Powitanie złotej jesieni w górach.
Powitanie złotej jesieni w górach.
Już jest.
W końcu. I nie ma już deszczu. Ani śniegu.
Do tego prognozy na weekend zapowiadają słońce i całkiem znośną temperaturę!
Więc...umawiamy się ze znajomymi, na krótką wycieczkę. Krótki wybór miejsca i...jedziemy
Do nielubianych przeze mnie miesięcy dołączył wrzesień. Początek miesiąca dawał nadzieję na jakieś spacery, może jakąś wycieczkę w góry...ale co wolne, to albo jakaś sprawa do załatwienia, albo leje.
Niby czasem było ładnie, ale to w tygodniu, a w weekendy lało i w wyniku tego wszelkie plany...do kosza...
Do piątku i ta wycieczka wisiała na cienkim włosku, jednak koniec końców umawiamy się z przyjaciółmi na "naszej" stacji benzynowej i chwilę po 8ej w sobotę spotykamy się. Kupujemy kawę do auta i spokojnie jedziemy do celu. Pod koniec pokazuję moim dziewczynom, gdzie będziemy iść, by tak się zakręcić, że przejeżdżam odpowiedni zjazd, co skutkuje kwadransem obsuwy...ale chwilę później przejeżdżamy przez Jaworze i podziwiając kolorowe zboczę Łazka, docieramy pod kaplicę w Jaworzu Nałężu, obok której parkujemy. Aut jest sporo, co zwiastuje pospolite ruszenie w górach, więc i my do niego dołączamy ruszając niezwłocznie, bo panuje lekki chłodek. Choć jest pięknie!
Pierwsze wrażenie? Bajecznie jest. Wokół drzewa się mienią kolorami złotej jesieni, do tego na niebie ani chmurki! Cudo dzień.
Obok zamkniętego ośrodka harcerskiego skręcamy w las. Na łące rodzice pokazują jak się rozgrzać przed wędrówką, a dzieciaki z uwagą robią skłony.
Ruszamy. Początek szlaku, to piękna buczyna.
W miejscu dołączenia szlaku z Górek Wielkich docieramy już rozgrzani. Mówię, że największe podejście już za nami...i będzie mi to potem wielokroć wypominane
Jest tu całkiem fajny widok na Pogórze Śląskie z zbiornikiem Goczałkowickim:
Ruszamy trawersem omijającym zalesiony szczyt Łazek, stąd mamy co rusz widok na dolinę potoku Jasionka:
Błatnia oraz wystający za niej Stołów
Mimo ostrego światła, widać, że drzewa się mienią odcieniem czerwieni, choć przez nie kolory są przytłumione. Widzę polankę z jakimś zabudowaniem (zdjęcie wyżej), więc postanawiam podejrzeć je z bliższa:
Jakaś stodoła, a obok wśród drzew widać jakieś domostwo:
Dalsza wędrówka wiedzie lasem, podejście pod Czupel jeszcze jest mi wybaczone, bo póki co jest pięknie, my się od dawna nie widzieliśmy (od wakacji ), więc idąc grupkami nadrabiamy rozmowy a piękne otoczenie zachęca do spaceru! Nawet kałuża dostaje dodatkowego uroku, gdy świat w słońcu się mieni:
Jednak podczas podejścia na Mały Cisowy zaczyna się dłużyć i nawet przerwa na kanapki, oraz piękny widok za siebie nie pomaga i dostaje mi się, że podobno już miało nie być męczącej wspinaczki.
Na szczęście nie jest ono długie, a na górze jest ładnie!
Pola borówek, łany żółtych traw, wraz okalającymi polanki kolorowymi drzewami... Pięknie!
Beskid Śląski znów mnie zaskakuje na plus!
Mijamy domostwo gdzie widać, że mieszkańcy pakują się do powrotu, a pod następnym, pan odkurza liście, spod swojego płotu...fajnie mieć w takim miejscu dom, nam turystom liście nie przeszkadzają, a nawet dodają uroku, cóż jak to było w tej opowieści o domku w Karkonoszach?
Tu, za drzewami kryją się wspomniane domostwa. Z lewej obok słupa - dom z odkurzonymi liśćmi, na wprost dom z pakującymi się lokatorami.
Ruszamy przez wytyczoną wśród traw drogę, omijając sam szczyt Wielkiej Cisowej:
W między czasie na niebie pojawiły się chmury i słońce zaczyna z nimi taniec. Gdy zaświeci, świat pięknieje, a gdy jeszcze trawy zostają poczochrane...pięknie!
W końcu mijając pomnik poświęcony żołnierzom wyklętym, otwiera się przed nami widok na nasz cel:
Czyli schronisko na Błatniej:
oraz hala na garbie ciągnącym się od Błatniej ku zboczom wspinającym się ku szczytu Stołów:
Mijamy Ranczo Błatnia, pod którym siedzi sporo osób. My mamy smaki na obiad w schronisku, więc ruszamy wyżej. Na tym odcinku dzieciaki łapię kryzys. Nasza córa, marudzi, jak nigdy. Oj obrywa mi się, bo gdy ja widzę już schronisko, ona, niższa jeszcze go nie dostrzega wśród drzew...
Ledwo dochodzimy pod cel, a tu...tłumy jeszcze większe!
W sumie spodziewaliśmy się, że ludzi będzie sporo. Mimo wszystko jestem zaskoczony. Pod schroniskiem wszystkie ławki zajęte. W jadalni to samo, a kolejka na kilkadziesiąt osób...
Szybkie spojrzenie po sobie i stwierdzamy, że jednak niżej było luźniej. Wracamy. Stwierdzam, że zejdziemy zielonym szlakiem, który mijaliśmy pod szczytem Wielkiej Cisowej. Wtedy koleżanka proponuję, abym na hale podskoczył sam, wobec niemocy jaka dotknęła nasze dzieci. Dołącza do mnie kolega i szybko robimy sesję "hali na Błatniej" (nazwa własna).
Pod Skrzycznem...
Szkoda, że słońce jest za chmurami, a jak wyjdzie, to na krótkie chwile...niemniej pięknie tu!
Wracając obok schroniska dostajemy telefon, że jedzenie już zamówione. Gdy docieramy do Rancza, jedzenie właśnie wjeżdża na stoły.
Gdy później domawiam jeszcze ciasto i napoje, słyszę, jak pan za lady mówi, że to pierwszy weekend z dobrą pogodą od połowy sierpnia. Pierwszy bez deszczu i zarazem z turystami.
Po odpoczęciu, napełnieniu pustych żołądków (jedzenie na Ranczu bardzo dobre - można polecić), wracamy. Robimy zdjęcie grupowe na tle naszych celów, by chwilę później rozpocząć zejście wspomnianym szlakiem. To szlak Harcerski:
Szlak ten szybko wytraca wysokość i mimo iż nie lubimy schodzić, to zgodnie mówimy, że podchodzić tu byśmy nie chcieli:
Szlak wiedzie głównie lasem, jednak na krótki moment pojawiają się z niego widoki. Na wylot doliny:
oraz przeciwne zbocze, porośnięte kolorowym lasem:
Jednak las, nie oznacza, że jest nudno, czy brzydko. Zdarzają się poślizgi (moje na przykład), które powodują kupę śmiechu. A sam las jest piękny, rosną tu wysokie, piękne buki:
Oraz przecinają go głębokie wąwozy, którymi głośno szumiąc spływają potoki.
Pierwszy:
i jego przekraczanie:
i drugi:
Na szczęście, dla mnie, ścieżka skręca i wzdłuż potoku szybko doprowadza nas do drogi, którą w kilka minut dochodzimy do aut. Na szczęście, bo znów się zaczęły pytania, tata a ile jeszcze minut do auta? I na moją wypowiedź, ja Ci nie wierzę, ciągle mówisz, że to już, a to nie prawda...
Obchodzimy kaplicę, zaglądając do niej, a potem jedziemy do domu.
Mimo niedługiej trasy, nie za dużych podejść, ta trasa dała nam trochę w kość. Wyszła chyba przerwa od gór, ostatni raz byłem pod koniec czerwca w nich, a reszta, jeszcze dawniej...
Niemniej była to bardzo fajna wycieczka. Dopisała pogoda, do świetnego towarzystwa, dopisała już złota jesień. I już się nie możemy doczekać kolejnej wspólnej wycieczki!
W końcu. I nie ma już deszczu. Ani śniegu.
Do tego prognozy na weekend zapowiadają słońce i całkiem znośną temperaturę!
Więc...umawiamy się ze znajomymi, na krótką wycieczkę. Krótki wybór miejsca i...jedziemy
Do nielubianych przeze mnie miesięcy dołączył wrzesień. Początek miesiąca dawał nadzieję na jakieś spacery, może jakąś wycieczkę w góry...ale co wolne, to albo jakaś sprawa do załatwienia, albo leje.
Niby czasem było ładnie, ale to w tygodniu, a w weekendy lało i w wyniku tego wszelkie plany...do kosza...
Do piątku i ta wycieczka wisiała na cienkim włosku, jednak koniec końców umawiamy się z przyjaciółmi na "naszej" stacji benzynowej i chwilę po 8ej w sobotę spotykamy się. Kupujemy kawę do auta i spokojnie jedziemy do celu. Pod koniec pokazuję moim dziewczynom, gdzie będziemy iść, by tak się zakręcić, że przejeżdżam odpowiedni zjazd, co skutkuje kwadransem obsuwy...ale chwilę później przejeżdżamy przez Jaworze i podziwiając kolorowe zboczę Łazka, docieramy pod kaplicę w Jaworzu Nałężu, obok której parkujemy. Aut jest sporo, co zwiastuje pospolite ruszenie w górach, więc i my do niego dołączamy ruszając niezwłocznie, bo panuje lekki chłodek. Choć jest pięknie!
Pierwsze wrażenie? Bajecznie jest. Wokół drzewa się mienią kolorami złotej jesieni, do tego na niebie ani chmurki! Cudo dzień.
Obok zamkniętego ośrodka harcerskiego skręcamy w las. Na łące rodzice pokazują jak się rozgrzać przed wędrówką, a dzieciaki z uwagą robią skłony.
Ruszamy. Początek szlaku, to piękna buczyna.
W miejscu dołączenia szlaku z Górek Wielkich docieramy już rozgrzani. Mówię, że największe podejście już za nami...i będzie mi to potem wielokroć wypominane
Jest tu całkiem fajny widok na Pogórze Śląskie z zbiornikiem Goczałkowickim:
Ruszamy trawersem omijającym zalesiony szczyt Łazek, stąd mamy co rusz widok na dolinę potoku Jasionka:
Błatnia oraz wystający za niej Stołów
Mimo ostrego światła, widać, że drzewa się mienią odcieniem czerwieni, choć przez nie kolory są przytłumione. Widzę polankę z jakimś zabudowaniem (zdjęcie wyżej), więc postanawiam podejrzeć je z bliższa:
Jakaś stodoła, a obok wśród drzew widać jakieś domostwo:
Dalsza wędrówka wiedzie lasem, podejście pod Czupel jeszcze jest mi wybaczone, bo póki co jest pięknie, my się od dawna nie widzieliśmy (od wakacji ), więc idąc grupkami nadrabiamy rozmowy a piękne otoczenie zachęca do spaceru! Nawet kałuża dostaje dodatkowego uroku, gdy świat w słońcu się mieni:
Jednak podczas podejścia na Mały Cisowy zaczyna się dłużyć i nawet przerwa na kanapki, oraz piękny widok za siebie nie pomaga i dostaje mi się, że podobno już miało nie być męczącej wspinaczki.
Na szczęście nie jest ono długie, a na górze jest ładnie!
Pola borówek, łany żółtych traw, wraz okalającymi polanki kolorowymi drzewami... Pięknie!
Beskid Śląski znów mnie zaskakuje na plus!
Mijamy domostwo gdzie widać, że mieszkańcy pakują się do powrotu, a pod następnym, pan odkurza liście, spod swojego płotu...fajnie mieć w takim miejscu dom, nam turystom liście nie przeszkadzają, a nawet dodają uroku, cóż jak to było w tej opowieści o domku w Karkonoszach?
Tu, za drzewami kryją się wspomniane domostwa. Z lewej obok słupa - dom z odkurzonymi liśćmi, na wprost dom z pakującymi się lokatorami.
Ruszamy przez wytyczoną wśród traw drogę, omijając sam szczyt Wielkiej Cisowej:
W między czasie na niebie pojawiły się chmury i słońce zaczyna z nimi taniec. Gdy zaświeci, świat pięknieje, a gdy jeszcze trawy zostają poczochrane...pięknie!
W końcu mijając pomnik poświęcony żołnierzom wyklętym, otwiera się przed nami widok na nasz cel:
Czyli schronisko na Błatniej:
oraz hala na garbie ciągnącym się od Błatniej ku zboczom wspinającym się ku szczytu Stołów:
Mijamy Ranczo Błatnia, pod którym siedzi sporo osób. My mamy smaki na obiad w schronisku, więc ruszamy wyżej. Na tym odcinku dzieciaki łapię kryzys. Nasza córa, marudzi, jak nigdy. Oj obrywa mi się, bo gdy ja widzę już schronisko, ona, niższa jeszcze go nie dostrzega wśród drzew...
Ledwo dochodzimy pod cel, a tu...tłumy jeszcze większe!
W sumie spodziewaliśmy się, że ludzi będzie sporo. Mimo wszystko jestem zaskoczony. Pod schroniskiem wszystkie ławki zajęte. W jadalni to samo, a kolejka na kilkadziesiąt osób...
Szybkie spojrzenie po sobie i stwierdzamy, że jednak niżej było luźniej. Wracamy. Stwierdzam, że zejdziemy zielonym szlakiem, który mijaliśmy pod szczytem Wielkiej Cisowej. Wtedy koleżanka proponuję, abym na hale podskoczył sam, wobec niemocy jaka dotknęła nasze dzieci. Dołącza do mnie kolega i szybko robimy sesję "hali na Błatniej" (nazwa własna).
Pod Skrzycznem...
Szkoda, że słońce jest za chmurami, a jak wyjdzie, to na krótkie chwile...niemniej pięknie tu!
Wracając obok schroniska dostajemy telefon, że jedzenie już zamówione. Gdy docieramy do Rancza, jedzenie właśnie wjeżdża na stoły.
Gdy później domawiam jeszcze ciasto i napoje, słyszę, jak pan za lady mówi, że to pierwszy weekend z dobrą pogodą od połowy sierpnia. Pierwszy bez deszczu i zarazem z turystami.
Po odpoczęciu, napełnieniu pustych żołądków (jedzenie na Ranczu bardzo dobre - można polecić), wracamy. Robimy zdjęcie grupowe na tle naszych celów, by chwilę później rozpocząć zejście wspomnianym szlakiem. To szlak Harcerski:
Szlak ten szybko wytraca wysokość i mimo iż nie lubimy schodzić, to zgodnie mówimy, że podchodzić tu byśmy nie chcieli:
Szlak wiedzie głównie lasem, jednak na krótki moment pojawiają się z niego widoki. Na wylot doliny:
oraz przeciwne zbocze, porośnięte kolorowym lasem:
Jednak las, nie oznacza, że jest nudno, czy brzydko. Zdarzają się poślizgi (moje na przykład), które powodują kupę śmiechu. A sam las jest piękny, rosną tu wysokie, piękne buki:
Oraz przecinają go głębokie wąwozy, którymi głośno szumiąc spływają potoki.
Pierwszy:
i jego przekraczanie:
i drugi:
Na szczęście, dla mnie, ścieżka skręca i wzdłuż potoku szybko doprowadza nas do drogi, którą w kilka minut dochodzimy do aut. Na szczęście, bo znów się zaczęły pytania, tata a ile jeszcze minut do auta? I na moją wypowiedź, ja Ci nie wierzę, ciągle mówisz, że to już, a to nie prawda...
Obchodzimy kaplicę, zaglądając do niej, a potem jedziemy do domu.
Mimo niedługiej trasy, nie za dużych podejść, ta trasa dała nam trochę w kość. Wyszła chyba przerwa od gór, ostatni raz byłem pod koniec czerwca w nich, a reszta, jeszcze dawniej...
Niemniej była to bardzo fajna wycieczka. Dopisała pogoda, do świetnego towarzystwa, dopisała już złota jesień. I już się nie możemy doczekać kolejnej wspólnej wycieczki!
Ładnie, ładnie, ale wydaje mi się, że apogeum złotej jesieni jeszcze przed nami. Fajnie, że towarzystwo forumowe ruszyło tłumnie w góry w sobotę. Błatnia to jeden z moich celów na jesień, ale zawsze jakoś odkładany, bo jawią mi się co chwilę ciekawsze propozycje. Niemniej kiedyś i na nią przyjdzie pora.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Jak pięknie, mam nadzieję, że jeszcze zdążę dojechać w góry w czasie złotej jesieni.
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Coldman pisze:Jak pięknie, mam nadzieję, że jeszcze zdążę dojechać w góry w czasie złotej jesieni.
Masz już listę szczytów?
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Szkoda że nie poszliście z dzieciakami do ruin chat drwali, można tam spotkać Nietoperze
Błatnia ma jak najbardziej sens jesienią, ale uważam że najciekawsze można znaleźć trochę dalej ...
Najważniejsze że ruszyliście w teren
Błatnia ma jak najbardziej sens jesienią, ale uważam że najciekawsze można znaleźć trochę dalej ...
Najważniejsze że ruszyliście w teren
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Sebastian pisze:Coldman pisze:Jak pięknie, mam nadzieję, że jeszcze zdążę dojechać w góry w czasie złotej jesieni.
Masz już listę szczytów?
Nie lubię Wam spoilerować, ale 2 miejsca mogę zdradzić: Žaltman i Radunia
Do Waszych uroczych Beskidów dojadę później
Świat gór! Aby go nazwać swoim, trzeba zainwestować znacznie więcej niż krótkotrwałą radość oczu. I może dlatego właśnie człowiek naprawdę kochający góry chce znosić trudy, wyrzeczenia i niebezpieczeństwa na ich skalnych szlakach
Sebastian pisze:wydaje mi się, że apogeum złotej jesieni jeszcze przed nami.
Oby!
Coldman pisze:zdążę dojechać w góry w czasie złotej jesieni.
Ja bym się zastanawiał, czy Ty ją nie przegonisz
Adrian pisze:że nie poszliście z dzieciakami do ruin chat drwali, można tam spotkać Nietoperze
Mieliśmy taki pierwotny plan. Ale o dziwo wyjątkowo marudzili, więc po prostu zawróciliśmy
Adrian pisze:Błatnia ma jak najbardziej sens jesienią, ale uważam że najciekawsze można znaleźć trochę dalej
Czyli?
Ja praktycznie już z każdej strony na nią wchodziłem, poza tym szlakiem zakochanych czy jak on się tam nazywa.
No i mnie te drzewa na hali interesowały
sokół pisze:takie emeryckie.
Dokładnie takie
sokół pisze:Ale kolory dopiero wystrzelą.
Powtórzę - oby choć pamiętasz, rok temu na Tule ich jeszcze praktycznie nie było, w tym roku jednak już są mocno zaakcentowane.
Adrian pisze: jest tam piękna hala
Wiesz, zastanawiałem się, czy by nie iść z Brennej. Czy nie zrobić zejścia właśnie tamtędy, ale...jedna sztuka po kontuzji, w górach dawno nie byliśmy, to wybrałem opcję, z najszybszym dojazdem. Z Brennej po cofnięciu się do Rancza, trza by wracać po swoich śladach...a tak to jakąś pętelkę zrobiliśmy.
Ino z Harcerskiego, żona przywlekła kleszcza.
Dzięki Marku, mam teraz kilka dni wolnego, może uda się wyrwać od obowiązków i jeszcze spotkać tą już w pełni złotą.
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Z tą jesienią to jest tak, że w jednych miejscach jest już w pełni, a w innych jakby się jeszcze nie zaczęła. Prawdopodobnie nie wszędzie zdążyły chwycić przymrozki. Trawki ładne
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
laynn pisze:Adrian pisze: jest tam piękna hala
Wiesz, zastanawiałem się, czy by nie iść z Brennej. Czy nie zrobić zejścia właśnie tamtędy, ale...jedna sztuka po kontuzji, w górach dawno nie byliśmy, to wybrałem opcję, z najszybszym dojazdem. Z Brennej po cofnięciu się do Rancza, trza by wracać po swoich śladach...a tak to jakąś pętelkę zrobiliśmy.
Ino z Harcerskiego, żona przywlekła kleszcza.
Dzięki Marku, mam teraz kilka dni wolnego, może uda się wyrwać od obowiązków i jeszcze spotkać tą już w pełni złotą.
Będzie okazja wrócić na spokojnie z aparatem.
sokół pisze:Fajne wyjście, takie emeryckie.
A nieprawda, to było wyjście wielopokoleniowe
Marudzące dzieci to takie clue Moze następnym razem wez mapę i pokazuj co jakis czas, gdzie jesteście, jaki odcinek został itd... U moich cór to działało
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 114 gości