4 skałki w Górach Rychlebskich
4 skałki w Górach Rychlebskich
Wycieczkę rozpoczynamy gdzieś na obrzeżach Javornika, gdzie znajduje się jeden z końców świata.
Nie wiem ile ich wszystkich jest. Póki co napotkaliśmy jeszcze ten w Wielkopolsce:
I jeszcze trzeba dodać te wszystkie bieszczadzkie
Okolice czeskiego końca świata okazują się jednak być upiornie tłumne. W stronę zamku Rychleby ciagną całe pielgrzymki, a atmosfera przypomina park miejski w czasie festynu, gdzie rozdają piwo za darmo. Nie pozostaje nic innego jak w podskokach się stąd ewakuować. Byle daleko, byle szybko i byle zapomnieć, że popełnilismy tak wielki błąd, aby tu w ogóle zajrzeć...
Drugie podejście do rychlebskich skałek zapodajemy z wioski Horni Hostice - i tutaj jest już normalnie. Zostawiamy busia przy niewielkim kościółku.
Zagłębiamy się w rude lasy o szeleszczącym poszyciu. Miejscami dywan bukowych liści sięga nam po kolana. Nie wspominałam, że jest to chyba pierwszy weekend od niepamietnych czasów, który nie grozi nagłym oberwaniem chmury? No i wreszcie można powiedzieć, że jest ciepło jak na daną porę - ponad 20 stopni pod koniec października to klimaty zdecydowanie akceptowalne!
Miejscami robi się mrocznie...
...by za chwile drogi wyprowadziły na szerokie, świetliste poręby, pełne płowych traw.
Pierwszą skałką na naszej trasie jest Vysoky Kamen.
Mają tu bardzo dogodne miejsce ogniskowe. Ogień+skała to jest fajny klimat! Przez chwilę rozważamy czy nie rozpalić takowego dla podpieczenia kanapek, ale nie zabraliśmy na tyle wody, żeby skutecznie zagasić.
Na szczyt prowadzą wykute w skale, omszałe schody.
Jeszcze tylko przerwa na degustację orzeszków bukowych
Na górze wita nas wygięta sosna.
Niektórzy z ekipy uwielbiają się wspinać i nie przepuszczą żadnej okazji.
Skałka niewielka, ale oferuje całkiem fajne widoczki.
Wiata na wypadek deszczu.
Dalej odbijamy w chaszcze. W splątane mieszaniny jeżyn i powywracanych korzeni.
Zmierzamy ku kolejnej skałce. Z oddali wydaje się niepozorna.
Skałki skałkami, ale na pieńki też powyłazic trzeba.
Napotykamy też chatkę należącą do czeskich lasów.
Niestety jest pozamykana. Nie ma też wywieszonych żadnych namiarów, więc chyba nie jest przeznaczona na wynajem A szkoda, bo miejsce przefajne!
Huba kameleon.
Zmierzamy w stronę upatrzonej skałki. Bardzo nam to miejsce przypada do gustu. Nie ma tu żadnych barierek, poręczy, szlaków, tabliczek. Nawet nie wiemy czy owa skałka ma jakąś nazwę.
Jedyne czym ludzie udekorowali to miejsce to ukryta w grocie kapliczka.
Na skałce spędzamy więcej czasu niż planowaliśmy. Rezygnujemy z dalszej części wycieczki i przekładamy ją na jutro. Tu jest tak cudnie, że naprawdę nie chce się iść nigdzie dalej. Są takie miejsca z wyjątkowo przyjazną i odpoczynkową atmosferą. Skała jest ciepła, słonko dogrzewa. Szumią płowe trawy, które gęsto porastają całą okolicę. Gdzieś w oddali wzrok błądzi po olesionych szczytach lub sięga plaskatych równin i zbiorników koło Paczkowa. Wcinamy suchary, pijemy herbatkę, wygrzewamy się, patrzymy jak płyną obłoki... Nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.
Kiedyś chyba tu wszędzie wokół był las. Być może ci, którzy go pamiętają, nie odbierają pozytywnie obecnego stanu rzeczy. My jednak jesteśmy tu po raz pierwszy, więc padło na "czystą kartę", więc poznajemy ten teren takim, jakim jest obecnie, bez bagażu wspomnień i porównań. Być może dlatego nam się tu podoba.
Czasem z oddali słychać jakieś odgłosy generowane przez turystów podążających szlakiem. Jednak jest poczucie, że to daleko, jakby w innym świecie.
Na powrót decydujemy się, gdy słońce już uciekło za wzgórza i wizja rychłego nadejścia wieczoru staje się coraz bardziej realna. Już nie słoneczne, ale wciąż kolorowe lasy przemierzamy obficie szurając nogami
Najbardziej spektakularne barwy jesieni funduje nam juz sama wioska - za sprawą drzewek octowych.
W wiosce mają jeszcze jedno ciekawe miejsce. Wygląda jak dawna remiza strażacka, obecnie kolorowo udekorowana przez właścicieli obiektu. Są więc obrazy, łańcuchy, malowane kamienie, tabliczki (głównie o tematyce medycznej) czy stare narzędzia.
Granica w Gościęcicach biegnie komuś przez parapet. Wylot rynny ma już w Czechach
Na nocleg zatrzymujemy się przy zalanym wyrobisku nieczynnego kamieniołomu koło Tomikovic. Jest niesamowicie ciepło. Długo siedzimy przy ognisku i to w jednej bluzie - jak latem. Przeważająca część wieczoru jest bezwietrzna, a niebo gwiaździste. Jest jednak dziwaczny moment, gdy w otaczającej nas aurze dzieje się coś nietypowego. Nagle pojawiają się dosyć silne podmuchy ciepłego wiatru, na tyle solidne, że zdmuchnęło mi kapelusz i porwało reklamówkę, którą potem łowimy z jeziora kilkumetrowym patykiem. Jednocześnie pojawia się na niebie podłużna biała chmura zasłaniająca część gwiazd. Jakieś 5 minut i wiatr cichnie. Chmura również znika. Powietrze znów jest przejrzyste i spokojne. Nic nie mąci przyogniskowej sielanki...
Noc była bardzo ciepła. Śmiejemy się, że chyba cieplejsza niż niektóre czerwcowe w Bułgarii! Taki koniec października to ja rozumiem! Tak to można żyć!
cdn
Nie wiem ile ich wszystkich jest. Póki co napotkaliśmy jeszcze ten w Wielkopolsce:
I jeszcze trzeba dodać te wszystkie bieszczadzkie
Okolice czeskiego końca świata okazują się jednak być upiornie tłumne. W stronę zamku Rychleby ciagną całe pielgrzymki, a atmosfera przypomina park miejski w czasie festynu, gdzie rozdają piwo za darmo. Nie pozostaje nic innego jak w podskokach się stąd ewakuować. Byle daleko, byle szybko i byle zapomnieć, że popełnilismy tak wielki błąd, aby tu w ogóle zajrzeć...
Drugie podejście do rychlebskich skałek zapodajemy z wioski Horni Hostice - i tutaj jest już normalnie. Zostawiamy busia przy niewielkim kościółku.
Zagłębiamy się w rude lasy o szeleszczącym poszyciu. Miejscami dywan bukowych liści sięga nam po kolana. Nie wspominałam, że jest to chyba pierwszy weekend od niepamietnych czasów, który nie grozi nagłym oberwaniem chmury? No i wreszcie można powiedzieć, że jest ciepło jak na daną porę - ponad 20 stopni pod koniec października to klimaty zdecydowanie akceptowalne!
Miejscami robi się mrocznie...
...by za chwile drogi wyprowadziły na szerokie, świetliste poręby, pełne płowych traw.
Pierwszą skałką na naszej trasie jest Vysoky Kamen.
Mają tu bardzo dogodne miejsce ogniskowe. Ogień+skała to jest fajny klimat! Przez chwilę rozważamy czy nie rozpalić takowego dla podpieczenia kanapek, ale nie zabraliśmy na tyle wody, żeby skutecznie zagasić.
Na szczyt prowadzą wykute w skale, omszałe schody.
Jeszcze tylko przerwa na degustację orzeszków bukowych
Na górze wita nas wygięta sosna.
Niektórzy z ekipy uwielbiają się wspinać i nie przepuszczą żadnej okazji.
Skałka niewielka, ale oferuje całkiem fajne widoczki.
Wiata na wypadek deszczu.
Dalej odbijamy w chaszcze. W splątane mieszaniny jeżyn i powywracanych korzeni.
Zmierzamy ku kolejnej skałce. Z oddali wydaje się niepozorna.
Skałki skałkami, ale na pieńki też powyłazic trzeba.
Napotykamy też chatkę należącą do czeskich lasów.
Niestety jest pozamykana. Nie ma też wywieszonych żadnych namiarów, więc chyba nie jest przeznaczona na wynajem A szkoda, bo miejsce przefajne!
Huba kameleon.
Zmierzamy w stronę upatrzonej skałki. Bardzo nam to miejsce przypada do gustu. Nie ma tu żadnych barierek, poręczy, szlaków, tabliczek. Nawet nie wiemy czy owa skałka ma jakąś nazwę.
Jedyne czym ludzie udekorowali to miejsce to ukryta w grocie kapliczka.
Na skałce spędzamy więcej czasu niż planowaliśmy. Rezygnujemy z dalszej części wycieczki i przekładamy ją na jutro. Tu jest tak cudnie, że naprawdę nie chce się iść nigdzie dalej. Są takie miejsca z wyjątkowo przyjazną i odpoczynkową atmosferą. Skała jest ciepła, słonko dogrzewa. Szumią płowe trawy, które gęsto porastają całą okolicę. Gdzieś w oddali wzrok błądzi po olesionych szczytach lub sięga plaskatych równin i zbiorników koło Paczkowa. Wcinamy suchary, pijemy herbatkę, wygrzewamy się, patrzymy jak płyną obłoki... Nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba.
Kiedyś chyba tu wszędzie wokół był las. Być może ci, którzy go pamiętają, nie odbierają pozytywnie obecnego stanu rzeczy. My jednak jesteśmy tu po raz pierwszy, więc padło na "czystą kartę", więc poznajemy ten teren takim, jakim jest obecnie, bez bagażu wspomnień i porównań. Być może dlatego nam się tu podoba.
Czasem z oddali słychać jakieś odgłosy generowane przez turystów podążających szlakiem. Jednak jest poczucie, że to daleko, jakby w innym świecie.
Na powrót decydujemy się, gdy słońce już uciekło za wzgórza i wizja rychłego nadejścia wieczoru staje się coraz bardziej realna. Już nie słoneczne, ale wciąż kolorowe lasy przemierzamy obficie szurając nogami
Najbardziej spektakularne barwy jesieni funduje nam juz sama wioska - za sprawą drzewek octowych.
W wiosce mają jeszcze jedno ciekawe miejsce. Wygląda jak dawna remiza strażacka, obecnie kolorowo udekorowana przez właścicieli obiektu. Są więc obrazy, łańcuchy, malowane kamienie, tabliczki (głównie o tematyce medycznej) czy stare narzędzia.
Granica w Gościęcicach biegnie komuś przez parapet. Wylot rynny ma już w Czechach
Na nocleg zatrzymujemy się przy zalanym wyrobisku nieczynnego kamieniołomu koło Tomikovic. Jest niesamowicie ciepło. Długo siedzimy przy ognisku i to w jednej bluzie - jak latem. Przeważająca część wieczoru jest bezwietrzna, a niebo gwiaździste. Jest jednak dziwaczny moment, gdy w otaczającej nas aurze dzieje się coś nietypowego. Nagle pojawiają się dosyć silne podmuchy ciepłego wiatru, na tyle solidne, że zdmuchnęło mi kapelusz i porwało reklamówkę, którą potem łowimy z jeziora kilkumetrowym patykiem. Jednocześnie pojawia się na niebie podłużna biała chmura zasłaniająca część gwiazd. Jakieś 5 minut i wiatr cichnie. Chmura również znika. Powietrze znów jest przejrzyste i spokojne. Nic nie mąci przyogniskowej sielanki...
Noc była bardzo ciepła. Śmiejemy się, że chyba cieplejsza niż niektóre czerwcowe w Bułgarii! Taki koniec października to ja rozumiem! Tak to można żyć!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Malownicze mgły sie wam trafiły! I fajnie, ze udalo sie wyjsc ponad nie - ciekawe ze na takiej niewielkiej wysokosci!
A poreba wtedy była calkiem swieza... Pewnie jak byl las to skałka kapliczkowa w ogole nie byla widoczna ze szlaku.
A poreba wtedy była calkiem swieza... Pewnie jak byl las to skałka kapliczkowa w ogole nie byla widoczna ze szlaku.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
włodarz pisze:Malownicze mgły sie wam trafiły!
Było tak klimatycznie, że nam się koleżanka zgubiła
Moze stwierdziła, ze tam jest tak pieknie, że pierdzieli - zostaje! nie wraca do domu!
Rozumiem, ze sie potem znalazla? Czy błąka się tam nadal i mozna ją napotkac w mgliste noce?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
włodarz pisze:No i później miał za swoje kiedy w końcu nas dogoniła.
Nie dziwie sie! Tez bym byla zła jakby mnie w lesie ekipa zgubiła!
Ale we mgle to nie jedno moze sie przytrafic!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Poranek nad kamieniołomem wita nas na tyle ciepły, że nawet przez chwilę rozważamy kąpiel! Zupełnie do tego nie pasują te kolorowe liście na drzewach i te opadłe pokrywające kożuchem całą powierznię wody. Skądinąd zabawnie by było płynąć rozgarniając takie liście!
Nasz dzisiejszy dom wyścielały takie dywany! Nawet kilka liści trafiło do mojego śpiwora - nie wiem jakim cudem! Chyba wczoraj wdmuchał je do busia ten dziwny wieczorny wiatr!
Czas śniadania. Koja więc musiała się przepoczwarzyć w stolik
Dziś ruszamy tam, gdzie wczoraj się nam już nie chciało. Na obrzeżach wioski Bila Voda namierzamy ciekawy obiekt przeznaczenia turystycznego. Jest to coś dosyć nowe, o architekturze wizualnie niekoniecznie trafiającej w moje gusta. Ale jest to tak cholernie praktyczne, że kit z tym jak wygląda. Jak na wiatę na leśnym parkingu - to to jest po prostu rewelacja! Obiekt piętrowy, chyba szczelny (piszę "chyba" bo nie sprawdzaliśmy w czasie ulewy), spać to tu może kilkanaście osób! Szkoda, że wszędzie takich nie budują zamiast fikuśnych ażurowych wiatek przeznaczonych do niczego.
Jak to jest, że najlepsze miejscówki na nocleg znajduję się rano? To jakaś kurde reguła! Jakbyśby znaleźli to wczoraj - to spora szansa, żebyśmy wypróbowali!
Klimatu dopełnia położenie nad mocno industrialnym stawkiem. Ciekawe czy latem jacyś desperaci zażywają tu kąpieli? Schodki do wody są...
Nie możemy wrócić do domu! Uwięzili nas w wiacie!!
Potem odbijamy w dolinę Bilego Potoku.
Niby cały czas deptamy asfaltem, ale szczęśliwie na wielu odcinkach trasy go nie widać
Główną atrakcją doliny jest potoczek, którego malownicze kaskady przelewają się wśród bukowych liści i omszałych kamulców. Szum potoku mieszający się z szumem liści to jedyne dźwięki lasu przerywające ciszę o tej porze roku.
Jak połączyć miłość do Muminków z uwielbieniem dla czajników? Ja też bym chciała mieć taką koszulkę!!!!!
Czasem pojawi się w lesie jakaś skałka.
Ciekawe znaleziska. Kudłaty kamień i wyrzeźbiona kornikami kora. Malownicze, ale ciężko zabrac do domu na pamiątkę... Raczej oba nie mają szans uchować się w takiej formie.
Ale znaleźliśmy w potoku jeszcze nożyk. Chyba jakiś grzybiarz zgubił. Więc zawsze jakieś łupy są!
W końcu pojawia się miejsce ku któremu zmierzamy - Safarova Skala.
U jej podnóża stoi niewielka wiatka i otoczone kamulcami miejsce ogniskowe. A i potok jest niedaleko, więc z gaszeniem nie będzie problemów. Nie zastanawiamy się długo - grzanki są zawsze lepsze od zwykłych kanapek z serem!
Leziemy na góre.
Pokręcone drzewa, omszałe konary, ciepłe barwy jesiennych liści. Klimaty na szczycie Safarovej Skały są więc całkiem przyjemne. Turystów też jest zadowalająca ilość tzn. my i jeden koleś. Koleś leży sobie przy skale, wygodnie wyłożony wygrzewa się w słońcu, słucha sobie muzyczki na słuchawkach. Opala się albo śpi? Kabak się zastanawia: "Czy ten pan jeszcze żyje? Może on tu już leży od miesiąca? Zobacz! Ten jego rower juz chyba nawet trochę zardzewiał! Mówie ci - jak przyjdziemy tu za rok to będzie tylko szkielet!" Obiecujemy sobie, że za rok wrócimy sprawdzić. Ciekawe czy kabak będzie pamiętać?
Wspinamy się jeszcze potem na jedno skaliste wzniesienie, które nie wiem jak się nazywa, bo nie było oznaczone na naszej mapie. Wypatrzyliśmy sobie tą skałkę z drogi i wydała się nas zapraszać do odwiedzin. Skałka jest gęściej zarośnieta i ma nieco bardziej strome zbocza. Nie prowadzi na górę żadna ścieżka - musimy sobie ją wytyczać sami, przez korzenie, kamulce i poduchy z bukowych liści. Większość trasy w górę pokonujemy na czterech łapach.
Momentami robi się za stromo i musimy obchodzić bokiem urwiska.
Na szczyt górki nie wyłazimy, tam skałki się kończą, a teren zaczyna porastać gęsty las. Koniec trasy ogłaszamy na widokowej polance. To jedno z tych miłych miejsc, skąd nie widać żadnych oznak cywilizacji - domów, dróg, wyciągów, masztów. Przez dłuższą chwilę nawet nie słychać ludzkich hałasów, potem już niestety jakieś piły rozpoczynają koncert...
Tylko my i las! Potem pojawia się jeszcze jeleń! Taki duży, z solidnymi rogami! I nie jakiś byle koziołek - taki okaz rozmiarów solidnego konia! Najpierw podłazi z jednej strony, staje i rozkminia co dalej. Zawsze chyba łaził przez tą polanę. Decyduje się nas obejść szerokim łukiem. Podchodzi wyżej na górę, a potem zakręca. Ostrożny jest skubany. Cały czas pilnuje, aby przysłaniały go drzewka - nie dało rady zrobić zdjęcia...
W dół zjeżdżamy na kuprach. Dosłownie. Co w górę jeszcze daje radę łapiąc się drzew i korzeni - to z powrotem już niekoniecznie
Tak to można wędrować!
Czyli jednak ktoś rozważał jeżdżenie tą drogą, skoro nawet znak powiesili?
W Bilej Vodzie pod folwarkokształtnymi zabudowaniami kończy się nasza jesienna wędrówka.
Nie wspominałam chyba jeszcze o bardzo istotnym aspekcie tego weekendu - jakim jest Sępik!! To jeden z ważniejszych uczestników wycieczki. Kabak od tego roku jest zuchem. I w jej drużynie mają bardzo fajną akcję. Sępik to pluszowa maskotka. Jest z nim związana długa historia i malownicza opowieść. Zatem w streszczeniu: Sępik był bardzo samotny i porzucony. Wydawało mu się, że nikt go nie lubi i nic go już ciekawego w życiu nie czeka. Pozostali mieszkańcy lasu postanowili Sępika wyprowadzić z błędu, udowodnić, że świat jest piękny i przyjazny. I każdy ma w tym swój udział, ma dołożyć swoją cegiełkę. Teraz co tydzień jeden zuch zabiera Sępika do domu. Zadaniem zucha jest opiekować się nowym przyjacielem, dbać o niego, spędzać z nim czas i zapewniać mu atrakcje. Potem wszystko co robiło się razem z Sępikiem trzeba udokumentować w zeszycie - w postaci opisów, rysunków, zdjęć. Forma sępikowego pamiętnika jest dowolna. Jak kto lubi i jak mu w duszy zagra. Kabaczę podeszło do zadania bardzo poważnie i z zapałem
Sępik już po powrocie ze zbiórki nie miał czasu się nudzić - zaczął być wożony furmanką w celu zapoznania z całym mieszkaniem
A potem było już tylko lepiej!
Ptaszor przeważnie poznawał świat z perspektywy czerwonego plecaczka.
Na skałce Vysoki Kamen przysiadł na poręczy.
Przy wieczornym ognisku musiał uważać, żeby się nie przypalić.
Poranek witał nad wyrobiskiem. W gniazdku ze swoją przyjaciółką sikorką. Została specjalnie zabrana, aby Sępikowi dotrzymywać towarzystwa.
Zakopywał się w liściach i moczył dziób w potoku.
Uczestniczył w ognisku pod Safarovą Skałą.
Na jej szczycie wylądował na gałęzi.
Jeździł nocami busiem po ciemnych, wyboistych drogach. Ta atrakcja nie była zaplanowana (przynajmniej przez nas - bo los to nigdy nie wiadomo jakie asy ma w rękawie). Droga w Henrykowie okazała się być zamknięta i nieprzejezdna (sprawdzaliśmy, bo czasem bywają tylko zamknięte A mój objazd drogą z Rososznicy do Krzelkowa okazał się mieć bardzo przyjemną nawierzchnię i dość znikomy ruch. Dobrze, że było sucho, bo Sępik mógłby mieć tego dnia jeszcze więcej przygód a ja urwaną głowę...
W kolejne dni ptaszor piekł jeszcze faszerowaną dynię w ognisku, budował szałas i włóczył się po zapomnianych cmentarzach celem zapalenia tam lampek - więc chyba pod kabaczą opieką nie było mu bardzo źle Mamy ogromną nadzieję, że mu się podobało i wnieśliśmy trochę słońca i radości do sępikowego świata
Nasz dzisiejszy dom wyścielały takie dywany! Nawet kilka liści trafiło do mojego śpiwora - nie wiem jakim cudem! Chyba wczoraj wdmuchał je do busia ten dziwny wieczorny wiatr!
Czas śniadania. Koja więc musiała się przepoczwarzyć w stolik
Dziś ruszamy tam, gdzie wczoraj się nam już nie chciało. Na obrzeżach wioski Bila Voda namierzamy ciekawy obiekt przeznaczenia turystycznego. Jest to coś dosyć nowe, o architekturze wizualnie niekoniecznie trafiającej w moje gusta. Ale jest to tak cholernie praktyczne, że kit z tym jak wygląda. Jak na wiatę na leśnym parkingu - to to jest po prostu rewelacja! Obiekt piętrowy, chyba szczelny (piszę "chyba" bo nie sprawdzaliśmy w czasie ulewy), spać to tu może kilkanaście osób! Szkoda, że wszędzie takich nie budują zamiast fikuśnych ażurowych wiatek przeznaczonych do niczego.
Jak to jest, że najlepsze miejscówki na nocleg znajduję się rano? To jakaś kurde reguła! Jakbyśby znaleźli to wczoraj - to spora szansa, żebyśmy wypróbowali!
Klimatu dopełnia położenie nad mocno industrialnym stawkiem. Ciekawe czy latem jacyś desperaci zażywają tu kąpieli? Schodki do wody są...
Nie możemy wrócić do domu! Uwięzili nas w wiacie!!
Potem odbijamy w dolinę Bilego Potoku.
Niby cały czas deptamy asfaltem, ale szczęśliwie na wielu odcinkach trasy go nie widać
Główną atrakcją doliny jest potoczek, którego malownicze kaskady przelewają się wśród bukowych liści i omszałych kamulców. Szum potoku mieszający się z szumem liści to jedyne dźwięki lasu przerywające ciszę o tej porze roku.
Jak połączyć miłość do Muminków z uwielbieniem dla czajników? Ja też bym chciała mieć taką koszulkę!!!!!
Czasem pojawi się w lesie jakaś skałka.
Ciekawe znaleziska. Kudłaty kamień i wyrzeźbiona kornikami kora. Malownicze, ale ciężko zabrac do domu na pamiątkę... Raczej oba nie mają szans uchować się w takiej formie.
Ale znaleźliśmy w potoku jeszcze nożyk. Chyba jakiś grzybiarz zgubił. Więc zawsze jakieś łupy są!
W końcu pojawia się miejsce ku któremu zmierzamy - Safarova Skala.
U jej podnóża stoi niewielka wiatka i otoczone kamulcami miejsce ogniskowe. A i potok jest niedaleko, więc z gaszeniem nie będzie problemów. Nie zastanawiamy się długo - grzanki są zawsze lepsze od zwykłych kanapek z serem!
Leziemy na góre.
Pokręcone drzewa, omszałe konary, ciepłe barwy jesiennych liści. Klimaty na szczycie Safarovej Skały są więc całkiem przyjemne. Turystów też jest zadowalająca ilość tzn. my i jeden koleś. Koleś leży sobie przy skale, wygodnie wyłożony wygrzewa się w słońcu, słucha sobie muzyczki na słuchawkach. Opala się albo śpi? Kabak się zastanawia: "Czy ten pan jeszcze żyje? Może on tu już leży od miesiąca? Zobacz! Ten jego rower juz chyba nawet trochę zardzewiał! Mówie ci - jak przyjdziemy tu za rok to będzie tylko szkielet!" Obiecujemy sobie, że za rok wrócimy sprawdzić. Ciekawe czy kabak będzie pamiętać?
Wspinamy się jeszcze potem na jedno skaliste wzniesienie, które nie wiem jak się nazywa, bo nie było oznaczone na naszej mapie. Wypatrzyliśmy sobie tą skałkę z drogi i wydała się nas zapraszać do odwiedzin. Skałka jest gęściej zarośnieta i ma nieco bardziej strome zbocza. Nie prowadzi na górę żadna ścieżka - musimy sobie ją wytyczać sami, przez korzenie, kamulce i poduchy z bukowych liści. Większość trasy w górę pokonujemy na czterech łapach.
Momentami robi się za stromo i musimy obchodzić bokiem urwiska.
Na szczyt górki nie wyłazimy, tam skałki się kończą, a teren zaczyna porastać gęsty las. Koniec trasy ogłaszamy na widokowej polance. To jedno z tych miłych miejsc, skąd nie widać żadnych oznak cywilizacji - domów, dróg, wyciągów, masztów. Przez dłuższą chwilę nawet nie słychać ludzkich hałasów, potem już niestety jakieś piły rozpoczynają koncert...
Tylko my i las! Potem pojawia się jeszcze jeleń! Taki duży, z solidnymi rogami! I nie jakiś byle koziołek - taki okaz rozmiarów solidnego konia! Najpierw podłazi z jednej strony, staje i rozkminia co dalej. Zawsze chyba łaził przez tą polanę. Decyduje się nas obejść szerokim łukiem. Podchodzi wyżej na górę, a potem zakręca. Ostrożny jest skubany. Cały czas pilnuje, aby przysłaniały go drzewka - nie dało rady zrobić zdjęcia...
W dół zjeżdżamy na kuprach. Dosłownie. Co w górę jeszcze daje radę łapiąc się drzew i korzeni - to z powrotem już niekoniecznie
Tak to można wędrować!
Czyli jednak ktoś rozważał jeżdżenie tą drogą, skoro nawet znak powiesili?
W Bilej Vodzie pod folwarkokształtnymi zabudowaniami kończy się nasza jesienna wędrówka.
Nie wspominałam chyba jeszcze o bardzo istotnym aspekcie tego weekendu - jakim jest Sępik!! To jeden z ważniejszych uczestników wycieczki. Kabak od tego roku jest zuchem. I w jej drużynie mają bardzo fajną akcję. Sępik to pluszowa maskotka. Jest z nim związana długa historia i malownicza opowieść. Zatem w streszczeniu: Sępik był bardzo samotny i porzucony. Wydawało mu się, że nikt go nie lubi i nic go już ciekawego w życiu nie czeka. Pozostali mieszkańcy lasu postanowili Sępika wyprowadzić z błędu, udowodnić, że świat jest piękny i przyjazny. I każdy ma w tym swój udział, ma dołożyć swoją cegiełkę. Teraz co tydzień jeden zuch zabiera Sępika do domu. Zadaniem zucha jest opiekować się nowym przyjacielem, dbać o niego, spędzać z nim czas i zapewniać mu atrakcje. Potem wszystko co robiło się razem z Sępikiem trzeba udokumentować w zeszycie - w postaci opisów, rysunków, zdjęć. Forma sępikowego pamiętnika jest dowolna. Jak kto lubi i jak mu w duszy zagra. Kabaczę podeszło do zadania bardzo poważnie i z zapałem
Sępik już po powrocie ze zbiórki nie miał czasu się nudzić - zaczął być wożony furmanką w celu zapoznania z całym mieszkaniem
A potem było już tylko lepiej!
Ptaszor przeważnie poznawał świat z perspektywy czerwonego plecaczka.
Na skałce Vysoki Kamen przysiadł na poręczy.
Przy wieczornym ognisku musiał uważać, żeby się nie przypalić.
Poranek witał nad wyrobiskiem. W gniazdku ze swoją przyjaciółką sikorką. Została specjalnie zabrana, aby Sępikowi dotrzymywać towarzystwa.
Zakopywał się w liściach i moczył dziób w potoku.
Uczestniczył w ognisku pod Safarovą Skałą.
Na jej szczycie wylądował na gałęzi.
Jeździł nocami busiem po ciemnych, wyboistych drogach. Ta atrakcja nie była zaplanowana (przynajmniej przez nas - bo los to nigdy nie wiadomo jakie asy ma w rękawie). Droga w Henrykowie okazała się być zamknięta i nieprzejezdna (sprawdzaliśmy, bo czasem bywają tylko zamknięte A mój objazd drogą z Rososznicy do Krzelkowa okazał się mieć bardzo przyjemną nawierzchnię i dość znikomy ruch. Dobrze, że było sucho, bo Sępik mógłby mieć tego dnia jeszcze więcej przygód a ja urwaną głowę...
W kolejne dni ptaszor piekł jeszcze faszerowaną dynię w ognisku, budował szałas i włóczył się po zapomnianych cmentarzach celem zapalenia tam lampek - więc chyba pod kabaczą opieką nie było mu bardzo źle Mamy ogromną nadzieję, że mu się podobało i wnieśliśmy trochę słońca i radości do sępikowego świata
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Nowoczesna wieża
Fajno by bylo zeby nasi zgapili po Czechach tą nowoczesnosc w wiatowej architekturze i u nas tez gdzieniegdzie takie postawiali!
przy sztucznym stawku,
Pierwszy raz taki stawek widzialam! Jakby basen kapielowy sprzed wielu lat? Albo taka kadź przy oczyszczalni? Przedziwny byl!
Adrian pisze:Tyle ładnych zdjęć potoków, a konkurs nie dawno był, a jak widać po konkursie na relację, wygrać w cale nie jest tak trudno
Konkurs na relacje o potokach?
Bardzo fajna akcja z Sępikiem!
Ja caly czas nie moge wyjsc z zachwytu nad tym pomyslem! Jedna pluszowa maskotka a na ilu plaszczyznach to jest zarabiste! Komus naprawde super w duszy zagrało!
Moja młoda właśnie hoduje fasolkę, a cotygodniowe postępy ma udokumentować rysunkiem w odpowiedniej tabelce - ileż było tragedii, gdy ową kartkę zapomniała ze szkoły, mimo, że do pierwszego sprawozdania był jeszcze ten tydzień
To trzymam kciuki za fasolkę - aby wam ladnie rosła!
Szafarowa Skała warta jest obejrzenia, trzeba się będzie kiedyś wybrać. Być może mieliśmy ją w planie podczas naszej mglistej wycieczki, ale wybraliśmy Borówkową żeby trochę widoków było.
Same widoki z niej moze nie są jakies powalające, ale miejsce bardzo przyjemne!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Konkurs na relacje o potokach?
Był konkurs foto "górskie potoki"
A Ty wygrałaś konkurs na relację miesiąca
Ajajajaj! To ja nic nie wiem! To musze poszukac!
Ostatnio zmieniony 2022-11-14, 08:53 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 23 gości