Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Wycieczkę rozpoczynamy z leśnego parkingu Drakov. Tu też zamierzamy wrócić na nocleg. Bardzo przyjemne miejsce - z wiatą, wychodkiem, miejscem ogniskowym i jeszcze potoczek ciurka obok!
Jako że to miejsce jest położone blisko granicy, Czesi postanowili również po polsku napisać, żeby nie zostawiać tu śmieci. Chyba Najbardziej ujęła mnie konieczność narysowania służb Może warto by narysować śmieciarki i tu przypiąć?
Po powrocie do domu wpisałam w pierwszy lepszy translator i to bez tych wszystkich kreseczek nad literami. Z "lądowaniem" troche zaszalało, ale jest nieco bardziej zrozumiałe.
No to ruszamy w dal. Początkowo tuptamy stokówką.
Mijamy malutką, leśną chatkę, która niestety jest zamknięta. Pewnie należy do jakiegoś klubu, stowarzyszenia czy innych myśliwych lub drwali.
W dole meandruje potoczek, czasem szumiąc całkiem solidnymi wodospadami! Krajobraz pełen brązowych liści na drzewach sprawia wrażenie nieco jesienne. Temperatury mamy zupełnie letnie, a jest pierwsza połowa kwietnia!
Skręcamy potem w ścieżkę, która bardzo szybko zanika. Pniemy się więc pod górę bezdrożem i różnej maści wąwozami.
Jak to w Czechach często bywa - zwykły las szybko zaczyna przerastać coraz to liczniejszymi skałkami.
Tak w ogóle to zmierzamy do ruin zamku Quinburk ( https://medievalheritage.eu/pl/strona-g ... urk-zamek/ ) Ponoć zachowały się jakieś relikty murów, ale nieco uprzedzając fakty - nie znaleźliśmy ich. Ale co najważniejsze - ma tam być spora i widokowa skałka.
Docieramy do skupiska skałek, najeżonego sporą ilością malowniczo powalonych drzew.
Skałki są, widoki są, korzeniowiska są. Stwierdzamy więc, że to chyba tu i rozkładamy się na piknik, jako że już wszyscy zgłodnieli.
Rodzina jenotów również cieszy się wycieczką!
Dochodzimy jednak do tego, że ów Quinburk to jest jeszcze kawałek stąd! Siedliśmy sobie na pierwszych skałkach i zadowoleni. A tu trzeba jeszcze kawałek podymać do góry. Trasa jest jednak na tyle malownicza i ciekawa, że nie ma czasu i ochoty narzekać
Trasa, którą idziemy, nie jest chyba oznaczona żadnym szlakiem. Bo ani na mapie, ani w terenie szlaku nie widzieliśmy. Acz raz, jeden jedyny, napotykamy znak. Czarny szlak widmo.
Obchodzimy główną skałkę dookoła, bo nie z każdej strony da radę na nią dogodnie wejść. Znajdujemy w końcu szczelinę, którą (będąc również nie-wspinaczem) można się wywindować na szczyt.
W skałę wmurowana jest ciekawa płaskorzeźba, opatrzona jedynie datą 8.12.1880. Czy może to na pamiątkę po kimś, kto tu wtedy zginął? Innych napisów czy dodatkowych wyjaśnień niestety brak.
Sam szczyt jest miły, ale raczej bez szału. Jakiś widoczek jest, ale lekko przysłonięty. W zacisznej niecce umieszczono miejsce ogniskowe. Śladów po dawnym zamku nie znaleźliśmy.
Nie brakuje fajnych, rosochatych drzew, występujących w postaci zarówno żywej jak i uschniętej.
Ciekawsze miejsca można za to znaleźć dalej - przyskalne szałasy aż się proszą o zasiedlenie
Podążamy wciąż w górę i w górę dość stromym zboczem, pełnym omszałych skał o najróżniejszych kształtach.
Czasem pod nogami pojawiają się duże ilości połamanych desek. Jakby z dawnego płotu? Gdyby zebrał wszystkie do kupy - to można by zbudować chatkę! Hmmmm... Może to brzmi jak plan na przyszłość? Szkoda wielka, aby tyle budulca się marnowało!
Dalej wędrujemy lasami przesianymi słońcem. Taki teren mocnych kontrastów, gdy co chwilę otacza cię ciemność zwartej ściany drzew, a zaraz potem musisz mrużyć oczy, bo znienacka daje promieniami jak cholera!
Na Medvědí vrch podchodzimy jakąś przecinką. Początkowo wzięliśmy to za ścieżkę, ale co chwilę potykamy się o pieniek, a gałęzie powalonych drzew zdają się chcieć zerwać z nas spodnie, łapiąc co chwilę i nie chcąc puścić ich fragmentów.
Sam szczyt Medvědíego vrchu w terenie mało się wyróżnia - jest płaski, zarośnięty i niewiele z niego widać.
Stoi tu jednak rzeźba niedźwiedzia i jest ponoć zwyczaj przynosić swoje miśki.
Na zdjęciach w internecie widziałam, że czasem bywa ich masa. Przykładowe zdjęcie z googlemaps:
Obecnie misiaków jest jakby mniej. Nie wiem czy ktoś je ukradł, czy rozpuściły warunki atmosferyczne? My jednak postanowiliśmy dołożyć swoją cegiełkę do tego sympatycznego zwyczaju Brązowy jegomość trafił pod zadaszenie - może przetrwa ciut dłużej?
Trochę więcej przestrzeni pojawia się na zejściu. Tutejsze góry (niby całkiem spore, bo Medvedi ponad 1200 m. npm) a są jakieś takie na oko plaskate...
Piknik z herbatką musi być!
W powrotną drogę podążamy świetlistymi stokówkami, a wieczorne promienie są ciepłe nie tylko w kolorze. Początek kwietnia, a prawie jak lato! Tak to można żyć!
Mijamy różne wydziwiaste maszynerie, które nie mamy pewności do czego służą - albo jakieś robaczki do tego łapią, albo zapewnia to kontakt z cywilizacjami pozaziemskimi?
Przypadkiem trafiamy też na chatkę. Na mapach znaczona jest jako wiata/miejsce odpoczynku. Solidność konstrukcji miło nas zaskoczyła!
A to jedna z ciekawszych i bardziej zaskakujących rzeczy napotkanych na trasie. Tak jakby kapliczka wmontowana w drzewo. Ale przy bliższym przyjrzeniu się wychodzi, że wszystko jest zrobione z kory i jest integralnym fragmentem drzewa. Fakt, że kora jest ewidentnie nacięta w ten sposób, ale jak uformowano postać? Ktoś to rzeźbił w żywym drzewie?
Wieczorne stokówki wiją się wśród świerkowych lasów.
Wieczór przy wiacie w Drakovie.
Jako że to miejsce jest położone blisko granicy, Czesi postanowili również po polsku napisać, żeby nie zostawiać tu śmieci. Chyba Najbardziej ujęła mnie konieczność narysowania służb Może warto by narysować śmieciarki i tu przypiąć?
Po powrocie do domu wpisałam w pierwszy lepszy translator i to bez tych wszystkich kreseczek nad literami. Z "lądowaniem" troche zaszalało, ale jest nieco bardziej zrozumiałe.
No to ruszamy w dal. Początkowo tuptamy stokówką.
Mijamy malutką, leśną chatkę, która niestety jest zamknięta. Pewnie należy do jakiegoś klubu, stowarzyszenia czy innych myśliwych lub drwali.
W dole meandruje potoczek, czasem szumiąc całkiem solidnymi wodospadami! Krajobraz pełen brązowych liści na drzewach sprawia wrażenie nieco jesienne. Temperatury mamy zupełnie letnie, a jest pierwsza połowa kwietnia!
Skręcamy potem w ścieżkę, która bardzo szybko zanika. Pniemy się więc pod górę bezdrożem i różnej maści wąwozami.
Jak to w Czechach często bywa - zwykły las szybko zaczyna przerastać coraz to liczniejszymi skałkami.
Tak w ogóle to zmierzamy do ruin zamku Quinburk ( https://medievalheritage.eu/pl/strona-g ... urk-zamek/ ) Ponoć zachowały się jakieś relikty murów, ale nieco uprzedzając fakty - nie znaleźliśmy ich. Ale co najważniejsze - ma tam być spora i widokowa skałka.
Docieramy do skupiska skałek, najeżonego sporą ilością malowniczo powalonych drzew.
Skałki są, widoki są, korzeniowiska są. Stwierdzamy więc, że to chyba tu i rozkładamy się na piknik, jako że już wszyscy zgłodnieli.
Rodzina jenotów również cieszy się wycieczką!
Dochodzimy jednak do tego, że ów Quinburk to jest jeszcze kawałek stąd! Siedliśmy sobie na pierwszych skałkach i zadowoleni. A tu trzeba jeszcze kawałek podymać do góry. Trasa jest jednak na tyle malownicza i ciekawa, że nie ma czasu i ochoty narzekać
Trasa, którą idziemy, nie jest chyba oznaczona żadnym szlakiem. Bo ani na mapie, ani w terenie szlaku nie widzieliśmy. Acz raz, jeden jedyny, napotykamy znak. Czarny szlak widmo.
Obchodzimy główną skałkę dookoła, bo nie z każdej strony da radę na nią dogodnie wejść. Znajdujemy w końcu szczelinę, którą (będąc również nie-wspinaczem) można się wywindować na szczyt.
W skałę wmurowana jest ciekawa płaskorzeźba, opatrzona jedynie datą 8.12.1880. Czy może to na pamiątkę po kimś, kto tu wtedy zginął? Innych napisów czy dodatkowych wyjaśnień niestety brak.
Sam szczyt jest miły, ale raczej bez szału. Jakiś widoczek jest, ale lekko przysłonięty. W zacisznej niecce umieszczono miejsce ogniskowe. Śladów po dawnym zamku nie znaleźliśmy.
Nie brakuje fajnych, rosochatych drzew, występujących w postaci zarówno żywej jak i uschniętej.
Ciekawsze miejsca można za to znaleźć dalej - przyskalne szałasy aż się proszą o zasiedlenie
Podążamy wciąż w górę i w górę dość stromym zboczem, pełnym omszałych skał o najróżniejszych kształtach.
Czasem pod nogami pojawiają się duże ilości połamanych desek. Jakby z dawnego płotu? Gdyby zebrał wszystkie do kupy - to można by zbudować chatkę! Hmmmm... Może to brzmi jak plan na przyszłość? Szkoda wielka, aby tyle budulca się marnowało!
Dalej wędrujemy lasami przesianymi słońcem. Taki teren mocnych kontrastów, gdy co chwilę otacza cię ciemność zwartej ściany drzew, a zaraz potem musisz mrużyć oczy, bo znienacka daje promieniami jak cholera!
Na Medvědí vrch podchodzimy jakąś przecinką. Początkowo wzięliśmy to za ścieżkę, ale co chwilę potykamy się o pieniek, a gałęzie powalonych drzew zdają się chcieć zerwać z nas spodnie, łapiąc co chwilę i nie chcąc puścić ich fragmentów.
Sam szczyt Medvědíego vrchu w terenie mało się wyróżnia - jest płaski, zarośnięty i niewiele z niego widać.
Stoi tu jednak rzeźba niedźwiedzia i jest ponoć zwyczaj przynosić swoje miśki.
Na zdjęciach w internecie widziałam, że czasem bywa ich masa. Przykładowe zdjęcie z googlemaps:
Obecnie misiaków jest jakby mniej. Nie wiem czy ktoś je ukradł, czy rozpuściły warunki atmosferyczne? My jednak postanowiliśmy dołożyć swoją cegiełkę do tego sympatycznego zwyczaju Brązowy jegomość trafił pod zadaszenie - może przetrwa ciut dłużej?
Trochę więcej przestrzeni pojawia się na zejściu. Tutejsze góry (niby całkiem spore, bo Medvedi ponad 1200 m. npm) a są jakieś takie na oko plaskate...
Piknik z herbatką musi być!
W powrotną drogę podążamy świetlistymi stokówkami, a wieczorne promienie są ciepłe nie tylko w kolorze. Początek kwietnia, a prawie jak lato! Tak to można żyć!
Mijamy różne wydziwiaste maszynerie, które nie mamy pewności do czego służą - albo jakieś robaczki do tego łapią, albo zapewnia to kontakt z cywilizacjami pozaziemskimi?
Przypadkiem trafiamy też na chatkę. Na mapach znaczona jest jako wiata/miejsce odpoczynku. Solidność konstrukcji miło nas zaskoczyła!
A to jedna z ciekawszych i bardziej zaskakujących rzeczy napotkanych na trasie. Tak jakby kapliczka wmontowana w drzewo. Ale przy bliższym przyjrzeniu się wychodzi, że wszystko jest zrobione z kory i jest integralnym fragmentem drzewa. Fakt, że kora jest ewidentnie nacięta w ten sposób, ale jak uformowano postać? Ktoś to rzeźbił w żywym drzewie?
Wieczorne stokówki wiją się wśród świerkowych lasów.
Wieczór przy wiacie w Drakovie.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Piknik fajny, ale na żmije trza uważać.
W niedziele w drodze na Leskowiec dwie nam spod nóg umkneły.
W niedziele w drodze na Leskowiec dwie nam spod nóg umkneły.
Ostatnio zmieniony 2024-05-17, 10:40 przez krzepki16, łącznie zmieniany 1 raz.
Bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Ja tam widzę pełno przygód. Łażenie po chaszczach, zdobywanie skałek, męczenie pluszaków. Super atrakcje
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Pudelek pisze:Czyli w sumie był to spacer po lesie bez większych przygód?
Żaden niedzwiedz nas nie zaatakował, w mine nikt nie wdepnął, ufo nie latało, nie znalezlismy dzikiej bimbrowni z tajnym przejściem do bursztynowej komnaty... Wiec tak, mozna uznac, ze zwykły sielski spacerek bez skrajnych emocji
krzepki16 pisze:Piknik fajny, ale na żmije trza uważać.
W niedziele w drodze na Leskowiec dwie nam spod nóg umkneły.
Ja juz dwie w tym roku przejechałam rowerem. Nie wiem czemu one mi się rzucają pod koła??
sprocket73 pisze:Ja tam widzę pełno przygód. Łażenie po chaszczach, zdobywanie skałek, męczenie pluszaków. Super atrakcje
Zwłaszcza to trzecie to ostatnio nasza pasja!
Ostatnio zmieniony 2024-05-17, 11:16 przez buba, łącznie zmieniany 3 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
buba pisze:Zwłaszcza to trzecie to ostatnio nasza pasja!
Tylko uważajcie, to może być naprawdę niebezpieczne.
Ten osobnik tragicznie zginnał w Tatrach w 2005 roku. Osobiście widziaełm jak osuwał się w przepaść, próbując łapać się wszystkiego swoimi krótki łapkami... a potem zniknął za jej krawędzią.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:buba pisze:Zwłaszcza to trzecie to ostatnio nasza pasja!
Tylko uważajcie, to może być naprawdę niebezpieczne.
Ten osobnik tragicznie zginnał w Tatrach w 2005 roku. Osobiście widziaełm jak osuwał się w przepaść, próbując łapać się wszystkiego swoimi krótki łapkami... a potem zniknął za jej krawędzią.
Obrazek
Bo Tatry są złe! Dlatego tez omijamy je szerokim łukiem!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Jak już pisałem na fb na płaskorzeźbie jest Lennon. Dziewiątka w dacie jest napisana zbyt fikuśnie i można faktycznie się pomylić. Pewnie jakiś fan Jesioników i Lennona tę plakietkę zawiesił.
Piszesz, że nie widziałaś pozostałości zamku Quinburk. W 2016 widać było rozsypujące się murki. Wrzuciłbym zdjęcie, ale coś fotosik fiksuje.
Piszesz, że nie widziałaś pozostałości zamku Quinburk. W 2016 widać było rozsypujące się murki. Wrzuciłbym zdjęcie, ale coś fotosik fiksuje.
włodarz pisze:Jak już pisałem na fb na płaskorzeźbie jest Lennon. Dziewiątka w dacie jest napisana zbyt fikuśnie i można faktycznie się pomylić. Pewnie jakiś fan Jesioników i Lennona tę plakietkę zawiesił.
No musiałam zle odczytać. A moze się zasugerowałam, że to napewno jeszcze ze starych niemieckich czasów, jak to czesto bywa w Sudetach z roznymi tabliczkami lub napisami na skałach?
Acz chyba teraz tym bardziej jestem ciekawa kto i czemu akurat tam owego Lennona powiesił? Czy moze była związana z tym jakaś historia. Bo znalazłam tylko tyle:
"Rzeźba pojawiła się tu po raz pierwszy gdzieś w pierwszej połowie lat 80-tych, choć autor udanego dzieła sztuki jest nieznany. Do jesieni 2015 roku John Lennon przyjmował wszystkich sporadycznych gości, ale potem ktoś go pociągnął w dół i zabrał. Na szczęście zwolennicy niedostępnego zamku wykonali wierną kopię i w maju 2016 roku ponownie postawili go na skale."
Źródło: https://www.idnes.cz/cestovani/po-cesku ... -cesku_hig
włodarz pisze:Piszesz, że nie widziałaś pozostałości zamku Quinburk. W 2016 widać było rozsypujące się murki. Wrzuciłbym zdjęcie, ale coś fotosik fiksuje.
Musiały być dość znikome
Ostatnio zmieniony 2024-05-17, 18:18 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Zdjęcia nie wypłaszczają, łądnie zachowana wysokość. Istotna wyrypa z całą ekipą jenotów.
Jak o spotkaniach wilków mógłbym gadać z godzinę, tak rodzinkę jenotów spotkałem tylko raz. Gapiły się na mnie z jamy wykopanej pod szczytem tej skarpy. Pierwsza reakcja, że to jakieś dziwne borsuki. Miały odwrotne malowanie
Po 5 latach znów tamtędy przechodziłem i tym razem wdrapałem się zobaczyć z bliska. Wyniosły się, ale z prawej widać że ktoś metę zaadoptował.
Jak o spotkaniach wilków mógłbym gadać z godzinę, tak rodzinkę jenotów spotkałem tylko raz. Gapiły się na mnie z jamy wykopanej pod szczytem tej skarpy. Pierwsza reakcja, że to jakieś dziwne borsuki. Miały odwrotne malowanie
Po 5 latach znów tamtędy przechodziłem i tym razem wdrapałem się zobaczyć z bliska. Wyniosły się, ale z prawej widać że ktoś metę zaadoptował.
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Jak o spotkaniach wilków mógłbym gadać z godzinę, tak rodzinkę jenotów spotkałem tylko raz. Gapiły się na mnie z jamy wykopanej pod szczytem tej skarpy. Pierwsza reakcja, że to jakieś dziwne borsuki. Miały odwrotne malowanie
Przewierciłam oczami skarpę, ale jenotów nie dojrzałam. Czy tak dobrze się zamaskowały czy w czasie robienia zdjęcia juz wrócily do nory?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Z góry ciekawskie oczka czuły się bezpiecznie, inaczej bym nie zwrócił uwagi i w ogole nie popatrzył w ich kierunku. Wygwizdowo 4km od czegokolwiek, raz na tydzień zobaczyły ludzika i się zainteresowały. Żyły tam sobie jak pączki w maśle dopóki w okolicy nie pojawili się crossowcy na śmierdzących pierdziawkach. Zostało takie wspomnienie. Pierdziawek też, małe polowanko i beknęli za to.
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Pierdziawek też, małe polowanko i beknęli za to.
Czy wyprawione skóry zdobią już salon?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
Taaa.. Chatka w ciemnym lesie, na ścianach kolorowe skórzane odzienia, zamiast doniczek rośliny posadzone w kaskach i dla silników też znalazłoby się zastosowanie.
Re: Ciepły czeski kwiecień (2024) - Drakov, Quinburk, Medvědí vr
1OO pisze:Taaa.. Chatka w ciemnym lesie, na ścianach kolorowe skórzane odzienia, zamiast doniczek rośliny posadzone w kaskach i dla silników też znalazłoby się zastosowanie.
Ciekawe byłoby wędrować sobie i trafić na taką chatkę!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 17 gości