Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Relacje pozagórskie ze świata.
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-06, 16:31

Naszą bazą noclegowo-wypadową w Siedmiogrodzie była wioska Blăjel (węg. Balázstelke, niem. Klein-Blasendorf). Położona kilka kilometrów na północ od Mediaș i jest to praktycznie samo serce Transylwanii.

Obrazek

Historia Blăjel sięga co najmniej XIV wieku, a przynajmniej z tego stulecia pochodzi pierwsza wzmianka o niej. Jak w niemal każdej siedmiogrodzkiej miejscowości mieszkało w niej kilka narodowości, ale dominowali Rumunii. Do czasów II wojny światowej drugą nacją byli Niemcy, następnie Węgrzy i pojedynczy Żydzi. W okresie komunizmu liczba Niemców zaczęła spadać, choć jeszcze w latach 70. było ich w gminie kilkaset. Obecnie zostało kilka osób, natomiast Madziarów mieszka ponad dwustu (na półtora tysiąca osób). Ciężko oszacować rzeczywistą liczbę Cyganów - spis mówi o kilkunastu procentach, lecz chodząc ulicami ma się czasem wrażenie, że jest ich większość.

Obrazek
Obrazek

Zabudowa to liczne domy w stylu siedmiogrodzkim. Nie wszystkie są bardzo stare, niektóre noszą daty z okresu powojennego, lecz architektonicznie nawiązują do bardziej leciwych sąsiadów. Część jest mocno zaniedbanych, wiele to opuszczone rudery, ale nierzadko zobaczymy obiekt odpicowany, w który włożono kupę kasy.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przy głównym skrzyżowaniu stoją dwa Pomniki Poległych, oba rumuńskie. Pierwszowojenny prezentuje klasyczną formę, natomiast drugowojenny to poszarzały łuk z trzema nogami.

Obrazek
Obrazek

W Blăjel znajdziemy aż cztery świątynie i podobną ilość cmentarzy. Podobną, ponieważ nie jestem do końca pewien, jak należy je liczyć. Najbliżej przelotówki wybudowano w 1864 roku cerkiew greckokatolicką. Tę religię wyznaje kilka procent mieszkańców.

Obrazek

Dookoła rozciąga się niewielki cmentarz. Cechą charakterystyczną nie tylko na tej nekropolii, ale również na innych, są symbole Drzewa Życia.

Obrazek

Wiele to grobów żołnierskich, pewnie większość symboliczna. Na starszych widnieją zdjęcia mężczyzn w austro-węgierskich mundurach i daty wraz z miejscami śmierci oraz wiek. Czasem wygląda to ciekawie: na jednym jest napisane "1915, Rosja, Brześć Litewski", a na sąsiednim również "1915, Brześć Litewski", ale już "Polska".

Obrazek
Obrazek

Jeszcze więcej jest poległych w II wojnie światowej: "1942, Rosja, 23 lata; 1944, Rosja, 24 lata; 1945, obóz jeniecki, Rosja, 23 lata; 1942, Lichatschieva, Rosja, 30 lat". Niekiedy na jednym nagrobku upamiętniają i ojca i syna, których śmierć dzielą niecałe trzy dekady.

Obrazek

Niedaleko cerkwi katolickiej wznosi się prawosławna. To dość nowa świątynia, w dodatku miała zamkniętą bramę i nie udawało się wejść nawet na podwórko, więc nie budziła mojego większego zainteresowania.

Obrazek

Do kolejnego domu modlitwy trzeba się wspiąć. Na wzgórzu stał kiedyś kościół warowny, ale pod koniec XIX wieku był w tak złym stanie, że postanowiono go zburzyć. W jego miejscu w 1901 roku wybudowano nowy obiekt w stylu neogotyckim, służący niemieckim ewangelikom.

Obrazek
Obrazek

Z powodu braku wiernych kościół nie jest już obecnie używany. Dookoła panuje cisza przerywana tylko brzęczeniem owadów i cykadami. Można stąd popatrzeć na pofałdowaną okolicę.

Obrazek

Obok mamy cmentarz, nieco zaniedbany i częściowo zarośnięty. Poza pojedynczymi przypadkami ostatnie pochówki to lata 70. i 80., końcówka ery Ceaușescu. Drzewa Życia pojawiają się zamiast krzyży.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie mogło braknąć ofiar wojennych. Oczywiście dominują napisy o treści "gefallen in Russland". Niemieccy obywatele trafiali do rumuńskiego wojska i wysyłano ich na wschód, jak innych obywateli. Były jednak wyjątki: rumuńscy Niemcy mogli zaciągać się ochotniczo do jednostek Waffen-SS, m.in. do Dywizji Górskiej "Prinz Eugen". Stacjonowała ona w okupowanej Jugosławii i zasłynęła z wielu zbrodni wojennych. Poległy w 1943 roku Erhard nie był zatem przypadkowym poborowym.

Obrazek

Najstarszy nagrobek z napisami po węgiersku.

Obrazek

Trochę bardziej na południe jest wydzielona osobna kwatera i właśnie nie wiem, czy to jest osobny cmentarz, czy część ewangelickiego. Jest na niej tylko kilkanaście grobów z rumuńskimi nazwiskami, po zdjęciach wydaje się, że przynajmniej część z nich to Romowie. A może to sektor rzymskokatolicki??

Obrazek
Obrazek

Samotne gospodarstwo oddziela tę kwaterę od cmentarza kalwińskiego, gdzie leżą prawie sami Węgrzy. Tutaj również wiele grobów nie posiada krzyża, a jedynie Drzewo Życia.

Obrazek
Obrazek

Madziarzy mają ciasną, ale własną kaplicę kalwińską.

Obrazek

Największy cmentarz, prawosławny, był w pobliżu nowej cerkwi, ale wyglądał na tyle nowocześnie, że go odpuściłem.

Pierwotnie planowałem, że nocować będziemy na znanym już nam kempingu w wiosce Aurel Vlaicu w zachodnim Siedmiogrodzie. Prowadzili go Holendrzy i posiadał basen. Kilka tygodni przed wyjazdem zacząłem jednak czytać, że kemping strasznie podupadł, syf, bród, bezpańskie psy, nikt o niego nie dba. Poszukałem więc innego i znalazłem właśnie Blăjel - tutejszy kemping też prowadzi Holender i też posiada basen ;). W letnie miesiące jest on wielkim atutem.

Obrazek
Obrazek

Kemping jest niewielki, to de facto podwórko mogące pomieścić kilkanaście osób. My postanowiliśmy zamieszkać w pokoju, a właściwie w apartamencie ulokowanym na parterze takiego pięknego, starego domu.

Obrazek

A w środku pokój z wielkim łóżkiem i starym piecem kaflowym, wielka kuchnia i łazienka. Jedyny minus był tak, że nie działał telewizor. Powiedziałem gospodarzowi, że lubię słuchać miejscowej muzyki, więc przyniósł nam... radio :D.

Obrazek
Obrazek

Dawniej obok stał drugi stary dom, ale Holender go zburzył i postawił nowy, mniejszy. Nie jest to architektura siedmiogrodzka, lecz może się podobać. Widać też, że zielony kolor to podstawa, studnię, płot i bramę też tak pomalowano.

Obrazek
Obrazek

Sporo tu kwiatów, drzewek, nie jest to betonowa pustynia.

Obrazek

Cerkiew prawosławna wydaje się być zaraz za płotem.

Obrazek

Czas wolny mija na czytaniu zaangażowanej literatury, drzemaniu, piciu piwa i podjadaniu. A także łapaniu niespodziewanej opalenizny: pierwszego dnia przy zachmurzonym niebie tak nas spiekło, że wyglądaliśmy jak kurczaki z rożna!

Obrazek

Co jakiś czas ulicą przemknie karetka na sygnale. I w związku z tym mała dygresja: w latach 80. pogotowie ratunkowe ponoć nie wyjeżdżało do osób w wieku 70 i więcej lat. Powód? Oszczędności, towarzysz Ceaușescu uważał, że nie ma sensu ratować chorych, którzy już się państwu nie przydadzą. W związku z tym obywatele masowo podawali, że mają 69 lat, a lekarze udawali, że w to wierzą.

Obrazek

Oczywiście nie mogło zabraknąć kąpieli. Gospodarz twierdził, że woda ma 24 stopnie i taką temperaturę pokazywał termometr. Moim zdaniem był on jednak trzaśnięty (termometr, nie gospodarz), gdyż woda była bardzo zimna! Jeszcze długo po zanurzeniu czuć było dreszcze, na pewno nie mam takiej reakcji przy 24 stopniach! I nie była to raczej zasługa różnicy temperatur (w Blăjel powietrze miało wówczas nieco ponad 30 stopni), ale fakt, że pobieraną ją... ze studni :D.

Obrazek
Obrazek

Czasem niebo zaciągało się ciemnymi chmurami, a z różnych stron zaczęły dochodzić odgłosy burzy. Rumuńskie Karpaty słyną latem z dynamicznej pogody, pamiętam ją z poprzednich wizyt. Co prawda okoliczne szczyty nie są zbyt wysokie, dochodzą do pięciuset metrów, ale to jednak góry.
Holender spoglądał wówczas na niebo fachowym wzrokiem i stwierdzał.
- Będzie albo nie będzie padać.
Prorok jakiś albo baca?
- U nas rzadko pada - wyjaśniał. - Wzgórza deszczu nie przepuszczają. W Mediaș potrafi lać, a u nas sucho.
I miał rację, czasem spadło kilka kropel i nic poza tym. Jedyny deszcz trafił się pierwszej nocy.

Obrazek
Obrazek

Moją ulubioną czynnością było wchodzenie po stromych schodach na piętro, skąd z balkonu można było popatrzeć na najbliższą okolicę. Sąsiadujące z nami gospodarstwo, rzędy czerwonych i brązowych dachów, jeden z trzech sklepów, cerkiew unicka. Bardzo mi się podobał ten widok, więc uwieczniałem go o każdej porze dnia.

Obrazek

Obrazek
Obrazek

Kemping z góry, a na drugim zdjęciu spojrzenie w stronę głównej ulicy oraz na kościół ewangelicki.

Obrazek
Obrazek

Miejscowa menażeria. Za drugim płotem było więcej kur, które lubiły dawać długie koncerty. Wieczorami sporadycznie ujadały psy, przelatywały wojskowe śmigłowce oraz kłócili się Cyganie, których było słychać na pół wioski.

Obrazek

Generalnie tłumów na kempingu nie było. To ponoć norma, większa frekwencja jest dopiero w sierpniu. Pod dachem, oprócz nas, nie spał nikt. Pod namiotem lub w kamperach w sumie przewinęło się z dziesięć osób, w tym dwie rodziny z Polski. Z jedną, mieszkającą w Jeleniej Górze, siedzieliśmy dość długo w pierwszy wieczór po przyjeździe. Zwiedzali Rumunię bez klimatyzacji, bo mieli stare auto i wozili ze sobą słoiki. To drugie było jednak wytłumaczalne, gdyż dziewczyna była uczulona na tyle produktów, że strach było cokolwiek tykać niesprawdzonego. Oprócz Polaków zjawiali się Niemcy na rowerach i Holendrzy, których główną czynnością były nieustanne przepierki.
Próbowaliśmy zachęcić gospodarza, aby napił się z nami wina, ale odmówił.
- Nie mogę - podciągnął koszulę i pokazał długą szramę, ślad po operacji.
Facet jest naprawdę sympatyczny, trochę gaduła, ale miał jedną wadę: jak chodził, to ciągle gwizdał. Uwierzcie mi, po pewnym czasie zaczyna człowieka szlag trafiać :P.
Twierdził, że prowadzi kemping od czterech lat, ale jednocześnie tak opowiadał, jakby siedział w Blăjel od trzydziestu. Jedno drugiego nie wyklucza.
- Kiedyś w wiosce był bar, restauracja i piekarnia. Teraz zostały tylko kościoły, ale nikt do nich nie chodzi, czasem starsi ludzie - kiwał głową. - Młodzi stąd uciekają, przyjeżdżają tylko na weekendy. Jakbym się chciał wybrać do kina, to mam godzinę drogi! Teraz jest ciepło, jest ruch, ale w zimę tu naprawdę nie ma co robić, czarna rozpacz. Tu było piętnaście rodzin holenderskich, kupowaliśmy domy po Niemcach, którzy nagle wyjechali. Jednego roku Niemcy tu żyli, w kolejnym już nie było prawie nikogo. Teraz czasem wracają z wnukami, pokazać szkołę i dawne mieszkania. Ale Holendrzy też się zwinęli, oprócz mnie mieszka w Blăjel już tylko jeden.
Jak na prowadzącego kemping przystało, był poliglotą.
- Mówię po angielsku, niemiecku, szwedzku i norwesku. Pracowałem kiedyś w Skandynawii - wyjaśniał, widząc nasze zdziwione miny. - Tylko z rumuńskim idzie mi słabo. Syn i córka mieszkają w Norwegii, tam teraz też są upały. Ale szybciej polecą do Rzymu niż odwiedzą mnie, tu są kiepskie połączenia. Niby w Klużu jest lotnisko, ale mało lotów. To już prędzej ja do nich pojadę jesienią.

Obrazek

Brak knajpy był największym (i chyba jedynym) minusem pobytu. Na wakacjach zawsze stołujemy się w lokalach, gotowanie zostawiamy w domu. A tu nie mieliśmy wyboru. Jak już wspomniałem, są trzy sklepy, w tym jeden dokładnie naprzeciwko kempingu. Codziennie wieczorem kupowaliśmy sobie tam piwo i siadaliśmy z nim na tarasie. Czasem towarzyszyli nam mieszkańcy, najczęściej Cyganie. Piętnastolatki z papierosem w gębie popijające colę, niewiele starsze dziewczyny w ciąży, zazwyczaj drugiej, ale też te dojrzałe, w pięknych, kolorowych strojach, z warkoczami przeplatanymi czerwonymi wstążkami. Żałuję, że nie zrobiłem im zdjęć. Oczywiście jako cudzoziemcy budziliśmy zainteresowanie, ale pozytywne. Słychać było czasem szepty za plecami (Polonia, Polonia). Wyjątkiem był spacer w ciągu dnia, kiedy po coś poszedłem na wieś - wtedy w cieniu, pod drzewami, przy drogach, siedziało albo leżało pełno młodych Cyganek z dzieciakami. Potrafiły za mną łazić z wyciągniętą ręką i nieśmiertelnym "dej, dej", ale wystarczyło je olać.

Któregoś wieczoru pod sklep podjeżdża samochód na poznańskich blachach. Wychodzi wesoły Cygan.
- Dzień dobry! - krzyczy do nas po polsku. - Meine Auto jest z Polska! - chwali się.
Ciekawe, że rumuńscy Romowie jeżdżą z polskimi rejestracjami.
- Do widzenia! - macha na pożegnanie.
Kolejnego wieczoru znowu go widzimy, witamy się jak ze starym znajomym. Tym razem towarzyszy mu drugie auto z rejestracją z Wrocławia. Jakaś nowa moda?

Obrazek

Pod drugi sklep (market samoobsługowy) Cyganie podjeżdżają końskimi wozami. Tata idzie na zakupy, syn pilnuje.

Obrazek

Skoro nie można kupić obiadu, to musiałem gotować. Do jajecznicy wykupiliśmy prawie wszystkie jajka ze sklepów, czym wzbudziliśmy sensację, bo inni zazwyczaj brali jedynie dwie, trzy sztuki ;).

Obrazek

Gdy znudziło się odpoczywanie i przesiadywanie pod sklepem, zawsze można było ruszyć na spacer. Najprzyjemniej było na wzgórzach z kościołem ewangelickim, zwłaszcza w promieniach kończącego się dnia.

Obrazek
Obrazek

Widoki na wioskę i pola. Sielsko.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

W trawie pasie się samotna owca. Nagle zrywa się, bo na łąkę wbiegły dwa wielkie, czarne psy. Nie miały wobec niej złych zamiarów, ale tak ją przestraszyły, że zaczęła lecieć w moim kierunku, becząc ze strachem, jakby chciała prosić o pomoc.

Obrazek
Obrazek

Uwieczniam niedokończony cygański pałac...

Obrazek

...i nagle aparat wysyła komunikat: "uszkodzona karta! Wymień na inną!". Początkowo sądziłem, że spieprzył się adapter, to się często zdarza, ale nie - jednak padła karta! Nowa, kupiona krótko przed wyjazdem! Prawie tysiąc zdjęć przepadło, w tym z Timișoary i kościołów warownych! Nie powiem, lekko się załamałem! Na szczęście po powrocie do domu udało się odzyskać większość z nich, ale efekt takiego wydarzenia był taki, że Blăjel fotografowałem później na trzech różnych kartach, więc z samej wioski mam kilkaset fotek!

W kolejny spacer idziemy bocznymi ulicami, a potem główną.

Obrazek
Obrazek

I znowu wychodzimy na wzgórze, gdzie ponownie pałętają się różne zwierzaki.

Obrazek
Obrazek

Na koniec trochę ujęć wieczorno-nocnych. Wioska szybko kładła się spać, po zmroku właściwie nikt, poza mną, się nie pałętał i tylko siwy dym z kominów podpowiadał, że niektórzy jednak żyją. Wyjątkiem był jeden wieczór, kiedy w Domu Kultury obok Pomników Poległych odbywała się jakaś młodzieżowa impreza, wtedy kręciły się tam dziesiątki wystrojonych dzieciaków z zaaferowanymi rodzicami.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Ostatnio zmieniony 2025-10-14, 12:46 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 6876
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Sebastian » 2025-10-08, 20:58

Muszę powiedzieć, że jak na Pudelkowe standardy to apartament prima sort!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-08, 21:34

Na wakacyjnych wyjazdach bardzo rzadko narzekam na standard. Nie potrzebujemy pozłacanych kibli w toalecie ;)
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-10-14, 11:31

Przyjemna wiocha! I taki fajny sielski klimat relacji - no moze oprócz przygód z kartą....

Drzewa Życia pojawiają się zamiast krzyży.


A co to są te drzewa zycia?

i też posiada basen ;). W letnie miesiące jest on wielkim atutem.


Prędzej wanna ;) Popływać to sie chyba w nim nie bardzo da.

My postanowiliśmy zamieszkać w pokoju, a właściwie w apartamencie ulokowanym na parterze takiego pięknego, starego domu.


na gorze tez były pokoje? Bo fajny balkonik i kształt scian by byl

Sporo tu kwiatów, drzewek, nie jest to betonowa pustynia.


Mam wrazenie ze w innych krajach jest z tym lepiej, ze to u nas jakos obecnie ukochali betonową pustynię.

Moją ulubioną czynnością było wchodzenie po stromych schodach na piętro, skąd z balkonu można było popatrzeć na najbliższą okolicę. Sąsiadujące z nami gospodarstwo, rzędy czerwonych i brązowych dachów, jeden z trzech sklepów, cerkiew unicka. Bardzo mi się podobał ten widok, więc uwieczniałem go o każdej porze dnia.


Nie dziwie sie. Tez bym tak robila :)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-14, 12:30

Drzewo Życia symbolizuje nieśmiertelność. Często pojawia się u ewangelików zamiast krzyża, podobno Siedmiogród właśnie w tym celuje.

Prędzej wanna ;) Popływać to sie chyba w nim nie bardzo da.

wbrew pozorom on jest długi na 12 metrów, więc jak ktoś chce sobie spokojnie popływać, to jak najbardziej się da :)

na gorze tez były pokoje? Bo fajny balkonik i kształt scian by byl

były. Ale za tą samą cenę co apartament kibel był na korytarzu plus brak kuchni. No i jak sprawdzałem, to tam strasznie nagrzane było i duszno, słaby ruch powietrza, na dole mieliśmy bardzo przyjemną temperaturę podczas upałów.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-10-14, 14:02

Drzewo Życia symbolizuje nieśmiertelność. Często pojawia się u ewangelików zamiast krzyża, podobno Siedmiogród właśnie w tym celuje.


A jak to drzewo wyglada? Bo tak jak patrze na zdjeciach to nie mogę wypatrzec czegos co by mi na drzewo pasowalo

były. Ale za tą samą cenę co apartament kibel był na korytarzu plus brak kuchni. No i jak sprawdzałem, to tam strasznie nagrzane było i duszno, słaby ruch powietrza, na dole mieliśmy bardzo przyjemną temperaturę podczas upałów.


Ano tak. Pod dachem czasem lubi sie robic niezła sauna
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-14, 14:18

jest na kilku zdjęciach, chyba najlepiej widoczne tutaj u grekokatolików:

Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-10-14, 15:02

A rozumiem. Czyli drzewo narysowane - myślałam, ze moze taki kamienny pień, bo tez kiedys takie cos widzialam na jakims cmentarzu
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-17, 20:40

Siedmiogród słynie ze swoich kościołów obronnych, ale na jego terenie są też inne unikalne świątynie, które warto odwiedzić. Do dwóch z nich zajrzeliśmy podczas podróży z centrum Transylwanii w stronę Dunaju. Obie leżą przy małych wioskach na terenie okręgu Hunedoara i obie należą do najstarszych w całej Rumunii.

Pierwszy z nich znajduje się w miejscowości Strei (Zeykfalva, Zeikdorf). Tambylcy niezbyt się nim chwalą, wypłowiałe tabliczki tak nas kierują, że stajemy przed bramą jakiegoś gospodarstwa. Krzątająca się tam kobieta na nasz widok pospiesznie zamknęła bramę. Zawracam i parkuję przy skrzyżowaniu, bo innych miejsc dla samochodów brak. Po chwili kombinowania odkrywamy, że należy przejść przez niepozorną furtkę i ścieżką pomiędzy dwoma ogródkami podejść na cmentarz, przy którym stoi kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (Biserica Adormirea Maicii Domnului).

Obrazek

Już na pierwszy rzut oka widać, iż to niemłoda konstrukcja. Datowany jest na XIV wiek, choć są opinie, że może być o półtora stulecia starszy. Kościół powstał prawdopodobnie jako kaplica dworska, bo w pobliżu odkryto resztki posiadłości książęcej. Reprezentuje styl romański i wczesnogotycki, silne są tu zwłaszcza wpływy bizantyjskie. Jako budulca użyto kamieni oraz elementów pochodzących z rzymskich konstrukcji (w okolicy znajdowała się antyczna willa).

Obrazek

Do dzwonnicy dobudowano w późnym średniowieczu narteks, który później rozebrano. Z kolei po północnej stronie do nawy dołożono małą kaplicę służącą ewangelikom, lecz też została z biegiem lat rozebrana.

Obrazek

Wewnątrz częściowo zachowały się freski, ale drzwi są zamknięte na głucho. W ogóle wydaje się, że mało kto tutaj zagląda, a na cmentarzu rośnie sporo zielska. Z zewnątrz resztki malowideł uchowały się jedynie przy oknach.

Obrazek

Drugi kościół położony jest kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe. Należy nieco odbić z głównej drogi krajowej: do wioski Densuș (Demsus, Demsdorf) prowadzi boczna, ale bardzo dobrej jakości szosa. Ponieważ ruchu praktycznie brak, to co jakiś czas staję, aby zrobić zdjęcia okolicznych gór, zdaje się, że to pasmo Retezat. Jest duszno, parno, a górne partie skryte są w chmurach.

Obrazek
Obrazek

Kościół w Densuș przypomina mi zabawkę złożoną przez gigantyczne dziecko z różnych, nie do końca pasujących do siebie elementów!

Obrazek

Żeby odpowiedzieć na pytanie jaki jest stary, muszę najpierw napisać o czymś pozornie kompletnie nie związanym ze świątynią, a mianowicie o... pochodzeniu Rumunów! Istnieją dwie główne teorie na ten temat, wzajemnie się wykluczające. Pierwsza, tzw. "dako-rzymska", twierdzi, że Rumuni to bezpośredni potomkowie starożytnego ludu Daków i Rzymian, którzy ich podbili, potem utworzyli na ich terenie rzymską prowincję, a po półtora wieku wycofali się za Dunaj. Jest ona bardzo popularna w samej Rumunii, bo dzięki niej udowadnia się, iż Rumuni, choć pod innymi nazwami, byli tu "od zawsze" i zachowują ciągłość osadniczą. Dla odmiany rzadko brana jest na poważnie poza granicami kraju; jeden z amerykańskich historyków stwierdził, że ma ona tyle wspólnego z prawdą, co ewentualne oświadczenie Ronalda Reagana, iż pochodzi od Pocahontas :D. Wskazuje się, że źródła milczą o obecności przodków Rumunów po upadku administracji rzymskiej i wspominają o nich dopiero prawie tysiąc lat później, w XII i XIII wieku. Okres rządów rzymskich był także zbyt krótki, aby na trwale zromanizować miejscową ludność. Dodatkowo wydawać się też może nieprawdopodobne, że zromanizowani mieszkańcy prowincji oraz żyjący tu obywatele rzymscy nie skorzystali z możliwości wycofania się razem z rzymskim wojskiem i zostali w "dziczy", narażając się na ataki barbarzyńców. Druga teoria zwie się "imigracyjną": według niej Rumuni są potomkami zromanizowanych ludów podbitych przez Rzymian, lecz przybyli tu zza Dunaju, z terenów dzisiejszej Bułgarii, Macedonii, Kosowa i to dopiero po X wieku albo jeszcze później. Powodem wędrówki miało być zagrożenie ze strony kolejnych bałkańskich ludów, natomiast Karpaty dawały pewną ochronę, więc emigranci osiedlali się głównie w górach, dając początek Wołochom. Migrując wchłaniali przedstawicieli innych plemion, a na miejscu mogli zasymilować resztki ludności dackiej żyjącej na tych ziemiach, lecz nie była ona czynnikiem dominującym. Innymi słowy: Rumuni nie pochodzą od Rzymian, praktycznie nie pochodzą od Daków, ale są mieszanką wielu dawnych ludów, w tym Słowian. Co ciekawe, w przypadku obu teorii powołuje się na kwestie lingwistyczne, które mają popierać raz jedną, a raz drugą opcję.
Dyskusja na ten temat przypomina tę o pochodzeniu Słowian na terenie Polski i może wydawać się śmieszna w XXI wieku, ale to poważna sprawa, zwłaszcza w sporze z Węgrami o to, kto ma większe prawo do Siedmiogrodu i innych, dawniej madziarskich ziem. Nie przez przypadek teoria "dako-rzymska" pojawiła się w okresie rumuńskiego odrodzenia narodowego i stała się mitem założycielskim formowania nowego narodu i języka. Faktem natomiast jest, że gdy Węgrzy weszli do Transylwanii i przyłączyli ją do swego królestwa, to nie istniała tu żadna organizacja państwowa ani nawet plemienna, a tereny te były bardzo rzadko zaludnione.
Nie zmienia to faktu, że jak Rumunia długa i szeroka mamy pełno pomników nawiązujących do domniemanego dackiego i rzymskiego pochodzenia, wiadomo bowiem, że legendy sprzedają się najlepiej.

Dlaczego ja w ogóle o tym piszę? Bo tutaj, przy średniowiecznym kościele, wielka polityka odcisnęła małe piętno. Właściciel świątyni, rumuński kościół prawosławny, lansuje teorię o tym, że obiekt ten to dawne pogańskie sanktuarium z czasów rzymskich, które Dakowie (w domyśle: wcześni Rumuni) zaadaptowali na kościół chrześcijański, ma więc ono prawie dwa tysiące lat. Ponoć nie zgadza się na dokładne prace archeologiczne, które mogłyby potwierdzić lub - co bardziej prawdopodobne - odrzucić tę teorię. Naukowcy w większości są zgodni, że taka datacja to bzdura. Kościół ma być średniowieczny, powstał w XII lub XIII wieku, co i tak czyni go jednym z najstarszych w Rumunii. Jego głównym elementem jest kwadratowa nawa nad którą wznosi się wieża, natomiast boczną kaplicę dodano później i obecnie nie posiada dachu. Układ świątyni jest nietypowy dla tej części Europy i przypomina obiekty ormiańskie.

Obrazek

Nie sposób nie zauważyć znacznej ilości antycznych elementów, których użyto do budowy: widać rzymskie kolumny, słupy, nagrobki, bloki kamienne z inskrypcjami, cegły, fragmenty akweduktu. Pochodzą z oddalonych o kilka kilometrów ruin stolicy rzymskiej prowincji Ulpia Traiana Sarmizegetusa (kiedyś też już ją zwiedzaliśmy).

Obrazek
Obrazek

Rolę okien pełnią rzymskie studzienki ściekowe :).

Obrazek

Densuș jest lepiej przygotowane na turystów niż Strei: dojazd był nieźle oznaczony, przed terenem kościelnym znajduje się niewielki parking, a także dwa drewniane wychodki. Co najważniejsze: cerkiew jest otwarta. Nadal odprawia się tu liturgię, co po raz kolejny czyni świątynie wyjątkową. Wnętrza są malutkie, z trudem mieszczą kilka osób. Wypełniają je cztery filary z rzymskiej układanki (na jednym z kamieni zachował się rysunek konia). Po usunięciu antycznych inskrypcji zostały w XV wieku pokryte malowidłami.

Obrazek
Obrazek

Trochę turystów się tu kręci (ale nie ma mowy o tłumach), a w środku można kupić dewocjonalia i pamiątki. Nabywamy świeczkę, którą tradycyjnie od razu zapalam oraz... butelkę klasztornego wina ;).

O ile kościół w Strei mógł być początkowo katolicki, o tyle tu mamy od początku do czynienia z cerkwią, przy czym od czasów reformacji aż do XIX wieku pełnił on rolę świątyni kalwińskiej, w związku z czym malowidła pokryto tynkiem. W pewnym momencie był tak zniszczony, że mieszkańcy chcieli go zburzyć, ale został uratowany przez władze austro-węgierskie i już w 1870 roku ogłoszono go zabytkiem. Dziś oczekuje na wpisanie go na Listę Dziedzictwa UNESCO.

Obrazek

Zabudowa wioski, liczącej niecałe czterystu mieszkańców.

Obrazek

Zaglądam na ogrodzony płotem trawnik położony za drogą. Okazał się zaniedbanym węgierskim cmentarzem. Kilka porozwalanych nagrobków i jeden zachowany ze słabo czytelną inskrypcją - kobieta zmarła w 1868 roku.
W czasach habsburskich mieszkało tu kilkudziesięciu Madziarów, obecnie miejscowość jest prawie całkowicie rumuńska.

Obrazek

W furtce na cmentarz leży kot z gatunku towarzyskich pieszczochów. Chodzi wszędzie za nami, czai się pod wychodkiem i domaga głaskania. Na parkingu leży drugi. Mało brakowało, aby przejechali go terenówką Czesi, którzy tak manewrowali wozem, jakby robili to pierwszy raz w życiu. Jak już sobie Pepiki pojechali, to oba koty dostały saszetkę mokrej karmy do podziału ;).

Obrazek
Obrazek

Nieśpiesznie wracamy do głównej drogi. W górach nadal się kłębi, można odnieść wrażenie, że szaleją tam pożary.

Obrazek

Coś nam stuka w bagażniku, więc zatrzymujemy się, aby przepakować bagaże. W ten oto sposób przypadkowo odkrywam kościół ewangelicki w wiosce Peșteana (Nagypestény). Był używany przez węgierską społeczność religijną do końca ostatniego stulecia, ale potem zabrakło wiernych.

Obrazek

Fajne malowanie mostów: żółty i niebieski w połączeniu z czerwonymi kwiatami tworzą kolory rumuńskiej flagi.

Obrazek

Wracam na drogę krajową i muszę napisać, że od początku jestem mile zaskoczony jazdą. Dziewięć lat temu pokonywaliśmy tę samą trasę na południe i pamiętam, że jechało się źle, był duży ruch, setki ciężarówek. A dziś tirów prawie nie ma, poruszamy się bardzo płynnie, choć uważać trzeba, bo w wielu nieoczywistych miejscach czai się policja. W pewnym momencie widzę leżącą na środku jezdni zmasakrowaną sarnę, a za zakrętem stoi samochód z równie zmasakrowanym przodem. Do wypadku musiało dojść chwilę wcześniej, pasażerowie nerwowo dzwonią po pomoc.

Z Siedmiogrodu wjechaliśmy do Banatu. Jedną z pierwszych mijanych miejscowości jest Obreja (Obrézsa, Obrescha). Kojarzę ją sprzed lat z powodu nazwy. Zatrzymuję się na chwilę, aby zrobić zdjęcie Pomnika Poległych oraz szkoły, pod którą przesiadują cygańskie rodziny.

Obrazek
Obrazek

Im dłużej jedziemy, tym więcej pojawia się czystego nieba. Robi się też coraz cieplej: trzydzieści stopni przekroczyliśmy jeszcze przed południem, teraz temperatura zbliża się do czterdziestki.

Obrazek

Po szesnastej dolina, w której jechaliśmy, nagle się rozszerza a potem urywa i oto przed nami Dunaj! Za każdym razem gdy go widzę, to rozpiera mnie radość. W tym roku nie będziemy nad morzem ani nawet nad dużym jeziorem, więc rolę przedstawiciela wód pełnią rzeki. Dunaj jest tu szeroki, co jest efektem budowy hydroelektrowni z zaporami.

Obrazek
Obrazek

Do końca jazdy mamy jeszcze kilkanaście kilometrów. Skręcamy na południowy-zachód. Mijamy pierwszą elektrownię: Żelazne Wrota I, wspólny projekt komunistów z Rumunii i Jugosławii (Porțile de Fier I, Đerdap I). Jest to największa zapora na całym Dunaju i jedna z największych elektrowni wodnych w Europie.

Obrazek

Kawałek dalej korek na drodze w stronę przejścia granicznego ulokowanego na zaporze: ciężarówki całkowicie zablokowały możliwość przejazdu do Serbii!

Obrazek

Potem główna szosa odbija od rzeki. Spoglądam na termometr: czterdzieści jeden stopni! Okolica całkowicie wysuszona, w tle bije w niebo wysoki słup dymu, gdzieś coś mocno się pali.

Obrazek

Zaglądamy do wioski Cerneți, w której miał być dwór, klasztor i trzy ciekawe kościoły. Znaleźliśmy jedną trzecią z tych obiektów. Klasztor jest, ale mniszki schowały się za zamkniętą bramą i płotem, zza którego nic nie widać. Bardziej dostępna jest cerkiew św. Mikołaja (Biserica Sf. Nicolae) z końca XVIII wieku.

Obrazek
Obrazek

Wnętrza świątyni są zamknięte, ale można podziwiać freski w przedsionku.

Obrazek
Obrazek

Obok wychodka odbył się jakiś czas temu pogrzeb. Wielkość wieńców robi wrażenie.

Obrazek

Z Cerneți jest już kawałeczek do miasta o złożonej nazwie Drobeta-Turnu Severin. Stolica okręgu (odpowiednik powiatu) oraz jeden z największych portów Rumunii. Obawiałem się, że dotrzemy tu dopiero późnym wieczorem, ale już o siedemnastej trzydzieści stajemy pod pensjonatem. Telefon do właścicielki i po chwili prowadzi nas na poddasze, gdzie możemy wybrać sobie pokój do spania. Dobrze, że w każdym jest sprawna klimatyzacja...
Widok z okna mamy na główną, trzypasmową drogę, na której praktycznie brak ruchu, jest za ciepło.

Obrazek

Po szybkim prysznicu ruszamy na miasto. I tu taka ciekawostka: Cerneți oraz Drobeta-Turnu Severin to jedyne miejsca podczas wakacyjnego wyjazdu, które nie leżą na terenie dawnych Austro-Węgier. Wyjechaliśmy z Banatu i znaleźliśmy się w Oltenii, będącej częścią Wołoszczyzny. Nawet przed Wielką Wojną było to terytorium Rumunii. Wszystkie poprzednie i późniejsze miejscowości leżały w państwie Habsburgów, co pozwala sobie uzmysłowiać jak ogromny był to kraj.

W starożytności znajdował się tu rzymski obóz Drobeta. Jeszcze o nim wspomnę, ale jego istnienie stało się powodem, że w 1972 roku do dotychczasowej nazwy dodano jego nazwę tworząc językowego dziwoląga. Pomysłodawcą był nie kto inny, tylko Nicolae Ceaușescu, gorący zwolennik teorii "dako-rzymskiej". Co więcej słowo "severin" łączono z rzymskim cesarzem Septymiuszem Sewerem, ale prawdopodobnie pochodzi ono od słowa "sever", czyli "północ". Pełnej nazwy praktycznie nikt w życiu codziennym nie używa (podobnie jak w przypadku Kluż-Napoki), skracają ją do Turnu Severin lub po prostu Severin.
W średniowieczu przez pewien czas rządzili tu Węgrzy, budując nad brzegiem Dunaju twierdzę. W XVI wieku zdobyli ją Turcy, mieszkańcy osady przenieśli się do odwiedzonego wcześniej Cerneți. W XIX wieku założono miasto od nowa, zasiedlając ją ludnością z Cerneți. Wybudowano port, ulice wytyczono według dokładnego planu, dlatego większość z nich jest prosta jak strzała. Na drugim zdjęciu widać stuletnią wieżę wodną.

Obrazek
Obrazek

Ulice są puste, chyba nadal za gorąco. Nieśpiesznie idziemy do pobliskiego centrum. Jeden z większych budynków to prawosławna katedra: dość nowa, ale z pięknym, gigantycznym ikonostasem! W środku trwa nabożeństwo dla garstki osób.

Obrazek
Obrazek

Niedaleko kościoła zaparkował kamper, lecz turystów zagranicznych raczej tu nie spotkamy. Zaglądamy do parku, gdzie również pustki. Na jego środku stoi statua cesarza Trajana, w końcu to prawie rodak Rumunów ;).

Obrazek

Port i stocznię wybudowali Austriacy, co ściągnęło wielu cudzoziemców. Turnu Severin na przełomie XIX i XX wieku było miastem kosmopolitycznym, najwięcej osób mówiło po niemiecku, rumuński zajmował drugie miejsce. Mieszkali tu również Węgrzy, Włosi, Czesi, Serbowie, Żydzi i jeszcze kilka innych nacji, liczni byli ewangelicy i katolicy. Dziś to już tylko pieśń przeszłości, po której zostało nieco klasycystycznych i secesyjnych budynków. Przykładem jest teatr, obecnie Pałac Kultury (Palatul Culturii). Przed nim całkiem współczesna atrakcja: ogromna obrotowa fontanna (Fântâna Cinetică).

Obrazek

Fasada pobliskiego bloku lekko spękana.

Obrazek

Schodzimy nad Dunaj. Ruiny twierdzy podczas ostatniego remontu tak odpicowano, że rezygnujemy z ich zwiedzania. Pod murami spotykamy wreszcie ludzi: cała rodzina nabiera wodę do kilku baniaków.

Obrazek

Na drugim brzegu Bałkany, Serbia i inna strefa czasowa. Zawsze mnie fascynowało jak granica pozwala wyznaczać tak różniące się od siebie światy. W tym przypadku dzieli je około siedmiuset metrów wody.

Obrazek

Za szosą biegną tory. Część jest używana, zresztą gdzieś w tle słychać łomot lokomotywy. Z Turnu Severin można pojechać m.in. do Bukaresztu, są trzy kursy dziennie, podróż trwa sześć do siedmiu godzin. Niektóre tory są zarośnięte i prowadzą w port, gdzie widzę kuter rumuńskiej straży granicznej. A daleko w tle nadal unosi się słup dymu.

Obrazek

Centrum otaczają parki, ale większość z nich jest odgrodzona taśmami i zapuszczona.

Obrazek

Miejscowa wariacja na temat Kolumny Trajana z Rzymu oraz niezmiennie opustoszałe ulice.

Obrazek
Obrazek

Uznaliśmy, że pora byłoby coś zjeść i w tym momencie zaczynają się problemy. Kiedyś można było chodzić w tak dużym mieście w ciemno i zawsze znalazłoby się coś swojskiego, teraz bywa z tym różnie. Miałem wyszukaną restaurację z rumuńską kuchnią, lecz okazała się działać do... siedemnastej. Fajne godziny pracy. Wyszukaliśmy inną, położoną w budynku zabytkowej hali targowej, ponoć czynną do północy. Już z daleka nie podobają mi się zwinięte stoliki, zaglądam do środka... pusto, ciemno, tylko jakiś chłopak siedzi na barze i bawi się gitarą.
- Przepraszam, jest otwarte? - zagaduję nieśmiało.
- Mam to gdzieś! - rzucił z głupawym uśmiechem i wrócił do szarpania strun. Potem doczytaliśmy, że te miejsce to jakieś połączenie burdelu i pralni brudnych pieniędzy.

Wracamy w okolice teatru: tam na deptaku było kilka czynnych lokali, ale głównie międzynarodowe standardy - pizza, kebab i tym podobne. Jedna wygląda bardziej rumuńsko, ale zaczynają składać parasole.
- Otwarte? - pytam.
- Oczywiście, przecież dopiero dwudziesta - mówi zdziwiona kelnerka.
No tak, słońce schowało się za budynkami, parasole stały się niepotrzebne, a mieszkańcy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wyszli na ulice, z każdym kwadransem coraz bardziej licznie. Martwe miasto nagle cudownie ożyło! Z tej okazji stuknęliśmy się kufelkami!

Obrazek

Dostajemy menu.
- Jest tylko po rumuńsku, przetłumaczcie sobie za pomocą smartfona - rzucił po angielsku kelner i poszedł. Chyba naprawdę turyści zagraniczni rzadko tu zaglądają... Co prawda nazwy dań znamy na tyle, że nie musieliśmy się uciekać do pomocy techniki, ale przerzucanie kolejnych czynności na telefony i aplikacji jest coraz bardziej irytujące. Dobrze chociaż, że nie kazał nam skanować kodu QR, jak w Timișoarze.
Dań z kuchni rumuńskiej prawie tu nie ma, ale nie narzekajmy: zamawiam crispy z kurczaka z grubymi frytkami, a Teresa owoce morza, które od biedy można uznać za produkt miejscowy. Piwo na pewno było rumuńskie. Podczas posiłku nie mogło zabraknąć ocierającego się o nogi głodomora.

Obrazek

Napełniwszy brzuchy nie zamierzamy jeszcze wracać do pensjonatu. Przechodzimy obok kolejnych przybytków, które jeszcze godzinę temu były kompletnie puste.

Obrazek

Obok zamkniętej restauracji jest czynna spelunka. Klasyczna, zewnętrzny ogródek słabo oświetlany kilkoma lampami. Miejscowi robią wielkie oczy na nasz widok, ale pełna kultura. Zapytuję barmana, czy mają palinkę. Drapie się po głowie.
- Niee, my pijemy wódkę albo whisky - wskazuje półki za sobą.
W takim razie zostaniemy przy piwie - kosztowało 8 lei.

Obrazek

Dzień jest jeszcze młody, więc kręcimy się po parku i przy fontannie błyskającej kolorami, kupujemy lody. Życie kwitnie, zaczyna się weekend.

Obrazek
Obrazek

Odprowadzam Teresę do pensjonatu, jeszcze mi mało włóczenia się. Zaglądam do pewnej knajpki mijanej po drodze. Ludzi multum. Kelnerka w szoku.
- Turysta? - zagaduje po angielsku. - Skąd przyjechałeś? Dzięki, że chciało ci się odwiedzić Severin.
Cała przyjemność po mojej stronie. Potem zachodzę na pobliskie osiedle, przemykam między blokami i samochodami. Cicho i pusto.

Obrazek

Przed snem oglądam rumuńską wersję Familiady - prowadzi ją Murzyn. Ach, ta globalizacja. A na dobicie film z lat 70. o rzymskim centurionie, który uciekł z zasadzki Daków i przygarnęła go dzielna Daczka/Daczynka. Jak się można było domyślić owocem przygarnięcia był romans i potomstwo. Tu chyba wszystko kręci się wokół dako-rzymskiej tematyki ;).

Na zdjęciu nasz pensjonat: spaliśmy w pokoju na drugim piętrze po prawej stronie.

Obrazek

Rano uderzam do piekarni po śniadanie. Przeszedłem kilkaset metrów i wróciłem mokry jak świnia. Prognoza nie pozostawia złudzeń: będzie jeszcze cieplej niż wczoraj! Pogodynka ostrzega, że nawet noce nie przyniosą ochłody.

Obrazek

Przyglądamy się okolicznym domom i zastanawiamy się, czy mają jakiś ogródek do schronienia się w cieniu. Nie mają: podwórka są małe, wybetonowane i zajmowane przez garaże lub szopy. Zieleń to pojedyncze drzewa albo pnącza.

Obrazek

O dziewiątej jest ponad trzydzieści stopni. Podjeżdżamy autem pod muzeum, na terenie którego znajdują się pozostałości Drobety. Spotykamy tam jedyną zagraniczną turystkę, zdaje się, że Brytyjkę. Przemieszcza się na rowerze i chciałaby swoje dwa kółka z bagażami gdzieś bezpiecznie zostawić, okazuje się jednak, że to problem. W gmachu wejściowym nie można, na terenie muzealnym też nie bardzo, w końcu strażnik łaskawie zgadza się, aby oparła sprzęt o drzewo.

Rzymianie wybudowali swój warowny obóz na początku II wieku, za czasów panowania cesarza Trajana. Trwały wojny rzymsko - dackie, tutejszy posterunek był pierwszym na terenie Dacji. Położony w strategicznym punkcie, na styku dróg lądowych i rzecznych, stąd ruszały rzymskie legiony na podbój głębi kraju. Wokół fortu powstało miasto, które w szczytowym momencie zamieszkiwało czterdzieści tysięcy osób (połowę tego co dzisiaj w Turnu Severin na znacznie większym obszarze). W latach 70. III wieku Rzymianie uznali, że nie są w stanie utrzymać prowincji przy ciągłym germańskim naporze i niskich dochodach z podatków. Nastąpiła ewakuacja rzymskiej armii i administracji za Dunaj; prawdopodobnie miała być tymczasowa, ale okazała się trwała (rumuńscy historycy twierdzą, że część rzymskiej administracji została i - co za niespodzianka - połączyła się z Dakami). Rzym pozostawił jednak na północnym brzegu Dunaju kilka fortów, w tym Drobetę, tak więc życie toczyło się tu nadal bez większych zmian. Co prawda najazd Hunów przyniósł duże zniszczenia, lecz ostateczny koniec Rzymu, a później Bizancjum, nastąpił w Drobecie dopiero po najeździe Awarów w 7. stuleciu. Był to jedyny fort użytkowany tak długo, przez pięć wieków.

Z punku widzenia turysty zachowane antyczne ślady nie są zbyt imponujące. Rzymski amfiteatr to głównie dziura w ziemi, a odkryto go niedawno, bo w 2010 roku. Być może przy rozbiórce jakiegoś budynku.

Obrazek
Obrazek

Teren palestry, czyli budynku do ćwiczeń. W średniowieczu używany jako cmentarz, stąd krzyż.

Obrazek

Obok stały łaźnie, bez których Rzymianie nie wyobrażali sobie życia. Wybudowano je na dwóch poziomach. Z daleka wyglądają okazale, z bliska widać, że zdecydowana większość to rekonstrukcja: oryginalne elementy położone są poniżej różowej linii. Z jednej strony pozwala to spróbować sobie wyobrazić tamte czasy, z drugiej zabija moje próby obcowania z antykiem.

Obrazek
Obrazek

Nie odkryto zbyt wiele śladów po mieście cywilnym, niemal wszystko to relikty fortu, który z biegiem lat coraz bardziej się rozbudowywał i umacniał. W przypadku jego głównej części Rumuni poszli na całość i jakiś czas temu w unijnym projekcie całkowicie zrekonstruowali siatkę ulic i zarysy budynków. Oryginalnych elementów jest tu tyle, co cienia.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Obóz powstał, aby chronić prawdziwy cud rzymskiej architektury - most Trajana. Podobno wybudowano go w rok. Składał się z dwudziestu kamienno-ceglanych filarów połączonych drewnianymi przęsłami, które w razie ataku wroga można było spalić. Mierzył tysiąc sto metrów (dziś Dunaj jest o trzysta metrów węższy), był wysoki na prawie dwadzieścia (od powierzchni rzeki, mogły pod nim przepływać statki) i szeroki na kilkanaście. Z obu stron chroniły go forty, wchodziło się na niego przez łuki triumfalne.

Obrazek

Nie wiadomo jak długo przetrwał most w swojej pierwotnej formie: niektóre źródła twierdzą, że drewniane przęsła kazał rozebrać już Hadrian, następca Trajana, inne, że nastąpiło to w czasie opuszczenia Dacji, jeszcze inne, że długo później zniszczyła go natura. Filary odkryto dla masowej wiedzy dopiero w XIX wieku, gdy Dunaj miał rekordowo niski poziom. Dwa wyburzono, bo blokowały żeglugę, część została zmyta przez silne prądy. Być może siedem z nich nadal istnieje zalane przez spiętrzone wody, ale zobaczyć można tylko dwa przyczółki na obu brzegach. Kiedyś usiłowałem dostać się do tego w Serbii, ale pobłądziłem, teraz udaje mi się popatrzeć na ten rumuński. Nie jest tego dużo, ale to w końcu prawie dwa tysiące lat!

Obrazek
Obrazek
Obrazek

W oddali widać serbski filar. Dostępny bezpłatnie, tutaj trzeba wykupić bilet. Obejmuje on także muzeum, na które nie mamy dziś czasu. Most Trajana obecny jest na kolumnie Trajana w Rzymie, stąd mniej już dziwią jej rumuńskie kopie i pomniki cesarza.

Obrazek

Budynek muzeum jest całkiem ładny. Na trawniku leżą resztki starożytnych kamieni, kawałek dalej pomacałem kolumnę.

Obrazek
Obrazek

Most Trajana i inne rzymskie artefakty były głównymi powodami, który przywiodły nas do Turnu Severina. Na zakończenie wizyty zajeżdżamy pod hipermarket na ostatnie większe zakupy. Wybrałem Kauflanda, bowiem przy tych sklepach zawsze znajdują się bufety z prostym i tanim jedzeniem z grilla. Mięso w rozmaitych formach, w tym klasyczne mici, które dopiero teraz udało mi się zjeść. Ostatnio w czasie dyskusji na jednej z grup wiele osób wyśmiało takie miejsca, że to syf, kiła i mogiła, ale zawodowi kierowcy nie mogą się mylić: zawsze kręci się ich tam pełno, do tego różne babcie, dziadki i w ogóle wszyscy, więc przy takim przemiale jest szansa na świeże produkty.

Obrazek

Podczas konsumpcji przyglądam się punktowi skupu opakowań do napojów. Nie idzie to zbyt sprawnie.

Obrazek

Wyjeżdżamy na zachód, w stronę Banatu. Na środka ronda spotykamy model przęsła Mostu Trajana.

Obrazek

Żegnamy Turnu Severin przy witaczu. A dalej... zakaz trąbienia. Może Dunaj tego nie lubi?

Obrazek
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Sebastian
Posty: 6876
Rejestracja: 2017-11-09, 17:18
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Sebastian » 2025-10-18, 20:23

Bardzo ciekawa pierwsza część kolejnej części, interesujące kościoły w Strei i Densus oraz dużo wnikliwego tekstu do poczytania. Potem już nie jest tak wciągająco.
Awatar użytkownika
buba
Posty: 6703
Rejestracja: 2013-07-09, 07:07
Lokalizacja: Oława
Kontakt:

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: buba » 2025-10-18, 23:06

Pierwszy z nich znajduje się w miejscowości Strei.


Wchodziliscie do środka? Fajne są tam freski z wyłupiastymi oczami!

Nabywamy świeczkę, którą tradycyjnie od razu zapalam oraz... butelkę klasztornego wina ;).


A wino dobre mieli? Bo takie klasztorne to chyba powinno byc takie jak domowe?

Miałem wyszukaną restaurację z rumuńską kuchnią, lecz okazała się działać do... siedemnastej. Fajne godziny pracy.


Całkiem normalne - jak bar mleczny, gdzie miejscowi przychodza na obiad.

Potem zachodzę na pobliskie osiedle, przemykam między blokami i samochodami. Cicho i pusto.


W tym niskim budynku pośrodku zdjecia by pasowala spelunka! :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"



na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-18, 23:09

Sebastian pisze:Potem już nie jest tak wciągająco.


napij się, a nie marudź :P
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Awatar użytkownika
Pudelek
Posty: 8801
Rejestracja: 2013-07-08, 15:01
Lokalizacja: Oberschlesien

Re: Triplex Confinium - na trójstyku HUN, ROM i SRB

Postautor: Pudelek » 2025-10-18, 23:11

buba pisze:
Wchodziliscie do środka? Fajne są tam freski z wyłupiastymi oczami!

gdybyśmy weszli to bym o tym napisał ;)

A wino dobre mieli? Bo takie klasztorne to chyba powinno byc takie jak domowe?

w sumie nie wiem, bo kupiliśmy je dla moich rodziców i jeszcze nie piliśmy


Całkiem normalne - jak bar mleczny, gdzie miejscowi przychodza na obiad.

bar mleczny to bar, a restauracja to restauracja. Reklamowali się i wyglądali jak to drugie, działali jak pierwsze. Poza tym jednak Rumunii do knajp wychodzą głównie wieczorami, jak robi się chłodniej.


W tym niskim budynku pośrodku zdjecia by pasowala spelunka! :D

to już byłby nadmiar szczęścia, trzecia spelunka w ciągu jednego wieczoru! :D
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości