Szlak pieszy na Kasprowy Wierch jest wbrew pozorom całkiem przyjemny, niezbyt męczący, bardzo widokowy i wcale nie zatłoczony. Miałam okazję iść po dłuugiej przerwie w zeszłym roku we wrześniu i całkiem miło wspominam.
A kiedy byliście Nad Reglami ?
Ja tam właśnie byłam 18 lipca z dużą wycieczką dzieci, szłam już po południu (bo wcześniej byliśmy na Kondratowej) od Kalatówek do Doliny Białego - też podziwiałam te mostki i schodki, bo szłam tam kilka lat temu (chyba w 2010) i jeszcze ich nie było.
Tymczasem mój mąż szedł z drugą podobnie dużą wycieczką od Strążyskiej na Kalatówki (spotkaliśmy się tuż nad Kalatówkami).
Ogólnie fajna relacja i fajny debiut na forum !
Lipcowy wypad w Taterki
Majka pisze:Korzystając z tego,że jest niedziela, a na weekend otwierają zielony szlak z Kuźnic, wybieramy się na Kasprowy Wierch.
Pojechałem kiedyś w Tatry.. z myślą "zdobycia" Kasprowego Wierchu, od Kuźnic.. ale nie udało się.. była to środa i szlak zielony był zamnknięty więc szybko zweryfikowałem plan i poszedłem na Giewont tak więc, ten szlak, jak widać z Twojej relacji, jest godny przejścia i muszę kiedyś tam wrócić
Ps: fajne fotki
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Wrzucam ostatnią część mojej niekończącej się opowieści Może być troszkę chaotyczna, bo w nocy wróciłam z Pienin i jestem jeszcze wczorajsza
6. Od rana świeci słońce. No to może by tak udało się wejść na Wołowiec? Ostatnio jak tam byliśmy strasznie wiało i ogólnie pogoda była do niczego.
Jedziemy busem do Chochołowskiej.Załapujemy się na pierwszego "Rakonia", jeszcze oscypki w bacówce na drogę, chwilka rozmowy z gaździnką i w drogę.
Nie zatrzymując się w schronisku gnamy na Grzesia, znaczy się idziemy i to wcale nie w szybkim tempie, bo robi się gorąco, więc zaczynam dyszeć
Wchodzimy na szczyt.Na niebie małe chmurki, ale dobrze jest.Do czasu
[img]http://[/img]
Na szczycie ktoś za mną krzyczy.Odwracam się i widzę znajomą gębę. Co za niespodzianka! Spotykam kumpelę ze studiów, z którą nie widziałam się ze 12 lat.Wspólne fotki, krótka rozmowa i czas ruszać dalej.
Ale co to?Chyba mi się przesłyszało...Chyba jednak nie.Grzmi.Nad Wołowcem pojawiają się ciemne chmury.Kumpela ze studiów ( przewodniki beskidzki), przestrzega,żeby nie iść dalej.A ja chcę chociaż na Rakoń, widok Rohaczy mnie kusi.Schodzimy na Długi Upłaz i zmierzamy w kierunku Rakonia.Nad Wołowcem ciemno, grzmi coraz bardziej.Nad Grzesiem świeci słońce.Decydujemy się wrócić. Pstrykam w pośpiechu jeszcze kilka fotek i wracamy z powrotem na Grzesia.
Deszcz, ale bez burzy dopada nas, gdy jesteśmy już w lesie.Nieśmiało proponuję,żebyśmy jeszcze odwiedzili Bobrowiecką Przełęcz, bo zawsze szkoda nam było na nią czasu.Ślubny się zgadza, więc idziemy.Okazuje się,że to całkiem sympatyczne miejsce.Szkoda tylko,że musimy podziwiać je w deszczu.
Wracamy do Chochołowskiej.Idziemy do schroniska.Ulewa.Tłumy ludzi.Kawa, szarlotka, dla ślubnego piwsko Dosiada się przesympatyczna para, rozmawiamy. Po godzinie deszcz ustaje.Można wracać.
Jedziemy"Rakoniem", a później poznana w schronisku para proponuje nam podwiezienie, na co chętnie wyrażamy zgodę.
7. Bez ryzyka, pośpiechu i stresu-Rusinowa Polana.A jak nie będzie burzy , to jeszcze Gęsia Szyja.
Busa łapiemy o siódmej rano przy Rondzie Kuźnickim.Kierunek Palenica Białczańska. Niebieskim szlakiem idziemy na Rusinową. Świeci słońce, widoki są, fajnie jest.Rusinowa prawie całkiem pusta.
Siedzimy chyba z godzinę, robimy fotki.Delektujemy się oscypkami kupionymi w bacówce.Czas wreszcie iść dalej, bo coś czuję po kościach ,że pogoda zaczyna się zmieniać.
Po godzinie docieramy na Gęsią Szyję.Niestety widoki słabe, Wysokie we mgle.Za to na szczycie prawie pusto. Można więc poszaleć z aparatem.
Schodzimy na Rówień Waksmundzką , a później czerwonym szlakiem w kierunku drogi na Morskie Oko.Oj, nie lubię tego szlaku.Monotonny i dożarty, ale w tym roku jeszcze na dodatek mega błotnisty.Mijają nas Anglicy,klną ile wlezie.Ja tam angielskiego nie znam, a fuck rozumiem
Nareszcie słychać głosy, widać tłumy, więc szlak się kończy.Siadam,żeby odpocząć.
Idziemy do Wodogrzmotów Mickiewicza i do schroniska w Starej Roztoce na obiad i moją ulubioną szarlotkę.
Gdy jesteśmy w schronisku, rozpętuje się burza z ulewą, bo jakby mogło być inaczej?Siedzimy więc przez dwie godziny. Później powrót do Palenicy Białczańskiej i busem do Zakopanego.
Ostatni dzień schodzi nam na pakowaniu, kupowaniu prezentów ( z synem to nie problem-wystarczy koszulka ze Slayerem i markowe piwsko , ale co kupić babci, która przez 11 dni pilnowała nam porządku w domu i gotowała Młodemu obiady?). Wreszcie coś tam wymyślamy.
Skoro słońce świeci (jeszcze), to wjeżdżamy sobie na Gubałówkę, idziemy na Szymoszkową, później w drugą stronę kawałek papieskim szlakiem.I oczywiście zaczyna padać, wiec wracamy.Jeszcze obiad w Chacie po Zbóju,jakiś deser i około szesnastej opuszczamy skąpane w deszczu Zakopane.
Pewnie wrócimy za rok,ale raczej na krócej, bo plany są nieco inne.
6. Od rana świeci słońce. No to może by tak udało się wejść na Wołowiec? Ostatnio jak tam byliśmy strasznie wiało i ogólnie pogoda była do niczego.
Jedziemy busem do Chochołowskiej.Załapujemy się na pierwszego "Rakonia", jeszcze oscypki w bacówce na drogę, chwilka rozmowy z gaździnką i w drogę.
Nie zatrzymując się w schronisku gnamy na Grzesia, znaczy się idziemy i to wcale nie w szybkim tempie, bo robi się gorąco, więc zaczynam dyszeć
Wchodzimy na szczyt.Na niebie małe chmurki, ale dobrze jest.Do czasu
[img]http://[/img]
Na szczycie ktoś za mną krzyczy.Odwracam się i widzę znajomą gębę. Co za niespodzianka! Spotykam kumpelę ze studiów, z którą nie widziałam się ze 12 lat.Wspólne fotki, krótka rozmowa i czas ruszać dalej.
Ale co to?Chyba mi się przesłyszało...Chyba jednak nie.Grzmi.Nad Wołowcem pojawiają się ciemne chmury.Kumpela ze studiów ( przewodniki beskidzki), przestrzega,żeby nie iść dalej.A ja chcę chociaż na Rakoń, widok Rohaczy mnie kusi.Schodzimy na Długi Upłaz i zmierzamy w kierunku Rakonia.Nad Wołowcem ciemno, grzmi coraz bardziej.Nad Grzesiem świeci słońce.Decydujemy się wrócić. Pstrykam w pośpiechu jeszcze kilka fotek i wracamy z powrotem na Grzesia.
Deszcz, ale bez burzy dopada nas, gdy jesteśmy już w lesie.Nieśmiało proponuję,żebyśmy jeszcze odwiedzili Bobrowiecką Przełęcz, bo zawsze szkoda nam było na nią czasu.Ślubny się zgadza, więc idziemy.Okazuje się,że to całkiem sympatyczne miejsce.Szkoda tylko,że musimy podziwiać je w deszczu.
Wracamy do Chochołowskiej.Idziemy do schroniska.Ulewa.Tłumy ludzi.Kawa, szarlotka, dla ślubnego piwsko Dosiada się przesympatyczna para, rozmawiamy. Po godzinie deszcz ustaje.Można wracać.
Jedziemy"Rakoniem", a później poznana w schronisku para proponuje nam podwiezienie, na co chętnie wyrażamy zgodę.
7. Bez ryzyka, pośpiechu i stresu-Rusinowa Polana.A jak nie będzie burzy , to jeszcze Gęsia Szyja.
Busa łapiemy o siódmej rano przy Rondzie Kuźnickim.Kierunek Palenica Białczańska. Niebieskim szlakiem idziemy na Rusinową. Świeci słońce, widoki są, fajnie jest.Rusinowa prawie całkiem pusta.
Siedzimy chyba z godzinę, robimy fotki.Delektujemy się oscypkami kupionymi w bacówce.Czas wreszcie iść dalej, bo coś czuję po kościach ,że pogoda zaczyna się zmieniać.
Po godzinie docieramy na Gęsią Szyję.Niestety widoki słabe, Wysokie we mgle.Za to na szczycie prawie pusto. Można więc poszaleć z aparatem.
Schodzimy na Rówień Waksmundzką , a później czerwonym szlakiem w kierunku drogi na Morskie Oko.Oj, nie lubię tego szlaku.Monotonny i dożarty, ale w tym roku jeszcze na dodatek mega błotnisty.Mijają nas Anglicy,klną ile wlezie.Ja tam angielskiego nie znam, a fuck rozumiem
Nareszcie słychać głosy, widać tłumy, więc szlak się kończy.Siadam,żeby odpocząć.
Idziemy do Wodogrzmotów Mickiewicza i do schroniska w Starej Roztoce na obiad i moją ulubioną szarlotkę.
Gdy jesteśmy w schronisku, rozpętuje się burza z ulewą, bo jakby mogło być inaczej?Siedzimy więc przez dwie godziny. Później powrót do Palenicy Białczańskiej i busem do Zakopanego.
Ostatni dzień schodzi nam na pakowaniu, kupowaniu prezentów ( z synem to nie problem-wystarczy koszulka ze Slayerem i markowe piwsko , ale co kupić babci, która przez 11 dni pilnowała nam porządku w domu i gotowała Młodemu obiady?). Wreszcie coś tam wymyślamy.
Skoro słońce świeci (jeszcze), to wjeżdżamy sobie na Gubałówkę, idziemy na Szymoszkową, później w drugą stronę kawałek papieskim szlakiem.I oczywiście zaczyna padać, wiec wracamy.Jeszcze obiad w Chacie po Zbóju,jakiś deser i około szesnastej opuszczamy skąpane w deszczu Zakopane.
Pewnie wrócimy za rok,ale raczej na krócej, bo plany są nieco inne.
Majko, nie byłbym sobą, gdybym ku uciesze także sokoła nie wtrącił swego zdania.
Odnośnie Wołowca, to zabraliście się od strony dupy, bo na niego z reguły wchodzi się przez Bystrą i Robota -zobacz, zaś na Rusinową warto wybrać się zimą - kilka fotek.
A tak w ogóle to niebezpiecznie jest chodzić po górach w deszczu lub zimą (niekoniecznie nawet tych wysokich, bo można niechcący zostać gwiazdą medialną, ale ja się na tym nie znam ), a zwłaszcza gdy narażeni jesteśmy na burze. Szkoda Majko, że wam plany pokrzyżowała pogoda.
I rzecz najważniejsza: będąc na Rusinowej pominęliście sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej (tylko 10 minut), gdzie można było się pomodlić o lepszą pogodę, wyspowiadać się, a nawet za drobny datek dostać odpust za grzechy ślubnego, a i dla babci może jakiś różaniec by dało radę upolować.
Odnośnie Wołowca, to zabraliście się od strony dupy, bo na niego z reguły wchodzi się przez Bystrą i Robota -zobacz, zaś na Rusinową warto wybrać się zimą - kilka fotek.
A tak w ogóle to niebezpiecznie jest chodzić po górach w deszczu lub zimą (niekoniecznie nawet tych wysokich, bo można niechcący zostać gwiazdą medialną, ale ja się na tym nie znam ), a zwłaszcza gdy narażeni jesteśmy na burze. Szkoda Majko, że wam plany pokrzyżowała pogoda.
I rzecz najważniejsza: będąc na Rusinowej pominęliście sanktuarium Matki Bożej Jaworzyńskiej (tylko 10 minut), gdzie można było się pomodlić o lepszą pogodę, wyspowiadać się, a nawet za drobny datek dostać odpust za grzechy ślubnego, a i dla babci może jakiś różaniec by dało radę upolować.
Sorki Ceper, ale sanktuaria mnie nie interesują. Od wielu lat jestem agnostykiem.Babcia to moja mama ,raczej woli inteligentniejsze prezenty- coś ze srebra, ładną porcelanę.
Więcej nie chciałabym wracać do tematu mojej niewiary, bo to nie jest forum religijna, tylko górskie.
Odnośnie Wołowca, zawsze tak wchodziliśmy, co nie znaczy,że zawsze to lepiej, więc wezmę pod uwagę.
Więcej nie chciałabym wracać do tematu mojej niewiary, bo to nie jest forum religijna, tylko górskie.
Odnośnie Wołowca, zawsze tak wchodziliśmy, co nie znaczy,że zawsze to lepiej, więc wezmę pod uwagę.
"Wokół góry, góry i góry
I całe moje życie w górach..."
I całe moje życie w górach..."
Majko, agnostyk może być ateistą, teistą albo żadnym z nich. Nikt tu nikogo nie odsądza od czci i wiary, ja również obiekty sakralne zwiedzam rzadko, a jeszcze rzadziej nawiedzam /najczęściej przy okazji pogrzebów/. Przepraszam za dalszą część ostatniego zdania poprzedniego postu, nie był z mojej strony to trafiony humor
Nie przypuszczałem, że odbierzesz ów post tak osobiście
Nie przypuszczałem, że odbierzesz ów post tak osobiście
Do tego sanktuarium akurat warto wstąpić czy się wierzy w cokolwiek czy nie. W sumie i tak mało kto tam do środka wchodzi i nie wiem jak latem, ale zimą pełno ludzi na dole siedzi i się ogrzewa przy całkiem niezłej herbacie którą tam podają. No i z zewnątrz nawet nieźle się to prezentuje. Chociaż też wolę w sumie tą opcję:
No ale idzie też to połączyć...
A tak poza tym fajne wycieczki i niezłe widoki.
Majka pisze:Delektujemy się oscypkami kupionymi w bacówce.
No ale idzie też to połączyć...
A tak poza tym fajne wycieczki i niezłe widoki.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości