Nasz hotel mieści się nieco niżej, ale widać spod niego Tatry wychylające się nad Suchowiańskim Wierchem. Gospodyni częstuje nas pyszna cytrynówką domowej roboty, potem jemy kolację, a ja aż do zachodu słońca kilkukrotnie wychodzę na łąkę obok hotelu. Światełko jest bardzo ładne do samego końca.
Po kolacji jedziemy na Suchowiański Wierch na ognisko i pieczenie kiełbasek. Choć jest ciepło, wspomagamy się malinową góralską herbatką.
Wracamy do hotelu, tam czeka dalszy ciąg imprezy. Rozpoczynają go gry i zabawy z kapelą góralską. Wygrywam konkurs kondycyjny na największą ilość przysiadów tanecznych góralskich, choć za konkurencję mam m.in. piątkę młodzieży w wieku 30-. Nie jest źle
Rano ma się zepsuć pogoda, ja już wcześniej zapowiadałem, że po śniadaniu wracam do Krakowa. O ósmej rano świeci piękne słońce, nikt mi nie wierzy, że za godzinę ma padać, a wtedy ma przyjechać busik zabrać ekipę na wycieczkę na Rusinową Polanę. Pogoda się błyskawicznie zmienia.
O dziewiątej zaczyna padać. Ja zgodnie z obietnicą rozintegrowuję sie z grupą jadącą na Rusinkę. Wracam do Krakowa. Miałem jeszcze nadzieję, że może zajrzę na krokusowe łączki w Dzianiszu, ale zaczyna na tyle mocno padać, że odpuszczam i wracam prosto do Krakowa. Pierwszy raz jadę nowootwartym odcinkiem dwuapasmówki omijającym Klikuszową. Jedzie się znakomicie - godzina i piętnaście minut z Nowego Targu do domy. Coraz bliżej mam w tamtejsze góry
