Postanowiłem pociągnąć jeszcze trochę dalej. Na ostatni niezalesiony szczyt grzbietu - Pecný (1330 m), widoczny z prawej.
Opuszczam Břidličną horę.
Wracam na szlak.
Na skałkach szczytowych na Pecným osiągam najdalszy punkt wycieczki, postanawiam zjeść i odpocząć. Obserwuję odległego o prawie 10 km w linii prostej Pradziada.
Kiedy odpocząłem, zmieniłem zdanie. Dlaczego nie podejść jeszcze kawałek do formacji skalnej Ztracené kameny?
Obawiałem się głównie straty wysokości, ale po odpoczynku jakoś już mnie to nie martwiło, bardziej brak czasu, ale stwierdziłem optymistycznie, że nadrobię.
Ztracené kameny okazały się warte odwiedzenia.
Naprawdę konkretna formacja skalna, odcina płaskowyż od ostro opadającego terenu.
Teraz można już z czystym sumieniem wracać. Kolorki się polepszyły późnym popołudniem.
A może by tak jeszcze raz złamać przepisy prawa i bezszlakowo odwiedzić Jelení hřbet (1367 m) ?
Zawsze to jakieś ładniejsze, bo zakazane kolorki i urozmaicenie trasy
Pradziad się zbliża.
Zasuwamy już zupełnie opustoszałym szlakiem. Jest chłodniej, za to lekko pod górę.
Ta przestrzeń!
Coś chyba źle poszedłem, ścieżka prowadzi prosto na Petrovy kameny.
Ojej, znowu złamałem przepisy prawa, ale fajne te kamienie.
Niech Tobi ma coś z życia.
Do Ovčárnej schodzę zakazaną dla pieszych drogą, z ostatnimi widokami na Pradziada.
Podziwiając chronione mchy,
Na koniec naprawdę szybkie zejście niebieskim szlakiem, idącym nad Doliną Białej Opawy.
Zdążyłem po jasnemu, choć dzień już wyraźnie krótszy. Wycieczka 14 godzin, 40 km w pięknych terenach. Bardzo udany dzień
W drodze powrotnej, już w Jaworznie, zostałem upokorzony przez Skodę Octavię RS, z którą 2x próbowałem się ustawić do startu na światłach, ale zielone pojawiało się zanim dojechaliśmy do skrzyżowania i koleś jakoś szybciej reagował. Ewidentnie zaspany byłem.
THE END

