Prolog - 13-07-2013
Spotykamy się w Krakowie na peronie 2. Pociąg Kraków -Przemyśl 20.40 już jest podstawiony. Niestety nie ma bezpośredniego transportu kolejowego, który przybyłby do celu o normalnej porze
Dawno się nie widzieliśmy z Bożeną i Andrzejem więc czas nam leci na pogaduchach i wspominkach...W Przemyślu jesteśmy o 02.06. Pora na zwiedzanie miasta nie za bardzo , ale na spanie jak najbardziej
W dużym budynku dworcowym znajdujemy pustą salę i wraz z dwoma rowerzystami rozkładamy karimaty, nastawiamy budziki i do spania...Po ok. godzinie przyszedł SOKista i ...zgasił nam światło
Dzień 1 - 14.07.2013
Rano pobudka , kawa z automatu i już jesteśmy na przystanku dla busów.Odjeżdżamy jednym z pierwszych w stronę Medyki. W busie poznajemy Józefa, starszego pana z Sambora.
To co się potem wydarzyło na przejściu granicznym przeszło nasze najśmielsze oczekiwania...od wejścia do polskiej placówki do wyjścia po stronie ukraińskiej minęło może ..5min.! Ludzi mało i nie trzeba wypełniać tych ukraińskich karteczek pobytowych.Z nowości jeszcze rentgen na ukraińskim przejściu.Ale mały jakiś... musiałem odpiąć karimatę bo plecak nie chciał się zmieścić
Trafia się nam busik do Mościc. Tam na przystanku dowiadujemy się od poznanego Józefa ,że przepłaciliśmy za kurs ponad 7-krotnie i że ma wyrzuty sumienia ,że nas zostawił na pastwę nieuczciwego busiarza.
Poszliśmy na piwo w oczekiwaniu na autobus i do Sambora nas nie opuścił bawiąc nas całą drogę wesołą pogawędką. Z Sambora do Sianek jedziemy pociągiem - aktualny rozkład jazdy na zdjęciu.
Od rana leje jak z cebra, ale co nam to...jak jesteśmy w pojazdach. A tu trzeba wyjść z pociągu i dalej już z buta Jak na zamówienie w Siankach przestaje padać Nie żeby jakiś błękit i upał... chmury niewesołe i od czasu do czasu coś kapnie,taka lekka mżawka, ale dobre i to.
No to wory na plecy i w drogę. A plecaczki lekkie nie były Bożenikowy-21 kg , Andrzejowy 29 kg, a mój 25 kg (dane z wagi na granicy).
Podążamy asfaltem ,na czuja ,bo szlaku ani śladu. W drodze powrotnej widzieliśmy żółty szlak podażający trochę w innym kierunku Koniec języka za przewodnika...i pani nam pokazała jak należy iść i gdzie...Nie po to mnie socjalizm uczył języka sąsiadów,żebym z niego nie korzystał.
Po ok.5 km asfaltem znajdujemy się na Użockym prusmyku.Tu trafiamy na szlak żółty i nim podążamy przez las i mokrą brrr trawę. Po jakimś czasie Bożena ma już dość i rzuca propozycję rozbicia biwaku. Nie bardzo mi się to miejsce podobało- taka grańka w lesie i przedreptaliśmy jeszcze z godzinkę. Na połączeniu szlaków żółtego i czerwonego znaleźliśmy piękną polankę na biwak. Wprawdzie bez widoków ale kto w lesie, wieczorem szuka panoram Namioty rozbite , szukamy drewna na ognisko. Mieliśmy jeszcze mały zapas wody, ale przechodzący przez polanę myśliwi pokazali nam wydajne źródło ok.100m od namiotów.Teraz można było ucztować, a potem nawet się umyć. Ognisko płonie, imbirówka dla zdrowotności się leje Niebo się przeciera, Łysy niemrawo wychodzi. Noc mnie lekko wstrząsa chłodem, muszę ubrać polar.
Dzień 2 - 15.07.2013
Po 5 zaczyna padać. Cholera! Zaczyna się pokazywanie pogodowych pazurków:( Ok.8.00 wstajemy , nie leje, ale pogoda zostawia wiele do życzenia...Namioty mokre, trawa mokra...jemy śniadanie, pakujemy się i ruszamy szlakiem czerwonym. Miało być słońce, piękne połoniny, a tu las, mgła, woda kapiąca z drzew jak prysznic, błoto...ohyda!
A tu mapa mówi ,że zbliżamy się do siodła o nazwie Prejba. Szybko zorientowaliśmy się skąd ta nazwa i nadaliśmy jej polskie brzmienie Priejeba Podążamy czerwonym szlakiem , który miał być , a go nie ma, przez Kruhlę. Tu młody pasterz próbuje zagrać nam na nosie. Zapytany o drogę na Pikuja wskazuje kierunek przeciwny i znika z krowami w krzaczorach...Tylko dzięki czujności nawigatora Andrzeja i jego GPS-owi nie zeszliśmy na złą drogę.
Pod Kincikiem łapie nas ulewa- krótka ale intensywna . Chowamy się w lesie,ale na mało się to zdaje. Natomiast po chwili okazuje się ,że na łące wychodzi słońce i jest po deszczu, a w lesie leje dalej Ruszamy w stronę Drohobyckiego Kamienia. Trawa daje butom niezłą szkołę.
Przechodzimy za Starostynę i leniwie zastanawiamy się nad rozbiciem biwaku. Nabieramy ruchów po spojrzeniu na niebo...Ich namiot już stoi na gotowo (4 ręce), a ja do mojego ładuję się z plecakiem i dopiero po godzinie, jak deszcz ustanie ,szpilkuję go i naciągam linki. Andrzej odnajduje źródło w lesie. Woda to podstawa. Ni stąd ni z grani zjawiają się 2 Polacy płci męskiej. Rozbijają się obok nas - w kupie raźniej, cieplej? Spędzamy ten wieczór w "messie":D Poprawiamy nastrój malinówką...dziś ogniska nie będzie. W nocy lekko mży. Byle do rana..
Dzień 3 - 16.07.2013
Poranek tragiczny- mgła ,nic nie widać, mokre namioty , mokra trawa...Tyle ,że nie leje. Śniadamy i z kiepskimi minami zwijamy namioty. Ruszamy w stronę Pikuja. Nawet jakby był 100m od nas to i tak byśmy go nie zobaczyli
Ale iść trzeba...Na grani z minuty na minutę wiatr coraz bardziej rozwiewa mgłę. Chmury przetaczają się z jednej strony na drugą. Odsłania się coraz więcej widoków...Ale co nasze buty dostały w d...to tylko one wiedzą:) Mokra trawa to jest zabójstwo dla butów, a po ostatniej nocy była naprawdę mokra. Wypogadza się , maszerujemy sobie radośnie i napotykamy pierwszych borówkarzy w ilości...1 cieżarówka Tak, tam nikt nie bawi się w chodzenie w góry na borówki. Ekipa ładuje się na ciężarówkę i jadą.
Każdy ma wiaderko, niektórzy po farbie Śnieżka! w rękach mają grzebienie i jazda. 1osoba / 1dzień= ok.10-15 kg jagód. Ale borowin są całe hektary więc zbierają je całe wsie...
Po wędrówce piękną trawiastą granią ,ok. godz.16 dochodzimy do Pikuja (1408m n.p.m.) Zdobywamy go na lekko, zostawiając plecak na przełęczy. Pogoda wymarzona- słońce , trochę wiatru i piękne chmurki na niebie. Żyć nie umierać , gdyby nie mały szczegół...musimy zejść w stronę wsi, coś ok. 1000 m w dół!
Kolana jęczą , skrzypią i zdaje się nam ,że lada moment odpadną. Wysiłek rekompensujemy sobie pałaszowaniem malin i borówek. No i trafiamy na piękne miejsce na biwak. Płasko, z widokami i nad potoczkiem. Jedynym mankamentem były mrówki-olbrzymy, kręcące się po okolicy. Przy kąpieli ,w strumyku znajduję czaszkę...jakiegoś gryzonia i mamy nadzieję ,że jako amulet obroni nas, przed rozwłóczeniem przez olbrzymy po okolicy
Chrustu jest pod dostatkiem więc ognisko trzaska radośnie ,a my wesoło spędzamy wieczór na jedzeniu , piciu i opowieściach różnej treści...Wspomnieniom pomaga flaszeczka pigwówki
Dzień 4 - 17.07.2013
Dzień wstał piękny. Niebo w miarę , ciepluteńko, pogoda -prawie żyleta;) Śniadanie, pakowanie , poranne ablucje...i w drogę...do wsi. I wcale nie dlatego ,że się nam alkohol skończył taki był plan...
Schodzimy do wsi Szczerbowiec.
Pusto, cicho...Dopiero pod sklepem (szumna nazwa) spotykamy 3 panów, oczekujących na otwarcie. Zaczekamy więc z nimi...tu czas płynie trochę inaczej niż u nas Ale przy rozmowie się nam nie dłuży. Odkrytoje! - po piwku na miejscu, wódka do plastiku i do następnego sklepu , bo tu nic innego co nas interesuje , nie ma.
W następnym kupujemy trochę słodyczy. Idziemy asfaltem w stronę Paśkivci , gdzie żółty szlak ma odbijać z drogi do lasu. Na drodze jest pięknie wymalowany co 50-100m. Po wejściu do lasu znakarz mazał drzewa już zdecydowanie rzadziej, aż w pewnym momencie przestał wogóle Spotykamy parę zbieraczy , bliżej nie określonych dóbr leśnych i pytamy czy idziemy we właściwą stronę. Powiedzieli że w stronę Priełuki dobrze ,ale na widok naszych plecaków zwątpili i szybko odeszli. Dopiero za chwilę dowiedzieliśmy się skąd te miny...Wpakowaliśmy się na podmokły teren po pas i szyję w maliny, ostrężyny, osty i inne kłująco-drapiące cholerstwa...I tak było przez 3 godziny.
A szlak żółty ...żeby go szlag trafił! Po tym całym chaszczowaniu wypadamy nagle na całkiem szeroki leśny dukt i co widzimy po chwili ? całkiem wyraźny ..żółty szlak. Nim dochodzimy do siodła Priełuki. Jest tu coś na wzór szałasów pasterskich. Widzimy faceta więc ,przez wrodzoną grzeczność, postanawiamy zapytać się gdzie możemy rozbić namioty. On na to ,że teren jest prywatny i nigdzie pod żadnym pozorem...itp. Jak nie wiadomo o co chodzi to biega o kasę Iwan po wręczeniu 100 hrywien , okazał się całkiem sympatycznym ,rozmownym i skorym do niesienia pomocy gospodarzem. A teren faktycznie wydzierżawiła jakaś niby spółdzielnia agroturystyczna i miała tam ponad 50 ha hodowlę konia huculskiego-( podobno 80szt ,na miejscu było ok.40).
Uraczył nas też opowieścią jak to 2 wilki w zeszłym miesiącu zagryzły konia i gdzie ostatnio widział niedźwiedzia... Plac jest, potok również - rozbijamy biwak.Tysiące świerszczy, koników polnych i innych skaczących w nastu rozmiarach i kolorach urozmaica pobyt... Jedzonko, picie, "słodkie chwile" Ognisko z Iwanowego drewna i miodówka zakupiona na dole... Łysy , gwiazdy i świerszcze...Epicko jak mawia moja córka.
Dzień 5 - 18.07.2013
Ranek jak zwykle przebiega na pracach obozowych. Pogoda piękna, a nawet bym powiedział zbyt upalna. Wody dzisiaj musimy zabrać do wszystkiego. Ruszamy w stronę połoniny Równej. Mocno przez las i jeszcze bardziej pod górkę. Po przekroczeniu granicy lasu ukazują się nam połoniny w całej okazałości. To lubię- morze zieleni. I znowu hektary borowin. Nażeramy się baz krępacji
Po niezbyt wyczerpującym przedpołudniu docieramy do pierwszego z trzech obelisków upamiętniających desant partyzancki w czasie wojny ojczyźnianej. Tam dłuższy popas. Ale już nas ciągnie do ruin bazy wojskowej jakie stoją na samym szczycie połoniny Riwnej 1482m n.p.m.
Mówili ,że była tu baza rakietowa, ktoś na jakimś forum pisał ,że są tu silosy... Nie widziałem żadnego choć usilnie szukałem. Z tego co dowiedzieliśmy się od miejscowych, to była tu baza ,ale radarowa i może w czasach ZSSR była częścią jakiegoś systemu naprowadzania rakiet. Ale po budynkach zostały tylko betonowe ściany bo wszystko z wyposażenia rozgrabili okoliczni mieszkańcy po wyprowadzce Sowietów. Nawet ściany ceglane którymi były obłożone betonowe konstrukcje, rozebrali prawie do zera. Bramy garażowe , instalacje elektryczne , wodne - wszystko co się dało wydrzeć bazie- wydarto. Pozostały brzydkie ruiny z fajnymi grafitti I drugi obelisk diesantowścików.
Schodzimy w dół drogą z płyt betonowych, która prowadziła ze wsi do bazy. Zatrzymujemy się w miejscu rzekomej stacji wodociągowej zaopatrującej bazę w wodę. Tu zdaniem tego od silosów rakietowych miał być punktem charakterystycznym ogromny zbiornik na wodę. Zbiornik chyba był tylko pod ziemią chyba- bo widać było tylko kołnierz od rury ok.fi 300 i dziurę z dużym echem
W okolicy znajdujemy przyjemny potok i płaską miejscówkę pod namioty. Mino wczesnej pory postanawiamy nie iść już dzisiaj dalej. Rozbijamy biwak , kąpiele, obiady, kolacje...Idziemy na zachód słońca na sąsiednie wzniesienie. Marsz w sandałach , ostro pod górę w borówkach po półłydki do łatwych nie należy...Podziwiamy oddychając pełną piersią. W końcu dla takich widoków tu przyjechaliśmy. W świetle zachodzącego słońca dostrzegamy trzeci marmurowy obelisk na przeciwległym wzniesieniu.
Wieczór, ognisko pogaduchy no i żeby dalej nie nosić rozpijamy butelkę Chlebowej To już nasze ostatnie ognisko..."Przy innym ogniu , w inną noc...do zobaczenia znów".
Dzień 6 -19.07.2013
O 5.10 budzi mnie warkot. To kilkanaście wojskowych ciężarówek z jefriennymi ( zbieraczami borówek), drogą z płyt, jechało do góry niczym na wojnę. Potem mniejsze samochody. A ok 6.20 piechota
I te babki nawołujące "wstawajta naroda!" Tak,że pobudkę mieliśmy niespotykaną w górach i rozłożoną na raty
Jedzenie , pakowanie , zwijanie obozu i na dół betonką. A w dół było mocno co odczuły nasze kolana. Dochodzimy do wsi Lipowiec. Pusto , sklep zamknięty. Dziadek mówi ,że wszyscy na borówkach to po co sklep otwierać , komu?. Następny jest za 7 km. Co zrobić? i tak idziemy w tym kierunku...
Turiczki - leniwa wioseczka przy drodze asfaltowej. Sklep zamknięty- otworzą za 40min. ale na hasło "Piwo" miejscowi mówią ,że piwo to kupimy na ...poczcie i że kiełbasę świeżą , swojską przywieźli. Na poczcie jest prawie wszystko.Oprócz chleba ,bo nie wolno go tam sprzedawać. Więc w oczekiwaniu na otwarcie sklepu raczymy sie piwem z poczty w cieniu lipy. Potem obiad.
Autobusem jedziemy do Pereczyna, a stamtąd pociągiem do Sianek.Trasa biegnie przez przeł.Użocką Po drodze mamy 5 wiaduktów ( wys. maks. 39m ) + 6 tuneli ( dł. jednego to 2271m) . Okolica jest bardzo widokowa. Polecam przejażdżkę na tej trasie. Pociąg z Sianek do Sambora mamy dopiero 03.14 więc toczymy normalne życie dworcowe w towarzystwie podpitych młodzieńców i dużej grupy cyganów zakarpackich.
Epilog - 20.07.2013
Pociąg w stronę Lwowa jest pełny mimo wczesnej pory. Dojeżdżamy do Sambora po 6 rano. Od razu mamy autobus do Szegini i tam bez problemu , przejściem dla obywateli UE w 3 min. przekraczamy przejście graniczne. Celniczka zapytała tylko ile waży arbuz , którego wieziemy z Pereczyna , a dotąd nie było okazji go zjeść.Bo jak więcej niż 5kg to podobno nie wolno. Andrzej skłamał ,że nie wie i przeszedł . Arbuz był 6-cio kilogramowy . Bus z Medyki już czekał. W Przemyślu nas znowu trochę przytrzymało bo pociąg do Krakowa odjeżdżał dopiero 10.40. W pociągu czas dłużył się niemiłosiernie, ale spałaszowaliśmy sześciokilogramowego kolegę, nie dzieląc się ze zdziwionymi współpasażerami
W Krakowie jesteśmy ok.16.15 i tu następuje chwila pożegnań i uścisków. Bożenka i Andrzej wracają do Wrocławia autobusem o 17 z płyty górnej , a ja też o 17 z płyty dolnej do Kęt. I tym sposobem zakończyła się kolejna udana przygoda jaką odbyłem w towarzystwie państwa N. Można jechać byle gdzie, w byle jaką pogodę byle w dobrym towarzystwie A jeszcze jak te pierwsze czynniki są dobre, to robi się... wyprawa marzenie
13-20.07.2013 r. - Bieszczady Wschodnie
13-20.07.2013 r. - Bieszczady Wschodnie
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez TNT'omek, łącznie zmieniany 1 raz.
in omnia paratus...
Świetna relacja, fajnie humorystycznie napisana. Na dwa razy ją czytałem, tzn. wczoraj zacząłem, dzisiaj skończyłem. Pogoda na początku coś Wam nie dopisywała, ale pojawiła się chyba w najbardziej odpowiednim momencie. No i klimat całkiem taki inny, niż z jednodniowych wycieczek...
Priejeba i wiadro śnieżki dobre.
Priejeba i wiadro śnieżki dobre.
Koszt właściwie robią transport i...alkohol Pociągi, autobusy i marszrutki to wydatki rzędu paru do parunastu hrywien ( 1hr=045zł) zależnie od odległości.
Im większa grupa tym koszty niższe przy negocjacjach z busiarzami.
Nas orżnął busiarz na trasie Szeginia-Mościce. Autobus kosztowałby za 3 osoby 12hr, a my zapłaciliśmy 40zł. Zapłaciliśmy też Iwanowi na Priełukach 100hr , a można się było rozbić na dziko za free. Ale teren był prywatny i hazjain ugościł nas herbatą i uraczył gawędą
Chleb - 4hr, piwo-7-9hr za 1,5l , wódka - 30-35hr za 0,5l, pomidory-3hr/kg.
Jak domek nosisz na plecach i spiżarnię też to koszty są niewielkie...
Im większa grupa tym koszty niższe przy negocjacjach z busiarzami.
Nas orżnął busiarz na trasie Szeginia-Mościce. Autobus kosztowałby za 3 osoby 12hr, a my zapłaciliśmy 40zł. Zapłaciliśmy też Iwanowi na Priełukach 100hr , a można się było rozbić na dziko za free. Ale teren był prywatny i hazjain ugościł nas herbatą i uraczył gawędą
Chleb - 4hr, piwo-7-9hr za 1,5l , wódka - 30-35hr za 0,5l, pomidory-3hr/kg.
Jak domek nosisz na plecach i spiżarnię też to koszty są niewielkie...
in omnia paratus...
Chyba muszę uważniej przeglądać to forum skoro dopiero teraz zauważyłem tę relację
Kurczę, szliście prawie po moich i kumpla śladach Byliśmy tam dwa lata temu.
Pamiętam, że taksówka z Mościsk do Szeginii kosztowała nas 50 hrywien, a na Prełukach gość dostał od nas tyle samo.
Rozumiem, że o tego gościa chodzi co na zdjęciu
A w Szerbowcu obsługiwała Was może ta pani która na poniższym zdjęciu z niejakim wysiłkiem otwiera kumplowi piwo?
Kurczę, szliście prawie po moich i kumpla śladach Byliśmy tam dwa lata temu.
TNT'omek pisze:Nas orżnął busiarz na trasie Szeginia-Mościce. Autobus kosztowałby za 3 osoby 12hr, a my zapłaciliśmy 40zł. Zapłaciliśmy też Iwanowi na Priełukach 100hr , a można się było rozbić na dziko za free. Ale teren był prywatny i hazjain ugościł nas herbatą i uraczył gawędą
Pamiętam, że taksówka z Mościsk do Szeginii kosztowała nas 50 hrywien, a na Prełukach gość dostał od nas tyle samo.
Rozumiem, że o tego gościa chodzi co na zdjęciu
A w Szerbowcu obsługiwała Was może ta pani która na poniższym zdjęciu z niejakim wysiłkiem otwiera kumplowi piwo?
TNT'omek pisze:Pora na zwiedzanie miasta nie za bardzo , ale na spanie jak najbardziej
W dużym budynku dworcowym znajdujemy pustą salę i wraz z dwoma rowerzystami rozkładamy karimaty, nastawiamy budziki i do spania...Po ok. godzinie przyszedł SOKista i ...zgasił nam światło
czyli dworzec nie jest zamykany na noc? nie wiem czemu ktos nam opowiadal ze go wyrzucili z dworca poznym wieczorem "ze zamykaja"...
Kazda relacje z ukrainskich Karpat czyta sie niezmiernie milo! Acz ja bym najchetniej przeczytala relacje z twojego wyjazdu na Czywczyn w 2008 roku- nie wiem czemu ale tak po galerii to mi sie niezwykle udal ten wyjazd! a jeszcze na koniec ta impreza z harmoszka! Zazdrosc mnie zjadla calkowicie , zostal tylko ogryzek
https://picasaweb.google.com/nowakto/GR ... Lipiec2008
TNT'omek pisze:imbirówka dla zdrowotności się leje
TNT'omek pisze:Poprawiamy nastrój malinówką..
TNT'omek pisze:Wspomnieniom pomaga flaszeczka pigwówki
Chcialam powiedziec ze jestem pelna podziwu dla waszego gorskiego ekwipunku! Chyba musimy zaczac z was brac przyklad, bo wstyd bierze ze wedrowalismy po Bukowinie tylko z jedna flaszka i to zwyklej czystej...
Acz pochwale sie ze w tym roku 20 butelek malinowki juz czeka na wedrowki!
TNT'omek pisze:Mówili ,że była tu baza rakietowa, ktoś na jakimś forum pisał ,że są tu silosy... Nie widziałem żadnego choć usilnie szukałem. Z tego co dowiedzieliśmy się od miejscowych, to była tu baza ,ale radarowa i może w czasach ZSSR była częścią jakiegoś systemu naprowadzania rakiet. Ale po budynkach zostały tylko betonowe ściany bo wszystko z wyposażenia rozgrabili okoliczni mieszkańcy po wyprowadzce Sowietów. Nawet ściany ceglane którymi były obłożone betonowe konstrukcje, rozebrali prawie do zera. Bramy garażowe , instalacje elektryczne , wodne - wszystko co się dało wydrzeć bazie- wydarto. Pozostały brzydkie ruiny z fajnymi grafitti I drugi obelisk diesantowścików.
A nam miejscowi mowili ze ta baza miala byc baza rakietowa ale nigdy nie zostala dokonczona i nie zaczela jeszcze dzialac jak juz ZSRR upadl. I ze stad taki stan surowy pozostalej ruiny
TNT'omek pisze:Dochodzimy do wsi Lipowiec. Pusto , sklep zamknięty
ten?
TNT'omek pisze:Turiczki - leniwa wioseczka przy drodze asfaltowej. Sklep zamknięty- otworzą za 40min. ale na hasło "Piwo" miejscowi mówią ,że piwo to kupimy na ...poczcie i że kiełbasę świeżą , swojską przywieźli. Na poczcie jest prawie wszystko.Oprócz chleba ,bo nie wolno go tam sprzedawać. Więc w oczekiwaniu na otwarcie sklepu raczymy sie piwem z poczty w cieniu lipy. Potem obiad.
Wlasnie za to lubie Ukraine!
Ostatnio zmieniony 2013-08-29, 18:32 przez buba, łącznie zmieniany 7 razy.
Ten sklep z Twojego zdjęcia to chyba był na głucho zabity dyktami
Całkiem możliwe,że Wasza opowieść o bazie była bliższa prawdy niż nasza. Aż si e nie chce wierzyć ,że tak wszystko wypruli ze ścian...
Dworzec w Przemyślu otwarty całą noc. A miejsca do spania ,że ho ho...Nie wiem tylko czy kible też są czynne...
Też lubię te strony za to ,że nie ma tam zadęcia. Nie ma lansu ze sprzętem. Każdy robi co mu pasuje
Całkiem możliwe,że Wasza opowieść o bazie była bliższa prawdy niż nasza. Aż si e nie chce wierzyć ,że tak wszystko wypruli ze ścian...
Dworzec w Przemyślu otwarty całą noc. A miejsca do spania ,że ho ho...Nie wiem tylko czy kible też są czynne...
Też lubię te strony za to ,że nie ma tam zadęcia. Nie ma lansu ze sprzętem. Każdy robi co mu pasuje
in omnia paratus...
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 24 gości