Czas na wspomnienia z młodości
Mój trzeci wyjazd do Słowenii, skład wesoły, szczyty miłe, jeden wycof, krowy sympatyczne. Sierpień 2011 roku.
"Pierwszy raz Słowenię zobaczyłem w 2008 roku. Wrażenie sympatyczne. Mocno sympatyczne. Potwornie mocno sympatyczne. Trzyma mnie do teraz. W tamtym roku miałem trzeci raz jechać w te okolice. Ale mnie gips zatrzymał. Tegoroczne planowanie zaczęło się parę miesięcy temu. Jakoś zapomniałem o umieszczeniu tematu w Ogłoszeniach
Dzień wyjazdu wypadł na 31 lipca tegoż roku. Przygotowania w tle zakończyły się dzień wcześniej. Ja ze swojej strony bardzo dziękuję obywatelowi Zombi za pomoc i za zaoferowanie pomocy na przyszłość. Skorzystamy na pewno. W sobotę wieczorem pod mój dom zajeżdża samochód. Mroczny. Witam serdecznie Kasię, Wojtka i Dr Doktora. No cóż - gość w dom, Bóg z dom. Co było robić - poszliśmy na dancing. Renomowany lokal "U Zuzi" zapraszał. W sam raz dla kulturalnych ludzi. Było tanecznie , towarzysko i artystycznie. Szczegóły nie ważne
Dobranoc."
"Wstajemy radośni w poniedziałek rano. Obok schroniska stoi kaplica św. Cyryla i Metodego oraz okrutny głaz zwany Mali Triglav. Zdobędziemy GO ! Cel dnia Triglav przez Przełęcz Luknja i Bamberska Pot. Ponoć najtrudniejsze wejście turystyczne na ten szczyt. W składzie czteroosobowym ruszamy na szlak. Carcass i Ania ruszają w lewo. Dnem doliny Vrata ruszamy w stronę Przełęczy Luknja. Po lewicy Triglav i parę innych. Np Bengujski Vrh. Po prawicy np Stenar. Luda zero. Dopiero na Przełęczy spotkamy grupę niemiecko mówiącą. Droga wije się dnem doliny, potem rusza w górę. W końcu z 1015 metrów musimy dotrzeć na 1758 metrów pod poziomem morza. Pod koniec podejścia następują piargi. Cudne. Kurva piargowa mać. I tak będzie do końca wyjazdu
"Idziemy dalej. 2 sierpnia tegoż roku. Powstajemy z wygodnych miejsc leżakowych i radośni śniadamy. Oczy mi wyszły od słodyczy herbaty. Pakujemy się pod schroniskiem wzrokiem żegnając masowców udających się tam gdzie my - znaczy się drogą na Mały Triglav. Trochę po płaskim i w ścianę. Trochę ubezpieczeń, sporo zdjęć. Mijamy grupki młodzieży i ludzi starszych. Nawet od Dona. Po pewnym czasie z mroku wyłania się Triglavski Dom i turyści idący z niego na Mały , a później na Triglav. Ogólnie pisząc tłumy zacne. Wczoraj spotkaliśmy do Triglavskiej Szczerbinki ( czy jak to się pisze
. Inaczej uczciliśmy zdobycie szczytu. Długo siedzimy na pagórku. Ptaki latają, śmigłowce dostarczają towar do schronisk, samolot krąży nad szczytem. Sklep oferuje napoje ( chłodzone w śniegu ), koszulki i inne pamiątki. Nie nabywamy. Czas wracać. Idziemy tą sama granią co przyszliśmy na Mały Triglav, a następnie skręcamy w lewo i staczamy się do Triglavskiego Domu ( 2 515 m ) najwyżej położonego schroniska w Słowenii. Ale tylko w celach kulinarnych, nie leżakowych. Siadamy przed schroniskiem i opalamy mordy. Razem z nami spory, różnojęzyczny tłum. Ciąg dalszy wycieczki to okrutnie trudny szczyt Kredarica ( 2 540 m ). Kto był to wie jak tam jest trudno, kto nie był i tak z opisu nie zrozumie dramatu sytuacji. Więc nie będę opisywał tych przerażających chwil. Następnie trawersujemy grzbiet ( jak to rzekła Luiza - "toż to odcinek Skrajny - Krzyżne !" ) a potem w lewo staczamy się w stronę Domu Stanica ( 2 332 m ) - kolejne schronisko na trasie. Zapewniamy sobie nocleg i widoki na przyszłość. Tu taka mała dygresja. W Planikov i Aljazev obsługa wręcz przyjazna turyście. W tym to jakoś inaczej to odebraliśmy. Panie Zombi - podobnie odczuwasz temat ? Wracając na trasę - jako, że dzień młody ruszamy dalej. Na Begunjski Vrh ( 2 461 m ) i Visoka Vrbanova Spica ( 2 408 m ). Schodzę też trochę ( do pierwszych ubezpieczeń ) w stronę Spodniej V.S. Jak tam jest to opisała Matragona i Zombi. Trzeba to w przyszłym roku zdobyć. Wracając na Visoką spotykam Luizę, która też zeszła i pokazała mi okienko skalne. Wracamy na szczyt i potem do schroniska. Czas na obiado kolację. Tam już czekają Ania z Carcassem. Niejaki Triglav wcześniej odwiedzili. A jak się rzekło, że Luiza dziś świętuje więc symbolicznie ( w chmurze Dobranoc Państwu."
"Wstajemy ( oczywiście radośni i rześcy ) i zjadamy kolację. Dziś przed nami Rjavina. Dwuwierzchołkowe bydlę ( 2 530 i 2 532 m ). Początek trasy pod Domem Valentina Stanica ( 2 332 m ). Zniżamy się na przełęcz Dovska Vratca ( 2 254 m ), następnie wchodzimy na zachodni wierzchołek ( 2 530 m ), potem znów się obniżamy i ubezpieczoną wąską granią ( dwa okna skalne ) wchodzimy na wyższy wierzchołek - 2 532 m.
Tyle suche fakty. Subiektywnie pisząc - było cudnie. Pogoda, widoki, użycie rąk górnych ( czasami też głowy
, góra, dół, góra, dół. I pieczątka na szczycie. Tradycyjnie długi czas spędzamy na szczycie ( tak przy okazji - średnia turystyczna poniedziałku, wtorku i środy to 9 godzin i 30 minut w ruchu ). Powrót tą samą drogą. Tak może z 5 osób spotykamy po drodze. Koziorożców było więcej. Docieramy do schroniska pojedynczo. Ostatni idzie Kasiek i chce zejść na skróty
. Inni też. Trochę śmiejący się z sytuacji Słoweńcy zamilknęli od razu
. Całą czwórką leżakujemy potem na trawce pod schroniskiem. Motylki, pszczółki i inne gady w powietrzu. Sielanka niestety nie może trwać wiecznie. czas stoczyć się do Aljazev. Wybieramy drogę przez Próg. Nie tylko my. Sporo narodu wybrało tą samą drogę w stronę dna Doliny Vrata. Wszyscy chcieli się napić z potoku Bistrica. Po pierwszym trawersie czas na cudne kruchości na dróżce. Umiłowane wręcz. Tak sobie myślę czy nie kupić sobie kijków
. Natomiast inne głosy w okolicy nie były już tak sympatyczne jak mój ... Burza się wyłaniała za grani i za Luknji. Należało przyspieszyć kroku. Ostatni odcinek przed Potokiem ( znaczy się ten wąwozik z kołkami po obu stronach ) szedłem klnąc makabrycznie. pić mi się chciało, wodę było od dawna słychać, burza za plecami, ogólne poddenerwowanie. Ale wszystko wyszło ok. Rzeczona woda wyłoni się później jako ważny element wieczoru ... Docieramy do schroniska mijając pomniki i zamaskowane krowy partyzanckie. Zbliża się wieczór. Cóż robić? Ano przygotować się do wypełnienia planu na dzień 4 sierpnia. Plan brzmiał : KAC. Plan wykonaliśmy. I jako, że wolę imprezować niż pisać jak to imprezowałem, imprezuję i będę imprezował napiszę tylko tyle, że polski spirytus ( zaprawiony listkami mięty ) bardzo dobrze przegryza się z wodą z potoku Bistrica. Dziękujemy Panie Carcass. Co prawda co niektóre Panie miały inne zdanie na ten temat ale ...
Dobranoc Państwu. "
"... nagle ptaki budzą mnie tłukąc się do okien...". Zaczyna się 4 sierpnia. Dzień wolny od pracy. Dzień zasłużonego odpoczynku. Chociaż nie do końca. Wieczorem w dalszym ciągu brataliśmy się ze Słowenią. Tym razem m.in. za pomocą tutejszych win. Ale to dopiero późnym wieczorem. Wcześniej zjechaliśmy do Mojstrany ( jak to się rzekło wyżej Kasiek próbowała rozjechać napastników na drodze ). Tam zwiedziliśmy Muzeum Alpinizmu. Rzecz obowiązkowa. Na mnie największe wrażenie zrobił film z lat 30 ( ? ) o zdobywaniu tutejszych pagórków. Dokonujemy zwiedzenia miejscowości ( 7 minut
Dobranoc Państwu."
"Czas na 5 sierpnia.
Jak zwykle wstajemy rześcy i radośni. Ruszamy na trasę juz o 5.50. Nawet się nie pakujemy i nie jemy śniadania. Schroniskowe nietoperze, szczury i łasico - wiewiórki są wręcz przerażone.
W sumie to mi się tak śniło. Tak w rzeczywistości to ruszyliśmy na szlak o ... 7.40. W planach była Skrlatica. I dalej jest
Ciąg dalszy wieczoru był sympatyczny. Krówki przyszły się z nami pożegnać, zdobyliśmy okrutny Mali Triglav, poplotkowaliśmy. I spać.
Dobranoc Państwu.
Sobota wita nas chmurami. Ale to nic nie szkodzi
Dziękuję bardzo za uwagę. "









































































































