Ten dzień powstał dzięki współpracy z kolegą z Żywca, jakiś mały plan na wyjście pieszo od dołu był, ale można było też podjechać autem na przełęcz, tak zrobiliśmy
Koło 9.00 zajmujemy chyba ostatnie wolne miejsce w tym momencie jakie było na przełęczy, parkowanie nad przepaścią nie należy do najprzyjemniejszych, lekki cykor jest.
Pierwsze zaskoczenie to stadko owiec chodzące sobie luźno po całej drodze, szefowa stada chętnie podchodzi żeby ją pogłaskać i poskrobać po za uchem, reszta bardziej nieufna
Kręcimy się chwilę przy sklepiku z pamiątkami i ruszamy w stronę chaty Tičarjev dom na przełęczy Vršič, zaglądamy do środka, pytam o przypinkę … nie ma.
to był bardzo sympatyczne spotkanie
Idziemy czerwonym szlakiem po szutrowej drodze, dochodzimy do betonowych konstrukcji, pozostałości po bunkrach, ten kraj to przecież trudna historia i mnóstwo przelanej krwi.
Trawersując dookoła szczyt Bavha (1706 m) dochodzimy do chaty Poštarski dom na przełęczy Vršič, tam zamawiamy kawę i chwilę siedzimy pod parasolem, bardzo miła i sympatyczna obsługa, jak z resztą wszędzie tutaj, wszyscy zawsze są mili i uśmiechnięci.
pozostałości po bunkrze
Czas zdobyć szczyt
Widoki zaskakująco dobre jak na tak niewielki wysiłek żeby się tam znaleźć, schronisko leży w cieniu kliku potężnie wyglądających szczytów - Prisojnik (2547 m) - Hudičev steber (2237 m) -Vrh Kraj sten (2314 m).
Po półtorej godziny jesteśmy z powrotem przy samochodzie, po drodze mijamy dość smutny widok, biedne owce którym jest strasznie gorąco przytulają się do opon samochodów żeby mieć chociaż odrobinę cienia, śpią na stojąco ledwo dysząc …
Zjeżdżamy kawałek niżej i parkujemy przy drodze żeby zajrzeć do kolejnego schroniska Erjavec, to już trzecie, przypinek brak … A na samym dole jest jeszcze czwarte, ale do niego już nie zaglądamy
Zjeżdżamy na dół pod jezioro Jasna, parkuję na bezpłatnym parkingu przy drodze i ruszamy po białych kamieniach, wyschniętym korytem rzeki, coś tam płynie, ale to pewnie tylko stróżka w porównaniu co tędy może płynąć …
Małe jeziorko o pięknym kolorze z jakąś kładką i pięknymi widokami dookoła, w otoczeniu gór zawsze jest jakoś przyjemniej.
Woda zimna, nie to co w Bledzie, ale tutaj spływają wszystkie okoliczne górskie strumienie
Ruszamy w stronę wiszącego mostu.
Most wiszący to fajna atrakcja, tym bardziej jeżeli się idzie po takim pierwszy raz w życiu, lekkie bujanie jest całkiem przyjemnym odczuciem, Iza nie podziela mojego entuzjazmu
Dochodzimy na cypel nad przepaścią, wąsko i ślisko, trzeba być czujnym, ale panorama jaką widać jest bombowa, podoba mi się bardzo.
Schodzimy z powrotem nad jezioro, po małej wojnie gdzie idziemy jeść, trafiamy do knajpy nad brzegiem jeziora, gdzie obiad dnia kosztuje 20 euro (zupa lub deser i drugie danie ) smacznie i tanio, tak by mogło być wszędzie, ale tutaj odkrywamy bardzo ciekawy smak, a mianowicie słoweńską Cockte, taka ich Kofola tylko bardziej ziołowy smak, to było pyszne
Po wyjściu z knajpy zaraz idę do małej budki gdzie leją Cockte i zakupuję dwie butelki 0.5 l, bardzo ciekawy smak.
chodzenie na boso po kamieniach w lodowatej wodzie, było karkołomnym wyczynem
Opuszczamy Kranjską Gore i jedziemy do domu, Gozd Martuljek to następna wioska, oddalona o niecałe 6 km, więc po chwili jesteśmy na miejscu.
Postanawiamy już po drodze że przyjeżdżamy, wypijemy kawkę i ruszamy dalej, młoda zostaje już w domu, a ja i Iza ruszamy… Wodospady Peričnik czekają na nas !
Koło 16.30 parkujemy obok Koča pri Peričniku, płacę za parking, jak zwykle 10 euro i idziemy zobaczyć te cuda natury, tu też docieramy dzięki Dobromiłowi
Ruszamy wąską ścieżka w górę, są jakieś schodki i drewniane balustrady, popołudniowe powietrze jest gorące i stoi w miejscu, na szczęście idziemy pod wodospady i będzie chłodniej, stromymi schodami między skałami podchodzimy do górnego wodospadu, ludzie zaglądają z daleka, chyba boją się zmoknąć, bo kiedy się podchodzi pod skały to z góry leci deszcz, woda spływa z sufitu jakby padało i to solidnie, taka ściana zaporowa
Oczywiście idę bez dłuższego zastanowienia.
Ale tam jest fajowo ! Pierwszy raz jestem w tak blisko wodospadu, w zasadzie to jestem w nim i za nim, wracam mokry i zadowolony
Schodzimy na dół do drugiego wodoryja, ten jest większy, wyższy …
Iza na jego tle jest malutka, bryza leci już z daleka i mocny huk spadającej wody, jest bosko !
My musimy przejść za nim żeby dojść do szlaku którym zejdziemy z powrotem na parking, ze skał leci woda, raz lekko, ale im bliżej krawędzi to już leje konkretniej, chowam aparat pod koszulkę żeby go nie zalało, jestem już cały mokry, woda cieknie mi po twarzy, to się nazywa atrakcja !
Na koniec robię panoramę Koča pri Peričniku w zachodzącym ciepłym słońcu i docieramy do auta, jest 18.00.
Mieliśmy jeszcze odwiedzić muzeum himalaizmu w Mojstrana, ale było już zamknięte.
Do domu wracamy koło 19.00 czyli wyszedł intensywny dzień, a nie zapowiadał się taki, po raz kolejny nas wygrzało niemiłosiernie, pogodę mieliśmy perfekt, cały czas gorąco
Cdn.
