W Worku Raczańskim ze świniami
W Worku Raczańskim ze świniami
Ostatni weekend marca był dla mnie ostatnią (i jednocześnie pierwszą) okazją aby w tym miesiącu pojechać w góry. Padło więc na Beskid Żywiecki - a konkretnie bardzo przeze mnie lubiany Worek Raczański, w którym nie byłem już prawie 4 lata. A niektórzy uczestnicy wyprawy w ogóle
Prognozy pogody były na weekend zmienne, ale głównie fatalne - nie napełniało to optymizmem. No, ale zobaczymy...
W piątek najpierw spotykamy się na pogaduchach z pewną tajną forumowiczką, po czym wbijamy się do mocno zatłoczonego zuga na południe. W Tychach wchodzi grupa harcerzy, która od razu wydaje mi się podejrzana. I miałem rację - wychodzą razem z nami w Rajczy Centrum, na szczęście szybko pożera ich ciemność.
W Rajczy leje (w sumie leje od samego rana). Wpadamy na szybką przekąskę do pizzerii przy rynku, a potem do busika, który wywozi nas na koniec świata, czyli do Rycerki Kolonii. Tam ciemno, pusto i pada dalej.
Z małymi problemami odnajdujemy miejscowy PTSM, który okazuje się całkiem sympatyczny. W schronisku spotykamy... podejrzanych harcerzy! Wiedziałem, cholewcia!
W sobotę rano na szczęście nie pada. A przynajmniej do momentu, kiedy wychodzimy ze schroniska - wtedy zaczyna mżyć. Fajnie.
Schodzimy po morderczych schodkach do Kolonii i wolnym krokiem przemierzamy przysiółek. Dla mnie jest to miejsce bardzo sentymentalne - wielokrotnie spędzałem tu z rodzicami wakacje albo weekendy w ośrodku pracowniczym Huty Łaziska, tzw. bacówce. Dziś to obraz nędzy i rozpaczy.
Podobnie jak np. dawny ośrodek zdrowia.
Obok bacówki działał wyciąg (kiedyś jeden z dwóch we wsi), na którym człowiek stawiał prawie pierwsze kroki na nartach. Nadal tam stoi, ale chyba już dawno nie funkcjonuje... Za bajtla wydawał mi się dłuugi, teraz widzę, że jest on przecież króciutki
Zachowało się tutaj trochę starych domów, jednak niektóre już dawno nie mają lokatorów.
Mijamy rozdroże szlaków, odganiamy natrętne myśli odwiedzenia Krzyża Jubileuszowego, i wybieramy kierunek ku Wielkiej Raczy. Przy odbiciu szlaku w las doznaję szoku. Bo lasu nie ma, a był tu zawsze.
Dla porównania - tak to miejsce wyglądało w 2011 roku.
Na wejściu znak z zakazem wejścia, bo trwa ścinka. Typowe radosne, polskie myślenie - postawimy tabliczkę i niech się turysta martwi: czy obchodzić odcinek kilkugodzinną inną trasą czy może wracać do domu?
Po jakimś czasie pojawia się śnieg i jednocześnie leci on z nieba. Inez nie może na to patrzeć.
W pewnym momencie zaczyna się... wyrąbany chodnik. Komuś bardzo się nudziło i wykopał z boku ścieżkę dla tych, którzy nie chcą iść po białym A może to jakaś kara? Np. za nocne hałasy 50 metrów chodnika?
Chodnik, z krótkimi przerwami, prowadzi aż do schroniska, gdzie doznajemy kolejnego szoku - w kominku się pali Własnym oczom nie wierzę! Nie może tego zmącić nawet fakt, że Neska w szale radości wrzuca w ogień patyczki służące do przewracania pniaków
Pora przedstawić teraz nasze świnie:
George
i Karolek (ze zrozumiałą obawą patrzący w płomienie)
Jakby tego szczęścia było mało, na chwilę nawet pojawia się słońce.
Potem wiatr nawiewa kolejne chmury - więc w dalszą trasę wychodzimy znowu w różnych odcieniach szarości.
Nigdy nie przeszedłem odcinka między Wielką Raczą a Przegibkiem górą - wzdłuż granicy. Postanawiam zrobić to teraz, choć podejrzewam, że łatwo nie będzie, bo tutaj w końcu wiosna jeszcze nie dotarła. Według drogowskazów czas letni to 3:15...
Już na samym początku dostajemy wpier... . Śnieg pozornie wygląda na zmarznięty, ale co kilka kroków gwałtownie się zapadamy - po kolana, tyłek, uda, jajka, pas itp.
Tempo już od startu jest bardzo wolne, a ciągle zapadanie się cholernie męczące. Najgorszej jest oczywiście na polanach, których jest tutaj sporo. Do tego momentami kiepskie oznakowanie.
Po niecałej godzinie natykamy się na jedyną tabliczkę-drogowskaz tego dnia - słowacką, do tego szlaku, który już i tak nie istnieje.
Świadomość, że jesteśmy dopiero pod przełęczą Orzeł, czyli de facto na samym początku drogi, prawie mnie dobija. Neska postanawia uczcić to robieniem pompek.
Nie odpuszczamy, idziemy dalej. Po drodze różne ciekawostki, np. Karolek spotyka tajemniczą kupę.
Wspólne zdjęcie raczańskich świń.
Mijamy dawne przejście graniczne - półtorej godziny drogi za nami. Woooolno. Z Hali Śrubity widać Wielką Raczę - dwie godziny za nami, a to nawet nie połowa drogi.
W lesie spotykamy jedynych turystów idących z naprzeciwka - trzech facetów. Pocieszają nas, że dalej też jest przerąbane, ale godzinę przed schroniskiem już lepiej. Od Przegibka idą już ponad 3 godziny... My dwie i pół, ale na razie głównie w dół. Widzimy odbicie ścieżki dydaktycznej w dół, do Rycerki Kolonii, lecz odpieramy myśl zejścia nią (co później w duchu będę przeklinał).
Dalsza droga to znowu mozolne, bardzo wolne posuwanie się do przodu. Nie bardzo wiedząc, gdzie jesteśmy, bo tabliczek, jak pisałem, brak, a mapa nie bardzo się zgadza z rzeczywistością (tutaj dla odmiany polany pozarastały).
Mam wrażenie, że trawers Bugaja trwa wieczność. Humory poprawiają się dopiero, gdy ponownie dochodzimy do granicy - minęliśmy Jaworzynę, a więc już mniej przed nami, niż więcej.
Momentami trochę prószy śnieżek, ale ogólnie zapowiadane deszcze (czy śnieżyce) nie nastąpiły
Przed Kikulą pierwszy odcinek bez śniegu - i od razu gubimy szlak, który tutaj odbija jakoś dziwnie. Trochę go szukamy, dogania nas parka, która też była na Wielkiej Raczy. My szlak odnajdujemy za szczytem, oni znikają. A może nam się przewidzieli?
Z Kikuli jest już dobrze, ciągle w dół. Może to jest ta "magiczna godzina lepszej drogi"? Przy kolejnym dawnym przejściu turystycznym można zakładać, że jednak do schroniska dojdziemy o ludzkiej godzinie Po pięciu godzinach w końcu widać przełęcz Przegibek. Zawsze lubiłem to miejsce, ale jeszcze nigdy jego widok mnie tak nie ucieszył
Do schroniska ustrojonego jak na Boże Narodzenie przychodzimy po 18.30, po ponad pięciu i pół godzinach zapadania się. Dostaliśmy w kość, ale udało się Można zrzucić klamoty do pokoju i nakarmić świnie
Tłumów na Przegibku nie ma - oprócz nas trzech facetów i jakieś dwie rodzinki z dziećmi, podniecające się w świetlicy hobby swoich córek (kolekcjonują koniki Ponny). Oni grają w kości, a my w Trio! Neska, znana oszustka, z reguły wygrywa
W pewnym momencie George postanawia się napić.
Wkrótce dołącza do niego Karolek...
...i efekt był do przewidzenia - pijane świnie!
Mimo takiego zakończenia wieczoru poranek przynosi piękną pogodę.
Niestety, po śniadaniu znowu się zaciąga, lecz odbija nam palma i postanawiamy pójść na Bendoszkę. Po drodze na chwilę, słabo bo słabo, ale jednak, objawia się Fatra.
Krzyż na Bednoszce nie wypiękniał od ostatniego razu, w dodatku postawili obok drugie paskudztwo.
Postanawiamy złożyć George'a w ofierze w celu przebłagania za grzech szpecenia Beskidów.
Dochodzimy jednak do wniosku, że ta świnia nie jest niczemu winna, więc ostatecznie zabieramy ją z powrotem. Karolek ze strachu nawet nie wychodzi z kieszeni.
Wracamy do schroniska, gdzie akurat przewala się silna grupa nocująca na Rycerzowej, i zielonym szlakiem kierujemy się w kierunku doliny Rycerki. Szlak jest w fatalnym stanie - rozjeżdżony, brzegi poorane, mnóstwo pociętych i powalonych drzew, brak oznaczeń. No i łyse widoki.
Trafiamy na ślady ogniska - czyżby to efekt działalności jakiś paszkwili?
Przed samym zejściem do asfaltu tabliczka, że przejść nie można, bo ścinka drzew. Dowcipnisie...
Kilometry wzdłuż potoku Rycerka są bolesne dla nóg - wspomniany już asfalt, a okolica raczej monotonna. Czasem w mijanych przysiółkach są pojedyncze stare domy i chałupy.
Jest też plenerowa wystawa kultury góralskiej.
W Rycerce Górnej potok Rycerka łączy się z... Rycerskim Potokiem. Jak widać wyobraźnia w nadawaniu nazw była w tych okolicach na wysokim poziomie.
Przed nami jeszcze kilka kilometrów asfaltu. Czasem trafi się coś miłego dla oka...
...a czasem mniej.
Godzinę przed pociągiem dodreptujemy w końcu do Rajczy, gdzie o zimie już dawno zapomnieli. Pora wracać do domu, świń to również dotyczy.
Niektórym w czasie podróży śniły się koszmary
Wypad oczywiście bardzo udany, ale chciałbym przejść też ten szlak graniczny w Worku, gdy nie będzie śniegu.
Całość:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... 3Xlq7llAE#
Prognozy pogody były na weekend zmienne, ale głównie fatalne - nie napełniało to optymizmem. No, ale zobaczymy...
W piątek najpierw spotykamy się na pogaduchach z pewną tajną forumowiczką, po czym wbijamy się do mocno zatłoczonego zuga na południe. W Tychach wchodzi grupa harcerzy, która od razu wydaje mi się podejrzana. I miałem rację - wychodzą razem z nami w Rajczy Centrum, na szczęście szybko pożera ich ciemność.
W Rajczy leje (w sumie leje od samego rana). Wpadamy na szybką przekąskę do pizzerii przy rynku, a potem do busika, który wywozi nas na koniec świata, czyli do Rycerki Kolonii. Tam ciemno, pusto i pada dalej.
Z małymi problemami odnajdujemy miejscowy PTSM, który okazuje się całkiem sympatyczny. W schronisku spotykamy... podejrzanych harcerzy! Wiedziałem, cholewcia!
W sobotę rano na szczęście nie pada. A przynajmniej do momentu, kiedy wychodzimy ze schroniska - wtedy zaczyna mżyć. Fajnie.
Schodzimy po morderczych schodkach do Kolonii i wolnym krokiem przemierzamy przysiółek. Dla mnie jest to miejsce bardzo sentymentalne - wielokrotnie spędzałem tu z rodzicami wakacje albo weekendy w ośrodku pracowniczym Huty Łaziska, tzw. bacówce. Dziś to obraz nędzy i rozpaczy.
Podobnie jak np. dawny ośrodek zdrowia.
Obok bacówki działał wyciąg (kiedyś jeden z dwóch we wsi), na którym człowiek stawiał prawie pierwsze kroki na nartach. Nadal tam stoi, ale chyba już dawno nie funkcjonuje... Za bajtla wydawał mi się dłuugi, teraz widzę, że jest on przecież króciutki
Zachowało się tutaj trochę starych domów, jednak niektóre już dawno nie mają lokatorów.
Mijamy rozdroże szlaków, odganiamy natrętne myśli odwiedzenia Krzyża Jubileuszowego, i wybieramy kierunek ku Wielkiej Raczy. Przy odbiciu szlaku w las doznaję szoku. Bo lasu nie ma, a był tu zawsze.
Dla porównania - tak to miejsce wyglądało w 2011 roku.
Na wejściu znak z zakazem wejścia, bo trwa ścinka. Typowe radosne, polskie myślenie - postawimy tabliczkę i niech się turysta martwi: czy obchodzić odcinek kilkugodzinną inną trasą czy może wracać do domu?
Po jakimś czasie pojawia się śnieg i jednocześnie leci on z nieba. Inez nie może na to patrzeć.
W pewnym momencie zaczyna się... wyrąbany chodnik. Komuś bardzo się nudziło i wykopał z boku ścieżkę dla tych, którzy nie chcą iść po białym A może to jakaś kara? Np. za nocne hałasy 50 metrów chodnika?
Chodnik, z krótkimi przerwami, prowadzi aż do schroniska, gdzie doznajemy kolejnego szoku - w kominku się pali Własnym oczom nie wierzę! Nie może tego zmącić nawet fakt, że Neska w szale radości wrzuca w ogień patyczki służące do przewracania pniaków
Pora przedstawić teraz nasze świnie:
George
i Karolek (ze zrozumiałą obawą patrzący w płomienie)
Jakby tego szczęścia było mało, na chwilę nawet pojawia się słońce.
Potem wiatr nawiewa kolejne chmury - więc w dalszą trasę wychodzimy znowu w różnych odcieniach szarości.
Nigdy nie przeszedłem odcinka między Wielką Raczą a Przegibkiem górą - wzdłuż granicy. Postanawiam zrobić to teraz, choć podejrzewam, że łatwo nie będzie, bo tutaj w końcu wiosna jeszcze nie dotarła. Według drogowskazów czas letni to 3:15...
Już na samym początku dostajemy wpier... . Śnieg pozornie wygląda na zmarznięty, ale co kilka kroków gwałtownie się zapadamy - po kolana, tyłek, uda, jajka, pas itp.
Tempo już od startu jest bardzo wolne, a ciągle zapadanie się cholernie męczące. Najgorszej jest oczywiście na polanach, których jest tutaj sporo. Do tego momentami kiepskie oznakowanie.
Po niecałej godzinie natykamy się na jedyną tabliczkę-drogowskaz tego dnia - słowacką, do tego szlaku, który już i tak nie istnieje.
Świadomość, że jesteśmy dopiero pod przełęczą Orzeł, czyli de facto na samym początku drogi, prawie mnie dobija. Neska postanawia uczcić to robieniem pompek.
Nie odpuszczamy, idziemy dalej. Po drodze różne ciekawostki, np. Karolek spotyka tajemniczą kupę.
Wspólne zdjęcie raczańskich świń.
Mijamy dawne przejście graniczne - półtorej godziny drogi za nami. Woooolno. Z Hali Śrubity widać Wielką Raczę - dwie godziny za nami, a to nawet nie połowa drogi.
W lesie spotykamy jedynych turystów idących z naprzeciwka - trzech facetów. Pocieszają nas, że dalej też jest przerąbane, ale godzinę przed schroniskiem już lepiej. Od Przegibka idą już ponad 3 godziny... My dwie i pół, ale na razie głównie w dół. Widzimy odbicie ścieżki dydaktycznej w dół, do Rycerki Kolonii, lecz odpieramy myśl zejścia nią (co później w duchu będę przeklinał).
Dalsza droga to znowu mozolne, bardzo wolne posuwanie się do przodu. Nie bardzo wiedząc, gdzie jesteśmy, bo tabliczek, jak pisałem, brak, a mapa nie bardzo się zgadza z rzeczywistością (tutaj dla odmiany polany pozarastały).
Mam wrażenie, że trawers Bugaja trwa wieczność. Humory poprawiają się dopiero, gdy ponownie dochodzimy do granicy - minęliśmy Jaworzynę, a więc już mniej przed nami, niż więcej.
Momentami trochę prószy śnieżek, ale ogólnie zapowiadane deszcze (czy śnieżyce) nie nastąpiły
Przed Kikulą pierwszy odcinek bez śniegu - i od razu gubimy szlak, który tutaj odbija jakoś dziwnie. Trochę go szukamy, dogania nas parka, która też była na Wielkiej Raczy. My szlak odnajdujemy za szczytem, oni znikają. A może nam się przewidzieli?
Z Kikuli jest już dobrze, ciągle w dół. Może to jest ta "magiczna godzina lepszej drogi"? Przy kolejnym dawnym przejściu turystycznym można zakładać, że jednak do schroniska dojdziemy o ludzkiej godzinie Po pięciu godzinach w końcu widać przełęcz Przegibek. Zawsze lubiłem to miejsce, ale jeszcze nigdy jego widok mnie tak nie ucieszył
Do schroniska ustrojonego jak na Boże Narodzenie przychodzimy po 18.30, po ponad pięciu i pół godzinach zapadania się. Dostaliśmy w kość, ale udało się Można zrzucić klamoty do pokoju i nakarmić świnie
Tłumów na Przegibku nie ma - oprócz nas trzech facetów i jakieś dwie rodzinki z dziećmi, podniecające się w świetlicy hobby swoich córek (kolekcjonują koniki Ponny). Oni grają w kości, a my w Trio! Neska, znana oszustka, z reguły wygrywa
W pewnym momencie George postanawia się napić.
Wkrótce dołącza do niego Karolek...
...i efekt był do przewidzenia - pijane świnie!
Mimo takiego zakończenia wieczoru poranek przynosi piękną pogodę.
Niestety, po śniadaniu znowu się zaciąga, lecz odbija nam palma i postanawiamy pójść na Bendoszkę. Po drodze na chwilę, słabo bo słabo, ale jednak, objawia się Fatra.
Krzyż na Bednoszce nie wypiękniał od ostatniego razu, w dodatku postawili obok drugie paskudztwo.
Postanawiamy złożyć George'a w ofierze w celu przebłagania za grzech szpecenia Beskidów.
Dochodzimy jednak do wniosku, że ta świnia nie jest niczemu winna, więc ostatecznie zabieramy ją z powrotem. Karolek ze strachu nawet nie wychodzi z kieszeni.
Wracamy do schroniska, gdzie akurat przewala się silna grupa nocująca na Rycerzowej, i zielonym szlakiem kierujemy się w kierunku doliny Rycerki. Szlak jest w fatalnym stanie - rozjeżdżony, brzegi poorane, mnóstwo pociętych i powalonych drzew, brak oznaczeń. No i łyse widoki.
Trafiamy na ślady ogniska - czyżby to efekt działalności jakiś paszkwili?
Przed samym zejściem do asfaltu tabliczka, że przejść nie można, bo ścinka drzew. Dowcipnisie...
Kilometry wzdłuż potoku Rycerka są bolesne dla nóg - wspomniany już asfalt, a okolica raczej monotonna. Czasem w mijanych przysiółkach są pojedyncze stare domy i chałupy.
Jest też plenerowa wystawa kultury góralskiej.
W Rycerce Górnej potok Rycerka łączy się z... Rycerskim Potokiem. Jak widać wyobraźnia w nadawaniu nazw była w tych okolicach na wysokim poziomie.
Przed nami jeszcze kilka kilometrów asfaltu. Czasem trafi się coś miłego dla oka...
...a czasem mniej.
Godzinę przed pociągiem dodreptujemy w końcu do Rajczy, gdzie o zimie już dawno zapomnieli. Pora wracać do domu, świń to również dotyczy.
Niektórym w czasie podróży śniły się koszmary
Wypad oczywiście bardzo udany, ale chciałbym przejść też ten szlak graniczny w Worku, gdy nie będzie śniegu.
Całość:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... 3Xlq7llAE#
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 01:19 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
sokół pisze:paszkwili.....
Paszkwile kwilą nad swoim losem.
P.s.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Pudelku & nes_sko, nie narzekajcie na szlak, lecz bijcie się w piersi, bo oto przyczyny zapadania się w śniegu:
primo: nie odchodzi się od koryta, dopiero gdy ono jest puste (nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu),
secundo: przed wyjściem na szlak należy ulżyć brzuszkowi
tertio: nie taszczy się ze sobą świń, sznurek i kij wystarczą (obejrzyj Pawlaka na spacerze).
primo: nie odchodzi się od koryta, dopiero gdy ono jest puste (nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu),
secundo: przed wyjściem na szlak należy ulżyć brzuszkowi
tertio: nie taszczy się ze sobą świń, sznurek i kij wystarczą (obejrzyj Pawlaka na spacerze).
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Pudelek pisze:Neska w szale radości wrzuca w ogień patyczki służące do przewracania pniaków
Straszne spojrzenie pana odpowiedzialnego za ciepło domowego ogniska przywróciło mnie do rzeczywistości... I jego tekst "Chodzić jak chodzić, ale żyj z taką!" Na szczęście moje smutne oczy spowodowały, że pan przyniósł nie tylko nowe manipulatorki (Tak! Bo tym one były według niego), ale przyniósł jeszcze drewno dla mnie, abym mogła sobie dorzucać bez wyrzutów sumienia). W sumie spędziliśmy tam bardzo dużo czasu (ok. 1,5 godziny). Było przyjemnie i ciepło Świniom też nie chciało się wychodzić, jak to świniom...
Pudelek pisze:Neska postanawia uczcić to robieniem pompek.
Aha, aha. "Marcin! Ja zostaję! Nie idę dalej" i 10 pompeczek na ochłodę ;P
Pudelek pisze:(co później w duchu będę przeklinał)
Ej! A mówiłeś, że nie jesteś zły! Ty! Ty! Oszuście!
bluejeans pisze:Pudel, wychodzi mi na to, że z Tobą z reguły grają oszuści ;>
Nieeeee, blue! Tylko wtedy, kiedy wygrywają! Pozostali grają fair
bton1 pisze:Animalsi już przeczytali tę relację. Leżycie!
Czy chodzi o to, że George na koniec został przerobiony na kabanosika? Było mu tam dobrze!
Chciałam dodać jeszcze od siebie, że przez jedną ze świń musieliśmy bardzo długo czekać, bo nie dość, że zrobiła ognisko, to nie odeszła od niego, dopóki całkowicie nie zgasło! Na potwierdzenie moich słów wrzucam zdjęcie George'a, który proszony o ruszenie z miejsca, tylko rozkładał ręce!
Moje zdjęcia są niestety dużo słabsze niż Pudlowe, w dodatku nieopisane, ale się dorzucę:
Jeśli szukasz wiosny, nie rób tego na Wielkiej Raczy.
ceper pisze:primo: nie odchodzi się od koryta, dopiero gdy ono jest puste (nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu)
Myślę, że waga mojego wielkiego dupska nie zmieniłaby się znacznie, gdybym nie zjadła tego żurku na Wlk. Raczy. Zatem koryto zostało bardzo dokładnie wyczyszczone.
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 09:37 przez nes_ska, łącznie zmieniany 1 raz.
Lepiej zabrać posłuszne świnki - chyba nie marudziły zbytnio na szlaku? Też muszę zabierać jakieś towarzystwo, które nie będzie psioczyć i zachowywać się będzie kulturalnie, w przeciwieństwie do tego z komunikacji publicznej i na szlaku.
A zdjęcia nes_ski mają więcej klimatu, tajemniczości, więcej mgieł i chmur, czasem napawają strachem
A zdjęcia nes_ski mają więcej klimatu, tajemniczości, więcej mgieł i chmur, czasem napawają strachem
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 09:56 przez ceper, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
To w Opawskich byla lepsza pogoda! a ja narzekalam!
Pewnie gdyby nie obecnosc swin ktore opoznialy marsz to byscie doszli na Przegibek w czasie znakowym a nie dwa razy wolniej! Ile bylo ognisk po drodze??
A myslalam ze obecnosc Neski na wyjezdzie przynosi ladna pogode... a tu nic z tego
Smutno sie robi patrzac na te lasy ktorych nie ma... Pozazdroscili chyba Bieszczadom polonin..
Jak wczesniej Neska cos wspominala o Karolku to ja myslalam ze to ten prawdziwy byl z wami!!!
Byly dalej w kuchni te fajne kubeczki?
To jest w wiata w budowie czy ten szkielet dachu to jest jakas wizja artystyczna??
Pewnie gdyby nie obecnosc swin ktore opoznialy marsz to byscie doszli na Przegibek w czasie znakowym a nie dwa razy wolniej! Ile bylo ognisk po drodze??
A myslalam ze obecnosc Neski na wyjezdzie przynosi ladna pogode... a tu nic z tego
Smutno sie robi patrzac na te lasy ktorych nie ma... Pozazdroscili chyba Bieszczadom polonin..
Jak wczesniej Neska cos wspominala o Karolku to ja myslalam ze to ten prawdziwy byl z wami!!!
Pudelek pisze:Z małymi problemami odnajdujemy miejscowy PTSM
Byly dalej w kuchni te fajne kubeczki?
Pudelek pisze:Krzyż na Bednoszce nie wypiękniał od ostatniego razu, w dodatku postawili obok drugie paskudztwo.
To jest w wiata w budowie czy ten szkielet dachu to jest jakas wizja artystyczna??
Ostatnio zmieniony 2015-03-31, 10:27 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
sokół pisze:Szkoda tylko, że nie złapaliście na gorącym uczynku tych paszkwili.....
chyba już ich tam dawno nie ma, może nawet kilka tygodni
Mirek pisze:W schronisku na W,Raczy w kominku się paliło.Coś tu nie tak, albo się zmienili właściciele, albo?
może spodziewali się jakiś specjalnych gości? W kiblu "na szczęście" pozostało bez zmian, tzn. jest on płatny dla frajerów
nes_ska pisze:Czy chodzi o to, że George na koniec został przerobiony na kabanosika? Było mu tam dobrze!
nie został, w końcu to był jego koszmar
buba pisze:Byly dalej w kuchni te fajne kubeczki?
nie oglądałem dokładnie wszystkich kubków, więc nie wiem, ale kuchnia była generalnie słabo wyposażona. Tzn. były sztućce, sporo kubków, jakiś samotny kieliszek, ale praktycznie brak naczyń - zero talerzy, garnków itp. Chyba, że mają jeszcze jedną kuchnię w innych miejscu...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 37 gości