Moje podsumowanie roku. Górskie
Moje podsumowanie roku. Górskie
Kończący się rok był bardzo udany.
Zrobiłem 21 wypadów. Wypad to jest dla mnie zawsze całość – liczona od wyjścia z domu do powrotu, zatem jako jeden wypad liczę zarówno eskapadę jednodniową jak i jedenastodniową (a taką w tym roku miałem najdłuższą).
Styczeń
1. Bieszczady. Pierwsza, kilkudniowa wyprawa okazała się być najmniej udaną. Fatalna pogoda, mokro, wilgotno, wiatr, beznadziejna widoczność… Byłem na Połoninie Wetlińskiej, na Wielkiej Rawce, na Tarnicy, ale nic nie zobaczyłem.
2. Pierwsza z dwóch jednodniówek. Przejście z Lubienia (Lubnia?) przez Kudłacze do Myślenic.
Luty
3. Weekend w Beskidzie Sądeckim. Trasa Rytro – Radziejowa – nocleg w Chacie Magóry – zejście do Piwnicznej.
4. Trzy dni w Żywieckim. Wyjście na Jałowiec, Policę, noclegi na Opacznem i na Hali Krupowej. Wędrowanie w klimacie jesiennym.
Marzec
5. Trzy dni w Beskidzie Wyspowym, 2 biwaki, krokusy. Zaliczone m.in. Ciecień, Kostrza, Łopień, Mogielica, Jasień. No i przede wszystkim odkrycie restauracji „Marysieńka” w Szczyrzycu z cudnym piwem z restauracyjnego browaru
6. Weekendowy biwak na Leskowcu. Zauroczyła mnie przełęcz Carchel
Kwiecień
7. Weekend w Sądeckim. Przejście z Nowego Sącza na Kordowiec na nocleg (kapitalna miejscówka!) i do Szczawnicy.
W Nowym Sączu jeszcze wtedy stał pomnik chwały Armii Czerwonej z emblematem z napisem po rusku „za naszą sowiecką ojczyznę”. Na szczęście już tych bolszewickich akcesoriów na pomniku nie ma.
Maj
8. Długi weekend w Górach Krzemnickich na Słowacji, z noclegiem m.in. w bardzo fajnej, bezobsługowej chatce…
…i z jednym dniem (wyjście na Tlstę) w Wielkiej Fatrze.
9. Cztery dni w Pieninach i Gorcach, 3 biwaki z testowaniem nowego namiotu. Trasa z Bukowiny Tatrzańskiej m.in. przez Pawlikowski Wierch, Lubań, Gorc do Ochotnicy Dolnej.
Czerwiec
10. Dziewięć dni w Górach Parang w Rumunii. W zeszłym roku byłem tam we wrześniu i pogoda nie pozwoliła na wejście na najwyższy szczyt pasma. Teraz się udało.
7 biwaków, jeden nocleg w pensjonacie.
11. Trzy dni w Żywieckim, wyjście na Pilsko. Wtedy ponoć mnie widziano
Lipiec
12. Najnudniejsza obok Bieszczad wyprawa - 3 dni w Tatrach Słowackich, m.in. wyjście na Rysy.
Sierpień
13. Weekend w Beskidzie Niskim (wyjście na Busov, Lackową), zainaugurowany noclegiem w bardzo fajnej bazie namiotowej w Muszynie Złockiem.
14. Biwak na Ćwilinie. Bardzo fajna trasa (nowy szlak) ze Skrzydlnej na Śnieżnicę przez Pieninki Skrzydlańskie; podejście na Śnieżnicę to cudna wyrypa z dużym przewyższeniem na bardzo krótkim odcinku. Obiad w barze pod Cyckiem
Wrzesień
15. Najlepsza wyprawa roku. 11 dni w Rumunii przy pięknej pogodzie - wędrowanie po Górach Suhard…
Górach Kelimeńskich…
…i Górach Ceahlau.
10 biwaków.
Październik
16. Weekend w Gorcach (Kudłoń, Gorc Troszacki) i Beskidzie Wyspowym (Jasień), biwak na Polanie Trusiówka. Wielką niespodzianką i zaskoczeniem było spotkanie na Gorcu niewidzianej ze 20 lat koleżanki z klasy w liceum, z którą w tamtych czasach chadzałem po górach, również tak dziwnych jak Świętokrzyskie
17. Cztery dni w Niżnych Tatrach, przejście grani od Telgartu do Donovaly.
18. Druga jednodniówka w roku. Przejście ze Szczawnicy na Przehybę i zejście do Starego Sącza.
Listopad
19. Cztery dni w Górach Sowich z noclegami w agroturystyce w Srebrnej Górze i schroniskach „Zygmuntówka” i „Orzeł”. Zachwyciła mnie Srebrna Góra.
Grudzień
20. Weekend w Sądeckim z noclegami pod Bereśnikiem i w Wątorówce.
21. Ostatni akord roku to przejście Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym z biwakiem pod Jaworzem.
Szczypta statystyki:
1. W związku z wyjazdami w góry miałem 55 noclegów, z czego: 32 pod namiotem, 3 w schroniskach PTTK, 2 w chatkach bezobsługowych, reszta (pensjonaty, hotel, prywatne schroniska, baza namiotowa) - 18
2. Najwyższy zdobyty szczyt – Parangul Mare - 2 518 m.
3. Liczba pasm po których wędrowałem – 18.
Powtórzę - jestem zadowolony z tego roku w górach. Nawet bardzo zadowolony
Chyba jedyne czego żałuję to tego, że marna zima nie pozwoliła pochodzić w rakietach.
Zrobiłem 21 wypadów. Wypad to jest dla mnie zawsze całość – liczona od wyjścia z domu do powrotu, zatem jako jeden wypad liczę zarówno eskapadę jednodniową jak i jedenastodniową (a taką w tym roku miałem najdłuższą).
Styczeń
1. Bieszczady. Pierwsza, kilkudniowa wyprawa okazała się być najmniej udaną. Fatalna pogoda, mokro, wilgotno, wiatr, beznadziejna widoczność… Byłem na Połoninie Wetlińskiej, na Wielkiej Rawce, na Tarnicy, ale nic nie zobaczyłem.
2. Pierwsza z dwóch jednodniówek. Przejście z Lubienia (Lubnia?) przez Kudłacze do Myślenic.
Luty
3. Weekend w Beskidzie Sądeckim. Trasa Rytro – Radziejowa – nocleg w Chacie Magóry – zejście do Piwnicznej.
4. Trzy dni w Żywieckim. Wyjście na Jałowiec, Policę, noclegi na Opacznem i na Hali Krupowej. Wędrowanie w klimacie jesiennym.
Marzec
5. Trzy dni w Beskidzie Wyspowym, 2 biwaki, krokusy. Zaliczone m.in. Ciecień, Kostrza, Łopień, Mogielica, Jasień. No i przede wszystkim odkrycie restauracji „Marysieńka” w Szczyrzycu z cudnym piwem z restauracyjnego browaru
6. Weekendowy biwak na Leskowcu. Zauroczyła mnie przełęcz Carchel
Kwiecień
7. Weekend w Sądeckim. Przejście z Nowego Sącza na Kordowiec na nocleg (kapitalna miejscówka!) i do Szczawnicy.
W Nowym Sączu jeszcze wtedy stał pomnik chwały Armii Czerwonej z emblematem z napisem po rusku „za naszą sowiecką ojczyznę”. Na szczęście już tych bolszewickich akcesoriów na pomniku nie ma.
Maj
8. Długi weekend w Górach Krzemnickich na Słowacji, z noclegiem m.in. w bardzo fajnej, bezobsługowej chatce…
…i z jednym dniem (wyjście na Tlstę) w Wielkiej Fatrze.
9. Cztery dni w Pieninach i Gorcach, 3 biwaki z testowaniem nowego namiotu. Trasa z Bukowiny Tatrzańskiej m.in. przez Pawlikowski Wierch, Lubań, Gorc do Ochotnicy Dolnej.
Czerwiec
10. Dziewięć dni w Górach Parang w Rumunii. W zeszłym roku byłem tam we wrześniu i pogoda nie pozwoliła na wejście na najwyższy szczyt pasma. Teraz się udało.
7 biwaków, jeden nocleg w pensjonacie.
11. Trzy dni w Żywieckim, wyjście na Pilsko. Wtedy ponoć mnie widziano
Lipiec
12. Najnudniejsza obok Bieszczad wyprawa - 3 dni w Tatrach Słowackich, m.in. wyjście na Rysy.
Sierpień
13. Weekend w Beskidzie Niskim (wyjście na Busov, Lackową), zainaugurowany noclegiem w bardzo fajnej bazie namiotowej w Muszynie Złockiem.
14. Biwak na Ćwilinie. Bardzo fajna trasa (nowy szlak) ze Skrzydlnej na Śnieżnicę przez Pieninki Skrzydlańskie; podejście na Śnieżnicę to cudna wyrypa z dużym przewyższeniem na bardzo krótkim odcinku. Obiad w barze pod Cyckiem
Wrzesień
15. Najlepsza wyprawa roku. 11 dni w Rumunii przy pięknej pogodzie - wędrowanie po Górach Suhard…
Górach Kelimeńskich…
…i Górach Ceahlau.
10 biwaków.
Październik
16. Weekend w Gorcach (Kudłoń, Gorc Troszacki) i Beskidzie Wyspowym (Jasień), biwak na Polanie Trusiówka. Wielką niespodzianką i zaskoczeniem było spotkanie na Gorcu niewidzianej ze 20 lat koleżanki z klasy w liceum, z którą w tamtych czasach chadzałem po górach, również tak dziwnych jak Świętokrzyskie
17. Cztery dni w Niżnych Tatrach, przejście grani od Telgartu do Donovaly.
18. Druga jednodniówka w roku. Przejście ze Szczawnicy na Przehybę i zejście do Starego Sącza.
Listopad
19. Cztery dni w Górach Sowich z noclegami w agroturystyce w Srebrnej Górze i schroniskach „Zygmuntówka” i „Orzeł”. Zachwyciła mnie Srebrna Góra.
Grudzień
20. Weekend w Sądeckim z noclegami pod Bereśnikiem i w Wątorówce.
21. Ostatni akord roku to przejście Pasma Łososińskiego w Beskidzie Wyspowym z biwakiem pod Jaworzem.
Szczypta statystyki:
1. W związku z wyjazdami w góry miałem 55 noclegów, z czego: 32 pod namiotem, 3 w schroniskach PTTK, 2 w chatkach bezobsługowych, reszta (pensjonaty, hotel, prywatne schroniska, baza namiotowa) - 18
2. Najwyższy zdobyty szczyt – Parangul Mare - 2 518 m.
3. Liczba pasm po których wędrowałem – 18.
Powtórzę - jestem zadowolony z tego roku w górach. Nawet bardzo zadowolony
Chyba jedyne czego żałuję to tego, że marna zima nie pozwoliła pochodzić w rakietach.
No to pobiwakowałeś (32x) niczym człek pierwotny lub prawdziwy turysta, mnie ostatnio było dane chyba 12 lat temu i na samą myśl odczuwam bóle w krzyżu
Rakiety (TSL) też kupiłem, ale nie było mi dane ich przetestować dłużej niż 5 minut na działce, bo ostatnio zimy takie nijakie.
Coraz bogatsze te podsumowania ...
Rakiety (TSL) też kupiłem, ale nie było mi dane ich przetestować dłużej niż 5 minut na działce, bo ostatnio zimy takie nijakie.
Coraz bogatsze te podsumowania ...
Fajna ta slowacka chatka z Gor Kremnickich- masz jakies zdjecia ze srodka?
Szkoda ze ze sporej czesci wyjazdow nie ma relacji- z Rumunii, z tej Slowacji z fajna chatka, z Kordowca, Magór, bazy namiotowej..
Wiesz jaki los spotkal ten pomnik z Nowego Sącza? znajomi w dwoch miejscach robia muzea komunizmu wiec jak wiesz gdzie sie pałęta to daj znac- mysle ze by sie zainteresowali.
Szkoda ze ze sporej czesci wyjazdow nie ma relacji- z Rumunii, z tej Slowacji z fajna chatka, z Kordowca, Magór, bazy namiotowej..
Wiesz jaki los spotkal ten pomnik z Nowego Sącza? znajomi w dwoch miejscach robia muzea komunizmu wiec jak wiesz gdzie sie pałęta to daj znac- mysle ze by sie zainteresowali.
Ostatnio zmieniony 2014-12-23, 16:16 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Piotrek pisze:32 pod namiotem
I tu chyba wszystkich położyłeś na łopaty
Musze policzyc
Ostatnio zmieniony 2014-12-23, 22:29 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Vertigo, miałeś rewelacyjny rok, ale ja najbardziej dziękuję Ci za przypomnienie mi odbytej przed laty wędrówki przez Góry Suhard w rumuńskich Karpatach Wschodnich (o ile w odwiedzanych w tym roku przez Ciebie Kelimenach byłem stosunkowo niedawno, to Suhard pamiętam tylko z jednej wędrówki w 1984 r.). Przechodziłem przez Suhard, wraz z grupą moich przyjaciół, dokładnie w takim samym kierunku jak Ty - z przełęczy Rorunda do uzdrowiska Vatra Dornei. Też mieliśmy piękną pogodę - jedynie sierpniową, nie zaś wrześniową i trasę przez Góry Suhard zrobiliśmy przez trzy dni, nie zaś cztery. Musieliśmy się śpieszyć,bo właśnie w Suhardzie skończyła nam się żywność (był to trzytygodniowy wyjazd do Rumunii, oparty głównie na żarełku zabranym ze sobą z Polski - takie to były czasy) i śpieszyliśmy się do ubogo zaopatrzonych sklepów w Vatra Dornei i tamtejszych knajp.
Cieszę się, że na Twoich zdjęciach jest porządek chronologiczny. Wiele razy oglądałem zdjęcia z Suhardu na różnych stronach internetowych, ale są one zazwyczaj topograficznie rozstrzelane. Dzięki Twoim mogę zrekonstruować "obrazowo" w pamięci naszą wędrówkę z 1984 r. W Suhardzie zrobiłem przez trzy dni zaledwie kilkanaście przeźroczy. Na tyle tylko mogłem sobie pozwolić, gdyż na cały trzytygodniowy wyjazd na Bukowinę (malowane monastyry i polskie wioski), Góry Rodniańskie, Góry Suhard i Góry Kelimeńskie zabrałem tylko cztery filmy diapozytywowe (slajdy).
Tak w ogóle, to gdy patrzę na tych moich kilkanaście starych zdjęć z Suhardu i konfrontuję z tymi wykonanymi obecnie, a publikowanymi w internecie, to mam wrażenie, że to jakieś inne góry. Gdy my przechodziliśmy przez przełęcz Rotunda, to jedynym obiektem tam się znajdującym był betonowy bunkier z okresu międzywojennego, żadnych budek, hoteli itp. Chociaż akurat wtedy to o jakimś schronisku marzyliśmy, gdyż w Górach Rodniańskich prawie kończyło nam się jedzenie. Na jedenaście osób zostały nam chyba jedynie dwie lub trzy konserwy, dość spory kawałek owczego sera kupionego w jednej z rodniańskich bacówek (za papierosy), mleko w proszku, budyń, trochę puré ziemniaczanego, cukier i herbata. Ale mimo braku jedzenia - weszliśmy w te góry!
Wcześniej na Rotundzie kupiliśmy od przejeżdżającego tamtędy rumuńskiego kierowcy trochę benzyny do palników (bo i benzyna się kończyła), zafundowaliśmy sobie zamiast obiadu dość duże porcje budyniu - pamiętam, że pichcił go Piotrek, ten sam z którym rok temu, w 2013 r., wędrowałem przez Karpaty Zakrętu.
Początkowo Suhard nas jakoś nie zachwycił. Przeskok mentalny od właśnie opuszczonych Gór Rodniańskich był nieco szokujący. Takie "zwykłe" połoniny - bo te Rodniańskie, popodcinane kotłami polodowcowymi, były "niezwykłe".
Ale gdy zaczęliśmy szukać miejsca na postawienie naszych namiotów, to już te góry polubiliśmy. Okazuje się, że na tych połoninach w miejscu gdzie nas zastał zmierzch, nigdzie nie było płasko. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć dobrego miejsca na rozbicie namiotów. W końcu jednak coś znaleźliśmy - całkowicie już zarośniętą trawami drogę wojskową z I wojny światowej.
A rano czekał mnie smutny obowiązek (bo kierownikowałem całemu przedsięwzięciu) podzielenia na 11 kawałków ostatnich resztek owczego sera. To co dzierżę w swych łapach to nie chleb (oj, tego rarytasu to nie mieliśmy od chyba czterech już dni), a właśnie ser.
Potem zwijanie namiotów...
...i start w stronę Omula
Szczytowanie w podgrupach...
... i w grupie, czyli statycznie
To chyba rzut oka z Omula na Góry Rodniańskie? Ale mogę się mylić - tyle lat wszak już minęło
A potem znowu grzbietem
zatrzymując się od czasu do czasu na drugie śniadanie, obiad i podwieczorek. Menu zawsze takie samo - borówki!!!! A tych były tam ogromne ilości!
Po drodze również wejście na chyba najładniejszy szczyt w Suhardzie - Vârful Ouşor (1638 m n.p.m.)
Ostatni wieczór w tych górach. Spaliśmy w namiotach koło rozpadającej się bacówki. W niej urządziliśmy sobie wieczór z gitarą. Fajnie zabrzmiała wtedy "Ballada o świętym Mikołaju" Andrzeja Wierzbickiego
A rano zejście do Vatry Dornei, na ostatnich kilometrach drogą leśną totalnie zniszczoną racicami bydła. Takiego błota jak wtedy do dzisiaj nie widziałem. W mieście rzuciliśmy się na sklepy spożywcze - nic w nich nie było (wiadomo Rumunia czasów Ceausescu!), następnie na bazar (owoce i paprykę jedliśmy kilogramami), a potem na cukiernie (były jakieś niedobre i niezbyt świeże ciastka kremowe - ale były)! Sraczki po tym wszystkim nie miały tylko trzy osoby - ale niedyspozycję przewodu pokarmowego i tyłka leczono już w Kelimenach....
Na ten wyjazd w lecie 1984 r. na Bukowinę i przyległe góry zdecydowaliśmy się dokładnie rok wcześniej, gdy w księgarni w Sibiu udało nam się kupić kilka tomików przewodników z serii "Munţii noştri" ("Nasze góry"). Były wśród nich trzy tytuły dotyczące pasm karpackich z okolic Suczawy - Góry Rodniańskie (również w wersji niemieckojęzycznej), Góry Suhard i Góry Rarau-Giumalau.
Mapa dołączona do przewodnika po Górach Suhard do dzisiaj uchodzi za najlepszą mapę turystyczną tego pasma.
Wiedzieliśmy, że to będzie to. I okazało się, że rzeczywiście było to. Wspaniały wyjazd. Jeden dzień niewielkiego deszczu w Górach Rodniańskich, jeden dzień nieco większego deszczu w Kelimenach, a pozostałe - rewelacja.
Cieszę się, że na Twoich zdjęciach jest porządek chronologiczny. Wiele razy oglądałem zdjęcia z Suhardu na różnych stronach internetowych, ale są one zazwyczaj topograficznie rozstrzelane. Dzięki Twoim mogę zrekonstruować "obrazowo" w pamięci naszą wędrówkę z 1984 r. W Suhardzie zrobiłem przez trzy dni zaledwie kilkanaście przeźroczy. Na tyle tylko mogłem sobie pozwolić, gdyż na cały trzytygodniowy wyjazd na Bukowinę (malowane monastyry i polskie wioski), Góry Rodniańskie, Góry Suhard i Góry Kelimeńskie zabrałem tylko cztery filmy diapozytywowe (slajdy).
Tak w ogóle, to gdy patrzę na tych moich kilkanaście starych zdjęć z Suhardu i konfrontuję z tymi wykonanymi obecnie, a publikowanymi w internecie, to mam wrażenie, że to jakieś inne góry. Gdy my przechodziliśmy przez przełęcz Rotunda, to jedynym obiektem tam się znajdującym był betonowy bunkier z okresu międzywojennego, żadnych budek, hoteli itp. Chociaż akurat wtedy to o jakimś schronisku marzyliśmy, gdyż w Górach Rodniańskich prawie kończyło nam się jedzenie. Na jedenaście osób zostały nam chyba jedynie dwie lub trzy konserwy, dość spory kawałek owczego sera kupionego w jednej z rodniańskich bacówek (za papierosy), mleko w proszku, budyń, trochę puré ziemniaczanego, cukier i herbata. Ale mimo braku jedzenia - weszliśmy w te góry!
Wcześniej na Rotundzie kupiliśmy od przejeżdżającego tamtędy rumuńskiego kierowcy trochę benzyny do palników (bo i benzyna się kończyła), zafundowaliśmy sobie zamiast obiadu dość duże porcje budyniu - pamiętam, że pichcił go Piotrek, ten sam z którym rok temu, w 2013 r., wędrowałem przez Karpaty Zakrętu.
Początkowo Suhard nas jakoś nie zachwycił. Przeskok mentalny od właśnie opuszczonych Gór Rodniańskich był nieco szokujący. Takie "zwykłe" połoniny - bo te Rodniańskie, popodcinane kotłami polodowcowymi, były "niezwykłe".
Ale gdy zaczęliśmy szukać miejsca na postawienie naszych namiotów, to już te góry polubiliśmy. Okazuje się, że na tych połoninach w miejscu gdzie nas zastał zmierzch, nigdzie nie było płasko. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć dobrego miejsca na rozbicie namiotów. W końcu jednak coś znaleźliśmy - całkowicie już zarośniętą trawami drogę wojskową z I wojny światowej.
A rano czekał mnie smutny obowiązek (bo kierownikowałem całemu przedsięwzięciu) podzielenia na 11 kawałków ostatnich resztek owczego sera. To co dzierżę w swych łapach to nie chleb (oj, tego rarytasu to nie mieliśmy od chyba czterech już dni), a właśnie ser.
Potem zwijanie namiotów...
...i start w stronę Omula
Szczytowanie w podgrupach...
... i w grupie, czyli statycznie
To chyba rzut oka z Omula na Góry Rodniańskie? Ale mogę się mylić - tyle lat wszak już minęło
A potem znowu grzbietem
zatrzymując się od czasu do czasu na drugie śniadanie, obiad i podwieczorek. Menu zawsze takie samo - borówki!!!! A tych były tam ogromne ilości!
Po drodze również wejście na chyba najładniejszy szczyt w Suhardzie - Vârful Ouşor (1638 m n.p.m.)
Ostatni wieczór w tych górach. Spaliśmy w namiotach koło rozpadającej się bacówki. W niej urządziliśmy sobie wieczór z gitarą. Fajnie zabrzmiała wtedy "Ballada o świętym Mikołaju" Andrzeja Wierzbickiego
A rano zejście do Vatry Dornei, na ostatnich kilometrach drogą leśną totalnie zniszczoną racicami bydła. Takiego błota jak wtedy do dzisiaj nie widziałem. W mieście rzuciliśmy się na sklepy spożywcze - nic w nich nie było (wiadomo Rumunia czasów Ceausescu!), następnie na bazar (owoce i paprykę jedliśmy kilogramami), a potem na cukiernie (były jakieś niedobre i niezbyt świeże ciastka kremowe - ale były)! Sraczki po tym wszystkim nie miały tylko trzy osoby - ale niedyspozycję przewodu pokarmowego i tyłka leczono już w Kelimenach....
Na ten wyjazd w lecie 1984 r. na Bukowinę i przyległe góry zdecydowaliśmy się dokładnie rok wcześniej, gdy w księgarni w Sibiu udało nam się kupić kilka tomików przewodników z serii "Munţii noştri" ("Nasze góry"). Były wśród nich trzy tytuły dotyczące pasm karpackich z okolic Suczawy - Góry Rodniańskie (również w wersji niemieckojęzycznej), Góry Suhard i Góry Rarau-Giumalau.
Mapa dołączona do przewodnika po Górach Suhard do dzisiaj uchodzi za najlepszą mapę turystyczną tego pasma.
Wiedzieliśmy, że to będzie to. I okazało się, że rzeczywiście było to. Wspaniały wyjazd. Jeden dzień niewielkiego deszczu w Górach Rodniańskich, jeden dzień nieco większego deszczu w Kelimenach, a pozostałe - rewelacja.
Ostatnio zmieniony 2014-12-28, 14:02 przez Cisy2, łącznie zmieniany 2 razy.
W górach Suchard byłam w roku 2006. Przeszliśmy je całe grzbietem głównym od Vatra Dornei do przełęczy Rotunda w ciągu 3 dni, to znaczy rankiem wyruszyliśmy z campingu w Vatra Dornei, drugi nocleg był pod Omulem, a trzeci nocleg był na samej przełęczy Rotunda.
Dalej poszliśmy w Góry Rodniańskie, a potem jeszcze zwiedzali Maramuresz i Bukowinę wynajętym busem, a w końcu przemycali przez granicę psa (dużo by opowiadać).
Mapę miałam tą samą.
Niestety nie mam swoich zdjęć z tego wyjazdu bo nie miałam jeszcze aparatu.
Mam na dysku kilkaset cudzych zdjęć (ułożonych chronologicznie) oraz nieco ponad 20 zdjęć mojego syna, ale wszystkie jego zdjęcia są z Gór Rodniańskich.
https://picasaweb.google.com/1037922192 ... odniaSkie#
Dalej poszliśmy w Góry Rodniańskie, a potem jeszcze zwiedzali Maramuresz i Bukowinę wynajętym busem, a w końcu przemycali przez granicę psa (dużo by opowiadać).
Mapę miałam tą samą.
Niestety nie mam swoich zdjęć z tego wyjazdu bo nie miałam jeszcze aparatu.
Mam na dysku kilkaset cudzych zdjęć (ułożonych chronologicznie) oraz nieco ponad 20 zdjęć mojego syna, ale wszystkie jego zdjęcia są z Gór Rodniańskich.
https://picasaweb.google.com/1037922192 ... odniaSkie#
Ostatnio zmieniony 2014-12-28, 22:22 przez Basia Z., łącznie zmieniany 1 raz.
Basia Z. pisze:a w końcu przemycali przez granicę psa (dużo by opowiadać).
I co? udalo sie? ja kiedys rozwazalam przemycanie przez granice (z Ukrainy) kota ale ostatecznie sobie odpuscilam.. I nigdy sie juz nie dowiem czy decyzja byla wlasciwa czy nie... (gdyby sie go dalo zakneblowac to bym zaryzykowala, ale miauczal straszliwie )
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Basia Z. pisze:a w końcu przemycali przez granicę psa (dużo by opowiadać).
I co? udalo sie?
Tak.
Kilkomiesięczny uroczy szczeniak - biały z czarna łatką na czubku głowy,którego ktoś wyrzucił z samochodu przed klasztorem w Sucevița został przez nas przemycony przez dwie granice, w tym jedną unijną.
Z tego co wiem wyrósł na śliczną suczkę i jakieś 4 lata temu kiedy miałam kontakt z jej właścicielem miała się dobrze.
Świetny rok Ci się trafił. Wiele z tych terenów, które przedeptałeś, znam i lubię. Szlak na Śnieżnicę przez Pieninki Skrzydlańskie robiłam w wielkim upale. Chyba nigdy tak często nie odpoczywałam przy podejściu na sczyt. Co parę kroków - buch na ziemię ze zmęczenia! Niezła tam jest stromizna!
Ale najbardziej zazdroszczę wypadów do Rumunii. Jak kiedyś znajdę czas (ale kiedy?), to poodkrywam te pasma. Oby!
Ale najbardziej zazdroszczę wypadów do Rumunii. Jak kiedyś znajdę czas (ale kiedy?), to poodkrywam te pasma. Oby!
Wiolcia pisze:Ale najbardziej zazdroszczę wypadów do Rumunii. Jak kiedyś znajdę czas (ale kiedy?), to poodkrywam te pasma. Oby!
Młoda jesteś, wszystko przed Tobą, a Rumunia w sumie blisko
A te Pieninki Skrzydlańskie to niezłe jak na Beskidy przeżycie. Ciekaw jestem jakby się tamtędy szło zaraz po intensywnym deszczu
Wiolcia pisze:Świetny rok Ci się trafił. Wiele z tych terenów, które przedeptałeś, znam i lubię. Szlak na Śnieżnicę przez Pieninki Skrzydlańskie robiłam w wielkim upale. Chyba nigdy tak często nie odpoczywałam przy podejściu na sczyt. Co parę kroków - buch na ziemię ze zmęczenia! Niezła tam jest stromizna!
A to ja nawet nie wiedziałam, że jest nowy szlak przez Pieninki Skrzydlańskie.
To jest takie miejsce, które już widziałam z każdej strony a jeszcze tam nie szłam. Trzeba by się wobec tego wreszcie wybrać, przypuszczam, że szlak nie jest specjalnie uczęszczany.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 22 gości