lucyna pisze:Polecam przygotowanie się do sezonu w Bieszczadach. U nas liczy się wytrzymałość, nie wiem o czym mówicie. Dopiero po 100 dniach pracy dzień po dniu zemdlałam z wyczerpania. Przejścia tygodniowe nie robią na mnie większego wrażenia mimo iż mam nieźle na liczniku i potworną nadwagę. Góry nasze mają trochę niezłych podejść ale potem już tylko idzie się i idzie, i idzie tak z 9-11 godzin np. wyrypem dla prawdziwego mężczyzny. Są i łatwiejsze Wołosate- Rozsypaniec-Halicz-Tarnica-Szeroki Wierch-Ustrzyki Górne czy moja ukochana dłuższa Muczne-Bukowe Berdo-Krzemień-Tarnica-Wołosate.
Jak bym się przygotowywał wg Twojej recepty na Tatry w Bieszczadach to bym skałki na Nosalu prawdopodobnie oglądał gdzieś z Kuźnic
Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie ale z praktyki wiem, że całkiem inne mięśnie mi pracują przy wchodzeniu stromymi podejściami w górę, schodzenia ostro w dół, czy jak trafi mi się dość długi plaski trawersik stromym zboczem!!!
EDIT
Mam trochę tego przygotowania organizmu do wysiłku w górach ale tygodniowy tatrzański wyryp bez przerw bez względu na pesel to utopia bez późniejszego uszczerbku na zdrowiu!!!

Byłam na Orlej Perci, w słowackiej Dolinie Białej Wody, na Gęsiej Szyi (tu mi się akurat podobało), na Czerwonych Wierchach, na Kasprowym Wierchu i na jakaś Świnię mnie zaciągnęli. No i chodziłam po najbliższej okolicy Zakopanego, nie pamiętam już gdzie, bo to było z 20 lat temu. Nosal chyba też zaliczyłam. Często bywam w Karpatach słowackich, uwielbiam Wyhorlat, nawet usiłowałam łoić Sniński Kamień
) przez większość roku to odczuwam efekt. Wychodzi mi codziennie po 15 km. Może to złudzenie, może nie ale nie mam problemu z nawalaniem po górkach, mniej się męczę fizycznie, dłużej czuję, że jeszcze mogę