Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Klub "Zdobywcy" ogłosił że będzie jajecznica na Jastrzębicy. Postanowiliśmy wziąć udział. Fajnie zjeść coś na ciepło. Podjechaliśmy do Przyłękowa i w górę.
Mordercze wychodzenie stokiem narciarskim... katorga, ale ta jajecznica tak kusiła...
Na górze impreza. Kupa luda i jeszcze kilka psów.
Jajecznica na Jastrzębicy wygląda tak...
Ale ogólnie widać, że twarze uśmiechnięte
Piesy szaleją
Na powrocie trochę towarzyszyliśmy Zdobywcom w drodze do Trzebini.
A potem zeszliśmy do Przyłękowa, ale nie tam gdzie było auto.
Więc wyszliśmy sobie na grzbiet z drogiej strony.
Odwiedziliśmy miejsce kultu.
Oraz Kiczorę.
A potem już zeszliśmy do auta.
Ogólnie miała być burzowa niedziela, a wyszła fajna impreza i jeszcze trochę połaziliśmy
Mordercze wychodzenie stokiem narciarskim... katorga, ale ta jajecznica tak kusiła...
Na górze impreza. Kupa luda i jeszcze kilka psów.
Jajecznica na Jastrzębicy wygląda tak...
Ale ogólnie widać, że twarze uśmiechnięte
Piesy szaleją
Na powrocie trochę towarzyszyliśmy Zdobywcom w drodze do Trzebini.
A potem zeszliśmy do Przyłękowa, ale nie tam gdzie było auto.
Więc wyszliśmy sobie na grzbiet z drogiej strony.
Odwiedziliśmy miejsce kultu.
Oraz Kiczorę.
A potem już zeszliśmy do auta.
Ogólnie miała być burzowa niedziela, a wyszła fajna impreza i jeszcze trochę połaziliśmy
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Goście przybyli o 11.04. Nie mieliśmy soli więc powitaliśmy Ich czymś innym.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Krótko, ekspresowo, bach, bach i kolejna relacja gotowa. Ale były trunki, jajecznica, pieski, czegóż chcieć więcej
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Miało być burzowo, więc od niechcenia wymyśliłem aby pojechać na Pogórze Wilamowickie do Polanki Wielkiej i się pokręcić po okolicy. W Polance był zaznaczony jakiś zespół pałacowo-parkowy. Akurat parkowaliśmy niedaleko, to stwierdziłem, że zobaczymy co to jest. Oczywiście zakaz wejścia, ale wchodzimy. Widziałem jakichś ludzi, więc z nastawieniem, że zaraz nas pogonią, żeby tylko cyknąć parę fot. Widok od frontu taki sobie.
Od tyłu ciekawiej.
Drzwi i okna pootwierane - wietrzą. Myślę sobie, a co mi szkodzi zapytać, czy można wejść do środka. Podchodzę do dwóch facetów siedzących przy stoliczku i popijających wódeczkę. Jeden zauważył mnie z opóźnieniem, jak byłem tuż obok. Odruchowo chwycił za flachę, żeby ją schować, ale szybko zdał sobie sprawę, że już za późno, położył więc tylko trochę dalej. Pytam, czy można wejść. "A wchodźcie, tylko niczego nie kradnijcie" No to wchodzimy.
Jesteśmy pod wrażeniem. Fajny budynek. W całkiem dobrym stanie.
Fortepian trochę nie stroi.
Zwiedzamy różne zakamarki. Wielkie sale i małe pomieszczenia. Jest trochę jak w muzeum, ale fajniej bo na dziko. Cygaro z Dominikany - ręcznie robione.
Pofarciło nam się
W Polance jest jeszcze zabytkowy drewniany kościół.
Otwarty. Też można sobie pozwiedzać.
Bardzo ładny.
W jednej nawie jest nawet coś jakby mini-muzeum.
Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni, jakie ciekawe obiekty można spotkać w Polance Wielkiej.
Idziemy coś pochodzić. Przy zabudowaniach na czereśni ciekawy strach na szpaki.
A potem zapuszczamy się w pola.
Bardzo ładna okolica.
Tylko dużo strachów - tu pływający strach na stawie rybnym, pewnie ma odstraszać wodne ptactwo.
Krajobrazy gorpodarczo-rolnicze.
Kolejne stawy.
Przez dłuższy czas była piękna pogoda, ale nadchodzą obiecywane burze.
Sielanka kończy się. Utknęliśmy w rzepakowych polach.
Zleje nas, czy nie zleje, oto jest pytanie
Boćki
Piękne lasy.
Burze chodzą póki co bokami.
Zator Energylandia - ależ to robi hałas na całą okolicę. Muzykę słychać z kilku kilometrów.
Przechodząc przez Przeciszów odwiedzamy Urwisa.
Na koniec jestem już pewny, że nas zleje...
Okazało się, że znowu przeszło bokiem, tylko nas trochę pokropiło
Tak zupełnie z niczego wyszła fajna wycieczka
Od tyłu ciekawiej.
Drzwi i okna pootwierane - wietrzą. Myślę sobie, a co mi szkodzi zapytać, czy można wejść do środka. Podchodzę do dwóch facetów siedzących przy stoliczku i popijających wódeczkę. Jeden zauważył mnie z opóźnieniem, jak byłem tuż obok. Odruchowo chwycił za flachę, żeby ją schować, ale szybko zdał sobie sprawę, że już za późno, położył więc tylko trochę dalej. Pytam, czy można wejść. "A wchodźcie, tylko niczego nie kradnijcie" No to wchodzimy.
Jesteśmy pod wrażeniem. Fajny budynek. W całkiem dobrym stanie.
Fortepian trochę nie stroi.
Zwiedzamy różne zakamarki. Wielkie sale i małe pomieszczenia. Jest trochę jak w muzeum, ale fajniej bo na dziko. Cygaro z Dominikany - ręcznie robione.
Pofarciło nam się
W Polance jest jeszcze zabytkowy drewniany kościół.
Otwarty. Też można sobie pozwiedzać.
Bardzo ładny.
W jednej nawie jest nawet coś jakby mini-muzeum.
Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni, jakie ciekawe obiekty można spotkać w Polance Wielkiej.
Idziemy coś pochodzić. Przy zabudowaniach na czereśni ciekawy strach na szpaki.
A potem zapuszczamy się w pola.
Bardzo ładna okolica.
Tylko dużo strachów - tu pływający strach na stawie rybnym, pewnie ma odstraszać wodne ptactwo.
Krajobrazy gorpodarczo-rolnicze.
Kolejne stawy.
Przez dłuższy czas była piękna pogoda, ale nadchodzą obiecywane burze.
Sielanka kończy się. Utknęliśmy w rzepakowych polach.
Zleje nas, czy nie zleje, oto jest pytanie
Boćki
Piękne lasy.
Burze chodzą póki co bokami.
Zator Energylandia - ależ to robi hałas na całą okolicę. Muzykę słychać z kilku kilometrów.
Przechodząc przez Przeciszów odwiedzamy Urwisa.
Na koniec jestem już pewny, że nas zleje...
Okazało się, że znowu przeszło bokiem, tylko nas trochę pokropiło
Tak zupełnie z niczego wyszła fajna wycieczka
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Jastrzębica fajna górka, z resztą poszedłem tam kiedyś bo ktoś z forum namawiał, może nawet Ty ?
Czy Ukochana w rzepaku jest zadowolona ?
Fajnie że zajrzałeś do Usrwisa.
Burzowy klimat fajny, pod warunkiem że przechodzi bokiem
Czy Ukochana w rzepaku jest zadowolona ?
Fajnie że zajrzałeś do Usrwisa.
Burzowy klimat fajny, pod warunkiem że przechodzi bokiem
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Adrian pisze:Jastrzębica fajna górka, z resztą poszedłem tam kiedyś bo ktoś z forum namawiał, może nawet Ty ?
Z tego co pamiętam, to właśnie Spro zarzucił tu temat Jastrżębicy
Adrian pisze:Czy Ukochana w rzepaku jest zadowolona ?
Rzepak przekwitł, dobrze że tylko on.
Adrian pisze:Fajnie że zajrzałeś do Usrwisa.
Znalazłeś tam ślady Jakiegoś Drapieżnego Ptaka?
Adrian pisze:Burzowy klimat fajny, pod warunkiem że przechodzi bokiem
Odpowiem w aktualnie używanym przeze mnie języku - si.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
W niedziele również miało być burzowo, ale nie na Jurze. Jedziemy do Smolenia. Parkujemy pod zamkiem.
Ale go nie zwiedzamy, tylko ruszamy na północ w pola, gdzie jeszcze nigdy nie chodziliśmy.
Bardzo tu fajnie, lekkie pagórki. Aż by się chciało, żeby zboża były już w wielu kolorach
Bardzo mi się podobał ten dom. Dość prosty w swojej bryle, ale w kamiennym stylu, takim samym jak zabudowania obok i nawet ogrodzenie. Bardzo ładnie to do siebie pasowało.
Następnie zdobywamy całkiem stromy i długi stok narciarski w Cisowej.
Na górze robimy postój i nagle podjeżdża samochód terenowy. Właściciel się zaniepokoił. Jednak nie bije tylko tłumaczy, że widział nas na monitoringu, a już 2x w tym roku go okradziono. Łupem padły kamery, kable elektryczne. Dlatego teraz jest czujny. Jednak od razu zaznacza, że nie wyglądamy podejrzanie. Zagaduję o interes, czy jest tu wystarczający ruch. Wyciągi są 2, stok jest sztucznie naśnieżany i oświetlony. Przyjeżdża dużo ludzi ze Śląska, Krakowa, Częstochowy. Funkcjonują już 20 lat i jakby nie te ostatnie kradzieże, to byłoby super.
Idziemy dalej polami, w kierunku naszego głównego celu - Zamek Udórz.
Następnie lasami, miało być po szlakach, ale coś z tymi szlakami nie tak. Wyglądają na polikwidowane. Czasem na drzewie spotykamy stare oznaczenie, ale nawet kolor nie za bardzo się zgadza. A drogi zanikają.
Szczęśliwie udaje się odnaleźć zamek. Nie oglądałem wcześniej zdjęć, więc spodziewaliśmy się, że może być to coś niepozornego i faktycznie tak było.
To jest praktycznie wszystko co pozostało z tego zamku.
Rozpoczynamy powrót, dalej naszymi nieistniejącymi szlakami. Pojawiły się fajne chmurki.
Można bawić się polnymi kadrami.
Czyżby już ołtarz na Boże Ciało? Przyjdzie burza, to nie będzie co zbierać
W Kąpielach Wielkich nasz zlikwidowany szlak skręca w nieistniejącą drogę.
Biorąc pod uwagę pewne trudności nawigacyjne okazuje się, że czasowo robi się trochę późno, a tu żar leje się z nieba (prawdziwe upały) i jeszcze trzeba iść pod górę zarośniętą drogą. Taki to wypoczynek weekendowy.
Ukochana w kapelusiku patrzy tylko pod nogi i zajmuje się krytykowaniem przewodnika oraz ukradkiem wypija całą wspólną wodę, którą niosła (moją wypiliśmy razem wcześniej).
Jesteśmy przy Skałach Zegarowych, ale nie ma czasu na eksplorowanie.
Pędzimy do auta i przestawiamy godzinę zamówionego obiadu u teściowej. Miał być o 18, a wyszło o 19... dla niektórych jest to problem
Burzowy weekend zaowocował 2 fajnymi wycieczkami. Zrobiło się lato, choć wciąż maj. Ciekawe, czy będą faktycznie takie upały, jak straszą.
Ale go nie zwiedzamy, tylko ruszamy na północ w pola, gdzie jeszcze nigdy nie chodziliśmy.
Bardzo tu fajnie, lekkie pagórki. Aż by się chciało, żeby zboża były już w wielu kolorach
Bardzo mi się podobał ten dom. Dość prosty w swojej bryle, ale w kamiennym stylu, takim samym jak zabudowania obok i nawet ogrodzenie. Bardzo ładnie to do siebie pasowało.
Następnie zdobywamy całkiem stromy i długi stok narciarski w Cisowej.
Na górze robimy postój i nagle podjeżdża samochód terenowy. Właściciel się zaniepokoił. Jednak nie bije tylko tłumaczy, że widział nas na monitoringu, a już 2x w tym roku go okradziono. Łupem padły kamery, kable elektryczne. Dlatego teraz jest czujny. Jednak od razu zaznacza, że nie wyglądamy podejrzanie. Zagaduję o interes, czy jest tu wystarczający ruch. Wyciągi są 2, stok jest sztucznie naśnieżany i oświetlony. Przyjeżdża dużo ludzi ze Śląska, Krakowa, Częstochowy. Funkcjonują już 20 lat i jakby nie te ostatnie kradzieże, to byłoby super.
Idziemy dalej polami, w kierunku naszego głównego celu - Zamek Udórz.
Następnie lasami, miało być po szlakach, ale coś z tymi szlakami nie tak. Wyglądają na polikwidowane. Czasem na drzewie spotykamy stare oznaczenie, ale nawet kolor nie za bardzo się zgadza. A drogi zanikają.
Szczęśliwie udaje się odnaleźć zamek. Nie oglądałem wcześniej zdjęć, więc spodziewaliśmy się, że może być to coś niepozornego i faktycznie tak było.
To jest praktycznie wszystko co pozostało z tego zamku.
Rozpoczynamy powrót, dalej naszymi nieistniejącymi szlakami. Pojawiły się fajne chmurki.
Można bawić się polnymi kadrami.
Czyżby już ołtarz na Boże Ciało? Przyjdzie burza, to nie będzie co zbierać
W Kąpielach Wielkich nasz zlikwidowany szlak skręca w nieistniejącą drogę.
Biorąc pod uwagę pewne trudności nawigacyjne okazuje się, że czasowo robi się trochę późno, a tu żar leje się z nieba (prawdziwe upały) i jeszcze trzeba iść pod górę zarośniętą drogą. Taki to wypoczynek weekendowy.
Ukochana w kapelusiku patrzy tylko pod nogi i zajmuje się krytykowaniem przewodnika oraz ukradkiem wypija całą wspólną wodę, którą niosła (moją wypiliśmy razem wcześniej).
Jesteśmy przy Skałach Zegarowych, ale nie ma czasu na eksplorowanie.
Pędzimy do auta i przestawiamy godzinę zamówionego obiadu u teściowej. Miał być o 18, a wyszło o 19... dla niektórych jest to problem
Burzowy weekend zaowocował 2 fajnymi wycieczkami. Zrobiło się lato, choć wciąż maj. Ciekawe, czy będą faktycznie takie upały, jak straszą.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Bardzo mi się podobał ten dom.
Masz rację. To jest eleganckie i stylowe. Żadnego bubolstwa i ceprostwa. Oby więcej takich gospodarstw.
sprocket73 pisze:To jest praktycznie wszystko co pozostało z tego zamku.
Po Waszej wizycie. Podobne ruiny zwiedzaliśmy po przeżyciu wizyty na Trybeczu.
sprocket73 pisze:Burzowy weekend zaowocował 2 fajnymi wycieczkami.
Jak i u mnie. Wyprawa naukowa na mniej znane zbocza Kościelca i ZDOBYCIE Kotarnicy, i Romanki przy okazji. Burze widzieliśmy, słyszeliśmy i ominęliśmy.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Dzisiaj to już miały być straszne burze. Na razie nie ma, ale kto wie, może jeszcze będą.
W każdym razie przeszliśmy się na Gródek.
W części dla nurków wypatrzyliśmy wielką rybę, miała chyba z metr długości i była czarna.
Ludzi zatrzęsienie, ale spacer po kładkach zaliczony.
Zlikwidowali schody, a głupie ludzie i tak chodzą narażając życie i zdrowie ratowników. Myśmy też oczywiście poszli
Widoczki z góry.
Tobi zaliczył jeszcze drzewo na powrocie.
W każdym razie przeszliśmy się na Gródek.
W części dla nurków wypatrzyliśmy wielką rybę, miała chyba z metr długości i była czarna.
Ludzi zatrzęsienie, ale spacer po kładkach zaliczony.
Zlikwidowali schody, a głupie ludzie i tak chodzą narażając życie i zdrowie ratowników. Myśmy też oczywiście poszli
Widoczki z góry.
Tobi zaliczył jeszcze drzewo na powrocie.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Jakiś czas temu zaczęły mi po głowie chodzić pomysły, żeby przejść dłuższą trasę, w celu sprawdzenia swoich możliwości. Taki test, czy jestem już stary? Przy okazji można przetestować Tobiego, który ma już 10 lat. Zwykle na wycieczkach nie przejmuję się dystansem do pokonania. Nie liczę km i przewyższeń. Są to dla mnie sprawy trzeciorzędne. Czasem trafi się jakiś Dusiołek, albo dłuższa trasa. Stąd wiem, że w górach nie wymiękam. Policzyłem, że ze 6x w życiu szedłem dystans ok 50 km, więc teraz robienie kolejnej 50-tki było mało atrakcyjne. Wymyśliłem więc takie kółeczko:
https://mapa-turystyczna.pl/route/3gg3y
75 km, 3200 metrów przewyższeń - solidna trasa. Nie miałem pojęcia, czy dam radę, ale chciałem sprawdzić. Do sprawy podszedłem na poważnie, poprosiłem ekspertów na FB o cenne rady.
Uwzględniając prognozy wybrałem ostatnią niedzielę. Miało być chłodno, bez burz, z 50% szans na mały deszcz w okolicach 18. Wstałem o 2 nad ranem. Kilka minut przed 4 rozpocząłem wędrówkę. Było już szaro, więc bez czołówki. Najpierw 5 km przejście przez Andrychów i pobliskie miejscowości - takie dojście do gór. Szedłem czarnym szlakiem, którego nie znałem. Jest poprowadzony dość ciekawie, nie tylko drogami. Szybko zeszło.
A potem najbardziej strome na całej wycieczce podejście pod Złotą Górkę. Miałem w sobie tyle mocy co Toyota GR Yaris. Wydawało mi się, że mógłbym wbiec, jakbym tylko chciał.
Potem było już fajnie, szedłem grzbietem przez Porębski Groń, Trzonkę, odbiłem dodatkowo na Bukowski Groń, gdzie nawet wypatrzyłem limbę (na starych mapach była tam oznaczona "aleja Limbowa"). Na koniec bardzo sprawnie zszedłem do Porąbki i okazało się, że pierwsze 15 km zrobiłem w 3h. Bardzo optymistycznie to wyglądało.
Jednak kiedy rozpocząłem drugie główne podejście, na Zasolnicę. Coś jakby mnie trochę odcięło. Poczułem głód, lekką niemoc w nogach. Postanowiłem zrobić krótką przerwę, coś zjeść. Potem siły wróciły, ale nie byłem już Yoyotą GR Yaris, tylko 182-konnym Fordem Focusem. Sprawnie podchodziłem pod górę, ale moce nie były już nieskończone. Zaliczyłem sobie dodatkowy szczyt, który szlak omija - Bujakowski Groń (na zdjęciu).
Dalej szło szybko i sprawnie. Hrobacza Łąka, Gaiki, bonusowy szczyt Przegibek, przełęcz Przegibek, bonusowy szczyt Sokołówka (podejście na zdjęciu).
Na Magurce Tobi pełen energii. Ja już coś w nogach czuję, jak zawsze po 30 km.
Wypogodziło się, może nie będzie dzisiaj padać
Najdłuższe zejście wycieczki, z Czupla do Czernichowa. Po drodze podszedłem jeszcze kawałek na bonusowy Rogacz.
Rozpoczynając ostatnie z długich podejść, na Kościelec i Jaworzynę, nadszedł czas na kryzys. W nogach blisko 40 km, to już są dystanse, gdzie kończy się przyjemność. Dodatkowo zaczęło padać. A było ledwie po 13, deszcz miał być o 18. Reklamacja! Wycieczka dopiero w połowie. Przede mną podejście 500 metrów w pionie. Ciężko znaleźć pozytywy. Ale da się... pomyślałem o jesiennych kolorkach dla Dobromiła.
Planowałem tu nabrać wody... i nabrałem. Takim dodatkowym założeniem wycieczki było, że nic nie kupuję po drodze i nie zaglądam do schronisk.
Rozpadało się na dobre. Ulewny deszcz. Trochę próbowałem przeczekać pod drzewem, ale drzewo zaczęło przeciekać. Stwierdziłem, że OK, idę. 75 km w deszczu to będzie nawet większy sukces niż przy dobrej pogodzie. Niestety nie byłem już Fordem Focusem. Nadszedł etap, że stałem się Hyundaiem i30. Niby daje wszędzie radę, ale bez turbo już nie ma rewelacji. Nabieranie wysokości jest okupione sporym wysiłkiem.
Tobi jakby trochę smutniejszy, czyżby oznaki zmęczenia?
Odbicie od szlaku na Maleckie i Wlk. Cisową Grapę. Miałem tam iść, ale z powodu wysokich traw odpuściłem. Miałem jeszcze suche buty i nie chciałem, żeby mi przemokły. Mam nadzieję, że wybaczycie? Chwilę później widzę szlakowskaz, że do Leskowca mam 5:10, a to równo z zachodem słońca. To za późno. Przez ten deszcz straciłem dobry czas. Jeżeli chcę zrobić całą zaplanowaną trasę będzie trzeba powalczyć.
Godziny mijają, walczymy. Mijamy przełęcz Kocierską, znowu deszcz się wzmaga. Niby mi już wszystko jedno, ale zawsze to lepiej być mniej mokrym niż bardziej mokrym. Szlakiem płyną strumienie - Tobi ma dużo wody.
Potrójna. Jestem już totalnie przemoczony. Morale trochę siada. Ale już ponad 50 km za nami, już bliżej niż dalej.
Wypogadza się. Solidnie idę dokładając kolejne kilometry i odliczam czas do Leskowca. Nadrabiam czasy tabliczkowe, chociaż coraz bardziej jestem już jak mój pierwszy samochód - Renault Clio (75KM). Jak jest pod górkę to zwalniam.
Na Leskowcu pora na krótką przerwę na jedzenie. Poprawienie sznurowania w butach, bo coś zaczyna się dziać ze stopami. Jak po 10 minutach przerwy wstałem, to wydawało mi się, że nie jestem w stanie iść w ogóle. Trochę się przestraszyłem, ale po kilku krokach udało się rozchodzić, a po kilkunastu już szedłem. Skoro mogę chodzić, to pora na zdobycie bonusowego Gronia JPII.
Ponad 60 km w nogach. Tobi wskakuje na pieńki, chce żeby mu rzucać patyczki. Odkąd przestało padać humor mu się poprawił, nie zdradza najmniejszych oznak zmęczenia.
Ostatnia rzecz, której się bałem. Bardzo strome zejście z Gancarza. Chciałem tu być jeszcze przy świetle dziennym. I jestem. Schodzę powoli, uważnie. Nogi, stopy bolą jak diabli. Są jakieś takie nie moje, jakbym nie mógł na nich polegać do końca.
Potem, dłużąca się droga zielonym szlakiem w kierunku Andrychowa. W całkowitych ciemnościach idę na Czuby i Kobylicę. Robię już czasy gorsze niż tabliczkowe, ale wiem, że dojdę. Najbardziej cierpię już w Andrychowie na ostatnich kilometrach, ale to zawsze tak jest, że końcówka asfaltem jest najtrudniejsza.
O godz. 23:30, po 19 i pół godzinach intensywnego marszu docieram do auta. W drodze powrotnej walczę, żeby nie zasnąć. Na szczęście mam tylko godzinkę jazdy. Wracam żywy
Jestem z siebie całkiem dumny. Na drugi dzień samopoczucie całkiem dobre. Trochę czuję mięśnie nóg, ale minimalnie. Na stopie tylko jeden bąbel. Poduszki ciut pieką, to przez 25 km w mokrych butach. Z Tobim również wszystko OK
Jednak wycieczki tego typu nie staną się ulubionymi. Na ten moment nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciał to powtórzyć.
https://mapa-turystyczna.pl/route/3gg3y
75 km, 3200 metrów przewyższeń - solidna trasa. Nie miałem pojęcia, czy dam radę, ale chciałem sprawdzić. Do sprawy podszedłem na poważnie, poprosiłem ekspertów na FB o cenne rady.
Na Beskidomaniakach mój post został odrzucony, że niby jest szyderczy. Na mniejszej grupie Beskidy miałem więcej szczęścia i dostałem kilka cennych rad, np: żeby zabrać broń hukową na wilki i niedźwiedzie, torbę z Ikei do noszenia psa jak padnie.Proszę o opinię osoby, które dużo chodzą z psami po górach. Przed wakacjami chciałem sprawdzić, czy mój psiak mimo zaawansowanego wieku (10 lat) poradzi sobie na dłuższych dystansach. Wymyśliłem takie kółko w Beskidzie Małym (75 km, 3200 metrów podejść). Ponieważ nie mamy żadnego doświadczenia w tak długich trasach zastanawiam się, czy brać dla niego wodę, albo czy posmarować czymś łapki? Ewentualnie na co jeszcze zwrócić uwagę? Spray na niedźwiedzie? O której godzinie powinienem zacząć wycieczkę, żeby zdążyć wrócić zanim się ściemni?
Uwzględniając prognozy wybrałem ostatnią niedzielę. Miało być chłodno, bez burz, z 50% szans na mały deszcz w okolicach 18. Wstałem o 2 nad ranem. Kilka minut przed 4 rozpocząłem wędrówkę. Było już szaro, więc bez czołówki. Najpierw 5 km przejście przez Andrychów i pobliskie miejscowości - takie dojście do gór. Szedłem czarnym szlakiem, którego nie znałem. Jest poprowadzony dość ciekawie, nie tylko drogami. Szybko zeszło.
A potem najbardziej strome na całej wycieczce podejście pod Złotą Górkę. Miałem w sobie tyle mocy co Toyota GR Yaris. Wydawało mi się, że mógłbym wbiec, jakbym tylko chciał.
Potem było już fajnie, szedłem grzbietem przez Porębski Groń, Trzonkę, odbiłem dodatkowo na Bukowski Groń, gdzie nawet wypatrzyłem limbę (na starych mapach była tam oznaczona "aleja Limbowa"). Na koniec bardzo sprawnie zszedłem do Porąbki i okazało się, że pierwsze 15 km zrobiłem w 3h. Bardzo optymistycznie to wyglądało.
Jednak kiedy rozpocząłem drugie główne podejście, na Zasolnicę. Coś jakby mnie trochę odcięło. Poczułem głód, lekką niemoc w nogach. Postanowiłem zrobić krótką przerwę, coś zjeść. Potem siły wróciły, ale nie byłem już Yoyotą GR Yaris, tylko 182-konnym Fordem Focusem. Sprawnie podchodziłem pod górę, ale moce nie były już nieskończone. Zaliczyłem sobie dodatkowy szczyt, który szlak omija - Bujakowski Groń (na zdjęciu).
Dalej szło szybko i sprawnie. Hrobacza Łąka, Gaiki, bonusowy szczyt Przegibek, przełęcz Przegibek, bonusowy szczyt Sokołówka (podejście na zdjęciu).
Na Magurce Tobi pełen energii. Ja już coś w nogach czuję, jak zawsze po 30 km.
Wypogodziło się, może nie będzie dzisiaj padać
Najdłuższe zejście wycieczki, z Czupla do Czernichowa. Po drodze podszedłem jeszcze kawałek na bonusowy Rogacz.
Rozpoczynając ostatnie z długich podejść, na Kościelec i Jaworzynę, nadszedł czas na kryzys. W nogach blisko 40 km, to już są dystanse, gdzie kończy się przyjemność. Dodatkowo zaczęło padać. A było ledwie po 13, deszcz miał być o 18. Reklamacja! Wycieczka dopiero w połowie. Przede mną podejście 500 metrów w pionie. Ciężko znaleźć pozytywy. Ale da się... pomyślałem o jesiennych kolorkach dla Dobromiła.
Planowałem tu nabrać wody... i nabrałem. Takim dodatkowym założeniem wycieczki było, że nic nie kupuję po drodze i nie zaglądam do schronisk.
Rozpadało się na dobre. Ulewny deszcz. Trochę próbowałem przeczekać pod drzewem, ale drzewo zaczęło przeciekać. Stwierdziłem, że OK, idę. 75 km w deszczu to będzie nawet większy sukces niż przy dobrej pogodzie. Niestety nie byłem już Fordem Focusem. Nadszedł etap, że stałem się Hyundaiem i30. Niby daje wszędzie radę, ale bez turbo już nie ma rewelacji. Nabieranie wysokości jest okupione sporym wysiłkiem.
Tobi jakby trochę smutniejszy, czyżby oznaki zmęczenia?
Odbicie od szlaku na Maleckie i Wlk. Cisową Grapę. Miałem tam iść, ale z powodu wysokich traw odpuściłem. Miałem jeszcze suche buty i nie chciałem, żeby mi przemokły. Mam nadzieję, że wybaczycie? Chwilę później widzę szlakowskaz, że do Leskowca mam 5:10, a to równo z zachodem słońca. To za późno. Przez ten deszcz straciłem dobry czas. Jeżeli chcę zrobić całą zaplanowaną trasę będzie trzeba powalczyć.
Godziny mijają, walczymy. Mijamy przełęcz Kocierską, znowu deszcz się wzmaga. Niby mi już wszystko jedno, ale zawsze to lepiej być mniej mokrym niż bardziej mokrym. Szlakiem płyną strumienie - Tobi ma dużo wody.
Potrójna. Jestem już totalnie przemoczony. Morale trochę siada. Ale już ponad 50 km za nami, już bliżej niż dalej.
Wypogadza się. Solidnie idę dokładając kolejne kilometry i odliczam czas do Leskowca. Nadrabiam czasy tabliczkowe, chociaż coraz bardziej jestem już jak mój pierwszy samochód - Renault Clio (75KM). Jak jest pod górkę to zwalniam.
Na Leskowcu pora na krótką przerwę na jedzenie. Poprawienie sznurowania w butach, bo coś zaczyna się dziać ze stopami. Jak po 10 minutach przerwy wstałem, to wydawało mi się, że nie jestem w stanie iść w ogóle. Trochę się przestraszyłem, ale po kilku krokach udało się rozchodzić, a po kilkunastu już szedłem. Skoro mogę chodzić, to pora na zdobycie bonusowego Gronia JPII.
Ponad 60 km w nogach. Tobi wskakuje na pieńki, chce żeby mu rzucać patyczki. Odkąd przestało padać humor mu się poprawił, nie zdradza najmniejszych oznak zmęczenia.
Ostatnia rzecz, której się bałem. Bardzo strome zejście z Gancarza. Chciałem tu być jeszcze przy świetle dziennym. I jestem. Schodzę powoli, uważnie. Nogi, stopy bolą jak diabli. Są jakieś takie nie moje, jakbym nie mógł na nich polegać do końca.
Potem, dłużąca się droga zielonym szlakiem w kierunku Andrychowa. W całkowitych ciemnościach idę na Czuby i Kobylicę. Robię już czasy gorsze niż tabliczkowe, ale wiem, że dojdę. Najbardziej cierpię już w Andrychowie na ostatnich kilometrach, ale to zawsze tak jest, że końcówka asfaltem jest najtrudniejsza.
O godz. 23:30, po 19 i pół godzinach intensywnego marszu docieram do auta. W drodze powrotnej walczę, żeby nie zasnąć. Na szczęście mam tylko godzinkę jazdy. Wracam żywy
Jestem z siebie całkiem dumny. Na drugi dzień samopoczucie całkiem dobre. Trochę czuję mięśnie nóg, ale minimalnie. Na stopie tylko jeden bąbel. Poduszki ciut pieką, to przez 25 km w mokrych butach. Z Tobim również wszystko OK
Jednak wycieczki tego typu nie staną się ulubionymi. Na ten moment nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciał to powtórzyć.
Ostatnio zmieniony 2024-06-03, 14:28 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
TONZ już dostało cynk...
tylko starzy ludzie muszą się tak sprawdzać, młodsi mają to w dupie
Taki test, czy jestem już stary?
tylko starzy ludzie muszą się tak sprawdzać, młodsi mają to w dupie
Ostatnio zmieniony 2024-06-03, 14:32 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Coldman i 56 gości