kapliczek.
Z sanktuarium „Maria Śnieżna” na szczyt Góry Iglicznej prowadzi dość oryginalna droga krzyżowa, której ostatniej stacji nie znajdziemy na szczycie.
Do prywatnego schroniska młodzieżowego „Stodoła” trafiliśmy, zgodnie z instrukcją obsługi, po drutach jak po sznurku,
mijając po drodze przedziwne instalacje, jak się później okazało, dzieło studentów ASP.
Dzień Drugi:
Stodoła – Żmijowa Polana – Janowa Góra – Jaskinia Niedźwiedzia – Hala Pod Śnieżnikiem – Śnieżnik – Mały Śnieżnik - Przełęcz Puchacza – Międzygórze – Stodoła (47pkt GOT)
Trochę szlakiem trochę bez, dotarliśmy do Jaskini Niedźwiedziej. Rezerwacji nie posiadaliśmy, nasze terminy zajęte były od dawna.
Na miejscu okazało się, że ktoś się nie zjawił i wchodzimy za 10 minut;)
Jaskinia robi oszałamiające wrażenie, szczególnie draperie naciekowe, tak olbrzymich i w tak wielkich ilościach nigdy nie widziałem.
W ogólnodostępnej sali telewizyjnej można obejrzeć film ze spektakularnymi odkryciami kolejnych sal i korytarzy sprzed dwóch lat.
https://www.youtube.com/watch?v=T9nHP4yRO1s
Na Śnieżniku tłoczno jak na Krupówkach , tak wiem – wakacyjny weekend;) dostaliśmy jednak kilka luźniejszych chwil;)
Ze Śnieżnika na Mały Śnieżnik poszliśmy wzdłuż granicy, początkowo czeskim czerwonym szlakiem, a końcówkę po słupkach.
Cofnęliśmy się w czasie prawie o 100 lat. Nie spodziewałem się, że trafimy tutaj na słupki z czasów granicy niemiecko-czechosłowackiej.
Z Przełęczy Puchacza żółtym szlakiem zeszliśmy do Międzygórza.
Ta część Masywu Śnieżnika spodobała nam się najbardziej i gdzieś pomału docierała do nas myśl o zmianie koncepcji na najbliższe dni.
Dzień Trzeci:
Stodoła – Międzygórze – Hala Pod Śnieżnikiem – Żmijowiec – Czarna Góra – Puchaczówka – Stodoła (31pkt GOT)
Międzygórze to urocza wioska, nierozerwalnie związana z księżną Marianną Orańską.
Postacią, której historii warto poświęcić kilka wolnych chwil.
Plan na dziś - śnieżnicka część GSS.
Wieża widokowa na Czarnej Górze.
Z Puchaczówki wróciliśmy niebieskim szlakiem.
Stodoła nas wessała, niepodrabialny klimat, wieczory przy ognisku.
Ponadto mieliśmy problemy logistyczne z teloportem w Góry Bialskie.
Postanowiliśmy więc zostać tu jeszcze jedną noc i kolejny dzień również poświęcić Masywowi Śnieżnika.
W Stodole wzorem schronisk młodzieżowych możemy korzystać z samoobsługowej kuchni, o ciepłą wodę należy zadbać samemu, paląc w kominku:)
Kapliczka pod Lesieńcem.
Dzień Czwarty:
Stodoła – Igliczna – Międzygórze - Nowa Wieś – Przełęcz Puchacza – Trójmorski Wierch – Pisary – Międzylesie (35pkt GOT)
Z samego rana wróciliśmy na Igliczną, by załatać brakujący odcinek GSS do Międzygórza i popatrzeć na Wodospad Wilczki.
Polana Śnieżna i oznaczenia szlaków do Ogrodu Bajek.
Maszerując bez szlaku do Nowej Wsi, miałem wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w zupełnie inne góry po drugiej stronie Polski.
Każde drzewo, każdy kamień, przesiąknięte były historią narodu, nie tak dawno tu mieszkającego.
Nowa Wieś – pamiątka po Neundorf.
Z Nowej Wsi dolinkami Nowinki i Goworówki przez Przełęcz Puchacza doszliśmy na Trójmorski Wierch.
Na skrzyżowaniu ze szlakiem do Jodłowa spotkaliśmy leśniczego, który gdy usłyszał, że idziemy do Międzylesia, odpowiedział tylko „to ja wam współczuję”
W tym momencie jeszcze nie wiedzieliśmy co znaczą te słowa.
Na tym odcinku szlak w zasadzie nie istnieje, szliśmy albo wąską kompletnie zarośniętą ścieżynką, albo zupełnie bez ścieżki polami i zarośniętymi łąkami,
na zmianę błąkając się pomiędzy polską a czeską stroną.
Czasu do ostatniego pociągu mieliśmy coraz mniej, więc w Pisarach skręciliśmy na asfalt, Sikornik - najwyższe wzniesienie Kotliny Kłodzkiej, zostawiając na inną okazję.
W Dolniku złapaliśmy stopa i spokój że zdążymy.
Na noc udaliśmy się do agro w Wilkanowie, polecanego przez naszych forumowych znajomych;)
Na szlaku byliśmy prawie sami;)
Dzień Piąty:
Bystrzyca Kłodzka – Przełęcz Spalona – Długopole Zdrój (24pkt GOT)
Muzeum Filumenistyczne tak mnie zachwyciło, że mógłbym spędzić w nim cały dzień.
(Lojalnie ostrzegam – jeśli ktoś nie przepada za pocztowymi znaczkami, do muzeum też nie ma po co zaglądać )
Zwiedziliśmy Bystrzycę Kłodzką.
Szlak początkowo prowadził przepiękną aleją drzew.
Głównym celem wycieczki był odcinek GSS od Przełęczy Spalonej do Długopola–Zdroju.
Przydrożne kapliczki.
Uwielbiam zapijać się wodami mineralnymi ze wszystkich uzdrowisk.
Często są to smaki zdrowe lecz ciężkie w przełyku, ale nie w Długopolu.
Tak pysznej, wyjątkowej w smaku wody jeszcze nie spotkałem.
Niestety nie nadaje się do transportu, ze względu na bardzo szybko utleniające się szczawy żelaziste radoczynne.
Czas wracać na drugą stroną lustra.
KONIEC.
pokaz slajdów
Wrocław przywitał nas z pompą, wmontowaliśmy się w dorodny zator i w ostatniej chwili zdążyliśmy na pociąg do Kłodzka.
W Kłodzku chwilę czasu na przesiadkę mieliśmy, lecz zbyt mało by zwiedzić Twierdzę Kłodzko, co też przy innej okazji nadrobimy.
Dzień Pierwszy:
Długopole Zdrój – Wilkanów – Igliczna - Schronisko Stodoła (20pkt GOT)
Szlak mało górski, z wyjątkiem podejścia na Igliczną, ale za to niezwykle malowniczy z widokami na okoliczne pasma.
Po horyzont białe pola rumianku. Ginąca ścieżka w zaroślach i nieskoszonych łąkach, co jest dość zaskakujące jak na szlak główny, ale zdecydowanie dodające mu uroku.
W Wilkanowie uwagę przyciągają ruiny pałacu oraz niezwykła kolekcja przydrożnych kapliczek.
Z sanktuarium „Maria Śnieżna” na szczyt Góry Iglicznej prowadzi dość oryginalna droga krzyżowa, której ostatniej stacji nie znajdziemy na szczycie.
Do prywatnego schroniska młodzieżowego „Stodoła” trafiliśmy, zgodnie z instrukcją obsługi, po drutach jak po sznurku,
mijając po drodze przedziwne instalacje, jak się później okazało, dzieło studentów ASP.
Dzień Drugi:
Stodoła – Żmijowa Polana – Janowa Góra – Jaskinia Niedźwiedzia – Hala Pod Śnieżnikiem – Śnieżnik – Mały Śnieżnik - Przełęcz Puchacza – Międzygórze – Stodoła (47pkt GOT)
Trochę szlakiem trochę bez, dotarliśmy do Jaskini Niedźwiedziej. Rezerwacji nie posiadaliśmy, nasze terminy zajęte były od dawna.
Na miejscu okazało się, że ktoś się nie zjawił i wchodzimy za 10 minut;)
Jaskinia robi oszałamiające wrażenie, szczególnie draperie naciekowe, tak olbrzymich i w tak wielkich ilościach nigdy nie widziałem.
W ogólnodostępnej sali telewizyjnej można obejrzeć film ze spektakularnymi odkryciami kolejnych sal i korytarzy sprzed dwóch lat.
https://www.youtube.com/watch?v=T9nHP4yRO1s
Na Śnieżniku tłoczno jak na Krupówkach , tak wiem – wakacyjny weekend;) dostaliśmy jednak kilka luźniejszych chwil;)
Ze Śnieżnika na Mały Śnieżnik poszliśmy wzdłuż granicy, początkowo czeskim czerwonym szlakiem, a końcówkę po słupkach.
Cofnęliśmy się w czasie prawie o 100 lat. Nie spodziewałem się, że trafimy tutaj na słupki z czasów granicy niemiecko-czechosłowackiej.
Z Przełęczy Puchacza żółtym szlakiem zeszliśmy do Międzygórza.
Ta część Masywu Śnieżnika spodobała nam się najbardziej i gdzieś pomału docierała do nas myśl o zmianie koncepcji na najbliższe dni.
Dzień Trzeci:
Stodoła – Międzygórze – Hala Pod Śnieżnikiem – Żmijowiec – Czarna Góra – Puchaczówka – Stodoła (31pkt GOT)
Międzygórze to urocza wioska, nierozerwalnie związana z księżną Marianną Orańską.
Postacią, której historii warto poświęcić kilka wolnych chwil.
Plan na dziś - śnieżnicka część GSS.
Wieża widokowa na Czarnej Górze.
Z Puchaczówki wróciliśmy niebieskim szlakiem.
Stodoła nas wessała, niepodrabialny klimat, wieczory przy ognisku.
Ponadto mieliśmy problemy logistyczne z teloportem w Góry Bialskie.
Postanowiliśmy więc zostać tu jeszcze jedną noc i kolejny dzień również poświęcić Masywowi Śnieżnika.
W Stodole wzorem schronisk młodzieżowych możemy korzystać z samoobsługowej kuchni, o ciepłą wodę należy zadbać samemu, paląc w kominku:)
Kapliczka pod Lesieńcem.
Dzień Czwarty:
Stodoła – Igliczna – Międzygórze - Nowa Wieś – Przełęcz Puchacza – Trójmorski Wierch – Pisary – Międzylesie (35pkt GOT)
Z samego rana wróciliśmy na Igliczną, by załatać brakujący odcinek GSS do Międzygórza i popatrzeć na Wodospad Wilczki.
Polana Śnieżna i oznaczenia szlaków do Ogrodu Bajek.
Maszerując bez szlaku do Nowej Wsi, miałem wrażenie, jakbyśmy przenieśli się w zupełnie inne góry po drugiej stronie Polski.
Każde drzewo, każdy kamień, przesiąknięte były historią narodu, nie tak dawno tu mieszkającego.
Nowa Wieś – pamiątka po Neundorf.
Z Nowej Wsi dolinkami Nowinki i Goworówki przez Przełęcz Puchacza doszliśmy na Trójmorski Wierch.
Na skrzyżowaniu ze szlakiem do Jodłowa spotkaliśmy leśniczego, który gdy usłyszał, że idziemy do Międzylesia, odpowiedział tylko „to ja wam współczuję”
W tym momencie jeszcze nie wiedzieliśmy co znaczą te słowa.
Na tym odcinku szlak w zasadzie nie istnieje, szliśmy albo wąską kompletnie zarośniętą ścieżynką, albo zupełnie bez ścieżki polami i zarośniętymi łąkami,
na zmianę błąkając się pomiędzy polską a czeską stroną.
Czasu do ostatniego pociągu mieliśmy coraz mniej, więc w Pisarach skręciliśmy na asfalt, Sikornik - najwyższe wzniesienie Kotliny Kłodzkiej, zostawiając na inną okazję.
W Dolniku złapaliśmy stopa i spokój że zdążymy.
Na noc udaliśmy się do agro w Wilkanowie, polecanego przez naszych forumowych znajomych;)
Na szlaku byliśmy prawie sami;)
Dzień Piąty:
Bystrzyca Kłodzka – Przełęcz Spalona – Długopole Zdrój (24pkt GOT)
Muzeum Filumenistyczne tak mnie zachwyciło, że mógłbym spędzić w nim cały dzień.
(Lojalnie ostrzegam – jeśli ktoś nie przepada za pocztowymi znaczkami, do muzeum też nie ma po co zaglądać )
Zwiedziliśmy Bystrzycę Kłodzką.
Szlak początkowo prowadził przepiękną aleją drzew.
Głównym celem wycieczki był odcinek GSS od Przełęczy Spalonej do Długopola–Zdroju.
Przydrożne kapliczki.
Uwielbiam zapijać się wodami mineralnymi ze wszystkich uzdrowisk.
Często są to smaki zdrowe lecz ciężkie w przełyku, ale nie w Długopolu.
Tak pysznej, wyjątkowej w smaku wody jeszcze nie spotkałem.
Niestety nie nadaje się do transportu, ze względu na bardzo szybko utleniające się szczawy żelaziste radoczynne.
Czas wracać na drugą stroną lustra.
KONIEC.
pokaz slajdów
Ostatnio zmieniony 2015-12-20, 01:26 przez Vlado, łącznie zmieniany 3 razy.
Cześć.
Chyba ta relacja mi umknęła na mnpm.
Super wspomnienia , bo wiele z tego co opisałeś przeszliśmy dzieścia lat temu .Przy czym na Śnieżniku( w schronisku ) byliśmy chyba na trzech tygodniowych obozach , ale zawsze zimą na śladówkach. Przyznam , że np.; taki szlak na Żmijowiec , w lodoszreni z błękitem w tle , prezentuje się chyba lepiej.
Bystrzyca wypiękniała bardzo , bardzo mile wspominam to miasteczko .Apropos muzeum zapałek .W Częstochowie jest muzeum w dawnej fabryce .Niedawno byli tam nasi przyjaciele (którzy widzieli nie jedno na świecie )i zrobiło na nich niesamowite wrażenie , można tam obejrzeć przebieg całego procesu produkcji , z genialnymi maszynami które sterowane były tylko mechanicznie ... niestety są też minusy.Władze Częstochowy całkowicie olewają ten skarb i nie wiadomo jak długo będzie istnieć...
Niedźwiedzia jest niesamowita , ponieważ występują w niej prawie wszystkie rodzaje form naciekowych. Dodatkowo widać niezwykła dbałość naszych opiekunów tej jaskini w porównaniu z w"wolną amerykanką ' jaką robią Słowacy w większości swoich jaskiń.
Hej.
Chyba ta relacja mi umknęła na mnpm.
Super wspomnienia , bo wiele z tego co opisałeś przeszliśmy dzieścia lat temu .Przy czym na Śnieżniku( w schronisku ) byliśmy chyba na trzech tygodniowych obozach , ale zawsze zimą na śladówkach. Przyznam , że np.; taki szlak na Żmijowiec , w lodoszreni z błękitem w tle , prezentuje się chyba lepiej.
Bystrzyca wypiękniała bardzo , bardzo mile wspominam to miasteczko .Apropos muzeum zapałek .W Częstochowie jest muzeum w dawnej fabryce .Niedawno byli tam nasi przyjaciele (którzy widzieli nie jedno na świecie )i zrobiło na nich niesamowite wrażenie , można tam obejrzeć przebieg całego procesu produkcji , z genialnymi maszynami które sterowane były tylko mechanicznie ... niestety są też minusy.Władze Częstochowy całkowicie olewają ten skarb i nie wiadomo jak długo będzie istnieć...
Niedźwiedzia jest niesamowita , ponieważ występują w niej prawie wszystkie rodzaje form naciekowych. Dodatkowo widać niezwykła dbałość naszych opiekunów tej jaskini w porównaniu z w"wolną amerykanką ' jaką robią Słowacy w większości swoich jaskiń.
Hej.
Krzysztof dzięki za dobre słowo ale jakość to prezentują tacy kolesie jak on:
http://www.magazynbieganie.pl/glowny-sz ... -50-minut/
ja tylko długość i to sporadycznie;)
http://www.magazynbieganie.pl/glowny-sz ... -50-minut/
ja tylko długość i to sporadycznie;)
Ten "maratończyk" ... szacun i gratulacje , ale nie zazdraszczam , nie podziwiam .
Każdy z nas (no prawie - to uwaga dla tych strasznie poukładanych) ma jakiegoś świra . I każdy realizując go doznaje podobnych emocji , ale nie każdy świr jest tak spektakularny ( z różnych przyczyn , tu choćby z braku takiej kondycji ) jak tego gościa.
Tak to widzę .
Dygresja trochę apropos.
Na jednym z górskich wyjazdów był z nami młodszy od nas chłopak .Był po raz pierwszy z naszą grupą .Przez 6 dni chodziliśmy powyżej granicy lasu zatem panorama na szlak często była pełna .Kolegę szybko ochrzciliśmy "Szybki Lopez " ( z resztą sam nam wtedy dowcip o Lopezie opowiedział ) . A wyglądało to tak : nasza grupka przysiada sobie na popas, panoramkę , a gdzie Lopez? ... na jak to gdzie , tam po drugiej stronie doliny . W wolnych chwilach wchodził bez szlaku , na kolejne pomniejsze szczyty . A po całym wyjeździe był kontent .
Po kilku latach się wyjaśnił ten jego nadmiar energii , dziś biega maratony , triatlony czy inne ironmany. Ale dla relaksu jeździ z nami , od czasu do czasu.
Każdy z nas (no prawie - to uwaga dla tych strasznie poukładanych) ma jakiegoś świra . I każdy realizując go doznaje podobnych emocji , ale nie każdy świr jest tak spektakularny ( z różnych przyczyn , tu choćby z braku takiej kondycji ) jak tego gościa.
Tak to widzę .
Dygresja trochę apropos.
Na jednym z górskich wyjazdów był z nami młodszy od nas chłopak .Był po raz pierwszy z naszą grupą .Przez 6 dni chodziliśmy powyżej granicy lasu zatem panorama na szlak często była pełna .Kolegę szybko ochrzciliśmy "Szybki Lopez " ( z resztą sam nam wtedy dowcip o Lopezie opowiedział ) . A wyglądało to tak : nasza grupka przysiada sobie na popas, panoramkę , a gdzie Lopez? ... na jak to gdzie , tam po drugiej stronie doliny . W wolnych chwilach wchodził bez szlaku , na kolejne pomniejsze szczyty . A po całym wyjeździe był kontent .
Po kilku latach się wyjaśnił ten jego nadmiar energii , dziś biega maratony , triatlony czy inne ironmany. Ale dla relaksu jeździ z nami , od czasu do czasu.
10-13.11.2014 Góry Bystrzyckie, Orlickie i Krowiarki
Sudecki Beskid Niski
10-13.11.2014 Góry Bystrzyckie, Orlickie i Krowiarki.
10.11
Duszniki Zdrój – Wzgórze Rozalii – Schronisko Pod Muflonem – Duszniki Zdrój – Kozia Hala – Zieleniec.
W ramach uzupełnienia kilometrów wybraliśmy się na małą pętelkę, odwiedzając Wzgórze Rozalii i Schronisko pod Muflonem. Zwiedziliśmy Duszniki i po drugim śniadaniu ruszyliśmy na właściwą trasę dzisiejszego dnia, czyli GSS z Dusznik Zdroju do Zieleńca.
Za Dusznikami szlak wiedzie wzdłuż ścieżki zdrowia z wieloma atrakcjami.
Na Koziej Hali wchodzimy na asfalt, którym szlak biegnie już do samego Zieleńca, a nawet jeszcze dalej. Czy to tak trudno byłoby wyznaczyć szlak ścieżynką, choć kilka metrów od asfaltu?
W schronisku Orlica remont trwał w najlepsze, nocleg znaleźliśmy w OW Regle, korzystając z promocyjnej oferty jednego z serwisów rezerwacyjnych;) Regle to dość skromne, ale przyjemne miejsce, godne polecenia.
Muzeum Papiernictwa w Dusznikach
i najważniejszy z eksponatów.
Na Wzgórzu Rozalii.
Schronisko Pod Muflonem.
Duszniki.
W drodze do Zieleńca.
11.11
Zieleniec – Orlica – Desztne – Wielka Desztna (Velká Deštná) – Masarykova chata – Zieleniec –Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem – Zieleniec
W wędrówce przez najwyższe wzniesienia Gór Orlickich postanowili towarzyszyć nam Cezaryol z Katarzyną. Z Cezarym nie widzieliśmy się od Twardziela Świętokrzyskiego w 2012 roku, więc bardzo cieszyłem się na to spotkanie;)
Orlica (1084m n.p.m.) - najwyższe wzniesienie polskiej części Gór Orlickich.
Szlak na odcinku Orlica – Desztne wiedzie wzdłuż czechosłowackich umocnień sprzed IIWŚ, które nigdy nie zostały wykorzystane. Bunkry są otwarte i można je zwiedzać od środka.
Na szlaku stoi sporo kuszących wiat, niektóre ustawione plecami do szlaku z „oknem” na okoliczne pasma.
Pod Sedloniowskim Wierzchem (Sedloňovský vrch).
Wielka Desztna i Masarykova chata.
Kilka ujęć ze szlaku.
Velká Deštná (1115m n.p.m.) - najwyższe wzniesienie Gór Orlickich.
Bufet, o tej porze roku zamknięty.
Schronisko Masarykova chata.
Pod koniec dnia podjechaliśmy drogą dusznicką na parking przy rezerwacie Torfowisko pod Zieleńcem. Zdjęcia z torfowiska ewidentnie mi nie wyszły, więc je sobie podaruję, ale jest to z pewnością miejsce warte odwiedzenia.
Czas pożegnać Cezaryola i Katarzynę, oni do siebie a my szlakiem wzdłuż Młynówki wracamy do Zieleńca
Ten szlak, jak i szlak zejściowy z Masarykowej chaty, z powodu budowy nowych tras narciarskich są skrajnie zdewastowane.
Niedogodności wynagradzały nam jednak tutejsze atrakcje.
12.11
Zieleniec – Lasówka – Rozdroże Pod Uboczem – Schronisko PTTK Jagodna – Sasanka - Jagodna – Schronisko PTTK Jagodna
Czyli kontynuacja asfaltowej części GSS przez Lasówkę, wzdłuż malowniczej Doliny Dzikiej Orlicy i poszukiwania szczytu Jagodnej Północnej.
Pole namiotowe przed Lasówką.
Dolina Dzikiej Orlicy z widokiem na Góry Orlickie.
Kościół świętego Antoniego w Lasówce.
Wspomnienie przedwojennych mieszkańców tych ziem.
Spalona.
Jagodna Północna (980-985m n.p.m.) zwana czasami Sasanką – najwyższe wzniesienie Gór Bystrzyckich.
My poszliśmy lasem, ale najprościej można na nią trafić, skręcając z niebieskiego szlaku w ścieżkę na wysokości poniższego słupka.
Jagodna (977m n.p.m.) – najwyższe wzniesienie Gór Bystrzyckich zaliczane do większości koron. Z Jagodnej przecinką dobiliśmy do żółtego szlaku i nim wróciliśmy do schroniska.
A wieczorem w zaciszu jadalni wybraliśmy się na K-2.
13.11
Schronisko PTTK Jagodna – Fort Wilhelma – Strażnik Wieczności – Stara Łomnica – Gorzanów
Na deser zakosztowaliśmy (moim zdaniem wraz z terenami za zachód od Miedzylesia) w najciekawszej część Gór Bystrzyckich. Położone z dala od najwyższych, obleganych sudeckich szczytów, Góry Bystrzyckie mają w sobie tę magię, którą można jeszcze znaleźć zupełnie po drugiej stronie Polski, w Beskidzie Niskim i na Roztoczu.
Spalona.
Garść ujęć ze szlaku.
Ruiny Fortu Wilhelma pod Wójtowską Równią.
Strażnik Wieczności , z którym spotkanie zawsze wywołuje wiele silnych emocji.
http://archiwum.naszesudety.pl/?p=artyk ... tykul=1983
i pobliska kapliczka.
Strażnik na przedwojennej pocztówce.
Dochodząc do Starej Łomnicy.
W Starej Łomnicy dopadły nas dwa psiaki, które za nic nie dały sobie wytłumaczyć, że nie powinny z nam iść. Wydawało się, że doskonale znają drogę i dokładnie wiedzą dokąd zmierzamy. Odprowadziły nas prawie do samego Gorzanowa, gdzie już mniej grzecznie wyperswadowałem im, że pora wracać;)
Siedziba rodowa Herbersteinów.
Gorzanów. Przy kościele znajduje się wyjątkowa kaplica czaszek, którą odwiedzimy przy najbliższej okazji.
Wkraczamy w Pasmo Krowiarek w Masywie Śnieżnika. Mieliśmy chęć zajrzeć na Wapniarkę, ale czas biegł nieubłaganie. Doszliśmy więc tylko do kaplicy świętego Antoniego z Padwy na zboczach Dębowej zwanych Antonówką.
Kaplica świętego Antoniego.
Zachód słońca przypominał nam o nadjeżdżającym pociągu. To już koniec tej wycieczki.
komplet zdjęć
10-13.11.2014 Góry Bystrzyckie, Orlickie i Krowiarki.
10.11
Duszniki Zdrój – Wzgórze Rozalii – Schronisko Pod Muflonem – Duszniki Zdrój – Kozia Hala – Zieleniec.
W ramach uzupełnienia kilometrów wybraliśmy się na małą pętelkę, odwiedzając Wzgórze Rozalii i Schronisko pod Muflonem. Zwiedziliśmy Duszniki i po drugim śniadaniu ruszyliśmy na właściwą trasę dzisiejszego dnia, czyli GSS z Dusznik Zdroju do Zieleńca.
Za Dusznikami szlak wiedzie wzdłuż ścieżki zdrowia z wieloma atrakcjami.
Na Koziej Hali wchodzimy na asfalt, którym szlak biegnie już do samego Zieleńca, a nawet jeszcze dalej. Czy to tak trudno byłoby wyznaczyć szlak ścieżynką, choć kilka metrów od asfaltu?
W schronisku Orlica remont trwał w najlepsze, nocleg znaleźliśmy w OW Regle, korzystając z promocyjnej oferty jednego z serwisów rezerwacyjnych;) Regle to dość skromne, ale przyjemne miejsce, godne polecenia.
Muzeum Papiernictwa w Dusznikach
i najważniejszy z eksponatów.
Na Wzgórzu Rozalii.
Schronisko Pod Muflonem.
Duszniki.
W drodze do Zieleńca.
11.11
Zieleniec – Orlica – Desztne – Wielka Desztna (Velká Deštná) – Masarykova chata – Zieleniec –Rezerwat Torfowisko pod Zieleńcem – Zieleniec
W wędrówce przez najwyższe wzniesienia Gór Orlickich postanowili towarzyszyć nam Cezaryol z Katarzyną. Z Cezarym nie widzieliśmy się od Twardziela Świętokrzyskiego w 2012 roku, więc bardzo cieszyłem się na to spotkanie;)
Orlica (1084m n.p.m.) - najwyższe wzniesienie polskiej części Gór Orlickich.
Szlak na odcinku Orlica – Desztne wiedzie wzdłuż czechosłowackich umocnień sprzed IIWŚ, które nigdy nie zostały wykorzystane. Bunkry są otwarte i można je zwiedzać od środka.
Na szlaku stoi sporo kuszących wiat, niektóre ustawione plecami do szlaku z „oknem” na okoliczne pasma.
Pod Sedloniowskim Wierzchem (Sedloňovský vrch).
Wielka Desztna i Masarykova chata.
Kilka ujęć ze szlaku.
Velká Deštná (1115m n.p.m.) - najwyższe wzniesienie Gór Orlickich.
Bufet, o tej porze roku zamknięty.
Schronisko Masarykova chata.
Pod koniec dnia podjechaliśmy drogą dusznicką na parking przy rezerwacie Torfowisko pod Zieleńcem. Zdjęcia z torfowiska ewidentnie mi nie wyszły, więc je sobie podaruję, ale jest to z pewnością miejsce warte odwiedzenia.
Czas pożegnać Cezaryola i Katarzynę, oni do siebie a my szlakiem wzdłuż Młynówki wracamy do Zieleńca
Ten szlak, jak i szlak zejściowy z Masarykowej chaty, z powodu budowy nowych tras narciarskich są skrajnie zdewastowane.
Niedogodności wynagradzały nam jednak tutejsze atrakcje.
12.11
Zieleniec – Lasówka – Rozdroże Pod Uboczem – Schronisko PTTK Jagodna – Sasanka - Jagodna – Schronisko PTTK Jagodna
Czyli kontynuacja asfaltowej części GSS przez Lasówkę, wzdłuż malowniczej Doliny Dzikiej Orlicy i poszukiwania szczytu Jagodnej Północnej.
Pole namiotowe przed Lasówką.
Dolina Dzikiej Orlicy z widokiem na Góry Orlickie.
Kościół świętego Antoniego w Lasówce.
Wspomnienie przedwojennych mieszkańców tych ziem.
Spalona.
Jagodna Północna (980-985m n.p.m.) zwana czasami Sasanką – najwyższe wzniesienie Gór Bystrzyckich.
My poszliśmy lasem, ale najprościej można na nią trafić, skręcając z niebieskiego szlaku w ścieżkę na wysokości poniższego słupka.
Jagodna (977m n.p.m.) – najwyższe wzniesienie Gór Bystrzyckich zaliczane do większości koron. Z Jagodnej przecinką dobiliśmy do żółtego szlaku i nim wróciliśmy do schroniska.
A wieczorem w zaciszu jadalni wybraliśmy się na K-2.
13.11
Schronisko PTTK Jagodna – Fort Wilhelma – Strażnik Wieczności – Stara Łomnica – Gorzanów
Na deser zakosztowaliśmy (moim zdaniem wraz z terenami za zachód od Miedzylesia) w najciekawszej część Gór Bystrzyckich. Położone z dala od najwyższych, obleganych sudeckich szczytów, Góry Bystrzyckie mają w sobie tę magię, którą można jeszcze znaleźć zupełnie po drugiej stronie Polski, w Beskidzie Niskim i na Roztoczu.
Spalona.
Garść ujęć ze szlaku.
Ruiny Fortu Wilhelma pod Wójtowską Równią.
Strażnik Wieczności , z którym spotkanie zawsze wywołuje wiele silnych emocji.
http://archiwum.naszesudety.pl/?p=artyk ... tykul=1983
i pobliska kapliczka.
Strażnik na przedwojennej pocztówce.
Dochodząc do Starej Łomnicy.
W Starej Łomnicy dopadły nas dwa psiaki, które za nic nie dały sobie wytłumaczyć, że nie powinny z nam iść. Wydawało się, że doskonale znają drogę i dokładnie wiedzą dokąd zmierzamy. Odprowadziły nas prawie do samego Gorzanowa, gdzie już mniej grzecznie wyperswadowałem im, że pora wracać;)
Siedziba rodowa Herbersteinów.
Gorzanów. Przy kościele znajduje się wyjątkowa kaplica czaszek, którą odwiedzimy przy najbliższej okazji.
Wkraczamy w Pasmo Krowiarek w Masywie Śnieżnika. Mieliśmy chęć zajrzeć na Wapniarkę, ale czas biegł nieubłaganie. Doszliśmy więc tylko do kaplicy świętego Antoniego z Padwy na zboczach Dębowej zwanych Antonówką.
Kaplica świętego Antoniego.
Zachód słońca przypominał nam o nadjeżdżającym pociągu. To już koniec tej wycieczki.
komplet zdjęć
Ostatnio zmieniony 2015-05-11, 09:27 przez Vlado, łącznie zmieniany 1 raz.
Szlak graniczny na dwa!
Szlak graniczny na dwa!
Odsłona pierwsza;)
3-5.01.2015
Z Cezarym umówiliśmy się na przejście pod koniec grudnia, gdy w całej Polsce mieliśmy warunki iście jesienne, lecz w przeciągu kilku dni wszystko się odmieniło i nad zimą znowu zapanowała zima;)
Tak dynamicznej zmiany pogody nie przewidziała żadna pogodynka, nawet godzinówki na bieżąco rozjeżdżały się z rzeczywistością
Postanowiliśmy jednak dać sobie szansę i spróbować co nam z tego wyjdzie:)
Spotkaliśmy się we Wrocławiu, w podróży busem do Nowej Rudy towarzyszył nam Leuthen, którego bardzo miło było poznać. Do Tłumaczowa dotarliśmy stopem, to był tak zwany złoty strzał;) pierwsze auto i jedziemy. Kierowca dodatkowo był tak uprzejmy, że choć jechał do Ścinawki, podrzucił nas do Tłumaczowa pod sam szlak.
Na wszystkich moich (jak widać starych) mapach zielony szlak graniczny powinien zaczynać się w Tłumaczowie pod kościołem. Obecne zaczyna się on przy samej granicy, a do granicy z Tłumaczowa prowadzi szlak niebieski.
Wystartowaliśmy około godziny 16:00, ciemności dopadły nas już za Tłumaczówkiem, na początku Gór Suchych. W nocy szliśmy praktycznie dwa razy czas przewodnikowy, wąska ścieżka była kompletnie zawiana i niewidoczna, a widoczność przy padającym śniegu tak słaba, że nie byliśmy w stanie dostrzec kolejnych słupków granicznych.
W lesie śnieg aż tak bardzo nie spowolniał marszu, najgorzej było na przecinkach, polach i wiatrołomach gdzie kilka razy popieprzyliśmy szlak a śnieg zalegał grubo powyżej kolan.
W Okrzeszynie powiedzieliśmy „dość”. Przez równo 24 godziny wędrówki nie spotkaliśmy ani jednego turysty, a jedyną spotkaną osobą był leśniczy, który przyczaił się na nas w nocy;)
Najprościej wszystko zwalić na pogodę, ale prawda była taka że potwornie przymarudzałem wlekąc się przez całą trasę jak ślimak z żółwim domkiem. Przyjechałem już umęczony, w nocy przed trasą zamiast się wyspać, to się pakowałem, i taki tego był efekt, że nogi nie chciały szybciej iść. ;-) Wszedłem za to na kolejny wyższy poziom wtajemniczenia w spaniu idąc, co Cezary z rozbawieniem a może z przerażeniem miał przyjemność obserwować
Następnego dnia Cezary nie mógł już poświęcić na kontynuowanie trasy, umówiliśmy się na mecie. Wieczorem usnąłem z telefonem w ręce przy próbie napisania pierwszego smsa, nie nastawiłem budzika i zaspałem;) By nadgonić trochę czasu, za Lubawką zszedłem z pól na ubitą drogę. Kolejny dzień pilingu poziomo padającym zamarzniętym deszczem, był nie do zniesienia;)
Cezary, tak jak się umówiliśmy, pewnie by na mnie poczekał aż skończę trasę, ale wiem że czas go naglił, nie chciałem nadużywać i tak już nadużytej jego wielkiej cierpliwości i życzliwości. No i co to by była za przyjemność kończyć samemu, gdy zaczęliśmy we dwóch? Odpuściłem więc około 4 godzin od celu, albo i dłużej, bo jeszcze z Okraju bym musiał zlecieć na dół, bez łańcuchów podjazd był niemożliwy.
W IT przy granicy w Lubawce spotkałem przemiłą Panią ze stowarzyszenia „Kwiat Lnu”, która widząc mój stan psychofizyczny chciała częstować mnie wszystkim co miała i na „do widzenia” obdarowała mnie stosem map i przewodników;)
Z Wrocławia do domu wróciłem na stopa z „blabla”. Mojego kierowcę, gdy usłyszał, co planowaliśmy w Sudetach, wzięło na wspomnienia z „przejść idiotycznych”, w których dwukrotnie brał udział. Cisego niestety nie kojarzył ale Astronoma jak najbardziej;)
Nowa Ruda
Trójpański Kamień
Ruprechticki Szpiczak (Ruprechtický Špičák)
Łąki w okolicach Łącznej;)
Zawory
Góry Krucze
Kilka ujęć z trzeciego dnia;)
Odsłona druga;)
24-26.04.2015
By nie tracić sił już w podróży, do Wrocławia wybrałem się samolotem, koszt 19zł;)
Z Tłumaczowa miałem wyruszyć dwie godziny przed Cezarym, On czym starszy tym szybszy i sądziłem, że szybko mnie dogoni. Ostatecznie Cezary zdążył na wcześniejszy transport i postanowiłem na Niego zaczekać. Tym razem ze stopem w Nowej Rudzie nie poszło już nam tak dobrze i gdy minął czas graniczny (13:00) postanowiliśmy wprowadzić w życie plan „B”. Wystartowaliśmy z Nowej Rudy kierując się w stronę kuszącego, nowego niebieskiego szlaku, którego na tamten czas nie było jeszcze na żadnej papierowej mapie – z Włodowic na Ptasi Szczyt.
Pierwszy poważniejszy odpoczynek zrobiliśmy we wiacie za Mieroszewskimi Ścianami. Na Zaworach, widząc kawałek pięknej mięciutkiej trawy, nie mogłem się oprzeć i zaległem, ku przerażeniu Cezarego, pół metra przed urwiskiem. Po kwadransie, a może po godzinie? obudziłem się z nowymi siłami na ciąg dalszy drogi, a Cezary jak to Cezary, cierpliwie czekał, aż zbiorę się w sobie.
Góry Suche, Zawory i Krucze dały nam cholernie w kość, od Lubawki było już zdecydowanie łatwiej. Gdy brakowało mi sił, przy życiu utrzymywała mnie mantra, którą dostałem w prezencie;)
bo lata już nie te, oj nie te
iść się nie chce, się nie chce
a do domu kawał drogi
bolą nogi, bolą nogi;)
Mam jeszcze drugą swoją
raz, dwa, trzy, cztery maszeruje Huckleberry
pięć, sześć, siedem, osiem mam tego po dziurki w nosie;)
Przed Okrzeszynem namówiłem Cezarego, by pójść przez miasteczko. Okrzeszyn bardzo chciałem jeszcze raz zobaczyć, a myśl o łąkach dookoła Węglarza przyprawiała mnie o mdłości. Nie dlatego, że mi się nie podobają, ale to tam dokonaliśmy żywota poprzednim razem;)
Zejście z Gór Kruczych trwało bez końca, przed samą Lubawką płynie intensywny strumień, w którym można uzupełnić zapasy wody. Można to też uczynić w Lubawce w informacji turystycznej, o której już wspominałem. Od Przełęczy Lubawskiej do Bobrowego Stoku trzymaliśmy się raczej słupków granicznych niż szlaku, znaków jest mało a granica dobrze widoczna. Roh hranic, Grzbiet Lubawski z Łysociną i ze świetnymi widokami na całą naszą drogę, Przełęcz Okraj. KONIEC!!!
31 i pół godziny na szlaku, przeszło 90 kilometrów marszu i ponad 4500 metrów do góry.
Zielony szlak graniczny Tłumaczów - Przełęcz Okraj był nasz;)
W Schronisku Na Przełęczy Okraj zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie, nie nadawaliśmy się jednak do dłuższej rozmowy, siusiu, paciorek, piwo na lepszy sen i spać. Rano żółtym szlakiem zlecieliśmy do Kowar, blabla do Wrocławia i do domu.
Włodowice
Góry Stołowe
Nie wszystkim będzie dane przyjść na świat
Widząc stan szlaku przestają mnie dziwić nasze zimowe zmagania;)
Gdzieś w Suchych
Granica czy stojaki rowerowe?
Trójpański Kamień
Waligóra
Ruprechticki Szpiczak (Ruprechtický Špičák)
Łąki przed Mieroszowskimi Ścianami
Zawory
i zaworska kolekcja słupków granicznych;)
Okrzeszyn
Jański Wierch
;-)
Łąki przed Kruczymi
Róg Granic
Śnieżka i Grzbiet Lasocki
Góry Wałbrzyskie
Kapliczka z XVII wieku, przejście graniczne Horní Albeřice- Niedamirów
;-)
Kowary;)
Dworzec wrocławski;)
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki;)
Cezary bardzo dziękuję za towarzystwo i lekcję topografii;)
I wiesz… liczę na jeszcze wiele wspólnych dni na szlaku;)
trochę więcej zdjęć
Odsłona pierwsza;)
3-5.01.2015
Z Cezarym umówiliśmy się na przejście pod koniec grudnia, gdy w całej Polsce mieliśmy warunki iście jesienne, lecz w przeciągu kilku dni wszystko się odmieniło i nad zimą znowu zapanowała zima;)
Tak dynamicznej zmiany pogody nie przewidziała żadna pogodynka, nawet godzinówki na bieżąco rozjeżdżały się z rzeczywistością
Postanowiliśmy jednak dać sobie szansę i spróbować co nam z tego wyjdzie:)
Spotkaliśmy się we Wrocławiu, w podróży busem do Nowej Rudy towarzyszył nam Leuthen, którego bardzo miło było poznać. Do Tłumaczowa dotarliśmy stopem, to był tak zwany złoty strzał;) pierwsze auto i jedziemy. Kierowca dodatkowo był tak uprzejmy, że choć jechał do Ścinawki, podrzucił nas do Tłumaczowa pod sam szlak.
Na wszystkich moich (jak widać starych) mapach zielony szlak graniczny powinien zaczynać się w Tłumaczowie pod kościołem. Obecne zaczyna się on przy samej granicy, a do granicy z Tłumaczowa prowadzi szlak niebieski.
Wystartowaliśmy około godziny 16:00, ciemności dopadły nas już za Tłumaczówkiem, na początku Gór Suchych. W nocy szliśmy praktycznie dwa razy czas przewodnikowy, wąska ścieżka była kompletnie zawiana i niewidoczna, a widoczność przy padającym śniegu tak słaba, że nie byliśmy w stanie dostrzec kolejnych słupków granicznych.
W lesie śnieg aż tak bardzo nie spowolniał marszu, najgorzej było na przecinkach, polach i wiatrołomach gdzie kilka razy popieprzyliśmy szlak a śnieg zalegał grubo powyżej kolan.
W Okrzeszynie powiedzieliśmy „dość”. Przez równo 24 godziny wędrówki nie spotkaliśmy ani jednego turysty, a jedyną spotkaną osobą był leśniczy, który przyczaił się na nas w nocy;)
Najprościej wszystko zwalić na pogodę, ale prawda była taka że potwornie przymarudzałem wlekąc się przez całą trasę jak ślimak z żółwim domkiem. Przyjechałem już umęczony, w nocy przed trasą zamiast się wyspać, to się pakowałem, i taki tego był efekt, że nogi nie chciały szybciej iść. ;-) Wszedłem za to na kolejny wyższy poziom wtajemniczenia w spaniu idąc, co Cezary z rozbawieniem a może z przerażeniem miał przyjemność obserwować
Następnego dnia Cezary nie mógł już poświęcić na kontynuowanie trasy, umówiliśmy się na mecie. Wieczorem usnąłem z telefonem w ręce przy próbie napisania pierwszego smsa, nie nastawiłem budzika i zaspałem;) By nadgonić trochę czasu, za Lubawką zszedłem z pól na ubitą drogę. Kolejny dzień pilingu poziomo padającym zamarzniętym deszczem, był nie do zniesienia;)
Cezary, tak jak się umówiliśmy, pewnie by na mnie poczekał aż skończę trasę, ale wiem że czas go naglił, nie chciałem nadużywać i tak już nadużytej jego wielkiej cierpliwości i życzliwości. No i co to by była za przyjemność kończyć samemu, gdy zaczęliśmy we dwóch? Odpuściłem więc około 4 godzin od celu, albo i dłużej, bo jeszcze z Okraju bym musiał zlecieć na dół, bez łańcuchów podjazd był niemożliwy.
W IT przy granicy w Lubawce spotkałem przemiłą Panią ze stowarzyszenia „Kwiat Lnu”, która widząc mój stan psychofizyczny chciała częstować mnie wszystkim co miała i na „do widzenia” obdarowała mnie stosem map i przewodników;)
Z Wrocławia do domu wróciłem na stopa z „blabla”. Mojego kierowcę, gdy usłyszał, co planowaliśmy w Sudetach, wzięło na wspomnienia z „przejść idiotycznych”, w których dwukrotnie brał udział. Cisego niestety nie kojarzył ale Astronoma jak najbardziej;)
Nowa Ruda
Trójpański Kamień
Ruprechticki Szpiczak (Ruprechtický Špičák)
Łąki w okolicach Łącznej;)
Zawory
Góry Krucze
Kilka ujęć z trzeciego dnia;)
Odsłona druga;)
24-26.04.2015
By nie tracić sił już w podróży, do Wrocławia wybrałem się samolotem, koszt 19zł;)
Z Tłumaczowa miałem wyruszyć dwie godziny przed Cezarym, On czym starszy tym szybszy i sądziłem, że szybko mnie dogoni. Ostatecznie Cezary zdążył na wcześniejszy transport i postanowiłem na Niego zaczekać. Tym razem ze stopem w Nowej Rudzie nie poszło już nam tak dobrze i gdy minął czas graniczny (13:00) postanowiliśmy wprowadzić w życie plan „B”. Wystartowaliśmy z Nowej Rudy kierując się w stronę kuszącego, nowego niebieskiego szlaku, którego na tamten czas nie było jeszcze na żadnej papierowej mapie – z Włodowic na Ptasi Szczyt.
Pierwszy poważniejszy odpoczynek zrobiliśmy we wiacie za Mieroszewskimi Ścianami. Na Zaworach, widząc kawałek pięknej mięciutkiej trawy, nie mogłem się oprzeć i zaległem, ku przerażeniu Cezarego, pół metra przed urwiskiem. Po kwadransie, a może po godzinie? obudziłem się z nowymi siłami na ciąg dalszy drogi, a Cezary jak to Cezary, cierpliwie czekał, aż zbiorę się w sobie.
Góry Suche, Zawory i Krucze dały nam cholernie w kość, od Lubawki było już zdecydowanie łatwiej. Gdy brakowało mi sił, przy życiu utrzymywała mnie mantra, którą dostałem w prezencie;)
bo lata już nie te, oj nie te
iść się nie chce, się nie chce
a do domu kawał drogi
bolą nogi, bolą nogi;)
Mam jeszcze drugą swoją
raz, dwa, trzy, cztery maszeruje Huckleberry
pięć, sześć, siedem, osiem mam tego po dziurki w nosie;)
Przed Okrzeszynem namówiłem Cezarego, by pójść przez miasteczko. Okrzeszyn bardzo chciałem jeszcze raz zobaczyć, a myśl o łąkach dookoła Węglarza przyprawiała mnie o mdłości. Nie dlatego, że mi się nie podobają, ale to tam dokonaliśmy żywota poprzednim razem;)
Zejście z Gór Kruczych trwało bez końca, przed samą Lubawką płynie intensywny strumień, w którym można uzupełnić zapasy wody. Można to też uczynić w Lubawce w informacji turystycznej, o której już wspominałem. Od Przełęczy Lubawskiej do Bobrowego Stoku trzymaliśmy się raczej słupków granicznych niż szlaku, znaków jest mało a granica dobrze widoczna. Roh hranic, Grzbiet Lubawski z Łysociną i ze świetnymi widokami na całą naszą drogę, Przełęcz Okraj. KONIEC!!!
31 i pół godziny na szlaku, przeszło 90 kilometrów marszu i ponad 4500 metrów do góry.
Zielony szlak graniczny Tłumaczów - Przełęcz Okraj był nasz;)
W Schronisku Na Przełęczy Okraj zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie, nie nadawaliśmy się jednak do dłuższej rozmowy, siusiu, paciorek, piwo na lepszy sen i spać. Rano żółtym szlakiem zlecieliśmy do Kowar, blabla do Wrocławia i do domu.
Włodowice
Góry Stołowe
Nie wszystkim będzie dane przyjść na świat
Widząc stan szlaku przestają mnie dziwić nasze zimowe zmagania;)
Gdzieś w Suchych
Granica czy stojaki rowerowe?
Trójpański Kamień
Waligóra
Ruprechticki Szpiczak (Ruprechtický Špičák)
Łąki przed Mieroszowskimi Ścianami
Zawory
i zaworska kolekcja słupków granicznych;)
Okrzeszyn
Jański Wierch
;-)
Łąki przed Kruczymi
Róg Granic
Śnieżka i Grzbiet Lasocki
Góry Wałbrzyskie
Kapliczka z XVII wieku, przejście graniczne Horní Albeřice- Niedamirów
;-)
Kowary;)
Dworzec wrocławski;)
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki;)
Cezary bardzo dziękuję za towarzystwo i lekcję topografii;)
I wiesz… liczę na jeszcze wiele wspólnych dni na szlaku;)
trochę więcej zdjęć
Ostatnio zmieniony 2015-11-07, 20:35 przez Vlado, łącznie zmieniany 2 razy.
Re: Szlak graniczny na dwa!
Vlado pisze:Wszedłem za to na kolejny wyższy poziom wtajemniczenia w spaniu idąc, co Cezary z rozbawieniem a może z przerażeniem miał przyjemność obserwować ]
Trochę się martwiłem, bo wyglądało to rzeczywiście niepokojąco Choć już widziałem takie przypadki. Kilka lat temu podczas Przejścia Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej musiałem obudzić dziewczynę, która podchodziła pod Zakręt Śmierci śpiąc.
Vlado pisze: spotkałem przemiłą Panią ze stowarzyszenia „Kwiat Lnu”, która widząc mój stan psychofizyczny chciała częstować mnie wszystkim co miała
Coś wspomniałeś, ale że aż tak "gorąco" było to się nie chwaliłeś
Vlado pisze:zaległem, ku przerażeniu Cezarego, pół metra przed urwiskiem.
Po tylu godzinach marszu wrażliwość trochę mi się stępiła i stwierdziłem, że jak te kilkanaście metrów spadniesz, to się nie uszkodzisz
Vlado pisze: myśl o łąkach dookoła Węglarza przyprawiała mnie o mdłości.Nie dlatego, że mi się nie podobają, ale to tam dokonaliśmy żywota poprzednim razem;) .
Ten odcinek chyba niezbyt szczęśliwie został wybrany przez projektantów szlaku. Skoro w kilku miejscach szlak odchodzi od granicy, to okolice Węglarza powinny być kolejnym takim fragmentem.
Vlado pisze:Cezary bardzo dziękuję za towarzystwo i lekcję topografii;)
I wiesz… liczę na jeszcze wiele wspólnych dni na szlaku;).
Również dziękuję i choć na myśl o jakiejkolwiek trasie, której nie da się pokonać szybciej niż w dwanaście godzin przechodzi mi ochota na wyjście w góry, to sądzę, że prędzej czy później znów się umówimy na coś podobnego Z tym że na zimowe przejście wezmę już buty, w których stopy pozostaną suche dłużej niż przez pierwsze dwie godziny
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 33 gości