O godzinie 8-mej wypiłyśmy herbatkę przy schronisku na Hali Ornak i co robić, przecież nie wrócimy do Zakopanego… Uznałyśmy, że wybierzemy się przynajmniej na Chudą Przełączkę przez Dolinę Tomanową. Byłyśmy bardzo zaskoczone jak piękny to szlak, a raczej niewiele osób nim się wybrało. Z początku wyglądało to tak:
Po drodze minęłyśmy miejsce, gdzie dawniej biegł szlak na Tomanową Przełęcz, nawet ktoś nim tuptał, a może to był niedźwiedź w ciuszkach termo aktywnych?
Nieopodal minęłyśmy miejsce osuwiska, o którym wspomniałam w relacji sokoła, było jeszcze mokro po wczorajszej burzy także kolanka nieco mi zadrżały
Zrobiło się też trochę chłodniej, że mi fruwały moje długie kolczyki, niezbędne w góry
W końcu dotarłyśmy do Chudej Przełączki (1850m n.p.m.), gdzie wiał dosyć silny wiatr, ale z tego miejsca było już zbyt blisko do Ciemniaka, z resztą zależało mi, by Ania zobaczyła Krzesanicę, która z Ciemniaka i Mułowej Przełęczy prezentuje się wspaniale. Na Ciemniaku miałyśmy zdecydować co dalej. Decyzja nie była prosta, bo jak już się zdobędzie wysokość, to reszta Czerwonych Wierchów to bułka z masłem. Na południu kłębiły się stalowe chmury:
A na północy widać było nawet słoneczko:
Niestety wykazałam się, jak zwykle, wspaniałym zmysłem matematycznym, policzyłam ile czasu zajmie nam dojście do Kopy Kondrackiej. Nie pamiętam już wtedy ile mi tego czasu wyszło, ale pomyliłam się mniej więcej o 2 godziny, co miało dosyć duże znaczenie
Pogoda jakby nawet zachęcała do wędrowania dalej:
Na Krzesanicy jednak uświadomiłam sobie, że może być „wesoło”:
i wtedy też moje kalkulacje uległy ponownemu przeliczeniu i trzeba było zarządzić bieg na czas
Na koniec okazało się, że może lepiej byśmy zrobiły przeczekując w schronisku, wtedy byśmy nie przemokły „do majtek”, bo burza jednak po jakiejś godzinie – dwóch się skończyła, a na niebie pokazała się piękna tęcza. Ten dzień zapamiętałam na długo, spowodował, że na serio zaczęłam się bać burzy (efekt tego pozytywny, bo przynajmniej wtedy zaczynam szybko chodzić
Jeszcze z innego powodu to dla mnie dosyć sentymentalna wycieczka, wtedy jeszcze dosyć beztrosko traktowałam góry (choć już wtedy sporo czytałam na ich temat), wszystko bardzo mnie cieszyło, chyba nawet bardziej, nie porównywałam się do nikogo, pewnie dlatego, że nie czytałam tylu relacji, które powodują presję, że chce się tych gór więcej. To były po prostu inne czasy. I w ogóle byłam wtedy taaka młoda
To by było na tyle. Dziękuję za uwagę.

.

