Dzień 6
Codziennie na niego spoglądałem z nadzieją, że to może już jutro pójdę się z nim przywitać twarzą w twarz, tak zleciał cały intensywny tydzień …
Dnia szóstego w końcu nadszedł ten moment, zakładam plecak i wychodzę, spoglądam na niego i w myślach do niego mówię - do zobaczenia za kilka godzin ! Był jeszcze jakiś ospały i skąpany w promieniach porannego słońca, ładny i z pozoru przyjemny.
równo o 6.00 wyjeżdżam z domu, mijam Kranjska Gora i w okolicy jednego z zawijasów prowadzących na przełęcz Vršič zostawiam samochód, ciasny mały parking nad sporym urwiskiem, ale naprzeciwko krzyża więc na pewno bezpieczny
Szlak od samego początku jest bardzo sympatyczny, mijamy bardzo ładną studnie z kilkoma wylewkami i zamiast dalej iść przez mostek który idzie nad potokiem Suha Prisnica, uznałem że pójdę przez potok, wydawał się niegroźny, kawałek dalej już nie był
Bardzo przyjemne miejsce które uwięziło transformersa, jego imię to Scavenger (Grabarz), przypadek ? Nie sądzę
Wychodzę na polanę (Planina v Klinu), która jest częścią Doliny Pisnica, kręta biała dróżka z dużą drewnianą bacówką i wielkimi skalnymi ścianami, między innymi Dolkova špica (2591 m) i Razor (2601 m), a kawałek za nimi stoi sam Triglav (2864m).
Piękna ta dolinka, na końcu polany znajduje się kaplica pamiątkowa ofiar wypadków w górach (Mali Tamar), wchodzę w las …
Las z rudym podłożem z liści, drzewa obrośnięte mchem i białe plamy wystających z ziemi skał, dochodzę do schroniska (Koča v Krnici).
Przed schroniskiem leżą dwa duże Malamuty, kiedy się zbliżam zrywają się na proste łapy lekko mnie strasząc, jeden z nich ewidentnie nie chce żebym wszedł do środka, wchodzi między nogi podczas robienia kroku i próbuje mnie zatrzymać, staje na progu i zagląda na mnie, w tym momencie wychodzi pani z obsługi, uffff ! Pieski jakby nigdy nic idą dalej sapć
Špik to ten na środkutransformerKupuję magnes i ruszam dalej.
Przecinam wyschnięte koryto rzeki i zaczynam podejście ogromnym rumowiskiem, pośród wielkich kamieni staram się znaleźć czerwoną kropkę, na razie jest fajnie, widoki robią coraz lepsze, widać coraz więcej niebieskiego nieba, ale słońce jeszcze schowane za chmurami, dzięki czemu jest przyjemnie chłodno.
Dotarłem pod wielką ścianę Gamsova špica (1931 m) którą będę trawersował i obchodził, zatrzymują mnie kolejne kwiaty
Podchodząc pod Na glavah (2195 m) mijam jakąś dziewczynę która ukradkiem coś zbiera, kiedy mnie widzi przestaje, ale kawałek dalej znowu zaczyna zrywać jakieś zioła, szkoda że nie znam się na tym i nie wiem co zebrać, bo zapach ziół unosił się w powietrzu, wszystko dookoła przyjemnie pachniało, chętnie wypił bym taką ziołową herbatkę po powrocie z gór
stajać pod tą ścianą czułem się jak pyłekwidać stromiznę ?to już chyba Austriahttps://en.mapy.cz/s/hanenazokeNa 12.5 km trasie jest 1700 m podejścia, no i zejścia oczywiście też, chyba bardzo zlekceważyłem tą górę, o czym boleśnie przekonam się podczas powrotu !
To co się zaczyna dziać dookoła, to była bajka ! Wielkie ściany lekko przykryte chmurami, przepaście i wąskie podejście po skałach, strome zbocza porośnięte zieloną trawą …
Słońce zaczyna grzać i jednocześnie zaczyna się prawdziwe podejście, jest jakaś górska akcja, są przepaście i czasem trzeba użyć czterech kończyn
Myślę sobie że już niedaleko, za chwilę będzie szczyt, ależ się myliłem.
To był dopiero przedsmak, a właściwy szczyt dopiero wychylał się swoim ostrym końcem zza szczytu Lipnica (2417 m), nie wiem czemu się łudziłem że będzie tak łatwo i przyjemnie ? (Pewnie się zasugerowałem, że to tylko 12 kilometrów i 6 godz.
)
Dookoła mnie przestrzeń, wszystko zostaje w dole, robi się coraz mniejsze i mniejsze, stoję na Lipnicy i na reszcie jestem z nim twarzą w twarz, oto i On - Špik (2472 m) Piękny bydlak !
dolina jest taka malutkaLipnicaczubek Špikato chyba moje najlepsze zdjęcieŠpik, podchodzi się od prawejRobię w końcu przerwę, żeby coś zjeść (jedzenia też zabrałem na raczej lekką 6 godzinną wycieczkę
) siedzę i obserwuję …
Słyszę w dole huk obsypujących się kamieni, zaglądam ale nic nie widzę, dopiero po chwili zauważam malutkie sylwetki turystów podchodzących po olbrzymim piarżysku, cholibka ja tam będę schodził, z góry wyglądało to naprawdę groźnie.
Przekładam aparat przez ramię i ruszam, najpierw lekko w dół żeby trawersować grzędę łączącą Lipnice ze Špikiem, a następnie stromą ścianą po stalowych linach zaczynam ostatnie podejście na szczyt, po dłuższej chwili docieram na wierzchołem, zmęczony ale szczęśliwy
Cieszę się widokami, widać nawet jak na dłoni nasz wakacyjny dom, spod którego co rano oglądałem ostry szpic Špika
Po chwili zostaję na szczycie sam i jestem tam tylko ja, przez najbliższe 20 minut wierzchołek był tylko mój
tędy trzeba będzie zejśćw środku kadru nasz wakacyjny domze szczytu taki widok u nas są wrony, a tutaj jest Wieszczykbyłem Kiedy dochodzą z dołu ludzie, ja zaczynam schodzić.
Moment którego się bałem i słusznie nadszedł, z dołu podchodzili ludzie, zatrzymałem się stanąłem z boku, to jedyne wyjście inaczej w ich stronę poleciałaby lawina kamieni, kiedy tak czekam aż przejdą widzę podchodzącego chłopaka, który ma tylko taki miejski worek na plecach, a w rękach niesie wielki okrągły kamień
Schodzenie wyglądało raczej jak zsuwanie się razem z płynącą falą obsuwających się kamieni, spory huk temu towarzyszy, ale z kolei mam wrażenie że człowiek pędzi w dół, to tak jakby schodzić w śniegu, niby robi się jeden krok, ale dzięki temu że się obsuwamy ze śniegiem robią się dwa kroki
To było fajne doświadczenie w pięknych okolicznościach przyrody, takie zejście w piargu i drobnych kamieniach ciągnie bardzo długo, później wchodzę w kosówkę.
śniegu było jeszcze sporo, zawsze fajne doświadczenie, kiedy w środku lata ma się śnieg w rękachchwila zadumy piękny fragmentByłem już zmęczony, a przede mną jeszcze kawał drogi i co gorsza jest non stop mocno z górki, moje kolana i uda zaczynają puszczać, ból jest coraz większy …
Robię coraz częstsze przerwy dając odpocząć obolałym nogom, dodatkowo z góry widać dolinę do której mam zejść, więc dobrze widzę jak daleko mam do celu, a to nie działa zbyt dobrze na morale
I coś co mnie bardzo zaskoczyło na zejściu, to mnóstwo bardzo stromych fragmentów z zabezpieczeniami, liny i klamry pojawiają się co chwilę.
Oj bardzo zlekceważyłem tę piękną górę, teraz mam za swoje, kolejna przerwa …
Kiedy już wyczerpałem calutki zapas różnych epitetów i ledwo wlokąc się na nogach, doszedłem w dolinę, jest rzeczka (Pisnica) siadam nad jej brzegiem, ściągam buty i wkładam zmęczone stopy do lodowatej wody, ała
tam idęObmywam przepoconą i spaloną od słońca twarz i ruszam dalej, muszę przejść przez rzekę, kryto jest bardzo szerokie, ale woda płynie tylko lewą stroną, musiałem szukać jakiejś przeprawy
Wychodzę na polanę, po lewej mała szopka, po prawej dwa domki, jeden ładny z okienniczkami, przy którym wylegują się kozy, leżą na stole i gdzie się tylko da
bardziej na prawo jest jeszcze jedna szopka, większa i tam też mieszkają kozy, pewnie tam są zamykane na noc.
Przechodzę przez polanę, słońce pali niemiłosiernie, całe szczęście jeszcze chwila i będę przy samochodzie.
kozia ferajnaTo była fajna przygoda z pięknymi widokami, dostałem mocno w tyłek, ale byłem mega zadowolony
Jeden pan Ł. Powiedział że tam takie wycieczki to normalka, taki ich urok
Cdn.