Triglav czyli czterogłów.
Triglav czyli czterogłów.
Dober dan.
Lato w pełni, słońce świeci, trzeba gdzieś pójść. Jako, że na ostatnich 8 wycieczkach byłem w Tatrach to stwierdziłem, że warto przejść się gdzieś indziej. Niżej, milej, chłodniej, w malutkiej grupce. I myśl stała się ciałem – Alpy Julijskie, Triglav 2864 m, upał wręcz morderczy, 9 osób.
Dwa miesiące temu kolega ( pracownik ZUS – u , pozdrawiamy Mirka ) pyta się mnie jak długo jedzie się do Słowenii, co powiem o Triglavie ( „Jest to góra” odpowiedziałem ), co tam warto zabrać, itd. W końcu przerywam tą rozmowę i pytam kiedy jedziemy. Padło na ostatni weekend lipca. Skład osobowy 4 osoby. Po miesiącu mamy na liście 12 osób. W dniu wyjazdu ostało się nas 9. Trzy niewiasty i sześciu gentelmenów. Tak wyszło, że tylko ja byłem wcześniej w Julijskich więc na mój łeb spadło przygotowanie imprezy pod kątem trasowo – schroniskowym. Jako, że żyjemy to mogę uznać, że pozytywnie wywiązałem się z tego zadania.
Dramat rozpoczynamy w piątek, 26 lipca tego roku, o godzinie 3.00. Dwa auta ruszają spod Domu Dobroci. Plecaki pełne wody, kaski, nawet buty mieliśmy. Wykupione ubezpieczenie, aparaty gotowe do pracy, ryje zadowolone, słońce za oknem. Albo to był księżyc. Kierujemy się na Zwardoń. Potem jazda przez Słowację, wnikamy w Austrię, przenikamy ją, pochłania nas tunel Karawanki ( 7864 metry długości ) i jesteśmy już w Słowenii. To „już” trwało w sumie z 9 godzin. Piękny to kraj. Kraj, który ( chyba jako jedyny z dawnej Jugosławii ) uniknął większych zbrodni z powodów ideologicznych i mitologicznych. Weszli w strefę euro ( da się to odczuć ) i żyją sobie w miarę spokojnie. Oby tak dalej. A my dojeżdżamy do miejscowości Mojstrana leżakującej na początku Doliny Vrata ( czyli drzwi ). Odwiedzamy sklep ( temperatura 35 stopni ), pakujemy się i ruszamy w stronę schroniska Aljazev Dom ( 1015 m ). Ale po drodze odwiedzamy punkt pierwszy wycieczki Wodospad Pericnik. Cudne miejsce, cud przyrody. Warto się tam zatrzymać, podejść kilkanaście minut w górę i z bliska ( np. z tyłu ) obejrzeć dwa wodospady. Jestem tam drugi raz i stwierdzam, że w tym roku było ładniej. Albo mi się poczucie estetyki wyostrzyło. Obchodzimy wodospady, kąpiemy się pod skałami, rzucamy oczyma w głąb ściany i czas wracać. Parking pod Aljazev czeka. Fajny parking – po prawicy ściana ze Stenarem ( byłem w 2008 r ), Krizem ( takoż ) i Skarlaticą ( mądry wycof w 2011 r ), po lewicy północna ściana Triglava ( jakoś tak wyszło, że byłem ). Robimy odprawę paszportową, sprawdzamy pakunki, bardzo się cieszymy, że ważą tylko tyle co ważą i suchą nogą przekraczamy Triglavską Bistricę ( oj, trudno o wodę w tych górach w lipcu i sierpniu … ) i zasiadamy przy stołach pod Aljazev Dom. Bardzo przyjemne Schronisko. A wręcz małe osiedle. Murowane schronisko, drewniane schronisko, kaplica, skała, koryto, krowy i ludzie oraz sklepik z pamiątkami. W tej sielance leżakujemy z 20 minut i czas ruszać !!! Góry i Triglavski Dom czekają !!! Ale zanim tam dotrzemy to minie trochę czasu. Na początek Pomnik Partyzantów, skręt przez suche koryto i wnikamy na Tominskova Pot. Jedną z 3 tras jaką można dotrzeć pod Triglav startując z Aljazev. Długa to droga … Zresztą pozostałe dwie też. A droga przez Przełęcz Luknja – Bamberska Pot – jest najtrudniejsza technicznie. Realnie patrząc jest to via feratta. Miałem tam „przyjemność” spacerować w deszczu. W skale wapiennej … Tominskova rozpoczyna się długim, wrednym, stromym, wrednym, stromym, długim podejściem przez las. Bukowy chyba. Idzie się żmudnie, litry na plecach robią swoje. Raz za czas pojawiają się okna widokowe przez drzewa. Na Stenar, Skarlaticę, Luknje, ścianę Triglava ze Sfingą. I pojawiają się pierwsze ubezpieczenia. W formie lin żelaznych, klamerek i powbijanych w skałę pojedynczych prętów. Zawsze mnie one stresowały … Wyłazimy wreszcie ponad las, przenikamy piętro kosodrzewiny i już do końca dnia w chodzimy w królestwo skał. Systemem trawersów, kominków, ścieżek wznosimy się w powalającym upale ( drogę rozpoczęliśmy o godzinie 13.55 ) stale w górę. Po drodze mijamy niewiele osób, w tym trzech Polaków, którzy lekko przesadzili opowiadając o trudnościach ( złośliwie milczałem … ). Trawersujemy ścianę Bengajskiego Vrhu i zbliżamy się do wypłaszczenia, do którego dobiega również kolejna trasa z dna Doliny Vrata. Tą trasą trzy razy schodziłem, nigdy nie podchodziłem. Ostra i momentami przepaścista i „ekspozycyjna”. Czyli piękna i bardzo polecam. A w naszej grupie dochodzi do zmiany planów. Jako, że nie mieliśmy na 100 % zatwierdzonego spania w Triglavskim Domie, jako, że jest co raz później, jako, że nie wszystkim idzie się lekko, miło i przyjemnie to zmieniamy plan dnia. Zamiast dwu godzinnego spaceru ( z wypłaszczenia ) do Triglavskiego obieramy kurs na lewo. W pół godziny docieramy do Domu Valentina Stanica, 2332 m. Telefonicznie wcześniej zamówiliśmy noclegi na dwa dni. Dostaliśmy je w masowym, 16 osobowym pokoju. Spałem już tam kiedyś i miło wspominam. Nocleg jest drogi. Ja na szczęście mam kartę Alpen i otrzymuję prawie 40 % zniżki. Późna kolacja, i czas na powitalna oraz imieninową oraz urodzinową imprezę. Ale z kulturą i delikatnie. W sobotę Triglav czeka. I tak oto dzień pierwszy się kończy …
Lakho noc.
Lato w pełni, słońce świeci, trzeba gdzieś pójść. Jako, że na ostatnich 8 wycieczkach byłem w Tatrach to stwierdziłem, że warto przejść się gdzieś indziej. Niżej, milej, chłodniej, w malutkiej grupce. I myśl stała się ciałem – Alpy Julijskie, Triglav 2864 m, upał wręcz morderczy, 9 osób.
Dwa miesiące temu kolega ( pracownik ZUS – u , pozdrawiamy Mirka ) pyta się mnie jak długo jedzie się do Słowenii, co powiem o Triglavie ( „Jest to góra” odpowiedziałem ), co tam warto zabrać, itd. W końcu przerywam tą rozmowę i pytam kiedy jedziemy. Padło na ostatni weekend lipca. Skład osobowy 4 osoby. Po miesiącu mamy na liście 12 osób. W dniu wyjazdu ostało się nas 9. Trzy niewiasty i sześciu gentelmenów. Tak wyszło, że tylko ja byłem wcześniej w Julijskich więc na mój łeb spadło przygotowanie imprezy pod kątem trasowo – schroniskowym. Jako, że żyjemy to mogę uznać, że pozytywnie wywiązałem się z tego zadania.
Dramat rozpoczynamy w piątek, 26 lipca tego roku, o godzinie 3.00. Dwa auta ruszają spod Domu Dobroci. Plecaki pełne wody, kaski, nawet buty mieliśmy. Wykupione ubezpieczenie, aparaty gotowe do pracy, ryje zadowolone, słońce za oknem. Albo to był księżyc. Kierujemy się na Zwardoń. Potem jazda przez Słowację, wnikamy w Austrię, przenikamy ją, pochłania nas tunel Karawanki ( 7864 metry długości ) i jesteśmy już w Słowenii. To „już” trwało w sumie z 9 godzin. Piękny to kraj. Kraj, który ( chyba jako jedyny z dawnej Jugosławii ) uniknął większych zbrodni z powodów ideologicznych i mitologicznych. Weszli w strefę euro ( da się to odczuć ) i żyją sobie w miarę spokojnie. Oby tak dalej. A my dojeżdżamy do miejscowości Mojstrana leżakującej na początku Doliny Vrata ( czyli drzwi ). Odwiedzamy sklep ( temperatura 35 stopni ), pakujemy się i ruszamy w stronę schroniska Aljazev Dom ( 1015 m ). Ale po drodze odwiedzamy punkt pierwszy wycieczki Wodospad Pericnik. Cudne miejsce, cud przyrody. Warto się tam zatrzymać, podejść kilkanaście minut w górę i z bliska ( np. z tyłu ) obejrzeć dwa wodospady. Jestem tam drugi raz i stwierdzam, że w tym roku było ładniej. Albo mi się poczucie estetyki wyostrzyło. Obchodzimy wodospady, kąpiemy się pod skałami, rzucamy oczyma w głąb ściany i czas wracać. Parking pod Aljazev czeka. Fajny parking – po prawicy ściana ze Stenarem ( byłem w 2008 r ), Krizem ( takoż ) i Skarlaticą ( mądry wycof w 2011 r ), po lewicy północna ściana Triglava ( jakoś tak wyszło, że byłem ). Robimy odprawę paszportową, sprawdzamy pakunki, bardzo się cieszymy, że ważą tylko tyle co ważą i suchą nogą przekraczamy Triglavską Bistricę ( oj, trudno o wodę w tych górach w lipcu i sierpniu … ) i zasiadamy przy stołach pod Aljazev Dom. Bardzo przyjemne Schronisko. A wręcz małe osiedle. Murowane schronisko, drewniane schronisko, kaplica, skała, koryto, krowy i ludzie oraz sklepik z pamiątkami. W tej sielance leżakujemy z 20 minut i czas ruszać !!! Góry i Triglavski Dom czekają !!! Ale zanim tam dotrzemy to minie trochę czasu. Na początek Pomnik Partyzantów, skręt przez suche koryto i wnikamy na Tominskova Pot. Jedną z 3 tras jaką można dotrzeć pod Triglav startując z Aljazev. Długa to droga … Zresztą pozostałe dwie też. A droga przez Przełęcz Luknja – Bamberska Pot – jest najtrudniejsza technicznie. Realnie patrząc jest to via feratta. Miałem tam „przyjemność” spacerować w deszczu. W skale wapiennej … Tominskova rozpoczyna się długim, wrednym, stromym, wrednym, stromym, długim podejściem przez las. Bukowy chyba. Idzie się żmudnie, litry na plecach robią swoje. Raz za czas pojawiają się okna widokowe przez drzewa. Na Stenar, Skarlaticę, Luknje, ścianę Triglava ze Sfingą. I pojawiają się pierwsze ubezpieczenia. W formie lin żelaznych, klamerek i powbijanych w skałę pojedynczych prętów. Zawsze mnie one stresowały … Wyłazimy wreszcie ponad las, przenikamy piętro kosodrzewiny i już do końca dnia w chodzimy w królestwo skał. Systemem trawersów, kominków, ścieżek wznosimy się w powalającym upale ( drogę rozpoczęliśmy o godzinie 13.55 ) stale w górę. Po drodze mijamy niewiele osób, w tym trzech Polaków, którzy lekko przesadzili opowiadając o trudnościach ( złośliwie milczałem … ). Trawersujemy ścianę Bengajskiego Vrhu i zbliżamy się do wypłaszczenia, do którego dobiega również kolejna trasa z dna Doliny Vrata. Tą trasą trzy razy schodziłem, nigdy nie podchodziłem. Ostra i momentami przepaścista i „ekspozycyjna”. Czyli piękna i bardzo polecam. A w naszej grupie dochodzi do zmiany planów. Jako, że nie mieliśmy na 100 % zatwierdzonego spania w Triglavskim Domie, jako, że jest co raz później, jako, że nie wszystkim idzie się lekko, miło i przyjemnie to zmieniamy plan dnia. Zamiast dwu godzinnego spaceru ( z wypłaszczenia ) do Triglavskiego obieramy kurs na lewo. W pół godziny docieramy do Domu Valentina Stanica, 2332 m. Telefonicznie wcześniej zamówiliśmy noclegi na dwa dni. Dostaliśmy je w masowym, 16 osobowym pokoju. Spałem już tam kiedyś i miło wspominam. Nocleg jest drogi. Ja na szczęście mam kartę Alpen i otrzymuję prawie 40 % zniżki. Późna kolacja, i czas na powitalna oraz imieninową oraz urodzinową imprezę. Ale z kulturą i delikatnie. W sobotę Triglav czeka. I tak oto dzień pierwszy się kończy …
Lakho noc.
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Dobromił, łącznie zmieniany 4 razy.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Malgo Klapković pisze:taka pozostałość z dzieciństwa
Elfów i innych nie było ...
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Parafianinie Dobromił - jesteś moim idolem aktywności górskiej
Mam wrażenie, że Urząd na stałe oddelegował Cię do górskiej pracy w terenie. Aby ścigać nieuczciwych podatników
Stąd ta aktywność.
Mi raptem 16 wiosenno - letnich wycieczek górskich w tym roku, udało się ,,uciułać"
Co do Triglava - będe miał kilka pytań, odnośnie tego, kompletnie mi nieznanego masywu. Ale nie dziś.
Mam wrażenie, że Urząd na stałe oddelegował Cię do górskiej pracy w terenie. Aby ścigać nieuczciwych podatników
Stąd ta aktywność.
Mi raptem 16 wiosenno - letnich wycieczek górskich w tym roku, udało się ,,uciułać"
Co do Triglava - będe miał kilka pytań, odnośnie tego, kompletnie mi nieznanego masywu. Ale nie dziś.
Ostatnio zmieniony 2013-07-29, 17:46 przez Tępy dyszel, łącznie zmieniany 1 raz.
Zdravo.
Poranne zorze budzą nas ze snu. Słońce wredne, wiatru nie ma. Sielanka wręcz. Jak to w lipcu na 2332 metrach. Ale narzekanie zostawmy dla osób trzecich. My jesteśmy młodzi i dzielni. Jak przodownicy pracy. Śniadamy na zewnątrz schroniska z widokiem na Dolinę Kot, po prawej szczyt Rjavina ( 2532 m, trudne bydlę ), po lewicy Visoka Vrbanova Spica ( 2408 m, szczyt spacerowy ) przechodząca w Spodnią Vrbanovą Spicę ( 2299 m, ponoć jedno z najtrudniejszych bydląt we okolicy ). A na pierwszym planie mamy wiszące skarpetki i inne elementy ubioru. Powoli i elegancko szykujemy się do wyjścia w teren. Przed nami godzinny szlak do Triglavskiego Domu ( 2515 m, największe i najwyżej położone schronisko w Słowenii ). Najpierw leciutko zniżamy się a potem trawersujemy szczyt o ciekawej nazwie Rz. Trzeba przejść przez kilka płatów śniegu ale to sama przyjemność – jest chłodniej. Bo w powietrzu jest tak z 33 stopnie. A dzień się dopiero zaczyna … Dochodzimy do odcinka łączącego zbocze Rz z Kredaricą. Potworne bydlę – 2541 m. Tylko, że w okolicy nie ma łatwiejszego szczytu do wejścia. To tak jak nasz Beskid atakowany z Kasprowego. Właśnie na zboczu Kredaricy leżakuje Triglavski Dom. Tego dnia tłumnie okupowany. Ale po to są schroniska co by ludzie w nich przebywali. I nikomu nie przeszkadza tłum. No cóż – pewno jest tam wyższa kultura turystyczna. Siadamy na ławeczkach twarzą w twarz z Triglavami ( Mały Triglav jest malutki i ma tylko 2725 m ). I czas na podjęcie decyzji. Dzień wcześniej kilka osób miało problemy i dwóch kolegów rezygnuje z wejścia na cel podróży. Wielka szkoda ale i też sporo rozsądku. Tak więc w siedmioro wspaniałych ruszamy w bój. Na tabliczce jest napisane – Triglav 1h. Raczej nierealne przy takiej ilości luda na tym szlaku. Dla Słoweńców Triglav to góra narodowa, obowiązek żeby co najmniej raz w życiu tam wejść. Więc normalnym jest, że wiele osób może tam mieć problemy. Ale oczywiście nikt nie jest tępym chamem i nikogo nie pogania, nie obraża, nie wywyższa się turystycznie. Trasa zaczyna się na zboczu Małego Triglava. Praktycznie od początku wchodzimy w świat lin, klamer i haków. Bardzo pomocnych – wiele półek jest bardzo wąskich i przepaścistych. W kilku miejscach, na najbardziej śliskiej skale, wykuto też stopnie. Trawersujemy, wchodzimy w kominki i bardzo szybko zyskujemy wysokość – praktycznie do szczytu Małego Triglava szlak idzie tylko w górę. Tuż przed nim z lewej strony dochodzi szlak idący ze schroniska Dom Planika ( 2401 m ). Szedłem nim w 2011 roku, trudności takie same jak z Triglavskiego. A nazwa po naszemu znaczy Schronisko Szarotki. Zasiadamy na Małym, chwila przerwy, podziwianie widoków – widać np. Aljazev Dom, z którego wyszliśmy w piątek. Przed nami wyrasta Triglav. Czas na jedyne na tym szlaku obniżenie – wąską granią, prawie stale z liną po lewej ręce. Grań na tym odcinku ma czasami 40 cm szerokości. Ale po to jest lina co by się jej w takim miejscu trzymać. Zresztą sporo luda idzie z lonżami. I już tylko w górę. Kominki, trawersy, ostatnia grań i o godzinie 11.40 stajemy na szczycie. Dla pięciorga z nas to rekord wysokości. A dla mnie to czwarta wizyta na tym szczycie … Kiedyś stwierdziłem, że skoro Triglav to Trzygław to wypada na niego trzy razy wejść … Okazało się , że to Czterogław … Aż boję się co będzie dalej. Idziemy zaglądnąć do Aljazev Stolp, chłodzimy się w śniegu ( leży tam mimo 30 stopni w powietrzu ), oglądamy widoki. Widzę np. Grossglocknera. Wkoło nas lata czarne ptactwo … Jak nic to sępy. I to groźne sępy. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie pod Wieżą Aljażeva i wracamy do Triglavskiego. Ludzi też dużo wraca więc schodzimy w dostojnym tempie. A nad nami robi się ciemniej. I z tej ciemności zrobiła się potem burza ale my wtedy dotarliśmy właśnie do schroniska. No i tam czas na gratulacje dla Zdobywców. Wpisujemy się do książki w schronisku ( moje stare wpisy są dalej ), przeczekujemy deszcz i wracamy do Staniceva. Tą samą drogą, którą przyszliśmy. Druga droga do niego jest dłuższa, nudniejsza i nie chce się nam. No i co robić ? Zaczęliśmy od obiadu …
Lakho noc.
Poranne zorze budzą nas ze snu. Słońce wredne, wiatru nie ma. Sielanka wręcz. Jak to w lipcu na 2332 metrach. Ale narzekanie zostawmy dla osób trzecich. My jesteśmy młodzi i dzielni. Jak przodownicy pracy. Śniadamy na zewnątrz schroniska z widokiem na Dolinę Kot, po prawej szczyt Rjavina ( 2532 m, trudne bydlę ), po lewicy Visoka Vrbanova Spica ( 2408 m, szczyt spacerowy ) przechodząca w Spodnią Vrbanovą Spicę ( 2299 m, ponoć jedno z najtrudniejszych bydląt we okolicy ). A na pierwszym planie mamy wiszące skarpetki i inne elementy ubioru. Powoli i elegancko szykujemy się do wyjścia w teren. Przed nami godzinny szlak do Triglavskiego Domu ( 2515 m, największe i najwyżej położone schronisko w Słowenii ). Najpierw leciutko zniżamy się a potem trawersujemy szczyt o ciekawej nazwie Rz. Trzeba przejść przez kilka płatów śniegu ale to sama przyjemność – jest chłodniej. Bo w powietrzu jest tak z 33 stopnie. A dzień się dopiero zaczyna … Dochodzimy do odcinka łączącego zbocze Rz z Kredaricą. Potworne bydlę – 2541 m. Tylko, że w okolicy nie ma łatwiejszego szczytu do wejścia. To tak jak nasz Beskid atakowany z Kasprowego. Właśnie na zboczu Kredaricy leżakuje Triglavski Dom. Tego dnia tłumnie okupowany. Ale po to są schroniska co by ludzie w nich przebywali. I nikomu nie przeszkadza tłum. No cóż – pewno jest tam wyższa kultura turystyczna. Siadamy na ławeczkach twarzą w twarz z Triglavami ( Mały Triglav jest malutki i ma tylko 2725 m ). I czas na podjęcie decyzji. Dzień wcześniej kilka osób miało problemy i dwóch kolegów rezygnuje z wejścia na cel podróży. Wielka szkoda ale i też sporo rozsądku. Tak więc w siedmioro wspaniałych ruszamy w bój. Na tabliczce jest napisane – Triglav 1h. Raczej nierealne przy takiej ilości luda na tym szlaku. Dla Słoweńców Triglav to góra narodowa, obowiązek żeby co najmniej raz w życiu tam wejść. Więc normalnym jest, że wiele osób może tam mieć problemy. Ale oczywiście nikt nie jest tępym chamem i nikogo nie pogania, nie obraża, nie wywyższa się turystycznie. Trasa zaczyna się na zboczu Małego Triglava. Praktycznie od początku wchodzimy w świat lin, klamer i haków. Bardzo pomocnych – wiele półek jest bardzo wąskich i przepaścistych. W kilku miejscach, na najbardziej śliskiej skale, wykuto też stopnie. Trawersujemy, wchodzimy w kominki i bardzo szybko zyskujemy wysokość – praktycznie do szczytu Małego Triglava szlak idzie tylko w górę. Tuż przed nim z lewej strony dochodzi szlak idący ze schroniska Dom Planika ( 2401 m ). Szedłem nim w 2011 roku, trudności takie same jak z Triglavskiego. A nazwa po naszemu znaczy Schronisko Szarotki. Zasiadamy na Małym, chwila przerwy, podziwianie widoków – widać np. Aljazev Dom, z którego wyszliśmy w piątek. Przed nami wyrasta Triglav. Czas na jedyne na tym szlaku obniżenie – wąską granią, prawie stale z liną po lewej ręce. Grań na tym odcinku ma czasami 40 cm szerokości. Ale po to jest lina co by się jej w takim miejscu trzymać. Zresztą sporo luda idzie z lonżami. I już tylko w górę. Kominki, trawersy, ostatnia grań i o godzinie 11.40 stajemy na szczycie. Dla pięciorga z nas to rekord wysokości. A dla mnie to czwarta wizyta na tym szczycie … Kiedyś stwierdziłem, że skoro Triglav to Trzygław to wypada na niego trzy razy wejść … Okazało się , że to Czterogław … Aż boję się co będzie dalej. Idziemy zaglądnąć do Aljazev Stolp, chłodzimy się w śniegu ( leży tam mimo 30 stopni w powietrzu ), oglądamy widoki. Widzę np. Grossglocknera. Wkoło nas lata czarne ptactwo … Jak nic to sępy. I to groźne sępy. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie pod Wieżą Aljażeva i wracamy do Triglavskiego. Ludzi też dużo wraca więc schodzimy w dostojnym tempie. A nad nami robi się ciemniej. I z tej ciemności zrobiła się potem burza ale my wtedy dotarliśmy właśnie do schroniska. No i tam czas na gratulacje dla Zdobywców. Wpisujemy się do książki w schronisku ( moje stare wpisy są dalej ), przeczekujemy deszcz i wracamy do Staniceva. Tą samą drogą, którą przyszliśmy. Druga droga do niego jest dłuższa, nudniejsza i nie chce się nam. No i co robić ? Zaczęliśmy od obiadu …
Lakho noc.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Tępy Dyszel pisze:Parafianinie Dobromił - jesteś moim idolem aktywności górskiej
Parafianinie Dyszlu - dziękuję.
Tępy Dyszel pisze:Mam wrażenie, że Urząd na stałe oddelegował Cię do górskiej pracy w terenie. Aby ścigać nieuczciwych podatników
Stąd ta aktywność.
Coś w tym jest ... w sumie nikt normalny 34 razy nie łazi w góry ... Od stycznia do lipca ...
HalinkaŚ pisze: o cholera ale piękny wodospad
Ponoć są tam piękniejsze. Trzeba wrócić.
bton1 pisze:Dupsko mi urwały te zdjęcia..
Nie chcę się chwalić ale znajomi twierdzą, że kolejne zdjęcia urwały im łby. Spisz na wszelki wypadek testament.
Ostatnio zmieniony 2013-07-30, 10:57 przez Dobromił, łącznie zmieniany 2 razy.
- Malgo Klapković
- Posty: 2482
- Rejestracja: 2013-07-06, 22:45
Dobro rano.
Niedzieli nadszedł czas, powrotu nadszedł czas. Wg pierwotnego planu mieliśmy wrócić do Aljazev Drogą przez Próg. Szedłem trzy razy, opisałem towarzyszom. No i jakoś nie wyrazili w sumie ochoty. To postanowiliśmy iść inaczej. Przez Dolinę Kot dotrzeć do drogi jezdnej, wzdłuż niej do Mojstrany i tam polować na kogoś jadącego do Aljazev – nasze auta tam czekały. Jak wymyśliliśmy tak zrobiliśmy. Ale najpierw pożegnalne śniadanie, pakowanie się, plecaki w sumie lżejsze … Ja co prawda ciężar wody zamieniłem na ciężar kamieni pamiątkowych ale i tak czułem się lekki i radosny jak skowronek. Oczywiście do czasu. Przygotowani do drogi, zabieramy swoje śmieci, żegnamy się z obsługą schroniska i wchodzimy w księżycowy krajobraz górnej części Doliny Kot. Mile zwanej Pekel ( Piekło ). Nazwa adekwatna do wyglądu i temperatury. Miło było. A jakie cudne ściany po bokach były … Rjavina wręcz się na tą stronę urywa a Spodnja Vrbanova Spica wygląda tak groźnie, że wręcz na nią nie patrzyłem. No może raz za czas. Lewym okiem. W między czasie mijamy Debeli Kamen. Leżakuje obok szlaku a wręcz na szlaku. Jako, że jesteśmy w piekielnych okolicach to czas na łaskawość i dobroć natury – JEDYNA woda żywa jaką spotkaliśmy w ciągu tych trzech, lekko upalnych dni. No to siup do basenu. Ochłodziliśmy się, napełniliśmy butelki i zboczem Rjaviny ( pojawiły się ubezpieczenia ) dosyć długo krążymy, zniżamy się i docieramy ( po ponad trzech godzinach od wyjścia ze schroniska ) w las. Las leżakujący na dnie doliny. Dwa razy przekraczamy suche koryto rzeki, wchodzimy w szeroką drogę jezdną i docieramy do cywilizacji. Znaczy się drogi asfaltowej. Z autami, rowerami i czołgami. Taką to drogą przechodzimy 4 kilometry i wkraczamy do Mojstrany. Na początek okazuje się, że jedyny sklep we wiosce zamknął się 15 minut wcześniej. Potem okazuje się, że taksówek brak. A chętnych na ponad trzy godzinny spacer na parking pod Aljazev nie było. Ale Szatan Górski czuwał nad nami. Angielskojęzyczni ( chyba 75 % tubylców zna ten język ) udali się do pizzerii Kot ( nie polecam, makabrycznie drogo i nie smacznie ) i tam załatwili auto. Auto z kobitą, która stwierdziła, że ma auto 7 osobowe ale nic nie stoi na przeszkodzie co by naszą całą dziewiątkę zawiozła pod Aljazev. I tak uczyniła. Cena była niewygórowana, bardzo dziękujemy. I tak oto docieramy pod auta, Triglav spogląda na nas z lewej strony. Jest dumny z nas. My też. Wrócimy tam !!! pakujemy się w tropikalne auta, zjeżdżamy do Mojstarny tam korzystamy z rzeki ( pojawia się gdzieś tak z 5 kilometrów poniżej Aljazev ) wnikamy w Słoweńskie Muzeum Alpinizmu ( polecam, zwłaszcza filmy z lat 20 tamtego wieku ) a następnie udajemy się obejrzeć Jezioro Bled. Trudna to sztuka – w upalną niedzielę parking jest unikalny. Ale my jesteśmy sprytni i parkujemy. W przeznaczonym do tego celu miejscu. Oj, ladne to jezioro. I woda przyjemna, zamek na skarpie dostojny, kościół na wyspie skromny ( jego katolickie początki sięgają VIII wieku, a wcześniej była tam pogańska świątynia ), Karawanki w tle dostojne. Wrócimy tu. Dalsza droga była spokojna – kontrola winiety w Austrii i słowacka policja tuż obok Zwardonia. O 1.25 wnikam w dom. O 6.25 wstaję do pracy.
Wycieczka udana.
Hvala lepa.
Niedzieli nadszedł czas, powrotu nadszedł czas. Wg pierwotnego planu mieliśmy wrócić do Aljazev Drogą przez Próg. Szedłem trzy razy, opisałem towarzyszom. No i jakoś nie wyrazili w sumie ochoty. To postanowiliśmy iść inaczej. Przez Dolinę Kot dotrzeć do drogi jezdnej, wzdłuż niej do Mojstrany i tam polować na kogoś jadącego do Aljazev – nasze auta tam czekały. Jak wymyśliliśmy tak zrobiliśmy. Ale najpierw pożegnalne śniadanie, pakowanie się, plecaki w sumie lżejsze … Ja co prawda ciężar wody zamieniłem na ciężar kamieni pamiątkowych ale i tak czułem się lekki i radosny jak skowronek. Oczywiście do czasu. Przygotowani do drogi, zabieramy swoje śmieci, żegnamy się z obsługą schroniska i wchodzimy w księżycowy krajobraz górnej części Doliny Kot. Mile zwanej Pekel ( Piekło ). Nazwa adekwatna do wyglądu i temperatury. Miło było. A jakie cudne ściany po bokach były … Rjavina wręcz się na tą stronę urywa a Spodnja Vrbanova Spica wygląda tak groźnie, że wręcz na nią nie patrzyłem. No może raz za czas. Lewym okiem. W między czasie mijamy Debeli Kamen. Leżakuje obok szlaku a wręcz na szlaku. Jako, że jesteśmy w piekielnych okolicach to czas na łaskawość i dobroć natury – JEDYNA woda żywa jaką spotkaliśmy w ciągu tych trzech, lekko upalnych dni. No to siup do basenu. Ochłodziliśmy się, napełniliśmy butelki i zboczem Rjaviny ( pojawiły się ubezpieczenia ) dosyć długo krążymy, zniżamy się i docieramy ( po ponad trzech godzinach od wyjścia ze schroniska ) w las. Las leżakujący na dnie doliny. Dwa razy przekraczamy suche koryto rzeki, wchodzimy w szeroką drogę jezdną i docieramy do cywilizacji. Znaczy się drogi asfaltowej. Z autami, rowerami i czołgami. Taką to drogą przechodzimy 4 kilometry i wkraczamy do Mojstrany. Na początek okazuje się, że jedyny sklep we wiosce zamknął się 15 minut wcześniej. Potem okazuje się, że taksówek brak. A chętnych na ponad trzy godzinny spacer na parking pod Aljazev nie było. Ale Szatan Górski czuwał nad nami. Angielskojęzyczni ( chyba 75 % tubylców zna ten język ) udali się do pizzerii Kot ( nie polecam, makabrycznie drogo i nie smacznie ) i tam załatwili auto. Auto z kobitą, która stwierdziła, że ma auto 7 osobowe ale nic nie stoi na przeszkodzie co by naszą całą dziewiątkę zawiozła pod Aljazev. I tak uczyniła. Cena była niewygórowana, bardzo dziękujemy. I tak oto docieramy pod auta, Triglav spogląda na nas z lewej strony. Jest dumny z nas. My też. Wrócimy tam !!! pakujemy się w tropikalne auta, zjeżdżamy do Mojstarny tam korzystamy z rzeki ( pojawia się gdzieś tak z 5 kilometrów poniżej Aljazev ) wnikamy w Słoweńskie Muzeum Alpinizmu ( polecam, zwłaszcza filmy z lat 20 tamtego wieku ) a następnie udajemy się obejrzeć Jezioro Bled. Trudna to sztuka – w upalną niedzielę parking jest unikalny. Ale my jesteśmy sprytni i parkujemy. W przeznaczonym do tego celu miejscu. Oj, ladne to jezioro. I woda przyjemna, zamek na skarpie dostojny, kościół na wyspie skromny ( jego katolickie początki sięgają VIII wieku, a wcześniej była tam pogańska świątynia ), Karawanki w tle dostojne. Wrócimy tu. Dalsza droga była spokojna – kontrola winiety w Austrii i słowacka policja tuż obok Zwardonia. O 1.25 wnikam w dom. O 6.25 wstaję do pracy.
Wycieczka udana.
Hvala lepa.
Ostatnio zmieniony 2013-07-30, 13:22 przez Dobromił, łącznie zmieniany 2 razy.
- tatromaniak
- Posty: 323
- Rejestracja: 2013-07-07, 19:55
- Lokalizacja: Podhale
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości