Czas na odpoczynek od gór. Wakacje!!!
Czas na odpoczynek od gór. Wakacje!!!
Są. Wymarzone. Wyczekane. Wakacje, urlop, wypoczynek...a nie...były...
Bo dziś już to historia, jednak gdy się obudziłem pierwszego dnia urlopu, czuje radość...oraz lekki strach.
Radość, bo jak na zdjęciu wyżej, mam wielką ochotę na kąpiele w ciepłym morzu.
Strach, bo pierwszy raz czeka mnie ponad tysiąc kilometrów podróży. Prawie 1300. Za jednym strzałem...
Jak macie ochotę poczytać, jak się opalaliśmy to zapraszam do relacji.
no dobra, żartuje, o plażach, wodzie nie będzie dużo, a gór...?
Gdy się pakujemy do auta, pada, niebo zasnute szarymi chmurami. Z kraju wyjeżdżamy w promieniach słonecznych, by w Czechach dopadła nas burza, porządna ulewa zaczyna się, gdy my kupujemy winiety... Po zlewie wychodzi tęcza, wpierw pojedyncza, taka jakaś niewyraźna, potem się robi pięknie ostra, a po chwili widzimy dwie tęcze. Do tego zachodzące słońce oświetla za nią, na złoty kolor zbocza Beskidu Śląsko-Morawskiego. Piękny widok - mówię, to na szczęście.
Za Brnem ściemnia się, mijamy nocą Austrię, Słowenię. Pierwsze opóźnienie łapiemy na granicy Słoweńsko-Chorwackiej ( godzina stania). Za Zagrzebiem robimy drzemkę, już zasypiając po 5tej czuje, że jest parno, blisko trzydzieści stopni. Budzą mnie Czesi, którzy przed maską głośno dyskutują Lekko odżywszy, ruszamy, bo na parkingu prawdziwe tłumy. Do toalety damskiej lekko pół godziny stania...
Pierwszy widok na błękitną wstęgę morza oglądamy smagani gorącymi porywami huraganowego wiatru, na zboczach Velebitu:
Wieje tak mocno, że będąc w toi toju mam wrażenie, że zaraz się wywróci.
Parking na tle Velebitu.
Im dłużej trwa podróż, tym robi się coraz cieplej. Gdy po przerwie na kawę, gdzieś za Szybenikiem ruszamy, jest tak gorąco, że gdy przyśpieszam na autostradzie jadąc lekko do góry, to wskazówka od temperatury zaczyna przekraczać optymalną wartość. Termometr wskazuje 36stopni za oknem...w końcu po długim czasie przejeżdżamy Mali Prolog, co oznacza, że zaraz skończy się autostrada, a my mamy dwie opcje do wyboru dalszej podróży - prom, lub okrężną jazdę dalej na południe. Nawigacja podpowiada koledze, że jadąc, będziemy szybciej, więc właśnie tą opcję wybieramy. Mijamy przydrożne stragany, na których kuszą polewane wodą arbuzy i inne owoce oraz warzywa. Nad rzeką Neretwa oglądamy pięknie położone miasto leżące na drugim brzegu, którego białe domy z pomarańczowymi dachami niejako schodzą nad lustro wody, do tego fajnie się komponują zacumowane przy brzegu łodzie (Komin). Od minięcia miejscowości Ploče, walczę z nawigacją, która ciągle mnie zawraca na prom, mimo zaznaczenia w opcjach o pominięciu tej opcji. Do tego mam wrażenie, że coś mi zaczyna świszczeć w silniku. No pięknie! Dźwięk ten jednak nie jest skoordynowany z dodawaniem "gazu", więc uchylam okna, by na słuch ocenić co to, coś w zawieszeniu? Bucha gorący żar, ale na szczęście ten dźwięk robią cykady... Gdy w końcu odgaduję, co jest powodem, że nawigacja mnie próbuje zawrócić (odhaczyłem na tablecie w aucie, ale nie w telefonie), widzę, że przed nami, na granicy z Bośnią, jest korek na godzinę i właśnie wyjeżdżając zza zakrętu, muszę zahamować - stajemy w nim. Z godziny robią się prawie dwie, a w międzyczasie wyprzedzają nas pieszo ludzie...tak mijamy Klek (piękna plaża w dole), wpierw mijając też odbicie na Pelješki most, który ma zostać oddany do ruchu za ponad tydzień, dokładnie dwa dni, po naszym powrocie. 4,5km pokonujemy w godzinę i 50 minut, choć gdy przed budkami na granicy jesteśmy z szóstym autem w kolejce, wychodzi pogranicznik i kieruje te kilka pojazdów przed nami (z nami włącznie), na stanowisko do odprawy aut ciężarowych, więc udaje się urwać z trzy, cztery minuty 😂 Kolejny pogranicznik siedzący w budce na nasz widok macha ręką (tak samo jak na granicy Słoweńsko-Chorwackiej), a Bośniacki skanuje tylko mój dowód i oddając nam dokumenty mówi do nas po...polsku . Tak oto, odwiedzam, bardzo krótko, ale jednak kolejny kraj, Bośnie i Hercegowinę (to dopiero ósme odwiedzone państwo). Mijamy Neum, w którym widać różnicę, że tu trochę "biedniej", ale mamy dość, szczególnie ja więc jedziemy bez zatrzymywania się. Boli mnie biodro, jestem bardzo zmęczony, chcę po prostu już wysiąść z auta. Kolejna granica po chwili do odhaczenia i po kilku minutach skręcamy z drogi na Dubrovnik ku naszemu celu. Jeszcze godzina jazdy! Mijamy coraz piękniejsze miejsca nie mając ani siły, ani ochoty na ich podziwianie. W końcu po kilku podjazdach, serpentynach, oraz zgubieniu się przy budowanej drodze z mostu do Dubrownika, rozpoczynamy zjazd, a z lewej otwiera się widok na Adriatyk, a chwilę potem na nasz cel - Orebić.
Zdjęcie z kolejnego dnia - dziś nie mam już sił na podziwianie...
W końcu jesteśmy...
Wpierw rozpakowanie.
Potem, czas na kąpiel: w końcu!
Woda bajka, ciepła, wnet zapominam o zmęczeniu, choć patrząc dziś na selfiaka z wtedy...widzę szpary a nie oczy
Są widoki:
oraz...czas wolny:
Morze.
Chorwacja, podobno mało oryginalnie, podobno drogo, podobno tłoczno i tak dalej itede.
Ale to najbliżej do ciepłego morza, więc co tu ukrywać, to dla niego wybraliśmy się na urlop.
To moje drugie odwiedziny w Chorwacji, ale pierwszy raz na południu, na Bałkanach, w Dalmacji - dokładnie na półwyspie Pelješac. Pierwszym razem odwiedziliśmy Istrię - Rovinj , gdzie morze oczarowało mnie przejrzystością, ale było dość chłodne. Wody wokół półwyspu są tu równie czyste, o przepięknych kolorach, a woda...ciepła.
Kamienista plaża, za przesmykiem na wyspie Korčula, zabudowania największego miasta o takiej samej nazwie jak wyspa.
Plaża na północnym brzegu półwyspu...
oraz kolory wody. Przepiękne!!!
Cała paleta zielonych barw...i wody, i lasu; widoczne z wysokości około 130 m. z pod klasztoru Matki Bożej Anielskiej.
Wody w porcie Trpanj.
Granat morza, oglądany z promu.
Woda miała temperaturę ponad 24 stopni i na prawdę można było w niej siedzieć godzinami...
Orebić.
Miasto portowe nazwane na cześć rodziny która odrestaurowała zamek wewnątrz ufortyfikowanej osady w 1586 roku (info z Wikipedii) , dostać się tu można drogą, przez półwysep, bądź promem. Aby dojechać, musimy na odcinku 65 kilometrów kilkukrotnie wspiąć się na kilka przełęczy, następnie zjechać w doliny (mapy.cz pokazują, że nawet w pewnym momencie osiągamy - 3 m poniżej poziomu morza), pokonując ponad tysiąc metrów przewyższeń, najwyżej osiągając wysokość 410 m npm. Mijamy winnice, oraz wiele sklepów i domostw z szyldem Wine Shop, oraz dopiskiem Olive .
Na zdjęciu poniżej widać wstęgę drogi, wspinającej się po zboczu góry. W środku zdjęcia - punkt widokowy obok sklepu z winami (zdj nr 4 w relacji), za którym droga zawija się za stok.
i droga powyżej wspomnianego sklepu.
Po zjechaniu z gór, mijamy stację benzynową, oraz trzy większe markety (najlepsze ceny), kilka kempingów. Po minięciu głównej plaży (Tristenica), droga wiedzie wśród domostw, kolejnych sklepów, knajp, straganów by zawinąć w stronę morza, dokąd dojedziemy do portu, skąd można dalej ruszyć promem, min na wyspę Korčula. Są tu też parkingi, a wzdłuż morza wiedzie deptak, promenada.
My mieszkaliśmy tuż obok Orabicza, a z racji wysokich temperatur za dnia, odwiedzaliśmy go wieczorami.
Zabudowa wzdłuż głównej drogi:
Gaje oliwne i figowce, pod najwyższą Górą Świętego Eliasza, najwyższym szczytem półwyspu:
I widok z promenady:
Na promenadzie:
Plaże przy porcie i sam port:
Poza zwiedzaniem Orebicza i opalaniem, zwiedziliśmy również kilka miejsc.
Planowałem również zdobycie najwyższego szczytu, ale o tym będzie kolejna część.
Bo dziś już to historia, jednak gdy się obudziłem pierwszego dnia urlopu, czuje radość...oraz lekki strach.
Radość, bo jak na zdjęciu wyżej, mam wielką ochotę na kąpiele w ciepłym morzu.
Strach, bo pierwszy raz czeka mnie ponad tysiąc kilometrów podróży. Prawie 1300. Za jednym strzałem...
Jak macie ochotę poczytać, jak się opalaliśmy to zapraszam do relacji.
no dobra, żartuje, o plażach, wodzie nie będzie dużo, a gór...?
Gdy się pakujemy do auta, pada, niebo zasnute szarymi chmurami. Z kraju wyjeżdżamy w promieniach słonecznych, by w Czechach dopadła nas burza, porządna ulewa zaczyna się, gdy my kupujemy winiety... Po zlewie wychodzi tęcza, wpierw pojedyncza, taka jakaś niewyraźna, potem się robi pięknie ostra, a po chwili widzimy dwie tęcze. Do tego zachodzące słońce oświetla za nią, na złoty kolor zbocza Beskidu Śląsko-Morawskiego. Piękny widok - mówię, to na szczęście.
Za Brnem ściemnia się, mijamy nocą Austrię, Słowenię. Pierwsze opóźnienie łapiemy na granicy Słoweńsko-Chorwackiej ( godzina stania). Za Zagrzebiem robimy drzemkę, już zasypiając po 5tej czuje, że jest parno, blisko trzydzieści stopni. Budzą mnie Czesi, którzy przed maską głośno dyskutują Lekko odżywszy, ruszamy, bo na parkingu prawdziwe tłumy. Do toalety damskiej lekko pół godziny stania...
Pierwszy widok na błękitną wstęgę morza oglądamy smagani gorącymi porywami huraganowego wiatru, na zboczach Velebitu:
Wieje tak mocno, że będąc w toi toju mam wrażenie, że zaraz się wywróci.
Parking na tle Velebitu.
Im dłużej trwa podróż, tym robi się coraz cieplej. Gdy po przerwie na kawę, gdzieś za Szybenikiem ruszamy, jest tak gorąco, że gdy przyśpieszam na autostradzie jadąc lekko do góry, to wskazówka od temperatury zaczyna przekraczać optymalną wartość. Termometr wskazuje 36stopni za oknem...w końcu po długim czasie przejeżdżamy Mali Prolog, co oznacza, że zaraz skończy się autostrada, a my mamy dwie opcje do wyboru dalszej podróży - prom, lub okrężną jazdę dalej na południe. Nawigacja podpowiada koledze, że jadąc, będziemy szybciej, więc właśnie tą opcję wybieramy. Mijamy przydrożne stragany, na których kuszą polewane wodą arbuzy i inne owoce oraz warzywa. Nad rzeką Neretwa oglądamy pięknie położone miasto leżące na drugim brzegu, którego białe domy z pomarańczowymi dachami niejako schodzą nad lustro wody, do tego fajnie się komponują zacumowane przy brzegu łodzie (Komin). Od minięcia miejscowości Ploče, walczę z nawigacją, która ciągle mnie zawraca na prom, mimo zaznaczenia w opcjach o pominięciu tej opcji. Do tego mam wrażenie, że coś mi zaczyna świszczeć w silniku. No pięknie! Dźwięk ten jednak nie jest skoordynowany z dodawaniem "gazu", więc uchylam okna, by na słuch ocenić co to, coś w zawieszeniu? Bucha gorący żar, ale na szczęście ten dźwięk robią cykady... Gdy w końcu odgaduję, co jest powodem, że nawigacja mnie próbuje zawrócić (odhaczyłem na tablecie w aucie, ale nie w telefonie), widzę, że przed nami, na granicy z Bośnią, jest korek na godzinę i właśnie wyjeżdżając zza zakrętu, muszę zahamować - stajemy w nim. Z godziny robią się prawie dwie, a w międzyczasie wyprzedzają nas pieszo ludzie...tak mijamy Klek (piękna plaża w dole), wpierw mijając też odbicie na Pelješki most, który ma zostać oddany do ruchu za ponad tydzień, dokładnie dwa dni, po naszym powrocie. 4,5km pokonujemy w godzinę i 50 minut, choć gdy przed budkami na granicy jesteśmy z szóstym autem w kolejce, wychodzi pogranicznik i kieruje te kilka pojazdów przed nami (z nami włącznie), na stanowisko do odprawy aut ciężarowych, więc udaje się urwać z trzy, cztery minuty 😂 Kolejny pogranicznik siedzący w budce na nasz widok macha ręką (tak samo jak na granicy Słoweńsko-Chorwackiej), a Bośniacki skanuje tylko mój dowód i oddając nam dokumenty mówi do nas po...polsku . Tak oto, odwiedzam, bardzo krótko, ale jednak kolejny kraj, Bośnie i Hercegowinę (to dopiero ósme odwiedzone państwo). Mijamy Neum, w którym widać różnicę, że tu trochę "biedniej", ale mamy dość, szczególnie ja więc jedziemy bez zatrzymywania się. Boli mnie biodro, jestem bardzo zmęczony, chcę po prostu już wysiąść z auta. Kolejna granica po chwili do odhaczenia i po kilku minutach skręcamy z drogi na Dubrovnik ku naszemu celu. Jeszcze godzina jazdy! Mijamy coraz piękniejsze miejsca nie mając ani siły, ani ochoty na ich podziwianie. W końcu po kilku podjazdach, serpentynach, oraz zgubieniu się przy budowanej drodze z mostu do Dubrownika, rozpoczynamy zjazd, a z lewej otwiera się widok na Adriatyk, a chwilę potem na nasz cel - Orebić.
Zdjęcie z kolejnego dnia - dziś nie mam już sił na podziwianie...
W końcu jesteśmy...
Wpierw rozpakowanie.
Potem, czas na kąpiel: w końcu!
Woda bajka, ciepła, wnet zapominam o zmęczeniu, choć patrząc dziś na selfiaka z wtedy...widzę szpary a nie oczy
Są widoki:
oraz...czas wolny:
Morze.
Chorwacja, podobno mało oryginalnie, podobno drogo, podobno tłoczno i tak dalej itede.
Ale to najbliżej do ciepłego morza, więc co tu ukrywać, to dla niego wybraliśmy się na urlop.
To moje drugie odwiedziny w Chorwacji, ale pierwszy raz na południu, na Bałkanach, w Dalmacji - dokładnie na półwyspie Pelješac. Pierwszym razem odwiedziliśmy Istrię - Rovinj , gdzie morze oczarowało mnie przejrzystością, ale było dość chłodne. Wody wokół półwyspu są tu równie czyste, o przepięknych kolorach, a woda...ciepła.
Kamienista plaża, za przesmykiem na wyspie Korčula, zabudowania największego miasta o takiej samej nazwie jak wyspa.
Plaża na północnym brzegu półwyspu...
oraz kolory wody. Przepiękne!!!
Cała paleta zielonych barw...i wody, i lasu; widoczne z wysokości około 130 m. z pod klasztoru Matki Bożej Anielskiej.
Wody w porcie Trpanj.
Granat morza, oglądany z promu.
Woda miała temperaturę ponad 24 stopni i na prawdę można było w niej siedzieć godzinami...
Orebić.
Miasto portowe nazwane na cześć rodziny która odrestaurowała zamek wewnątrz ufortyfikowanej osady w 1586 roku (info z Wikipedii) , dostać się tu można drogą, przez półwysep, bądź promem. Aby dojechać, musimy na odcinku 65 kilometrów kilkukrotnie wspiąć się na kilka przełęczy, następnie zjechać w doliny (mapy.cz pokazują, że nawet w pewnym momencie osiągamy - 3 m poniżej poziomu morza), pokonując ponad tysiąc metrów przewyższeń, najwyżej osiągając wysokość 410 m npm. Mijamy winnice, oraz wiele sklepów i domostw z szyldem Wine Shop, oraz dopiskiem Olive .
Na zdjęciu poniżej widać wstęgę drogi, wspinającej się po zboczu góry. W środku zdjęcia - punkt widokowy obok sklepu z winami (zdj nr 4 w relacji), za którym droga zawija się za stok.
i droga powyżej wspomnianego sklepu.
Po zjechaniu z gór, mijamy stację benzynową, oraz trzy większe markety (najlepsze ceny), kilka kempingów. Po minięciu głównej plaży (Tristenica), droga wiedzie wśród domostw, kolejnych sklepów, knajp, straganów by zawinąć w stronę morza, dokąd dojedziemy do portu, skąd można dalej ruszyć promem, min na wyspę Korčula. Są tu też parkingi, a wzdłuż morza wiedzie deptak, promenada.
My mieszkaliśmy tuż obok Orabicza, a z racji wysokich temperatur za dnia, odwiedzaliśmy go wieczorami.
Zabudowa wzdłuż głównej drogi:
Gaje oliwne i figowce, pod najwyższą Górą Świętego Eliasza, najwyższym szczytem półwyspu:
I widok z promenady:
Na promenadzie:
Plaże przy porcie i sam port:
Poza zwiedzaniem Orebicza i opalaniem, zwiedziliśmy również kilka miejsc.
Planowałem również zdobycie najwyższego szczytu, ale o tym będzie kolejna część.
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Chorwacja w tym roku popularna. W pracy 4 kolegów tam pojechało (na 7 osób).
Czekam na ciąg dalszy i górskie podboje
Ja też miałem z tym problem. Wydawało mi się, że nagrzany hamulec wydaje takie dźwięki i trze nawet jak się nie hamujelaynn pisze:ale na szczęście ten dźwięk robią cykady
Takie są uroki długiej jazdy samochodem. Cóż, trudno, coś za coś.laynn pisze:jestem bardzo zmęczony, chcę po prostu już wysiąść z auta
Nie ma zdjęcialaynn pisze:trzy większe markety (najlepsze ceny)
Czekam na ciąg dalszy i górskie podboje
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Chorwacja w tym roku popularna
bardziej byłoby interesujące w którym roku nie była
sprocket73 pisze:Ja też miałem z tym problem
ja już jestem tak przewrażliwiony, że wydaje mi się iż w aucie nieustannie coś trzaska, piska i stuka
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
sprocket73 pisze:Chorwacja w tym roku popularna.
Pudelek pisze:bardziej byłoby interesujące w którym roku nie była
Rację ma Pudel, ale rzeczywiście, kilka moich znajomych pojechało po raz pierwszy, więc coś w tym jednak jest, że sporo osób ten kierunek wybrało
sprocket73 pisze:Nie ma zdjęcia
I nie będzie, nie będę patentu Pudla zabierał
sprocket73 pisze:górskie podboje
Ich też nie będzie - zaspoileruje
sprocket73 pisze:Wydawało mi się, że nagrzany hamulec wydaje takie dźwięki i trze nawet jak się nie hamuje
O to. Chodź jak na autostradzie goniłem kolegę i mi zaczęła rosnąć temperatura cieczy chłodzącej, to potem, w pierwszym momencie miałem pietra, że to coś z silnikiem, wszet eco boosty mają problem czasem z chłodzeniem.
Bo urlop to nie tylko plaża ;)
Pelješac, drugi po Istrii półwysep chorwacki. Długi na 66km, górzysty kawał lądu, przez całą jego długość ciągną się Wężowe Wzgórza, z najwyższym szczytem Górą Świętego Eliasza (Sveti Ilija 961 m npm), na którego od momentu rezerwacji kwatery na wakacje, mam wielką ochotę. To mój główny cel, poza plażą.
Od razu jednak napiszę, nie podjąłem nawet próby, wejścia na ten szczyt, ani na żadne inne wzniesienie (no jedyną próbą było zakupienie dwóch zgrzewek wody, którą przywieźliśmy do domu ).
Po prostu było za gorąco. Cały tydzień temperatura była w ciągu dnia powyżej 32 stopni, a nocą w granicy 26. O ile na początku było "chłodniej", to pod koniec, na kiedy sobie zaplanowałem tą wycieczkę (bo w pierwsze dni chciałem po prostu odpocząć), to ciężko było nawet nad wodą wysiedzieć, temperatura przekraczała 35 stopnie. Zresztą nasze gospodynie nam mówiły, że dawno nie było u nich tak sucho i tak gorąco. Półwysep właśnie słynie z łagodnego klimatu, przez swoje położenie i wiejące wiatry jest tu o wiele przyjemniej niż na wybrzeżu dalmackim, ale nasz pobyt zbiegł się z falą afrykańskiego gorąca, które uderzyło we Włochy, Hiszpanie i Grację, powodując tam liczne pożary, więc tu też było cieplej.
Przez upał, również nasze zwiedzanie przesuwaliśmy na późne popołudnie. Dzisiejszy wpis to będzie krótka, niechronologiczna relacja właśnie z tych kilku wycieczek.
Ston.
Zacznę od początku, ale początku półwyspu, czyli kierujemy się od wschodu, ku zachodowi.
Ston to miasto leżące w przesmyku łączącym półwysep z lądem, przebiega przez niego też jedyna droga, którą i my przyjechaliśmy.
Miasto słynie z murów obronnych usytułowanych na wzgórzach, które miały bronić przed Turkami i miała długość 5,5 km oraz 40 wież i 7 twierdz. Do dziś zachowały się tylko części murów, oraz ruiny 3 wież. My dojeżdżamy nieco pół godziny przed zamknięciem, ale z powodu temperatury i tak nie planowaliśmy wspinaczki murami, a zwiedzenie urokliwego miasteczka. Miasteczka, w którym jakby zamarł czas...
Uliczki puste, kamienice zamieszkane stoją obok ruin, w kawiarenkach stoliki puste, zajęte przez kilka osób, a pod jednym sklepem panowie po godzinie dalej siedzą...
Cicho, spokojnie, pod kościołem brak jedynie przewalającej się kulki biegaczy pustynnych, niczym z filmów o dzikim zachodzie :
Rzut oka przez zamknięte, ale oszklone drzwi:
i spoglądam na twierdzę, otoczoną fosą:
by następnie przez teleobiektyw obejrzeć "europejski chiński mur" jak czasem nazywają te fortyfikacje:
Ładnie.
Na koniec, rzucam okiem na baseny, w których produkują tu od lat sól, a następnie wracamy na kwatery, a raczej nad wieczorne posiedzenie nad morzem...
Informacyjnie parkingi są płatne, my parkowaliśmy na południe od twierdzy - 8kun za godzinę, możliwa płatność bilonem i kartą.
Trpanj.
Na Pelješac można dostać się również promem, płynącym z miasta Ploče do wsi Trpanj, która znajduje się na północnej części półwyspu. Zaś dojazd do niego, od strony półwyspu prowadzi kanionem, do którego trzeba zjechać, mijając ostre zakręty, które pokonywaliśmy podczas powrotu do domu, bo właśnie promem postanowiliśmy wrócić na kontynent, więc "zwiedziliśmy" tylko okolice portu, dojeżdżając godzinę przed odprawą. Stojąc w kolejce na prom:
Widok na kamienice przy porcie:
Ciekawostka, w wodzie portowej, części dla mniejszych "statków" jest boisko do piłki wodnej, słyszeliśmy gwizdki sędziego, więc trwał mecz:
Na zachód od Trpanja wąską drogą można dojechać do pięknej laguny. Szkoda, że drogą była wąska, bo końcowy zjazd, robił wielkie wrażenie, ale nie miałem gdzie stanąć, by zrobić zdjęcie...
Plaża i tłumy :
Gospa od Anđela.
Czyli klasztor franciszkanów (a nie gospoda ), stojący na skale ponad 150 metrach wyżej od morza, zbudowany w XVI w. Już sam dojazd dostarcza ciekawych doznań, skręcamy z drogi do Orebicza i od razu zaczynamy ostro się wspinać, pokonując ostre zakręty. Do tego droga jest wąska, a od wody otwiera się całkiem spora lufa. By zaparkować, musimy przejechać między świątynią, a murem, oraz przejechać po dziedzińcu, na zdjęciu to ta szpara między tą altanką, w której stoi facet w czerwonej koszuli, z początku myślałem, że tam nie damy rady się przecisnąć:
parkujemy i na chwilę zaglądamy do wnętrza świątyni:
Widoki są tu bardzo rozległe, widać Orebić, Korčule. Jednak na mnie robią wrażenie lasy z wystającymi nad sosnami cyprysami, a już na tle niesamowicie kolorowego morza:
Tu zbliżenie na las:
Widok na Orebić, oraz ciągnące się za nim wzgórza półwyspu:
oraz na Korčule, miasto:
Podziwiamy też wysepki, leżące między półwyspem a wyspą Korčula, z największą Badija na której od południa jest klasztor franciszkanów (z pokojami przerobionymi na nocleg), za wyspą widać osadę Lumbarda, a na horyzoncie wyspę Mljet:
Poniżej klasztoru, znajduje się cmentarz, są tu grobowce rodzinne armatorów, którzy zamieszkiwali miasto poniżej. Robi wrażenie:
W między czasie jakieś dziewczyny robiły sobie sesje, jedna z nich w różowych spodenkach się wygina w różne pozy, a druga, o dziwo z lustrzanką robi jej zdjęcia. Na insta i fejsa jak znalazł...
Po krótkim zwiedzaniu, ruszamy do miasta na lody.
Lovište.
Na samym końcu półwyspu leży sobie mała wieś zamieszkana przez nieco ponad dwustu mieszkańców. Wiedzie do niej droga, więc jeśli chcemy tam dojechać, musimy pokonać kilka serpentyn, oraz wjechać na wysokość prawie trzystu metrów. Klasycznie drogi są wyrąbywane w skale, z drugiej strony zaś jest gdzie polecieć. Na jednym z zakrętów jest miejsce widokowe, oczywiście się na nim zatrzymujemy.
Pod nami Viganj nad cieśniną:
widok na pofałdowaną Korčule:
Góra Świętego Eliasza to ta z prawej, ostatnia w tej grupce kopców, choć to góra z lewej wydaje się większa, ta jest po prostu bliżej:
Jestem i ja :
Zjeżdżając na sam skraj półwyspu, mijamy księżycowy krajobraz małych, białych szczytów stojących po obu stronach drogi. Będąc na punkcie widokowym myślałem mocno nad spróbowaniem zdobycia Św. Eliasza, wypatrywałem drogi, jaka na mapie jest zaznaczona, a która wiedzie w kierunku najwyżej góry, ale po kontakcie z ostrymi krzaczorami, z równie ostrą trawą, oraz dobre kilka kilometrów do przewędrowania w wysokiej temperaturze od samego rana...Nie, nie ma sensu. Jest powód, do powrotu w te rejony!
Tak rozmyślając dojeżdżamy do sennej osady, zostawiając auta na skraju wsi i mijając gaj oliwny, ukwiecone drzewo, pomarańczowe drzewo z wiszącymi pomarańczami dochodzimy do małego portu, wokół którego rozlokowane są domostwa i takie wypasione i te mające sporo lat i historii. Podobny przekrój jest z autami, są super drogie, są zwykłe auta do jazdy, a gdzieniegdzie czają się różne złomki :
Do morza można zejść po kamiennych schodkach, czasem wprost z pod parasoli knajpkowych:
Gaj oliwny:
Pomarańcze:
Granat a nie figa:
A pod naszą kwaterą rosną limonki (kilka zabraliśmy do domu ), fajowa ta roślinność tutaj jest.
Dochodzimy do krańca wyspy, gdzie w rozbijających się o skały falach morskich odbija zachodzące słońce...
Zachodzące słońce za wyspą Hvar:
Kraniec Korčuli:
Do opowieści pozostało jeszcze jedno miejsce, to które bardzo często się przewijało, czy to na zdjęciach, czy też wspominane - Korčula. Ale o nim będzie kolejny wpis
Od razu jednak napiszę, nie podjąłem nawet próby, wejścia na ten szczyt, ani na żadne inne wzniesienie (no jedyną próbą było zakupienie dwóch zgrzewek wody, którą przywieźliśmy do domu ).
Po prostu było za gorąco. Cały tydzień temperatura była w ciągu dnia powyżej 32 stopni, a nocą w granicy 26. O ile na początku było "chłodniej", to pod koniec, na kiedy sobie zaplanowałem tą wycieczkę (bo w pierwsze dni chciałem po prostu odpocząć), to ciężko było nawet nad wodą wysiedzieć, temperatura przekraczała 35 stopnie. Zresztą nasze gospodynie nam mówiły, że dawno nie było u nich tak sucho i tak gorąco. Półwysep właśnie słynie z łagodnego klimatu, przez swoje położenie i wiejące wiatry jest tu o wiele przyjemniej niż na wybrzeżu dalmackim, ale nasz pobyt zbiegł się z falą afrykańskiego gorąca, które uderzyło we Włochy, Hiszpanie i Grację, powodując tam liczne pożary, więc tu też było cieplej.
Przez upał, również nasze zwiedzanie przesuwaliśmy na późne popołudnie. Dzisiejszy wpis to będzie krótka, niechronologiczna relacja właśnie z tych kilku wycieczek.
Ston.
Zacznę od początku, ale początku półwyspu, czyli kierujemy się od wschodu, ku zachodowi.
Ston to miasto leżące w przesmyku łączącym półwysep z lądem, przebiega przez niego też jedyna droga, którą i my przyjechaliśmy.
Miasto słynie z murów obronnych usytułowanych na wzgórzach, które miały bronić przed Turkami i miała długość 5,5 km oraz 40 wież i 7 twierdz. Do dziś zachowały się tylko części murów, oraz ruiny 3 wież. My dojeżdżamy nieco pół godziny przed zamknięciem, ale z powodu temperatury i tak nie planowaliśmy wspinaczki murami, a zwiedzenie urokliwego miasteczka. Miasteczka, w którym jakby zamarł czas...
Uliczki puste, kamienice zamieszkane stoją obok ruin, w kawiarenkach stoliki puste, zajęte przez kilka osób, a pod jednym sklepem panowie po godzinie dalej siedzą...
Cicho, spokojnie, pod kościołem brak jedynie przewalającej się kulki biegaczy pustynnych, niczym z filmów o dzikim zachodzie :
Rzut oka przez zamknięte, ale oszklone drzwi:
i spoglądam na twierdzę, otoczoną fosą:
by następnie przez teleobiektyw obejrzeć "europejski chiński mur" jak czasem nazywają te fortyfikacje:
Ładnie.
Na koniec, rzucam okiem na baseny, w których produkują tu od lat sól, a następnie wracamy na kwatery, a raczej nad wieczorne posiedzenie nad morzem...
Informacyjnie parkingi są płatne, my parkowaliśmy na południe od twierdzy - 8kun za godzinę, możliwa płatność bilonem i kartą.
Trpanj.
Na Pelješac można dostać się również promem, płynącym z miasta Ploče do wsi Trpanj, która znajduje się na północnej części półwyspu. Zaś dojazd do niego, od strony półwyspu prowadzi kanionem, do którego trzeba zjechać, mijając ostre zakręty, które pokonywaliśmy podczas powrotu do domu, bo właśnie promem postanowiliśmy wrócić na kontynent, więc "zwiedziliśmy" tylko okolice portu, dojeżdżając godzinę przed odprawą. Stojąc w kolejce na prom:
Widok na kamienice przy porcie:
Ciekawostka, w wodzie portowej, części dla mniejszych "statków" jest boisko do piłki wodnej, słyszeliśmy gwizdki sędziego, więc trwał mecz:
Na zachód od Trpanja wąską drogą można dojechać do pięknej laguny. Szkoda, że drogą była wąska, bo końcowy zjazd, robił wielkie wrażenie, ale nie miałem gdzie stanąć, by zrobić zdjęcie...
Plaża i tłumy :
Gospa od Anđela.
Czyli klasztor franciszkanów (a nie gospoda ), stojący na skale ponad 150 metrach wyżej od morza, zbudowany w XVI w. Już sam dojazd dostarcza ciekawych doznań, skręcamy z drogi do Orebicza i od razu zaczynamy ostro się wspinać, pokonując ostre zakręty. Do tego droga jest wąska, a od wody otwiera się całkiem spora lufa. By zaparkować, musimy przejechać między świątynią, a murem, oraz przejechać po dziedzińcu, na zdjęciu to ta szpara między tą altanką, w której stoi facet w czerwonej koszuli, z początku myślałem, że tam nie damy rady się przecisnąć:
parkujemy i na chwilę zaglądamy do wnętrza świątyni:
Widoki są tu bardzo rozległe, widać Orebić, Korčule. Jednak na mnie robią wrażenie lasy z wystającymi nad sosnami cyprysami, a już na tle niesamowicie kolorowego morza:
Tu zbliżenie na las:
Widok na Orebić, oraz ciągnące się za nim wzgórza półwyspu:
oraz na Korčule, miasto:
Podziwiamy też wysepki, leżące między półwyspem a wyspą Korčula, z największą Badija na której od południa jest klasztor franciszkanów (z pokojami przerobionymi na nocleg), za wyspą widać osadę Lumbarda, a na horyzoncie wyspę Mljet:
Poniżej klasztoru, znajduje się cmentarz, są tu grobowce rodzinne armatorów, którzy zamieszkiwali miasto poniżej. Robi wrażenie:
W między czasie jakieś dziewczyny robiły sobie sesje, jedna z nich w różowych spodenkach się wygina w różne pozy, a druga, o dziwo z lustrzanką robi jej zdjęcia. Na insta i fejsa jak znalazł...
Po krótkim zwiedzaniu, ruszamy do miasta na lody.
Lovište.
Na samym końcu półwyspu leży sobie mała wieś zamieszkana przez nieco ponad dwustu mieszkańców. Wiedzie do niej droga, więc jeśli chcemy tam dojechać, musimy pokonać kilka serpentyn, oraz wjechać na wysokość prawie trzystu metrów. Klasycznie drogi są wyrąbywane w skale, z drugiej strony zaś jest gdzie polecieć. Na jednym z zakrętów jest miejsce widokowe, oczywiście się na nim zatrzymujemy.
Pod nami Viganj nad cieśniną:
widok na pofałdowaną Korčule:
Góra Świętego Eliasza to ta z prawej, ostatnia w tej grupce kopców, choć to góra z lewej wydaje się większa, ta jest po prostu bliżej:
Jestem i ja :
Zjeżdżając na sam skraj półwyspu, mijamy księżycowy krajobraz małych, białych szczytów stojących po obu stronach drogi. Będąc na punkcie widokowym myślałem mocno nad spróbowaniem zdobycia Św. Eliasza, wypatrywałem drogi, jaka na mapie jest zaznaczona, a która wiedzie w kierunku najwyżej góry, ale po kontakcie z ostrymi krzaczorami, z równie ostrą trawą, oraz dobre kilka kilometrów do przewędrowania w wysokiej temperaturze od samego rana...Nie, nie ma sensu. Jest powód, do powrotu w te rejony!
Tak rozmyślając dojeżdżamy do sennej osady, zostawiając auta na skraju wsi i mijając gaj oliwny, ukwiecone drzewo, pomarańczowe drzewo z wiszącymi pomarańczami dochodzimy do małego portu, wokół którego rozlokowane są domostwa i takie wypasione i te mające sporo lat i historii. Podobny przekrój jest z autami, są super drogie, są zwykłe auta do jazdy, a gdzieniegdzie czają się różne złomki :
Do morza można zejść po kamiennych schodkach, czasem wprost z pod parasoli knajpkowych:
Gaj oliwny:
Pomarańcze:
Granat a nie figa:
A pod naszą kwaterą rosną limonki (kilka zabraliśmy do domu ), fajowa ta roślinność tutaj jest.
Dochodzimy do krańca wyspy, gdzie w rozbijających się o skały falach morskich odbija zachodzące słońce...
Zachodzące słońce za wyspą Hvar:
Kraniec Korčuli:
Do opowieści pozostało jeszcze jedno miejsce, to które bardzo często się przewijało, czy to na zdjęciach, czy też wspominane - Korčula. Ale o nim będzie kolejny wpis
Ostatnio zmieniony 2022-08-05, 09:43 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Adrian pisze:Ładnie tam ... Ale jechać autem aż tak długo jeździć nie lubię i to jest chyba główny powód, że jeszcze tam nie byliśmy ...
Kolor tej wody i temperatura kuszą
Ja tam byłem w 1998 roku, jechałem Fiatem Uno, nie było jeszcze autostrad i dojechałem w jeden dzień.
Teraz taka wyprawa to pogoda dla bogaczy, przy tych cenach benzyny (choć ona już tanieje). W jednym się zgadzam z Laynnem - za gorąco na łażenie po tamtejszych górach, ale Chorwację bardzo miło wspominam.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Z Chorwacją jest tak, że to kraj gdzie temperatury dla nas - choć wysokie, to jeszcze do wytrzymania. A jednocześnie kraj na tyle wysunięty na południe, że egzotyczny z naszego punktu widzenia. I dlatego wydaje mi się, że tak bardzo popularny
Z resztą słusznie, bo piękny kraj.
Jedynie morze troche zawodzi, bo choć woda ciepła, przejrzysta i bardzo przyjemnie się pływa to...spokojna. Nic się nie dzieje, żadnych mocnych fal, nuda
Ale i tak, gdybym znów mógł to bym pojechał, choćby jutro
Z resztą słusznie, bo piękny kraj.
Jedynie morze troche zawodzi, bo choć woda ciepła, przejrzysta i bardzo przyjemnie się pływa to...spokojna. Nic się nie dzieje, żadnych mocnych fal, nuda
Ale i tak, gdybym znów mógł to bym pojechał, choćby jutro
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Czy to bardzo opłacalny biznes?laynn pisze:zakupienie dwóch zgrzewek wody, którą przywieźliśmy do domu
Moim zdaniem to granatlaynn pisze:Figa, ale nie z makiem:
Kurcze, pojechał w lipcu do Chorwacji i marudzi, że gorąco. Trzeba to zaakceptować, przezwyciężyć i przyzwyczaić się.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
sprocket73 pisze:Czy to bardzo opłacalny biznes?
Może promocja była. Ucz się Sprocket od najlepszych
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Też zauważyłem to narzekanie na ciepło. Zresztą Sokół robi dramat antyczny z wyjścia na łąkę w Istebnej więc tu jest już taka tradycja.
P.s. Bardzo ciekawe grobowce armatorów.
P.s. Bardzo ciekawe grobowce armatorów.
Ostatnio zmieniony 2022-08-04, 21:15 przez Dobromił, łącznie zmieniany 1 raz.
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Tzn. można sobie ponarzekać, nikomu nie bronię, sam narzekam... Ale cele górskie trzeba realizować.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Akurat w okresie największych upałów na Bałkanach w niedawno zakończonym lipcu to temperatura była tam podobna jak w Polsce, a w niektóre dni było w Polsce nawet cieplej. Po prostu przez pewien czas przez większość Europy przetaczał się walec ciepła i w tym czasie paliło i w Skandynawii. Ale nie słyszałem o masowym rezygnowaniu w RP z wyjść w góry w te dni
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 53 gości