Gdańsk i jego uroki pełne tłumów
Zrobić zdjecie to wyzwanie !
Urlop 2023.
To fakt
Czas kończyć.
Rano jesteśmy niewyspani, oczywiście poza córką. To jest ten dzień, że deszcz pada poziomo. Co robić? Siedzieć w pokoju jakoś nie mamy ochoty, ale jechać gdzieś też nie. To są minusy mieszkania na odludziu... Kawa i ciacho to dobry pomysł. Najbliższa kawiarnia aby w niej usiąść (warunek najbliższa ma tu priorytet) jest w Rowach, nie byliśmy, więc jedziemy.
Wieje dalej tak, że po wyjeździe z lasu auto przesuwa o pół metra na jezdni, na której leży pełno połamanych gałęzi.
Rowy witają nas opadami, które...są takie same jak na kwaterze
Podrzucam dziewczyny pod kawiarnię a ja parkuje autem nieco dalej na parkingu. Zanim przejdę te 300 metrów to nogi mam całe mokre - parasol chroni tylko połowicznie...
Jest kawa, jest beza/ciastko, jest też ćwirek, który ze stolików obok wyjada okruchy.
Jest też dziś 13 stopni. Jak narzekałem, że tegoroczny rok jest zimny, to mi napisano, że to normalne polskie lato. No cóż, jak żyje, to nie pamiętam, aby co roku takie temperatury były, a wręcz uważam, że sam jeszcze takich temperatur nie doświadczyłem w miesiącach lipiec-sierpień.
Stosowny ubiór:
Odwożę dziewczyny na kwaterę a ja jadę się przejechać zrobić trochę zdjęć okolicy. Najbardziej podobało mi się bagnisko przy drodze:
spotykam oczywiście żurawie, bocianów od groma.
Wtorek nasz ostatni dzień na wakacjach wita nas słońcem. Zanim się jednak zdecydujemy wyjść (trzeba kogoś mocno przekonać, potem poczekać jak ten ktoś ubiera się "zachwyconym" będąc), zaczyna kropić.
Gdy dojeżdżamy na parking jest pochmurno:
budynek muzeum w Czołpinie w Osadzie Latarników. Przy okazji jedno z najsłabszych muzeum jakie odwiedziliśmy...choć do tej oceny może nasze nastawienie się przyczyniło - odwiedzone w drodze powrotnej.
a za chwilę musimy otworzyć parasole
Idziemy drogą do latarni:
Teraz tylko trzeba pokonać 268/342 schody (liczba się różni, bo jedna to liczenie córki, druga zasłyszana od pani, która z dziećmi wchodziła):
Trochę to trwa, więc w tym czasie...się wypogadza
Na latarnię
oczywiście wchodzimy.
Widok na Rowokół, pod którym mieszkamy:
niestety nie mam selfikija żeby wyciągnąć aparat i aby ta droga była po środku fotografii. To kolejny argument za robieniem zdjęć telefonem!
Nad nami piękny błękit, ale nad Łącką pada:
ta piaskownica po środku to wydmy Czołpińskie:
Polskie kolory zieleni lasu i morza:
a na morzu sztorm:
Na platformę aby wejść, oczywiście się płaci. Do muzeum też, ale najlepsze jest tu, że w przeciwieństwie do pozostałych parkingów w tej okolicy, trzeba zapłacić za parking i za wejście do Parku N.
Wejście jest dość strome:
i gdy ja już jestem na platformie i robię zdjęcia, za mną wchodzą dziewczyny. Córa pyta się gdzie jestem i idzie w jedną stronę zobaczyć za mną. Ja w tym samym momencie musiałem przejść w drugą i mnie nie widzi i wraca ze łzami w oczach do żony, że taty nie ma! I w tym momencie ja wychodzę za czubka latarni no to teraz na dół. Mam nadzieję, że może uda nam się podejść na wydmy.
Ale wpierw muzeum, które przypomina to z Gorczańskie, a potem jednak jedziemy na obiad, a potem na kwaterę.
Niestety wydm Czołpińskich nie odwiedzimy...ale to dobrze, bo ja tu zamierzam wrócić
Robi się potem piękna pogoda, więc ja postanawiam wzbogacić urlop o akcent górski. Idę na wzgórze Rowokół.
Mijam cmentarz, gdzie nad obecnym, w lesie są resztki dawnego:
Ścieżka się dość mocno pnie do góry, a jest nieco parno w lesie od wilgoci, więc nieco wysiłku trzeba włożyć w ten spacer.
Ale to wzgórze nie jest wysokie, a ja startowałem z prawie połowy jego wysokości, więc szybko osiągam wieżę, na widoki z której liczyłem:
ale się przeliczyłem bo wieża jest zamknięta:
więc zostawiam rodzinkę i proces zmiany pieluchy i schodzę schodami w dół. Deski są śliskie, mokre i do tego...miękkie. Tzn takie jest odczucie gdy się na nie stanie. Widok za siebie:
Szybko schodzę do wsi, koło starej stacji benzynowej:
i wracam przez Smołdzino do dziewczyn.
Oto tłok jaki w niej panuje:
Wieczorem gdy po kolejnej chwili z deszczem robi się znów błękit na niebie, wsiadamy w auto pojechać aby pożegnać się z morzem.
Niestety zanim wjedziemy w las znad zachodu przychodzi białoszary kołtun, który przesłania całe niebo, więc po dojechaniu do parkingu, od razu wracamy.
Widok na Rowokół:
ale nie jedziemy do domu. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie kilka dni temu słyszałem żurawie. Dziś ich niestety nie ma...więc jeszcze podjeżdżamy nad Jesioro Gardno, gdzie oglądamy zachód:
i wracamy.
Pod kwaterą widzę jednak róż na niebie, więc lecę na wieś z aparatem:
liczyłem, że może znowu będzie coś extra.
Jednak jest tak sobie:
wracając spotykam faceta, który lekko wstawiony widząc mój aparat, bierze mnie za dziennikarza. Pyta się czy będę publikował zdjęcie rosyjskiego pomnika i gdy potwierdzam, to znowu pyta, czy wiem po co on stoi? No nie wiem.
Ano podobno (mówi) jak czerwone larwy tu w 45tym weszły to gwałciły tutejsze kobiety (to u nich chyba tradycja) i jakiś oficer gdy ich nakrył, to zastrzelił i oni tu leżą pod pomnikiem, a pomnik oczywiście postawiona na cześć "wyzwolicielom".
Wzruszam ramiona i żegna się mówiąc, że to pasuje do tego robactwa...
więc z rana nie pozostaje nam nic innego jak spakować się i ruszyć do domu...
Czas kończyć.
Rano jesteśmy niewyspani, oczywiście poza córką. To jest ten dzień, że deszcz pada poziomo. Co robić? Siedzieć w pokoju jakoś nie mamy ochoty, ale jechać gdzieś też nie. To są minusy mieszkania na odludziu... Kawa i ciacho to dobry pomysł. Najbliższa kawiarnia aby w niej usiąść (warunek najbliższa ma tu priorytet) jest w Rowach, nie byliśmy, więc jedziemy.
Wieje dalej tak, że po wyjeździe z lasu auto przesuwa o pół metra na jezdni, na której leży pełno połamanych gałęzi.
Rowy witają nas opadami, które...są takie same jak na kwaterze
Podrzucam dziewczyny pod kawiarnię a ja parkuje autem nieco dalej na parkingu. Zanim przejdę te 300 metrów to nogi mam całe mokre - parasol chroni tylko połowicznie...
Jest kawa, jest beza/ciastko, jest też ćwirek, który ze stolików obok wyjada okruchy.
Jest też dziś 13 stopni. Jak narzekałem, że tegoroczny rok jest zimny, to mi napisano, że to normalne polskie lato. No cóż, jak żyje, to nie pamiętam, aby co roku takie temperatury były, a wręcz uważam, że sam jeszcze takich temperatur nie doświadczyłem w miesiącach lipiec-sierpień.
Stosowny ubiór:
Odwożę dziewczyny na kwaterę a ja jadę się przejechać zrobić trochę zdjęć okolicy. Najbardziej podobało mi się bagnisko przy drodze:
spotykam oczywiście żurawie, bocianów od groma.
Wtorek nasz ostatni dzień na wakacjach wita nas słońcem. Zanim się jednak zdecydujemy wyjść (trzeba kogoś mocno przekonać, potem poczekać jak ten ktoś ubiera się "zachwyconym" będąc), zaczyna kropić.
Gdy dojeżdżamy na parking jest pochmurno:
budynek muzeum w Czołpinie w Osadzie Latarników. Przy okazji jedno z najsłabszych muzeum jakie odwiedziliśmy...choć do tej oceny może nasze nastawienie się przyczyniło - odwiedzone w drodze powrotnej.
a za chwilę musimy otworzyć parasole
Idziemy drogą do latarni:
Teraz tylko trzeba pokonać 268/342 schody (liczba się różni, bo jedna to liczenie córki, druga zasłyszana od pani, która z dziećmi wchodziła):
Trochę to trwa, więc w tym czasie...się wypogadza
Na latarnię
oczywiście wchodzimy.
Widok na Rowokół, pod którym mieszkamy:
niestety nie mam selfikija żeby wyciągnąć aparat i aby ta droga była po środku fotografii. To kolejny argument za robieniem zdjęć telefonem!
Nad nami piękny błękit, ale nad Łącką pada:
ta piaskownica po środku to wydmy Czołpińskie:
Polskie kolory zieleni lasu i morza:
a na morzu sztorm:
Na platformę aby wejść, oczywiście się płaci. Do muzeum też, ale najlepsze jest tu, że w przeciwieństwie do pozostałych parkingów w tej okolicy, trzeba zapłacić za parking i za wejście do Parku N.
Wejście jest dość strome:
i gdy ja już jestem na platformie i robię zdjęcia, za mną wchodzą dziewczyny. Córa pyta się gdzie jestem i idzie w jedną stronę zobaczyć za mną. Ja w tym samym momencie musiałem przejść w drugą i mnie nie widzi i wraca ze łzami w oczach do żony, że taty nie ma! I w tym momencie ja wychodzę za czubka latarni no to teraz na dół. Mam nadzieję, że może uda nam się podejść na wydmy.
Ale wpierw muzeum, które przypomina to z Gorczańskie, a potem jednak jedziemy na obiad, a potem na kwaterę.
Niestety wydm Czołpińskich nie odwiedzimy...ale to dobrze, bo ja tu zamierzam wrócić
Robi się potem piękna pogoda, więc ja postanawiam wzbogacić urlop o akcent górski. Idę na wzgórze Rowokół.
Mijam cmentarz, gdzie nad obecnym, w lesie są resztki dawnego:
Ścieżka się dość mocno pnie do góry, a jest nieco parno w lesie od wilgoci, więc nieco wysiłku trzeba włożyć w ten spacer.
Ale to wzgórze nie jest wysokie, a ja startowałem z prawie połowy jego wysokości, więc szybko osiągam wieżę, na widoki z której liczyłem:
ale się przeliczyłem bo wieża jest zamknięta:
więc zostawiam rodzinkę i proces zmiany pieluchy i schodzę schodami w dół. Deski są śliskie, mokre i do tego...miękkie. Tzn takie jest odczucie gdy się na nie stanie. Widok za siebie:
Szybko schodzę do wsi, koło starej stacji benzynowej:
i wracam przez Smołdzino do dziewczyn.
Oto tłok jaki w niej panuje:
Wieczorem gdy po kolejnej chwili z deszczem robi się znów błękit na niebie, wsiadamy w auto pojechać aby pożegnać się z morzem.
Niestety zanim wjedziemy w las znad zachodu przychodzi białoszary kołtun, który przesłania całe niebo, więc po dojechaniu do parkingu, od razu wracamy.
Widok na Rowokół:
ale nie jedziemy do domu. Zatrzymujemy się w miejscu, gdzie kilka dni temu słyszałem żurawie. Dziś ich niestety nie ma...więc jeszcze podjeżdżamy nad Jesioro Gardno, gdzie oglądamy zachód:
i wracamy.
Pod kwaterą widzę jednak róż na niebie, więc lecę na wieś z aparatem:
liczyłem, że może znowu będzie coś extra.
Jednak jest tak sobie:
wracając spotykam faceta, który lekko wstawiony widząc mój aparat, bierze mnie za dziennikarza. Pyta się czy będę publikował zdjęcie rosyjskiego pomnika i gdy potwierdzam, to znowu pyta, czy wiem po co on stoi? No nie wiem.
Ano podobno (mówi) jak czerwone larwy tu w 45tym weszły to gwałciły tutejsze kobiety (to u nich chyba tradycja) i jakiś oficer gdy ich nakrył, to zastrzelił i oni tu leżą pod pomnikiem, a pomnik oczywiście postawiona na cześć "wyzwolicielom".
Wzruszam ramiona i żegna się mówiąc, że to pasuje do tego robactwa...
więc z rana nie pozostaje nam nic innego jak spakować się i ruszyć do domu...
Ostatnio zmieniony 2023-08-22, 09:08 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Po drodze jeszcze zjeżdżamy na chwilę do Torunia. Ale nie aby do pewnego naczelnego szamana, a interesują nas pierniki, obiad i zwiedzanie. Mniej więcej w tej kolejności.
I zanim znów dopadnie nas deszcz przechodzimy kilka uliczek. Wpierw idziemy na Rynek Nowomiejski, gdzie na środku stoi imponujący kościół, stojący w miejscu dawnego Ratusza (dziś to siedziba fundacji Tumult).
Dochodzimy do ulicy Szerokiej, którą powoli docieramy do Rynku Staromiejskiego.
Zanim jednak zrobimy zdjęcie pod pomnikiem Kopernika, dziewczyny kupują magnes, oraz pierniki:
Ja tam podziwiam kamieniczki:
Ratusz Staromiejski:
Kościół św Ducha:
Gmach Poczty Głównej:
Zaczyna padać, więc lecimy do restauracji. Ceny jak nad morzem więc nie robią na nas wrażenia. Po obiedzie idziemy jeszcze na około w kierunku auta.
Uliczkami:
dochodzimy do Domu Kopernika:
Robimy sobie zdjęcia na schodach. Na ulicy korek ale gdy zdjęcie robi mi żona, pan w aucie czeka aż mi ona zrobi zdjęcie i dopiero potem podciąga do przodu. Można być kulturalnym? A można.
Kaminiece
i ulice
doprowadzają nas do Zamku Krzyżackiego:
gdzie dziś jest orlik:
a potem już do domu, na bazę na weekend, gdzie się przez dwa dni w końcu opalę i mogę wracać do pracy
Koniec.
A nie. Wyjątkowo sam z siebie zareklamuje dom, gdzie mieliśmy kwaterę.
Lawenda Rozmaryn Smołdzino. Fajne pokoje, są trzy z antresolami, do tego czyste, wszystko świeże. Żona uważa to za najlepsze pod tym względem w jakich mieliśmy okazję nocować/urlopować się.
Do naszego wchodziło się z balkonu, na którym mieliśmy do dyspozycji stolik, oraz dwie sofki:
druga mniejsza.
Oczywiście do morza jest spory kawałek, za to jak ktoś potrzebuje wypocząć, to polecam wieś. Spokój cisza.
Sklepy są cztery, Dino, Odido, Żabka i prywatny. Trzy knajpy, z czego "Po Drodze" z całego serca a raczej brzucha polecam.
No i piękna okolica...ja mam nadzieję, że tam kiedyś wrócę...
I zanim znów dopadnie nas deszcz przechodzimy kilka uliczek. Wpierw idziemy na Rynek Nowomiejski, gdzie na środku stoi imponujący kościół, stojący w miejscu dawnego Ratusza (dziś to siedziba fundacji Tumult).
Dochodzimy do ulicy Szerokiej, którą powoli docieramy do Rynku Staromiejskiego.
Zanim jednak zrobimy zdjęcie pod pomnikiem Kopernika, dziewczyny kupują magnes, oraz pierniki:
Ja tam podziwiam kamieniczki:
Ratusz Staromiejski:
Kościół św Ducha:
Gmach Poczty Głównej:
Zaczyna padać, więc lecimy do restauracji. Ceny jak nad morzem więc nie robią na nas wrażenia. Po obiedzie idziemy jeszcze na około w kierunku auta.
Uliczkami:
dochodzimy do Domu Kopernika:
Robimy sobie zdjęcia na schodach. Na ulicy korek ale gdy zdjęcie robi mi żona, pan w aucie czeka aż mi ona zrobi zdjęcie i dopiero potem podciąga do przodu. Można być kulturalnym? A można.
Kaminiece
i ulice
doprowadzają nas do Zamku Krzyżackiego:
gdzie dziś jest orlik:
a potem już do domu, na bazę na weekend, gdzie się przez dwa dni w końcu opalę i mogę wracać do pracy
Koniec.
A nie. Wyjątkowo sam z siebie zareklamuje dom, gdzie mieliśmy kwaterę.
Lawenda Rozmaryn Smołdzino. Fajne pokoje, są trzy z antresolami, do tego czyste, wszystko świeże. Żona uważa to za najlepsze pod tym względem w jakich mieliśmy okazję nocować/urlopować się.
Do naszego wchodziło się z balkonu, na którym mieliśmy do dyspozycji stolik, oraz dwie sofki:
druga mniejsza.
Oczywiście do morza jest spory kawałek, za to jak ktoś potrzebuje wypocząć, to polecam wieś. Spokój cisza.
Sklepy są cztery, Dino, Odido, Żabka i prywatny. Trzy knajpy, z czego "Po Drodze" z całego serca a raczej brzucha polecam.
No i piękna okolica...ja mam nadzieję, że tam kiedyś wrócę...
Ostatnio zmieniony 2023-08-22, 22:10 przez laynn, łącznie zmieniany 2 razy.
Fajne zdjęcia zachodu słońca nad morzem (statyw był używany?) i te z morskimi detalami. W Gdańsku faktycznie kupa luda.
Ale chyba nie za rok? Nie nęcą cię nowe miejsca? Choć w sumie, jakbym miał taką sofę na balkonie..., poza tym
żony trzeba się słuchać
Tak mi się przypomniało a propos wakacji nad Bałtykiem. Nasze wakacje w Ustce w roku 2005, sierpień, pełnia lata:
laynn pisze:No i piękna okolica...ja mam nadzieję, że tam kiedyś wrócę...
Ale chyba nie za rok? Nie nęcą cię nowe miejsca? Choć w sumie, jakbym miał taką sofę na balkonie..., poza tym
laynn pisze:Żona uważa to za najlepsze pod tym względem w jakich mieliśmy okazję nocować/urlopować się.
żony trzeba się słuchać
Tak mi się przypomniało a propos wakacji nad Bałtykiem. Nasze wakacje w Ustce w roku 2005, sierpień, pełnia lata:
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Bałtyk - zimny wiatr mokrym piaskiem sypie w oczy
No dobra, nie było aż tak źle, ale można trafić gorzej
No dobra, nie było aż tak źle, ale można trafić gorzej
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 27 gości