Grudzień to okres, kiedy tradycyjnie wyjeżdżam gdzieś na weekend pod pozorem jarmarku adwentowego - bo głównym celem jest jednak zobaczenie nowych miejsc W tym roku za cel wybrałem sobie Kraj Vysočina w Rep. Czeskiej (jakoś polska nazwa mi nie leży).
Najpierw trzeba tam jednak dojechać, a, jak wiadomo, droga też jest celem Ruszamy zatem w piątek przy ładnej pogodzie (to akurat wyjątek, bo praktycznie co roku jest ona mniej lub bardziej paskudna) i pierwszy postój wypada w Linhartovach (Geppersdorf), na czeskim Śląsku, gdzie znajduje się ładnie odnowiony pałac.
Linhartovy (formalnie to część Města Albrechtice) leżą tuż nad granicą, za Opavicą już polski Śląsk.
...i polska wioska Lenarcice, które do wojen śląskich tworzyły z Linhartovami jedną miejscowość. Później, w 1740 roku, przecięła je granica. Co ciekawe - po polskiej stronie, zaraz za mostem, jest mały kompleks sportowy. Ciekawe komu służy, bo najbliższe polskie domy są sporo oddalone, a te czeskie tuż tuż...
To był jedyny śląski akcent podczas tego weekendu - wkrótce wjeżdżamy na Morawy, gdzie w okolicach Rýmařova (Römerstadt) na chwilę spotykamy zimę.
Nie trwa ona jednak długo - ledwo wyjechało się z Niskiego Jesionika, to widoki pojawiły się iście wiosenne lub pełno jesienne...
Bocznymi, krętymi drogami mijamy różne miejscowości, gdzie prawie co chwilę jest coś ciekawego... ponieważ jednak zobaczenie wszystkiego zajęłoby pewnie cały tydzień, to trzeba się na coś zdecydować.
W Uničovie (Mährisch Neustadt) dominantą rynku jest potężny ratusz.
W nieodległym Úsovie (Mährisch Aussee) z kolei wita zamek, należący do 1945 roku do Liechtensteinów (ta rodzina często przewija się przez moje wyjazdy w tym roku).
Úsov miał niegdyś również prężną społeczność żydowską, która zaczęła się w nim osiedlać pod koniec XV wieku. Po 1648 przybyła tu też grupa Żydów z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, którzy uciekali z terenów objętych Powstaniem Chmielnickiego. W 1783 roku powstała murowana synagoga (wcześniejsze były drewniane), która stoi do dnia dzisiejszego.
W XIX wieku 30% mieszkańców wyznawało judaizm, potem ta liczba zaczęła spadać wskutek emigracji ekonomicznej. Koniec społeczności starozakonnych był taki jak wszędzie - w 1938, dzień po Nocy Kryształowej, nazistowskie bojówki wkroczyły do dzielnicy i zdemolowały oraz podpaliły synagogę. Na swoje szczęście większość Żydów opuściła miasto już wcześniej, tuż przed wkroczeniem Wehrmachtu... Synagoga okazała się jednak dobrze zbudowana i wojnę przetrwała, służyła potem jako kościół husycki, a od 1993 znowu jest w rękach gminy żydowskiej.
Ocalał też nieodległy kirkut z XIX-czną neorenesansową bramą.
Na cmentarzu z XVII wieku zachowało się ponad 800 macew.
A dawna dzielnica żydowska jest chyba najbardziej zaniedbaną częścią miasteczka.
Pora jechać dalej.
Niektóre mijane drogi wyglądają jak klepisko, a asfaltu nie ma albo jest pod grubą warstwą ziemi. Samochód jawi się jak uczestnik jakiegoś rajdu
Krótkie spojrzenie przez płot na pałac w Žádlovicach (Schadlowitz)...
...i krętą szosą parkujemy w pobliżu głównego celu dzisiejszego dnia - zamku Bouzov (Busau).
Zamek pochodzi ze średniowiecza i tak średniowiecznie wygląda, jest to jednak efekt przebudowy z XIX/XX wieku (przedtem był głównie renesansowy).
Od 1696 zamek należał do Zakonu Krzyżackiego. Najpierw ukradła im go III Rzesza w 1939 roku (Hitler lubił się do Zakonu odwoływać, jako krzewiciela niemczyzny na wschodzie, ale nie przeszkodziło to mu go skasować). Następnie po raz drugi zrobiła to po wojnie Czechosłowacja (Zakon uzyskał unieważnienie konfiskaty od czechosłowackiego Sądu Administracyjnego, ale w skutek objęcia władzy przez komunistów pozostało to martwą literą). Od 1989 zakonnicy ponownie próbują odzyskać swój majątek - w większości bezskutecznie...
Bouzov bardzo spodobał się Himmlerowi, który postanowił uczynić go jedną z siedzib swojego specjalnego "czarnego zakonu SS".
Dzisiaj jest tu muzeum, oczywiście nieczynne poza sezonem To mnie zawsze irytuje w Rep. Czeskiej - od listopada, nie licząc nielicznych muzeów miejskich, wszystko zamknięte na głucho...
Kolejny postój to Moravská Třebová (Mährisch Trübau) - główne miasto regionu Hřebečsko (Schönhengstgau). Od XIII stulecia do 1945 była to niemiecka wyspa językowa, największa na ziemiach czeskich. W Mährisch Trübau było ich na początku ubiegłego wieku 90% Niemców i "od zawsze" zajmowali się głównie włókiennictwem.
Pamiątką po tamtych czasach jest renesansowy pałac, też dawniej należący do Liechtensteinów.
Szczególnie cenny jest wczesnorenesansowy portal z 1492 roku.
Przekraczamy granicę morawsko-czeską (która w wielu miejscach jest bardzo pokręcona) i zatrzymujemy się w czeskiej Poličce (Politschka) - jednak tym razem nie na zwiedzanie, ale w celach handlowych Działa tutaj regionalny browar - z zewnątrz może nie prezentuje się jakoś specjalnie...
...ale piwo mają bardzo dobre, oznaczone zresztą jako Chronione Oznaczenie Geograficzne (chráněné zeměpisné označení). Miejscowi podjeżdża pod zakupy ze skrzynkami, więc i my nie możemy być gorsi
Do Polički wrócimy jeszcze za 2 dni, a teraz trzeba dojechać do dzisiejszego miejsca noclegowego, co na niezbyt dobrze oznaczonych drogach nie jest szybkie.
Na granicy kraju Vysočina dzień żegna się z nami zachodem słońca...
...
Grudniowa Vysočina - i nie tylko
Miejscem noclegowym jest Jihlava (Iglau), stolica Kraju Vysočina. Mając około 50 tysięcy jest najmniejszą stolicą kraju w Republice Czeskiej, rzadko też odwiedzają ją turyści (choć nie powiat, przez który biegną najdłuższe schody współczesnej Europy, czyli autostrada Praga-Brno )
Nocujemy w ubytovni tuż przy głównym dworcu kolejowym.
Mimo bliskości torów w ogóle nie słychać pociągów. Przeszkadza za to rąbnięty wilczur, drący się cały sobotni ranek za oknem. Na szczęście okazało się, że stara jihlavska tradycja nakazuje na dwie niedziele przed Wigilią porywać niegrzeczne psy i na drugi dzień problemu już nie ma
Coś z historii: Jihlava była najstarszym miastem górniczym Królestwa Czech; od średniowiecza do 1945 roku także głównym ośrodkiem niemieckiej wyspy językowej (Iglauer Sprachinsel) w centrum czeskich ziem.
Rynek, czyli Masarykovo náměstí, jest trzecim największym w dawnej Czechosłowacji.
W 1436 zredagowano na rynku kompaktaty praskie (podpisano je później w stolicy) - umowę między umiarkowanymi husytami a królem.
Otoczony samymi zabytkowymi obiektami - jest kościół z XVIII wieku, ratusz, powstały z kilku średniowiecznych domów, stylowe kamieniczki. Niestety, na środku tego wszystkiego w 1983 roku wybudowano paskudny dom towarowy Prior!
W tym celu kilka lat wcześniej zburzono grupę kamieniczek, stojących dokładnie w tym samym miejscu. W ostatniej dekadzie były nawet pomysły, aby go rozebrać, ale jak na razie stoi i straszy. Ale za to mają tam McDonalda!
Wokół starówki (będącej rezerwatem architektury) rozciąga się pas częściowo zachowanych murów miejskich.
Symbolem miasta jest Brama Matki Bożej (jedyna ocalała do dzisiaj) - powstała w średniowieczu, później dodano renesansowe zwieńczenie.
Tuż za murami miejskimi w XIX wieku wybudowano synagogę w modnym wówczas, mauretańskim stylu. 30 marca 1939 została spalona przez nazistów (głównego prowodyra po wojnie złapano, osądzono i stracono), a resztki usunęli komuniści. Kilka lat temu odsłonięto resztki fundamentów jako swoisty pomnik.
Żydzi pojawili się w Iglau w XIX wieku, po kilkuset latach przerwy. W 1929 gmina żydowska liczyła 1400 członków, po wojnie do miasta wróciły 32 osoby tego wyznania.
Ze świątyń chrześcijańskich jest kilka do wyboru do obejrzenia - na rynku, widoczny na zdjęciu, kościół Ignacego Loyoli z XVIII wieku. Kilkaset metrów dalej św. Jakuba, z XIII wieku.
To jedyny do którego udało się wejść (w większości pozostałych nie było nawet klamek) - na nabożeństwie, jak to w Czechach, tłumy.
Jest też kościół husycki, przy którym kwitną grudniowe... róże.
W pewnym oddaleniu od starówki kolejne dwie świątynie - św. Ducha z 1572 roku...
...oraz za rzeką - gotycki Jana Chrzciciela, najstarszy kamienny w Masywie Czeskomorawskim.
Z zabytków świeckich za najciekawsze uznałbym kamienie graniczne, ustawione z rozkazu Marii Teresy. Wyznaczały granicę między Czechami a Morawami - większość Jihlavy, łącznie z ubytovnią, starówką i dwoma dworcami leży na Morawach. Mniejsza część, głownie tereny przemysłowe - w Czechach. Granica biegnie głównie na rzece Jihlava, ale potem odbija w ląd - w jej ustaleniu pomagają wspomniane kamienie, które są raczej wysokie
W mieście są takowe cztery - zobaczyliśmy trzy, bo jeden jest na prywatnej posesji i niewiele widać.
Pierwszy stoi dość blisko noclegu - widok od morawskiej strony (morawska orlica w herbie).
Drugi przy zakładach przemysłowych - widok od czeskiej strony (w herbie lew).
Trzeci można spotkać już na wylocie z miasta - tylko on stoi dokładnie w miejscu przebiegu granicy: auto parkuje jeszcze w Czechach, ale za potrzebą byłem już w Morawach
Jeżeli ktoś jest zainteresowany historią Jihlavy to może odwiedzić muzeum, zlokalizowane w dwóch starych kamienicach (działa też zimą). Zbiory prezentują florę, faunę oraz geologię regionu, a także dzieje miejscowości, ze szczególnym uwzględnieniem jihlavskich Niemców.
Można też natknąć się na świnię!
A że zbliżają się święta, to jest też ekspozycja stajenek z XIX wieku.
Jihlava od czasów średniowiecza słynęła też z piwowarstwa - w pewnym momencie prawo ważenia miało kilkaset osób (warzono je głównie w domach). W 19. stuleciu zostały cztery browary, które w końcu w 1860 roku połączyły się w jeden - dzisiejszy browar Ježek. Nazwa pochodzi od jeża z herbu miejskiego (choć do tej pory nie do końca wiadomo skąd się w nim wziął).
Browar jest regionalny, ponieważ jednak należy do grupy Lobkowicz, to czasem można go kupić daleko od miejsca produkcji (był niedawno w Lidlu). Tyle, że w sklepach jest jedynie kilka podstawowych typów, natomiast w browarnianej restauracji jest i piwo pszeniczne i niefiltrowane i inne... Trudno się zatem dziwić, że kwadrans po otwarciu ciężko było już znaleźć wolne miejsce w środku.
Jest też drugi młody browar - restauracyjny, w gotyckich piwnicach ratusza.
Piwo ciut droższe (choć oczywiście tańsze niż w większości polskich lokali), leją dwa stałe i cztery zmienne rodzaje. Niezłe. Do tego nakladany hermelin
Po takim piwie lany Gambrinus w knajpie firmowej Pilsnera smakował bardzo nijako Miasto wytyczyło także piwną ścieżkę dydaktyczną - możemy chodzić ulicami po miejscach, gdzie kiedyś były browary i gospody. Czy coś takiego jest możliwe w Polsce bez oskarżeń o propagowanie pijaństwa?
Skoro jednak jest grudzień, to musi być jarmark bożonarodzeniowy. I jest - w górnej części rynku.
Ze trzydzieści budek, są grzańce, wino, miód pitny, pierniki i inne słodkości, langosze, placki, pieczone araszidy i inksze różności, w większości związane z tym okresem. Ludzi w piątek sporo, odbywały się koncerty, pokaz sztucznych ogni oraz impreza SVARAK, gdzie w dużych namiotach można było tanio kupić grzane wino (średnio smaczna masówka). W sobotę zrobiło się już znacznie luźniej, mimo, że też wystepowały różne zespoły.
Brak było jednak trdelnika, więc czuję się trochę niespełniony
W niedzielę czas się zapakować znowu do auta w drogę powrotną, ale jeszcze w kilku miejscach się zatrzymamy
...
Nocujemy w ubytovni tuż przy głównym dworcu kolejowym.
Mimo bliskości torów w ogóle nie słychać pociągów. Przeszkadza za to rąbnięty wilczur, drący się cały sobotni ranek za oknem. Na szczęście okazało się, że stara jihlavska tradycja nakazuje na dwie niedziele przed Wigilią porywać niegrzeczne psy i na drugi dzień problemu już nie ma
Coś z historii: Jihlava była najstarszym miastem górniczym Królestwa Czech; od średniowiecza do 1945 roku także głównym ośrodkiem niemieckiej wyspy językowej (Iglauer Sprachinsel) w centrum czeskich ziem.
Rynek, czyli Masarykovo náměstí, jest trzecim największym w dawnej Czechosłowacji.
W 1436 zredagowano na rynku kompaktaty praskie (podpisano je później w stolicy) - umowę między umiarkowanymi husytami a królem.
Otoczony samymi zabytkowymi obiektami - jest kościół z XVIII wieku, ratusz, powstały z kilku średniowiecznych domów, stylowe kamieniczki. Niestety, na środku tego wszystkiego w 1983 roku wybudowano paskudny dom towarowy Prior!
W tym celu kilka lat wcześniej zburzono grupę kamieniczek, stojących dokładnie w tym samym miejscu. W ostatniej dekadzie były nawet pomysły, aby go rozebrać, ale jak na razie stoi i straszy. Ale za to mają tam McDonalda!
Wokół starówki (będącej rezerwatem architektury) rozciąga się pas częściowo zachowanych murów miejskich.
Symbolem miasta jest Brama Matki Bożej (jedyna ocalała do dzisiaj) - powstała w średniowieczu, później dodano renesansowe zwieńczenie.
Tuż za murami miejskimi w XIX wieku wybudowano synagogę w modnym wówczas, mauretańskim stylu. 30 marca 1939 została spalona przez nazistów (głównego prowodyra po wojnie złapano, osądzono i stracono), a resztki usunęli komuniści. Kilka lat temu odsłonięto resztki fundamentów jako swoisty pomnik.
Żydzi pojawili się w Iglau w XIX wieku, po kilkuset latach przerwy. W 1929 gmina żydowska liczyła 1400 członków, po wojnie do miasta wróciły 32 osoby tego wyznania.
Ze świątyń chrześcijańskich jest kilka do wyboru do obejrzenia - na rynku, widoczny na zdjęciu, kościół Ignacego Loyoli z XVIII wieku. Kilkaset metrów dalej św. Jakuba, z XIII wieku.
To jedyny do którego udało się wejść (w większości pozostałych nie było nawet klamek) - na nabożeństwie, jak to w Czechach, tłumy.
Jest też kościół husycki, przy którym kwitną grudniowe... róże.
W pewnym oddaleniu od starówki kolejne dwie świątynie - św. Ducha z 1572 roku...
...oraz za rzeką - gotycki Jana Chrzciciela, najstarszy kamienny w Masywie Czeskomorawskim.
Z zabytków świeckich za najciekawsze uznałbym kamienie graniczne, ustawione z rozkazu Marii Teresy. Wyznaczały granicę między Czechami a Morawami - większość Jihlavy, łącznie z ubytovnią, starówką i dwoma dworcami leży na Morawach. Mniejsza część, głownie tereny przemysłowe - w Czechach. Granica biegnie głównie na rzece Jihlava, ale potem odbija w ląd - w jej ustaleniu pomagają wspomniane kamienie, które są raczej wysokie
W mieście są takowe cztery - zobaczyliśmy trzy, bo jeden jest na prywatnej posesji i niewiele widać.
Pierwszy stoi dość blisko noclegu - widok od morawskiej strony (morawska orlica w herbie).
Drugi przy zakładach przemysłowych - widok od czeskiej strony (w herbie lew).
Trzeci można spotkać już na wylocie z miasta - tylko on stoi dokładnie w miejscu przebiegu granicy: auto parkuje jeszcze w Czechach, ale za potrzebą byłem już w Morawach
Jeżeli ktoś jest zainteresowany historią Jihlavy to może odwiedzić muzeum, zlokalizowane w dwóch starych kamienicach (działa też zimą). Zbiory prezentują florę, faunę oraz geologię regionu, a także dzieje miejscowości, ze szczególnym uwzględnieniem jihlavskich Niemców.
Można też natknąć się na świnię!
A że zbliżają się święta, to jest też ekspozycja stajenek z XIX wieku.
Jihlava od czasów średniowiecza słynęła też z piwowarstwa - w pewnym momencie prawo ważenia miało kilkaset osób (warzono je głównie w domach). W 19. stuleciu zostały cztery browary, które w końcu w 1860 roku połączyły się w jeden - dzisiejszy browar Ježek. Nazwa pochodzi od jeża z herbu miejskiego (choć do tej pory nie do końca wiadomo skąd się w nim wziął).
Browar jest regionalny, ponieważ jednak należy do grupy Lobkowicz, to czasem można go kupić daleko od miejsca produkcji (był niedawno w Lidlu). Tyle, że w sklepach jest jedynie kilka podstawowych typów, natomiast w browarnianej restauracji jest i piwo pszeniczne i niefiltrowane i inne... Trudno się zatem dziwić, że kwadrans po otwarciu ciężko było już znaleźć wolne miejsce w środku.
Jest też drugi młody browar - restauracyjny, w gotyckich piwnicach ratusza.
Piwo ciut droższe (choć oczywiście tańsze niż w większości polskich lokali), leją dwa stałe i cztery zmienne rodzaje. Niezłe. Do tego nakladany hermelin
Po takim piwie lany Gambrinus w knajpie firmowej Pilsnera smakował bardzo nijako Miasto wytyczyło także piwną ścieżkę dydaktyczną - możemy chodzić ulicami po miejscach, gdzie kiedyś były browary i gospody. Czy coś takiego jest możliwe w Polsce bez oskarżeń o propagowanie pijaństwa?
Skoro jednak jest grudzień, to musi być jarmark bożonarodzeniowy. I jest - w górnej części rynku.
Ze trzydzieści budek, są grzańce, wino, miód pitny, pierniki i inne słodkości, langosze, placki, pieczone araszidy i inksze różności, w większości związane z tym okresem. Ludzi w piątek sporo, odbywały się koncerty, pokaz sztucznych ogni oraz impreza SVARAK, gdzie w dużych namiotach można było tanio kupić grzane wino (średnio smaczna masówka). W sobotę zrobiło się już znacznie luźniej, mimo, że też wystepowały różne zespoły.
Brak było jednak trdelnika, więc czuję się trochę niespełniony
W niedzielę czas się zapakować znowu do auta w drogę powrotną, ale jeszcze w kilku miejscach się zatrzymamy
...
Ostatnio zmieniony 2014-12-18, 19:53 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
kilkanaście kilometrów od Jihlavy jest miasto Polná (Polna).
Niewielkie, senne, w historii zaznaczyło się tylko raz - za sprawą tzw. Hilsneriad, serii procesów o podłożu antysemickim. W 1899 niejaka Anežka Hrůzová została zamordowana w pobliskim lesie - o rytualny mord na katoliczce oskarżono Leopolda Hilsnera, upośledzonego umysłowo włóczęgę żydowskiego. Mimo dość wątpliwych dowodów (a właściwie ich braku) skazano go na śmierć (Hilsnera bronił Masaryk, późniejszy prezydent Czechosłowacji); po kasacji wyroku kolejny sąd zrobił to samo - Hilsner ostatecznie nie został zabity, a w 1918 roku dzięki aktowi łaski cesarza Karola wyszedł do wolność, ale morderstwo to do dzisiaj nie zostało wyjaśnione.
Społeczność żydowska była w Polnej liczna w XIX wieku, w kolejnym stuleciu mieszkało tutaj jedynie kilkadziesiąt osób, skupionych wokół placu Karlovo náměstí.
Wojnę przeżyło 3 Żydów, ale żaden do miasta już nie wrócił. Na szczęście przetrwała synagoga z 1863 roku, zamieniona przez Niemców na magazyn.
Z zabytków innego typu rzuca się w oczy zamek, wybudowany w XIV wieku.
Pod zamkiem musiał być oczywiście browar.
Pracował do 1927 roku, po czym ustąpił pola browarowi miejskiemu, nowocześniejszemu. Ten drugi przestał działać po II wojnie światowej, ale ponoć obecnie jest remontowany i być może w przyszłości znowu zacznie produkować piwo.
Na obrzeżach Vysočiny spoczął Žďár nad Sázavou (Saar) - to kolejna miejscowość która leży i w Morawach (większość) i w Czechach. Znajduje się tu były klasztor pocysterski, zamieniony później na pałac.
Skoro cystersi - to muszą być stawy!
Nie to jednak jest główną atrakcją, lecz sanktuarium pielgrzymkowe Jana Nepomucena, wznoszące się na wzgórzu Zelená Hora (Grüner Berg) i wpisane na listę UNESCO.
Powstałe w XVIII wieku według oryginalnego projektu Jana Blažeja Santini-Aichela z lotu ptaka przypomina gwiazdę, a z poziomu ziemi warowny zamek.
Kościół z relikwiami Nepomuka otacza mur z kaplicami.
Świątynia jest zamknięta - to chyba przesada, aby zamykać miejsca pielgrzymkowe poza sezonem?? Wokół, wewnątrz murów, jest cmentarz. Ku mojemu zdziwieniu widzę też grób czerwonoarmistów - nie spotkałem się jeszcze, aby chowano ich w środku katolickich sanktuariów!
Dwa inne ciekawe obiekty w pobliżu - barakowy most, nazywany małym Mostem Karola (mocno naciągane)...
...oraz Górny Cmentarz, wybudowany dla ofiar zarazy, która w końcu do tych okolic nie dotarła.
Zmieniamy kraj na pardubicki i zatrzymujemy się ponownie w Poličce (Politschka), gdzie w piątek kupowaliśmy piwo Tu z kolei można podziwiać zachowany w dużej mierze pas murów miejskich - liczący ponad 1200 metrów z 19 basztami nie ma sobie równych na czeskich ziemiach.
Mury planowano zburzyć w XIX wieku, podobnie jak w innych miastach - ocalały jednak dzięki pechowi miasta, które padało ofiarą pożarów: spowolniło to jego rozwój i ogołociło budżet, nie było więc funduszy i potrzeby, aby je rozebrać.
W tym czeskim Carcassonne (ileż tych Carcassonne jest w Europie??) można też obejrzeć zabytkową starówkę, ale i tak najważniejsze są średniowieczne obwarowania.
Już nie aby zwiedzać, ale do celów konsumpcyjnych jest ostatni postój - w Šumperku (Mährisch Schönberg - co ciekawe, niemiecką nazwę upodobali sobie miejscowi kibole piłkarscy i oblepiają nią wszelkie możliwe miejsca). Okazuje się, że i oni mają swój jarmark - niewielki, ale praktyczny - we wszystkich otwartych budach sprzedają alkohol
Galerie z weekendu:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... aWGrudniu#
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... naWGrudniu
Niewielkie, senne, w historii zaznaczyło się tylko raz - za sprawą tzw. Hilsneriad, serii procesów o podłożu antysemickim. W 1899 niejaka Anežka Hrůzová została zamordowana w pobliskim lesie - o rytualny mord na katoliczce oskarżono Leopolda Hilsnera, upośledzonego umysłowo włóczęgę żydowskiego. Mimo dość wątpliwych dowodów (a właściwie ich braku) skazano go na śmierć (Hilsnera bronił Masaryk, późniejszy prezydent Czechosłowacji); po kasacji wyroku kolejny sąd zrobił to samo - Hilsner ostatecznie nie został zabity, a w 1918 roku dzięki aktowi łaski cesarza Karola wyszedł do wolność, ale morderstwo to do dzisiaj nie zostało wyjaśnione.
Społeczność żydowska była w Polnej liczna w XIX wieku, w kolejnym stuleciu mieszkało tutaj jedynie kilkadziesiąt osób, skupionych wokół placu Karlovo náměstí.
Wojnę przeżyło 3 Żydów, ale żaden do miasta już nie wrócił. Na szczęście przetrwała synagoga z 1863 roku, zamieniona przez Niemców na magazyn.
Z zabytków innego typu rzuca się w oczy zamek, wybudowany w XIV wieku.
Pod zamkiem musiał być oczywiście browar.
Pracował do 1927 roku, po czym ustąpił pola browarowi miejskiemu, nowocześniejszemu. Ten drugi przestał działać po II wojnie światowej, ale ponoć obecnie jest remontowany i być może w przyszłości znowu zacznie produkować piwo.
Na obrzeżach Vysočiny spoczął Žďár nad Sázavou (Saar) - to kolejna miejscowość która leży i w Morawach (większość) i w Czechach. Znajduje się tu były klasztor pocysterski, zamieniony później na pałac.
Skoro cystersi - to muszą być stawy!
Nie to jednak jest główną atrakcją, lecz sanktuarium pielgrzymkowe Jana Nepomucena, wznoszące się na wzgórzu Zelená Hora (Grüner Berg) i wpisane na listę UNESCO.
Powstałe w XVIII wieku według oryginalnego projektu Jana Blažeja Santini-Aichela z lotu ptaka przypomina gwiazdę, a z poziomu ziemi warowny zamek.
Kościół z relikwiami Nepomuka otacza mur z kaplicami.
Świątynia jest zamknięta - to chyba przesada, aby zamykać miejsca pielgrzymkowe poza sezonem?? Wokół, wewnątrz murów, jest cmentarz. Ku mojemu zdziwieniu widzę też grób czerwonoarmistów - nie spotkałem się jeszcze, aby chowano ich w środku katolickich sanktuariów!
Dwa inne ciekawe obiekty w pobliżu - barakowy most, nazywany małym Mostem Karola (mocno naciągane)...
...oraz Górny Cmentarz, wybudowany dla ofiar zarazy, która w końcu do tych okolic nie dotarła.
Zmieniamy kraj na pardubicki i zatrzymujemy się ponownie w Poličce (Politschka), gdzie w piątek kupowaliśmy piwo Tu z kolei można podziwiać zachowany w dużej mierze pas murów miejskich - liczący ponad 1200 metrów z 19 basztami nie ma sobie równych na czeskich ziemiach.
Mury planowano zburzyć w XIX wieku, podobnie jak w innych miastach - ocalały jednak dzięki pechowi miasta, które padało ofiarą pożarów: spowolniło to jego rozwój i ogołociło budżet, nie było więc funduszy i potrzeby, aby je rozebrać.
W tym czeskim Carcassonne (ileż tych Carcassonne jest w Europie??) można też obejrzeć zabytkową starówkę, ale i tak najważniejsze są średniowieczne obwarowania.
Już nie aby zwiedzać, ale do celów konsumpcyjnych jest ostatni postój - w Šumperku (Mährisch Schönberg - co ciekawe, niemiecką nazwę upodobali sobie miejscowi kibole piłkarscy i oblepiają nią wszelkie możliwe miejsca). Okazuje się, że i oni mają swój jarmark - niewielki, ale praktyczny - we wszystkich otwartych budach sprzedają alkohol
Galerie z weekendu:
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... aWGrudniu#
https://picasaweb.google.com/1103445063 ... naWGrudniu
Piękne są te miejsca w Czechach i na Morawach.
Zainspirowana Twoją relacją muszę wymyślić jakieś wycieczki na rok przyszły
I bardzo mi się podoba zwyczaj jarmarków adwentowych.
Nasze "jarmarki" odgórnie zarządzane przez władze do pięt im nie dorastają, a jedynym na prawdę fajnym jarmarkiem adwentowym na jakim byłam w Polsce jest ten na Nikiszowcu (w tym roku ponad 120 kramów, a część wystawców musiano niestety odprawić z kwitkiem, bo się nie zmieścili). Tylko niestety ten na Nikiszu trwał tylko 2 dni.
Zainspirowana Twoją relacją muszę wymyślić jakieś wycieczki na rok przyszły
I bardzo mi się podoba zwyczaj jarmarków adwentowych.
Nasze "jarmarki" odgórnie zarządzane przez władze do pięt im nie dorastają, a jedynym na prawdę fajnym jarmarkiem adwentowym na jakim byłam w Polsce jest ten na Nikiszowcu (w tym roku ponad 120 kramów, a część wystawców musiano niestety odprawić z kwitkiem, bo się nie zmieścili). Tylko niestety ten na Nikiszu trwał tylko 2 dni.
Pudelek pisze:dla równowagi, "jarmark" w centrum Katowic nie miał ani jednego stanowiska z grzańcem lub innym jarmarcznym napitkiem - za to można było kupić pamiątki z Afryki i inne tradycyjne śląskie przedmioty oraz jadło (śląski oscypek z żurawiną)
Na Nikiszu kramów z napitkami było kilkanaście, ale wszystkie dość mocno oblężone, bo ludzi też było sporo.
Były też tradycyjne domowe karminadle z panczkrautem, za którym przepadam, ale do nich też była ogromna kolejka.
Za to gdzie indziej krupnioki i żur prawie bez kolejki, ale takie średnie.
A poza tym pierniki, wyroby rzemieślnicze, przyprawy itd itd.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości