Na poczatku naszego wyjazdu spotyka nas niemiła i smutna niespodzianka- nasza ulubiona knajpa “Mozaika” w Nowej Rudzie jest zamknieta. Na drzwiach wisi kartka “nieczynne do odwolania”. W srodku porzadek, nakryte obrusami stoly. Tylko lada jest pusta, nie ma w niej zadnych zakąsek… Jakos nie wyglada to ani na urlop ani zeby splajtowala. Martwie sie bardzo czy cos sie nie stalo babci ktora ta knajpke od lat prowadzila? Ktos moze wie??
Suniemy wiec na nocleg ktory zaplanowalismy sobie kolo wiezy na Gorze Wszystkich Swietych, gdzie sa ponoc dwie nowe wiaty. Miejsce jednak zupelnie nie przystaje do naszych wspomnien z grudnia 2008. Zostala w pamieci opuszczona, zapomniana wieza i pustka.. Teraz teren robi wrazenie parku miejskiego. Sciezka od Koscielca spaceruje duzo ludzi. We wiacie przy wiezy siedzi okolo dwudziestoosobowa grupa w wieku licealnym. Obok stoja zaparkowane 4 auta. Przy autach stoi kilka glosnikow rozmiarow metr na poltora i wydobywa sie z nich glosne umck umck az wieza drzy w posadach. Z drugiej wiaty tez wydobywaja sie jakies kwiki obsciskiwanych panienek. Ze scian wiezy patrzy na nas zlowrogie oko kamery.
Nic tu po nas…
Choc widoki ze szczytu wciaz sa bardzo ladne, zwlaszcza w tych promieniach chylacego sie ku zachodowi slonca…
Zarzadzamy przyspieszony odwrot. W okolicy jest jeszcze jedna wieza i przypuszczam ze tamta nas nie rozczaruje. Skodusie zostawiamy na obrzezach wsi Świerki, przy jednym ze starych poniemieckich domow przy ktorym trwa jakas mocna impreza. Pniemy sie w gore pograniczem pastwisk, wawązem zarosnietym kolczastymi chaszczami a w koncu dusznym lepkim lasem, gdzie muchy chca nas zazrec zywcem. W dali slychac pomruki burzy co zdaje sie byc odpowiedzia na zaistnialy zaduch i totalny brak powietrza.
Zbocza Włodzickiej Gory obfituja w ruiny starych obiektow przemyslowych.
Chyba malo kto tu chodzi- nad sama droga wisza maliny giganty, wystarczy otworzyc gębe i mocno tupnac a owoce same wpadaja gdzie trzeba.
Wieza na szczycie stoi bez zmian. Udaje sie z niej dojrzec ostatnie promienie slonca.
Potem robimy ognicho, pieczemy na patyku oscypki. Wrzucamy tez pare ziemniakow ale jest zbyt malo zaru i ostatecznie sie nie upiekly.
Do snu pohukuja nam sowy i odglosy dyskoteki gdzies z dolin.
Spi sie cudownie na mięciutkim dywanie z mchu, w cieniu starych drzew, wsrod szumu wiatru w galeziach i spiewu ptakow. Chyba szlakiem nikt rano nie chodzi albo chodzac zachowuje sie cicho. Budzi nas dopiero dzwoniacy telefon. Jest prawie poludnie…
Potem siedzimy troche na wiezy. Udaje sie zdobyc nawet jej sam wierzcholek- ostatnio jak bylismy tu zima to nie mialam odwagi tego dokonac w warunkach zimowych, na mocno oblodzonych stopniach
Schodzac do Świerkow toperz zauwaza na zboczu jelenia o wyjatkowo rozlozystych rogach. Mnie niestety nie bylo dane- juz sie schowal. Idziemy kawalek w tamtym kierunku ale jelen nawial na dobre.
Musze sie wiec zadowolic widokiem innej zwierzyny, wypasajacej sie na plowych łakach nad wsia.
Bardzo lubie kolor ziemi w tych okolicach.
Jako ze pogoda wciaz jest duszna, goraca i lepka odwiedzamy kamieniolom kolo Głuszycy Górnej.
W centrum Głuszycy mozna natrafic na ksiegarnie o wyjatkowo frapujacych pozycjach, mogacych pewnie zainteresowac nawet najbardziej wybrednego czytelnika
My natomiast skupiamy sie na innym obiekcie- rzuca sie nam w oczy jadłodajnia!!
Jest chyba nowa bo pamietam ze kilka lat temu szukalismy zarcia w Głuszycy i skonczylo sie na braku sukcesu. W owej knajpie wreszcie daja normalne ludzkie zarcie a nie jakies pizze, gyrosy, tortile, czy hotdogi.. Jest np. puchaty nalesnik z jagodami! I kompot wisniowy!!! Miejsce to bedzie obowiazkowym punktem naszego programu podczas wycieczek w te okolice!
Z pelnymi brzuchami przemieszczamy sie do wioski Pogorzala, gdzie mozna nabyc szeroki asortyment roznych rzeczy, dla kazdego cos milego wedlug potrzeb
W zarosnietym ogrodzie jest tu opuszczony dom wielkosci wrecz palacu. Wrodzona sympatia do takich miejsc nie pozwala mi odpuscic, mimo posiadania krotkich spodni i ogrodu zarosnietego trzymetrowym chaszczem kolczastych krzewow i malinojezyn wydzierajacych spore kawalki skory.
Dom jest chyba czasem zamieszkany, zwlaszcza “łoże z baldachimem” sprawia wrazenie sporadycznie uzywanego.
Jest tez akcent gruzinski, niestety czesciowo rozbity
Terenami jakby dawnych przysiolkow, ze zdziczalymi drzewkami owocowymi, docieramy nad Jeziorko Daisy. Jest to stawek w dawnym wyrobisku kamieniolomu, otoczony ruinami chyba wapiennikow. Spora ilosc wypalonym miejsc po ogniskach swiadczy ze teren jest popularną miejscowką imprezowa.
Zupelnie niechcacy przepłaszamy parke nudystow zazywajacych kapieli, ktorym sie chyba wydawalo ze to bardzo ustronne miejsce.. Przyprawiam tez prawie o zawal serca trojke gimnazjalistow ktorzy chodza sobie po wiezy i opowiadaja historie o duchach. Strasza sie wampirami, topielcami, zywymi trupami i bardzo przezywaja jakby musialo tu byc upiornie jakby tu zanocowali. I nagle wychodza za zalom muru- a tam buba! Tak strasznego wrzasku to ja dawno nie slyszalam
Faktycznie mialby tu kto straszyc, przynajmniej dwa trupy tu mieli w ciagu ostatnich 50 lat..
Mimo braku slonca woda w jeziorku ma wyjatkowo fajny kolor.. Mimo nadchodzacej burzy i wlasnie zaczynajacego padac deszczu kapiel jest niezwykle przyjemna.
W okolicy spotykamy tez kilka dziwnych miejsc gdzie grzybki rosna tworzac prawie zamkniete kolo..
Wracamy przez Lutomie- gdzie po raz pierwszy w zyciu natrafiam na drzewo ubrane w sweter!
A potem cala droge do domu to juz tylko czarne, chmury, razace slonce i tęcze….
wiecej zdjec
https://picasaweb.google.com/1122023598 ... mieniolomy
Śladem wież i kamieniołomów(na trasie Nowa Ruda-Wałbrzych)
Śladem wież i kamieniołomów(na trasie Nowa Ruda-Wałbrzych)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Śladem wież i kamieniołomów(na trasie Nowa Ruda-Wałbrzyc
buba pisze:
Faktycznie mialby tu kto straszyc, przynajmniej dwa trupy tu mieli w ciagu ostatnich 50 lat..
[img]https://lh3.googleusercontent.com/-LRDPeLZK7-A/U96gRRdrZVI/AAAAAAAAj2Y/9HzIPObU1r8/s576/P1120844.JPG]Obrazek[/img]
O śmierci tego chłopca jego rodzina pamiętała jeszcze przez lata. Na zaduszki 1984 r., a więc 17 lat po nieszczęściu, u stóp tej tablicy na tafli jeziorka Daisy pływała wiązanka chryzantem.
Nie wiem, jak jest teraz. Może wybiorę się nad Daisy i w tym listopadzie - zobaczę. To tylko kilka kilometrów od mojego domu...
Cisy2 pisze:O śmierci tego chłopca jego rodzina pamiętała jeszcze przez lata. Na zaduszki 1984 r., a więc 17 lat po nieszczęściu, u stóp tej tablicy na tafli jeziorka Daisy pływała wiązanka chryzantem.
Rozumiem ze ow chlopiec tam utonal? czy jakies inne nieszczescie go spotkalo?
Cisy2 pisze:Nie wiem, jak jest teraz. Może wybiorę się nad Daisy i w tym listopadzie - zobaczę. To tylko kilka kilometrów od mojego domu...
Chyba tam od strony Swiebodzic musi byc jakas dogodna droga? Bo widzialam nad jeziorkiem ludzi ktorzy wygladali jakby wlasnie wysiedli z auta. Mysmu szli szlakiem z poludnia i nikogo nie spotkalismy po drodze.
To moze w owym listopadzie tam jakies ognicho zapodac? jak oceniasz walory imprezowe tego miejsca?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Paulino, tak - ten dzieciak utonął. Miał raptem 12 lat.
Ze Świebodzic dojazdu nad Jeziorko Daisy nie ma. Można dojść szlakami turystycznymi - czerwonym do Mokrzeszowa i tam skręcić w nieznakowaną drogę polną, później leśną, nad samo jeziorko, albo po przejściu ze Świebodzic do Lubiechowa bez szlaku drogą wzdłuż torów kolejowych (linia na Wałbrzych i Jelenią Górę) doliną Lubiechowskiej Wody, wejść w zielony szlak Zamków Piastowskich, którym dotrze się również w najbliższe sąsiedztwo jeziorka Daisy (trzeba tam jeszcze na ostatnie kilkaset metrów wejść na żółto-niebieski Szlak Ułanów Legii Nadwiślańskiej).
To towarzystwo samochodowe, o którym piszesz, mogło dotrzeć nad Daisy albo od strony Witoszowa Górnego, albo od Mokrzeszowa.
A okolice kamieniołomu (bo Jeziorko Daisy to zalany w 2 połowie XIX w. kamieniołom wapieni dewońskich) to tradycyjne miejsce biwaków i ognisk ludzi z okolicy, głównie harcerzy. Najwięcej tego rodzaju imprez jest oczywiście pod koniec września i w październiku. Wiadomo - ziemniaki
Ze Świebodzic dojazdu nad Jeziorko Daisy nie ma. Można dojść szlakami turystycznymi - czerwonym do Mokrzeszowa i tam skręcić w nieznakowaną drogę polną, później leśną, nad samo jeziorko, albo po przejściu ze Świebodzic do Lubiechowa bez szlaku drogą wzdłuż torów kolejowych (linia na Wałbrzych i Jelenią Górę) doliną Lubiechowskiej Wody, wejść w zielony szlak Zamków Piastowskich, którym dotrze się również w najbliższe sąsiedztwo jeziorka Daisy (trzeba tam jeszcze na ostatnie kilkaset metrów wejść na żółto-niebieski Szlak Ułanów Legii Nadwiślańskiej).
To towarzystwo samochodowe, o którym piszesz, mogło dotrzeć nad Daisy albo od strony Witoszowa Górnego, albo od Mokrzeszowa.
A okolice kamieniołomu (bo Jeziorko Daisy to zalany w 2 połowie XIX w. kamieniołom wapieni dewońskich) to tradycyjne miejsce biwaków i ognisk ludzi z okolicy, głównie harcerzy. Najwięcej tego rodzaju imprez jest oczywiście pod koniec września i w październiku. Wiadomo - ziemniaki
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Malgo Klapković pisze:buba, opisałaś przepiękne miejsca, bardzo mile mi się one kojarzą. Czy całą tę trasę przeszliście pieszo, czy jednak była używana Skodusia?
Szlismy pieszo spod kosciolka na Gore Wszytskich Swietych i spowrotem, ze Swierkow na Wlodzicka Gore i z Pogorzaly nad jeziorko Daisy. Reszta skodusiowo.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości