No to odwiedziłem. Mogę tylko potwierdzić, że podejście jest masakryczne, wysokość można zrobić migiem, bo nachylenie nie daje wytchnienia. Idąc szybko można się przy okazji lekko zarżnąć, co też uczyniłem. Ale warto było.
W niebanalny sposób teleportowałem się na Jałowiecką Przełęcz. Napotkane świeże łajno misia korzystnie wpłynęło na prędkość teleportacji. Po drodze wiało mocno i w zasadzie (zarówno z powodu wiatru, jak i zarżnięcia podejściem) miałem ochotę zejść do Żarskiej i wrócić Magistralą, ale kurczę - plan był inny.
Plan zawierał wejście na grań i powrót Parzychwostem. Poleżałem na przełęczy pół godziny i plan wrócił do gry. Z przełęczy jest co prawda nikły ślad ścieżyny wprost do doliny, ale nie ma gwarancji, jak będzie na dole - a krzory i kosówka mogą się okazać barierą trudną do przejścia, perspektywy ewentualnego wycofu circa 500m w górę nie byłem w stanie zaryzykować.
No to do góry na Banówkę. Nic tam ciekawego nie ma. W nogach ołów, kara za wcześniejsze harce na podejściu. Z plusów – wieje znacznie słabiej.
Ciekawie robi się po zejściu z Banikowskiej Przełęczy, podobnie jak grań pełnej ludzi, z których wielu musi koniecznie informować pół Liptowa o swojej obecności drąc mordę na dowolny temat.
Schodząc Parzychwostem spotkałem (niedaleko przełęczy, później już nikogo) cztery osoby - jak na tę dolinę to dużo.
Parzychwost jest chyba najładniejszą z odnóg doliny Jałowieckiej. Pusta, dzika i zarośnięta dolina daje wrażenie chodzenia po zapuszczonym ogrodzie. Totalna samotność, cisza i spokój. Latem jest tam trochę dżunglowato, teraz nieco luźniej i bardzo kolorowo. Cudo.
Zejście Doliną Jałowiecką już na automacie zmęczeniowym. Wycieczka niby nie z najdłuższych, ale suma 1600m podejść trochę daje w d…
Czy to ostatni ładny jesienny dzień – zobaczymy…
