Prognozy pogodowe były fatalne, ale nic nie mogło mnie zniechęcić, wszak jak się zmoknie, to można wyschnąć Sobota, godz. 14.45- otrzymałam w darze od szefowej możliwość zakończenia pracy 15 min wcześniej, Krutul już w blokach startowych oczekiwał na parkingu, wjazd na autostradę i mkniemy... Kierunek-Sucha Beskidzka.
W niedzielę żwawo opuszczamy schronisko. Zielonym szlakiem zmierzamy do lasu
Pod Lipską Górą miał być wg mapy punkt widokowy, ale... widać tylko chmury …
No nic, idziemy dalej z nadzieją na poprawę pogody
O ja naiwna... Niewierząca w norweskich meteorologów... Po zejściu do Lipia przekonałam się, że internet jednak nie kłamie
Piękne okoliczności przyrody zawsze wzmagają mój apetyt, zatem przerwa na lunch
Warkot motocykli zakłócił błogość chwili, wystraszył chyba też słońce, bo się znów schowało za chmury. No to w drogę, drużyno, czas na las ! Spotykani grzybiarze patrzyli z pobłażaniem na nasze ręce uzbrojone tylko w kijki, a nie w kosze (ich były z reguły pełne brązowego dobra)
Kozie Skały tonęły już we mgle, zrobiło się magicznie, bajkowo i mimo braku słoneczka-pięknie. Z tego wszystkiego nie spojrzałam na mapę, i zamiast iść dalej zielonym szlakiem, jak zaplanawałam sobie jeszcze w domu, z lękiem w oczach i szlaggotrafił na ustach, zsuwałam się diabelnie ostro na dół za czerwonymi znaczkami. Krutul ze stoickim spokojem podążał za mną. Dopiero jakieś 10 poziomic niżej zorientowałam się, cóż to uczyniłam, ale już nie miałam ochoty na wtyłzwrot. Zwłaszcza, że mocno się ochłodziło, i znów zaczęło padać. Wypatrzyłam za to na mapie pizzerię w Krzeszowie, i tam wstąpiliśmy na gorące zupki. Godzinna przerwa w naszej wędrówce znaczyła wiele dla żołądków, ale kompletnie nic dla pogody. Wyszliśmy z tego suchego przybytku i uprawiając asfalting posuwaliśmy się w upiornej mżawce dalej czerwonym szlakiem. Okazało się w międzyczasie, że nie tylko my mamy nierówno pod kopułami, bo spotkaliśmy jeszcze 3 plecakowiczów, którzy „cześć” okraszali pytaniem: wy też MSB? No teraz nie, ale może kiedyś? Na razie kierowaliśmy się na Leskowiec do schroniska. Marzeniem stał się grzaniec i buraczki zasmażane
Zamiast buraczków pojawił się kotlet mielony z marcheweczką, też dobry. Wielkie oczy zrobiłam na widok dań serwowanych w naczyniach jednorazowych. Pogaduszki z obsługą i już wiem, że to nakaz sanepidu ze względu na częste braki wody. Tylko te dodatkowe tony śmieci... Rankiem uśmiech w kuchennym okienku i kawę dostałam w filiżance
Prognozy prognozowały, że intensywny opad zacznie się po 11-tej i będzie trwał godzinę. Cóż zatem wymyśliłam? Że do tego czasu dotrzemy do Groty Komonieckiego i tam sobie uskutecznimy przerwę śniadaniową, a potem pójdziemy dalej w promieniach ciepłego słoneczka, bo przecież ileż to może padać, do Chatki na Potrójnej, by tam oddać się błogiemu lenistwu
Małżonek wciąż jeszcze z pobłażliwym uśmiechem przychylił się do tej propozycji, wszak ponoć wiem, co czynię
Zatem po kontemplacji krzyża i wiaty na szczycie, podążyliśmy dalej czerwonym w stronę Smrekowicy. Na skrzyżowaniu szlaków pod Smrekowicą zmieniliśmy kolor na zielony, i uważnie patrząc pod nogi, bo luźnych kamieni w bród, minęliśmy Polanę Suwory i zaczęliśmy wypatrywać ścieżki, która powinna mieć ponoć jakieś czerwone oznaczenia, i do tego trudno ją znaleźć. Oznaczeń nie uwidzili, ale droga w prawo była szeroka i całkiem wygodna, wiodła delikatnie w dół, przynajmniej w początkowym swym biegu. Potem stała się coraz węższa, pojawiło się kilka odnóg i oczywiście stała się prawie pionowa
Woda się wciąż sączyła- ta ze strumienia potoku Dusica, który spływa po płycie skalnej (co wygląda pięknie), ale i ta z chmur (co już urocze nie jest). Wzrok Krutula stawał się powoli morderczy. Deszcz się jednak nie wystraszył
i suchość i ciepełko za drzwiami
Krutulowi bardzo podobała się ściana muzyczna:
wiszą sobie 4 gitary elegancko w pokrowcach , przy każdej stosowna informacja, kto może korzystać z instrumentu:
1*dla tych, co grają
2*dla tych co umieją grać
3*dla tych co grają bardzo dobrze
4*dla mistrzów
On sięgnął po nr 2
Oznajmił, że nie odważy się brać tej, co to jest przeznaczona dla grających bardzo dobrze. No i w takim niewielkim gronie sobie muzykowaliśmy czas jakiś, aż głowa zaczęła ciążyć i przemieściliśmy się do magazynu broni, czyli naszej aktualnej sypialni.
Wtorkowy poranek słoneczny nadal nie był. Buty -dzięki suszarce-wyschły, ale cała reszta niekoniecznie
Poszukałam sobie jeszcze beztrosko jaskiń w Czarnych Działach i przez Kucówki i Płonne żwawym krokiem dotarłam do Łysiny. Mieliśmy obejrzeć już razem Zamczysko-czyli osuwisko skalne na Ścieszków Groniu, ale lecąca znów z nieba ściana wody skutecznie odstraszyła
Kolejny dzień to wycieczka do Bielska Białej na kurtkowe zakupy, bo starą mężowską diabli wzięli
Za to klimat jak z Mordoru można było poczuć
W czwartek postanowiliśmy zdobyć Żar. Każdy na swój sposób: ja wybrałam wersję pieszą. Zielonym szlakiem wdrapałam się na Przełęcz Isepnicką, gdzie po raz pierwszy w tym roku usłyszałam ryczącego jelenia. Dołącza tutaj czerwony MSB i żółty z/do Porąbki, stoi sobie ławeczka, ale że mokra, to nie skorzystałam. Poszłam sobie tym potrójnym szlakiem kawałek pod górkę, po czym już drogą bez oznaczeń podreptałam do zbiornika wody Żar, gdzie znów spotkałam szlak czerwony. Spacerek wzdłuż płotu elektrowni wielce fascynujący
No to co, obejdziemy sobie ten ścięty wierzchołek? Jest ścieżka, wedle różnych map z niebieskim szlakiem, a na mojej starej papierowej- z czerwonym. A potem pójdziemy na Kiczerę. Ale zdążyliśmy przejść kilkanaście metrów, gdy zrobiło się ciemno i ...gradobicie! Biegiem do kolejnego baru
Droga powrotna do kwatery to miszmasz szlaków i leśnych dróżek, grzybobranie, pogaduchy z salamandrami i muchomorami, schodzenie rowerzystom z drogi, a przede wszystkim nieustanna obserwacja nieba- kiedy lunie
Piątek to nasz ostatni dzień urlopu. Trzeba go zakończyć z przytupem.
Tu mała dygresja:
Wiele lat temu, kiedy nasze córki były jeszcze małe i dopiero zaczynały swe górskie przygody, zrobiliśmy sobie rodzinne wejście na Czupel – najwyższy szczyt Beskidu M. To było wprost ekstremalne przeżycie: czerwonym szlakiem z Łodygowic. Dziewczyny uznały, że to najwyższa i najtrudniejsza góra świata, a co najmniej Europy. Od tamtej pory każde inne wyjście w góry porównywane było do tej trasy, i Czupel był niepokonany
Samochód zostawiliśmy w Czernichowie i niebieskim szlakiem przez Suchy Wierch, mijając źródełko z miejscem odpoczynku z odpowiednio wyprofilowaną ławką, by nie można było na niej zasiąść
na Przełęcz pod Czuplem weszliśmy w rekordowym czasie 2 godzin! Do samego szczytu już rzut beretem. Z oddali było słychać radosne krzyki i śpiewy dziecięcych wrzeszczących gardeł
Na odpowiedzi nie czekaliśmy długo. W wiadomościach: „hardkorowcy” i „o nie! Tylko nie Czupel”
Na dół schodziliśmy czerwonym aż do Przysłopia, a potem żółtym przez Solisko. Punkt widokowy pod Przyszopem wzbogacony jest elegancką ławką
Pięknie, ciepło, to i posiedzieliśmy tam dłuższą chwilę planując już kolejny wyjazd w te strony. Może to będzie Mały Szlak? Może odkrywanie tego, co tym razem ominęliśmy lub nie zobaczyliśmy z powodu innej, niż słoneczna, pogody? W każdym razie postanowione: nie będziemy czekać kolejnych 17 lat na powrót w Beskid Mały!
The end
