Rumuńskie wakacje
Rumuńskie wakacje
Zacznę od tyłu, czyli od dnia powrotu do Ojczyzny. 1050 km autem w zmiennej pogodzie, a przed Popradem takie widoki:
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
cz. I - Sybin
Transylwania, w odróżnieniu od pozostałych części obecnej Rumunii, oparła się tureckiej nawale - była pod panowaniem osmańskim tylko przez ok. 150 lat. W 1699 roku ziemi te dostały się pod panowanie Habsburgów i aż do końca I wojny światowej były częścią cesarstwa austro-węgierskiego. Dlatego też jest to jedyna część tego kraju, która rozwijała się podobnie jak zachodnia Europa: do miast dotarł tu barok i oświecenie, a wpływy Bizancjum, imperium tureckiego i prawosławia nie były tak znaczące jak na Mołdawii i Wołoszczyźnie.
Na początek naszych transylwańskich wakacji zwiedzamy Sybin - miasto, w którym zlały się losy Węgrów, Niemców i Rumunów.
Sybin (rum. Sibiu, węg. Nagyszeben, niem. Hermannstadt), to trzecie pod względem ludności miasto Siedmiogrodu, liczące ok. 150 tys. mieszkańców, jedno z siedmiu miast założonych tu przez niemieckich kolonistów, zwanych tu Sasami Siedmiogrodzkimi.
Osadnicy sascy przybywali na podstawie decyzji węgierskiego króla Gejzy II (1141-1162). Byli cenieni za swą gospodarność (jak to Niemcy), jak również znajomość górniczego fachu, przydatną w znajdujących się tu górskich kopalniach.
W 1241 roku Sybin został zniszczony przez Tatarów, ale szybko dźwignął się z ruin. Pierwsze mury obronne w mieście zostały wzniesione prawdopodobnie jeszcze przed tatarskim najazdem, ale były to mury chroniące jedynie kościół parafialny. W następnych wiekach system murów się sukcesywnie rozszerzał i w XV wieku objął również Dolne Miasto. Mury obronne sprawiły, że Turkom nie udało się zdobyć miasta podczas piętnastowiecznych oblężeń. Fortyfikacje były wzmacniane jeszcze przez następne wieki - na planie miasta z 1699 roku widnieje 39 wież obronnych, dwa barbakany, cztery bastiony oraz system sztucznych fos i jezior.
Miasto było liczącym się ośrodkiem rzemiosła i handlu. Dużą jego część stanowiła wymiana handlowa między zachodnią i wschodnią Europą. Sybin był również ważnym ośrodkiem nauki i kultury: pierwsza szkoła powstała już w 1380, a w roku 1525 został założone Studium Generale Cibinense zamienione w 1692 roku w Kolegium Jezuickie. W 1529 roku w drukarni w Sybinie została wydrukowana pierwsza książka w języku rumuńskim.
W czasach bliższym współczesnym miasto nadal się rozwijało: w dziewiętnastym wieku pojawiły się pierwsze zakłady przemysłowe, a zabudowa miejska wyszła poza mury obronne.
W mieście do II wojny światowej Niemcy stanowili większość mieszkańców. Wielu z nich stało się zwolennikami nazizmu, a Rumunia była podczas wojny sojusznikiem Niemiec. Obok nich mieszkali Węgrzy, Żydzi, Rosjanie i niewielka społeczność turecka. Prawdziwy wielokulturowy tygiel.
Bezpośrednio po zakończeniu wojny, w odróżnieniu np. od Polski, nie doszło tu do masowych przesiedleń ludności niemieckiej, niemniej Sasi byli źle traktowani, wielu z nich skonfiskowano ziemie i domy, a 30 tys. z nich trafiło do ZSRR na roboty przymusowe, po zakończeniu których często byli odsyłani do Niemiec czy Austrii. Pod koniec lat 50 XX wieku sytuacja tutejszych Niemców zaczęła się poprawiać, a po upadku komunizmu wielu Sasów wyjechało na stałe do Niemiec.
W 1989 roku rumuński dyktator Nicoale Ceasescu planował zburzenie sybińskiej starówki jako kojarzącej się z Niemcami, ale na szczęście nie zdążył - w grudniu 1989 roku w wyniku rewolucji został obalony jego reżim, a sam Ceausescu został rozstrzelany po ekspresowym wydaniu wyroku przez sąd wojskowy.
Sybin to miasto niezwykłe - w wielu miejscach przypomina bardziej miasta zachodnioeuropejskie niż bałkańskie, choć można w nim znaleźć sporo środkowoeuropejskiego klimatu.
Miasto jest intensywnie restaurowane, w ostatnich latach wiele budynków przeszło generalne remonty. Rumunia jest na fali wznoszącej, środki z Unii Europejskiej robią swoje, dodatkowym czynnikiem mogło być też przyznanie miastu przez UE w 2007 roku miana Europejskiej Stolicy Kultury. Niemniej można znaleźć tu jeszcze zaniedbane i opuszczone uliczki, a ponadto odnoszę wrażenie, że coś z tymi pracami renowacyjnymi poszło nie tak, bo z wielu kolorowych elewacji odchodzi tynk! Podobne zjawisko zaobserwowałem na jeleniogórskim rynku w 2019 i coś mi tu nie gra.
Niemniej, z turystycznego punktu widzenia, ta mieszanka starego i nowego jest bardzo intrygująca -starówka nie sprawie wrażenia tak wymuskanej, jak to bywa np. w niemieckich czy austriackich miasteczkach, a jednocześnie wraz z kiepskim stanem niektórych budynków (choć raczej w bocznych uliczkach) całość stanowi wg mnie dobrą mieszankę stanowiącą o wyjątkowości i atrakcyjności Sybina.
1. Strada Nicolae Bălcescu
Jak iść na zwiedzanie sybińskiej starówki, to tylko tamtejszym deptakiem. Ulica jest zamknięta dla ruchu samochodowego, można spokojnie zwiedzać ją pieszo. Godne polecenia są tutejsze piekarnie, jak się okazało na następnych wycieczkach - miejsca charakterystyczne dla rumuńskich miast i miasteczek. Piekarnie te mają postać kiosków, sprzedają tylko na wynos, można tam kupić różne ciasteczka i bułeczki, zarówno ze słodkim nadzieniem, jak np. z serem i szynką. Zdarzają się również piekarnie, gdzie można kupić kawałek pizzy - to danie jest bardzo popularne na Rumunii, spotykaliśmy też takie „pierogi" zapiekane z nadzieniem. Ciasto w tych wypiekach jest inne niż w polskich drożdżówkach, przypomina bułkę półsłodką lub chatkę - nie jest tak słodkie. Wypieki są pieczone na miejscu, często można kupić je jeszcze ciepłe. Ciastka w zależności od wielkości kosztują 4-7 lei, czyli stosunkowo niedużo, a są warte tych pieniędzy.
jedna z licznych piekarni
jeden z zaułków
2. Cerkiew Trójcy Świętej (Catedrala Otrodoxă Sfânta Treime)
Cerkiew znajduje się przy Strada Mitropolei i jest wciśnięta pomiędzy okoliczną zabudowę. Cerkiew została zbudowana w latach 1902-1906 na miejscu dawnego kościoła greckokatolickiego. Szczególnie zwraca w niej uwagę bogato zdobiona w liczne freski nawa główna na planie kwadratu. Freski te wykonane przez znanego rumuńskiego malarzem ikon i artysty cerkiewnego - Nicolae Brana.
3. Piata Mare (piata to po rumuńsku plac)
Duży plac (wymiary 142 na 93 metry) będący odpowiednikiem rynku z wieloma okazałymi budynkami i kamienicami. Na parterze wielu z nich znajdują się liczne restauracje i kawiarnie-standard. Warto zwrócić uwagę na położone blisko siebie dwa budynki: siedzibę władz miasta (Primaria Municipiului Sibiu) oraz kościół rzymskokatolicki Świętej Trójcy (Biserica Romano-Catolică Sfânta Treime). Tutaj szczególnie mocno czuć europejskie dotacje.
Po wschodniej stronie placu znajduje się Wieża Ratuszowa (Turnul Sfatului), pozostałość po wielokrotnie przebudowywanej trzynastowiecznej budowli. Na wieżę można wejść, wstęp kosztuje tylko 2 leje, widoki z góry można podziwiać przez szybki. Obok w kościele Panny Marii również znajduje się wieża, na którą również można wejść i która jest dużo wyższa. Warto zwiedzić obie.
Piata Mare
Most Kłamców (Podul Minciunilor) przy Piata Mica
wieża kościoła ewangelickiego św. Trójcy
4. Muzeum Brukenthala przy Piata Mare
Muzeum mieści się w pięknym, barokowym pałacu po zachodniej stronie placu. Pałac został zbudowany pod koniec osiemnastego wieku jako rodzinna rezydencja barona Samuela von Brukenthala, pełniącego w latach 1777-1787 funkcję gubernatora Siedmiogrodu.
pomnik Samuela von Brukenthala
Zbiory pałacowe zostały udostępnione w 1817 roku, co czyni Muzeum Brukenthala jednym z najstarszych muzeów w Europie.
W pałacowych wnętrzach można znaleźć liczne zbiory sztuki, szczególnie dużo jest malarstwa z różnych epok. Można znaleźć tu zarówno średniowieczne sakralne malarstwo, jak i portrety Habsburgów. Przekrój prac według mnie dobrze pokazuje wielokulturowość Siedmiogrodu na przestrzeni wieków. Wśród obrazów można odnaleźć dzieła Jana van Eycka, Petera Breugla, czy Hansa Memlinga - absolutna pierwsza liga. Ciekawy jest również zbiór obrazów z motywami z mitologii greckiej. Znajdująca się również w tym muzeum ekspozycja współczesnego malarstwa rumuńskiego nie budzi już takich emocji. Przy wejściu do muzeum widnieje informacja o zakazie fotografowania, więc musiałem się nieco przyczaić.
Najciekawszym niemalarskim eksponatem w muzeum była dla mnie czaszka mamuta.
obraz Peter Breugla
Po zakończeniu zwiedzania muzealnych sal warto udać się na ładny dziedziniec położony w głębi pałacu.
Normalny bilet wstępu kosztuje 59 lei (dużo), ale wg mnie są to dobrze wydane pieniądze.
5. Piata Mica
Drugi plac o charakterze rynku, na który z Piata Mare można dostać się przechodząc pod Wieżą Ratuszową. O ile Piata Mare ma mocno barokowy i zachodnioeuropejski wygląd, to Piata Mica prezentuje się dużo bardziej swojsko, ale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Myślę, że to właśnie ten plac jest najbardziej charakterystyczny dla Sybina. Znajdują się na nim dwa „ikoniczne" obiekty, które stanowią prawdziwe symbole tego miasta:
- Most Kłamców (Podul Minciunilor) - jest to pierwszy w Rumunii most zbudowany w całości z żelaza. Dzieło to wzniesiono w 1859 roku. Według legendy most runie, jeśli przejdzie po nim kłamca. Gdy byliśmy w Sybinie, to na moście nie było tłumów, choć most ten znakomicie nadaje się na urokliwe selfiki. Legenda jak to legenda, z mostu przemawiał wiele razy Nicolae Ceausecu, most nie runął, a ów pan naprawdę miał sporo za uszami.
- zielona kamienica opisana na Mapach Google jako „The former inn Zur Ungarische Krone"-piętnastowieczny budynek, w których niegdyś znajdował się zajazd, a od 1840 roku hotel „Pod Koroną Węgierską"
Na tym placu, jak i w innych częściach miasta, można znaleźć charakterystyczne dachowe okna sprawiające wrażenie, że na nas patrzą. Ich geneza wywodzi się z tego, że przez długie wieki Sybin był miastem handlowym i rzemieślniczym, z zapotrzebowaniem na powierzchnię magazynową, o którą było ciężko w otoczonym murami obronnymi mieście. W związku z tym funkcję magazynów pełniły strychy, a okienka dachowe stanowiły wentylację zabezpieczającą żywność przed zepsuciem.
Przy Piata Mica znajdują się jeszcze dwa muzea, których nie odwiedzaliśmy, ale które dla niektórych zwiedzających mogą być ciekawe: Muzeum Historii Farmacji (Muzeul de Istorie a Farmaciei) oraz Muzeum Etnograficzne (Emil Sigerus Muzeul de Etnografie Saseasca).
6. Piata Aurarilor
O placu tym milczą przewodniki oraz blogi turystyczne, nie wiem czemu. Ten mały plac jest bardzo sympatyczny, a prowadzą do niego niezwykle urokliwe schody (Pasajul Piata Aurarilor), którymi schodzi się w dół z Piata Mare. Warto tam pójść, choćby na kawę do sympatycznej kawiarni znajdującej się na placu.
Pasajul Piata Aurarilor
kawiarnia na Piata Aurarilor
7. Kościół ewangelicki Marii Panny (Biserica Evanghelică Sfânta Maria)
Kościół znajdujący się przy Piata Albert Huet jest uważany za najcenniejszy zabytek miasta i jest największą gotycką świątynią w Transylwanii. Kościół był budowany w latach 1320-1520, a sama budowa wyjątkowo wysokiej wieży zajęła 100 lat. Kościół jest udostępniony do zwiedzania, bilet wstępu kosztuje 10 lei, a wraz z wyjściem na wieżę 15 lei. Czy warto wyjść na wieżę? Pytanie retoryczne, hehe. My musimy nieco odczekać, bo właśnie trwa ślub (kto bierze ślub w niedzielę? a co z weselem?) i kościół jest chwilowo zamknięty.
Kościół się prezentuje bardzo okazale po remoncie z 2018 roku, a widoki z kościelnej wieży są zdecydowanie lepsze niż z ratuszowej. Ma ona całkowitą wysokość 73 metrów, a punkty widokowe są tylko pięć metrów niżej. Niestety, zapewne ze względów bezpieczeństwa, w oknach wieży są zamontowane szyby. W pierwszej chwili zauważam, że daleko im do przejrzystości - pojawia się problem z jakością zdjęć, ale po uważnym przyjrzeniu okazuje się, że szyby są brudne od przystawianych do nich nosów i czół, a chusteczka higieniczna rozwiązuje problem. Uffff.
Na wieży:
na horyzoncie piękne rumuńskie góry, a po lewej cerkiew św. Trójcy
kościół rzymskokatolicki Świętej Trójcy
Piata Mica
kościelne dzwony
Wejście na wieżę nie dla osób z lękiem wysokości.
8. Wieża Schodów (Turnul Scărilor) i Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
Po zachodniej stronie kościoła znajduje się wieża zbudowana w trzynastym wieku. To jedna z najstarszych budowli w Sybinie, będąca pierwotnie bramą w pierwszym pierścieniu murów miejskich. Za wieżą znajduje się ładna ulica Strada Turnului, a kierując się za schodami w lewo wchodzimy na Pasaż Schodów - wąską uliczkę prowadzącą między dwoma liniami murów obronnych miasta. Można tu poczuć się jak w średniowieczu. Schodkami prowadzącymi po lewej stronie wracamy na Piata Albert Huet.
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor) widziany z góry
Wieża Schodów (Turnul Scărilor)
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
restauracja przy Strada Turnului
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
9. Dolne Miasto
To najstarsza część miasta, położona na północ od głównych atrakcji starówki. Turystów zagląda tu niewielu, warto pokręcić się po tutejszych zaułkach i poczuć klimat tej zabudowy.
10. Mury obronne
Fragmenty dawnych umocnień miejskich zlokalizowane są po południowej części starówki, wzdłuż ulicy Bulevardul Corneliu Coposu, a przy nich znajduje się niewielki park (Parcul Cetătii) mogący dać trochę ochłody w dzisiejszy gorący lipcowy dzień. Fragment murów nie jest zbyt duży, ale wart obejrzenia, tym bardziej że pod koniec zwiedzania Sybina udajemy się na obiad do restauracji Crama lleana znajdującej się nieopodal.
Restauracja ma charakter regionalny, jest położona z dala od głównych atrakcji turystycznych, cieszy się dobrą opinią, więc mimo dobrej jakości ciężko tu o tłumy klientów. Mieści się w całości w piwnicy (jest chłodno!), a wystrój ma lokalno-folklorystyczno-krupówkowy, w sumie całkiem przyjemny.
Jeśli chodzi o kuchnię rumuńską, to trudno powiedzieć by miała jakieś wybitne lokalne specjały, z których słynie na cały świat jak kuchnia włoska z pizzy, a polska z pierogów. Podobno mocno regionalnym daniem jest corba de burta, czyli flaki po rumuńsku. W Polsce też swego czasu można było „delektować się" flaczkami, do czego jednak moje podniebienie otwarte na nowe smaki się nie przekonało, potem potrawa wydaje się, że zaczęła znikać z polskich menu. W Rumunii nadal jest obecna, ale nie odważyliśmy się zamówić.
Drugim daniem często serwowanym jako „regionalne" jest zestaw mięs i kiełbasek z grilla, podawanych z mamałygą i dodatkami. Mamałyga to rumuńska specjalność - a jest to gotowana kaszka kukurydziana o dość zwartej konsystencji, często dodatkowo podpiekana i wykrawana z brytfanny. My dziś dostajemy ją serwowaną w kulkach, podobnie jak puree ziemniaczane. Ja do zestawu mięs i kiełbasek z grilla dostaję dodatkowo sporą porcję gęstej, kwaśnej śmietany, kawałki sera i paprykę marynowaną. Żona zamawia mniej więcej podobny zestaw, za dwa obiady i dwa czeskie piwa Staropramen płacimy 90 lei.
Jedliście kiedyś mięso z grilla ze śmietaną zamiast musztardy lub keczupu? To pewnie bomba kaloryczna, ale o dziwo smakuje bardzo dobrze.
Na talerzu znajdowały się również dwa kawałki sera typu bryndzy, też dobrze pasujące do reszty. Rumunia pasterstwem stoi, na szlakach bardzo często napotykaliśmy pasące się stada krów i owiec, a w sklepach można było kupić całkiem ciekawe sery, m.in. kaszkawał, znany również w kuchni bułgarskiej, a będący miękkim, kremowym serem żółtym, ale również inne wynalazki. Jako kraje serowarskie zwykle wymienia się Francję, Holandię, Włochy, ale myślę że na mapie serowej Europy Rumunia jest niedoceniana i zasługuje na bardziej zdecydowane wyróżnienie.
Na zakończenie relacji dwie panoramy z głównych miejskich placów do obejrzenia na pełnym ekranie po kliknięciu w zdjęcie:
Piata Mare
Piata Mica
następnego dnia pojechaliśmy w Fogarasze
c.d.n.
Transylwania, w odróżnieniu od pozostałych części obecnej Rumunii, oparła się tureckiej nawale - była pod panowaniem osmańskim tylko przez ok. 150 lat. W 1699 roku ziemi te dostały się pod panowanie Habsburgów i aż do końca I wojny światowej były częścią cesarstwa austro-węgierskiego. Dlatego też jest to jedyna część tego kraju, która rozwijała się podobnie jak zachodnia Europa: do miast dotarł tu barok i oświecenie, a wpływy Bizancjum, imperium tureckiego i prawosławia nie były tak znaczące jak na Mołdawii i Wołoszczyźnie.
Na początek naszych transylwańskich wakacji zwiedzamy Sybin - miasto, w którym zlały się losy Węgrów, Niemców i Rumunów.
Sybin (rum. Sibiu, węg. Nagyszeben, niem. Hermannstadt), to trzecie pod względem ludności miasto Siedmiogrodu, liczące ok. 150 tys. mieszkańców, jedno z siedmiu miast założonych tu przez niemieckich kolonistów, zwanych tu Sasami Siedmiogrodzkimi.
Osadnicy sascy przybywali na podstawie decyzji węgierskiego króla Gejzy II (1141-1162). Byli cenieni za swą gospodarność (jak to Niemcy), jak również znajomość górniczego fachu, przydatną w znajdujących się tu górskich kopalniach.
W 1241 roku Sybin został zniszczony przez Tatarów, ale szybko dźwignął się z ruin. Pierwsze mury obronne w mieście zostały wzniesione prawdopodobnie jeszcze przed tatarskim najazdem, ale były to mury chroniące jedynie kościół parafialny. W następnych wiekach system murów się sukcesywnie rozszerzał i w XV wieku objął również Dolne Miasto. Mury obronne sprawiły, że Turkom nie udało się zdobyć miasta podczas piętnastowiecznych oblężeń. Fortyfikacje były wzmacniane jeszcze przez następne wieki - na planie miasta z 1699 roku widnieje 39 wież obronnych, dwa barbakany, cztery bastiony oraz system sztucznych fos i jezior.
Miasto było liczącym się ośrodkiem rzemiosła i handlu. Dużą jego część stanowiła wymiana handlowa między zachodnią i wschodnią Europą. Sybin był również ważnym ośrodkiem nauki i kultury: pierwsza szkoła powstała już w 1380, a w roku 1525 został założone Studium Generale Cibinense zamienione w 1692 roku w Kolegium Jezuickie. W 1529 roku w drukarni w Sybinie została wydrukowana pierwsza książka w języku rumuńskim.
W czasach bliższym współczesnym miasto nadal się rozwijało: w dziewiętnastym wieku pojawiły się pierwsze zakłady przemysłowe, a zabudowa miejska wyszła poza mury obronne.
W mieście do II wojny światowej Niemcy stanowili większość mieszkańców. Wielu z nich stało się zwolennikami nazizmu, a Rumunia była podczas wojny sojusznikiem Niemiec. Obok nich mieszkali Węgrzy, Żydzi, Rosjanie i niewielka społeczność turecka. Prawdziwy wielokulturowy tygiel.
Bezpośrednio po zakończeniu wojny, w odróżnieniu np. od Polski, nie doszło tu do masowych przesiedleń ludności niemieckiej, niemniej Sasi byli źle traktowani, wielu z nich skonfiskowano ziemie i domy, a 30 tys. z nich trafiło do ZSRR na roboty przymusowe, po zakończeniu których często byli odsyłani do Niemiec czy Austrii. Pod koniec lat 50 XX wieku sytuacja tutejszych Niemców zaczęła się poprawiać, a po upadku komunizmu wielu Sasów wyjechało na stałe do Niemiec.
W 1989 roku rumuński dyktator Nicoale Ceasescu planował zburzenie sybińskiej starówki jako kojarzącej się z Niemcami, ale na szczęście nie zdążył - w grudniu 1989 roku w wyniku rewolucji został obalony jego reżim, a sam Ceausescu został rozstrzelany po ekspresowym wydaniu wyroku przez sąd wojskowy.
Sybin to miasto niezwykłe - w wielu miejscach przypomina bardziej miasta zachodnioeuropejskie niż bałkańskie, choć można w nim znaleźć sporo środkowoeuropejskiego klimatu.
Miasto jest intensywnie restaurowane, w ostatnich latach wiele budynków przeszło generalne remonty. Rumunia jest na fali wznoszącej, środki z Unii Europejskiej robią swoje, dodatkowym czynnikiem mogło być też przyznanie miastu przez UE w 2007 roku miana Europejskiej Stolicy Kultury. Niemniej można znaleźć tu jeszcze zaniedbane i opuszczone uliczki, a ponadto odnoszę wrażenie, że coś z tymi pracami renowacyjnymi poszło nie tak, bo z wielu kolorowych elewacji odchodzi tynk! Podobne zjawisko zaobserwowałem na jeleniogórskim rynku w 2019 i coś mi tu nie gra.
Niemniej, z turystycznego punktu widzenia, ta mieszanka starego i nowego jest bardzo intrygująca -starówka nie sprawie wrażenia tak wymuskanej, jak to bywa np. w niemieckich czy austriackich miasteczkach, a jednocześnie wraz z kiepskim stanem niektórych budynków (choć raczej w bocznych uliczkach) całość stanowi wg mnie dobrą mieszankę stanowiącą o wyjątkowości i atrakcyjności Sybina.
1. Strada Nicolae Bălcescu
Jak iść na zwiedzanie sybińskiej starówki, to tylko tamtejszym deptakiem. Ulica jest zamknięta dla ruchu samochodowego, można spokojnie zwiedzać ją pieszo. Godne polecenia są tutejsze piekarnie, jak się okazało na następnych wycieczkach - miejsca charakterystyczne dla rumuńskich miast i miasteczek. Piekarnie te mają postać kiosków, sprzedają tylko na wynos, można tam kupić różne ciasteczka i bułeczki, zarówno ze słodkim nadzieniem, jak np. z serem i szynką. Zdarzają się również piekarnie, gdzie można kupić kawałek pizzy - to danie jest bardzo popularne na Rumunii, spotykaliśmy też takie „pierogi" zapiekane z nadzieniem. Ciasto w tych wypiekach jest inne niż w polskich drożdżówkach, przypomina bułkę półsłodką lub chatkę - nie jest tak słodkie. Wypieki są pieczone na miejscu, często można kupić je jeszcze ciepłe. Ciastka w zależności od wielkości kosztują 4-7 lei, czyli stosunkowo niedużo, a są warte tych pieniędzy.
jedna z licznych piekarni
jeden z zaułków
2. Cerkiew Trójcy Świętej (Catedrala Otrodoxă Sfânta Treime)
Cerkiew znajduje się przy Strada Mitropolei i jest wciśnięta pomiędzy okoliczną zabudowę. Cerkiew została zbudowana w latach 1902-1906 na miejscu dawnego kościoła greckokatolickiego. Szczególnie zwraca w niej uwagę bogato zdobiona w liczne freski nawa główna na planie kwadratu. Freski te wykonane przez znanego rumuńskiego malarzem ikon i artysty cerkiewnego - Nicolae Brana.
3. Piata Mare (piata to po rumuńsku plac)
Duży plac (wymiary 142 na 93 metry) będący odpowiednikiem rynku z wieloma okazałymi budynkami i kamienicami. Na parterze wielu z nich znajdują się liczne restauracje i kawiarnie-standard. Warto zwrócić uwagę na położone blisko siebie dwa budynki: siedzibę władz miasta (Primaria Municipiului Sibiu) oraz kościół rzymskokatolicki Świętej Trójcy (Biserica Romano-Catolică Sfânta Treime). Tutaj szczególnie mocno czuć europejskie dotacje.
Po wschodniej stronie placu znajduje się Wieża Ratuszowa (Turnul Sfatului), pozostałość po wielokrotnie przebudowywanej trzynastowiecznej budowli. Na wieżę można wejść, wstęp kosztuje tylko 2 leje, widoki z góry można podziwiać przez szybki. Obok w kościele Panny Marii również znajduje się wieża, na którą również można wejść i która jest dużo wyższa. Warto zwiedzić obie.
Piata Mare
Most Kłamców (Podul Minciunilor) przy Piata Mica
wieża kościoła ewangelickiego św. Trójcy
4. Muzeum Brukenthala przy Piata Mare
Muzeum mieści się w pięknym, barokowym pałacu po zachodniej stronie placu. Pałac został zbudowany pod koniec osiemnastego wieku jako rodzinna rezydencja barona Samuela von Brukenthala, pełniącego w latach 1777-1787 funkcję gubernatora Siedmiogrodu.
pomnik Samuela von Brukenthala
Zbiory pałacowe zostały udostępnione w 1817 roku, co czyni Muzeum Brukenthala jednym z najstarszych muzeów w Europie.
W pałacowych wnętrzach można znaleźć liczne zbiory sztuki, szczególnie dużo jest malarstwa z różnych epok. Można znaleźć tu zarówno średniowieczne sakralne malarstwo, jak i portrety Habsburgów. Przekrój prac według mnie dobrze pokazuje wielokulturowość Siedmiogrodu na przestrzeni wieków. Wśród obrazów można odnaleźć dzieła Jana van Eycka, Petera Breugla, czy Hansa Memlinga - absolutna pierwsza liga. Ciekawy jest również zbiór obrazów z motywami z mitologii greckiej. Znajdująca się również w tym muzeum ekspozycja współczesnego malarstwa rumuńskiego nie budzi już takich emocji. Przy wejściu do muzeum widnieje informacja o zakazie fotografowania, więc musiałem się nieco przyczaić.
Najciekawszym niemalarskim eksponatem w muzeum była dla mnie czaszka mamuta.
obraz Peter Breugla
Po zakończeniu zwiedzania muzealnych sal warto udać się na ładny dziedziniec położony w głębi pałacu.
Normalny bilet wstępu kosztuje 59 lei (dużo), ale wg mnie są to dobrze wydane pieniądze.
5. Piata Mica
Drugi plac o charakterze rynku, na który z Piata Mare można dostać się przechodząc pod Wieżą Ratuszową. O ile Piata Mare ma mocno barokowy i zachodnioeuropejski wygląd, to Piata Mica prezentuje się dużo bardziej swojsko, ale w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Myślę, że to właśnie ten plac jest najbardziej charakterystyczny dla Sybina. Znajdują się na nim dwa „ikoniczne" obiekty, które stanowią prawdziwe symbole tego miasta:
- Most Kłamców (Podul Minciunilor) - jest to pierwszy w Rumunii most zbudowany w całości z żelaza. Dzieło to wzniesiono w 1859 roku. Według legendy most runie, jeśli przejdzie po nim kłamca. Gdy byliśmy w Sybinie, to na moście nie było tłumów, choć most ten znakomicie nadaje się na urokliwe selfiki. Legenda jak to legenda, z mostu przemawiał wiele razy Nicolae Ceausecu, most nie runął, a ów pan naprawdę miał sporo za uszami.
- zielona kamienica opisana na Mapach Google jako „The former inn Zur Ungarische Krone"-piętnastowieczny budynek, w których niegdyś znajdował się zajazd, a od 1840 roku hotel „Pod Koroną Węgierską"
Na tym placu, jak i w innych częściach miasta, można znaleźć charakterystyczne dachowe okna sprawiające wrażenie, że na nas patrzą. Ich geneza wywodzi się z tego, że przez długie wieki Sybin był miastem handlowym i rzemieślniczym, z zapotrzebowaniem na powierzchnię magazynową, o którą było ciężko w otoczonym murami obronnymi mieście. W związku z tym funkcję magazynów pełniły strychy, a okienka dachowe stanowiły wentylację zabezpieczającą żywność przed zepsuciem.
Przy Piata Mica znajdują się jeszcze dwa muzea, których nie odwiedzaliśmy, ale które dla niektórych zwiedzających mogą być ciekawe: Muzeum Historii Farmacji (Muzeul de Istorie a Farmaciei) oraz Muzeum Etnograficzne (Emil Sigerus Muzeul de Etnografie Saseasca).
6. Piata Aurarilor
O placu tym milczą przewodniki oraz blogi turystyczne, nie wiem czemu. Ten mały plac jest bardzo sympatyczny, a prowadzą do niego niezwykle urokliwe schody (Pasajul Piata Aurarilor), którymi schodzi się w dół z Piata Mare. Warto tam pójść, choćby na kawę do sympatycznej kawiarni znajdującej się na placu.
Pasajul Piata Aurarilor
kawiarnia na Piata Aurarilor
7. Kościół ewangelicki Marii Panny (Biserica Evanghelică Sfânta Maria)
Kościół znajdujący się przy Piata Albert Huet jest uważany za najcenniejszy zabytek miasta i jest największą gotycką świątynią w Transylwanii. Kościół był budowany w latach 1320-1520, a sama budowa wyjątkowo wysokiej wieży zajęła 100 lat. Kościół jest udostępniony do zwiedzania, bilet wstępu kosztuje 10 lei, a wraz z wyjściem na wieżę 15 lei. Czy warto wyjść na wieżę? Pytanie retoryczne, hehe. My musimy nieco odczekać, bo właśnie trwa ślub (kto bierze ślub w niedzielę? a co z weselem?) i kościół jest chwilowo zamknięty.
Kościół się prezentuje bardzo okazale po remoncie z 2018 roku, a widoki z kościelnej wieży są zdecydowanie lepsze niż z ratuszowej. Ma ona całkowitą wysokość 73 metrów, a punkty widokowe są tylko pięć metrów niżej. Niestety, zapewne ze względów bezpieczeństwa, w oknach wieży są zamontowane szyby. W pierwszej chwili zauważam, że daleko im do przejrzystości - pojawia się problem z jakością zdjęć, ale po uważnym przyjrzeniu okazuje się, że szyby są brudne od przystawianych do nich nosów i czół, a chusteczka higieniczna rozwiązuje problem. Uffff.
Na wieży:
na horyzoncie piękne rumuńskie góry, a po lewej cerkiew św. Trójcy
kościół rzymskokatolicki Świętej Trójcy
Piata Mica
kościelne dzwony
Wejście na wieżę nie dla osób z lękiem wysokości.
8. Wieża Schodów (Turnul Scărilor) i Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
Po zachodniej stronie kościoła znajduje się wieża zbudowana w trzynastym wieku. To jedna z najstarszych budowli w Sybinie, będąca pierwotnie bramą w pierwszym pierścieniu murów miejskich. Za wieżą znajduje się ładna ulica Strada Turnului, a kierując się za schodami w lewo wchodzimy na Pasaż Schodów - wąską uliczkę prowadzącą między dwoma liniami murów obronnych miasta. Można tu poczuć się jak w średniowieczu. Schodkami prowadzącymi po lewej stronie wracamy na Piata Albert Huet.
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor) widziany z góry
Wieża Schodów (Turnul Scărilor)
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
restauracja przy Strada Turnului
Pasaż Schodów (Pasajul Scărilor)
9. Dolne Miasto
To najstarsza część miasta, położona na północ od głównych atrakcji starówki. Turystów zagląda tu niewielu, warto pokręcić się po tutejszych zaułkach i poczuć klimat tej zabudowy.
10. Mury obronne
Fragmenty dawnych umocnień miejskich zlokalizowane są po południowej części starówki, wzdłuż ulicy Bulevardul Corneliu Coposu, a przy nich znajduje się niewielki park (Parcul Cetătii) mogący dać trochę ochłody w dzisiejszy gorący lipcowy dzień. Fragment murów nie jest zbyt duży, ale wart obejrzenia, tym bardziej że pod koniec zwiedzania Sybina udajemy się na obiad do restauracji Crama lleana znajdującej się nieopodal.
Restauracja ma charakter regionalny, jest położona z dala od głównych atrakcji turystycznych, cieszy się dobrą opinią, więc mimo dobrej jakości ciężko tu o tłumy klientów. Mieści się w całości w piwnicy (jest chłodno!), a wystrój ma lokalno-folklorystyczno-krupówkowy, w sumie całkiem przyjemny.
Jeśli chodzi o kuchnię rumuńską, to trudno powiedzieć by miała jakieś wybitne lokalne specjały, z których słynie na cały świat jak kuchnia włoska z pizzy, a polska z pierogów. Podobno mocno regionalnym daniem jest corba de burta, czyli flaki po rumuńsku. W Polsce też swego czasu można było „delektować się" flaczkami, do czego jednak moje podniebienie otwarte na nowe smaki się nie przekonało, potem potrawa wydaje się, że zaczęła znikać z polskich menu. W Rumunii nadal jest obecna, ale nie odważyliśmy się zamówić.
Drugim daniem często serwowanym jako „regionalne" jest zestaw mięs i kiełbasek z grilla, podawanych z mamałygą i dodatkami. Mamałyga to rumuńska specjalność - a jest to gotowana kaszka kukurydziana o dość zwartej konsystencji, często dodatkowo podpiekana i wykrawana z brytfanny. My dziś dostajemy ją serwowaną w kulkach, podobnie jak puree ziemniaczane. Ja do zestawu mięs i kiełbasek z grilla dostaję dodatkowo sporą porcję gęstej, kwaśnej śmietany, kawałki sera i paprykę marynowaną. Żona zamawia mniej więcej podobny zestaw, za dwa obiady i dwa czeskie piwa Staropramen płacimy 90 lei.
Jedliście kiedyś mięso z grilla ze śmietaną zamiast musztardy lub keczupu? To pewnie bomba kaloryczna, ale o dziwo smakuje bardzo dobrze.
Na talerzu znajdowały się również dwa kawałki sera typu bryndzy, też dobrze pasujące do reszty. Rumunia pasterstwem stoi, na szlakach bardzo często napotykaliśmy pasące się stada krów i owiec, a w sklepach można było kupić całkiem ciekawe sery, m.in. kaszkawał, znany również w kuchni bułgarskiej, a będący miękkim, kremowym serem żółtym, ale również inne wynalazki. Jako kraje serowarskie zwykle wymienia się Francję, Holandię, Włochy, ale myślę że na mapie serowej Europy Rumunia jest niedoceniana i zasługuje na bardziej zdecydowane wyróżnienie.
Na zakończenie relacji dwie panoramy z głównych miejskich placów do obejrzenia na pełnym ekranie po kliknięciu w zdjęcie:
Piata Mare
Piata Mica
następnego dnia pojechaliśmy w Fogarasze
c.d.n.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Sebastian pisze:Transylwania, w odróżnieniu od pozostałych części obecnej Rumunii, oparła się tureckiej nawale - była pod panowaniem osmańskim tylko przez ok. 150 lat.
nie żebym się czepiał , ale zaprzeczasz sam sobie w tym jednym zdaniu. Transylwania została podbita tak samo jak pozostałe tereny, ale pozostawiono jej dość szeroką autonomią i była namiastką państwa węgierskiego. Turcy postępowali pragmatycznie, bo zostawili Węgrom (Rumunów właściwie jeszcze wtedy nie było) namiastkę samodzielności, ale na prowincji
Sebastian pisze:W mieście do II wojny światowej Niemcy stanowili większość mieszkańców.
byli najliczniejszą grupą narodowościową, ale nie stanowili większości, stracili ją w wyniki dużego napływu Rumunów do miasta w okresie międzywoejnnym
Jeśli chodzi o kuchnię rumuńską, to trudno powiedzieć by miała jakieś wybitne lokalne specjały, z których słynie na cały świat
nieszczęsne flaczki i mamałyga mnie bynajmniej nie zachwyciły Ale mają dobre gołąbki oraz mici, czyli rumuńską wersję cevapcici!
Widzę, że Sybin potraktowałeś poważnie i sporo pozwiedzaliście. Ja zrobiłem go trochę bardziej po łepkach, bo pogoda była dość kapryśna, więc odpuściłem m.in. wieżę i muzeum
Ostatnio zmieniony 2023-08-13, 11:10 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Miasto kolorowe, całkiem ciekawe.
Kolorystyka w kościele niesamowita.
A z jedzeniem to dla mnie by tam była bida
Pytanie czy Sybin to są Bałkany.
Kolorystyka w kościele niesamowita.
A z jedzeniem to dla mnie by tam była bida
Sebastian pisze:Sybin to miasto niezwykłe - w wielu miejscach przypomina bardziej miasta zachodnioeuropejskie niż bałkańskie, choć można w nim znaleźć sporo środkowoeuropejskiego klimatu.
Pytanie czy Sybin to są Bałkany.
Różne są koncepcje granic Bałkanów. Jedna popularna blogerka włączyła do nich nawet Węgry , aby jej się zgadzała tematyka, bo blog ma bałkański, a pisze o Madziarach Przy czym różnice w granicach Bałkanów dotyczą głównie zachodniego przebiegu, co do wschodniego większość jest zgodna, że wyznacza ją Dunaj, więc w przypadku Rumunii bałkańskie jest tylko wybrzeże.
Ostatnio zmieniony 2023-08-14, 13:55 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Pudelek pisze:Widzę, że Sybin potraktowałeś poważnie i sporo pozwiedzaliście. Ja zrobiłem go trochę bardziej po łepkach, bo pogoda była dość kapryśna, więc odpuściłem m.in. wieżę i muzeum
Tak, zawsze traktuję wycieczki poważnie, o ile mi sił starcza. Muzeum mogę opuścić, ale wieże z widokiem (a tu były dwie) PRZENIGDY!
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
cz. II - Trasą Transfogaraską i trochę wyżej
Trasa Transfogaraska wznosi się na wysokość 2042 metrów npm. i przecina z północy na południe masyw górski Fogaraszy w południowej Rumunii. W najwyższym punkcie trasa przebija góry przez tunel o długości 884 m.
Trasa powstała z inicjatyw Nicolae Ceausescu, który chciał zapewnić drogę do strategicznego przerzucenia wojsk w przypadku inwazji radzieckiej, co do której miał obawy po skrytykowaniu inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Dodatkowym, propagandowym celem budowy trasy było pokazanie geniuszu rumuńskiego budownictwa i oczywiście samego Wodza, a już zupełnie nieoficjalnie szeptanka twierdziła, że droga na zapewnić bezpieczną ucieczkę samemu Nicolae Ceasescu w razie inwazji ZSRR. Zdało mu się to jak psu na buty, bo w grudniu 1989 roku w ramach obalania reżimu zastrzelili go rodacy po ekspresowym procesie.
Budowa trasy trwała pięć lat, zakończyła się w 1974 roku, wykonawcami prac byli głównie żołnierze (zgodnie z komunistyczną organizacją pracy), do wysadzania skał zużyto 6 tysięcy ton dynamitu, a według oficjalnych danych zginęło 40 osób, choć wiecie jak to było z oficjalnymi danych w krajach komunistycznych. Mówi się, że ofiar śmiertelnych było dużo, dużo więcej.
Trasa Transfogaraska początkowo była drogą gruntową, w 1980 roku na jej całej długości został położony asfalt. Na całej długości jest ona dostępna od 15 czerwca do 15 września, choć te daty należy traktować orientacyjnie, bo udostępnienie trasy jest zależne od warunków atmosferycznych, w szczególności zalegającego śniegu. Na drodze obowiązuje zakaz jazdy po zmroku z uwagi na krętą trasę, ograniczoną widoczność oraz brak elementów odblaskowych na poboczach.
Trasa jest niewątpliwą atrakcją turystyczną, ale dla mnie samo przejechanie jej to trochę mało, uważam, że sensowniej będzie połączyć wyjazd na górę z jakąś jednodniową pętlą po Fogaraszach.
Fogarasze to drugi po Tatrach najwyższy masyw górski w Karpatach znajdujący się w południowej ich części. Główny grzbiet tego pasma liczy 70 km, a jego środkowa część, przez którą przebiega odwiedzana dziś przez nas Trasa Transfogaraską, to pasmo skalistych masywów i dużej ekspozycji - na długości 35 km wysokość głównego pasma nie schodzi poniżej 2000 m. n.p.m. a osiem szczytów przekracza 2500 m n.p.m. W krajobrazie Fogaraszy znajdziemy liczne formy polodowcowe, progi skalne, moreny, polodowcowe jeziorka, u-kształtne doliny. Wielbiciele Tatr mogą się tu poczuć jak u siebie.
Jedziemy na Trasę Transfogaraską od północy, naszym samochodowym celem jest znajdujące się tuż przed tunelem jezioro Balea (Bâlea Lac) i znajdujące się tam parkingi. Jako że słyszeliśmy, źe w pogodne dni i weekendy Trasa Transfogaraską lubi się korkować, nie jedziemy tam ani w sobotę, ani w niedzielę. Wybieramy poniedziałek z dobrą prognozą pogody, ale żeby na wszelki wypadek uniknąć korków oraz niespodzianek związanych z brakiem miejsc parkingowych pod jeziorem wyjeżdżamy z Sybina wcześnie rano - o godzinie szóstej. Przy okazji załapujemy się na wschód słońca.
początek Trasy Transfogaraskiej
Trasa naszej wędrówki przedstawia się następująco: https://en.mapy.cz/s/remecobodu
Niech was nie zwiedzie krótki dystans trasy, jest ona naprawdę solidna!
Za miejscowością Scoreiu skręcamy w prawo i rozpoczynamy podjazd Trasą Transfogaraską. Serpentyny są spore, często nie da się jechać szybciej niż 40 km na godzinę. Pracując mocno kierownicą wypatruję niedźwiedzi, z których słyną fogaraskie lasy. Nie ma, może jeszcze śpią. Na wysokości ok. 1600 metrów kończy się las i zaczynają się widoczki.
Na szczęście przy drodze są liczne mijanki i place, gdzie można bezpiecznie stanąć samochodem. Widzimy po drodze kilka kamperów. Turyści też pewnie jeszcze śpią.
Ostatni etap jazdy pod Bâlea Lac to naprawdę mocne serpentyny. Głęboka dolina po północnej stronie gór jest jeszcze w cieniu, słońce powoli pojawia się na wierzchołkach. Kolejne zatoczki, kolejne kampery i nocujący turyści.
Tuż przed głównymi parkingami znajduje się kilkanaście miejsc postojowych, wszystkie zajęte, za to na nich jest pusto, oprócz naszego stoją jeszcze tylko dwa samochody. Na drodze w stronę Cabana Bâlea Lac i pod samą Cabaną też są wolne miejsca parkingowe, ale wszędzie znajdują się tablice, że parkingi są prywatne, tylko dla gości itp.
Parkingi wyglądają na płatne, ale wjazd na jeden jest jeszcze zagrodzony łańcuchem, a bramka na drugi jest otwarta, lecz parkingowego jeszcze nie ma. Parkujemy. Okazuje się po powrocie, że opłata parkingowa wynosi 60 lei - dużo, ale w takim miejscu jest to uzasadnione. I tak taniej niż w Palenicy Białczańskiej. Po południu masa samochodów parkuje na poboczu mimo zakazu zatrzymywania się i postoju. Czy nic im nie grozi, czy może przyjedzie policja zupełnie jak na drodze do Morskiego Oka i będzie seryjnie wlepiać mandaty? Kto chce, niech sprawdza.
Tak czy siak, wczesny przyjazd tutaj był (jak zwykle) dobrym pomysłem. Pomimo cienia na 2000 metrów jest dość ciepło, w lipcu w Fogaraszach przy dobrej pogodzie jest dużo cieplej niż w Tatrach.
Ruszamy czerwonym szlakiem w górę. Rumuni generalnie nie przejmują się kolorystyką szlaków, występują tam głównie czerwone i niebieskie oznaczenia, z rzadka żółte, przy czym nie widzą problemu, żeby np. w jednym miejscu szlak niebieski wychodził w trzy strony świata. Luz.
w dole jeszcze poranne mgiełki
w górę czerwonym szlakiem
słońce pojawia się nad Bâlea Lac
Nasz pierwszy cel to Paltinu (2399 m n.p.m.). Pod górę idzie się przyjemnie, w międzyczasie słońce wychodzi zza Vǎlugi i robi się naprawdę ciepło, a jeszcze nie ma graniowego wiaterku. Pierwszy postój na skrzyżowaniu naszego czerwonego szlaku z niebieskim (a jakże).
podejście na Paltinu
Piscul Balii
A potem omijamy wierzchołek i schodzimy na łąkę po południowo-zachodniej stronie Paltinu. Tu robimy sobie drugi postój połączony również z sesją zdjęciową, bo miejsce jest bardzo fotogeniczne. Warto podejść kawałek czerwonym szlakiem (przy czym jest to inny czerwony szlak niż ten, którym wędrowaliśmy na początku).
w stronę doliny rzeki Paltinu, na horyzoncie południowe Fogarasze
Podeanu
masyw Piscul Negru
Mam straszną słabość do takich szczytów jak Podeanu czy Piscul Negru.
Paltinu
Laitel i Laita
na podejściu na Paltinu, po prawej Turnul Paltinului
Następny odcinek szlaku, aż po szczyt Iezerul Caprei (2418 m n.p.m.), jest bardzo przyjemny. Nie ma wiele podejść, widokowa ścieżka przyjemnie prowadzi w miarę płaskim, choć jednocześnie eksponowanym grzbietem. Po drodze jest kilka miejsc wymagających podstawowych umiejętności wspinaczkowych, na szczęście nie są one długie, a skała jest przyjemnie szorstka. Oczywiście schodzimy w takich miejscach przodem do ściany jak po drabinie, a nie tyłem jak Renata.
Paltinu
Piscul Balii, Neteda, w dole Bâlea Lac
Pod nami leży w dole Bâlea Lac, widać że przybywa aut na parkingu i więcej ludzi rusza w górę. Jak widać, czy to Tatry, czy Pieniny, czy Fogarasze, wniosek jest ten sam: wczesne wyjście w góry pozwala uniknąć korków / problemów z parkowaniem / tłumów na szlaku. Póki co, natężenie ruchu turystycznego na szlaku mogę porównać z tym widzianym w słowackich Tatrach Zachodnich.
w dole południowa część Trasy Transfogaraskiej, nad nią bezszlakowe szczyty
zbliżenie na Bâlea Lac
Cabana Bâlea Lac
Cabana Capra
Podeanu
w drodze na Iezerul Caprei
Na Iezerul Caprei Fogarasze po raz pierwszy na dzisiejszej wycieczce pokazują swą Moc. Widok na wschodnią stronę, na znajdującą się poniżej przełęcz Saua Caprei oraz szczyty Vǎiuga (2443 m n.p.m.) i położone obok siebie Vânǎtarea Lui Buteanu (2507 m n.p.m.) i Capra (2494 m n.p.m.) może budzić respekt. Fogarasze to wymagające góry. Miałem kiedyś znajomego, który w wieku trzydziestu kilku lat przeszedł w latach osiemdziesiąt XX wieku cały ich grzbiet z kompletnym sprzętem biwakowym i kosztowało go to później problemy z kręgosłupem. Teraz cały ten szpej (namioty, śpiwory itp.) jest dużo lżejszy niż czterdzieści lat temu, więc obecnym turystom jednak jest łatwiej
Vaiuga, Vânatarea Lui Buteanu, Capra, w dole jezioro Capra
Lespezi i Negoiu, przed nimi Lepsita i Paltinu
po lewej masyw Piscul Negru
Trasa Transfogaraska
zbliżenie na Paltinu
Na Iezerul Caprei sielanka spacerowa się kończy. Szlak w zejściu zaczyna przypominać rumowisko i staje się dość upierdliwy do chodzenia. Na szczęście ostatnie nasze podejście nie jest bardzo strome, za to ponownie daje o sobie znać ekspozycja, a dodatkowo podejście umilają nam widoki na otoczenie jeziora Capra. Generalnie nie polecam szlaku ludziom z lękiem wysokości.
Vânatarea Lui Buteanu, Capra, w dole jezioro Capra
jezioro Capra, na horyzoncie w centrum kadru Museteica
Iezerul Caprei
Wchodzimy na pierwszy z dwóch położonych obok siebie szczytów, czyli Capra. Rozciąga się stąd piękny dookólny widok na Fogarasze, które zarówno po zachodniej, jak i wschodniej stronie zdają się nie mieć końca.
Vânatarea Lui Buteanu
widok na wschodnią stronę, centralnie Moldevanu, najwyższy szczyt Fogaraszy
widok na zachodnią stronę - na przednim planie Iezerul Caprei i Vaiuga
widok na wschodnią stronę Fogaraszy
Drugi szczyt odpuszczamy. Widoki z niego są podobne jak z Capry, a ja jestem świeżo po infekcji wirusowej i osłabienie organizmu daje o sobie znać. Z tego też powodu zmieniamy trasę powrotną na krótszą - nie kierujemy się niebieskim szlakiem w północną stronę, ale wracamy na przełęcz Saua Caprei i stamtąd również niebieskim szlakiem zejdziemy pod Cabanę Bâlea Lac (kurczę, w okolicy prawie same niebieskie szlaki). Schodząc nad jezioro mijamy sporą liczbę spacerowiczów udających się w górę po odpowiednio późnym śniadaniu i wyjechaniu Trasą Transfogaraską na górę. Ekwipunek ich jest, hmmmm, różny, a ścieżka nie należy do najwygodniejszych.
żeby nie było, że tylko góry i góry
Paltinu i widoczny szlak podgraniowy
Robimy sobie krótki postój na trawach przy szlaku tuż nad jeziorem, a potem idziemy na obiad do Cabana Bâlea Lac. Cabana to po rumuńsku schronisko górskie, chata górska.
O ile na grani mieliśmy dość przyjemny chłodek i wiaterek, to tutaj po południu jest ciepło jak w piecu. Przełom lipca i sierpnia 2023r. jest w Rumunii bardzo gorący, nawet tu, na wysokości 2000 m n.p.m. upał daje o sobie znać. W cabanie na zacienionym tarasie jest sporo ludzi, ale udaje nam się znaleźć wolny stolik.
Następnie zaglądamy na punkt widokowy na Trasę Transfogaraską znajdujący się w pobliżu górnej stacji kolejki. Ostrzegam, nie dajcie się naciągnąć na 5 lei opłaty za wejście do takiego małego pawilonu na wzgórku, tuż za nim takie same, a może nawet lepsze widoki są za darmo.
Cabana Bâlea Lac
otoczenie Bâlea Lac - wschodnia strona
Wokół mnóstwo straganów z pamiątkami, jedzeniem i rozmaitym badziewiem, czyli jak wszędzie w takich miejscach, gdzie można łatwo dotrzeć samochodem. Nam po obiedzie pozostaje jedynie uiszczenie opłaty parkingowej i powrót do Sybina. Zjeżdżając w dół wypatruję niedźwiedzi, które podobno stosunkowo łatwo spotkać na Trasie Transfogaraskiej, ale ani rano, ani teraz niestety żaden się nie pojawia. Taki mały „zgrzyt" na zakończenie wycieczki.
Fogaraskie panoramy do obejrzenia na pełnym ekranie po kliknięciu w zdjęcie:
otoczenie Bâlea Lac
na Iezerul Caprei
na Capra
Następnego dnia zwiedzaliśmy zamek w Hunedoarze.
c.d.n.
Trasa Transfogaraska wznosi się na wysokość 2042 metrów npm. i przecina z północy na południe masyw górski Fogaraszy w południowej Rumunii. W najwyższym punkcie trasa przebija góry przez tunel o długości 884 m.
Trasa powstała z inicjatyw Nicolae Ceausescu, który chciał zapewnić drogę do strategicznego przerzucenia wojsk w przypadku inwazji radzieckiej, co do której miał obawy po skrytykowaniu inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Dodatkowym, propagandowym celem budowy trasy było pokazanie geniuszu rumuńskiego budownictwa i oczywiście samego Wodza, a już zupełnie nieoficjalnie szeptanka twierdziła, że droga na zapewnić bezpieczną ucieczkę samemu Nicolae Ceasescu w razie inwazji ZSRR. Zdało mu się to jak psu na buty, bo w grudniu 1989 roku w ramach obalania reżimu zastrzelili go rodacy po ekspresowym procesie.
Budowa trasy trwała pięć lat, zakończyła się w 1974 roku, wykonawcami prac byli głównie żołnierze (zgodnie z komunistyczną organizacją pracy), do wysadzania skał zużyto 6 tysięcy ton dynamitu, a według oficjalnych danych zginęło 40 osób, choć wiecie jak to było z oficjalnymi danych w krajach komunistycznych. Mówi się, że ofiar śmiertelnych było dużo, dużo więcej.
Trasa Transfogaraska początkowo była drogą gruntową, w 1980 roku na jej całej długości został położony asfalt. Na całej długości jest ona dostępna od 15 czerwca do 15 września, choć te daty należy traktować orientacyjnie, bo udostępnienie trasy jest zależne od warunków atmosferycznych, w szczególności zalegającego śniegu. Na drodze obowiązuje zakaz jazdy po zmroku z uwagi na krętą trasę, ograniczoną widoczność oraz brak elementów odblaskowych na poboczach.
Trasa jest niewątpliwą atrakcją turystyczną, ale dla mnie samo przejechanie jej to trochę mało, uważam, że sensowniej będzie połączyć wyjazd na górę z jakąś jednodniową pętlą po Fogaraszach.
Fogarasze to drugi po Tatrach najwyższy masyw górski w Karpatach znajdujący się w południowej ich części. Główny grzbiet tego pasma liczy 70 km, a jego środkowa część, przez którą przebiega odwiedzana dziś przez nas Trasa Transfogaraską, to pasmo skalistych masywów i dużej ekspozycji - na długości 35 km wysokość głównego pasma nie schodzi poniżej 2000 m. n.p.m. a osiem szczytów przekracza 2500 m n.p.m. W krajobrazie Fogaraszy znajdziemy liczne formy polodowcowe, progi skalne, moreny, polodowcowe jeziorka, u-kształtne doliny. Wielbiciele Tatr mogą się tu poczuć jak u siebie.
Jedziemy na Trasę Transfogaraską od północy, naszym samochodowym celem jest znajdujące się tuż przed tunelem jezioro Balea (Bâlea Lac) i znajdujące się tam parkingi. Jako że słyszeliśmy, źe w pogodne dni i weekendy Trasa Transfogaraską lubi się korkować, nie jedziemy tam ani w sobotę, ani w niedzielę. Wybieramy poniedziałek z dobrą prognozą pogody, ale żeby na wszelki wypadek uniknąć korków oraz niespodzianek związanych z brakiem miejsc parkingowych pod jeziorem wyjeżdżamy z Sybina wcześnie rano - o godzinie szóstej. Przy okazji załapujemy się na wschód słońca.
początek Trasy Transfogaraskiej
Trasa naszej wędrówki przedstawia się następująco: https://en.mapy.cz/s/remecobodu
Niech was nie zwiedzie krótki dystans trasy, jest ona naprawdę solidna!
Za miejscowością Scoreiu skręcamy w prawo i rozpoczynamy podjazd Trasą Transfogaraską. Serpentyny są spore, często nie da się jechać szybciej niż 40 km na godzinę. Pracując mocno kierownicą wypatruję niedźwiedzi, z których słyną fogaraskie lasy. Nie ma, może jeszcze śpią. Na wysokości ok. 1600 metrów kończy się las i zaczynają się widoczki.
Na szczęście przy drodze są liczne mijanki i place, gdzie można bezpiecznie stanąć samochodem. Widzimy po drodze kilka kamperów. Turyści też pewnie jeszcze śpią.
Ostatni etap jazdy pod Bâlea Lac to naprawdę mocne serpentyny. Głęboka dolina po północnej stronie gór jest jeszcze w cieniu, słońce powoli pojawia się na wierzchołkach. Kolejne zatoczki, kolejne kampery i nocujący turyści.
Tuż przed głównymi parkingami znajduje się kilkanaście miejsc postojowych, wszystkie zajęte, za to na nich jest pusto, oprócz naszego stoją jeszcze tylko dwa samochody. Na drodze w stronę Cabana Bâlea Lac i pod samą Cabaną też są wolne miejsca parkingowe, ale wszędzie znajdują się tablice, że parkingi są prywatne, tylko dla gości itp.
Parkingi wyglądają na płatne, ale wjazd na jeden jest jeszcze zagrodzony łańcuchem, a bramka na drugi jest otwarta, lecz parkingowego jeszcze nie ma. Parkujemy. Okazuje się po powrocie, że opłata parkingowa wynosi 60 lei - dużo, ale w takim miejscu jest to uzasadnione. I tak taniej niż w Palenicy Białczańskiej. Po południu masa samochodów parkuje na poboczu mimo zakazu zatrzymywania się i postoju. Czy nic im nie grozi, czy może przyjedzie policja zupełnie jak na drodze do Morskiego Oka i będzie seryjnie wlepiać mandaty? Kto chce, niech sprawdza.
Tak czy siak, wczesny przyjazd tutaj był (jak zwykle) dobrym pomysłem. Pomimo cienia na 2000 metrów jest dość ciepło, w lipcu w Fogaraszach przy dobrej pogodzie jest dużo cieplej niż w Tatrach.
Ruszamy czerwonym szlakiem w górę. Rumuni generalnie nie przejmują się kolorystyką szlaków, występują tam głównie czerwone i niebieskie oznaczenia, z rzadka żółte, przy czym nie widzą problemu, żeby np. w jednym miejscu szlak niebieski wychodził w trzy strony świata. Luz.
w dole jeszcze poranne mgiełki
w górę czerwonym szlakiem
słońce pojawia się nad Bâlea Lac
Nasz pierwszy cel to Paltinu (2399 m n.p.m.). Pod górę idzie się przyjemnie, w międzyczasie słońce wychodzi zza Vǎlugi i robi się naprawdę ciepło, a jeszcze nie ma graniowego wiaterku. Pierwszy postój na skrzyżowaniu naszego czerwonego szlaku z niebieskim (a jakże).
podejście na Paltinu
Piscul Balii
A potem omijamy wierzchołek i schodzimy na łąkę po południowo-zachodniej stronie Paltinu. Tu robimy sobie drugi postój połączony również z sesją zdjęciową, bo miejsce jest bardzo fotogeniczne. Warto podejść kawałek czerwonym szlakiem (przy czym jest to inny czerwony szlak niż ten, którym wędrowaliśmy na początku).
w stronę doliny rzeki Paltinu, na horyzoncie południowe Fogarasze
Podeanu
masyw Piscul Negru
Mam straszną słabość do takich szczytów jak Podeanu czy Piscul Negru.
Paltinu
Laitel i Laita
na podejściu na Paltinu, po prawej Turnul Paltinului
Następny odcinek szlaku, aż po szczyt Iezerul Caprei (2418 m n.p.m.), jest bardzo przyjemny. Nie ma wiele podejść, widokowa ścieżka przyjemnie prowadzi w miarę płaskim, choć jednocześnie eksponowanym grzbietem. Po drodze jest kilka miejsc wymagających podstawowych umiejętności wspinaczkowych, na szczęście nie są one długie, a skała jest przyjemnie szorstka. Oczywiście schodzimy w takich miejscach przodem do ściany jak po drabinie, a nie tyłem jak Renata.
Paltinu
Piscul Balii, Neteda, w dole Bâlea Lac
Pod nami leży w dole Bâlea Lac, widać że przybywa aut na parkingu i więcej ludzi rusza w górę. Jak widać, czy to Tatry, czy Pieniny, czy Fogarasze, wniosek jest ten sam: wczesne wyjście w góry pozwala uniknąć korków / problemów z parkowaniem / tłumów na szlaku. Póki co, natężenie ruchu turystycznego na szlaku mogę porównać z tym widzianym w słowackich Tatrach Zachodnich.
w dole południowa część Trasy Transfogaraskiej, nad nią bezszlakowe szczyty
zbliżenie na Bâlea Lac
Cabana Bâlea Lac
Cabana Capra
Podeanu
w drodze na Iezerul Caprei
Na Iezerul Caprei Fogarasze po raz pierwszy na dzisiejszej wycieczce pokazują swą Moc. Widok na wschodnią stronę, na znajdującą się poniżej przełęcz Saua Caprei oraz szczyty Vǎiuga (2443 m n.p.m.) i położone obok siebie Vânǎtarea Lui Buteanu (2507 m n.p.m.) i Capra (2494 m n.p.m.) może budzić respekt. Fogarasze to wymagające góry. Miałem kiedyś znajomego, który w wieku trzydziestu kilku lat przeszedł w latach osiemdziesiąt XX wieku cały ich grzbiet z kompletnym sprzętem biwakowym i kosztowało go to później problemy z kręgosłupem. Teraz cały ten szpej (namioty, śpiwory itp.) jest dużo lżejszy niż czterdzieści lat temu, więc obecnym turystom jednak jest łatwiej
Vaiuga, Vânatarea Lui Buteanu, Capra, w dole jezioro Capra
Lespezi i Negoiu, przed nimi Lepsita i Paltinu
po lewej masyw Piscul Negru
Trasa Transfogaraska
zbliżenie na Paltinu
Na Iezerul Caprei sielanka spacerowa się kończy. Szlak w zejściu zaczyna przypominać rumowisko i staje się dość upierdliwy do chodzenia. Na szczęście ostatnie nasze podejście nie jest bardzo strome, za to ponownie daje o sobie znać ekspozycja, a dodatkowo podejście umilają nam widoki na otoczenie jeziora Capra. Generalnie nie polecam szlaku ludziom z lękiem wysokości.
Vânatarea Lui Buteanu, Capra, w dole jezioro Capra
jezioro Capra, na horyzoncie w centrum kadru Museteica
Iezerul Caprei
Wchodzimy na pierwszy z dwóch położonych obok siebie szczytów, czyli Capra. Rozciąga się stąd piękny dookólny widok na Fogarasze, które zarówno po zachodniej, jak i wschodniej stronie zdają się nie mieć końca.
Vânatarea Lui Buteanu
widok na wschodnią stronę, centralnie Moldevanu, najwyższy szczyt Fogaraszy
widok na zachodnią stronę - na przednim planie Iezerul Caprei i Vaiuga
widok na wschodnią stronę Fogaraszy
Drugi szczyt odpuszczamy. Widoki z niego są podobne jak z Capry, a ja jestem świeżo po infekcji wirusowej i osłabienie organizmu daje o sobie znać. Z tego też powodu zmieniamy trasę powrotną na krótszą - nie kierujemy się niebieskim szlakiem w północną stronę, ale wracamy na przełęcz Saua Caprei i stamtąd również niebieskim szlakiem zejdziemy pod Cabanę Bâlea Lac (kurczę, w okolicy prawie same niebieskie szlaki). Schodząc nad jezioro mijamy sporą liczbę spacerowiczów udających się w górę po odpowiednio późnym śniadaniu i wyjechaniu Trasą Transfogaraską na górę. Ekwipunek ich jest, hmmmm, różny, a ścieżka nie należy do najwygodniejszych.
żeby nie było, że tylko góry i góry
Paltinu i widoczny szlak podgraniowy
Robimy sobie krótki postój na trawach przy szlaku tuż nad jeziorem, a potem idziemy na obiad do Cabana Bâlea Lac. Cabana to po rumuńsku schronisko górskie, chata górska.
O ile na grani mieliśmy dość przyjemny chłodek i wiaterek, to tutaj po południu jest ciepło jak w piecu. Przełom lipca i sierpnia 2023r. jest w Rumunii bardzo gorący, nawet tu, na wysokości 2000 m n.p.m. upał daje o sobie znać. W cabanie na zacienionym tarasie jest sporo ludzi, ale udaje nam się znaleźć wolny stolik.
Następnie zaglądamy na punkt widokowy na Trasę Transfogaraską znajdujący się w pobliżu górnej stacji kolejki. Ostrzegam, nie dajcie się naciągnąć na 5 lei opłaty za wejście do takiego małego pawilonu na wzgórku, tuż za nim takie same, a może nawet lepsze widoki są za darmo.
Cabana Bâlea Lac
otoczenie Bâlea Lac - wschodnia strona
Wokół mnóstwo straganów z pamiątkami, jedzeniem i rozmaitym badziewiem, czyli jak wszędzie w takich miejscach, gdzie można łatwo dotrzeć samochodem. Nam po obiedzie pozostaje jedynie uiszczenie opłaty parkingowej i powrót do Sybina. Zjeżdżając w dół wypatruję niedźwiedzi, które podobno stosunkowo łatwo spotkać na Trasie Transfogaraskiej, ale ani rano, ani teraz niestety żaden się nie pojawia. Taki mały „zgrzyt" na zakończenie wycieczki.
Fogaraskie panoramy do obejrzenia na pełnym ekranie po kliknięciu w zdjęcie:
otoczenie Bâlea Lac
na Iezerul Caprei
na Capra
Następnego dnia zwiedzaliśmy zamek w Hunedoarze.
c.d.n.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Góry przypominają Tatry Zachodnie. Widziałem już dożo fotek z tego miejsca. Droga jest faktycznie niesamowita, ale jej popularność sprawia, że chyba bym ją sobie odpuścił. Za to jak widać wystarczy trochę odejść od parkingów i szlaki są wąskimi ścieżkami. Tłumy tu przyjeżdżają i nawet się nie przejdą na pobliskie szczyty.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Adrian pisze:Bardzo ładnie tam jest, ta krętą droga widziana z góry jest zajeb.sta
I w sumie to bardzo Tatrzańskie widoki na pierwszy rzut oka.
Że tak zapytam, a dlaczego w temacie pozagórskie świat?
Przecież jest górsko!
Tak, widoki tatrzańskopodobne, ale nie była to moja najlepsza wycieczka górska w Rumunii.
Relacja jest w pozagórskich, bo wycieczek było 11: 5 górskich i 6 pozagórskich, więc to przeważyło. Ordnung muss sein!
sprocket73 pisze:Droga jest faktycznie niesamowita, ale jej popularność sprawia, że chyba bym ją sobie odpuścił. Za to jak widać wystarczy trochę odejść od parkingów i szlaki są wąskimi ścieżkami. Tłumy tu przyjeżdżają i nawet się nie przejdą na pobliskie szczyty.
Jak pisałem, sam przejazd Trasą Transfogaraską to dla mnie za mało, dlatego połączyłem ją z wyjściem w góry. Ośmielam się delikatnie zauważyć, że ten podjazd pozwolił nam zaoszczędzić 1500 metrów podejścia w górę (taka jest różnica poziomów między początkiem trasy z Balea Lac), więc wnioski nasuwają się same
Ale nad Balea Lac sporo takich "wczasowiczów" typu tych nad Morskim Okiem. Widzieliśmy taką parę, która przyjechała samochodem nad Balea Lac, poszła do Cabany na obiad i wróciła. To są wakacje!
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 54 gości