Nie jest tak źle. My byliśmy w sierpniu i nie było jakiegoś szału.buba pisze: Widać, że w sezonie ta miejscowość jest upiornie turystyczna
W krainie zamków, ostrzyc i rzeźbionych skał (2022, 2023)
włodarz pisze:Nie jest tak źle. My byliśmy w sierpniu i nie było jakiegoś szału.buba pisze: Widać, że w sezonie ta miejscowość jest upiornie turystyczna
O! To dobra wiadomość! Bo wygladalo mi troche jak jakis Karpacz!
Ostatnio zmieniony 2023-01-25, 18:37 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Zapewne wiele osób wie, że jesteśmy miłośnikami ciekawych czy nietypowych przystanków autobusowych i wszędzie ich szukamy. Będąc w Czeskiej Szwajcarii również na takowe zwrócilismy uwagę. Mają tu zaciszne domki, pełne książek i doniczek z kwiatkami. Sama bym chętnie sobie siadła i poczytała, acz są dwa problemy - nie rozumiem po czesku i nie czekam na żaden autobus
W jednym nawet mamy towarzystwo - jak ktoś nie lubi samotności to jak znalazł.
Acz czekać tu na autobus wieczorową porą, w czasie jakiejś śnieżnej zawiei? Gdy autobus się spóźnia, a koleś na ławce jakby odwracał lekko głowę w twoją stronę? hmmmm...
Ten maluteńki, ale też utrzymany w konwencji.
Mają tu nieco literatury dla koneserów - dzieła wybrane z radzieckiej prasy w latach 70 tych. Książeczka dla dzieci też już nie pierwszej nowości.
cdn
W jednym nawet mamy towarzystwo - jak ktoś nie lubi samotności to jak znalazł.
Acz czekać tu na autobus wieczorową porą, w czasie jakiejś śnieżnej zawiei? Gdy autobus się spóźnia, a koleś na ławce jakby odwracał lekko głowę w twoją stronę? hmmmm...
Ten maluteńki, ale też utrzymany w konwencji.
Mają tu nieco literatury dla koneserów - dzieła wybrane z radzieckiej prasy w latach 70 tych. Książeczka dla dzieci też już nie pierwszej nowości.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Lidka pisze:No i to są super przystanki! Chętnie bym przychodziła kilka minut wczesniej przed odjazdem
No nie? zacisznie i jeszcze się czlowiek nie bedzie nudził! problem tylko taki, zeby sie nie zaczytac w ciekawej lekturze i nie przegapic swojego autobusu!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Nocujemy w zatoczce przydrożnej koło wsi Srbske Kamenice.
W dole mają tu niewielki stawik o lekko postindustrialnym klimacie.
Odwiedzają nas tu różne zwierzaki, zarówno nadrzewne jak i łąkowe.
Ognisko palimy na brukowanym placyku pośród kocich łbów.
Jest to miejsce gdzie w 1972 rozbił się jugosławiański samolot. Historię pokazują tablice w stylistyce podobnej jak w mijanych wcześniej skałach z Mariną i Rudolfem. Są rozrysowane dokładne mapki, w którym miejscu upadły jakie szczątki. Poszlismy się tam przejść, ale nic nie znaleźliśmy. Ani fragmentów wraku, ani dodatkowych tablic. Wiem, że to katastrofa i nic wesołego, ale słowo "letadło" jakoś automatycznie wywołuje uśmiech na twarzy! Nawet jak nie wypada
Kolejnego dnia chcemy podjechać do Hrenska i iść na te super turystyczne skalne bramy, gdzie latem się zjarały lasy. Nigdy nie chodziłam po spalonym lesie, więc pomysł wydaje się być ciekawy. Droga do Hrenska okazuje się jednak być zamknięta. Szlag wie, czy przez te pożary właśnie (bo nie potrzebują tam węszących bub) czy dlatego, że w Jetrichovicach właśnie remontują kanalizację. Wbijamy pod zakaz, trudno czasem trzeba, ale dziura na pół drogi i koparka na drugie pół hamuje na dobre nasze nieuczciwe zapędy już po 50 metrach Można próbować pojechać dookoła i wbijać na Hrensko z drugiej strony, ale czy warto? Akurat świeci słońce, zanim objedziemy to gotowe znów zacząć lać, a szkoda całość dzisiejszej pogody przesiedzieć w aucie. Odpuszczamy sobie więc wielkie bramy i pogorzeliska. Połazimy gdzieś tu. Suniemy w stronę zamku Saunstein. Mijamy sporo grzybiarzy i ludzi z psami. Dominują psy wielkości cielaka puszczone luzem lub formy szczura noszone na rękach. Jak widać mają tu bardziej wyrąbane w parkach narodowych, bo z tego co kojarzę to u nas gonią za wprowadzanie bydlaków nawet na smyczy. Jeśli chodzi o grzyby to widzimy, że sporo osób zbiera czerwone muchomory. Ciekawe jaki mają sposób przyrządzania?
Tam wyłaziliśmy wczoraj.
Po drodze mijamy różne atrakcje - skalne kapliczki, krzyże jak gdzieś z zapomnianych dolinek Dolnego Śląska, kolejne tablice utrzymane w lokalnym stylu czy ryte w skałach daty z odległej przeszłości.
Mijamy też potencjalne miejsce noclegowe.
Jak ktoś się zmęczy wędrówką może przysiąść na ciekawej ławce.
Mają tu nawet jelenia!
Można też pobiesiadować pod skalnym okapem w towarzystwie jaskiniowca.
Zaczynamy się wspinać po kamulcach.
Wdrapywanie się na zamek Saunstein upływa pod hasłem kładeczek, mostków, drabin i wąskich przejść, gdzie przetarganie nawet nie bardzo wielkiego plecaka jest dosyć wymagającym zajęciem.
Ogólnie całkiem ładna skałka, ale żadnego zamku nie zauważyliśmy.
Są za to groty, gdzie można przeczekać deszcz czy nawet od biedy zanocować.
Nie brakuje też starych napisów rytych w skale.
Na szczycie jesteśmy świadkami dramatu - wygląda na to, że ze skały zleciał pies i jakaś para mocno desperuje. Koleś próbuje zejść za nim, ale wszystko wskazuje, że też zaraz zakosztuje podniebnych lotów, bo skała w tym miejscu jest oględnie mówiąc dosyć pionowa.
A widoki ogólnie nienajgorsze. Wiatr we włosach, przestrzeń - fajna sprawa.
Jedyne co nam się nie do końca podoba - to te tutejsze ławeczki i poręcze. Trochę za nowe, zbytnio parkowe... ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Tu po raz pierwszy udaje się wypatrzeć pogorzeliska z letnich pożarów, jakie nawiedziły tą okolice. Z daleka wyglądają nieco jak lekkie rudości świadczące o zbliżającej się jesieni...
Z bliska widok jest już znacznie bardziej ewidentny...
Saunstein widziany z oddali. W żadnym rzucie zamku nie stwierdzono. Musi być jakaś ściema albo świetnie zamaskowany skubaniec!
Tuptamy dalej a szlak wije się przepaścistymi półkami, mija nawisy i groty, a wszechobecne korzenie łapiące się skał jak stada węży mocno dodają uroku okolicy.
Potem jeszcze zaglądamy na skałkę zwaną Mała Pravcicka Brama.
Dalej czerwony szlak jest zatarasowany belami i taśmami, z napisami że zamknięte. Rozważamy przez chwilę czy tego aspektu parku nie potraktować jak inni psów i grzybów, ale zabija nas kilometraż. To jeszcze chyba wychodzi z 18 km tam i z powrotem + to co przeszliśmy, a już jest czternasta! Nie damy rady, a po zwalonych pniach to tempo nam raczej nie wzrośnie. Latarki niby mamy, ale chęci do kicania w ciemności po skałach jakoś mniej. Wystarczy mi jedna skała, z której zleciałam na tym wyjeździe i łokieć jeszcze boli... Wracamy więc... Trochę żal, ale warto umieć ocenić swoje możliwości.
Podjeżdżamy jeszcze do Janova na wieżę widokową. Fajna ta wieża, nie jakieś byle popierdółki pod turystów, z których widać tyle co i z dołu. Ta rzeczywiście jest wysoka i widok oferuje konkretny. To raczej wieża obserwacyjna albo taka pod anteny, której po prostu nie zamknęli jak zazwyczaj bywa.
Jest stąd widok na pagóry o nietypowych kształtach - już chyba po niemieckiej stronie.
Ciekawie układające się struktury skał.
I stąd widać te spalone połacie lasów, którymi nie udało się dziś powędrować.
Nie wiem czy od Hreńska dało by się wbić w jezdną droge albo w szlaki. Czy by nas upolowały lokalne służby? Czy od tamtej strony byśmy mieli szansę wyrobić się czasowo? Tego już niestety nie sprawdzimy. Za godzinę robi się ciemno, a na jutro mamy już inne plany. Wracamy więc nad nasz stawek. Pozostaje uczucie niedosytu i nie do końca zrealizowanych zamierzeń. Ale i tak bywa. Może tak miało być...
W Janovie przy blokach zwracamy też uwagę na kamienny pomnik. Dwoje dzieci. I zdecydowanie nie są one zadowolone... Nie wiem czy im zimno, czy się czegoś boją czy probują się schować bo coś je chce zeżreć. Ogólnie miła okolica, pełne kwiatków ogródki, ale ów pomnik wieje jakimś takim niepokojem...
Jadąc w stronę Srbskej Kamenicy mijamy porośnięty bujnym bluszczem zruinowany budynek. Pałac nie pałac, kościół nie kościół...
W Srbskej Kamenicy w jednym z przydomowych ogródków zwraca uwagę mini skalne miasto, obecnie użytkowane na komórki i składziki.
Mają tu też skalny relief przedstawiający koronowanie Matki Boskiej.
cdn
W dole mają tu niewielki stawik o lekko postindustrialnym klimacie.
Odwiedzają nas tu różne zwierzaki, zarówno nadrzewne jak i łąkowe.
Ognisko palimy na brukowanym placyku pośród kocich łbów.
Jest to miejsce gdzie w 1972 rozbił się jugosławiański samolot. Historię pokazują tablice w stylistyce podobnej jak w mijanych wcześniej skałach z Mariną i Rudolfem. Są rozrysowane dokładne mapki, w którym miejscu upadły jakie szczątki. Poszlismy się tam przejść, ale nic nie znaleźliśmy. Ani fragmentów wraku, ani dodatkowych tablic. Wiem, że to katastrofa i nic wesołego, ale słowo "letadło" jakoś automatycznie wywołuje uśmiech na twarzy! Nawet jak nie wypada
Kolejnego dnia chcemy podjechać do Hrenska i iść na te super turystyczne skalne bramy, gdzie latem się zjarały lasy. Nigdy nie chodziłam po spalonym lesie, więc pomysł wydaje się być ciekawy. Droga do Hrenska okazuje się jednak być zamknięta. Szlag wie, czy przez te pożary właśnie (bo nie potrzebują tam węszących bub) czy dlatego, że w Jetrichovicach właśnie remontują kanalizację. Wbijamy pod zakaz, trudno czasem trzeba, ale dziura na pół drogi i koparka na drugie pół hamuje na dobre nasze nieuczciwe zapędy już po 50 metrach Można próbować pojechać dookoła i wbijać na Hrensko z drugiej strony, ale czy warto? Akurat świeci słońce, zanim objedziemy to gotowe znów zacząć lać, a szkoda całość dzisiejszej pogody przesiedzieć w aucie. Odpuszczamy sobie więc wielkie bramy i pogorzeliska. Połazimy gdzieś tu. Suniemy w stronę zamku Saunstein. Mijamy sporo grzybiarzy i ludzi z psami. Dominują psy wielkości cielaka puszczone luzem lub formy szczura noszone na rękach. Jak widać mają tu bardziej wyrąbane w parkach narodowych, bo z tego co kojarzę to u nas gonią za wprowadzanie bydlaków nawet na smyczy. Jeśli chodzi o grzyby to widzimy, że sporo osób zbiera czerwone muchomory. Ciekawe jaki mają sposób przyrządzania?
Tam wyłaziliśmy wczoraj.
Po drodze mijamy różne atrakcje - skalne kapliczki, krzyże jak gdzieś z zapomnianych dolinek Dolnego Śląska, kolejne tablice utrzymane w lokalnym stylu czy ryte w skałach daty z odległej przeszłości.
Mijamy też potencjalne miejsce noclegowe.
Jak ktoś się zmęczy wędrówką może przysiąść na ciekawej ławce.
Mają tu nawet jelenia!
Można też pobiesiadować pod skalnym okapem w towarzystwie jaskiniowca.
Zaczynamy się wspinać po kamulcach.
Wdrapywanie się na zamek Saunstein upływa pod hasłem kładeczek, mostków, drabin i wąskich przejść, gdzie przetarganie nawet nie bardzo wielkiego plecaka jest dosyć wymagającym zajęciem.
Ogólnie całkiem ładna skałka, ale żadnego zamku nie zauważyliśmy.
Są za to groty, gdzie można przeczekać deszcz czy nawet od biedy zanocować.
Nie brakuje też starych napisów rytych w skale.
Na szczycie jesteśmy świadkami dramatu - wygląda na to, że ze skały zleciał pies i jakaś para mocno desperuje. Koleś próbuje zejść za nim, ale wszystko wskazuje, że też zaraz zakosztuje podniebnych lotów, bo skała w tym miejscu jest oględnie mówiąc dosyć pionowa.
A widoki ogólnie nienajgorsze. Wiatr we włosach, przestrzeń - fajna sprawa.
Jedyne co nam się nie do końca podoba - to te tutejsze ławeczki i poręcze. Trochę za nowe, zbytnio parkowe... ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Tu po raz pierwszy udaje się wypatrzeć pogorzeliska z letnich pożarów, jakie nawiedziły tą okolice. Z daleka wyglądają nieco jak lekkie rudości świadczące o zbliżającej się jesieni...
Z bliska widok jest już znacznie bardziej ewidentny...
Saunstein widziany z oddali. W żadnym rzucie zamku nie stwierdzono. Musi być jakaś ściema albo świetnie zamaskowany skubaniec!
Tuptamy dalej a szlak wije się przepaścistymi półkami, mija nawisy i groty, a wszechobecne korzenie łapiące się skał jak stada węży mocno dodają uroku okolicy.
Potem jeszcze zaglądamy na skałkę zwaną Mała Pravcicka Brama.
Dalej czerwony szlak jest zatarasowany belami i taśmami, z napisami że zamknięte. Rozważamy przez chwilę czy tego aspektu parku nie potraktować jak inni psów i grzybów, ale zabija nas kilometraż. To jeszcze chyba wychodzi z 18 km tam i z powrotem + to co przeszliśmy, a już jest czternasta! Nie damy rady, a po zwalonych pniach to tempo nam raczej nie wzrośnie. Latarki niby mamy, ale chęci do kicania w ciemności po skałach jakoś mniej. Wystarczy mi jedna skała, z której zleciałam na tym wyjeździe i łokieć jeszcze boli... Wracamy więc... Trochę żal, ale warto umieć ocenić swoje możliwości.
Podjeżdżamy jeszcze do Janova na wieżę widokową. Fajna ta wieża, nie jakieś byle popierdółki pod turystów, z których widać tyle co i z dołu. Ta rzeczywiście jest wysoka i widok oferuje konkretny. To raczej wieża obserwacyjna albo taka pod anteny, której po prostu nie zamknęli jak zazwyczaj bywa.
Jest stąd widok na pagóry o nietypowych kształtach - już chyba po niemieckiej stronie.
Ciekawie układające się struktury skał.
I stąd widać te spalone połacie lasów, którymi nie udało się dziś powędrować.
Nie wiem czy od Hreńska dało by się wbić w jezdną droge albo w szlaki. Czy by nas upolowały lokalne służby? Czy od tamtej strony byśmy mieli szansę wyrobić się czasowo? Tego już niestety nie sprawdzimy. Za godzinę robi się ciemno, a na jutro mamy już inne plany. Wracamy więc nad nasz stawek. Pozostaje uczucie niedosytu i nie do końca zrealizowanych zamierzeń. Ale i tak bywa. Może tak miało być...
W Janovie przy blokach zwracamy też uwagę na kamienny pomnik. Dwoje dzieci. I zdecydowanie nie są one zadowolone... Nie wiem czy im zimno, czy się czegoś boją czy probują się schować bo coś je chce zeżreć. Ogólnie miła okolica, pełne kwiatków ogródki, ale ów pomnik wieje jakimś takim niepokojem...
Jadąc w stronę Srbskej Kamenicy mijamy porośnięty bujnym bluszczem zruinowany budynek. Pałac nie pałac, kościół nie kościół...
W Srbskej Kamenicy w jednym z przydomowych ogródków zwraca uwagę mini skalne miasto, obecnie użytkowane na komórki i składziki.
Mają tu też skalny relief przedstawiający koronowanie Matki Boskiej.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:Saunstein widziany z oddali. W żadnym rzucie zamku nie stwierdzono. Musi być jakaś ściema albo świetnie zamaskowany skubaniec!
Bo to był zamek z drewna. Wśród skał muszą być jeszcze ślady mocowania belek.
buba pisze:Jedyne co nam się nie do końca podoba - to te tutejsze ławeczki i poręcze. Trochę za nowe, zbytnio parkowe... ale cóż, nie można mieć wszystkiego.
Kilka lat temu były tylko metalowe barierki na krawędziach skał, było bardziej po bubowemu
włodarz pisze:Bo to był zamek z drewna. Wśród skał muszą być jeszcze ślady mocowania belek.
Aaaa! Bo po zamkach na ostrzycach jakos utkwił mi w oczach obraz zamku kamiennego!
włodarz pisze:Kilka lat temu były tylko metalowe barierki na krawędziach skał, było bardziej po bubowemu
Jak to czlowiek się ciagle wszedzie spoznia....
Adrian pisze:Świetnie to wygląda, te ciasne przejścia i drabinki
Nie ma nudy! Co chwilę cos zaskakuje na trasie!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Panska Skała stoi sobie na obrzeżach miasteczka Kamenický Šenov. Cechą charakterystyczną tego wulkanicznego pagóra są wychodnie bazaltu bardzo sporych rozmiarów. Przychodząc w to miejsce z nastawieniem, że to dzika góra w leśnej głuszy - można się bardzo rozczarować. Jest to raczej coś w stylu parku miejskiego, z płatnym parkingiem i biletowanym wstępem. Acz w tej kategorii jest to miejsce naprawdę zarąbiste! My mamy to szczęście, że trafiamy tam przed południem, w środku tygodnia i to w dzień, gdy co chwilę leje. Parking więc jest prawie pusty i na skałkę wyłazimy sami. Nic nie zasłania cudnych skalnych słupów. Ale wiele fragmentów krajobrazu (np. ogromna ilość ławeczek, tablic i koszy na śmieci), sugeruje, że nie zawsze bywa tu tak sympatycznie...
Chyba wbijamy na górę tym wąwozem?? Kuszący nie?
Kicanie po zboczach o takiej nawierzchni to sama radość! Widać to np. po wielce zadowolonych minach!
Zachowujemy się więc jak kozice - acz one chyba nie wydają jednocześnie takich odgłosów ukontentowania
Prawie jak moja ulubiona trylinka!
Przeeeeestrzeń! Wiaaaaatr! Huuura!
Wdrapalim się na szczyt. Wyżej już się nie da.
Wokół całkiem fajne widoczki, acz trzeba przyznać, że mocno zabudowane.
Jeziorko u podnóża jest ponoć pozostałością dawnego kamieniołomu.
Zwijamy się na czas. Gdy wsiadamy do busia właśnie wjechały na parking dwa polskie autokary....
cdn
Chyba wbijamy na górę tym wąwozem?? Kuszący nie?
Kicanie po zboczach o takiej nawierzchni to sama radość! Widać to np. po wielce zadowolonych minach!
Zachowujemy się więc jak kozice - acz one chyba nie wydają jednocześnie takich odgłosów ukontentowania
Prawie jak moja ulubiona trylinka!
Przeeeeestrzeń! Wiaaaaatr! Huuura!
Wdrapalim się na szczyt. Wyżej już się nie da.
Wokół całkiem fajne widoczki, acz trzeba przyznać, że mocno zabudowane.
Jeziorko u podnóża jest ponoć pozostałością dawnego kamieniołomu.
Zwijamy się na czas. Gdy wsiadamy do busia właśnie wjechały na parking dwa polskie autokary....
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Już ustaliliśmy, że Czesi są głównymi producentami trelinki, kto by się spodziewał
Fajne, nietypowe miejsce.
Ormianie tez są w tym niezli!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Pekelne Doly to knajpa zorganizowana w prawdziwej jaskini.
Do środka można też wjechać na motocyklu! Można sobie pośmigać między kolumnadą.
Wystrój jest w klimatach mrocznych - czachy, nietoperze, wiedźmy, zombiaki, mogiły zmarłych kolegów i wystające ze ścian pazurzaste ręce. Tu Halloween trwa cały rok
Nawet w kiblu jest dupa diabła
Mnie najbardziej przypadł do gustu szkielet smoka!
Dziwne miejsce na kociołek
Jeśli ktoś chce zobaczyć podobne jaskinie, ale w formie cichej i niezagospodarowanej - to nieopodal jest miejsce nazywane "pustymi kościołami". I nazwa ta pasuje jak ulał! Labirynt grot o łukowatych sklepieniach podtrzymywanych przez faliste filary. Miejsce wyraźnie wyryte sztucznie - sufity i ściany mają żłobienia jak od wyrównywania jakimś narzędziem. Słyszałam dwie wersje - jedna mówiła o siedzibie średniowiecznych mnichów, inna o sztolniach w celu pozyskiwania piaskowca. Skądinąd mogło też tak być, że do wyeksploatowanych sztolni wprowadzili się mnisi?
W skałach wykute są płaskorzeźby.
Gdzie indziej jakby zarys postaci?
Są też daty, napisy i jakieś tajemnicze symbole.
Mech chętniej porasta skałę, a grzyby powalone drzewa.
W bliskiej odległości znajdziemy też małą sztolenkę. Jedno z wejść:
Początkowo myśleliśmy, że to jest tylko niewielka grota, ale idziemy i idziemy... Korytarz zmienia kształt, raz jest dość wysoki o równych ścianach, w innych miejscach trzeba się schylać, a stropy bardziej przypominają klimat jaskiniowy.
Korytarz się nieraz rozgałęzia.
Nieraz trochę chlupie pod butami...
Acz widać po linii na ścianach, że nieraz wody bywa tutaj dużo więcej.
Inne wyjścia po przeciwległej stronie skałki.
Jeden z tunelików prowadzi do sporej jaskini pełnej mięciutkiego piachu.
Wlot do jaskini otaczają skały o barwie mocno pomarańczowej.
Nad wejściem są też dziwne śruby. Nie wiem czy to do wspinaczki czy coś kiedyś na nich wisiało?
Na wzgórzu nieopodal odkrywamy skalny półtunelik. Jest dość stromy, ale zachęca by się nim przespacerować.
Namierzamy też kilka skalnych pomieszczeń używanych chyba kiedyś jako prywatne komórki czy magazyny, a na chwilę obecną opuszczonych.
Wnetrza:
I to by było chyba na tyle - jeśli chodzi o nasze jesienne czeskie wojaże. Jeszcze ostatni nocleg, ale to już po polskiej stronie, koło Lwówka.
KONIEC
Do środka można też wjechać na motocyklu! Można sobie pośmigać między kolumnadą.
Wystrój jest w klimatach mrocznych - czachy, nietoperze, wiedźmy, zombiaki, mogiły zmarłych kolegów i wystające ze ścian pazurzaste ręce. Tu Halloween trwa cały rok
Nawet w kiblu jest dupa diabła
Mnie najbardziej przypadł do gustu szkielet smoka!
Dziwne miejsce na kociołek
Jeśli ktoś chce zobaczyć podobne jaskinie, ale w formie cichej i niezagospodarowanej - to nieopodal jest miejsce nazywane "pustymi kościołami". I nazwa ta pasuje jak ulał! Labirynt grot o łukowatych sklepieniach podtrzymywanych przez faliste filary. Miejsce wyraźnie wyryte sztucznie - sufity i ściany mają żłobienia jak od wyrównywania jakimś narzędziem. Słyszałam dwie wersje - jedna mówiła o siedzibie średniowiecznych mnichów, inna o sztolniach w celu pozyskiwania piaskowca. Skądinąd mogło też tak być, że do wyeksploatowanych sztolni wprowadzili się mnisi?
W skałach wykute są płaskorzeźby.
Gdzie indziej jakby zarys postaci?
Są też daty, napisy i jakieś tajemnicze symbole.
Mech chętniej porasta skałę, a grzyby powalone drzewa.
W bliskiej odległości znajdziemy też małą sztolenkę. Jedno z wejść:
Początkowo myśleliśmy, że to jest tylko niewielka grota, ale idziemy i idziemy... Korytarz zmienia kształt, raz jest dość wysoki o równych ścianach, w innych miejscach trzeba się schylać, a stropy bardziej przypominają klimat jaskiniowy.
Korytarz się nieraz rozgałęzia.
Nieraz trochę chlupie pod butami...
Acz widać po linii na ścianach, że nieraz wody bywa tutaj dużo więcej.
Inne wyjścia po przeciwległej stronie skałki.
Jeden z tunelików prowadzi do sporej jaskini pełnej mięciutkiego piachu.
Wlot do jaskini otaczają skały o barwie mocno pomarańczowej.
Nad wejściem są też dziwne śruby. Nie wiem czy to do wspinaczki czy coś kiedyś na nich wisiało?
Na wzgórzu nieopodal odkrywamy skalny półtunelik. Jest dość stromy, ale zachęca by się nim przespacerować.
Namierzamy też kilka skalnych pomieszczeń używanych chyba kiedyś jako prywatne komórki czy magazyny, a na chwilę obecną opuszczonych.
Wnetrza:
I to by było chyba na tyle - jeśli chodzi o nasze jesienne czeskie wojaże. Jeszcze ostatni nocleg, ale to już po polskiej stronie, koło Lwówka.
KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Przegapiłaś miejsce noclegowe, piknikowe, które na pewno przypadłoby Ci do gustu
A więcej zdjęć
http://sudeckieilustracje.pl/index.php/ ... rpien-2017
A więcej zdjęć
http://sudeckieilustracje.pl/index.php/ ... rpien-2017
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości