Wysiadamy na stacji Wałbrzych Centrum. Stacyjka jest w miarę nowa i taka trochę pośrodku niczego. Idziemy w stronę zabudowań. W oddali majaczą kopalniane szyby. Fajnie to wygląda - tyle ich naraz! Kusi, żeby tam podejść, no ale dzisiaj mamy plany raczej górskie. Może kiedyś zimą wybierzemy się tu na turystykę typowo miejską.
Mijamy budynki malowniczo obrosłe pnączami.
Jest też rondo o nazwie wiejącej nowoczesnością. Kabak się śmieje, że pewnie jak tu baba wjedzie w faceta - to i tak zawsze będzie jego wina. No bo skoro ona ma prawo Skądinad ciekawe czy dla równouprawnienia są również w Wałbrzychu ronda poświęcone innym płciom, czy raczej mieli misję wyłącznie jednokierunkową?
Dość szybko nurkujemy w lasy, tzn. na tym odcinku bardziej to park przypomina - ławeczki, alejki brukowane kostką i tłuczonym szkłem.
Co łączy Wałbrzych z Bytomiem oprócz klimatycznych podwórek i opuszczonych kopalni? Ano duża ilość splątanych korzeni buków! Tutaj można się poczuć jak u siebie, jak w miechowickim lesie!
Tak docieramy do "domu turysty PTTK" Harcówka. Obiekt może ma jakąś schroniskową przeszłość, ale obecnie jest to najzwyklejsza knajpa. Noclegi nie są przewidziane. Wstępujemy sobie na piwo. Szkoda, że to tak na samym początku trasy, pewnie w połowie by nas jeszcze bardziej cieszyło!
W owej Harcówce mają bardzo fajny kibel. Można tu przyjść z osobą towarzyszącą - no i zadbano o jej komfort
Koło knajpy stoi dość nowa i wysoka wieża, o ciekawej metalowej konstrukcji. Budulca tu nie żałowali!
Jest to chyba pierwsza wieża widokowa jaką spotykamy, gdzie wejście jest płatne. To jeszcze byłoby do zniesienia, gorsze są kolejne bramki, gdzie trzeba podstawiać jakieś kody pod czytnik. Co ciekawe - nie tylko aby wejść, ale również aby wyjść z wieży! Na to nie wpadłam, a jak można przypuszczać - ze zmiętego w kieszeni paragonu kody się dość źle czytają Gdyby nie jakiś koleś, ktory też właśnie wychodził, przyszło by nam resztę żywota spędzić strasząc turystów na wieży. I w sumie nie byłoby to trudne - jakaś babeczka na górze wygłasza, że ma 29 lat, a jeszcze nigdy w życiu się tak nie bała jak wchodząc na tą wieżę. Nie wiem jak spędziła poprzednią część życia, ale jej wyznanie zabrzmiało nieco zaskakująco...
Jak to bywa na niektórych wieżach - są z nich widoki. Ta akurat została zrobiona z zapasem (albo niedawno), więc całkiem sporo wystaje nad drzewa i można podziwiać wałbrzyskie krajobrazy we wszystkich kierunkach.
Można się też dokładniej przyjrzeć różnym przemysłowym kawałkom terenu.
Idziemy dalej przez parki i miejskie działki. Z oddali wyraźnie widać wieżę, gdzie byliśmy.
Na naszej trasie mijamy też tzw. mauzoleum. Budowla pochodzi z lat 30 stych i miała upamiętniać ofiary I wojny światowej. W późniejszych czasach obrosła legendami i zaczęto jej przypisywać różne tajemniczości. Niektórzy mówią o tajnych przejściach do innych podziemnych kompleksów, inni o mistycznych obrzędach odprawianych tu niegdyś przez lokalne SS. Już tu byliśmy kilkanaście lat temu, ale wczesną, bezlistną wiosną. W letniej szacie miejsce prezentuje się o niebo ładniej - wśród zarośli i płowych łąk.
Kabaczek tu jeszcze nie był, więc idziemy się przejść cienistym krużgankiem.
Różne formaty sklepień. Łukowate, ceglaste, sianowate, z prętami albo pełne nieba. Co kto lubi - do wyboru
Jest też wejście do podziemi. Wejść wejdę, ale czy uda mi się wyleźć samodzielnie z powrotem po jakiejś śliskiej beli? Śmiem wątpić... Toperz został na ścieżce i pilnuje plecaków. Latarki też tam zostały. Może jednak następnym razem?
Słoneczne południe ciepłego, letniego dnia nie sprzyja odczuwaniu mistyki takich miejsc, ale myślę, że jakby tu kiedyś przyjść na nocleg - to fajnie by się opowiadało o duchach np. przy ognisku na dziedzińcu. A jakie fajne zdjęcia by wyszły jakby te kolumnady podświetlić blaskiem ciepłych płomieni! Chyba kiedyś trzeba tu zaplanować biwak! Jedyna wada, że tak blisko miasta, więc szlag wie jakie ekipy się zwleką wieczorem...
A! I zapomniałabym! Znaleźliśmy tu szkielet myszy!
Dalsza trasa wiedzie przez malownicze, słoneczne łąki, przetykane młodym lasem. W tym rejonie nie byłoby problemu ze znalezieniem miejsca na biwak!
Tuptamy przez kolejne wzgórza zwane Niedźwiadkami. Nie wiem ile tych misiaków tu dokładnie mają, ale trzy napewno.
Przez płowe łąki chyba po raz ostatni dziś schodzimy do Wałbrzycha.
Przecinamy ulicę Świdnicką, gdzie zwraca uwagę duży opuszczony dom.
Malownicza ścieżka wije się pomiędzy przydomowymi działkami. Niestety nie tędy prowadzi szlak.
Dalej zaczyna być mocno stromo. Co chwilę tu i ówdzie między drzewami pojawi się jakiś widoczek.
Jakby można żyć bez zooma??? A tak się można nacieszyć kopalnianymi szybami nawet wędrując po górach
Gdzieś w tym rejonie spotykamy pierwszego turystę. Bardzo się cieszy ze spotkania i pyta czy my też "z wałbrzyskiej drabiny"? Zupełnie nie wiem o co mu chodzi, ale tak z kontekstu wnioskujemy, że może chodzi o jakiś klub turystyczny lub rajd długodystansowy. Mówimy więc, że "my niestety nie" i tuptamy dalej. Dopiero w domu sprawdziłam, że owa "drabina" to coś w stylu szlaku, pętelki wokół Wałbrzycha, który zawiera chyba 30 najbardziej stromych tutejszych szczytów. I że niektórzy turyści zbierają to na zasadzie tych różnych górskich koron. W sumie nam do kompletu to już by niewiele brakowało Na niektórych szczytach to nawet akcent owej drabiny został uwidoczniony, ale pokojarzyłam to dopiero w domu.
I kolejne strome pagórki na trasie. W dół, w górę. I znowu nikogo nie spotykamy. Nie, przepraszam - mignęły nam dwie sarny!
Teren jest raczej zalesiony, ale widoczków po drodze nie brakuje.
Docieramy na Wołowiec, gdzie robimy krótki popas.
Jest tutaj całkiem spora skałka!
Kolorki zaczynają się robić takie niepokojąco wieczorne... A my jeszcze mamy kawał drogi! Coś dzisiaj zupełnie mi się trasa nie doszacowała. Pomyślałam - łeeee 15 km, to spoko! A na przewyższenia to już nie popatrzyłam
Bardzo dobrze stąd widać stacyjkę Wałbrzych Główny. Jutro zapewne będziemy się tam przewijać.
W różnych rzutach z daleka...
... i na zbliżeniu.
Dalej jest szczyt zwany Kozioł. Bardzo mi się w tym rejonie podobają tabliczki z nazwami szczytów - bo każda jest inna, a większość taka jakby domowej roboty.
W tutejszych lasach nie ma monotonii, co chwilę krajobraz nieco się zmienia.
Powoli schodzimy z tego Kozła. I jeszcze nie wiemy co to oznacza... Acz już teraz widać, że otwiera się przed nami jakaś przepaść bez dna. Ta przełęcz Kozia położona jest chyba w depresji!!
Ścieżyna w dół zaczyna się robić coraz bardziej stroma, sypka i śliska. Ja pierdziuu! Takiego zjazdu z pieca na łeb to dawno nie widziałam! A może po prostu dzisiaj to tak postrzegamy? Bo ja od kilku miesięcy walczę z ostrogą w pięcie i jak źle stanę to jest objaw jakby wdepnąć w jeżowca. I co gorsza w takim momencie owa noga nie daje właściwej i spodziewanej podpory - tylko jakoś się podwija pod spód, a ja lecę jak przysłowiowy worek ziemniaków. Kabak natomiast wyrósł ze wszystkich górskich butów (co odkryliśmy dopiero w piątek przed wyjazdem) i na tej wycieczce ma takie normalne, codzienne. Bardzo wygodne, ale charakteryzujące się beznadziejnie gładką podeszwą. Ja więc przoduje w turlaniu, a kabak w malowniczych ślizgach. Więc przez sporą część trasy więcej siedzimy niż stoimy i w tej pozycji przemieszczamy się powoli acz konsekwentnie w dół. Jednocześnie dopada nas jakaś głupawka i gdy akurat siądzie ta druga - dostajemy ataków śmiechu. A że w tej konkurencji idziemy łeb w łeb - to z zewnątrz musi to wyglądać nadpodziw idiotycznie. No bo co? Dwie głupie baby jadą w dół na zadkach, rechocząc ze śmiechu. Na szczęście nie było świadków. Nawet toperz, posiadając na dzień dzisiejszy najlepsze nogi i obuwie, szybko się oddalił, coby nie patrzeć dłużej na ten cyrk. I pominął ten aspekt milczeniem
Wielkim plusem owego zbocza są korzenie. Zawsze trochę hamują, no i jest czego się złapać, gdy zaczyna się osiągać zbyt dużą prędkość zjazdową
Ufff! Jesteśmy na dole! I co teraz zakłada nasz wspaniały plan, udumany palcem na mapie? Ano wdrapać się na Borową - i powtórzyć szaleńczy zjazd. Tylko chyba jeszcze dłuższy, bardziej stromy i może bez zbawiennych korzeni. Yyyyyy.... No i jest po 17... O tej porze to już widziałam nas rozkładających namiot i zbierających chrust na ognisko, tam gdzieś jeszcze w dalekiej dali... I jeszcze w okolicach tej Borowej nagle pojawiają się masy ludzi. Jakby spadli z księżyca.
Mamy więc szereg powodów, aby zmienić plany i ominąć wielką górę stokówkami. I nagle hałaśliwy tłum znika równie szybko jak się pojawił, co utwierdza nas w poczuciu podjęcia właściwej decyzji.
Choć jak widać niektórym wciąż nie dość stromych zboczy...
Mały kabak i wielka góra.
Wieczorne, ciepłe widoczki ze stokówek.
A w lasach już kryje się cień...
Szczyt, którego nazwy nie ma chyba na żadnej mapie
Wspinamy się przez płowe trawy, przy równych jak od sznurka kolumnad drzew.
Z widokami na porosłe gęstym kożuchem zbocza sąsiednich gór.
Aż tu nagle znajdujemy świetną miejscówkę na biwak! Wszystko się zmieści - namiot, ognisko i my! Miejsce spełnia wszystkie wymogi miejsca idealnego: niewidoczne ze szlaku, z cudnym widokiem, praktycznie nie widać stąd zabudowań. Jest w miarę równy placyk na namiot. Nie ma również nad nami wysokich drzew, więc moje fobie, że coś na nas w nocy spadnie nie mają pożywki. Żyć nie umierać!
Nie ma sensu iść dalej. Zwłaszcza jak jest 19, tzn. mamy jeszcze jakąś godzinę światła.
Jest zatem mini ognisko, pieczone grzanki, kilka kiełbasek i oczywiście dużo zielonej herbaty! Jest zapach dymu i ten cudowny urok letniego wieczoru, takiego który przychodzi po upalnym dniu. Gdy świeżość wypełza z górskich dolin, a jednocześnie wciąż jest przyjemnie ciepło.
Słońce niestety dość szybko nurkuje za górę. Szybciej niż się spodziewaliśmy! A może po prostu gdy jest fajnie, to każda ilość czasu jest za krótka? Namiot stawiamy już po zmroku.
Układajac się do snu odkrywam, że mam pod plecami ogromną muldę - taką jakich najbardziej nie lubię. Taką, która wymusza łukowate wygięcie ciała jak w przypadku zaawansowanego tężca Toperz i kabak chcą mnie udusić, bo długo się kręcę nie mogąc ułożyć - tym samym nie dając spać im też. W końcu chyba po godzinie miotania wpadam na rewelacyjny pomysł - wystarczy podłożyć pod kolana zwinięte ubrania i już jest super! Jest ciepło, więc dużo betów mam w zapasie. Od tego momentu śpi się rewelacyjnie! Wieczorem zrywa się dość silny wiatr, ale taki, który nie duje prosto w namiot, ale huczy w koronach drzew gdzieś po drugiej stronie zbocza. Wiatr przynosi zapachy ziół i świeżości. Pachnie jakby trochę morzem?? Noc jest ciepła i pogodna. Do pełnego ideału brakuje chyba tylko cykad!
Dobranoc!!!!
cdn
Biwak między Jałowcami (2024)
Biwak między Jałowcami (2024)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
Nie chciałaś zrobić małego eksperymentu? Zostawić kabaka w podziemiach mauzoleum, wrócić kolejnego dnia i zobaczyć jak się przepoczwarzył?
PS>Czemu zieloną herbatę? To już zwykła nie wystarczy?
PS>Czemu zieloną herbatę? To już zwykła nie wystarczy?
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
Nie chciałaś zrobić małego eksperymentu? Zostawić kabaka w podziemiach mauzoleum, wrócić kolejnego dnia i zobaczyć jak się przepoczwarzył?
Nie było szans! Ona by bez problemu wylazła po tych belkach
PS>Czemu zieloną herbatę? To już zwykła nie wystarczy?
Bo zieloną najbardziej lubię. Zazwyczaj piję zieloną. Jest najsmaczniejsza a ponoć i zdrowa. Zwykłą herbatę to lubie, ale z cytryna i sokiem. Albo jak nie ma zielonej - to kazda da rade.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
Pisałem Ci. Kurka wodna macie niesamowity dar do odnajdywania fajowych miejsc na biwak. Nawet jak przez przypadek, to jest to dar.
No i znów inspiracja...choć jednak prędzej w Kamienne znów pojadę niż w Wałbrzyskie na biwak.
No i znów inspiracja...choć jednak prędzej w Kamienne znów pojadę niż w Wałbrzyskie na biwak.
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
_laynn pisze:Pisałem Ci. Kurka wodna macie niesamowity dar do odnajdywania fajowych miejsc na biwak. Nawet jak przez przypadek, to jest to dar.
Mam nadzieje, ze ów dar nas nigdy nie opusci!
_laynn pisze:No i znów inspiracja...choć jednak prędzej w Kamienne znów pojadę niż w Wałbrzyskie na biwak.
Mam wrazenie, że Kamienne są bardziej tłoczne. Wiec jak w weekend - to chyba wolę Wałbrzyskie. Ale jak tak jedziesz tak jak ostatnio w tygodniu - to moze faktycznie Kamienne są ładniejsze?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
buba pisze:Mam wrazenie, że Kamienne są bardziej tłoczne. Wiec jak w weekend - to chyba wolę Wałbrzyskie. Ale jak tak jedziesz tak jak ostatnio w tygodniu - to moze faktycznie Kamienne są ładniejsze?
O a ja miałem wrażenie, że to Wałbrzyskie są częściej odwiedzane.
Borowa, Trójgarb czy Chełmiec kojarzą mi się zdecydowanie turystycznie. W Kamiennych okolice Andrzejówki i Waligóra to mi się kojarzą turystycznie.
Ale ja, to piszę z obserwacji Sudetów z plecakiem, a nie z bywania tam.
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
Ale ja, to piszę z obserwacji Sudetów z plecakiem, a nie z bywania tam.
Według Sudetów z plecakiem to zapalenie ogniska jest zbrodnią (mi nawet admin posta wywalił z tego powodu) a w rzeczywistości to na każdym szczycie jest miejsce po ognisku palonym wielokrotnie. No i ja nigdzie na szlaku nie widziałam wyeksponowanych cycków
No więc moje zaufanie do tej "społeczności" jest nieco ograniczone
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Biwak między Jałowcami (2024)
Poranek wstaje równie pogodny jak wieczór, acz czuć, że dzisiejszy dzień będzie niestety dużo chłodniejszy. Dziś możemy w pełni docenić w jak ładnym miejscu przyszło nam rozbić namiot
Ej! Coś mi wlazło do butów!!
Odkrywamy też, że mamy stąd widoczek jeszcze na jedną stronę.
Potem idziemy na Jałowiec - czyli tam, gdzie początkowo planowaliśmy nocować. Mają tam takowy tarasik.
Nie wiem do końca jaki jest powód stawiania w górach takowych konstrukcji. Inne - rozumiem. Wieża jest wysoko, więc są z niej widoki. Wiata chroni przed deszczem (tzn. z założenia powinna). Na ławce się siada, na stole je, a w wychodku oddaje dumaniu. A taras? Może na tańce??
Zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę. Korzystamy z miejsca ogniskowego w celu podwędzenia kiełbasek
Ze szczytu mała ścieżka prowadzi w krzaki, w miejsce o wyraźnym przeznaczeniu kibelkowym wśród bywających tu turystów. I tam na pieńku leży wesoły kamyczek! Pierwszy nasz kamyczek znaleziony w Polsce (poprzednich kilkanaście napotkaliśmy w Czechach)
Ostatnio żeśmy się z kabakiem bardzo wkręciły w owe "kamyczki". Szukamy, zbieramy, malujemy swoje i rozkładamy. Świetna metoda na dociążanie plecaka - jakby ktoś np. miał za lekko
Nie ma to jak niepozowane zdjęcie
Cosik się zaczyna chmurzyć...
Zejście z góry Jedliniec na przełęcz pod Wawrzyniakiem jest dosyć strome. Przed chwilą minęli nas rowerzyści i teraz się zastanawiamy - jak oni tu zjechali?? No ale nie leżą nigdzie zwłoki ani wraki pojazdów, więc musiało im się udać.
Tutejsze skałki i drogi mają ciekawą, różowawą barwę. Podobną jak w Nowej Rudzie. No w sumie jesteśmy już niedaleko!
Dziś oglądamy w dole nie Wałbrzych, a okolice Głuszycy.
Detale krajobrazu na zbliżeniu.
Lubimy takie góry jak Sajdak - nie uciapali tu jeszcze żadnego szlaku!
Widoki z okolic szczytu.
Ale nie dla widoków głównie żesmy tu przyszli. Pod tą górą przebiega tunel kolejowy. Ciekawe jest wrażenie, gdy słychać jadący pociąg jak turkocze po torach - a potem nagle wszystko cichnie, przybierając początkowo stłumioną formę. Momentami mamy wrażenie, że słychać go również spod ziemi - w postaci głuchego dźwięku z wnętrza skał albo wibracji terenu pod stopami. A może na tym etapie to już tylko nasza bujna wyobraźnia?
Płowymi łąkami pełnymi wrotyczu schodzimy w stronę Grzmiącej.
Tam, na ostatnim planie, to już leje... Widać taką ścianę mgły, która się przesuwa. I tak wyraźnie robi to w naszą stronę...
A tam na górce coś jest! Bunkier??
Najprawdopodobniej to stary, betonowy zbiornik na wodę. Czytałam też, że niektórzy miłośnicy dolnoślaskich tajemnic przypisują mu bycie np. wejściem do tajnych sztolni.
Wchodząc do miejscowości mijamy kamienicę o bocznej ścianie kojarzącej się ze starym zamczyskiem. Przynajmniej ja w dzieciństwie tak malowałam zamki i panie w przedszkolu mnie chwaliły
Kawałek dalej dostrzegamy komin i ruiny jakiejś fabryczki! Grzechem byłoby nie obczaić tak zacnego obiektu, który los przypadkowo rzucił nam na ścieżkę.
Jak potem udaje się dowiedzieć - przed wojną były tu zakłady drzewne, robiące m.in. szpule dla przemysłu włókienniczego. Jeszcze 20 lat temu była tu ponoć fabryka mebli. Obecnie zakład jest opuszczony, tzn. są fragmenty używane na magazyn bel siana. Poza tym - raczej puste hale.
Mijamy starą, przyjemną dla oka zabudowę Grzmiącej.
Na bocznej ścianie jednej z kamienic mamy napisy z trzech różnych epok.
Zbliżenie na nadgryzione patyną lat tabliczki. Nie zawsze już do końca czytelne.
Sporo mijamy tu bud, szopek i malowniczych, drewnianych ganeczków.
A tu taki drobny przykład dlaczego nie przepadam za psami. Szliśmy sobie grzecznie ulicą, nikt nie wchodził na cudzą posesję, a toto się rzuca jak wściekłe i widać, że chce pożreć żywcem... Innym zwierzętom nie tak często jest okazja oglądać migdałki...
Tymczasem zbliżamy się do stacji PKP Głuszyca.
Przyszliśmy w sam czas! Bo właśnie luneło!
Fajna ta stacyjka! Miło tu będzie się pokręcić czy chociażby posiedzieć.
Mają tu całkiem przyjemną poczekalnię i co najważniejsze - jest otwarta.
Jest ciepło więc wybieramy jednak wiatę. Deszczem zacina tylko trochę, a poza tym mamy plan na ugotowanie herbaty. Z poczekalni mogliby nas pogonić... Nie wiem czy te butle turystyczne tak często wybuchają, ale jakoś ostatnio ludzie alergicznie reagują na rozpalanie takowych w pomieszczeniach.
Wajchy podejrzane przez okienko.
A kawałek dalej przy peronie jeszcze takowe znaleziska!
W międzyczasie przejeżdża też przez stację pociąg, klasyfikowany jako "zabytkowy". Skład się nie zatrzymuje, widać że jest wynajęty na potrzeby turystyczne. Zabytkowy - mówili... Jeszcze całkiem niedawno normalnie takie jeździły... Czy to może my jesteśmy już tacy starzy??
Szynobus dowozi nas do Wałbrzycha. Przejście podziemne ma tu swój klimacik!
Mamy chwilkę czasu, aby się rozejrzeć po okolicach peronu. Za mało niestety, aby tam iść dokładniej pozwiedzać. Zwłaszcza, że po przygodach w Kłodzku ( Mamy chwilkę czasu, aby się rozejrzeć po okolicach peronu. Za mało niestety, aby tam iść dokładniej pozwiedzać. Zwłaszcza, że po przygodach w Kłodzku wiem, że zwiedzanie różnych lokomotywowni czasem lubi się przedłużyć ) wiem, że zwiedzanie różnych lokomotywowni czasem lubi się przedłużyć
KONIEC
Ej! Coś mi wlazło do butów!!
Odkrywamy też, że mamy stąd widoczek jeszcze na jedną stronę.
Potem idziemy na Jałowiec - czyli tam, gdzie początkowo planowaliśmy nocować. Mają tam takowy tarasik.
Nie wiem do końca jaki jest powód stawiania w górach takowych konstrukcji. Inne - rozumiem. Wieża jest wysoko, więc są z niej widoki. Wiata chroni przed deszczem (tzn. z założenia powinna). Na ławce się siada, na stole je, a w wychodku oddaje dumaniu. A taras? Może na tańce??
Zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę. Korzystamy z miejsca ogniskowego w celu podwędzenia kiełbasek
Ze szczytu mała ścieżka prowadzi w krzaki, w miejsce o wyraźnym przeznaczeniu kibelkowym wśród bywających tu turystów. I tam na pieńku leży wesoły kamyczek! Pierwszy nasz kamyczek znaleziony w Polsce (poprzednich kilkanaście napotkaliśmy w Czechach)
Ostatnio żeśmy się z kabakiem bardzo wkręciły w owe "kamyczki". Szukamy, zbieramy, malujemy swoje i rozkładamy. Świetna metoda na dociążanie plecaka - jakby ktoś np. miał za lekko
Nie ma to jak niepozowane zdjęcie
Cosik się zaczyna chmurzyć...
Zejście z góry Jedliniec na przełęcz pod Wawrzyniakiem jest dosyć strome. Przed chwilą minęli nas rowerzyści i teraz się zastanawiamy - jak oni tu zjechali?? No ale nie leżą nigdzie zwłoki ani wraki pojazdów, więc musiało im się udać.
Tutejsze skałki i drogi mają ciekawą, różowawą barwę. Podobną jak w Nowej Rudzie. No w sumie jesteśmy już niedaleko!
Dziś oglądamy w dole nie Wałbrzych, a okolice Głuszycy.
Detale krajobrazu na zbliżeniu.
Lubimy takie góry jak Sajdak - nie uciapali tu jeszcze żadnego szlaku!
Widoki z okolic szczytu.
Ale nie dla widoków głównie żesmy tu przyszli. Pod tą górą przebiega tunel kolejowy. Ciekawe jest wrażenie, gdy słychać jadący pociąg jak turkocze po torach - a potem nagle wszystko cichnie, przybierając początkowo stłumioną formę. Momentami mamy wrażenie, że słychać go również spod ziemi - w postaci głuchego dźwięku z wnętrza skał albo wibracji terenu pod stopami. A może na tym etapie to już tylko nasza bujna wyobraźnia?
Płowymi łąkami pełnymi wrotyczu schodzimy w stronę Grzmiącej.
Tam, na ostatnim planie, to już leje... Widać taką ścianę mgły, która się przesuwa. I tak wyraźnie robi to w naszą stronę...
A tam na górce coś jest! Bunkier??
Najprawdopodobniej to stary, betonowy zbiornik na wodę. Czytałam też, że niektórzy miłośnicy dolnoślaskich tajemnic przypisują mu bycie np. wejściem do tajnych sztolni.
Wchodząc do miejscowości mijamy kamienicę o bocznej ścianie kojarzącej się ze starym zamczyskiem. Przynajmniej ja w dzieciństwie tak malowałam zamki i panie w przedszkolu mnie chwaliły
Kawałek dalej dostrzegamy komin i ruiny jakiejś fabryczki! Grzechem byłoby nie obczaić tak zacnego obiektu, który los przypadkowo rzucił nam na ścieżkę.
Jak potem udaje się dowiedzieć - przed wojną były tu zakłady drzewne, robiące m.in. szpule dla przemysłu włókienniczego. Jeszcze 20 lat temu była tu ponoć fabryka mebli. Obecnie zakład jest opuszczony, tzn. są fragmenty używane na magazyn bel siana. Poza tym - raczej puste hale.
Mijamy starą, przyjemną dla oka zabudowę Grzmiącej.
Na bocznej ścianie jednej z kamienic mamy napisy z trzech różnych epok.
Zbliżenie na nadgryzione patyną lat tabliczki. Nie zawsze już do końca czytelne.
Sporo mijamy tu bud, szopek i malowniczych, drewnianych ganeczków.
A tu taki drobny przykład dlaczego nie przepadam za psami. Szliśmy sobie grzecznie ulicą, nikt nie wchodził na cudzą posesję, a toto się rzuca jak wściekłe i widać, że chce pożreć żywcem... Innym zwierzętom nie tak często jest okazja oglądać migdałki...
Tymczasem zbliżamy się do stacji PKP Głuszyca.
Przyszliśmy w sam czas! Bo właśnie luneło!
Fajna ta stacyjka! Miło tu będzie się pokręcić czy chociażby posiedzieć.
Mają tu całkiem przyjemną poczekalnię i co najważniejsze - jest otwarta.
Jest ciepło więc wybieramy jednak wiatę. Deszczem zacina tylko trochę, a poza tym mamy plan na ugotowanie herbaty. Z poczekalni mogliby nas pogonić... Nie wiem czy te butle turystyczne tak często wybuchają, ale jakoś ostatnio ludzie alergicznie reagują na rozpalanie takowych w pomieszczeniach.
Wajchy podejrzane przez okienko.
A kawałek dalej przy peronie jeszcze takowe znaleziska!
W międzyczasie przejeżdża też przez stację pociąg, klasyfikowany jako "zabytkowy". Skład się nie zatrzymuje, widać że jest wynajęty na potrzeby turystyczne. Zabytkowy - mówili... Jeszcze całkiem niedawno normalnie takie jeździły... Czy to może my jesteśmy już tacy starzy??
Szynobus dowozi nas do Wałbrzycha. Przejście podziemne ma tu swój klimacik!
Mamy chwilkę czasu, aby się rozejrzeć po okolicach peronu. Za mało niestety, aby tam iść dokładniej pozwiedzać. Zwłaszcza, że po przygodach w Kłodzku ( Mamy chwilkę czasu, aby się rozejrzeć po okolicach peronu. Za mało niestety, aby tam iść dokładniej pozwiedzać. Zwłaszcza, że po przygodach w Kłodzku wiem, że zwiedzanie różnych lokomotywowni czasem lubi się przedłużyć ) wiem, że zwiedzanie różnych lokomotywowni czasem lubi się przedłużyć
KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości