Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Ja tam relację buby bardzo lubię. Nie zawsze zgadzam się z poglądami, ale są zupełnie inne, mało jest nazw geograficznych, historii. Często są bardzo nieoczywiste miejsca, bo kto zwiedza miasta po starych terenach kolejowych, ruinach czy bunkrach? Czasem jak czytam relację z niby znanych miejsc to ciężko jest mi odtworzyć trasę Czasem jak mi się spodoba jej trasa to sobie odpalam mapę i próbuję rysować, którędy mniej więcej mogła iść. Opisy u buby to głównie uczucia, przeżycia, śmieszne przygody czasem narzekanie, ale kto z nas nie narzeka? Tym bardziej na tłumy w górach
A jak ktoś lubi odlskulowo z mapą z 2004 r., z wielkim plecakiem, z ogniskiem i biwakiem na dziko, w ciężkich butach, bawełnianych ubraniach to źle? Sam mam papierowe mapy sprzed kilkunastu lat i też z nich korzystam, aczkolwiek wspomagam się mapami.cz.
A jak ktoś lubi odlskulowo z mapą z 2004 r., z wielkim plecakiem, z ogniskiem i biwakiem na dziko, w ciężkich butach, bawełnianych ubraniach to źle? Sam mam papierowe mapy sprzed kilkunastu lat i też z nich korzystam, aczkolwiek wspomagam się mapami.cz.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Ja tam relację buby bardzo lubię.
Zatem ogromnie się cieszę i polecam na przyszlosc!
Czasem jak mi się spodoba jej trasa to sobie odpalam mapę i próbuję rysować, którędy mniej więcej mogła iść.
Ja czesto po powrocie z wyjazdu tez tak robię - otwieram mapy i próbuje odtworzyć którędy to myśmy szli/jechali? Mimo ze staram się na bieżąco (codziennie wieczorem) zanotowac w zeszycie najwazniejsze rzeczy - to nie zawsze się to udaje Mam np. zdjęcia dwóch opuszczonych pałaców na pograniczu dolnoślaskiego i lubuskiego, gdzie nie doszłam do tego gdzie one były. Az pytałam w necie na róznych grupach, ale tez się nie udało. Widac to jakieś pałace widmo A toperz to w ogóle nie zwraca uwagi na żadne nazwy, tak jakby w ogóle nie zaśmiecał sobie nimi pamięci. Aż się go zapytałam teraz gdzie bylismy w sierpniu to powiedział, że "gdzieś tam w Beskidach"
To by było dopiero jakby taki toperz zaczał relacje pisac! To tylko do działu "zagadki"
Sam mam papierowe mapy sprzed kilkunastu lat i też z nich korzystam, aczkolwiek wspomagam się mapami.cz.
Ja też się nieraz wspomagam mapami elektronicznymi - zaznaczam nieraz punkty na maps.me i tak szukam np. sztolni czy jakiś konkretnych miejsc w czeskich skalnych labiryntach. Znalezienie lisiej nory w gęstym lesie tradycyjnymi metodami jest może nie niemożliwe ale bardzo czasochłonne i na jednym wyjezdzie bysmy znalezli 2 interesujące nas miejsca a nie 20. No ale w górach (zwłaszcza takich jak nasze) zazwyczaj nie jest to potrzebne i trudno się na dobre zgubić, wiec spokojnie można wędrować tak jak jest przyjemniej.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Docieramy w końcu na szczyt Koziejówki. Jest tu krzyż, ławeczka i widoczek, nieco ograniczony, ale jest.
Potem podążamy "szlakiem sadzonego jaja". Patrząc na mapę byłam bardzo ciekawa skąd się wzięła taka oryginalna nazwa? Ale widząc pierwszy znak na drzewie - już zapewne nikt nie ma wątpliwości
Kawałek dalej wychodzimy na łąki. Gdzieś tu planujemy zanocować.
Widać stąd wieżę na Malniku, na której byliśmy kilka godzin temu.
Sporo wystaje nad drzewa - zbudowali ją z dużym zapasem.
Pomni na dzisiejsze, poranne doświadczenia namiot umieszczamy pod osłoną zarośli. Na mięciutkim mchu, pomiędzy młodymi sosenkami.
Gdzieś z dołu łupie muzyka. Jakiś festyn albo mecz? Bo prawie cały czas słychać też jak się produkuje jakiś konferansjer - taki z gatunku tych, co nawijają sztucznie naszpikowanym emocjami głosem, podniecając się byle czym, byle tylko cały czas jazgotać jak z magnetofonu i nawet na chwilę się nie zamknąć. Szczęśliwie daleko to wszystko od nas - na tyle, że nie da się zrozumieć słów przemowy, słychać tylko szczekanie kolesia. Dzisiaj chyba cała wioska musi chodzić w stoperach w uszach albo opuścić swoje domy, bo próbuje sobie wyobrazić jaki tam na miejscu musi być wrzask. O 22 wszystko szczęśliwie cichnie, a nasz zagajnik pozostaje jedynie we władaniu świerszczy.
Wieczór spędzamy tak:
Siedzimy w trawie i gapimy się przed siebie
Śpi się cudowanie - na mięciutkim poszyciu, w zapachu żywicy. W zaciszu, gdzie nie wieje wiatr, a z rana nie budzi pełne słońce. Budzi nas budzik nastawiony na dziewiątą - coby nie przespać całego dnia. Uwielbiam ten moment jak otwieram oczy i widzę takie migoczące przebłyski słońca między gałęziami.
Pranie się suszy
A tak nas widać ze skraju łąki. Trzeba się dobrze wpatrzeć. Ze szlaku nie widać wcale.
A krok od namiotu widoczki:
Nawet jakieś Tatry wylazły!
A bliżej jeszcze lepsze widoki!
Zbieramy się nieśpiesznie, a śniadanko na mchu smakuje wybornie
Schodzimy do Złockiego roztrajdaną, zrywkową drogą. Przy bardziej mokrej pogodzie chyba się tu robi rwący, błotny strumień.
Cieniste lasy.
Nie wiem o co chodzi z tym plakatem? Może na bazie SKPB zrobili galerię sztuki nowoczesnej?
A w Złockim co? Niespodzianka! Remonty! Ale juz przynajmniej nie takie upierdliwe jak w Wojkowej, chociaż przejść się da...
Tuptając przez wioskę...
A to co za model traktora? Wygląda jak Ursus, ale ma z przodu gwiazdę jak radziecka lokomotywa!
W Złockim znajduje się droga, która mogłaby wygrać w konkursie na najbardziej czarną szosę w Polsce.
Taka smołą płynąca - nawet dzisiaj, gdy jest w porywach +24. I to nie jest przenośnia. Po ludziach zostają takie ślady.
A jak przejedzie auto to wręcz bryzgi.
Uciekamy, bo nie chcemy mieć tego na spodniach. Co tu się musi dziać jak jest taki upał z prawdziwego zdarzenia? Cieżko to sobie wyobrazić!
A do cerkwi wychodzi na to, że nie można wchodzić w butach! Trzeba przebierać pantofle? Czy na bosaka jak do meczetu? Tego jeszcze nie widziałam! Często nie tolerują golasów czy rozmawiania przez telefon - ale żeby butów??
Cerkiew ładnie się prezentuje na tle pogodnego nieba
Pobliski cmentarz w kamieniu i metalu.
Suniemy w stronę Jaworzyny fajnymi łąkami. Miałam nadzieję na jakieś zdjęcie bułeczek cerkwi na tle gór, ale niestety nawpierdzielali wszędzie willi, które skutecznie zasłaniają krajobraz.
Oddalamy się od wsi, więc rośnie ilość przyjemnych, przestronnych łąk.
Pylisto - trawiaste ścieżki, a wokół przestrzeń i zapach siana. Ciepły dzień, ale taki bardzo świeży, z wiatrem latającym po polach! Na kąpiele w jeziorze byłoby za chłodno, ale tak do dymania pod górę z plecakiem to w sam raz.
Mijamy miłe krzyże przydrożne - takie na rozstajach polnych dróg.
Trafił się też innego rodzaju krzyż - pamiątkowy, gdzie zginął czeski pilot.
Potem długo nie robię zdjęć. Idziemy leśnym tunelem i jest fest pod górę. Docieramy na maksymalnie zabudowany szczyt Jaworzyny Krynickiej - wyciągi, knajpy, pamiątki.
Trochę mi to przypomina Trościan z naszej wycieczki w 2017 roku ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... scian.html ), ale tam było fajniej - niższa zabudowa, bardziej budowata, no i latem wszystko wyludnione. Ale i tu o dziwo nie ma wielkich tłumów. Liczba ludzi jest całkiem akceptowalna. Wbijamy do jednej z knajp, żeby coś zjeść. Ja z moją rybą nawiązuję przed konsumpcją kontakt wzrokowy.
Owce i bacówki można sobie pooglądać przynajmniej na etykietach... Zawsze coś...
Potem robię solidną przepierkę w kibelku. Nabieram też wodę do 6 butelek. Robię to na raty, bo co wejdę do kibla - to ktoś ciągnie za klamkę. I ciągle się okazuje, że to ten sam gość. Nie wiem czy on też hurtowo pierze skarpety czy go goni w inny sposób, ale non stop zderzamy się w drzwiach.
Tam gdzie budynki nie zasłaniają czasem nawet mignie jakiś widoczek.
Nieraz widać w oddali coś dziwnego... To chyba jedna z tych "ścieżek w chmurach" czy jak to teraz zwą te zmutowane i przerośniete wieże widokowe? Myślę, że jakby to coś było opuszczone i można by na górnym piętrze rozbić sobie namiot... hmmm... to by całkiem trafiało w bubowe gusta! Może kiedyś?
Jakaś para prosi nas, żeby im zrobić zdjęcie na ławce w kształcie serduszka. W ramach wdzieczności postanawiają się zrewanżować i zrobić też nam. W sumie - czemu nie?
Zostawiamy za sobą to górskie miasto i kierujemy sie ku zielonym połaciom lasu. Póki co wzdłuż wyciągu, po takowej sztucznie usypanej skarpie...
A wieczór już za pasem...
cdn
Potem podążamy "szlakiem sadzonego jaja". Patrząc na mapę byłam bardzo ciekawa skąd się wzięła taka oryginalna nazwa? Ale widząc pierwszy znak na drzewie - już zapewne nikt nie ma wątpliwości
Kawałek dalej wychodzimy na łąki. Gdzieś tu planujemy zanocować.
Widać stąd wieżę na Malniku, na której byliśmy kilka godzin temu.
Sporo wystaje nad drzewa - zbudowali ją z dużym zapasem.
Pomni na dzisiejsze, poranne doświadczenia namiot umieszczamy pod osłoną zarośli. Na mięciutkim mchu, pomiędzy młodymi sosenkami.
Gdzieś z dołu łupie muzyka. Jakiś festyn albo mecz? Bo prawie cały czas słychać też jak się produkuje jakiś konferansjer - taki z gatunku tych, co nawijają sztucznie naszpikowanym emocjami głosem, podniecając się byle czym, byle tylko cały czas jazgotać jak z magnetofonu i nawet na chwilę się nie zamknąć. Szczęśliwie daleko to wszystko od nas - na tyle, że nie da się zrozumieć słów przemowy, słychać tylko szczekanie kolesia. Dzisiaj chyba cała wioska musi chodzić w stoperach w uszach albo opuścić swoje domy, bo próbuje sobie wyobrazić jaki tam na miejscu musi być wrzask. O 22 wszystko szczęśliwie cichnie, a nasz zagajnik pozostaje jedynie we władaniu świerszczy.
Wieczór spędzamy tak:
Siedzimy w trawie i gapimy się przed siebie
Śpi się cudowanie - na mięciutkim poszyciu, w zapachu żywicy. W zaciszu, gdzie nie wieje wiatr, a z rana nie budzi pełne słońce. Budzi nas budzik nastawiony na dziewiątą - coby nie przespać całego dnia. Uwielbiam ten moment jak otwieram oczy i widzę takie migoczące przebłyski słońca między gałęziami.
Pranie się suszy
A tak nas widać ze skraju łąki. Trzeba się dobrze wpatrzeć. Ze szlaku nie widać wcale.
A krok od namiotu widoczki:
Nawet jakieś Tatry wylazły!
A bliżej jeszcze lepsze widoki!
Zbieramy się nieśpiesznie, a śniadanko na mchu smakuje wybornie
Schodzimy do Złockiego roztrajdaną, zrywkową drogą. Przy bardziej mokrej pogodzie chyba się tu robi rwący, błotny strumień.
Cieniste lasy.
Nie wiem o co chodzi z tym plakatem? Może na bazie SKPB zrobili galerię sztuki nowoczesnej?
A w Złockim co? Niespodzianka! Remonty! Ale juz przynajmniej nie takie upierdliwe jak w Wojkowej, chociaż przejść się da...
Tuptając przez wioskę...
A to co za model traktora? Wygląda jak Ursus, ale ma z przodu gwiazdę jak radziecka lokomotywa!
W Złockim znajduje się droga, która mogłaby wygrać w konkursie na najbardziej czarną szosę w Polsce.
Taka smołą płynąca - nawet dzisiaj, gdy jest w porywach +24. I to nie jest przenośnia. Po ludziach zostają takie ślady.
A jak przejedzie auto to wręcz bryzgi.
Uciekamy, bo nie chcemy mieć tego na spodniach. Co tu się musi dziać jak jest taki upał z prawdziwego zdarzenia? Cieżko to sobie wyobrazić!
A do cerkwi wychodzi na to, że nie można wchodzić w butach! Trzeba przebierać pantofle? Czy na bosaka jak do meczetu? Tego jeszcze nie widziałam! Często nie tolerują golasów czy rozmawiania przez telefon - ale żeby butów??
Cerkiew ładnie się prezentuje na tle pogodnego nieba
Pobliski cmentarz w kamieniu i metalu.
Suniemy w stronę Jaworzyny fajnymi łąkami. Miałam nadzieję na jakieś zdjęcie bułeczek cerkwi na tle gór, ale niestety nawpierdzielali wszędzie willi, które skutecznie zasłaniają krajobraz.
Oddalamy się od wsi, więc rośnie ilość przyjemnych, przestronnych łąk.
Pylisto - trawiaste ścieżki, a wokół przestrzeń i zapach siana. Ciepły dzień, ale taki bardzo świeży, z wiatrem latającym po polach! Na kąpiele w jeziorze byłoby za chłodno, ale tak do dymania pod górę z plecakiem to w sam raz.
Mijamy miłe krzyże przydrożne - takie na rozstajach polnych dróg.
Trafił się też innego rodzaju krzyż - pamiątkowy, gdzie zginął czeski pilot.
Potem długo nie robię zdjęć. Idziemy leśnym tunelem i jest fest pod górę. Docieramy na maksymalnie zabudowany szczyt Jaworzyny Krynickiej - wyciągi, knajpy, pamiątki.
Trochę mi to przypomina Trościan z naszej wycieczki w 2017 roku ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... scian.html ), ale tam było fajniej - niższa zabudowa, bardziej budowata, no i latem wszystko wyludnione. Ale i tu o dziwo nie ma wielkich tłumów. Liczba ludzi jest całkiem akceptowalna. Wbijamy do jednej z knajp, żeby coś zjeść. Ja z moją rybą nawiązuję przed konsumpcją kontakt wzrokowy.
Owce i bacówki można sobie pooglądać przynajmniej na etykietach... Zawsze coś...
Potem robię solidną przepierkę w kibelku. Nabieram też wodę do 6 butelek. Robię to na raty, bo co wejdę do kibla - to ktoś ciągnie za klamkę. I ciągle się okazuje, że to ten sam gość. Nie wiem czy on też hurtowo pierze skarpety czy go goni w inny sposób, ale non stop zderzamy się w drzwiach.
Tam gdzie budynki nie zasłaniają czasem nawet mignie jakiś widoczek.
Nieraz widać w oddali coś dziwnego... To chyba jedna z tych "ścieżek w chmurach" czy jak to teraz zwą te zmutowane i przerośniete wieże widokowe? Myślę, że jakby to coś było opuszczone i można by na górnym piętrze rozbić sobie namiot... hmmm... to by całkiem trafiało w bubowe gusta! Może kiedyś?
Jakaś para prosi nas, żeby im zrobić zdjęcie na ławce w kształcie serduszka. W ramach wdzieczności postanawiają się zrewanżować i zrobić też nam. W sumie - czemu nie?
Zostawiamy za sobą to górskie miasto i kierujemy sie ku zielonym połaciom lasu. Póki co wzdłuż wyciągu, po takowej sztucznie usypanej skarpie...
A wieczór już za pasem...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Buba z toperzem w serduszku! Tego jeszcze nie było...
Bardzo miły nocleg Wam się trafił. I te falujące trawy... Musiało być fajnie!
Bardzo miły nocleg Wam się trafił. I te falujące trawy... Musiało być fajnie!
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Brakuje mi takiego widoku częściej, teraz wszystko w balach albo kostkach, a Kopka siana to jest coś, można sobie usiąść w jej ciniu, no i ten zapach
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Piknie wyglądacie! Jak rasowi wczasowicze!
Ta część relacji taka "ładna", mało "bubowa" Co zrobić, trudno. Tereny bardzo sympatyczne, Beskid Sądecki fajny jest.
Adrian pisze:Brakuje mi takiego widoku częściej, teraz wszystko w balach albo kostkach, a Kopka siana to jest coś, można sobie usiąść w jej ciniu, no i ten zapach
Mnie zastanawia coś innego: pakują rolnicy siano w takie białe plastikowe bele wielkości koła od traktoru, a potem te bele leżą i gniją. O co chodzi?
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Mnie zastanawia coś innego: pakują rolnicy siano w takie białe plastikowe bele wielkości koła od traktoru, a potem te bele leżą i gniją. O co chodzi?
To jest kiszonka, później to śmierdzące gówno daje się krową
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Buba z toperzem w serduszku! Tego jeszcze nie było...
Widzisz - każdy w tym roku spróbował czegoś nowego! Ty np. morskich rejsów a ja zdjęcia w serduszku.
Bardzo miły nocleg Wam się trafił. I te falujące trawy... Musiało być fajnie!
Bardzo! Chyba własnie w tym miejscu spało się najlepiej z całego wyjazdu!
Brakuje mi takiego widoku częściej, teraz wszystko w balach albo kostkach, a Kopka siana to jest coś, można sobie usiąść w jej ciniu, no i ten zapach
Też je uwielbiam, wiec jak gdzies zobacze to nie omieszkam obfocić. A jakby były gdzieś blizej to na bank bysmy posiedzieli przy nich, żeby się nawąchać!
Piknie wyglądacie! Jak rasowi wczasowicze!
Powinien tam być jeszcze kranik z taką wodą mineralną co wali zgniłym jajem!
Ta część relacji taka "ładna", mało "bubowa" Co zrobić, trudno.
Nie doceniłes ani błotnistej drogi, ani nawet tej smolistej! Ani dzwigów, ani beczek a nawet starego traktora! Buuuuu
Mnie zastanawia coś innego: pakują rolnicy siano w takie białe plastikowe bele wielkości koła od traktoru, a potem te bele leżą i gniją. O co chodzi?
To jest kiszonka, później to śmierdzące gówno daje się krową
Albo się porzuca te bele na swoim polu i leżą tam kilka lat. Żeby z drona/samolotu pole wyglądało na używane i dopłaty z unii nie cofnęli
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Przyjemne, ciepłe kolory późnego popołudnia kładą się po okolicach. Tuptamy ścieżkami czerwonego szlaku gdzieś na północny zachód od Jaworzyny Krynickiej.
Góra zwana Czubakowska na mapie była oznaczona jak polana. Lubimy polany. Idziemy sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam dogodnego miejsca na biwak. Juz kilka razy w ten sposób odkryliśmy fajne miejsca. A plus tego szczytu jest taki, że nie leży na szlaku, tylko nieco na uboczu, więc mniejsza szansa na jakieś niepowołane odwiedziny.
Teren pozornie wygląda na przyjemny i równy - o ile patrzeć z daleka...
Przy dokładniejszych oględzinach jednak okazuje się mocno zarosły borówkami. Wszechobecne wiatrołomy i korzeniowiska również nie zachęcają do stawiania namiotu.
Bardzo piękny jest tutaj zapach - jakby kwiatów? Trochę jak czeremcha? No ale teraz ani pora jej kwitnienia ani nic podobnego nie widać w zasięgu wzroku. Dziwne... A widoki też całkiem całkiem.
Idziemy więc dalej - mamy jeszcze jeden plan w zanadrzu. Acz czasu coraz mniej...
W blaskach zachodzącego gdzieś tam sobie słoneczka docieramy do wiaty Juchówka, niedaleko rezerwatu Uhryń. Świetne miejsce! Wręcz rewelacyjne! Tu będziemy spać! I jest gdzie rozwiesić nasze solidne pranie z Jaworzyny.
Na trasie Złockie - Jaworzyna spotkaliśmy chyba z 5 osób. Na Jaworzynie może kolejnych 20. Na trasie z Jaworzyny do wiaty - nikogo. Akceptowalnie - jak na takie dosyć wydawałoby się popularne tereny, wakacje i cudną pogodę.
Wieczór jest chłodny, więc postanawiamy postawić w wiacie namiot - będzie zaciszniej. Wiata się do tego świetnie nadaje, ma drewnianą podłogę i jest przestronna. Stół z ławami znajduje się z boku.
Bierzemy się za gotowanie - w menażce kasza, w czajniczku herbata. Kroimy czosnek, żółty ser, wrzucamy do gorącej kaszy i całość zalewamy keczupem. Pyszności! A wokół namacalna ciemność. Nie widać stąd żadnych świateł wiosek w dolinach,. Gwiazdy czy ewentualny ksieżyc zasłaniają gęste korony drzew. Tak jakby zaraz za naszą wiatką zaczynał się mur. Albo po prostu nie było tam nic - może świat kończy się za balustradą?
Bardzo pluję sobie w brodę, że nie zabrałam żadnej świeczki. Albo nie kupiłam w Muszynie. Tak by się teraz świeczka przydała! Światło czołówki jest takie nieprzyjemnie zimne. To samo gazowy blask palnika. Ogniska palić się nam nie chce - trzeba by chrust zebrać, a poza tym jesteśmy w samym środku lasu. I nie było tu żadnych śladów, że ktoś palił takowe przed nami. Ech... mieć świeczuszkę, postawić na stole, ogień by pełgał... I tu nagle, na jednej z bel pod powałą znajduję świeczkę!!! Jak na życzenie! Jakby mieszkał tu jakiś dobry duszek spełniający życzenia! Resztę wieczoru spędzamy w ciepłym, chybotliwym świetle, sięgajacym metr albo może góra dwa - a dalej bezkresna czerń, skąd tylko czasem dochodzi szuranie w liściach czy trzeszczenie łamanych patyków.
Zaraz po zapadnieciu zmroku zaczynają dokazywać popielice. Są tutaj ich całe stada. Jakie cudne! Jakie ogony! Niestety nie udaje mi się zrobić żadnego zdjęcia tych przepięknych zwierzątek, mimo że jedna popielica biega po poręczy w świetle latarki chyba z 10 sekund. No ale mam źle ustawiony aparat, zdjęcia wychodzą poruszone. Mam go od niedawna i się jeszcze nie przyzwyczaiłam. Zmieniam ustawienia i już już wydawało mi się, że się uda zdjęcie... ale miałam ustawiony samowyzwalacz, który akurat w tym aparacie nie cofa się automatycznie, tak jak w poprzednim... No żesz to szlag! Tak skubana pozowała, a ja tego nie wykorzystałam!
Popielice całą noc chroboczą pod podłogą. I popiskują w różnych tonacjach - tak jakby były i duże okazy, i gromadka dzieci, które piszczą nieco cieniej i bardziej szaleją. Próbuje jeszcze zrobić zdjęcia przez dziury w podłodze, zwłaszcza przez taką przy schodku, no ale błysk lampy nie dociera tam gdzie one siedzą (siedzą i chyba się ze mnie śmieją )
Moje nieudane próby zdjęć szczeliny z popielicami
W nocy mam śmieszny sen. Że idę przez góry i w mijanych schroniskach PTTK można wypożyczyć wypchane popielice do zdjęć Pożyczasz w jednym, oddajesz w drugim, a po drodze sobie robisz zdjęcia na biwaku z popielicą stojącą słupka na szczycie namiotu
Rano cudnie przebłyskuje słońce przez drzewa.
Miejsce nie jest widokowe, ale obudzić się w takim lesie to też duża radość
Zbieramy się nieśpiesznie, a ja się nie mogę zdecydować z której strony nasza noclegownia wygląda najbardziej malowniczo
Suniemy dalej lasami. Acz co chwilę między drzewami mignie jakiś widoczek.
Droga z ukośnej skały prezentuje się jak wyschnięte koryto potoku.
Przez poręby i szumiące łany płowych łąk.
Docieramy do schroniska na Łabowskiej Hali.
Poprzednio byliśmy tu 20 lat temu. Wtedy co gospodarzył tu Drzewo i gotował swoje warzywne, świetnie przyprawione zupy.
2004
2024
Przyschroniskowe płoty.
Tankujemy tu wodę, zjadamy naleśnika i tuptamy dalej.
Na dalszej trasie mijamy sporo ogromnych kałuż, nieraz o ciekawych kolorach.
Potem Hala Pisana, gdzie planowaliśmy spać, ale miejsce jakoś nas nie urzekło. Poza tym za spadziste.
Rejony, przez które dziś idziemy, chyba obfitowały w sporą ilość bojowych partyzantów, którzy zazwyczaj źle kończyli i z tej racji jest sporo pamiątkowych pomników.
Kolejne polany.
Na Jaworzynie Kokuszańskiej jest krzyż, kapliczka i duże miejsce ogniskowe.
I szeroka przestrzeń na pofalowane horyzonty.
Gdzieś tu planujemy szukać miejsca na nocleg, a tu się nagle okazuje, że zgubiłam czapkę! Schowałam ją do torby na aparat i musiała mi gdzieś wypaść, pewnie jak robiłam któreś ze zdjęć. Chce już iść jej szukać, ale toperz twierdzi, że on chodzi szybciej, zwłaszcza bez plecaka, więc on się wróci kawałek i zobaczy czy gdzie czapa nie leży. Znika więc na pół godziny - odszedł fest daleko, a czapki nigdzie nie ma. No trudno. Wraca. No i znajduje czapkę na powrocie, chyba 100 metrów od miejsca, gdzie czekam z plecakami. Tak to jest mieć czapkę, która się świetnie maskuje na płowej drodze...
Zjadamy zupki wśród borówkowisk. Buba w odzyskanej czapce
cdn
Góra zwana Czubakowska na mapie była oznaczona jak polana. Lubimy polany. Idziemy sprawdzić czy przypadkiem nie ma tam dogodnego miejsca na biwak. Juz kilka razy w ten sposób odkryliśmy fajne miejsca. A plus tego szczytu jest taki, że nie leży na szlaku, tylko nieco na uboczu, więc mniejsza szansa na jakieś niepowołane odwiedziny.
Teren pozornie wygląda na przyjemny i równy - o ile patrzeć z daleka...
Przy dokładniejszych oględzinach jednak okazuje się mocno zarosły borówkami. Wszechobecne wiatrołomy i korzeniowiska również nie zachęcają do stawiania namiotu.
Bardzo piękny jest tutaj zapach - jakby kwiatów? Trochę jak czeremcha? No ale teraz ani pora jej kwitnienia ani nic podobnego nie widać w zasięgu wzroku. Dziwne... A widoki też całkiem całkiem.
Idziemy więc dalej - mamy jeszcze jeden plan w zanadrzu. Acz czasu coraz mniej...
W blaskach zachodzącego gdzieś tam sobie słoneczka docieramy do wiaty Juchówka, niedaleko rezerwatu Uhryń. Świetne miejsce! Wręcz rewelacyjne! Tu będziemy spać! I jest gdzie rozwiesić nasze solidne pranie z Jaworzyny.
Na trasie Złockie - Jaworzyna spotkaliśmy chyba z 5 osób. Na Jaworzynie może kolejnych 20. Na trasie z Jaworzyny do wiaty - nikogo. Akceptowalnie - jak na takie dosyć wydawałoby się popularne tereny, wakacje i cudną pogodę.
Wieczór jest chłodny, więc postanawiamy postawić w wiacie namiot - będzie zaciszniej. Wiata się do tego świetnie nadaje, ma drewnianą podłogę i jest przestronna. Stół z ławami znajduje się z boku.
Bierzemy się za gotowanie - w menażce kasza, w czajniczku herbata. Kroimy czosnek, żółty ser, wrzucamy do gorącej kaszy i całość zalewamy keczupem. Pyszności! A wokół namacalna ciemność. Nie widać stąd żadnych świateł wiosek w dolinach,. Gwiazdy czy ewentualny ksieżyc zasłaniają gęste korony drzew. Tak jakby zaraz za naszą wiatką zaczynał się mur. Albo po prostu nie było tam nic - może świat kończy się za balustradą?
Bardzo pluję sobie w brodę, że nie zabrałam żadnej świeczki. Albo nie kupiłam w Muszynie. Tak by się teraz świeczka przydała! Światło czołówki jest takie nieprzyjemnie zimne. To samo gazowy blask palnika. Ogniska palić się nam nie chce - trzeba by chrust zebrać, a poza tym jesteśmy w samym środku lasu. I nie było tu żadnych śladów, że ktoś palił takowe przed nami. Ech... mieć świeczuszkę, postawić na stole, ogień by pełgał... I tu nagle, na jednej z bel pod powałą znajduję świeczkę!!! Jak na życzenie! Jakby mieszkał tu jakiś dobry duszek spełniający życzenia! Resztę wieczoru spędzamy w ciepłym, chybotliwym świetle, sięgajacym metr albo może góra dwa - a dalej bezkresna czerń, skąd tylko czasem dochodzi szuranie w liściach czy trzeszczenie łamanych patyków.
Zaraz po zapadnieciu zmroku zaczynają dokazywać popielice. Są tutaj ich całe stada. Jakie cudne! Jakie ogony! Niestety nie udaje mi się zrobić żadnego zdjęcia tych przepięknych zwierzątek, mimo że jedna popielica biega po poręczy w świetle latarki chyba z 10 sekund. No ale mam źle ustawiony aparat, zdjęcia wychodzą poruszone. Mam go od niedawna i się jeszcze nie przyzwyczaiłam. Zmieniam ustawienia i już już wydawało mi się, że się uda zdjęcie... ale miałam ustawiony samowyzwalacz, który akurat w tym aparacie nie cofa się automatycznie, tak jak w poprzednim... No żesz to szlag! Tak skubana pozowała, a ja tego nie wykorzystałam!
Popielice całą noc chroboczą pod podłogą. I popiskują w różnych tonacjach - tak jakby były i duże okazy, i gromadka dzieci, które piszczą nieco cieniej i bardziej szaleją. Próbuje jeszcze zrobić zdjęcia przez dziury w podłodze, zwłaszcza przez taką przy schodku, no ale błysk lampy nie dociera tam gdzie one siedzą (siedzą i chyba się ze mnie śmieją )
Moje nieudane próby zdjęć szczeliny z popielicami
W nocy mam śmieszny sen. Że idę przez góry i w mijanych schroniskach PTTK można wypożyczyć wypchane popielice do zdjęć Pożyczasz w jednym, oddajesz w drugim, a po drodze sobie robisz zdjęcia na biwaku z popielicą stojącą słupka na szczycie namiotu
Rano cudnie przebłyskuje słońce przez drzewa.
Miejsce nie jest widokowe, ale obudzić się w takim lesie to też duża radość
Zbieramy się nieśpiesznie, a ja się nie mogę zdecydować z której strony nasza noclegownia wygląda najbardziej malowniczo
Suniemy dalej lasami. Acz co chwilę między drzewami mignie jakiś widoczek.
Droga z ukośnej skały prezentuje się jak wyschnięte koryto potoku.
Przez poręby i szumiące łany płowych łąk.
Docieramy do schroniska na Łabowskiej Hali.
Poprzednio byliśmy tu 20 lat temu. Wtedy co gospodarzył tu Drzewo i gotował swoje warzywne, świetnie przyprawione zupy.
2004
2024
Przyschroniskowe płoty.
Tankujemy tu wodę, zjadamy naleśnika i tuptamy dalej.
Na dalszej trasie mijamy sporo ogromnych kałuż, nieraz o ciekawych kolorach.
Potem Hala Pisana, gdzie planowaliśmy spać, ale miejsce jakoś nas nie urzekło. Poza tym za spadziste.
Rejony, przez które dziś idziemy, chyba obfitowały w sporą ilość bojowych partyzantów, którzy zazwyczaj źle kończyli i z tej racji jest sporo pamiątkowych pomników.
Kolejne polany.
Na Jaworzynie Kokuszańskiej jest krzyż, kapliczka i duże miejsce ogniskowe.
I szeroka przestrzeń na pofalowane horyzonty.
Gdzieś tu planujemy szukać miejsca na nocleg, a tu się nagle okazuje, że zgubiłam czapkę! Schowałam ją do torby na aparat i musiała mi gdzieś wypaść, pewnie jak robiłam któreś ze zdjęć. Chce już iść jej szukać, ale toperz twierdzi, że on chodzi szybciej, zwłaszcza bez plecaka, więc on się wróci kawałek i zobaczy czy gdzie czapa nie leży. Znika więc na pół godziny - odszedł fest daleko, a czapki nigdzie nie ma. No trudno. Wraca. No i znajduje czapkę na powrocie, chyba 100 metrów od miejsca, gdzie czekam z plecakami. Tak to jest mieć czapkę, która się świetnie maskuje na płowej drodze...
Zjadamy zupki wśród borówkowisk. Buba w odzyskanej czapce
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Czy ja dobrze zrozumiałam, że byliście w wakacje? Bo tak jakoś cieplej jesteś ubrana
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Wypchane Popielice do zdjęć, fajny sen
Swoją drogą, ładne te Popielice ...
No i dzień z happy endem, czapka to ważna rzecz
Swoją drogą, ładne te Popielice ...
No i dzień z happy endem, czapka to ważna rzecz
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Lidka pisze:Czy ja dobrze zrozumiałam, że byliście w wakacje? Bo tak jakoś cieplej jesteś ubrana
Wakacje. Przełom lipca i sierpnia. I było nadpodziw ciepło w porównaniu z kilkoma poprzednimi latami - ani raz nie ubrałam puchowej kurtki, co w gorach wieczorami zazwyczaj jest dla mnie normą.
Adrian pisze:Wypchane Popielice do zdjęć, fajny sen
Swoją drogą, ładne te Popielice ...
No i dzień z happy endem, czapka to ważna rzecz
Uwielbiam popielice, chyba głównie ze względu na te piekne ogony. Ale nigdy jeszcze nie udało mi się zrobić udanego zdjęcia tzn. tak zeby owa popielica prezentowała się ładnie cała, razem z ogonem. Bo jak ogon schowany to taka zwykła mysza. W chatce na Gorcu udało mi się zrobic jedynie dwa zdjęcia - jedno pyszczek popielicy a drugie - sam ogon
To jedna z bardziej ulubionych czapek, wiec bardzo sie martwiłam gdy zniknela. No ale grunt ze dobrze sie skonczyło
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
ale się kręciliście wokół tej Muszyny
Kopki siana... jak ja dawno ich nie widziałem... zresztą jestem już z tego pokolenia, że niewiele razy je widziałem..
W Złockim nie wstępowaliście do bazy namiotowej?
od cerkwi w Złockiem na Jaworzynę Krynicką szedłem tak samo jak Wy, tyle, że odwrotnie, Wy mieliście piękne słoneczko, ja mrok Może kiedyś powstanie relacja
Jaworzyna Krynicka to dla mnie zniszczone miejsce... za dużo tam intrastruktury. Byłem tam 3 razy i za każdym razem jest jej tam coraz więcej. Czy budowa tego ostatniego wyciągu już się skończyła, bo w zeszłym roku na GSB szlak był poprowadzony obejściem, a góra wręcz rozkopana...
Wiatka, w której spaliście fajna jest, dwa razy tam byłem, odpoczywałem, jadłem Rzeczywiście jest w mrocznym lesie, ja byłem tam raz we mgle, ale Wam wieczór minął super!
Schronisko na Hali Łabowskiej bardzo lubię, jakiś taki klimat ma dla mnie... zawsze jak tam jestem, to obiekt jest niemal pusty i zawsze gawędziłem z obsługą W zeszłym roku na GSB było to też jedno z najtańszym schronisk.
Odcinek Łabowska - Hala Pisana - Schronisko Cyrla kojarzy mi się z wieczorem, czerwonym niebem, grzmotami w oddali i ogromnymi chmurami kłębiastymi. I totalna cisza, ani żywego ducha... tak to zapamiętałem z GSB. Kapliczek, krzyży partyzanckich tam sporo, widać teren im sprzyjał...
Kopki siana... jak ja dawno ich nie widziałem... zresztą jestem już z tego pokolenia, że niewiele razy je widziałem..
W Złockim nie wstępowaliście do bazy namiotowej?
od cerkwi w Złockiem na Jaworzynę Krynicką szedłem tak samo jak Wy, tyle, że odwrotnie, Wy mieliście piękne słoneczko, ja mrok Może kiedyś powstanie relacja
Jaworzyna Krynicka to dla mnie zniszczone miejsce... za dużo tam intrastruktury. Byłem tam 3 razy i za każdym razem jest jej tam coraz więcej. Czy budowa tego ostatniego wyciągu już się skończyła, bo w zeszłym roku na GSB szlak był poprowadzony obejściem, a góra wręcz rozkopana...
Wiatka, w której spaliście fajna jest, dwa razy tam byłem, odpoczywałem, jadłem Rzeczywiście jest w mrocznym lesie, ja byłem tam raz we mgle, ale Wam wieczór minął super!
Schronisko na Hali Łabowskiej bardzo lubię, jakiś taki klimat ma dla mnie... zawsze jak tam jestem, to obiekt jest niemal pusty i zawsze gawędziłem z obsługą W zeszłym roku na GSB było to też jedno z najtańszym schronisk.
Odcinek Łabowska - Hala Pisana - Schronisko Cyrla kojarzy mi się z wieczorem, czerwonym niebem, grzmotami w oddali i ogromnymi chmurami kłębiastymi. I totalna cisza, ani żywego ducha... tak to zapamiętałem z GSB. Kapliczek, krzyży partyzanckich tam sporo, widać teren im sprzyjał...
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
Kolejny dzień i pogoda słoneczna... Żadnego deszczu już nie było???
Chciałabym zobaczyć taką popielicę na żywo. Może niekoniecznie we śnie lub wypchaną . Chyba jeszcze tej "myszy" z takim pięknym ogonem nie widziałam.
Chciałabym zobaczyć taką popielicę na żywo. Może niekoniecznie we śnie lub wypchaną . Chyba jeszcze tej "myszy" z takim pięknym ogonem nie widziałam.
Re: Przez Beskid Sądecki (z Krynicy do Piwnicznej nieco naokoło) (2024)
buba pisze:Na trasie Złockie - Jaworzyna spotkaliśmy chyba z 5 osób. Na Jaworzynie może kolejnych 20. Na trasie z Jaworzyny do wiaty - nikogo. Akceptowalnie - jak na takie dosyć wydawałoby się popularne tereny, wakacje i cudną pogodę.
W tej części Beskidu Sądeckiego poza samym szczytem Jaworzyny Krynickiej i wieżą na Słotwinach ciężko o tłumy, nawet w wakacje. Fajne i niedoceniane wycieczkowe tereny i nie tak modne, jak ostatnio Beskid Niski, gdzie ponoć jest coraz gorzej. Tu można poczuć klimat dawnych czasów
buba pisze:Poprzednio byliśmy tu 20 lat temu. Wtedy co gospodarzył tu Drzewo i gotował swoje warzywne, świetnie przyprawione zupy.
W schronisku na Hali Łabowskiej jadłem najgorszy, strasznie mdły bigos w swoim życiu. Chyba Drzewo wyrwał swe korzenie i poszedł w siną dal ze swoimi przyprawami.
buba pisze:Wakacje. Przełom lipca i sierpnia. I było nadpodziw ciepło w porównaniu z kilkoma poprzednimi latami - ani raz nie ubrałam puchowej kurtki, co w gorach wieczorami zazwyczaj jest dla mnie normą.
Wakacje w Sądeckim i puchówka? Ty masz faktycznie inną termikę. Nawiasem mówiąc, moje stopy by utonęły od potu podczas marszu w lecie w takich buciorach, jakie wy praktykujecie.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 41 gości