Na obrzeżach Oławy, na wyspie zwanej Zwierzyniec mamy pewne intrygujące miejsce. Ceglana konstrukcja, otwarta w stronę rzeki, zamknięta od strony lądu. Kiedyś chyba miała drzwi albo coś podobnego, bo są ślady po czymś na kształt zawiasów. Coś jakby śluza? Jakby suchy dok?
Na starej mapie (którą ktoś zamieścił na jednym z forów) jest w tym miejscu (miedzy Odrą a kanałem młyńskim) znaczona śluza. Acz śluzy zazwyczaj są "przelotowe" a nie takie zamknięte na głucho cegłami...
Ceglane, pionowe ściany opadają w dół zaraz za domami. Brzegiem urwiska idzie w ogóle czyjś płot.
A tak się kończy konstrukcja od strony lądu - ślepym półkolem z równo wykładanej cegiełki.
W strone Odry otwiera się widoczna na zdjęciu "brama". Do rzeki jest stąd jeszcze kilkadziesiąt metrów pozbawionych sztucznych wzmocnien.
Różne schodki czy "okienka" na ceglanych ścianach powodują, że na pierwszy rzut oka miejsce przypominało nam jakiś stary fort!
Zalana część, z "jeziorem" porosłym zielonym kożuchem glonów czy innej rzęsy.
Część konstrukcji sugerująca istnienie w tym miejscu kiedyś jakiejś bramy, drzwi, zasuwy?
Napis z dawnych lat namierzyliśmy tylko jeden.
Zagadka dla spostrzegawczych. Znajdź dziecko
Jedno jest pewne - jest to fajne miejsce na spacer i piknik np. wypicie herbatki w ponury, mglisty dzień.
Początkowo chcieliśmy zrobić tam ognisko, ale najfajniejsze części tego miejsca są zalane wodą, w innych też wilgoć była dosyć spora, a poza chyba trochę za blisko zabudowań.
Gdzieś na Dolnym Śląsku
W Legnicy, jak się można domyslać, było niegdyś sporo pomników związanych z armią radziecką i wszelakimi klimatami tamtych czasów. Jak się również można domyślać - nie ostało się ich zbyt wiele. Acz byłam w szoku, że aż tak dokładnie i skrupulatnie obrali miasto z jakichkolwiek śladów przeszłości. Jak solidnie trzeba było się naszukać, aby cokolwiek wyszperać. Tak, wiem... Trzeba było tu przyjechać 15 lat temu, jak tylko trafiłam na Dolny Śląsk. Wiele osób mi to mówiło. Mój błąd... Problem tylko taki, że wszędzie warto było jechać wtedy a nie teraz, a nie da się pojechać naraz wszędzie. Jako że Legnica dostała ode mnie niższy priorytet niż Kłomino, Pstrąże, wiele dolnośląskich pałacyków, Krym czy Karabach - tam zdążyłam pozwiedzać na czas, a tu nie...
Przy cmentarzu żołnierzy radzieckich jest pomnik - duży, ale mało ciekawy w swojej formie, ot takie sobie słupy... Twórca widać niezbyt miał wene tego dnia...
Kilka ciekawszych pomników można znaleźć w tzw. lapidarium o nazwie "Cień Gwiazdy", znajdującym się przy cmentarzu na Zakaczawiu. To te okazy, które niegdyś stały rozrzucone po mieście w różnych miejscach, a potem nagle się okazało, że już stać tam nie mogą i trzeba je zabrać. Acz chwali się, że trafiły tutaj, a nie przerobiono je na tłuczeń jak to bywało w innych miejscach... Lapidarium jest jednak "nieczynne do odwołania" i zwiedzać można jedynie przeskakując płot. Dobrze, że nie jest wysoki
Ten pomnik był najbardziej znany, bo stał w centrum. Ten też chyba wzbudzał najwięcej kontrowersji, zyskując czasem różne "podpisy towarzyszące" Przedstawia żołnierza polskiego, radzieckiego i dziewczynkę. Coś tam w jego nazwie było o wdzięczności
Teraz widać dokładnie, że pomnik niegdyś stał na wysokim cokole. W normalnym rzucie wyglada zabawnie - figury mają niezmiernie krótkie nóżki!
Po demontażu pomnika przez krótki czas na cokole stanęła żółta kaczucha! Szkoda ze kaczkę też zabrali... Nie dogodzi się tym Legniczanom... Tak źle i tak niedobrze LINK: https://www.radiowroclaw.pl/articles/vi ... -o-kaczke#
Znalazły się tu także dwie, wydawałoby się, zupełnie niegroźne płaskorzeźby. Jedna przedstawia spotkanie robotnika i chłopa, druga matkę z gromadką dzieciarni. Widać w kaszkietach, gumiakach i wielodzietnych rodzinach też jest coś niepoprawnego politycznie, czego wspomnienie mogłoby zaszkodzić świetlanej przyszłości.
Są tutaj (w tym lapidarium) też dwa kamulce z napisami, obiektywnie nie przedstawiające specjalnych walorów artystycznych. Upamiętniały różne nieprawomyślne (według obecnych zapisów) wydarzenia z przeszłości. "Powrót do macierzy", "faszystowskie bandy" czy "lud pracujący miast i wsi" - okazały się tu formułkami zdecydowanie dyskwalifikującymi.
Włócząc się po mieście napotykamy też resztki innego pomnika. Jakimś cudem pozostał na starym miejscu. Główny bohater z cokołu (kimkolwiek był) uciekł już dawno, zostały tylko płaskorzeźby przedstawiające sześć postaci. Część z nich uległa renowacji - zadbano o kolowe ubrania a nawet usteczka!
Jest też takowy pomniczek. Nie wiem co przedstawia, ale solidna bryła betonu i grubo ciosane wykonanie sugeruje, że pochodzi z podobnych czasów.
Zaglądając w różne zaułki Legnicy szukamy też innych pozostałości radzieckiej przeszłości. Liczymy na jakieś oblazłe malunki, mozaiki czy chociaż napisy. Jest tego cholernie mało! (albo my źle szukamy?)
Zachował się korpus przysłonięty z lekka bluszczem...
"Granica posterunku" na ceglanym murze, obecnie ozdobionym współczesnymi malunkami.
Opuszczony szpital na obrzeżach miasta i tylko jeden napis - zapewne fragment podpisu jakiegoś żołnierza.
Jedynym (odnalezionym przez nas) zagłębiem starych napisów są takie oto ruiny. Nie wiem dokładnie do czego służyły, ale miało to coś wspólnego z samochodami.
Takowe artefakty ścienne można tutaj wyłuskać:
Przy cmentarzu żołnierzy radzieckich jest pomnik - duży, ale mało ciekawy w swojej formie, ot takie sobie słupy... Twórca widać niezbyt miał wene tego dnia...
Kilka ciekawszych pomników można znaleźć w tzw. lapidarium o nazwie "Cień Gwiazdy", znajdującym się przy cmentarzu na Zakaczawiu. To te okazy, które niegdyś stały rozrzucone po mieście w różnych miejscach, a potem nagle się okazało, że już stać tam nie mogą i trzeba je zabrać. Acz chwali się, że trafiły tutaj, a nie przerobiono je na tłuczeń jak to bywało w innych miejscach... Lapidarium jest jednak "nieczynne do odwołania" i zwiedzać można jedynie przeskakując płot. Dobrze, że nie jest wysoki
Ten pomnik był najbardziej znany, bo stał w centrum. Ten też chyba wzbudzał najwięcej kontrowersji, zyskując czasem różne "podpisy towarzyszące" Przedstawia żołnierza polskiego, radzieckiego i dziewczynkę. Coś tam w jego nazwie było o wdzięczności
Teraz widać dokładnie, że pomnik niegdyś stał na wysokim cokole. W normalnym rzucie wyglada zabawnie - figury mają niezmiernie krótkie nóżki!
Po demontażu pomnika przez krótki czas na cokole stanęła żółta kaczucha! Szkoda ze kaczkę też zabrali... Nie dogodzi się tym Legniczanom... Tak źle i tak niedobrze LINK: https://www.radiowroclaw.pl/articles/vi ... -o-kaczke#
Znalazły się tu także dwie, wydawałoby się, zupełnie niegroźne płaskorzeźby. Jedna przedstawia spotkanie robotnika i chłopa, druga matkę z gromadką dzieciarni. Widać w kaszkietach, gumiakach i wielodzietnych rodzinach też jest coś niepoprawnego politycznie, czego wspomnienie mogłoby zaszkodzić świetlanej przyszłości.
Są tutaj (w tym lapidarium) też dwa kamulce z napisami, obiektywnie nie przedstawiające specjalnych walorów artystycznych. Upamiętniały różne nieprawomyślne (według obecnych zapisów) wydarzenia z przeszłości. "Powrót do macierzy", "faszystowskie bandy" czy "lud pracujący miast i wsi" - okazały się tu formułkami zdecydowanie dyskwalifikującymi.
Włócząc się po mieście napotykamy też resztki innego pomnika. Jakimś cudem pozostał na starym miejscu. Główny bohater z cokołu (kimkolwiek był) uciekł już dawno, zostały tylko płaskorzeźby przedstawiające sześć postaci. Część z nich uległa renowacji - zadbano o kolowe ubrania a nawet usteczka!
Jest też takowy pomniczek. Nie wiem co przedstawia, ale solidna bryła betonu i grubo ciosane wykonanie sugeruje, że pochodzi z podobnych czasów.
Zaglądając w różne zaułki Legnicy szukamy też innych pozostałości radzieckiej przeszłości. Liczymy na jakieś oblazłe malunki, mozaiki czy chociaż napisy. Jest tego cholernie mało! (albo my źle szukamy?)
Zachował się korpus przysłonięty z lekka bluszczem...
"Granica posterunku" na ceglanym murze, obecnie ozdobionym współczesnymi malunkami.
Opuszczony szpital na obrzeżach miasta i tylko jeden napis - zapewne fragment podpisu jakiegoś żołnierza.
Jedynym (odnalezionym przez nas) zagłębiem starych napisów są takie oto ruiny. Nie wiem dokładnie do czego służyły, ale miało to coś wspólnego z samochodami.
Takowe artefakty ścienne można tutaj wyłuskać:
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wiele osób twierdzi, że tam już nie ma po co jechać. Że wszystko co ciekawe padło łupem szabrowników i wandali. Że pozostał jedynie totalny rozpiździel w środku lasu. Hmmm... Las? Ruiny? Fajnie! Nie pozostaje nic innego jak tam zajrzeć, gdy nadarzyła się takowa okazja. I muszę przyznać, że mi się podobało. Być może dlatego, że nie byłam tam nigdy wcześniej. Nie widziałam na własne oczy tego miejsca, gdy było w lepszym stanie, z napisami, sprzętami czy innymi artefaktami dawnych czasów. Wrażenia padły więc na czystą kartę i uniknęły porównań. Napotkaliśmy ogromny labirynt spleśniałego betonu, który pożera roślinność. To też ma swój urok.
Miejsce akcji - obrzeża Legnicy, Lasek Złotoryjski.
Czas akcji - niby styczeń według kalendarza, ale pogoda iście wiosenna. Było chyba z kilkanaście stopni. Łaziło się więc całkiem przyjemnie, wyciągając gęby do słońca.
Miejsce owo było szpitalem. Wybudowali go Niemcy (jako że to Dolny Śląsk), po wojnie przejeły go wojska radzieckie (jako że to Legnica). W latach 90-tych przeszedł w polskie ręce (jako że Sowieci wyjechali). No i popadł w ruinę - jako że ostatecznie okazał się nikomu niepotrzebny. Potrzebny był tylko szabrownikom, dzikim eksploratorom i poszukiwaczom przygód. Czyli historia taka dość klasyczna dla tych okolic. Można by ją opisywać w różnych relacjach za pomocą kopiuj/wklej.
Do lasku docieramy w promieniach słońca. Dość szybko przez zimowe, bezlistne konary przeziera cel naszej wędrówki. Widać, że to las solidnie nafaszerowany betonem. Lubię bardzo ten moment, gdy z chaszcza zaczynają wyłaniać się ruiny i człowiek wie, że zwiedzanie zaraz się zacznie i jeszcze wszystko jest przed tobą. Takie wewnętrzne rozemocjonowanie i radość połączona z niepokojem. Że miałoby się ochotę biec, aby jak najszybciej dopaść zdobycz. Żeby zdążyć, żeby nikt cię nie przepędził, żeby coś nie zakłóciło poznawania miejsca, które jest już tuż - w zasięgu ręki.
Z zarośli przyglądają się nam dziwne stworzenia.
Pierwszy zwiedzamy takowy zielonkawy budynek. Ze środka wieje chłodem, wilgocią i wonią pieczarkarni. I teraz pytanie - czy ten budynek był najbardziej zgniły? Czy po prostu potem nam się stępił węch z racji przyzwyczajenia do otaczającej przestrzeni??
Potem zaglądamy na basen.
Przestronna hala, acz już niekoniecznie zachęcająca do kapieli.
Chociaż? W sumie czemu nie??
Tu wyraźnie mieli kino czy inny teatr ze sceną. Odrobinę podobne miejsce jak niegdyś napotkaliśmy w Trzebieniu ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... olska.html ) , ale w nieporównywalnie gorszym stanie.
Najwiekszy tutejszy budynek. A przynajmniej najdłuższy. Zdaje się niknać gdzieś na horyzoncie.
Ma to przełożenie na jego przepastne korytarze. Prora ( https://jabolowaballada.blogspot.com/2017/04/prora.html ) to może nie jest, ale też robią wrażenie.
Jak się można domyslać, mają tu kilka klatek schodowych, z których każda jest nieco inna.
Krajobraz z oknem. Rzut oka z ciemnych wnętrz na jasne, rozświetlone słońcem dziedzińce. Widok ze zmurszałych, walących grzybem pomieszczeń na kolejną porcję ruin siedzących wśród zapachu lasu i wiatru (no i trochę palonej opony, bo niestety ktoś niedawno się zabawiał w ten sposób w okolicy)
A skoro juz mowa o oknach - w większości pomieszczeń (a i na zewnętrz) leżą wyprute ramy okienne. Ułożone są w stosiki tak jakby przygotowane były do wywózki. Nie wiem do jakiego celu mają być przeznaczone. Może na opał? Bo raczej do zastosowania zgodnie z przeznaczeniem to juz się średnio nadają.
Sporo drzew się tu wykopyrtneło, co dodatkowo nadaje okolicy posępnego klimatu.
Wiele wiatrołomów postanowiło się przytulić do budynków.
Do ścian tulą się też bardziej typowe rośliny np. bluszcze.
Wyłazimy też na jedno z poddaszy.
Są z niego całkiem fajne widoki, jako że tutejsze dachy są dosyć niekompletne.
Na ścianach udaje się znaleźć tylko jeden niemiecki napis. Przyczaił się nad krętymi schodami i wylazł spod tynku.
Z podobnych czasów pochodzą chyba te odrzwia rzeźbione w szpitalne węże.
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYAFdG4clZDy0D_GEjDgchnBGoU45b3y3c8h_uVRku8t1-kgW-MjUh1SP2y4--LxaHRbv9fCmWSKq3zWlU9G1MqndyzvucSbX72vTYwSLSGUHto9P4TNjpxYHElAEsvyvFZm5dzXMQQxY0pX2dIoo7WwpCFVKXI5m8wrcvfm8v5sXDD16Rb-MfPnEXvw/s600/Zrzut%20ekranu%202023-03-25%20o%2020.44.22.png
[/img]
Mozaiki napotykamy dwie - basenową i w kaplicy. Tematyka więc nieco odmienna.
Nie zachowało się zatem zbyt dużo pamiątek przeszłości. Jest za to trochę nowych malunków ściennych. Niektóre nawet całkiem ciekawe.
Najdłużej się przyglądamy temu okazowi i jego ciekawym szczegółom. Co to może symbolizować? I kim jest ta smutna, mało ozdobna postać po prawej stronie?
Na cienistych, ponurych dziedzińcach człowiek sobie przypomina, że to styczeń. Że mimo zaskakującego ocieplenia - to jeszcze nie wiosna. Kałuże skrzypią pod nogami, a trawy czy opadłe liście pokrywa szron.
Szybko stamtąd zwiewamy, w poszukiwaniu słońca i odkrytych przestrzeni pełnych płowych ziół. Są tu i takie miejsca, których klimat nieco przypomina dawne ośrodki wypoczynkowe.
Nieopodal jest też wspomniana wcześniej kaplica.
Są też garaże...
Kompleks jest naprawdę ogromny - łaziliśmy chyba ze dwie godziny!
Miejsce akcji - obrzeża Legnicy, Lasek Złotoryjski.
Czas akcji - niby styczeń według kalendarza, ale pogoda iście wiosenna. Było chyba z kilkanaście stopni. Łaziło się więc całkiem przyjemnie, wyciągając gęby do słońca.
Miejsce owo było szpitalem. Wybudowali go Niemcy (jako że to Dolny Śląsk), po wojnie przejeły go wojska radzieckie (jako że to Legnica). W latach 90-tych przeszedł w polskie ręce (jako że Sowieci wyjechali). No i popadł w ruinę - jako że ostatecznie okazał się nikomu niepotrzebny. Potrzebny był tylko szabrownikom, dzikim eksploratorom i poszukiwaczom przygód. Czyli historia taka dość klasyczna dla tych okolic. Można by ją opisywać w różnych relacjach za pomocą kopiuj/wklej.
Do lasku docieramy w promieniach słońca. Dość szybko przez zimowe, bezlistne konary przeziera cel naszej wędrówki. Widać, że to las solidnie nafaszerowany betonem. Lubię bardzo ten moment, gdy z chaszcza zaczynają wyłaniać się ruiny i człowiek wie, że zwiedzanie zaraz się zacznie i jeszcze wszystko jest przed tobą. Takie wewnętrzne rozemocjonowanie i radość połączona z niepokojem. Że miałoby się ochotę biec, aby jak najszybciej dopaść zdobycz. Żeby zdążyć, żeby nikt cię nie przepędził, żeby coś nie zakłóciło poznawania miejsca, które jest już tuż - w zasięgu ręki.
Z zarośli przyglądają się nam dziwne stworzenia.
Pierwszy zwiedzamy takowy zielonkawy budynek. Ze środka wieje chłodem, wilgocią i wonią pieczarkarni. I teraz pytanie - czy ten budynek był najbardziej zgniły? Czy po prostu potem nam się stępił węch z racji przyzwyczajenia do otaczającej przestrzeni??
Potem zaglądamy na basen.
Przestronna hala, acz już niekoniecznie zachęcająca do kapieli.
Chociaż? W sumie czemu nie??
Tu wyraźnie mieli kino czy inny teatr ze sceną. Odrobinę podobne miejsce jak niegdyś napotkaliśmy w Trzebieniu ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... olska.html ) , ale w nieporównywalnie gorszym stanie.
Najwiekszy tutejszy budynek. A przynajmniej najdłuższy. Zdaje się niknać gdzieś na horyzoncie.
Ma to przełożenie na jego przepastne korytarze. Prora ( https://jabolowaballada.blogspot.com/2017/04/prora.html ) to może nie jest, ale też robią wrażenie.
Jak się można domyslać, mają tu kilka klatek schodowych, z których każda jest nieco inna.
Krajobraz z oknem. Rzut oka z ciemnych wnętrz na jasne, rozświetlone słońcem dziedzińce. Widok ze zmurszałych, walących grzybem pomieszczeń na kolejną porcję ruin siedzących wśród zapachu lasu i wiatru (no i trochę palonej opony, bo niestety ktoś niedawno się zabawiał w ten sposób w okolicy)
A skoro juz mowa o oknach - w większości pomieszczeń (a i na zewnętrz) leżą wyprute ramy okienne. Ułożone są w stosiki tak jakby przygotowane były do wywózki. Nie wiem do jakiego celu mają być przeznaczone. Może na opał? Bo raczej do zastosowania zgodnie z przeznaczeniem to juz się średnio nadają.
Sporo drzew się tu wykopyrtneło, co dodatkowo nadaje okolicy posępnego klimatu.
Wiele wiatrołomów postanowiło się przytulić do budynków.
Do ścian tulą się też bardziej typowe rośliny np. bluszcze.
Wyłazimy też na jedno z poddaszy.
Są z niego całkiem fajne widoki, jako że tutejsze dachy są dosyć niekompletne.
Na ścianach udaje się znaleźć tylko jeden niemiecki napis. Przyczaił się nad krętymi schodami i wylazł spod tynku.
Z podobnych czasów pochodzą chyba te odrzwia rzeźbione w szpitalne węże.
[img]https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYAFdG4clZDy0D_GEjDgchnBGoU45b3y3c8h_uVRku8t1-kgW-MjUh1SP2y4--LxaHRbv9fCmWSKq3zWlU9G1MqndyzvucSbX72vTYwSLSGUHto9P4TNjpxYHElAEsvyvFZm5dzXMQQxY0pX2dIoo7WwpCFVKXI5m8wrcvfm8v5sXDD16Rb-MfPnEXvw/s600/Zrzut%20ekranu%202023-03-25%20o%2020.44.22.png
[/img]
Mozaiki napotykamy dwie - basenową i w kaplicy. Tematyka więc nieco odmienna.
Nie zachowało się zatem zbyt dużo pamiątek przeszłości. Jest za to trochę nowych malunków ściennych. Niektóre nawet całkiem ciekawe.
Najdłużej się przyglądamy temu okazowi i jego ciekawym szczegółom. Co to może symbolizować? I kim jest ta smutna, mało ozdobna postać po prawej stronie?
Na cienistych, ponurych dziedzińcach człowiek sobie przypomina, że to styczeń. Że mimo zaskakującego ocieplenia - to jeszcze nie wiosna. Kałuże skrzypią pod nogami, a trawy czy opadłe liście pokrywa szron.
Szybko stamtąd zwiewamy, w poszukiwaniu słońca i odkrytych przestrzeni pełnych płowych ziół. Są tu i takie miejsca, których klimat nieco przypomina dawne ośrodki wypoczynkowe.
Nieopodal jest też wspomniana wcześniej kaplica.
Są też garaże...
Kompleks jest naprawdę ogromny - łaziliśmy chyba ze dwie godziny!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na południe od Legnicy, niedaleko od huty miedzi, namierzyliśmy trzy zbiorniki wodne, wyróżniające się tym, że ich brzegi są wyłożone betonowymi płytami. Nie wiem czy są to sztuczne stawy, zbiorniki przeciwpożarowe czy jakieś osadniki poflotacyjne. Czymkolwiek by nie były, są to nietypowe miejsca, które warto odwiedzić
Wędrówkę zaczynamy przy przemysłowych terenach ogrodzonych płotem.
Potem wkraczamy w lasy. Nie jest to jednak zwykły las. Wybitnie czuć tu klimat zarosłej hałdy. Przypominają mi się różne bytomskie zaułki. Nie wiem czemu, ale brzozy jakoś bardzo lubią porastać takie miejsca. Nic dziwnego więc, że to jedno z moich ulubionych drzew!
Miejscami w dal prowadzą na zarosłe mchem płytówki.
Częściej jednak drogi mają charakter ziemny, co przy obecnych okolicznościach powoduje znaczne zabagnienie terenu.
Tutejsze drogi miejscami zmieniają się w jeziora. Trzeba sporo drogi nadłożyć, aby je obejść.
O! Można było się tego spodziewać! Znaki bubowego szlaku atrakcji oczywiście są! A jakże! To najlepiej oznaczony szlak - przynajmniej w Polsce...
A zaraz obok nasz pierwszy stawek. Niewielki, okragły, o mocno już zarosłych płytowych brzegach.
W jednym miejscu na brzegu stoi taki "bunkierek". Przepompowania albo co?
Można zejść na dół po drabinie.
Widać tam jakieś rury, pokrętła, stojącą wodę i trochę śmieci.
Z wału okalającego stawek prowadzą dokądś małe, porosłe mchem schodki. Mech to poduchy wypełnione wodą jak balony. Do granic możliwości! Wystarczy leciutko dotknać by siknęło na podciśnieniu! Pojawia się istna fontanna! Już nie mówię co się dzieje, gdy się ów mech przypadkiem nadepnie
Schodki prowadzą do takowej studni.
Niedaleko stawku, na zupełnym zadupiu wśród pól uprawnych i rozlewisk Kaczawy, stoja sobie ruiny folwarku. Miejsce zwane jest "willa włoska". Jeszcze w latach 80tych mieszkało tu kilka rodzin, a teren należał do PGRu. Miejsce zostało opuszczone koło roku 1990. Nie mogę się zdecydować czy widok ładniej prezentuje się z kamiennym mostem czy stadem śnieguliczek.
Obecnie z głównego budynku mieszkalnego zostały już tylko same ściany.
Zwiedzanie wnętrz jest maksymalnie krótkie i upływa pod hasłem jeżyn oraz cegieł. Jeżyny nas drapią nawet przez podwójne spodnie, a cegły wyglądają jakby miały ochotę zapodać atak w inny, jeszcze bardziej perfidny sposób. Nic tu po nas...
Miłe dla oka ścienne zdobienia porastają płowymi trawami.
Z innych okolicznych budynków jeszcze mniej pozostało.
Drugie obetonowane jeziorko znajduje się bliżej huty, więc ponad lasem mamy widoki na kominy i dymy. Ogólny klimat odrobinę przypomina mi staw Trójkąt w Bytomiu.
Ciekawą mają tą konstrukcję przy schodach. Jakieś takie murki z fragmentami wyciętych rur?
Ten zbiornik jest zdecydowanie większy od poprzedniego, a przynajmniej z zaplanowania miał być głębszy.
Wracamy częściowo tą samą drogą i przemysłowe konstrukcje mijamy w promieniach zachodzącego słońca.
Tu musimy jakoś zleźć z wiaduktu, gdzie nie ma ani ścieżki ani przerwy w obarierkowaniu.
Ale za to po krzakach walają się znaki drogowe
Ostatni mix wodno - betonowy na naszej trasie to okolice zbiornika na potoku Białka. Najpierw takie korytko. Chodniczek pośrodku jest dobry dla ćwiczenia równowagi
Ciąg dalszy potoczku. Płynie sobie ów w takim leju. Tu też po raz pierwszy zwracamy uwagę na nietypową kolorystykę krajobrazu - wszystko jest jakieś rudo - brązowe. Jakby kiedyś wylała tu żelazista woda, pełna dodatkowo zmielonej cegły - i osad pozostał wszędzie wokół. Nawet na okolicznych krzakach.
Jakaś miniśluza czy inne dziwo. Podłoże pełne rudego szlamu. Dziadostwo śliskie jak szlag. Jak sobie szłam - tak sobie siadłam. Od tego momentu też już mam fragmenty ceglaste, więc jestem integralną częścią otaczającego nas krajobrazu.
Ruro - potok doprowadza nas do zbiornika. Wąski lej rozszerza się w wielkie kolisko płyt otaczających wodę. Zabawnie wyszło, bo tego miejsca akurat nie mieliśmy wcześniej namierzonego i trafiliśmy na nie przypadkiem. A stało się niesamowicie fajnym dopełnieniem naszej dzisiejszej wycieczki. Idealnie osadzone w konwencji - jak na życzenie!
Wyspeki? Raczej namulenia. Nie próbujemy na nie wchodzić, bo są podejrzenia, że by zasysło...
W jakim celu ten napis? Raczej chyba nikt by stąd nie pił...
Wieczorny krajobraz z podtopioną poręczą.
Rude schodki niknące w wodnych odmętach. Obłoczki o zachodzie słońca dostosowały się kolorystyką do okolicy.
A potok opuszczający zbiornik znów włazi w kanał. W taki dziwny - częściowo zadaszony!
Wędrówkę zaczynamy przy przemysłowych terenach ogrodzonych płotem.
Potem wkraczamy w lasy. Nie jest to jednak zwykły las. Wybitnie czuć tu klimat zarosłej hałdy. Przypominają mi się różne bytomskie zaułki. Nie wiem czemu, ale brzozy jakoś bardzo lubią porastać takie miejsca. Nic dziwnego więc, że to jedno z moich ulubionych drzew!
Miejscami w dal prowadzą na zarosłe mchem płytówki.
Częściej jednak drogi mają charakter ziemny, co przy obecnych okolicznościach powoduje znaczne zabagnienie terenu.
Tutejsze drogi miejscami zmieniają się w jeziora. Trzeba sporo drogi nadłożyć, aby je obejść.
O! Można było się tego spodziewać! Znaki bubowego szlaku atrakcji oczywiście są! A jakże! To najlepiej oznaczony szlak - przynajmniej w Polsce...
A zaraz obok nasz pierwszy stawek. Niewielki, okragły, o mocno już zarosłych płytowych brzegach.
W jednym miejscu na brzegu stoi taki "bunkierek". Przepompowania albo co?
Można zejść na dół po drabinie.
Widać tam jakieś rury, pokrętła, stojącą wodę i trochę śmieci.
Z wału okalającego stawek prowadzą dokądś małe, porosłe mchem schodki. Mech to poduchy wypełnione wodą jak balony. Do granic możliwości! Wystarczy leciutko dotknać by siknęło na podciśnieniu! Pojawia się istna fontanna! Już nie mówię co się dzieje, gdy się ów mech przypadkiem nadepnie
Schodki prowadzą do takowej studni.
Niedaleko stawku, na zupełnym zadupiu wśród pól uprawnych i rozlewisk Kaczawy, stoja sobie ruiny folwarku. Miejsce zwane jest "willa włoska". Jeszcze w latach 80tych mieszkało tu kilka rodzin, a teren należał do PGRu. Miejsce zostało opuszczone koło roku 1990. Nie mogę się zdecydować czy widok ładniej prezentuje się z kamiennym mostem czy stadem śnieguliczek.
Obecnie z głównego budynku mieszkalnego zostały już tylko same ściany.
Zwiedzanie wnętrz jest maksymalnie krótkie i upływa pod hasłem jeżyn oraz cegieł. Jeżyny nas drapią nawet przez podwójne spodnie, a cegły wyglądają jakby miały ochotę zapodać atak w inny, jeszcze bardziej perfidny sposób. Nic tu po nas...
Miłe dla oka ścienne zdobienia porastają płowymi trawami.
Z innych okolicznych budynków jeszcze mniej pozostało.
Drugie obetonowane jeziorko znajduje się bliżej huty, więc ponad lasem mamy widoki na kominy i dymy. Ogólny klimat odrobinę przypomina mi staw Trójkąt w Bytomiu.
Ciekawą mają tą konstrukcję przy schodach. Jakieś takie murki z fragmentami wyciętych rur?
Ten zbiornik jest zdecydowanie większy od poprzedniego, a przynajmniej z zaplanowania miał być głębszy.
Wracamy częściowo tą samą drogą i przemysłowe konstrukcje mijamy w promieniach zachodzącego słońca.
Tu musimy jakoś zleźć z wiaduktu, gdzie nie ma ani ścieżki ani przerwy w obarierkowaniu.
Ale za to po krzakach walają się znaki drogowe
Ostatni mix wodno - betonowy na naszej trasie to okolice zbiornika na potoku Białka. Najpierw takie korytko. Chodniczek pośrodku jest dobry dla ćwiczenia równowagi
Ciąg dalszy potoczku. Płynie sobie ów w takim leju. Tu też po raz pierwszy zwracamy uwagę na nietypową kolorystykę krajobrazu - wszystko jest jakieś rudo - brązowe. Jakby kiedyś wylała tu żelazista woda, pełna dodatkowo zmielonej cegły - i osad pozostał wszędzie wokół. Nawet na okolicznych krzakach.
Jakaś miniśluza czy inne dziwo. Podłoże pełne rudego szlamu. Dziadostwo śliskie jak szlag. Jak sobie szłam - tak sobie siadłam. Od tego momentu też już mam fragmenty ceglaste, więc jestem integralną częścią otaczającego nas krajobrazu.
Ruro - potok doprowadza nas do zbiornika. Wąski lej rozszerza się w wielkie kolisko płyt otaczających wodę. Zabawnie wyszło, bo tego miejsca akurat nie mieliśmy wcześniej namierzonego i trafiliśmy na nie przypadkiem. A stało się niesamowicie fajnym dopełnieniem naszej dzisiejszej wycieczki. Idealnie osadzone w konwencji - jak na życzenie!
Wyspeki? Raczej namulenia. Nie próbujemy na nie wchodzić, bo są podejrzenia, że by zasysło...
W jakim celu ten napis? Raczej chyba nikt by stąd nie pił...
Wieczorny krajobraz z podtopioną poręczą.
Rude schodki niknące w wodnych odmętach. Obłoczki o zachodzie słońca dostosowały się kolorystyką do okolicy.
A potok opuszczający zbiornik znów włazi w kanał. W taki dziwny - częściowo zadaszony!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
O Zakaczawiu nam opowiadano wielokrotnie. Że to "dzielnica cudów", że "po zmroku tam strach się pojawić", że jak Bytom wpada w me gusta - to zachwyci mnie i to miejsce. Zatem nie było wyjścia - trzeba było pojechać i zasmakować rejonu po swojemu.
Wprawdzie nie spotykamy Benka Cygana i jego ferajny, ale spędzamy miłe popołudnie włócząc się zaułkami podwórek.
Budynkiem, który wybija się z krajobrazu i zwraca uwagę, jest dawna siedziba gestapo, obecnie opuszczona. Od tylnej strony (stąd przychodzimy, więc tak widzimy to miejsce po raz pierwszy), jawi się jak ceglana, nieotynkowana kamienica, o czarnych, wypalonych, ziejących otchłanią oknach.
Miejsce ma opinię nawiedzonego, pełnego duchów i demonów. Okoliczni mieszkańcy ponoć opowiadają o dziwnych dźwiękach dochodzących z wewnątrz lub niewyjaśnionych cieniach snujących się po okolicznych podwórkach. Z resztą nie byłoby to dziwne, biorąc pod uwage historię budynku. Rzadko które miejsce jest tak przepełnione złymi emocjami i negatywną energią. Jednak zwiedzając czarne, walące spalenizną korytarze, jakoś kompletnie nie czujemy tej atmosfery. Czujemy głównie (i bardzo namacalnie) klimat żulerskiej meliny, noclegowni dla bezdomnych i miejsca spotkań lokalnych narkomanów. Żadnej metafizyki.
Zresztą długa, powojenna historia tego budynku, była już nieco mniej mroczna niż początkowa - mieścił się tam milicyjny komisariat a potem hotel robotniczy - więc może przyćmiło to jakoś odcisk makabrycznych wydarzeń sprzed lat? Może się przewiało? Bo przeciągi są tu solidne.
Główny korytarz jest wykładany ozdobną, klinkierową cegiełką. Tu przez chwilę można się poczuć jak w jakimś pałacu!
Obecnie są ponoć jakieś plany odbudowy, remontów i utworzenia tu mieszkań. Jedno jest pewne - mieszkać na stałe w takim miejscu to ja bym jakoś nie chciała. Jeszcze pewnie mieć pokój z oknem od strony podwórka - studni?
Gdzieś na ścianach są podobno podpisy dawnych więźniów różnych narodowości. Są też ślady po kulach na jednej ze ścian, gdzie ponoć dokonywano egzekucji. Ktoś nawet opowiadał o resztkach mocowań łańcuchów czy innych narzędzi tortur. Nie udaje się nam jednak nic z tego odnaleźć. Dominuje raczej twórczość współczesna. Chyba źle szukaliśmy. A może wszystko zalepiła już sadza z kopcących opon i opalanych kabli?
Wychodzimy "wejściem głównym". Od tej strony fasada budynku wygląda jak jakaś gotycka świątynia albo krzyżacki zamek, wciśnięta na chama pomiędzy zwykłe kamienice. Nie pasuje tu kompletnie. Tak jakby ktoś chciał ją ukryć? Tutaj się też ślepo kończy jedna z ulic. Jeśli w jakimś fragmnecie budynek zachował swój klimat upiorności - to właśnie tu. To jedno jedyne miejsce, gdzie mam wrażenie, że mój wzrok krzyżuje się ze spojrzeniami dawnych "pensjonariuszy". I jest to brama, której nie bardzo chce się przekraczać, by nią wejść do budynku. Dobrze, że my nią wychodzimy!
Podwórko na tyłach budynku gestapo jest przestronne i bardzo błotniste. To raczej plac, który wygląda jakby powstał po sporych wyburzeniach jakiś starych kamienic. Chyba dosyć dawno zniknęły. Szkoda, że już ich nie zobaczyliśmy.
Stoi tu też takowy baraczek. Kibelek? Stróżówka? Budka z piwem?
Warzywniak już niestety nieczynny, ale chomąto wciąż wisi. Ciekawe czy po prostu dla ozdoby czy to może wspomnienie po jakimś końskim targu?
Kilka warstw starych napisów wylazło spod opadłych tynków.
Nie wiem czy to prąd, internet czy kablówka, ale sposób rozpajęczynowania bardzo urokliwy - taki pełen swobody i odrzucenia schematów
Od początku naszej wycieczki w różnych zaułkach Legnicy spotykamy takie pasiaste, hatifnatopodobne stworki. Początkowo myśleliśmy, że Legnica z jakiegoś powodu wspiera Azerbejdżan (a teraz w modzie jest obwieszanie terenu obcymi flagami)
Jednak pierwsze skojarzenie było błędne - nieco się nam pokićkało ustawienie kolorów Dziwny, trójkolorowy stworek jest jednak bardzo miejscowy - to MKS Miedź!
Ścienne malunki innych typów.
Tutaj, pomiędzy kamienicami o oknach zatkanych dyktami, przeziera budynek o zupełnie odmiennej architekturze.
Nie wiem czym był, ale nieco kojarzy mi się z synagogą.
Takowy pomniczek też gdzieś tam mijamy w bliższej czy dalszej okolicy.
Suniemy dalej w błotniste podwórka, pomiędzy omszałe garaże i ekipy rąbiące na opał pudła po bananach i stare szafy.
Ciekawe czym Gienek się naraził lokalnej społeczności?
A tu nas zatkało! Dosłownie brat bliźniak Archimedesa - pojazdu naszej koleżanki Karoliny! Dzielne bordowe autko, które swoimi wyczynami zakasowałoby niejedną terenówkę, a przebiegiem miedzykontynentalne transportowce! "Arczek" zyskał właśnie taką stylową czarną klapę po spotkaniu z dzikiem (albo jeleniem? bo tych spotkań było kilka I tu, nagle w Legnicy, naszym oczom zjawia się ON. Tylko na legnickich blachach! Ki diabeł?? Chodzimy wokół, cmokamy z niedowierzania, a z okien pewnie już na nas filują, rozważając co za przybysze - desperaci próbują podprowadzić 25-letniego opla corsę
Trafiamy też na zaułki pełne zwierząt, zarówno takich rodzimych, jak i bardziej egzotycznych.
Tutaj przez chwilę można się poczuć jak w Bytomiu - i jeszcze te kominy zamykające horyzont!
Kawałek dalej pomiędzy stare kamienice jest wsadzone mini osiedle kilku piętrowych bloków. Jakoś zupełnie tu nie pasują, jakby spadły z ksieżyca. Trzy z nich okazują się być opuszczone.
Gdy próbuję zajrzeć do jednego z okien, zagaduje mnie miejscowy: "Wszystko sk***syny zniszczą. Takich to trzeba w chlewie ze świniami trzymać!". Według opowieści tego pana w blokach były mieszkania komunalne dla "szczególnej maści elementu" i ich mieszkańcy przez kilka lat doprowadzili budynki do takiego stanu, że nie nadają się już do zamieszkania. Ponoć ustawicznie wzniecali pożary, wybijali okna i pruli ściany swoich mieszkań, aby wyrwać rury czy kable i oddać je na złom. Pokazuje mi jedno z mieszkań, gdzie lokator zwlekł i podpalił opony. W środku! Czemu? Ponoć jakieś prochy źle weszły. Albo właśnie dobrze? Z innego okna ktoś wyrzucił dziecko. Nic mu się nie stało bo upadło na kartony. Okoliczni mieszkańcy się cieszą, że bloki opustoszały - wreszcie jest spokój, nie ma nocnej muzyki i wrzasków. Teraz by chcieli, aby bloki zburzono i w tym miejscu postawili Biedronkę. Raz, że blisko by było po zakupy, a dwa - nie byłoby strachu, że problem z uciążliwym osiedlem powróci. Już nawet napisali jakiś list do burmistrza czy tam innego przedstawiciela urzędniczych pierdzistołków.
Nie wiem na ile historie z tego miejsca, barwnie opowiedziane mi przez pana Gwidona, są prawdziwe. Jeśli ktoś może je potwierdzić lub zdementować - będę wdzięczna!
Co ciekawe - w tutajszych mieszkaniach były piece kaflowe. Sposób ogrzewania, ktory raczej kojarzy się ze starymi kamienicami, a nie z blokami.
Tylko jeden z bloków ostał się zamieszkany.
Zaglądamy jeszcze na pobliski cmentarz. Głównym powodem wizyty jest poszukiwanie lapidarium "Cień Gwiazdy"
Oprócz tego mają tu wydzielone miejsce, gdzie dla odmiany zwałowano stare niemieckie nagrobki.
Jedno nas w tym miejscu bardzo zafrapowało - przy głównym wejściu na cmentarz stoi znak skażenia biologicznego. Pierwszy raz na naszych trasach spotykamy taki znak. Co tu się odpinkala??? Nie powiem - poczuliśmy się nieco nieswojo... Bo albo o czymś nie wiemy, albo ktoś se jaja z ludzi robi???
Zawijamy jeszcze za tory, gdzie mamy namiary na schron. Okazuje się niestety zasypany.
Dalej kontynuujemy wycieczkę wzdłuż torów, w klimatach przykolejowych mostków, wiaduktów, tunelików, częściowo jeszcze po Zakaczawiu, częściowo już za rzeką. No i o tym będzie osobna relacja.
cdn
Wprawdzie nie spotykamy Benka Cygana i jego ferajny, ale spędzamy miłe popołudnie włócząc się zaułkami podwórek.
Budynkiem, który wybija się z krajobrazu i zwraca uwagę, jest dawna siedziba gestapo, obecnie opuszczona. Od tylnej strony (stąd przychodzimy, więc tak widzimy to miejsce po raz pierwszy), jawi się jak ceglana, nieotynkowana kamienica, o czarnych, wypalonych, ziejących otchłanią oknach.
Miejsce ma opinię nawiedzonego, pełnego duchów i demonów. Okoliczni mieszkańcy ponoć opowiadają o dziwnych dźwiękach dochodzących z wewnątrz lub niewyjaśnionych cieniach snujących się po okolicznych podwórkach. Z resztą nie byłoby to dziwne, biorąc pod uwage historię budynku. Rzadko które miejsce jest tak przepełnione złymi emocjami i negatywną energią. Jednak zwiedzając czarne, walące spalenizną korytarze, jakoś kompletnie nie czujemy tej atmosfery. Czujemy głównie (i bardzo namacalnie) klimat żulerskiej meliny, noclegowni dla bezdomnych i miejsca spotkań lokalnych narkomanów. Żadnej metafizyki.
Zresztą długa, powojenna historia tego budynku, była już nieco mniej mroczna niż początkowa - mieścił się tam milicyjny komisariat a potem hotel robotniczy - więc może przyćmiło to jakoś odcisk makabrycznych wydarzeń sprzed lat? Może się przewiało? Bo przeciągi są tu solidne.
Główny korytarz jest wykładany ozdobną, klinkierową cegiełką. Tu przez chwilę można się poczuć jak w jakimś pałacu!
Obecnie są ponoć jakieś plany odbudowy, remontów i utworzenia tu mieszkań. Jedno jest pewne - mieszkać na stałe w takim miejscu to ja bym jakoś nie chciała. Jeszcze pewnie mieć pokój z oknem od strony podwórka - studni?
Gdzieś na ścianach są podobno podpisy dawnych więźniów różnych narodowości. Są też ślady po kulach na jednej ze ścian, gdzie ponoć dokonywano egzekucji. Ktoś nawet opowiadał o resztkach mocowań łańcuchów czy innych narzędzi tortur. Nie udaje się nam jednak nic z tego odnaleźć. Dominuje raczej twórczość współczesna. Chyba źle szukaliśmy. A może wszystko zalepiła już sadza z kopcących opon i opalanych kabli?
Wychodzimy "wejściem głównym". Od tej strony fasada budynku wygląda jak jakaś gotycka świątynia albo krzyżacki zamek, wciśnięta na chama pomiędzy zwykłe kamienice. Nie pasuje tu kompletnie. Tak jakby ktoś chciał ją ukryć? Tutaj się też ślepo kończy jedna z ulic. Jeśli w jakimś fragmnecie budynek zachował swój klimat upiorności - to właśnie tu. To jedno jedyne miejsce, gdzie mam wrażenie, że mój wzrok krzyżuje się ze spojrzeniami dawnych "pensjonariuszy". I jest to brama, której nie bardzo chce się przekraczać, by nią wejść do budynku. Dobrze, że my nią wychodzimy!
Podwórko na tyłach budynku gestapo jest przestronne i bardzo błotniste. To raczej plac, który wygląda jakby powstał po sporych wyburzeniach jakiś starych kamienic. Chyba dosyć dawno zniknęły. Szkoda, że już ich nie zobaczyliśmy.
Stoi tu też takowy baraczek. Kibelek? Stróżówka? Budka z piwem?
Warzywniak już niestety nieczynny, ale chomąto wciąż wisi. Ciekawe czy po prostu dla ozdoby czy to może wspomnienie po jakimś końskim targu?
Kilka warstw starych napisów wylazło spod opadłych tynków.
Nie wiem czy to prąd, internet czy kablówka, ale sposób rozpajęczynowania bardzo urokliwy - taki pełen swobody i odrzucenia schematów
Od początku naszej wycieczki w różnych zaułkach Legnicy spotykamy takie pasiaste, hatifnatopodobne stworki. Początkowo myśleliśmy, że Legnica z jakiegoś powodu wspiera Azerbejdżan (a teraz w modzie jest obwieszanie terenu obcymi flagami)
Jednak pierwsze skojarzenie było błędne - nieco się nam pokićkało ustawienie kolorów Dziwny, trójkolorowy stworek jest jednak bardzo miejscowy - to MKS Miedź!
Ścienne malunki innych typów.
Tutaj, pomiędzy kamienicami o oknach zatkanych dyktami, przeziera budynek o zupełnie odmiennej architekturze.
Nie wiem czym był, ale nieco kojarzy mi się z synagogą.
Takowy pomniczek też gdzieś tam mijamy w bliższej czy dalszej okolicy.
Suniemy dalej w błotniste podwórka, pomiędzy omszałe garaże i ekipy rąbiące na opał pudła po bananach i stare szafy.
Ciekawe czym Gienek się naraził lokalnej społeczności?
A tu nas zatkało! Dosłownie brat bliźniak Archimedesa - pojazdu naszej koleżanki Karoliny! Dzielne bordowe autko, które swoimi wyczynami zakasowałoby niejedną terenówkę, a przebiegiem miedzykontynentalne transportowce! "Arczek" zyskał właśnie taką stylową czarną klapę po spotkaniu z dzikiem (albo jeleniem? bo tych spotkań było kilka I tu, nagle w Legnicy, naszym oczom zjawia się ON. Tylko na legnickich blachach! Ki diabeł?? Chodzimy wokół, cmokamy z niedowierzania, a z okien pewnie już na nas filują, rozważając co za przybysze - desperaci próbują podprowadzić 25-letniego opla corsę
Trafiamy też na zaułki pełne zwierząt, zarówno takich rodzimych, jak i bardziej egzotycznych.
Tutaj przez chwilę można się poczuć jak w Bytomiu - i jeszcze te kominy zamykające horyzont!
Kawałek dalej pomiędzy stare kamienice jest wsadzone mini osiedle kilku piętrowych bloków. Jakoś zupełnie tu nie pasują, jakby spadły z ksieżyca. Trzy z nich okazują się być opuszczone.
Gdy próbuję zajrzeć do jednego z okien, zagaduje mnie miejscowy: "Wszystko sk***syny zniszczą. Takich to trzeba w chlewie ze świniami trzymać!". Według opowieści tego pana w blokach były mieszkania komunalne dla "szczególnej maści elementu" i ich mieszkańcy przez kilka lat doprowadzili budynki do takiego stanu, że nie nadają się już do zamieszkania. Ponoć ustawicznie wzniecali pożary, wybijali okna i pruli ściany swoich mieszkań, aby wyrwać rury czy kable i oddać je na złom. Pokazuje mi jedno z mieszkań, gdzie lokator zwlekł i podpalił opony. W środku! Czemu? Ponoć jakieś prochy źle weszły. Albo właśnie dobrze? Z innego okna ktoś wyrzucił dziecko. Nic mu się nie stało bo upadło na kartony. Okoliczni mieszkańcy się cieszą, że bloki opustoszały - wreszcie jest spokój, nie ma nocnej muzyki i wrzasków. Teraz by chcieli, aby bloki zburzono i w tym miejscu postawili Biedronkę. Raz, że blisko by było po zakupy, a dwa - nie byłoby strachu, że problem z uciążliwym osiedlem powróci. Już nawet napisali jakiś list do burmistrza czy tam innego przedstawiciela urzędniczych pierdzistołków.
Nie wiem na ile historie z tego miejsca, barwnie opowiedziane mi przez pana Gwidona, są prawdziwe. Jeśli ktoś może je potwierdzić lub zdementować - będę wdzięczna!
Co ciekawe - w tutajszych mieszkaniach były piece kaflowe. Sposób ogrzewania, ktory raczej kojarzy się ze starymi kamienicami, a nie z blokami.
Tylko jeden z bloków ostał się zamieszkany.
Zaglądamy jeszcze na pobliski cmentarz. Głównym powodem wizyty jest poszukiwanie lapidarium "Cień Gwiazdy"
Oprócz tego mają tu wydzielone miejsce, gdzie dla odmiany zwałowano stare niemieckie nagrobki.
Jedno nas w tym miejscu bardzo zafrapowało - przy głównym wejściu na cmentarz stoi znak skażenia biologicznego. Pierwszy raz na naszych trasach spotykamy taki znak. Co tu się odpinkala??? Nie powiem - poczuliśmy się nieco nieswojo... Bo albo o czymś nie wiemy, albo ktoś se jaja z ludzi robi???
Zawijamy jeszcze za tory, gdzie mamy namiary na schron. Okazuje się niestety zasypany.
Dalej kontynuujemy wycieczkę wzdłuż torów, w klimatach przykolejowych mostków, wiaduktów, tunelików, częściowo jeszcze po Zakaczawiu, częściowo już za rzeką. No i o tym będzie osobna relacja.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Opowieść o wyjątkowym pikniku - o miejscu, które łączyło w sobie aromat rdzy, kreozotu, wodorostu, obornika i starej piwnicy Z widokiem na chlupoczącą rzekę i pojące się krowy, z pociągami śmigającymi nad głową.
Więcej w relacji - link w komentarzu
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... dra-w.html
Więcej w relacji - link w komentarzu
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... dra-w.html
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Jest to najlepszy przykład totalnie niespodziewanych wycieczek spontanicznych. Żadnych pomysłów na zwiedzanie w Jeleniej Górze nie było - no bo plan jest inny i jesteśmy tu tylko przejazdem. A zupełnym przypadkiem trafiamy na przeciekawą przykolejową wieżę ciśnień, sztolnie i masę innych ruin!
Relacja:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... Tujr-YCgrJ
Relacja:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... Tujr-YCgrJ
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości