Śnieżka i okolice
Śnieżka i okolice
A zaczęło się w sumie od szybkiej, słusznej decyzji- po późnym powrocie ze szkoły, wystosowałam odpowiedniego e-maila do szefostwa, iż rezygnuję z pracy. Na odpowiedź czekałam do poniedziałku ; Polazłam jak zwykle do roboty, w nieco mniej formalnym uniformie- zaczęło się 5 godzin rozliczenia z całej dotychczasowej arbait. WiścieOczy żadnego słowa na pożegnanie od prezesów, zamknęłam drzwi placówki poczułam się 20kg lżej na duchu
Co teraz robić prócz spraw związanych ze szkołą, szukaniem czegoś nowego? Wybór nasuwał się oczywisty- czas pojechać w góry ; Gdzie? Najlepiej w Sudety, na wymarzony wschód, być może założyć w końcu biegówki i pohasać po Polanie Izerskiej ; na dłużej niźli jeden dzień ;
Po czwartkowych kawkach ze znajomymi w Bielsku, załatwieniu kliku spraw wzięłam się za pakowanie, krótki 2h sen i wyrywający dźwięk telefonu- czas się zebrać i w drogę!
Pogoda nie zapowiadała się ciekawa, ale co tam;) Karpacz powitał chłodnym wiatrem, ale i też mnóstwem gwiazd. Noc rozświetlała tarcza księżyca, tylko pora roku jakby inna… Mimo to ciężko było się wygramoli z auta ; Jednak myśl o wymarzonym wschodzie na Śnieżce, zmotywowała mnie na tyle, iż popędziłam w kierunku szlaku. Początkowo miałam zamiar wziąć dwie czworonożne bestie, jednak problem z noclegiem wybił mi to z głowy.
Punktem startowym był parking przy Restaurant Biały Jar, z którego też podążyłam ku dolnej stacji kolejki i czarnym szlakiem przez Biały Jar na Kopę, a potem dalej. Droga w zasadzie od początku była nieźle oblodzona, nie chcąc ryzykować kolejnym złamaniem niezrośniętej do końca szłapy, założyłam debiutujące nowe podkowy- znaczy się raczki. W okolicach górnej stacji wyciągu zauważyłam Śnieżkę, było bezchmurnie ; Czym prędzej podążyłam ku Domowi Śląskiemu- by tam schronić się na chwilę od uciążliwego wiatru i przygotować się na wschód.
Drzwi Domu Śląskiego okazały się zamknięte, więc podążyłam na Śnieżkę. Z każdym krokiem wiatr jakby wzmagał się, mimo to było wspaniale. Niebo zaczęło nabierać kolorów. Na dwie może trzy minuty przed wschodem byłam na Śnieżce; Uradowana, iż po latach udało mi się w końcu wpasować w idealną zimową pogodę na ów spektakl wschodzącego słońca. Człowieków nie było żadnych, zwierzyny również.
Przedsionek restaurant również okazał się zamknięty dlatego też postanowiłam zejść do Domu Śląskiego na coś ciepłego do picia, gdyż mój termos swój żywot zakończył właśnie tego poranka. Jakież było moje zdziwienie kiedy drzwi nadal były zamknięte, a w oknach było widać ludzi spożywających śniadanie. Przycisnęłam ten niby dzwonek, kiedy już chciałam szukac innego wejścia:D drzwi otworzyła jakaś Jagna oznajmiając, iż ;Schronisko; otwarte jest od 9:00. Na pytanie czy w takim razie można wejść i poczekać do tej 9:00 odpowiedziała, że zaprasza po 9:00. Ponieważ nic/ nikt nie mógł zepsuć tak pierwszorzędnie rozpoczynającego się dnia podążyłam ku Lucni boudzie.
Przy wejściu opartych o mury boudy było kilkanaście par biegówek, w środku dosyć dużo roześmianych Czechów, kończących śniadanie albo przygotowujących się do wyjścia pobiegać. W takim to towarzystwie wypiłam caj, przejrzałam mapkę i zdecydowałam się na odwiedzenie Strzechy Akademickiej i Samotni.
Po wyjściu z Lucni Boudy słońce gdzieś zniknęło, natomiast szlaki zostały opanowane przez czeskich biegaczy- co tylko wzmagało chęć wypróbowania zarówno swej szlapy jak i tego rodzaju nart… Niemniej jednak podążyłam w kierunku Strzechy Akademickiej, a stamtąd do Samotni. Kilka zdjęć, krótki popas w schronisku i czas ruszać dalej- tym bardziej iż dotarła tam jakaś rozwrzeszczana grupa dzieciaków.
Zielony Szlak zwany Drogą Bronka Czecha okazał się dosyć oblodzony, co nie przeszkadzało kolejnej wycieczce wbiegać <w rzeczywistości wchodzić;)> na górę. Słońce niestety gdzieś zniknęło, zrobiło się szaro, zimowa kraina wraz z utratą wysokości wydawała się czymś niemożliwym...
Wycieczka powoli dobiegał końca, gdyż planowałam zameldować się w kwaterze, a potem pohasać po kilku miejscach znanych mi z obozów sportowych z lat młodzieńczych;)
Wieczorem rzecz jasna degustacja miejscowych i zamiejscowych browarów, rzut oka na otwarcie olimpiady i sen
relacyjny debiut, więc nie wieszajcie psów;)
Co teraz robić prócz spraw związanych ze szkołą, szukaniem czegoś nowego? Wybór nasuwał się oczywisty- czas pojechać w góry ; Gdzie? Najlepiej w Sudety, na wymarzony wschód, być może założyć w końcu biegówki i pohasać po Polanie Izerskiej ; na dłużej niźli jeden dzień ;
Po czwartkowych kawkach ze znajomymi w Bielsku, załatwieniu kliku spraw wzięłam się za pakowanie, krótki 2h sen i wyrywający dźwięk telefonu- czas się zebrać i w drogę!
Pogoda nie zapowiadała się ciekawa, ale co tam;) Karpacz powitał chłodnym wiatrem, ale i też mnóstwem gwiazd. Noc rozświetlała tarcza księżyca, tylko pora roku jakby inna… Mimo to ciężko było się wygramoli z auta ; Jednak myśl o wymarzonym wschodzie na Śnieżce, zmotywowała mnie na tyle, iż popędziłam w kierunku szlaku. Początkowo miałam zamiar wziąć dwie czworonożne bestie, jednak problem z noclegiem wybił mi to z głowy.
Punktem startowym był parking przy Restaurant Biały Jar, z którego też podążyłam ku dolnej stacji kolejki i czarnym szlakiem przez Biały Jar na Kopę, a potem dalej. Droga w zasadzie od początku była nieźle oblodzona, nie chcąc ryzykować kolejnym złamaniem niezrośniętej do końca szłapy, założyłam debiutujące nowe podkowy- znaczy się raczki. W okolicach górnej stacji wyciągu zauważyłam Śnieżkę, było bezchmurnie ; Czym prędzej podążyłam ku Domowi Śląskiemu- by tam schronić się na chwilę od uciążliwego wiatru i przygotować się na wschód.
Drzwi Domu Śląskiego okazały się zamknięte, więc podążyłam na Śnieżkę. Z każdym krokiem wiatr jakby wzmagał się, mimo to było wspaniale. Niebo zaczęło nabierać kolorów. Na dwie może trzy minuty przed wschodem byłam na Śnieżce; Uradowana, iż po latach udało mi się w końcu wpasować w idealną zimową pogodę na ów spektakl wschodzącego słońca. Człowieków nie było żadnych, zwierzyny również.
Przedsionek restaurant również okazał się zamknięty dlatego też postanowiłam zejść do Domu Śląskiego na coś ciepłego do picia, gdyż mój termos swój żywot zakończył właśnie tego poranka. Jakież było moje zdziwienie kiedy drzwi nadal były zamknięte, a w oknach było widać ludzi spożywających śniadanie. Przycisnęłam ten niby dzwonek, kiedy już chciałam szukac innego wejścia:D drzwi otworzyła jakaś Jagna oznajmiając, iż ;Schronisko; otwarte jest od 9:00. Na pytanie czy w takim razie można wejść i poczekać do tej 9:00 odpowiedziała, że zaprasza po 9:00. Ponieważ nic/ nikt nie mógł zepsuć tak pierwszorzędnie rozpoczynającego się dnia podążyłam ku Lucni boudzie.
Przy wejściu opartych o mury boudy było kilkanaście par biegówek, w środku dosyć dużo roześmianych Czechów, kończących śniadanie albo przygotowujących się do wyjścia pobiegać. W takim to towarzystwie wypiłam caj, przejrzałam mapkę i zdecydowałam się na odwiedzenie Strzechy Akademickiej i Samotni.
Po wyjściu z Lucni Boudy słońce gdzieś zniknęło, natomiast szlaki zostały opanowane przez czeskich biegaczy- co tylko wzmagało chęć wypróbowania zarówno swej szlapy jak i tego rodzaju nart… Niemniej jednak podążyłam w kierunku Strzechy Akademickiej, a stamtąd do Samotni. Kilka zdjęć, krótki popas w schronisku i czas ruszać dalej- tym bardziej iż dotarła tam jakaś rozwrzeszczana grupa dzieciaków.
Zielony Szlak zwany Drogą Bronka Czecha okazał się dosyć oblodzony, co nie przeszkadzało kolejnej wycieczce wbiegać <w rzeczywistości wchodzić;)> na górę. Słońce niestety gdzieś zniknęło, zrobiło się szaro, zimowa kraina wraz z utratą wysokości wydawała się czymś niemożliwym...
Wycieczka powoli dobiegał końca, gdyż planowałam zameldować się w kwaterze, a potem pohasać po kilku miejscach znanych mi z obozów sportowych z lat młodzieńczych;)
Wieczorem rzecz jasna degustacja miejscowych i zamiejscowych browarów, rzut oka na otwarcie olimpiady i sen
relacyjny debiut, więc nie wieszajcie psów;)
Ostatnio zmieniony 2014-02-17, 21:54 przez hilda, łącznie zmieniany 2 razy.
Drugiego dnia wybór padł na okolice Szrenicy. Na początek żółtym szlakiem ze Szklarskiej Poręby w kierunku Schroniska Pod Łabskim Szczytem. Mniej więcej od połowy szlak okazał się oblodzony, pogoda piękna, choć wyższe szczyty były w chmurach.
W Schronisku grupa żołnierzy i kilka turystów. Szybkie walońskie na wygaszenie pragnienia i w drogę.
Dosyć szybko okazuje się, iż plany muszą być zweryfikowane- część szlaków zamknięta. Idę więc w kierunku Czeskiej Budki, stamtąd do szpetnej Labskiej Boudy. Od Czeskiej Budki towarzyszą mi Czesi biegający na nartach, mimo niesprzyjającej pogody; co jakiś czas chmury odsłaniają Stację Radiowotelewizyjną, wyłania się też Labska Bouda- a w niej mnóstwo czeskich i niemieckich biegaczy! Na zewnątrz bez liku nart do wyboru:D, nawet słońce wyłania się zza chmur, dzięki czemu robi się zdecydowanie bardziej malowniczo.
Podążam w kierunku Voseckiej Boudy, stamtąd na Szrenicę i do schroniska na Hali Szrenickiej, a potem w dół, w kierunku wiosny. Zarówno w Voseckiej, jak i w schronisku na Szrenicy dużo pingwinów, natomiast w wyremontowanym schronie na Hali Szrenickiej pustki. Mimo początkowej chęci mknięcia w dół wchodzę do środka, gdzie wyczuwa się wszędobylski zapach farby. Zamawiam smażony syr, który ‘chodził’ za mną od Labskiej Boudy, siadam w Sali z widokiem na Szklarską. Żarcie okazuje się znakomite, postanawiam wrócić za jakiś czas na dłużej.
W Schronisku grupa żołnierzy i kilka turystów. Szybkie walońskie na wygaszenie pragnienia i w drogę.
Dosyć szybko okazuje się, iż plany muszą być zweryfikowane- część szlaków zamknięta. Idę więc w kierunku Czeskiej Budki, stamtąd do szpetnej Labskiej Boudy. Od Czeskiej Budki towarzyszą mi Czesi biegający na nartach, mimo niesprzyjającej pogody; co jakiś czas chmury odsłaniają Stację Radiowotelewizyjną, wyłania się też Labska Bouda- a w niej mnóstwo czeskich i niemieckich biegaczy! Na zewnątrz bez liku nart do wyboru:D, nawet słońce wyłania się zza chmur, dzięki czemu robi się zdecydowanie bardziej malowniczo.
Podążam w kierunku Voseckiej Boudy, stamtąd na Szrenicę i do schroniska na Hali Szrenickiej, a potem w dół, w kierunku wiosny. Zarówno w Voseckiej, jak i w schronisku na Szrenicy dużo pingwinów, natomiast w wyremontowanym schronie na Hali Szrenickiej pustki. Mimo początkowej chęci mknięcia w dół wchodzę do środka, gdzie wyczuwa się wszędobylski zapach farby. Zamawiam smażony syr, który ‘chodził’ za mną od Labskiej Boudy, siadam w Sali z widokiem na Szklarską. Żarcie okazuje się znakomite, postanawiam wrócić za jakiś czas na dłużej.
Ostatnio zmieniony 2014-02-17, 19:27 przez hilda, łącznie zmieniany 1 raz.
Wiolcia pisze:Tylko czy trzeba się zwalniać z pracy, żeby takie widoki mieć?
Albo zmienić kierunek
Pierwsze zdjęcie faktycznie rewelacyjne po powiększeniu. Relację dobrze się czyta, więc o linczu możesz pomarzyć
Ja chyba w tym roku też nie załapię się na takie rewelacyjne widoki Zazdroszczę.
Jestem tu gdzie stoję, ale jeśli się ruszę, to mogę się zgubić.
Dzień trzeci postanowiłam do połowy spędzić pod kołderką, co by się wyspac za wszelkie robotnicze czasy ; w międzyczasie oglądając transmisję z Sochi. Pogoda za oknem nie zachęcała do szwędania, toteż po śniadanku postanowiłam wybrać się po ponad 15 latach w Rudawy Janowickie, a konkretnie zdobycie Krzyżnej Góry, Dużego Sokolika, Kolorowych Jeziorek i zamku Bolczów...
Początek wędrówki miał miejsce z Przełęczy Karpnickiej. Na pierwszy ogień poszła Krzyżna Góra, gdzie pizgało okrutnie. Kolejno zdobyłam Sokolika Dużego, gdzie dokonało się me oświecenie, iż był to drugi raz w Rudawach Janowickich. Ludków kilka się spotkało, ale bez rewelacji; trochę deszczysko postraszyło. Postanowiłam zajrzeć też do Szwajcarki, gdzie dokonała się istna redukcja wędrówkowych planów. Zrobiło się iście zimno, szaro, buro, wrrr! Po dojściu do wozu zapadła decyzja- kwatering& clubbing in Karpacz city.
Początek wędrówki miał miejsce z Przełęczy Karpnickiej. Na pierwszy ogień poszła Krzyżna Góra, gdzie pizgało okrutnie. Kolejno zdobyłam Sokolika Dużego, gdzie dokonało się me oświecenie, iż był to drugi raz w Rudawach Janowickich. Ludków kilka się spotkało, ale bez rewelacji; trochę deszczysko postraszyło. Postanowiłam zajrzeć też do Szwajcarki, gdzie dokonała się istna redukcja wędrówkowych planów. Zrobiło się iście zimno, szaro, buro, wrrr! Po dojściu do wozu zapadła decyzja- kwatering& clubbing in Karpacz city.
Ostatnio zmieniony 2014-02-17, 21:51 przez hilda, łącznie zmieniany 2 razy.
Ostatniego-czwartego dnia- pobudka miała być około 5, jednak telefon chyba zaniemógł, albo wyleciał po pierwszym sygnale za okno. Zgodnie z zamierzeniami miał to być dzień Izerski. Po zebraniu tobołów, zapakowaniu ich do wozu-czas wyruszyć. Słońce świeciło, gdzieniegdzie pojawiały się chmurki- nawet pojawiła się myśl by Śnieżkę zdobyć po raz drugi. Jednakowoż chęć przemierzenia Izerskich ścieżek była silniejsza…
Pierwszy przystanek miał miejsce na Zakręcie Śmierci- niestety obrazy nie wyszły, gdyż słońce waliło z całą swą mocą… Czas pędził nieubłaganie, a po łażeniu trzeba było wracać do Rybnika…
W Świeradowie mnóstwo germańskich tabliczek, narciarzy… Trza pędzić na szlak, uciekać od tego kur&spa… Spotykam swego najwierniejszego Towarzysza górskich wędrówek nr 28374656 i pędzimy na Stóg Izerski. W między czasie chcąc skrócić sobie drogę mknę przez bagna, zatapiam się po łydy i nieomal łamię po raz 3 piszczel… Zaciskając zęby idę dalej do nielubianego schronu na Stogu Izerskim… Z gondolki wyłażą narciarze, co sprawia że mi żal okrutnie, więc mknę na bro do schronu.
Tłok, trupy i kicz wewnątrz sprawiają iż wędruję w kierunku Chatki Górzystów, noga boli jak diabli, ale przeca nie jestem miękkim chrupkiem stąd idę dalej…
Mijam lasy, Polanę Izerską, w końcu moim oczom ukazuje się ulubiona Hala Izerska, Chatka Górzystów. Wsuwam tradycyjnie naleśnika, żałując iż nie jest ze szpinakiem… Wypożyczenie biegówek w cenie 15zł/dobę- śmieszna cena, aż żal że nie ma czasu, śniegu… Innym razem, może za rok, kiedy nożola będzie lepsza .
Niestety…. Trzeba wracać… Z Polany Izerskiej decyduję się zejść Starą Drogą Izerską, gdzie dwukrotnie mijam zacne wiat, w których być może kiedyś się przenocuje. Powoli zbliża się kraina kur&spa i powrót do chałupy... Zaglądam jeszcze do pijalni wód z Zdroju, umawiam się na kolejny casting i mknę do swej noclegowni…
Pierwszy przystanek miał miejsce na Zakręcie Śmierci- niestety obrazy nie wyszły, gdyż słońce waliło z całą swą mocą… Czas pędził nieubłaganie, a po łażeniu trzeba było wracać do Rybnika…
W Świeradowie mnóstwo germańskich tabliczek, narciarzy… Trza pędzić na szlak, uciekać od tego kur&spa… Spotykam swego najwierniejszego Towarzysza górskich wędrówek nr 28374656 i pędzimy na Stóg Izerski. W między czasie chcąc skrócić sobie drogę mknę przez bagna, zatapiam się po łydy i nieomal łamię po raz 3 piszczel… Zaciskając zęby idę dalej do nielubianego schronu na Stogu Izerskim… Z gondolki wyłażą narciarze, co sprawia że mi żal okrutnie, więc mknę na bro do schronu.
Tłok, trupy i kicz wewnątrz sprawiają iż wędruję w kierunku Chatki Górzystów, noga boli jak diabli, ale przeca nie jestem miękkim chrupkiem stąd idę dalej…
Mijam lasy, Polanę Izerską, w końcu moim oczom ukazuje się ulubiona Hala Izerska, Chatka Górzystów. Wsuwam tradycyjnie naleśnika, żałując iż nie jest ze szpinakiem… Wypożyczenie biegówek w cenie 15zł/dobę- śmieszna cena, aż żal że nie ma czasu, śniegu… Innym razem, może za rok, kiedy nożola będzie lepsza .
Niestety…. Trzeba wracać… Z Polany Izerskiej decyduję się zejść Starą Drogą Izerską, gdzie dwukrotnie mijam zacne wiat, w których być może kiedyś się przenocuje. Powoli zbliża się kraina kur&spa i powrót do chałupy... Zaglądam jeszcze do pijalni wód z Zdroju, umawiam się na kolejny casting i mknę do swej noclegowni…
Ostatnio zmieniony 2014-02-17, 21:46 przez hilda, łącznie zmieniany 2 razy.
bton1 pisze:Trzeba się szanować, więc gratuluję decyzji. I jeszcze bardziej widoków na eskapadzie!!!
otóż to;) szkoda życia na męczarnię;)
Wiolcia, nes_ka- za dużo w życiu przeszłam by tracić czasu na głupoty;)
Ostatnio zmieniony 2014-02-17, 21:50 przez hilda, łącznie zmieniany 2 razy.
Byłem świadkiem tych wydarzeń
Dzień pierwszy...marzenie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... aNaSniezce
Dzień drugi..ciąg dalszy marzenia
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... bskiSzczyt
Dzień trzeci..wspomnienie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... rzyznaGora
Dzień czwarty..dalsze wspomnienie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... togIzerski
Wschód na Śnieżce zapamiętam do końca życia.....(Babia ma swoje uroki..ale Śnieżka dała się poznać z najlepszej strony ) ....no i jak sie ogląda taki spektakl tylko we dwoje
Dzień pierwszy...marzenie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... aNaSniezce
Dzień drugi..ciąg dalszy marzenia
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... bskiSzczyt
Dzień trzeci..wspomnienie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... rzyznaGora
Dzień czwarty..dalsze wspomnienie
https://picasaweb.google.com/1029231905 ... togIzerski
Wschód na Śnieżce zapamiętam do końca życia.....(Babia ma swoje uroki..ale Śnieżka dała się poznać z najlepszej strony ) ....no i jak sie ogląda taki spektakl tylko we dwoje
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości