I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
W tym roku znów Bułgaria, ale dla odmiany postanowiliśmy to zrobić nieco inaczej. Zoptymalizować czas czy jak to się mówi. Dojazd + powrót zwykle (jakby się nie starać) zajmował nam 10 dni (5 tam, 5 powrót) czyli połowa trzytygodniowego wyjazdu. Jakoś w tym roku nie miałam specjalnych pomysłów na atrakcje i zwiedzanie po drodze, ale za to dużo do objechania w Bułgarii. Zatem tym razem spróbujemy formy nietypowej dla nas i jeszcze nigdy wcześniej nie praktykowanej - znaczy samolot + auto na miejscu. A zaoszczędzone 10 dni przeznaczymy na kolejny wyjazd, w zupełnie inną stronę. A przy okazji kabak polata samolotem - już dawno o tym marzyła.
Początkowo chcieliśmy wypożyczyć na miejscu coś podobnego do naszego busia - coby dało się w tym spać. Niestety okazało się, że takiej opcji nie ma - może być niewielki autobus, kamper albo ciężarówka, no więc ni cholery nie to co nam trzeba. Mi się też marzyło popróbować szczęścia z terenówką, ale tu okazały się zabójcze ceny. W takim razie szukaliśmy jakiegoś normalnego autka pokroju naszej skodusi, coby w miarę po terenie jeździło i w oczy nie lazło. Jak się okazało tego też nigdzie nie ma. Auta są albo nowe a jak stare, to już zabytkowe - takie jak np. na wesele. Pozostało się więc poddać i wybrać po prostu opcję najtańszą... No grunt, żeby jechało do przodu i żeby się bagaże zmieściły (choć o to drugie do końca mieliśmy pewne obawy). No bo to wszystko musi się dać upchać, a bagażnika dachowego zapewne nie będzie...
Jako że plecaki wyszły mocno rosochate, na lotnisku zawijamy je w folię, coby nie poodpadały kieszenie, karimaty, namioty itp.
A więc Wrocław, Warszawa, Sofia... Jedna z nielicznych okoliczności, która jest nas w stanie zmusić do odwiedzenia dużych miast lub co gorsza stolic. Super, że w tym kierunku można lecieć w dzień. Raz, że się nie zarywa nocy, a dwa, że fajne widoki! Od 5 lat nie siedziałam w samolocie to się teraz jaram, że można z góry na świat popatrzeć!
Tu gdzieś nad grzbietem Karpat. Pewnie rumuńskich?
Różne ciekawe desenie pól uprawnych.
Fajny byłby taki kamuflaż na portki!
A tu jakieś takie formacje drapieżne? Jakby się coś rozlewało?
Taka jebutna rzeka to chyba musi być Dunaj?
Niedługo przed lądowaniem mijamy jakieś dzikie góry i zarosłe wsie. Fajnie to wygląda, takie bardzo mało zaludnione tereny. Niestety całkiem nie umiem obczaić gdzie to mogło być.
Na lotnisku w Sofii jest pusto i przestronnie. Po tłumach i kociokwiku na polskich lotniskach można wręcz powiedzieć, że tu jest przyjemnie. A i najbliższe okolice lotniska są całkiem miłe dla oka!
Bagaże też doleciały - uffff... to jest zawsze największy stres!
Pozyskane autko urodą nie grzeszy, więc nie będzie tak często zaszczycać zdjęć jak busio czy skodusia. I zapewne będzie go ciężko znaleźć jak go gdzieś zostawimy, bo wygląda jak wszystkie inne. Szare, obłe, błyszczy się jak psu jajca. Chyba musimy się szybko nauczyć na pamięć blach, coby potem włamywać się do właściwego No i dziwne takie - nawet kluczyka nie ma... Ale nie narzekajmy - jest ok. Nawet udało się upchać bagaże do środka. Nie trzeba będzie przyczepki na bazarze kupować. Pojazd dostaje imię Szarak. Skoro będzie nam towarzyszył przez ponad dwa tygodnie - to przecież musi mieć imię!
Toperz chyba właśnie robi mu zdjęcie numerów. I to jest jedna z większych zalet szaraka - bułgarskie blachy. Nie mamy więc wypisane na twarzy "obcokrajowiec". I zatrzymując się w dziwnych miejscach robimy najwyżej za buców z Sofii, a nie przybyszów nie-wiadomo-skąd - a to czasem bardzo pomaga.
Jako że jest już wieczór to pierwszy nocleg śpimy w hoteliku w Sofii. Po zupełnie przeciwległej stronie miasta niż lotnisko. Tam było najtaniej, więc może przełoży się to też na fajny klimat? Są tu nowo wybudowane szklane wieżowce, acz po drugiej stronie szosy (tej naszej) czai się urokliwa dzielnica. Ruchliwa szosa rozdziela dwa światy.
Dzielnica ponoć nie mająca opinii zbyt dobrej, przed czym ostrzega nas koleś z recepcji, gdy się wybieramy na wieczorny spacer. Koleś jest bardzo zachwycony Polską, że tam jest tak porządnie, nowocześnie i europejsko. No cóż... przemilczamy więc sprawę czemu tak chętnie kolejny raz odwiedzamy Bułgarię... tzn mówimy mu, że chodzi o ciepłe morze, no bo w sumie to też jest prawda
Z tą dzielnicą w sumie coś musi być na rzeczy, bo kraty w oknach to czasem mają nawet do drugiego piętra, a do pierwszego to norma.
Kraty przypominają czasem siatkę ogrodzeniową.
Wieczorny spacer jednak jest bardzo sympatyczny, nikt nas nie zaczepia ani nic w tym stylu.
Osiedle jest cieniste i przypomina jeden wielki, nieco zapomniany park. W cieplejszym klimacie ludzie chyba po prostu potrafią docenić cień, więc wyprażona patelnia nie jest szczytem marzeń o luksusie. Takie blokowisko to ja rozumiem!
Różne zarośla można też spotkać w oknach, na murach i balkonach.
W co gęstszych chaszczach kryje się hit - place zabaw z dawnych lat. Całe blokowisko jest usiane drabinkami w kształcie statków, autobusów czy aut. A w czasie zabawy mozna sobie zerwać i wciągnąć kwaśne jabłuszko czy inną śliwkę. Jak się okaże potem na powrocie - tych żelaznych konstrukcji kształtów wszelakich - jest tu znacznie więcej!
Mi najbardziej podobają się te wieżowce i już mam sprytny plan, żeby spróbować wejść na dach.
Może tu nie zamykają tak wszystkiego jak u nas? Toperz jednak twierdzi, że nie chce żeby nas zwinęła policja już w pierwszy dzień, więc żebym wyhamowała z żądzą eksploracji przynajmniej do jutra. Co gorsza kabak go popiera, bo od dachu wieżowca woli pordzewiałe drabinki ze spadającymi śliwkami... Zostałam więc przegłosowana, więc co się czai na dachach tych wieżowców pozostanie tajemnicą...
Ciekawy mural.
Z ciekawostek w okolicy występują też murki z nie-wiadomo-czemu wmontowanymi jakby fragmentami torów kolejowych. Ki diabeł?
Zaraz obok w asfalcie też jest jakiś fragment toru donikąd.
Wpadamy też przypadkiem na sklepo-knajpę o nazwie "Bieriozka", która zwraca naszą uwagę udekorowaniem podobiznami Czeburaszki.
W środku asortyment wybitnie nawiązuje do krajów byłego Sajuza - są wina mołdawskie i gruzińskie, chałwy, pielmieni, matrioszki, tematyczne magnesiki itp. Czeburaszek niestety nie mają na sprzedaż, nabyliśmy do naszej kolekcji jedynie krokodyla Gienę.
Jak potem gdzieś sobie czytałam jest to sieć sklepów skierowana do emigrantów i turystów ze wschodu, którzy zatęsknią za smakiem swojej rodzimej kuchni. Personel sklepu jednak mówi wyłącznie po bułgarsku, co w Sofii zdaje się oczywiście być naturalne, ale niezbyt współgra z całą konwencją przybytku. Ale widać, że klientów ma - poznaliśmy w środku grupkę Ukraińców, którzy przyszli po pielmieni i jakieś specjalne mleko w puszce, a też wyszli z drugim Gieną pod pachą. Ostatnim. No i szlag trafił mój sprytny plan, że kupię też drugiego krokodyla dla kumpla...
A z innej beczki odnośnie pamiątek! Myślę, że byłoby ciekawe zamiast popularnych obecnie magnesów na lodówkę przywozić sobie z podróży np. tematyczne dekle kanalizacyjne. To by był zbiór! Np. taki :
Mądry kabak jednak stwierdza, że to zły pomysł, bo napewno nas z tym nie wpuszczą do samolotu
No i został pewien niedosyt włóczenia się po dzielnicy bo za szybko wyłączyli światło Nastał ciepły, przyjemny wieczór, no ale to już ani zdjęć się nie porobi, a i w dziurę łatwiej wlecieć czy bo mordzie zebrać. No i trza się wyspać - jutro też jest dzień! Poza tym chcąc nie chcąc wrócimy tu za 2 tygodnie, bo się trzeba na samolot stawić.
W nocy mamy w naszym hoteliku spore przemeblowanie, bo musimy wyjąć z zabudowanej szafki lodówkę i ją wyłączyć - tak okrutnie buczy, że się nie da spać! Gorzej chyba niż osobnik marki Saratow, który kiedyś na kwaterze w Sandomierzu nam spacerował po pokoju Zabawne to było - idę w nocy do kibla i wpadam na lodówkę, która wyspacerowała na środek pomieszczenia.
Rano nas jeszcze czeka okropność - jeździmy jak durni po Sofii szukając butli gazowych, których do samolotu nie można zabierać. Czy wspominałam już kiedys, że nienawidzę dużych miast? To jest jakiś horror po nich jeździć, chodzić, w ogóle na nie patrzeć! Brrrrr... Zabieramy butlę, dopychamy wszystkie szczeliny Szaraka żarciem, wodą i srajtaśmą... i już nas tu nie ma.
I w końcu!!! Wjeżdżamy w Bułgarię taką, jaką lubimy najbardziej. Kraj bocznych dróg, ruin i pustki.
cdn
Początkowo chcieliśmy wypożyczyć na miejscu coś podobnego do naszego busia - coby dało się w tym spać. Niestety okazało się, że takiej opcji nie ma - może być niewielki autobus, kamper albo ciężarówka, no więc ni cholery nie to co nam trzeba. Mi się też marzyło popróbować szczęścia z terenówką, ale tu okazały się zabójcze ceny. W takim razie szukaliśmy jakiegoś normalnego autka pokroju naszej skodusi, coby w miarę po terenie jeździło i w oczy nie lazło. Jak się okazało tego też nigdzie nie ma. Auta są albo nowe a jak stare, to już zabytkowe - takie jak np. na wesele. Pozostało się więc poddać i wybrać po prostu opcję najtańszą... No grunt, żeby jechało do przodu i żeby się bagaże zmieściły (choć o to drugie do końca mieliśmy pewne obawy). No bo to wszystko musi się dać upchać, a bagażnika dachowego zapewne nie będzie...
Jako że plecaki wyszły mocno rosochate, na lotnisku zawijamy je w folię, coby nie poodpadały kieszenie, karimaty, namioty itp.
A więc Wrocław, Warszawa, Sofia... Jedna z nielicznych okoliczności, która jest nas w stanie zmusić do odwiedzenia dużych miast lub co gorsza stolic. Super, że w tym kierunku można lecieć w dzień. Raz, że się nie zarywa nocy, a dwa, że fajne widoki! Od 5 lat nie siedziałam w samolocie to się teraz jaram, że można z góry na świat popatrzeć!
Tu gdzieś nad grzbietem Karpat. Pewnie rumuńskich?
Różne ciekawe desenie pól uprawnych.
Fajny byłby taki kamuflaż na portki!
A tu jakieś takie formacje drapieżne? Jakby się coś rozlewało?
Taka jebutna rzeka to chyba musi być Dunaj?
Niedługo przed lądowaniem mijamy jakieś dzikie góry i zarosłe wsie. Fajnie to wygląda, takie bardzo mało zaludnione tereny. Niestety całkiem nie umiem obczaić gdzie to mogło być.
Na lotnisku w Sofii jest pusto i przestronnie. Po tłumach i kociokwiku na polskich lotniskach można wręcz powiedzieć, że tu jest przyjemnie. A i najbliższe okolice lotniska są całkiem miłe dla oka!
Bagaże też doleciały - uffff... to jest zawsze największy stres!
Pozyskane autko urodą nie grzeszy, więc nie będzie tak często zaszczycać zdjęć jak busio czy skodusia. I zapewne będzie go ciężko znaleźć jak go gdzieś zostawimy, bo wygląda jak wszystkie inne. Szare, obłe, błyszczy się jak psu jajca. Chyba musimy się szybko nauczyć na pamięć blach, coby potem włamywać się do właściwego No i dziwne takie - nawet kluczyka nie ma... Ale nie narzekajmy - jest ok. Nawet udało się upchać bagaże do środka. Nie trzeba będzie przyczepki na bazarze kupować. Pojazd dostaje imię Szarak. Skoro będzie nam towarzyszył przez ponad dwa tygodnie - to przecież musi mieć imię!
Toperz chyba właśnie robi mu zdjęcie numerów. I to jest jedna z większych zalet szaraka - bułgarskie blachy. Nie mamy więc wypisane na twarzy "obcokrajowiec". I zatrzymując się w dziwnych miejscach robimy najwyżej za buców z Sofii, a nie przybyszów nie-wiadomo-skąd - a to czasem bardzo pomaga.
Jako że jest już wieczór to pierwszy nocleg śpimy w hoteliku w Sofii. Po zupełnie przeciwległej stronie miasta niż lotnisko. Tam było najtaniej, więc może przełoży się to też na fajny klimat? Są tu nowo wybudowane szklane wieżowce, acz po drugiej stronie szosy (tej naszej) czai się urokliwa dzielnica. Ruchliwa szosa rozdziela dwa światy.
Dzielnica ponoć nie mająca opinii zbyt dobrej, przed czym ostrzega nas koleś z recepcji, gdy się wybieramy na wieczorny spacer. Koleś jest bardzo zachwycony Polską, że tam jest tak porządnie, nowocześnie i europejsko. No cóż... przemilczamy więc sprawę czemu tak chętnie kolejny raz odwiedzamy Bułgarię... tzn mówimy mu, że chodzi o ciepłe morze, no bo w sumie to też jest prawda
Z tą dzielnicą w sumie coś musi być na rzeczy, bo kraty w oknach to czasem mają nawet do drugiego piętra, a do pierwszego to norma.
Kraty przypominają czasem siatkę ogrodzeniową.
Wieczorny spacer jednak jest bardzo sympatyczny, nikt nas nie zaczepia ani nic w tym stylu.
Osiedle jest cieniste i przypomina jeden wielki, nieco zapomniany park. W cieplejszym klimacie ludzie chyba po prostu potrafią docenić cień, więc wyprażona patelnia nie jest szczytem marzeń o luksusie. Takie blokowisko to ja rozumiem!
Różne zarośla można też spotkać w oknach, na murach i balkonach.
W co gęstszych chaszczach kryje się hit - place zabaw z dawnych lat. Całe blokowisko jest usiane drabinkami w kształcie statków, autobusów czy aut. A w czasie zabawy mozna sobie zerwać i wciągnąć kwaśne jabłuszko czy inną śliwkę. Jak się okaże potem na powrocie - tych żelaznych konstrukcji kształtów wszelakich - jest tu znacznie więcej!
Mi najbardziej podobają się te wieżowce i już mam sprytny plan, żeby spróbować wejść na dach.
Może tu nie zamykają tak wszystkiego jak u nas? Toperz jednak twierdzi, że nie chce żeby nas zwinęła policja już w pierwszy dzień, więc żebym wyhamowała z żądzą eksploracji przynajmniej do jutra. Co gorsza kabak go popiera, bo od dachu wieżowca woli pordzewiałe drabinki ze spadającymi śliwkami... Zostałam więc przegłosowana, więc co się czai na dachach tych wieżowców pozostanie tajemnicą...
Ciekawy mural.
Z ciekawostek w okolicy występują też murki z nie-wiadomo-czemu wmontowanymi jakby fragmentami torów kolejowych. Ki diabeł?
Zaraz obok w asfalcie też jest jakiś fragment toru donikąd.
Wpadamy też przypadkiem na sklepo-knajpę o nazwie "Bieriozka", która zwraca naszą uwagę udekorowaniem podobiznami Czeburaszki.
W środku asortyment wybitnie nawiązuje do krajów byłego Sajuza - są wina mołdawskie i gruzińskie, chałwy, pielmieni, matrioszki, tematyczne magnesiki itp. Czeburaszek niestety nie mają na sprzedaż, nabyliśmy do naszej kolekcji jedynie krokodyla Gienę.
Jak potem gdzieś sobie czytałam jest to sieć sklepów skierowana do emigrantów i turystów ze wschodu, którzy zatęsknią za smakiem swojej rodzimej kuchni. Personel sklepu jednak mówi wyłącznie po bułgarsku, co w Sofii zdaje się oczywiście być naturalne, ale niezbyt współgra z całą konwencją przybytku. Ale widać, że klientów ma - poznaliśmy w środku grupkę Ukraińców, którzy przyszli po pielmieni i jakieś specjalne mleko w puszce, a też wyszli z drugim Gieną pod pachą. Ostatnim. No i szlag trafił mój sprytny plan, że kupię też drugiego krokodyla dla kumpla...
A z innej beczki odnośnie pamiątek! Myślę, że byłoby ciekawe zamiast popularnych obecnie magnesów na lodówkę przywozić sobie z podróży np. tematyczne dekle kanalizacyjne. To by był zbiór! Np. taki :
Mądry kabak jednak stwierdza, że to zły pomysł, bo napewno nas z tym nie wpuszczą do samolotu
No i został pewien niedosyt włóczenia się po dzielnicy bo za szybko wyłączyli światło Nastał ciepły, przyjemny wieczór, no ale to już ani zdjęć się nie porobi, a i w dziurę łatwiej wlecieć czy bo mordzie zebrać. No i trza się wyspać - jutro też jest dzień! Poza tym chcąc nie chcąc wrócimy tu za 2 tygodnie, bo się trzeba na samolot stawić.
W nocy mamy w naszym hoteliku spore przemeblowanie, bo musimy wyjąć z zabudowanej szafki lodówkę i ją wyłączyć - tak okrutnie buczy, że się nie da spać! Gorzej chyba niż osobnik marki Saratow, który kiedyś na kwaterze w Sandomierzu nam spacerował po pokoju Zabawne to było - idę w nocy do kibla i wpadam na lodówkę, która wyspacerowała na środek pomieszczenia.
Rano nas jeszcze czeka okropność - jeździmy jak durni po Sofii szukając butli gazowych, których do samolotu nie można zabierać. Czy wspominałam już kiedys, że nienawidzę dużych miast? To jest jakiś horror po nich jeździć, chodzić, w ogóle na nie patrzeć! Brrrrr... Zabieramy butlę, dopychamy wszystkie szczeliny Szaraka żarciem, wodą i srajtaśmą... i już nas tu nie ma.
I w końcu!!! Wjeżdżamy w Bułgarię taką, jaką lubimy najbardziej. Kraj bocznych dróg, ruin i pustki.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Blachy bułgarskie, ale stołeczne, więc i tak podejrzane
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
- sprocket73
- Posty: 5958
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Ale jak to 5 dni do Bułgarii jechać? To chyba zaprzęgiem konnym
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Pudelek pisze:Blachy bułgarskie, ale stołeczne, więc i tak podejrzane
Nie mieli innych blach. Pytalismy. Ponoc nie bylismy pierwsi, ktorzy zadali takie pytanie
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:Ale jak to 5 dni do Bułgarii jechać? To chyba zaprzęgiem konnym
Zaprzęgiem to chyba z miesiąc. Konie dłużej tankują siano
1500 km do granicy z Bułgarią, 5 dni czyli około 300 km dziennie, znaczy 6 godzin samej jazdy. Na dłuższe trasy jakby nie jechac to srednia predkosc wychodzi 50 km/h. Bo tu siku, tu coś trzeba cos przekąsic, a tam się czlowiek w korek właduje, albo na granicy przytrzyma - zawsze coś. Czyli mniej wiecej wstajemy o 9, wyjezdzamy o 11, a o 18 przyjezdzamy na biwak. A jak jeszcze po drodze jakies zwiedzanie, nawet niewielkie, to trzeba wczesniej wstac albo pozniej przyjechac. Tak to działa - latami praktykowane, roznymi autami i na roznych trasach/kierunkach. Oczywiscie zdarzały sie przypadki, ze trzeba bylo za dzien przejechac i 500 km, ale to juz jest taki zapierdol, że się żyć odechciewa. A wiecej to juz dodatkowo zarywanie nocy, wiec i niebezpiecznie sie robi.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:Ale jak to 5 dni do Bułgarii jechać? To chyba zaprzęgiem konnym
Witek użycz swojej Toyoty bubie to walnie i 1000km za dnia
Pisałem, że zobaczyć Was w tak nowym aucie to niezły szok ale co tak się źle użytkuje auto bez kluczyka? Ja już nie chcę auta z kluczykiem i kilkoma innymi dobrodziejstwami, jak np grzane fotele, kierownica czy szyba przednia.
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Witek użycz swojej Toyoty bubie to walnie i 1000km za dnia
Ona lata? czy w pakiecie są tez prywatne drogi na wyłacznosc? czy moze działa tak tylko z nieustraszonym kierowcą, który nie zna poczucia lęku bo zaprzedał duszę diabłu?
Pisałem, że zobaczyć Was w tak nowym aucie to niezły szok
Tez sie czulismy trochę nieswojo, zwłaszcza przez pierwszy tydzien. Że jak sie np. gdzies obdracha to bedzie bardzo widać i nam potem nie oddadzą kaucji. Potem już się nieco przykurzyło i tak nieco udomowiło. No i na zdjeciach nie pasuje mi do krajobrazu. Jedno z najfajniejszych zdjec wyjazdu, z osłem na górskiej drodze i wszystko idealne tylko auto by trzeba wkleić inne
ale co tak się źle użytkuje auto bez kluczyka? Ja już nie chcę auta z kluczykiem i kilkoma innymi dobrodziejstwami
Akurat brak kluczyka jakimś duzym problemem nie był. Raczej zdziwienie na samym poczatku. Malucha rodziców tez przez jakis czas odpalalismy nie z kluczyka a kijem od miotły prosto do silnika, a tavrie chłopaka łącząc ze sobą kable. Wiec jakby nie mam wkodowane ze kluczyk obligatoryjnie musi byc
Dla mnie osobiscie najwiekszym problemem byl brak korby do szyby w oknie, wiec otwierac/zamykac trzeba koniecznie wtedy kiedy jest włączony silnik. Wiec ja ciagle o tym zapominalam i trzeba bylo zas odpalać silnik zeby zamknąc okna. Co ciekawe w tylnych oknach byly normalne korby, wiec przynajmniej kabak mial wygode.
jak np grzane fotele, kierownica czy szyba przednia.
To zapewne bardzo pomaga, acz w czerwcu w Bułgarii nie było okazji nacieszyc sie tymi dobrodziejstwami
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
buba pisze:Ona lata?
Prawie lata
buba pisze:Dla mnie osobiscie najwiekszym problemem byl brak korby do szyby w oknie, wiec otwierac/zamykac trzeba koniecznie wtedy kiedy jest włączony silnik. Wiec ja ciagle o tym zapominalam i trzeba bylo zas odpalać silnik zeby zamknąc okna. Co ciekawe w tylnych oknach byly normalne korby, wiec przynajmniej kabak mial wygode.
Tu też kwestia przyzwyczajenia. Ech jak się maluchem jeździło to elektryczne szyby to było marzenie...!
To zapewne bardzo pomaga, acz w czerwcu w Bułgarii nie było okazji nacieszyc sie tymi dobrodziejstwami
To Wam brakło wentylowanych foteli - acz nie mam, nie używałem
Teraz grzanie kupra, rąk to dobrodziejstwo, a jak się zimą zejdzie do auta jakieś to cudo! (grzane fotele i kiera).
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Teraz grzanie kupra, rąk to dobrodziejstwo, a jak się zimą zejdzie do auta jakieś to cudo! (grzane fotele i kiera).
Myśle, że akurat tym bardzo łatwo by mnie przekonać do nowoczesnych aut! Zwłaszcza jakbym zimą musiala takowym jezdzic codziennie.
Ech jak się maluchem jeździło to elektryczne szyby to było marzenie...!
Albo żeby tylne boczne szyby w ogole sie odkrecały!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:Ale jak to 5 dni do Bułgarii jechać? To chyba zaprzęgiem konnym
Do Macedonii jechałem 6, więc 5 tym bardziej się da...
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Buba w samolocie! Koniec świata! Ale cieszę się, że rozsądek przeważył i nie pojechaliście na kolejne wakacje busiem, który już płata różne figle (co pamiętam z poprzednich relacji) i nie jest już bezpiecznym autem do jeżdżenia.
Czyli celem jest droga. Nie lepiej w ogóle nie "dojeżdżać do celu"?
Czemu wam nie pasował kamper?
Obawiam się, że "buce z Sofii" w błyszczącym aucie mogą być gorzej przyjęte na prowincji niż klimatyczni turyści z Polski.
Osiedle w Sofii niezwykle urokliwe!
buba pisze:Dojazd + powrót zwykle (jakby się nie starać) zajmował nam 10 dni (5 tam, 5 powrót) czyli połowa trzytygodniowego wyjazdu
Czyli celem jest droga. Nie lepiej w ogóle nie "dojeżdżać do celu"?
buba pisze:Niestety okazało się, że takiej opcji nie ma - może być niewielki autobus, kamper albo ciężarówka, no więc ni cholery nie to co nam trzeba
Czemu wam nie pasował kamper?
buba pisze:I zatrzymując się w dziwnych miejscach robimy najwyżej za buców z Sofii, a nie przybyszów nie-wiadomo-skąd - a to czasem bardzo pomaga
Obawiam się, że "buce z Sofii" w błyszczącym aucie mogą być gorzej przyjęte na prowincji niż klimatyczni turyści z Polski.
Osiedle w Sofii niezwykle urokliwe!
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
Buba w samolocie! Koniec świata!
Zdarza się i bubom od czasu do czasu. Ostatnio w 2019 roku, wiec końców świata było już kilka
Ale cieszę się, że rozsądek przeważył i nie pojechaliście na kolejne wakacje busiem, który już płata różne figle (co pamiętam z poprzednich relacji) i nie jest już bezpiecznym autem do jeżdżenia.
Głównie była to pazerność na dni urlopu A poza tym była to chec sprawdzenia czegoś nowego i jakby przetarcia nieznanych szlaków. Otwiera to też nowe mozliwosci np. dotarcia i sprawnego przemieszczania się po krajach, gdzie busio (albo jakiekolwiek inne auto) nie ma najmniejszych szans dojechac w skonczonym czasie. Od jakiegoś czasu np. marzy się nam Kirgizja albo Azerbejdżan, wiec moze kiedys w tej formie da sie ogarnąć.
W tym roku busiem bylismy na trzech tygodniowych wycieczkach w Czechach i tam żadnych figli nie płatał. Może on upałów nie lubi i piszczy od gorąca? Toperz się śmiał, że na nastepną wiekszą wyprawe to trzeba nim pojechac do Estonii
Czyli celem jest droga. Nie lepiej w ogóle nie "dojeżdżać do celu"?
A jak celem jest droga przez Bułgarię?
Obawiam się, że "buce z Sofii" w błyszczącym aucie mogą być gorzej przyjęte na prowincji niż klimatyczni turyści z Polski.
Mysle, ze jak już dojdzie do spotkania, rozmowy czy innej konfrontacji - to moze i tak. Ale gdy auto przejedza albo stoi w dziwnym miejscu to mam wrazenie, ze na takowe na lokalnych blachach mniej zwracają uwagę i jakby wiecej mu wolno. Pamietam, ze na wyjezdzie skodusiowym do Gruzji to kilka razy byl przypadek, ze miejscowi nam sugerowali, aby parkując auto w krzakach i idąc na wycieczkę albo stawiając na noc - ustawiac auto bokiem, tak zeby zagraniczne blachy w oczy nie lazły, bo np. policja moze sie zainteresowac po kiego diabła przyjechal tu ktos z innego kraju.
Osiedle w Sofii niezwykle urokliwe!
Było to dla nas sporym zaskoczeniem, ze w stolicy sie takowe uchowało!
Czemu wam nie pasował kamper?
Za duży. Busiem juz się zle parkuje czy wjezdza w małe drózki np. z wiszacymi nisko gałeziami. A to jest malenstwo w porownaniu z kamperami. Poza tym te kampery, które oferują w wypożyczalniach są 100 razy bardziej obrzydliwe od szaraka i zeby dało sie na nie patrzec chyba by je trzeba najpierw utopic w bagnie i wrocic za pol roku
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- sprocket73
- Posty: 5958
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
buba pisze:kampery, które oferują w wypożyczalniach są 100 razy bardziej obrzydliwe od szaraka i zeby dało sie na nie patrzec chyba by je trzeba najpierw utopic w bagnie
Kaucja przepadnie...lepiej nie ryzykować
Rekord: z Czarnogóry wróciłem w 1 dzień jadąc bocznymi drogami, bo autostrad nie lubię.
A najdalej do Grecji, czy Albanii - 2 dni bez napinki. Więc proszę mi tu nie opowiadać, że 300 km to dystans dzienny autem
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:[. Więc proszę mi tu nie opowiadać, że 300 km to dystans dzienny autem
Najwyrazniej mam zupełnie inne postrzeganie odleglosci i przestrzeni. Tak samo dla mnie dzienny odcinek do przebycia pieszo to 15 km, a rowerowy 40 km. A ludzie często twierdzą, że mozna zapychać wiecej. Próbowałam wiecej - i zdecydowanie mi sie nie podoba !!!
Widać nie tylko busio do wymiany, ale rower też. I nogi
Ostatnio zmieniony 2024-10-22, 21:36 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: I znowu wakacje w Bułgarii (2024)
sprocket73 pisze:
Rekord: z Czarnogóry wróciłem w 1 dzień jadąc bocznymi drogami, bo autostrad nie lubię.
hmm, internet pokazuje 18 godzin jazdy bez odcinków autostradowych, oczywiście mniej więcej trzymając się przepisów i to bez granic, to ponad 1200 kilometrów... Wyjechałeś o 3 w nocy?
A najdalej do Grecji, czy Albanii - 2 dni bez napinki.
gdybym miał jechać do Albanii w 2 dni to też wolałbym lecieć samolotem - skoro mam tylko połykać kilometry, to z powietrza ciekawiej
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości