Żule i niedźwiedzie w Górach Rychlebskich
Żule i niedźwiedzie w Górach Rychlebskich
Na wycieczkę wyruszamy z Vapennej. Tutejsze oznaczenia szlaków zdołały się już wtopić w otaczającą przyrodę.
Pogoda jak na połowę listopada dopisuje rewelacyjnie. Przede wszystkim jest w miarę ciepło i sucho! Dzień jest raczej pochmurny, acz czasem przebłyskuje słońce. Pod nogami szeleszczą liście, a otaczający nas las zachował jeszcze trochę barw złotej jesieni.
Lasy mają tu głównie bukowe, pełne rumowisk z omszałych kamulców.
Czasem między drzewami zamajaczą jakieś pagóry. Fajnie więc, że nie tylko dymanie pod górę przypomina nam, że to nie równiny.
Przed Żulovym Vrchem, na skraju osypiska kamieni, spotykamy pierwsze źródełko, opisane "Picassuv Pramen". Okolice Jesenika słyną z leśnych, ocembrowanych źródełek - mają tutaj takowych chyba kilkadziesiąt!
Woda jest zimna i bardzo smaczna. Kabaka dosłownie nie można oderwać - tak się pluszcze!
Widać, że poruszamy się po terenach opuszczonych kamieniołomów - takie "skalne masywy" raczej same z siebie by nie powstawały w przyrodzie.
Czasem się trafi pozostałość bardziej dobitnie betonowa.
Docieramy w końcu i do głównej atrakcji - zalanego wyrobiska. Już kilkanaście podobnych odwiedzaliśmy w tym rejonie, acz tu trafiliśmy po raz pierwszy. Latem więc trzeba będzie wrócić i wypróbować miejsce kąpielowo!
Każdy powód jest dobry, żeby się trochę powspinać!
Nie tylko wyrobiskami człowiek żyje - szukamy też chatki.
Jest! Bardzo sympatyczne miejsce, ale niestety zamknięte. A kilka lat temu ponoć można było tu jeszcze zanocować...
Zwykle przy chatkach można znaleźć siekierę albo piłę, które to bywają przydatne przy pracach obozowych. Ale żeby kosa? Zwłaszcza, że najbliższa okolica chaty to totalne klepisko! Przedziwne...
Wnętrza chatynki prezentują się bardzo sympatycznie.
Na ścianie wisi kilka starych zdjęć. Rozumiem, że ów zmarły dwa lata temu "Kamarad Picasso" był jakąś ważną osobistością związaną z tym miejscem - znaną i lubianą.
To nie jedyne miejsce pamięci przy chatce - na jednym z drzew wiszą trzy krzyże. Acz tu przy Picassie jest wyobrażona zupełnie inna data??
Nieopodal chatki jest wiata bez dachu, z bardzo porządnym, kamiennym kominkiem. Postanawiamy tutaj zapodac piknik obiadowy.
Mamy leczo w termosie, a kanapki z serem będą napewno lepsze w postaci grzanek.
Dalej tuptamy stokówką wijącą się przez poręby, która dzięki temu stała się widokowa.
Można stąd rzucić okiem na "wielkie jeziora opolskie" i różne zamglone pagóry już po polskiej stronie.
Sprawcy widoków zatarasowali drogę i poszli do domu. Ciekawe czy celowo maszyna zrywkowa stanęła tak, że nic nie przejedzie??
Potoczek. Z ciekawym ułożeniem kamulców, zarówno naturalnych, jak i sztucznych.
Mijamy miejsce zwane Pod Sokolim i schodzimy nieco w dół widząc jakieś mostki.
Chyba jest tu zrobiona trasa dla rowerzystów przełajowych, coby mogli śmigać i w sposób zagospodarowany wybijać sobie zęby o kamienie. Dziś na szczęście jest tu wszędzie zupełnie pusto, jest więc nadzieja, że rowerzyści nas nie rozchlapią... Kamienie osiągają tu całkiem słuszne gabaryty.
Jeden ozdobiony jest starym, niemieckim napisem.
Widoczek ze zbocza na pagóry i jeden czynny kamieniołom. Rozważamy, który to? Pasowałoby nam na Vycpałek, ale pewności nie mamy.
Można zapuścić żurawia co tam w dziurze siedzi.
Wracając jeszcze zasiadamy na chwilę w wiatce niedaleko Żulovego Verchu. Miejsce o popularnej w Czechach konstrukcji, nadającej się na nocleg dla jednej osoby.
W tej konkretnie wiatce jest też element lokalny - kamienny stół.
Gdzieś w tym rejonie zastaje nas zachód słońca. Ach te listopadowe dni! Ledwo się zaczną to zaraz się kończą...
Po ciemku źle się szuka nowych miejsc na nocleg, walimy więc w znane i lubiane, nad kamieniołom koło Skoroszyc. Wieczór jest długi i ciemny, nie ma opcji nie rozświetlać go ogniskiem! Mamy dużo kotletów i grzanego wina, więc nam się nie nudzi. Tzn. wina chyba było za mało, bo nikt nie zdecydował się na kąpiel
Utopce nas nie pożarły, więc jest spora szansa, że pomyślnie rozpoczęty wyjazd (a więc i relacja) będzie miał kontynuację
cdn
Pogoda jak na połowę listopada dopisuje rewelacyjnie. Przede wszystkim jest w miarę ciepło i sucho! Dzień jest raczej pochmurny, acz czasem przebłyskuje słońce. Pod nogami szeleszczą liście, a otaczający nas las zachował jeszcze trochę barw złotej jesieni.
Lasy mają tu głównie bukowe, pełne rumowisk z omszałych kamulców.
Czasem między drzewami zamajaczą jakieś pagóry. Fajnie więc, że nie tylko dymanie pod górę przypomina nam, że to nie równiny.
Przed Żulovym Vrchem, na skraju osypiska kamieni, spotykamy pierwsze źródełko, opisane "Picassuv Pramen". Okolice Jesenika słyną z leśnych, ocembrowanych źródełek - mają tutaj takowych chyba kilkadziesiąt!
Woda jest zimna i bardzo smaczna. Kabaka dosłownie nie można oderwać - tak się pluszcze!
Widać, że poruszamy się po terenach opuszczonych kamieniołomów - takie "skalne masywy" raczej same z siebie by nie powstawały w przyrodzie.
Czasem się trafi pozostałość bardziej dobitnie betonowa.
Docieramy w końcu i do głównej atrakcji - zalanego wyrobiska. Już kilkanaście podobnych odwiedzaliśmy w tym rejonie, acz tu trafiliśmy po raz pierwszy. Latem więc trzeba będzie wrócić i wypróbować miejsce kąpielowo!
Każdy powód jest dobry, żeby się trochę powspinać!
Nie tylko wyrobiskami człowiek żyje - szukamy też chatki.
Jest! Bardzo sympatyczne miejsce, ale niestety zamknięte. A kilka lat temu ponoć można było tu jeszcze zanocować...
Zwykle przy chatkach można znaleźć siekierę albo piłę, które to bywają przydatne przy pracach obozowych. Ale żeby kosa? Zwłaszcza, że najbliższa okolica chaty to totalne klepisko! Przedziwne...
Wnętrza chatynki prezentują się bardzo sympatycznie.
Na ścianie wisi kilka starych zdjęć. Rozumiem, że ów zmarły dwa lata temu "Kamarad Picasso" był jakąś ważną osobistością związaną z tym miejscem - znaną i lubianą.
To nie jedyne miejsce pamięci przy chatce - na jednym z drzew wiszą trzy krzyże. Acz tu przy Picassie jest wyobrażona zupełnie inna data??
Nieopodal chatki jest wiata bez dachu, z bardzo porządnym, kamiennym kominkiem. Postanawiamy tutaj zapodac piknik obiadowy.
Mamy leczo w termosie, a kanapki z serem będą napewno lepsze w postaci grzanek.
Dalej tuptamy stokówką wijącą się przez poręby, która dzięki temu stała się widokowa.
Można stąd rzucić okiem na "wielkie jeziora opolskie" i różne zamglone pagóry już po polskiej stronie.
Sprawcy widoków zatarasowali drogę i poszli do domu. Ciekawe czy celowo maszyna zrywkowa stanęła tak, że nic nie przejedzie??
Potoczek. Z ciekawym ułożeniem kamulców, zarówno naturalnych, jak i sztucznych.
Mijamy miejsce zwane Pod Sokolim i schodzimy nieco w dół widząc jakieś mostki.
Chyba jest tu zrobiona trasa dla rowerzystów przełajowych, coby mogli śmigać i w sposób zagospodarowany wybijać sobie zęby o kamienie. Dziś na szczęście jest tu wszędzie zupełnie pusto, jest więc nadzieja, że rowerzyści nas nie rozchlapią... Kamienie osiągają tu całkiem słuszne gabaryty.
Jeden ozdobiony jest starym, niemieckim napisem.
Widoczek ze zbocza na pagóry i jeden czynny kamieniołom. Rozważamy, który to? Pasowałoby nam na Vycpałek, ale pewności nie mamy.
Można zapuścić żurawia co tam w dziurze siedzi.
Wracając jeszcze zasiadamy na chwilę w wiatce niedaleko Żulovego Verchu. Miejsce o popularnej w Czechach konstrukcji, nadającej się na nocleg dla jednej osoby.
W tej konkretnie wiatce jest też element lokalny - kamienny stół.
Gdzieś w tym rejonie zastaje nas zachód słońca. Ach te listopadowe dni! Ledwo się zaczną to zaraz się kończą...
Po ciemku źle się szuka nowych miejsc na nocleg, walimy więc w znane i lubiane, nad kamieniołom koło Skoroszyc. Wieczór jest długi i ciemny, nie ma opcji nie rozświetlać go ogniskiem! Mamy dużo kotletów i grzanego wina, więc nam się nie nudzi. Tzn. wina chyba było za mało, bo nikt nie zdecydował się na kąpiel
Utopce nas nie pożarły, więc jest spora szansa, że pomyślnie rozpoczęty wyjazd (a więc i relacja) będzie miał kontynuację
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Góra, na której nie byłem, źródełko, z którego nie piłem, chatka, o której nie słyszałem, kamień z napisem, którego nie widziałem. Same nowości, super.
Popatrzyłem na mapy.cz i u nich źródło nosi nazwę Brankopy, ciekawe.
To nie Vycpálek, przecież jest nieczynny. To musi być ten https://pl.mapy.cz/s/ragudodono
Popatrzyłem na mapy.cz i u nich źródło nosi nazwę Brankopy, ciekawe.
Pasowałoby nam na Vycpałek, ale pewności nie mamy.
To nie Vycpálek, przecież jest nieczynny. To musi być ten https://pl.mapy.cz/s/ragudodono
włodarz pisze:Góra, na której nie byłem, źródełko, z którego nie piłem, chatka, o której nie słyszałem, kamień z napisem, którego nie widziałem. Same nowości, super.
Nie sądziłam ze sa jeszcze takie miejsca w Sudetach??
To ciesze sie jak mogłam cos podpowiedziec na fajną wycieczke
Popatrzyłem na mapy.cz i u nich źródło nosi nazwę Brankopy, ciekawe.
A ja gdzies widzialam ze Brankopy było tez nazwane to zalane wyrobisko na Żulovym Vrchu
To nie Vycpálek, przecież jest nieczynny
Mialam na mysli tą polnocną czesc Vycpałka, ktora na twojej mapie jest opisana "Lom Hutung", ale sie nie upieram, moze to jest i tamten kolo Rampy.
Ostatnio zmieniony 2022-12-14, 21:24 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
jakoś mi się skojarzyło : piwo dla Picassa
Niestety ze zrodełka plynela tylko zwykla woda... ale - czekaj! Hmmmm... ona była bardzo smaczna! Wiec... moze to jednak było piwo? tylko ze takie bardzo rozwodnione?
Lidka pisze:A skoro chatka zamknięta , to jakim sposobem te zdjęcia ze srodka?
Zdjecia i ta kartka z opisem były przyczepione pod okapem na zewnatrz chatki. Jak na pierwszym zdjeciu gdzie jest chatka wpatrzysz się w lewy dolny koniuszek dachu - to tam widac bialy prostokacik - tam sa wlasnie te zdjecia
A zdjecie wnetrza chatki zrobiłam przez dziurę w drzwiach - taka gdzies wielkosci pięści, wiec udało mi sie przepchac aparat i popstrykac zdjecia na ślepo (dlatego jedno z niewielu, ktore wyszły jest takie krzywe). I w ogóle był cyrk straszny bo aparat wszedł przez dziure, ale za cholere nie mogłam go potem przez 15 minut wytargac z powrotem. Zapomnialam pod jaką płaszczyzną go wepchałam! Na szczescie w koncu sie udalo!
Czy ja już kiedyś napisałam, że fajna z Was rodzinka ?
A nie wiem! Ale bardzo cieszy przeczytac takie miłe słowa!
Ostatnio zmieniony 2022-12-14, 22:54 przez buba, łącznie zmieniany 5 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Poranek nad wyrobiskiem wita nas w jesiennych kolorach. Szykuje się słoneczny dzień!
Na wycieczkę ruszamy z miejscowości Lipova Lazne w kierunku wzgórza zwanego Medvedi Kamen. Mijamy szemrzące w chaszczach potoczki...
...i zeżarte przez drzewa tabliczki, gdzie już chyba nie da się odcyfrować co kiedyś było napisane.
Wszystko wskazuje na to, że pełzniemy na ten właśnie szczyt, gdzie spomiędzy lasu wystają poszarpane skałki. Liczymy, że da radę na nie wyleźć i będą jakieś ładne widoczki.
Ciekawy ten chojak! Taki jeden wyrośnięty i górujący nad ogółem lasu.
Tuptamy przez las, gdzie brzozy mieszają się ze świerkami i przez to wszystko przesiewa się słońce.
Ten to ma szyszek!!
Mijamy też ambony, gdzie na schodkach możemy podziwiać działalność kornikowych artystów. Czy to nie jest kot? W rzucie od tyłu, trzymający piłkę? Kabak nawet dostrzega, że ma dziurkę w pupie Cóż za dbałość o szczegóły!
Kot jest akurat moim ulubionym, ale tutaj (idąc od prawej) widzimy też strusia z gałązką w pyszczku, a potem rozwielitkę. A ten z lewej? Kangur czy tyranozaur?
Tu mamy dwa walczące nietoperze.
A tutaj jakiś owad.
Zaczynają się też pojawiać nieśmiałe widoczki na okoliczne góry.
A potem ścieżka wchodzi na płowe łąki (tzn. nieco już zarośnięte poręby). Tu chyba widzimy Studnicny Vrch, czyli górkę gdzie się wybierzemy później.
Łąka okazuje się tak nasłoneczniona i ciepła, że rozbieramy sie do krótkich rękawków. Taki listopad to ja rozumiem!
Inne atrakcje na szlaku.
Skałka na Medvedim Kamenu z zagródką dla turystów.
W stronę Studnicnego Vrchu suniemy przez płowe korzeniowiska.
Wieża na Pradziadzie w dużym zbliżeniu.
Największa atrakcja dnia - jak się potem dowiedzieliśmy od kabaka.
Studnicny Vrch. Miałam skądś namiar, że jest tu jakaś chatka. Okazało się, że tak, jest... ale to budka dla obsługi masztu (albo w ogóle mieszka w nim samo żelastwo
Jakby jednak chcieć tu zanocować - kawałek dalej mają bardzo porządna ambonę. Dla jednej osoby to pełny wypas, a i dwie by się upchały jakby potrzeba była paląca.
Widoczki zaczynają już mieć barwy nieco wieczorne.
Odwiedzamy kolejne źródełko (pramen Pokroku). Obecnie niestety jest wyschniete Omurowane, obłożone kamieniami, z niemieckim napisem i kubeczkiem.
Przy źródełku znajduje się też jakaś bardzo dziwna konstrukcja drewniana. Jakby zbutwiała już mocno skrzynia, ze sterczącym do góry krzyżem? Przypomina mogiłę, a biorąc pod uwagę jej stan - to chyba zaraz wylezą zombiaki!
Z owych mrocznych klimatów przenosimy się na świetliste poręby.
Tu w ostatnich promieniach słońca zapodajemy wyżerkę.
Listopadowy wieczór pojawia się jak zwykle zbyt szybko...
W dole widzimy jakąś sporą fabryczkę, teraz dobrze ją widać, bo jest podświetlona. A cały dzień się zastanawialiśmy - co tak buczy?
Schodzimy w doliny z latarkami, gdy okoliczny świat spowiły już zupełne ciemności. Wracamy nad "nasz" kamieniołom. To jak drugi dom! Tak wychodzi, że śpimy tu już piąty raz w tym roku!
Noc jest niesamowicie gwiaździsta! Wychodzimy na pobliskie pole i długo gapimy się w niebo. Jest nawet widoczny mój "mini wozik"! Ostatnio tak cudny widok na gwiazdy to widziałam chyba 12 lat temu na Arabatce! A może po prostu w listopadzie jest jakieś bardziej przejrzyste powietrze? Bo jednak rzadko spędzamy noce w terenie tak późną jesienią.
cdn
Na wycieczkę ruszamy z miejscowości Lipova Lazne w kierunku wzgórza zwanego Medvedi Kamen. Mijamy szemrzące w chaszczach potoczki...
...i zeżarte przez drzewa tabliczki, gdzie już chyba nie da się odcyfrować co kiedyś było napisane.
Wszystko wskazuje na to, że pełzniemy na ten właśnie szczyt, gdzie spomiędzy lasu wystają poszarpane skałki. Liczymy, że da radę na nie wyleźć i będą jakieś ładne widoczki.
Ciekawy ten chojak! Taki jeden wyrośnięty i górujący nad ogółem lasu.
Tuptamy przez las, gdzie brzozy mieszają się ze świerkami i przez to wszystko przesiewa się słońce.
Ten to ma szyszek!!
Mijamy też ambony, gdzie na schodkach możemy podziwiać działalność kornikowych artystów. Czy to nie jest kot? W rzucie od tyłu, trzymający piłkę? Kabak nawet dostrzega, że ma dziurkę w pupie Cóż za dbałość o szczegóły!
Kot jest akurat moim ulubionym, ale tutaj (idąc od prawej) widzimy też strusia z gałązką w pyszczku, a potem rozwielitkę. A ten z lewej? Kangur czy tyranozaur?
Tu mamy dwa walczące nietoperze.
A tutaj jakiś owad.
Zaczynają się też pojawiać nieśmiałe widoczki na okoliczne góry.
A potem ścieżka wchodzi na płowe łąki (tzn. nieco już zarośnięte poręby). Tu chyba widzimy Studnicny Vrch, czyli górkę gdzie się wybierzemy później.
Łąka okazuje się tak nasłoneczniona i ciepła, że rozbieramy sie do krótkich rękawków. Taki listopad to ja rozumiem!
Inne atrakcje na szlaku.
Skałka na Medvedim Kamenu z zagródką dla turystów.
W stronę Studnicnego Vrchu suniemy przez płowe korzeniowiska.
Wieża na Pradziadzie w dużym zbliżeniu.
Największa atrakcja dnia - jak się potem dowiedzieliśmy od kabaka.
Studnicny Vrch. Miałam skądś namiar, że jest tu jakaś chatka. Okazało się, że tak, jest... ale to budka dla obsługi masztu (albo w ogóle mieszka w nim samo żelastwo
Jakby jednak chcieć tu zanocować - kawałek dalej mają bardzo porządna ambonę. Dla jednej osoby to pełny wypas, a i dwie by się upchały jakby potrzeba była paląca.
Widoczki zaczynają już mieć barwy nieco wieczorne.
Odwiedzamy kolejne źródełko (pramen Pokroku). Obecnie niestety jest wyschniete Omurowane, obłożone kamieniami, z niemieckim napisem i kubeczkiem.
Przy źródełku znajduje się też jakaś bardzo dziwna konstrukcja drewniana. Jakby zbutwiała już mocno skrzynia, ze sterczącym do góry krzyżem? Przypomina mogiłę, a biorąc pod uwagę jej stan - to chyba zaraz wylezą zombiaki!
Z owych mrocznych klimatów przenosimy się na świetliste poręby.
Tu w ostatnich promieniach słońca zapodajemy wyżerkę.
Listopadowy wieczór pojawia się jak zwykle zbyt szybko...
W dole widzimy jakąś sporą fabryczkę, teraz dobrze ją widać, bo jest podświetlona. A cały dzień się zastanawialiśmy - co tak buczy?
Schodzimy w doliny z latarkami, gdy okoliczny świat spowiły już zupełne ciemności. Wracamy nad "nasz" kamieniołom. To jak drugi dom! Tak wychodzi, że śpimy tu już piąty raz w tym roku!
Noc jest niesamowicie gwiaździsta! Wychodzimy na pobliskie pole i długo gapimy się w niebo. Jest nawet widoczny mój "mini wozik"! Ostatnio tak cudny widok na gwiazdy to widziałam chyba 12 lat temu na Arabatce! A może po prostu w listopadzie jest jakieś bardziej przejrzyste powietrze? Bo jednak rzadko spędzamy noce w terenie tak późną jesienią.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Poranek spowija gęsta mgła.
Na wycieczkę ruszamy ze Skoroszyc. Ciekawe, kamienne konstrukcje mają tu nad potokiem. Zwracają uwagę swoimi sporymi gabarytami, biorąc pod uwagę jak maleńki ciek wodny tam ciurka pod spodem.
Momentami zapominamy, że jesteśmy za granicą - Czesi rżną lasy podobnie jak u nas... Widać to taka moda całego regionu - może marzenia o bezkresnych stepach?
Tam, gdzie las się jeszcze uchował, pełen jest kontrastów świetlnych. Chłodne, wilgotne cienistości mieszają się z promieniami, które jakby nie mogły się przebić przez gęstą plątaninę pni i pozostałości porannej mgły.
Pierwsza chatka na trasie.
Mocno już bidulka zbutwiała i przechylona na bok. Dach całkiem porządny, ale ściany się z lekka rozłażą. Zwłaszcza jedna z nich. Widać próby ratowania chatynki za pomocą cegieł umieszczanych w miejscu, gdzie fragmenty belek uległy zdematerializowaniu. Ciekawe czy przetrwa zimę...
Wnętrza zachęcają do osiedlenia się. Przyjemne drewniane siedziska i stół, pięterko do spania. Jest też metalowo - ceglany piecyk, ale nie sprawdzaliśmy jego działania.
Obraz na ścianie dopełnia klimatu - jesień, góry podobne, poręby też. Tylko jeleń nam nigdy tak pięknie nie zapozował. Ryczą skubańce tylko z daleka!
Rozryte przez pojazdy zrywkowe ścieżki gdzieś tu się urywają. Dalej więc walimy na przełaj, licząc, że właściwie oszacowaliśmy kierunek.
Trochu nas zdryfowało, ale ostatecznie docieramy tam gdzie planowaliśmy - na Skoros. Górka, która ma sporą szansę trafić na listę moich ulubieńców. Bezszlakowa i z widokiem, gdzie nie widać żadnych zabudowań. Do tego skałka - przedziwna skałka jakby podgrzewana od środka. Temperatura na tutejszych zboczach jest na bank wyższa niż wszędzie wokół. Cóż chcieć więcej? Może jeszcze siąść, zagapić się w dal lub na pobliskie pokręcone drzewa i totalnie zapomnieć o pośpiechu. Wsłuchać się w dźwięk liści, które na inną melodię szumią na drzewach i zupełnie inaczej szurają w lesie, gdzie coś po nich ustawicznie łazi. Ciepłe leczo z termosa, herbatka z cytryną i malinowym sokiem oraz pigwowa nalewka właściwie dopełniają magii chwili
W mocno już popołudniowym słoneczku między drzewami i kłosami płowych traw majaczy kolejna chatka.
Zwą ją "leśna chata prof. Javurka". Jest to wręcz nie chatka, ale normalny, mieszkalny dom. Oczywiście zamknięty, jedynie na werande można kuknąć przez szybkę. Z tego co udało mi się potem znaleźć - jest na liście rychlebskich chatek do wynajęcia. Całkiem fajny patent i jak kiedyś rozkminie jak się dogadać z Czechem (i to jeszcze przez telefon), to może skorzystamy z opcji noclegu w takowym miejscu!
Mijamy też tereny dawnej wsi Kamenne (Steingrund). W 1921 roku liczyła 188 mieszkańców i 46 domów. Stare fotografie pochodzą z tablicy stojącej przy drodze.
Wieś stopniowo opustoszała po wojnie. W 1950 roku miała 17 stałych osadników i 25 domów - co daje informację, że można tu było użyc na opuszczonych budynkach. I miejscowi z okolicznych wsi to robili, acz nie do końca tak jak rozumieją to buby - oni głównie rozbierali puste chałupy na budulec. Pomieszkiwało tu wtedy kilka rodzin reemigrantów z ukraińskiego Zakarpacia, ale oni też nie zagrzali długo miejsca. Pod koniec lat 50tych nie mieszkał tu już nikt. W 1961 roku wieś została oficjalnie zlikwidowana, łącznie z burzeniem pozostałych jeszcze zabudowań. Do dziś więc zachowały się tylko podmurówki i kupy kamieni.
Sporo też leży powalonych drzew.
Na puste miejsca często wkracza nowa forma życia, tu się więc też pojawiła - w postaci utulni. Solidna, głęboka wiata, z zadaszonym stolikiem, podestem do spania i miejscem ogniskowym obok. Wykonana sensownie, praktycznie, a nie z dupy, byle przehustać pieniądze. Po wpisach w księdze pamiątkowej widać, że miejsce często odwiedzane - prawie z każdego weekendu są wpisy nocujących.
Wracamy do Skoroszyc.
Wioska położona w dolinie tonie już w cieniach wieczoru. W słońcu skrzą się tylko wierzchołki drzew.
A!!! Nie wspomniałam jeszcze o znalezisku z wczoraj! Na Medvedim Kamienu kabak znalazł malowany kamyczek. Potem już w domu doczytaliśmy, że to szeroko zakrojona akcja! Łup ów napewno ubarwi kabaczą kolekcję wycieczkowych pamiątek!
To był ostatni ciepły weekend w tym roku. Ostatni słoneczny, suchy czas, gdy temperatury momentami podbijały pod 20 stopni. Potem juz niedługo przyszło ochłodzenie i sypnęło białym gównem... Cóż zrobić... Byle do wiosny!!
Na powrocie z wycieczki rzucił się jeszcze w oczy stary napis, zamalowany kiedyś, ale wylazł spod farby.
KONIEC
Na wycieczkę ruszamy ze Skoroszyc. Ciekawe, kamienne konstrukcje mają tu nad potokiem. Zwracają uwagę swoimi sporymi gabarytami, biorąc pod uwagę jak maleńki ciek wodny tam ciurka pod spodem.
Momentami zapominamy, że jesteśmy za granicą - Czesi rżną lasy podobnie jak u nas... Widać to taka moda całego regionu - może marzenia o bezkresnych stepach?
Tam, gdzie las się jeszcze uchował, pełen jest kontrastów świetlnych. Chłodne, wilgotne cienistości mieszają się z promieniami, które jakby nie mogły się przebić przez gęstą plątaninę pni i pozostałości porannej mgły.
Pierwsza chatka na trasie.
Mocno już bidulka zbutwiała i przechylona na bok. Dach całkiem porządny, ale ściany się z lekka rozłażą. Zwłaszcza jedna z nich. Widać próby ratowania chatynki za pomocą cegieł umieszczanych w miejscu, gdzie fragmenty belek uległy zdematerializowaniu. Ciekawe czy przetrwa zimę...
Wnętrza zachęcają do osiedlenia się. Przyjemne drewniane siedziska i stół, pięterko do spania. Jest też metalowo - ceglany piecyk, ale nie sprawdzaliśmy jego działania.
Obraz na ścianie dopełnia klimatu - jesień, góry podobne, poręby też. Tylko jeleń nam nigdy tak pięknie nie zapozował. Ryczą skubańce tylko z daleka!
Rozryte przez pojazdy zrywkowe ścieżki gdzieś tu się urywają. Dalej więc walimy na przełaj, licząc, że właściwie oszacowaliśmy kierunek.
Trochu nas zdryfowało, ale ostatecznie docieramy tam gdzie planowaliśmy - na Skoros. Górka, która ma sporą szansę trafić na listę moich ulubieńców. Bezszlakowa i z widokiem, gdzie nie widać żadnych zabudowań. Do tego skałka - przedziwna skałka jakby podgrzewana od środka. Temperatura na tutejszych zboczach jest na bank wyższa niż wszędzie wokół. Cóż chcieć więcej? Może jeszcze siąść, zagapić się w dal lub na pobliskie pokręcone drzewa i totalnie zapomnieć o pośpiechu. Wsłuchać się w dźwięk liści, które na inną melodię szumią na drzewach i zupełnie inaczej szurają w lesie, gdzie coś po nich ustawicznie łazi. Ciepłe leczo z termosa, herbatka z cytryną i malinowym sokiem oraz pigwowa nalewka właściwie dopełniają magii chwili
W mocno już popołudniowym słoneczku między drzewami i kłosami płowych traw majaczy kolejna chatka.
Zwą ją "leśna chata prof. Javurka". Jest to wręcz nie chatka, ale normalny, mieszkalny dom. Oczywiście zamknięty, jedynie na werande można kuknąć przez szybkę. Z tego co udało mi się potem znaleźć - jest na liście rychlebskich chatek do wynajęcia. Całkiem fajny patent i jak kiedyś rozkminie jak się dogadać z Czechem (i to jeszcze przez telefon), to może skorzystamy z opcji noclegu w takowym miejscu!
Mijamy też tereny dawnej wsi Kamenne (Steingrund). W 1921 roku liczyła 188 mieszkańców i 46 domów. Stare fotografie pochodzą z tablicy stojącej przy drodze.
Wieś stopniowo opustoszała po wojnie. W 1950 roku miała 17 stałych osadników i 25 domów - co daje informację, że można tu było użyc na opuszczonych budynkach. I miejscowi z okolicznych wsi to robili, acz nie do końca tak jak rozumieją to buby - oni głównie rozbierali puste chałupy na budulec. Pomieszkiwało tu wtedy kilka rodzin reemigrantów z ukraińskiego Zakarpacia, ale oni też nie zagrzali długo miejsca. Pod koniec lat 50tych nie mieszkał tu już nikt. W 1961 roku wieś została oficjalnie zlikwidowana, łącznie z burzeniem pozostałych jeszcze zabudowań. Do dziś więc zachowały się tylko podmurówki i kupy kamieni.
Sporo też leży powalonych drzew.
Na puste miejsca często wkracza nowa forma życia, tu się więc też pojawiła - w postaci utulni. Solidna, głęboka wiata, z zadaszonym stolikiem, podestem do spania i miejscem ogniskowym obok. Wykonana sensownie, praktycznie, a nie z dupy, byle przehustać pieniądze. Po wpisach w księdze pamiątkowej widać, że miejsce często odwiedzane - prawie z każdego weekendu są wpisy nocujących.
Wracamy do Skoroszyc.
Wioska położona w dolinie tonie już w cieniach wieczoru. W słońcu skrzą się tylko wierzchołki drzew.
A!!! Nie wspomniałam jeszcze o znalezisku z wczoraj! Na Medvedim Kamienu kabak znalazł malowany kamyczek. Potem już w domu doczytaliśmy, że to szeroko zakrojona akcja! Łup ów napewno ubarwi kabaczą kolekcję wycieczkowych pamiątek!
To był ostatni ciepły weekend w tym roku. Ostatni słoneczny, suchy czas, gdy temperatury momentami podbijały pod 20 stopni. Potem juz niedługo przyszło ochłodzenie i sypnęło białym gównem... Cóż zrobić... Byle do wiosny!!
Na powrocie z wycieczki rzucił się jeszcze w oczy stary napis, zamalowany kiedyś, ale wylazł spod farby.
KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
włodarz pisze:Już obczaiłem te miejsca na mapie. Jak będę w okolicy to z pewnością zajrzę.
Ja tez jeszcze tam w okolicy mam namierzone kilka ciekawych miejsc! Górek, skałek itp. Ale to pewnie juz na wiosne...
A byles moze na terenach dawnej wsi Hraniczki czy Hraniczne - jakos tak. Ponoc tylko jeden dom sie tam zachował, a tak to ruiny i ładne widoki. Ktos mi pisał zebym sie tam wybrala!
Adrian pisze:Haaaa!
Akurat dzisiaj dołączyłem do tej zabawy, znalazłem kamyk z całkiem daleka i teraz sam wywiozę go gdzieś dalej
Tak sie chyba powinno uczynić, ale kabaczę odmówiło oddania kamyka i śpi z nim pod poduszką
A skad wiadomo skąd kamyk pochodzi? Bo ja tego nie wyczaiłam? Wrzucilam tam na grupe zdjecie kamyka, że odnaleziony i zabrany - ale nikt nie odpisał.
Ostatnio zmieniony 2022-12-28, 17:39 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
buba pisze:włodarz pisze:Już obczaiłem te miejsca na mapie. Jak będę w okolicy to z pewnością zajrzę.
Ja tez jeszcze tam w okolicy mam namierzone kilka ciekawych miejsc! Górek, skałek itp. Ale to pewnie juz na wiosne...
A byles moze na terenach dawnej wsi Hraniczki czy Hraniczne - jakos tak. Ponoc tylko jeden dom sie tam zachował, a tak to ruiny i ładne widoki. Ktos mi pisał zebym sie tam wybrala!Adrian pisze:Haaaa!
Akurat dzisiaj dołączyłem do tej zabawy, znalazłem kamyk z całkiem daleka i teraz sam wywiozę go gdzieś dalej
Tak sie chyba powinno uczynić, ale kabaczę odmówiło oddania kamyka i śpi z nim pod poduszką
A skad wiadomo skąd kamyk pochodzi? Bo ja tego nie wyczaiłam? Wrzucilam tam na grupe zdjecie kamyka, że odnaleziony i zabrany - ale nikt nie odpisał.
Jest na nim kod pocztowy, trzeba sprawdzić.
Mój jest z Krotoszyna, odezwał się właściciel
buba pisze:A byles moze na terenach dawnej wsi Hraniczki czy Hraniczne - jakos tak. Ponoc tylko jeden dom sie tam zachował, a tak to ruiny i ładne widoki. Ktos mi pisał zebym sie tam wybrala!
Hraničky, koło Przełęczy Gierałtowskiej. Tak, byliśmy tam w 2014 roku, w kwietniu. Na GS-ach jest relacja, ale bez zdjęć. Na mojej stronie umieściłem na razie tylko zajawkę. Piękne tereny, bardzo się nam podobało, polecam.
Adrian pisze:Jest na nim kod pocztowy, trzeba sprawdzić.
Aaaa czyli to jest kod pocztowy! Myslalam ze jakis "numer seryjny" Internety mi powiedziały, że Wieliczka, wiec tez kawałek przebył!
włodarz pisze:Hraničky, koło Przełęczy Gierałtowskiej. Tak, byliśmy tam w 2014 roku, w kwietniu. Na GS-ach jest relacja, ale bez zdjęć. Na mojej stronie umieściłem na razie tylko zajawkę. Piękne tereny, bardzo się nam podobało, polecam.
To muszą byc te! A namierzyliscie ten zachowany dom? Nadal jest zamieszkany? Musze zatem poszukac relacji na GSach
Ostatnio zmieniony 2022-12-28, 20:16 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kamieniołom Brankopy z pierwszej części relacji jest mi znany, odwiedzałem go kilka lat temu dwa razy zimą, ale chatki w okolicy nie pamiętam
w drugim dniu podchodziliście pod Medvedi kamen tak samo jak ja we wrześniu zaczynałem 50-tkę Prudnickiego Maratonu Pieszego. Wtedy mialem bardziej kolorowo, a ze skał piękny widok w dolinę i mgiełki Potem tak samo szliście na Studnicny Vrch
Gdzie ta chatka jest? Nie znam jej. Wygląda całkiem fajnie, obraz na ścianie jest bardzo ładny
Aż sobie odpaliłem mapę, bo do końca nie jarzyłem po której części Rychlebskich się kręciliście dnia trzeciego W okolicy szczytu Skoros kilka razy przechodziłem szlakiem, jednak nie znam zupełnie tych terenów, które opisałaś. I jeszcze ta utulnia w wyludnionej miejscowości, świetne miejscówki. Trzeba zajrzeć i tam
a co do osady Hranicky. Przechodziłem przez nią kilka razy na Rychlebskiej 50, ostatnio w zeszłym roku. Okolica jest ładna bo to rozległa łąką górska z widokiem. W tej wyludnionej wsi kojarzę tylko jeden dom i mam zdjęcie z daleka:
Nie podchodziłem jednak do tego domu, bo jest z drugiej strony, nie wiem w jakim jest stanie
Po za tym w miejscu kościoła w Hranickach stoi metalowy pomniczek, obok jest krzyż i tablica o historii miejscowości:
a tutaj masz link do zdjęcia tablicy w lepszej jakości, pisze tam o historii tej wsi: LINK
Po za tym kojarzę jeszcze fragmenty murów pod lasem w oddali, nigdy jednak nie eksplorowałem tego miejsca, zawsze tylko przechodziłem, zapewne coś się jeszcze zachowało. Kiedyś muszę tam połazić na spokojnie.
w drugim dniu podchodziliście pod Medvedi kamen tak samo jak ja we wrześniu zaczynałem 50-tkę Prudnickiego Maratonu Pieszego. Wtedy mialem bardziej kolorowo, a ze skał piękny widok w dolinę i mgiełki Potem tak samo szliście na Studnicny Vrch
Wnętrza zachęcają do osiedlenia się. Przyjemne drewniane siedziska i stół, pięterko do spania. Jest też metalowo - ceglany piecyk, ale nie sprawdzaliśmy jego działania.
Gdzie ta chatka jest? Nie znam jej. Wygląda całkiem fajnie, obraz na ścianie jest bardzo ładny
Aż sobie odpaliłem mapę, bo do końca nie jarzyłem po której części Rychlebskich się kręciliście dnia trzeciego W okolicy szczytu Skoros kilka razy przechodziłem szlakiem, jednak nie znam zupełnie tych terenów, które opisałaś. I jeszcze ta utulnia w wyludnionej miejscowości, świetne miejscówki. Trzeba zajrzeć i tam
a co do osady Hranicky. Przechodziłem przez nią kilka razy na Rychlebskiej 50, ostatnio w zeszłym roku. Okolica jest ładna bo to rozległa łąką górska z widokiem. W tej wyludnionej wsi kojarzę tylko jeden dom i mam zdjęcie z daleka:
Nie podchodziłem jednak do tego domu, bo jest z drugiej strony, nie wiem w jakim jest stanie
Po za tym w miejscu kościoła w Hranickach stoi metalowy pomniczek, obok jest krzyż i tablica o historii miejscowości:
a tutaj masz link do zdjęcia tablicy w lepszej jakości, pisze tam o historii tej wsi: LINK
Po za tym kojarzę jeszcze fragmenty murów pod lasem w oddali, nigdy jednak nie eksplorowałem tego miejsca, zawsze tylko przechodziłem, zapewne coś się jeszcze zachowało. Kiedyś muszę tam połazić na spokojnie.
MOJA STRONA O GÓRACH OPAWSKICH: http://www.goryopawskie.eu/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości