Są miejsca, które istnieją tylko chwilowo. Które, aby je zobaczyć, trzeba wdepnąć w odpowiednie okienko czasoprzestrzeni. W innym terminie są one zupełnie odmiennym terenem, nie mającym kompletnie nic wspólnego z tym poprzednim. Właśnie jedno z takich miejsc odkrywam na powrocie z kolejnej rowerowej wycieczki po Bytomiu.
Jakoś nie chce mi się wracać do domu. Wieczór jest cudny, ciepły i przepełniony śpiewem ptaków.
W powietrzu roztacza się zapach kwiatów w połączeniu ze snującymi się dymami z grilli.
Krąże więc uliczkami zupełnie bezładnie, aby jak najbardziej oddalić od siebie moment, gdy znajdę się w czterech zamkniętych ścianach i znów otoczą mnie obowiązki i codzienna rutyna. Jeszcze jedno kółeczko, jeszcze jedna uliczka, jeszcze jeden zjazd z górki. Taka chęć jakby wyciśnięcia cytryny, wykręcenia jej na jakiejś wyżymarce, aby nawet ze skórki wypłynęła choć kropla soku…
Krzywa kamieniczka z różnych perspektyw.
Zatem tak bezsensownie klucząc, zupełnym przypadkiem i nic nie podejrzewając, zawijam nad jeziorko położone koło Brandki. Polna droga wbijająca w pustocie miała w sobie mocną magię przyciągania - jako miejsce, z którego długo się wraca Nie wiem czy to bajoro ma jakąś nazwę. Może ma, acz ja jakoś nigdy się z nią nie spotkałam. Jest położone na południe od Brandki i dużo od niej mniejsze. Jest również bardziej bagniste, o mniej oczywistych brzegach i zmiennym, zależnym od pogody kształcie. Dotrzeć tam można np. od ulicy Szyb Pilgera, choć ja tym razem jadę chyba przedłużeniem Pogodnej.
Dojeżdzam do miejsca, gdzie bagno zaczyna sięgać do ⅓ koła i staję z rozdziawioną gębą. Nie ma szans jechać dalej, więc zsiadam i taszczę rower po mlaskającym gruncie, a miejsce zasysa mnie coraz bardziej. Teren w tej chwili jest we władaniu ptaków. Dziesiątek ptaków, które gniazdują, latają, pływają, biją się, kłócą, gonią i szlag wie co jeszcze! Nie docierają tu odgłosy miasta. Wszystko, totalnie wszystko (nawet moje myśli) są zagłuszane kwakaniem, kląskaniem, kwikaniem, gulganiem i wszelakimi innymi odgłosami jakie mogą wydostać się z dziobów wodnych pierzastych stworów! I to wszystko się cały czas kotłuje, zmienia miejsca pobytu. Robiąc zdjęcie, wycelowując aparat w jedno - za każdym razem uzyskujesz obraz już kompletnie czego innego. Tu nie ma mowy o czymś takim jak powtórka - nic dwa razy się nie zdarza!
Wracamy w to miejsce też kolejnego dnia z mamą. Zabieramy krzesełka, piwo i jakąś zagrychę. Siedzimy chyba z godzinę czy dwie słuchając otaczających nas koncertów i wręcz nie wierząc w nierealność świata, który nas otoczył. Szukałam takich “ptasich rajów” na Stawach Milickich i nad Biebrzą. Szukałam ich w delcie Dunaju czy na poleskich bagnach, zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy. Czasem coś zakląskało czy jaka czapla zamiotła ogonem. Ale w najśmielszych snach bym nie przypuściła, że najlepsze w tej kategorii miejsce znajdę właśnie w Bytomiu! Świat nie przestaje zaskakiwać!
Kilka zdjęć na potwierdzenie, że to jednak na pewno Bytom
Wspominałam, że nie tylko wodne ptactwo spotykaliśmy w okolicy?
Mam też krótki zapis ścieżki dźwiękowej ptasio - żabiej, nagrany telefonem przez moja mamę Niestety nie wiem jak wrzucić na forum filmik, więc jakby ktoś chciał zobaczyć to jest w relacji - na samym końcu:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... siego.html
Zaułkami Bytomia
Tym razem wybieramy się w okolice ulicy Wałowej i Józefczaka. Kiedyś bywały tu uliczne targi różnych rupieci - może i dziś na takowy trafimy? Dziś jednak niczym nie handlują. Nawet w takiej zorganizowanej hali targowej hula tylko wiatr.
Zasady obowiązujące w dni targowe.
Różne tutejsze napisy reklamowe mają już chyba swoje lata.
Zakładzik się przeniósł, bo i chyba wszystko inne się przeniosło z tego budynku. Została tylko ciekawa lampa.
Znajdujemy też kolejną opuszczoną kamienicę, z dokładnie pozatykanymi oknami.
Jedno z niesamowitych miejsc odnalezionych w bytomskich zaułkach - taka jakby wnęka. Miejsce, gdzie kamienica zakręca albo patrząc inaczej - stykają się dwa budynki. I załom nie jest pod kątem prostym - tylko tworzy się malutkie podwórko, zupełnie jak studnia! Bardzo mało światła tutaj dociera, a są okna. Ci z parteru to chyba w ogóle słońca nie oglądali.
Obecnie wejście na owo "podwórko" zagradza dykta, ale daje radę ją sforsować.
Udaje mi się wejśc do wnętrza budynku, ale nie ma tam już kompletnych schodów. Trzeba by się wspinać. Nie chcę polecieć na ryj, wiec nie zdobywam górnych pięter.
Przyjemna, wąska uliczka wykładana kostką brukową.
Zaglądamy w kolejne wysprejowane bramy oświetlone przyćmioną, jakby okopconą żarówka. Kabak twierdzi, że te wszystkie żarówki śpiewają - jakby popiskują? Ja niestety tego nie słyszę.
Poręcze klatek schodowych są często wzmacniane nowymi deskami - już nie tak ozdobnymi jak niegdyś były te oryginalne.
Okienka. W różnych formach i ujęciach.
Jedno z podwórek. Kiedyś betonowa studnia - teraz już przyjemnie się zazieleniło. Smutne jest to, że jakikolwiek remont, jakiekolwiek "zagospodarowanie" tego miejsca na bank łączyłoby się z wydarciem tych roślin do ziemi. Jak to jest, że szum liści i kwitnące zioła mogą nie obawiać się o swój los tylko w miejscach opuszczonych albo takich mocno zaniedbanych? Pamiętam, że kiedyś ktoś mnie pytał: "buba, czemu ty tak lubisz te swoje ruiny i ogólny rozpiździel?". I chyba właśnie jednym z ważnych powodów jest to, że w tych miejscach pozwala się żyć roślinom...
Na rogu. I każde okienko inne
Od podwórka. Kamieniczka moro. Jakby tak zmrużyć oczy - to wychodzi mozaika szarych, rudych i białych plam.
Różniste balkoniki.
Grasują tu jacyś skubańcy!
Wygodne drzwi. Nie trzeba otwierać z klamki, aby wejść do środka.
Jedna z ciekawszych, odwiedzonych tego dnia klatek schodowych, znajduje się na ul. Józefczaka 38. Schody idą naokoło, z dużym prześwitem pośrodku. A w dachu na samym środku jest okienko! Zwraca też uwagę ilość rodzajów linoleum, którymi są wyłożone schody. Wielość deseni zapewne jest wspomnieniem wielu lat, różnych osób, niezliczonych sytuacji. Pewnie kolejne pojawiały się w różnych czasach i odmiennych okolicznościach. Teraz mamy przed sobą całą mozaikę tej przeszłości.
Bardzo nietypowe jest tutaj najwyższe piętro. Klatka schodowa robi się wysoka, jakby miała dwa poziomy naraz - no i są tu okna. Wewnętrzne. Wychodzą z mieszkań na korytarz!
Zapukaliśmy. Nikt nie otwarł. Ale może i dobrze, bo nie mieliśmy ze sobą owego browara
W korytarzu jest też sporo rur. Niektóre takie znikąd donikąd, jakby pozostałości dawnych, już nieużywanych konstrukcji.
Odkrywamy dzisiaj kościół, o którego istnieniu nie widzieliśmy! Serio! Tyle lat mieszkać w Bytomiu i taka niespodzianka! Kościół jest przy placu Klasztornym.
Dwa fajne obrazy. Na jednym przedstawiono dusze potępieńcze, na drugim chyba anioły.
Jeden z tutejszych obrazów ma dość długą i ciekawą historię. Jeśli kogoś interesuje - to tu jest opis:
cdn
Zasady obowiązujące w dni targowe.
Różne tutejsze napisy reklamowe mają już chyba swoje lata.
Zakładzik się przeniósł, bo i chyba wszystko inne się przeniosło z tego budynku. Została tylko ciekawa lampa.
Znajdujemy też kolejną opuszczoną kamienicę, z dokładnie pozatykanymi oknami.
Jedno z niesamowitych miejsc odnalezionych w bytomskich zaułkach - taka jakby wnęka. Miejsce, gdzie kamienica zakręca albo patrząc inaczej - stykają się dwa budynki. I załom nie jest pod kątem prostym - tylko tworzy się malutkie podwórko, zupełnie jak studnia! Bardzo mało światła tutaj dociera, a są okna. Ci z parteru to chyba w ogóle słońca nie oglądali.
Obecnie wejście na owo "podwórko" zagradza dykta, ale daje radę ją sforsować.
Udaje mi się wejśc do wnętrza budynku, ale nie ma tam już kompletnych schodów. Trzeba by się wspinać. Nie chcę polecieć na ryj, wiec nie zdobywam górnych pięter.
Przyjemna, wąska uliczka wykładana kostką brukową.
Zaglądamy w kolejne wysprejowane bramy oświetlone przyćmioną, jakby okopconą żarówka. Kabak twierdzi, że te wszystkie żarówki śpiewają - jakby popiskują? Ja niestety tego nie słyszę.
Poręcze klatek schodowych są często wzmacniane nowymi deskami - już nie tak ozdobnymi jak niegdyś były te oryginalne.
Okienka. W różnych formach i ujęciach.
Jedno z podwórek. Kiedyś betonowa studnia - teraz już przyjemnie się zazieleniło. Smutne jest to, że jakikolwiek remont, jakiekolwiek "zagospodarowanie" tego miejsca na bank łączyłoby się z wydarciem tych roślin do ziemi. Jak to jest, że szum liści i kwitnące zioła mogą nie obawiać się o swój los tylko w miejscach opuszczonych albo takich mocno zaniedbanych? Pamiętam, że kiedyś ktoś mnie pytał: "buba, czemu ty tak lubisz te swoje ruiny i ogólny rozpiździel?". I chyba właśnie jednym z ważnych powodów jest to, że w tych miejscach pozwala się żyć roślinom...
Na rogu. I każde okienko inne
Od podwórka. Kamieniczka moro. Jakby tak zmrużyć oczy - to wychodzi mozaika szarych, rudych i białych plam.
Różniste balkoniki.
Grasują tu jacyś skubańcy!
Wygodne drzwi. Nie trzeba otwierać z klamki, aby wejść do środka.
Jedna z ciekawszych, odwiedzonych tego dnia klatek schodowych, znajduje się na ul. Józefczaka 38. Schody idą naokoło, z dużym prześwitem pośrodku. A w dachu na samym środku jest okienko! Zwraca też uwagę ilość rodzajów linoleum, którymi są wyłożone schody. Wielość deseni zapewne jest wspomnieniem wielu lat, różnych osób, niezliczonych sytuacji. Pewnie kolejne pojawiały się w różnych czasach i odmiennych okolicznościach. Teraz mamy przed sobą całą mozaikę tej przeszłości.
Bardzo nietypowe jest tutaj najwyższe piętro. Klatka schodowa robi się wysoka, jakby miała dwa poziomy naraz - no i są tu okna. Wewnętrzne. Wychodzą z mieszkań na korytarz!
Zapukaliśmy. Nikt nie otwarł. Ale może i dobrze, bo nie mieliśmy ze sobą owego browara
W korytarzu jest też sporo rur. Niektóre takie znikąd donikąd, jakby pozostałości dawnych, już nieużywanych konstrukcji.
Odkrywamy dzisiaj kościół, o którego istnieniu nie widzieliśmy! Serio! Tyle lat mieszkać w Bytomiu i taka niespodzianka! Kościół jest przy placu Klasztornym.
Dwa fajne obrazy. Na jednym przedstawiono dusze potępieńcze, na drugim chyba anioły.
Jeden z tutejszych obrazów ma dość długą i ciekawą historię. Jeśli kogoś interesuje - to tu jest opis:
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Wędrujemy dalej. Nagle wyłania się z muru jakiś stary napis!
Powoli podążamy w stronę ul. Katowickiej, Karola Miarki. Niestety nie pamiętam dokładnie, który budynek gdzie stał. Jest to chyba niemożliwe ogarnąć przy naszych chaotycznych wycieczkach - zwiedzając zaułki podwórek i wychodząc innymi wejściami niż sie wchodziło, nieraz zupełnie na innych nazwach ulic i kilkaset metrów dalej.
Kamienica z ciekawym takim jakby - kominem? Częściowo w remoncie.
Auto. Uwięzione w bramie. Pandy pilnują, żeby nie uciekło
Fajna witryna sklepowa...
i z lekka przerażający kot...
Kolejne bramy, podwórka, zaułki - gdzieś w rejonie ul. Katowickiej.
Tu jednak nie przejdziemy dalej. Jest mur...
Podwórka zagospodarowane wypoczynkowo - biesiadnie.
Tu widać, że mieszkańcy kochają kwiaty!
Kamienica, która wygląda jakby pączkowała! Jakby kolejne piętra pojawiały się na poprzednich, każde w nieco innej formie. A wszystko utopione w malowniczej asymetrii. Acz może to tylko jakiś defekt mojego aparatu, że tak zakrzywia boki?
Rejony bardziej opuszczone, o oknach pustych albo właśnie bardzo zatkanych...
Różne stare tabliczki przyuważone w różnych miejscach. Łączy je to, że nie są nowe, literki są już nieco zatarte i co najważniejsze - dziś wpadły nam w oczy!
Udaje się też zawędrować w pewien ciekawy rejon. Sektor kilku kamienic przynależących chyba do ul. Rostka - wklinowanych pomiędzy Miarki, Rostka i tory kolejowe. Nie wiem czemu, ale jest tu jakoś inaczej, jakby to była osobna dzielnica. Robi się nagle jakby bardziej pyliście, upalnie, jakby słońce mocniej dogrzewało. Wszystko wokoł staje się płaskie, przestronne, takie uczucie jakby miasto się rozjechało na boki. Kamienice są bardziej podługowate i stoją ustawione osobno, bardziej jak bloki niż zwarta zabudowa ulicznych labiryntów. Wokół rozciągają się szutrowe place pełne dokazującej dzieciarni. Budynki są zamieszkane częściowo. Niektóre okna pozabijano dyktą, w innych widać stojące na parapecie garnki, kwiatki doniczkowe czy gębę z papierosem. Jest jakaś zasada, że opuszczone są partery - życie utrzymuje się na wyższych piętrach.
Ankry, anteny, kable - a nawet kamera się tu zabłąkała!
Sklepik niestety nie był czynny.
Towarzystwo mają tu między narodowe! 2 na 4 auta mają zdecydowanie zamiejscowe blachy.
Kamienica na skraju dżungli.
Widać, że blisko stąd do kolei - nawet schodki mają z podkładów.
Wieżowiec, o ponoć dość mocno pękających ścianach.
Fajne balkony tu mają - z kratkami jak plastry miodu.
W przybudówce mieści się jeden z moich ulubionych ciucholandów.
Kolejna wycieczka. Przenosimy się w inny kawałek miasta. Wejście do jakiegoś tunelu. Niedaleko basenu, po drugiej stronie głównej szosy. Za podwójną kratą. Zaglądając tam nie miałam pojęcia co to za cudo. Tunel? Schron?
Zapytałam o to na fejsbukowej grupie o Bytomiu i udało mi się dowiedzieć ciekawych rzeczy!
"Adolf Ritter i dr Wilhelm Danielsen - tak nazywali się dwaj właściciele willi przy ul. Wrocławskiej, położonych dokładnie vis a vis słynnej modernistycznej pływalni. Pierwszy był budowlańcem, drugi znanym lekarzem. Ich stuletnie dziś domy łączy podziemny tunel, którego łączna długość korytarzy przekracza 300 metrów"
"Podobno tych tuneli nie ma na żadnych planach. No i jeszcze taka ciekawostka, że Ritter był członkiem bytomskiej loży masońskiej."
A tu wiecej informacji o tym miejscu.
OPIS - http://www.tajemniczybytom.pl/2015/09/r ... ctCOAyG_tA
FILM - https://www.youtube.com/watch?v=OdkDHbyDLWY
Kamienica o ciekawym kształcie. Już zupełnie nie pamiętam gdzie...
Tu zwracają uwagę ładne, ozdobne balkony.
Brama. Wydaje mi się, że było to gdzieś w rejonie sądu.
Na ścianach takowe płaskorzeźby.
Jedna się komuś spodobała...
Na koniec jeszcze rzut oka na wiadukcik nad wąskotorówką...
i konno przez Miechowice
Powoli podążamy w stronę ul. Katowickiej, Karola Miarki. Niestety nie pamiętam dokładnie, który budynek gdzie stał. Jest to chyba niemożliwe ogarnąć przy naszych chaotycznych wycieczkach - zwiedzając zaułki podwórek i wychodząc innymi wejściami niż sie wchodziło, nieraz zupełnie na innych nazwach ulic i kilkaset metrów dalej.
Kamienica z ciekawym takim jakby - kominem? Częściowo w remoncie.
Auto. Uwięzione w bramie. Pandy pilnują, żeby nie uciekło
Fajna witryna sklepowa...
i z lekka przerażający kot...
Kolejne bramy, podwórka, zaułki - gdzieś w rejonie ul. Katowickiej.
Tu jednak nie przejdziemy dalej. Jest mur...
Podwórka zagospodarowane wypoczynkowo - biesiadnie.
Tu widać, że mieszkańcy kochają kwiaty!
Kamienica, która wygląda jakby pączkowała! Jakby kolejne piętra pojawiały się na poprzednich, każde w nieco innej formie. A wszystko utopione w malowniczej asymetrii. Acz może to tylko jakiś defekt mojego aparatu, że tak zakrzywia boki?
Rejony bardziej opuszczone, o oknach pustych albo właśnie bardzo zatkanych...
Różne stare tabliczki przyuważone w różnych miejscach. Łączy je to, że nie są nowe, literki są już nieco zatarte i co najważniejsze - dziś wpadły nam w oczy!
Udaje się też zawędrować w pewien ciekawy rejon. Sektor kilku kamienic przynależących chyba do ul. Rostka - wklinowanych pomiędzy Miarki, Rostka i tory kolejowe. Nie wiem czemu, ale jest tu jakoś inaczej, jakby to była osobna dzielnica. Robi się nagle jakby bardziej pyliście, upalnie, jakby słońce mocniej dogrzewało. Wszystko wokoł staje się płaskie, przestronne, takie uczucie jakby miasto się rozjechało na boki. Kamienice są bardziej podługowate i stoją ustawione osobno, bardziej jak bloki niż zwarta zabudowa ulicznych labiryntów. Wokół rozciągają się szutrowe place pełne dokazującej dzieciarni. Budynki są zamieszkane częściowo. Niektóre okna pozabijano dyktą, w innych widać stojące na parapecie garnki, kwiatki doniczkowe czy gębę z papierosem. Jest jakaś zasada, że opuszczone są partery - życie utrzymuje się na wyższych piętrach.
Ankry, anteny, kable - a nawet kamera się tu zabłąkała!
Sklepik niestety nie był czynny.
Towarzystwo mają tu między narodowe! 2 na 4 auta mają zdecydowanie zamiejscowe blachy.
Kamienica na skraju dżungli.
Widać, że blisko stąd do kolei - nawet schodki mają z podkładów.
Wieżowiec, o ponoć dość mocno pękających ścianach.
Fajne balkony tu mają - z kratkami jak plastry miodu.
W przybudówce mieści się jeden z moich ulubionych ciucholandów.
Kolejna wycieczka. Przenosimy się w inny kawałek miasta. Wejście do jakiegoś tunelu. Niedaleko basenu, po drugiej stronie głównej szosy. Za podwójną kratą. Zaglądając tam nie miałam pojęcia co to za cudo. Tunel? Schron?
Zapytałam o to na fejsbukowej grupie o Bytomiu i udało mi się dowiedzieć ciekawych rzeczy!
"Adolf Ritter i dr Wilhelm Danielsen - tak nazywali się dwaj właściciele willi przy ul. Wrocławskiej, położonych dokładnie vis a vis słynnej modernistycznej pływalni. Pierwszy był budowlańcem, drugi znanym lekarzem. Ich stuletnie dziś domy łączy podziemny tunel, którego łączna długość korytarzy przekracza 300 metrów"
"Podobno tych tuneli nie ma na żadnych planach. No i jeszcze taka ciekawostka, że Ritter był członkiem bytomskiej loży masońskiej."
A tu wiecej informacji o tym miejscu.
OPIS - http://www.tajemniczybytom.pl/2015/09/r ... ctCOAyG_tA
FILM - https://www.youtube.com/watch?v=OdkDHbyDLWY
Kamienica o ciekawym kształcie. Już zupełnie nie pamiętam gdzie...
Tu zwracają uwagę ładne, ozdobne balkony.
Brama. Wydaje mi się, że było to gdzieś w rejonie sądu.
Na ścianach takowe płaskorzeźby.
Jedna się komuś spodobała...
Na koniec jeszcze rzut oka na wiadukcik nad wąskotorówką...
i konno przez Miechowice
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości