Straszny dzień na Grojcu
- Tępy dyszel
- Posty: 2924
- Rejestracja: 2013-07-07, 16:49
- Lokalizacja: Tychy
Moja wersja wydarzeń:
hip hip hurra!
Organizator, zwany w pewnych mocno podejrzanych kręgach Dobromiłem, ustalił godzinę zbiórki w Żywcu na 9.30. Gdy moja Ukochana pyta mnie, o której wstaję, odpowiadam, że o szóstej. Jest zdziwiona, że tak późno. Sama nie jedzie, ponieważ ma dziś bieg w Skawinie na 10 km, który kończy z czasem 48:59. Ja zgarniam jeszcze Dakotę i jedziemy razem do Żywca, przyjeżdżamy jako pierwsi.
Pierwszym etapem zwiedzania jest Park Zamkowy w Żywcu. W niedzielny poranek jest tu pusto. Słońca nie ma, powietrze jest lekko zamglone, brak spacerowiczów, idealne warunki na nastrojowe, lekko ciemne zdjęcia.
odrobina kultury
Rozpoczynamy wzmacnianie
romantycznie
jakiś zabłąkany pies
Pierwszy postój mamy na deptaku przy Amfiteatrze pod Grojcem. Sprocket jak zwykle męczy psa, a większość ekipy męczy wyszukane trunki.
bokehehe
Historia jednego sztachnięcia:
gul gul gul, by uraczyć serca ból
Organizator
Organizator proponuje jakieś ekstremalne trasy wejściowe, ale wobec dużego błota słyszy tylko mocny sprzeciw grupy. Idziemy kawałek wzdłuż Koszarawy pod dawną skocznię narciarską, a potem w górę na Mały Grojec. Organizator opowiada różne miejscowe ciekawostki, naprawdę się stara, ale ze słuchalnością bywa różnie. Niektórzy mają już trochę przytępione reakcje.
Tobi w zadumie nad swoim panem
Wychodzimy na jakieś widoczki. Podobno to Beskid Mały.
Jest romantycznie.
Mały Grojec to jeden z trzech wierzchołków tej strasznej grani. Po dojściu trzeba uzupełnić płyny. Widoki są chmurkowo-mgliste, ale w sumie ciekawe. Momentami siapi drobny deszczyk, ale my wędrujemy ze słońcem w duszach i napitkami w rękach.
podobno Barania Góra w chmurach
widok na Średni Grojec i Grojec
Dobromił podrywa Izę na topografię
Skrzyczne i takie tam ponad mgłą
Do Średniego Grojca docieramy normalną, zabłoconą drogą. Organizator odpuszcza nam przejście Witkowym Jarem, choć chyba i tak nikt by za nim nie poszedł, no może Sprocket, który teraz jest w takim nastroju, że może góry przenosić.
Na Średnim Grojcu mamy czwartą stację naszej prywatnej płynowej drogi krzyżowej.
Skrzyczne ze Średniego Grojca
Przed nami najdłuższy i najtrudniejszy fragment - droga na Grojec. Organizator próbując ocalić nas od niechybnej śmierci, prowadzi obejściowymi drogami, chwała mu za to. Błota cały czas, kurwa, dużo.
Docieramy do celu. Towarzystwo strasznie narzeka, nie potrafi docenić dzikości terenów i krokusów rosnących (ponoć) na drzewach - tak zrozumiałem, choć zmysły też mam lekko rozmiękczone.
Z Grojca nie widać nic.
Czcimy wyjście stosowną pieśnią.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=26KwIgdteO4[/youtube]
Robi się bardziej słonecznie.
Schodzimy do Żywca, Organizator planuje jakieś ostre chaszczowanie, częściowo mu się to udaje, częściowo go pacyfikujemy każąc dojść najkrótszym wariantem do drogi. Nie takie pozaszlaki tygrysy lubią najbardziej. Mijamy jakieś śmieciowisko, przynajmniej tak się nam wydaje. Od razu Buba nam staje przed oczami. Po chwili nasze wolniej działające umysły uświadamiają sobię, że to jest pole do walki w paintballa.
W końcu asfalt pod nogami, co za ulga.
Wstępujemy na napitki regeneracyjne do baru znajdującego się przy mostku na Koszarawie, Organizator opowiada o tym, że tu można słuchać Męskiego Grania w amfiteatrze za darmo, bo jak wiadomo, dźwięk dobrze niesie po wodzie.
W parku zamkowym pełno ludzi, nie robi on na mnie już takiego wrażenia, jak o poranku.
Ostatnim etapem naszej prywatnej drogi krzyżowej jest posiłek na żywieckim rynku. Miejscowa część wycieczki nadal uzupełnia płyny izotoniczne, my po zjedzeniu obiadu wracamy do domu.
Amen.
P.S. Podobno Organizator planuje powtórkę.
Na koniec tradycyjne panoramy do oglądania w full-screen:
na Małym Grojcu
nad Małym Grojcem
na Średnim Grojcu
hip hip hurra!
Organizator, zwany w pewnych mocno podejrzanych kręgach Dobromiłem, ustalił godzinę zbiórki w Żywcu na 9.30. Gdy moja Ukochana pyta mnie, o której wstaję, odpowiadam, że o szóstej. Jest zdziwiona, że tak późno. Sama nie jedzie, ponieważ ma dziś bieg w Skawinie na 10 km, który kończy z czasem 48:59. Ja zgarniam jeszcze Dakotę i jedziemy razem do Żywca, przyjeżdżamy jako pierwsi.
Pierwszym etapem zwiedzania jest Park Zamkowy w Żywcu. W niedzielny poranek jest tu pusto. Słońca nie ma, powietrze jest lekko zamglone, brak spacerowiczów, idealne warunki na nastrojowe, lekko ciemne zdjęcia.
odrobina kultury
Rozpoczynamy wzmacnianie
romantycznie
jakiś zabłąkany pies
Pierwszy postój mamy na deptaku przy Amfiteatrze pod Grojcem. Sprocket jak zwykle męczy psa, a większość ekipy męczy wyszukane trunki.
bokehehe
Historia jednego sztachnięcia:
gul gul gul, by uraczyć serca ból
Organizator
Organizator proponuje jakieś ekstremalne trasy wejściowe, ale wobec dużego błota słyszy tylko mocny sprzeciw grupy. Idziemy kawałek wzdłuż Koszarawy pod dawną skocznię narciarską, a potem w górę na Mały Grojec. Organizator opowiada różne miejscowe ciekawostki, naprawdę się stara, ale ze słuchalnością bywa różnie. Niektórzy mają już trochę przytępione reakcje.
Tobi w zadumie nad swoim panem
Wychodzimy na jakieś widoczki. Podobno to Beskid Mały.
Jest romantycznie.
Mały Grojec to jeden z trzech wierzchołków tej strasznej grani. Po dojściu trzeba uzupełnić płyny. Widoki są chmurkowo-mgliste, ale w sumie ciekawe. Momentami siapi drobny deszczyk, ale my wędrujemy ze słońcem w duszach i napitkami w rękach.
podobno Barania Góra w chmurach
widok na Średni Grojec i Grojec
Dobromił podrywa Izę na topografię
Skrzyczne i takie tam ponad mgłą
Do Średniego Grojca docieramy normalną, zabłoconą drogą. Organizator odpuszcza nam przejście Witkowym Jarem, choć chyba i tak nikt by za nim nie poszedł, no może Sprocket, który teraz jest w takim nastroju, że może góry przenosić.
Na Średnim Grojcu mamy czwartą stację naszej prywatnej płynowej drogi krzyżowej.
Skrzyczne ze Średniego Grojca
Przed nami najdłuższy i najtrudniejszy fragment - droga na Grojec. Organizator próbując ocalić nas od niechybnej śmierci, prowadzi obejściowymi drogami, chwała mu za to. Błota cały czas, kurwa, dużo.
Docieramy do celu. Towarzystwo strasznie narzeka, nie potrafi docenić dzikości terenów i krokusów rosnących (ponoć) na drzewach - tak zrozumiałem, choć zmysły też mam lekko rozmiękczone.
Z Grojca nie widać nic.
Czcimy wyjście stosowną pieśnią.
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=26KwIgdteO4[/youtube]
Robi się bardziej słonecznie.
Schodzimy do Żywca, Organizator planuje jakieś ostre chaszczowanie, częściowo mu się to udaje, częściowo go pacyfikujemy każąc dojść najkrótszym wariantem do drogi. Nie takie pozaszlaki tygrysy lubią najbardziej. Mijamy jakieś śmieciowisko, przynajmniej tak się nam wydaje. Od razu Buba nam staje przed oczami. Po chwili nasze wolniej działające umysły uświadamiają sobię, że to jest pole do walki w paintballa.
W końcu asfalt pod nogami, co za ulga.
Wstępujemy na napitki regeneracyjne do baru znajdującego się przy mostku na Koszarawie, Organizator opowiada o tym, że tu można słuchać Męskiego Grania w amfiteatrze za darmo, bo jak wiadomo, dźwięk dobrze niesie po wodzie.
W parku zamkowym pełno ludzi, nie robi on na mnie już takiego wrażenia, jak o poranku.
Ostatnim etapem naszej prywatnej drogi krzyżowej jest posiłek na żywieckim rynku. Miejscowa część wycieczki nadal uzupełnia płyny izotoniczne, my po zjedzeniu obiadu wracamy do domu.
Amen.
P.S. Podobno Organizator planuje powtórkę.
Na koniec tradycyjne panoramy do oglądania w full-screen:
na Małym Grojcu
nad Małym Grojcem
na Średnim Grojcu
Ostatnio zmieniony 1970-01-01, 01:00 przez Sebastian, łącznie zmieniany 2 razy.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Piękna obszerna relacja. Piękne zdjęcia.
Niewiele pamiętam z części wycieczki. Dzięki temu mogłem zobaczyć jak było
Niewiele pamiętam z części wycieczki. Dzięki temu mogłem zobaczyć jak było
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Adrian pisze:Bardzo kulturalnie omijasz syf jakim mieliśmy okazję iść
Piszę o nim, ale przecież nie będę robił zdjęć błota.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
-
- Posty: 323
- Rejestracja: 2020-05-04, 09:59
laynn pisze:Tam powinny chodzić rzeki ludzi.
I jeziora czystej, morza żołądkowej i oceany spirytusu.
( Inspiracja od Pilcha )
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
9.30 rano, podjeżdżamy pod Dom Dobroci, obok którego zamieszkuje Dobromił (w pewnych kręgach zwany również Trąbką) Dzwonię do Seby, który mówi żeby się nie ruszać, że Łukasz zaraz po nas wyjdzie, więc spotkanie rozpoczynamy na gościnie u gospodarza wycieczki
W pokoju siedzieli już Dakota i Sebastian, witamy się i czekamy na resztę, kolejny przybyły na miejsce jest kolega gospodarza o jakże prestiżowym imieniu Jarosław
Ja przeglądam arsenał zgromadzony przez gospodarza i jestem pod dużym wrażeniem, bo karabiny są replikami 1/1, więc miałem wrażenie że trzymam prawdziwą broń.
W końcu zjawiają się Witek i Gosia, zbieramy się wszyscy i schodzimy na dół, żeby rozpocząć wędrówkę.
Ruszamy!
Pogoda raczej barowa, po drodze miejscami solidnie lało, ale nie zrażeni tym co się dzieje na niebie ruszamy w stronę Pałacu Habsburgów, przechodzimy przez małe drzwiczki i wkraczamy w inny świat, świat przewodnika Dobromiła, od samego początku Przewodnik opowiada różne historie i wbrew temu co zostało napisane, byli słuchacze do których coś docierało
Był zegar słoneczny i ławeczka Alicji Habsburg, na której siedzi jej odlana postać.
Dalej zaczyna się woda i kładki, przy których pływają sobie kaczki.
Później przeszliśmy pod zarośnięte tunele ogrodów różanych, gdzie "słowo Boże, wchodziło do chrześcijan"
Przeszliśmy przez kładkę, którą Łukasz przechodził zanim ją zbudowano i weszliśmy na piękną Aleję Lipową, prezentowała się naprawdę wybornie.
Padła komenda "Na przód"! I wszyscy grzecznie ruszyli, całym stadem w kierunku mini ZOO, gdzie naszym oczom ukazała się krowa, krowa ta nie miała cycków, ale czy krowa musi je mieć
W wybornych humorach opuściliśmy parkowe zakamarki i przeszliśmy na drugą stronę Koszarawy, gdzie udaliśmy się na ławki pod amfiteatrem. A tam, śmiechy chichy i kultura rozrywkowa w dobrym tego słowa znaczeniu
W pewnym momencie przychodzi kolejna uczestniczka tej śmiertelnej Wyprawy, koleżanka Aleksandra, która w swym ekwipunku nie miała zbyt wiele, bo tylko saszetkę która oplatała jej biodra, ale za to jaką saszetkę … Ciekawe jak dużo dobrego może się zmieścić w czymś tak małym
Prawie punktualnie o godzinie 11.00 ruszamy, żeby zmierzyć się ze strasznymi zboczami Grojca !
Najpierw odwiedzamy miejsce starej skoczni, gdzie skoczkowie musieli być bardzo zwinni, jeżeli ktoś nie wyhamował, to kończył w rzekach, dwóch jednocześnie! ponieważ znajdowaliśmy się w miejscu gdzie łączą się Koszarawa i Soła.
Dosyć tego dobrego, czekało nas łojenie, prawdziwa górska robota, nie jakieś tam pitu pitu …
Podążając za przewodnikiem po pradawnym Grojeckim lesie, napotkaliśmy pozostałości obozu pierwszego, pewnie po ostatniej ekipie która zaginęła bezpowrotnie jakiś czas temu.
Przed nami Mały Grojec, nadszedł czas na odpoczynek i podziwianie widoków
Koniec sielanki nadszedł zbyt szybko, niektórzy byli w szoku inni odczuwali już brak tlenu, nogi plątały się sprowadzając czasami śmiałków do parteru, ciężka to góra, zdradziecka i podstępna … Bagniste podłoże skutecznie spowalniało marsz śmiałków, plątało nogi i objeżdżało kiedy nikt się tego nie spodziewał
Na horyzoncie pojawił się krzyż, to zwiastun tego co nieuniknione, Średni Grojec przed nami !
Krzyż dumnie wyrastał między drzewami, pokazując swoją wielkość i majestat wybitnego wierzchołka.
Słychać krzyk ! Jest krzyż, nareszcie jest krzyyyyż ! Zapasy tlenu skurczyły się już solidnie, niektórzy musieli butlę z tlenem odstawić na dobre, żeby później bezpiecznie dotrzeć do domu …;)
W zaklętym kręgu Grojeckiego Stonehang, uczestnicy dziękowali w pokłonach przewodnikowi, który głaskając ich po głowie uspokajał i dodawał otuchy …
Inni w tym czasie podziwiali mgły i chmury przetaczające się nad górskim pasmem Beskidu Śląskiego, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, zostało wykonane zdjęcie grupowe, dla upamiętnienia tej cholernie trudnej wyprawy, której podjęło się 9-cioro śmiałków.
Przyszła kolej na przeprawę przez ciasne korytarze zasieków roślinnych, następnie błotniste ostępy szlaku właścicieli miasta Żywca, miasta które skromnie leży u stóp Góry Gór,, Grojca !
I kiedy już wszyscy stracili nadzieję na przeżycie i dotarcie do kresu ludzkiej wytrzymałości, pojawił się On, wierzchołek, ten najwyższy 8612 m, choć trwa spór do dzisiaj, ile tak naprawdę ma szczyt Grojca …
Na szczycie odpoczynek, który należał się już wszystkim, gdyż przewodnik co by o nim nie mówić, jest wymagający i nie odpuszcza nikomu, ze sobą włącznie
Rozpoczęły się śpiewy i modły do Bóstw, podobno zamieszkujących tajemnicze zakątki szczytów Góry Gór.
Wycieńczeni wędrówką wszyscy zgodnie ruszyli w dół z nadzieją na dotarcie do cywilizacji, lecz nie była to prosta sprawa, bo droga powrotna prowadziła przez straszliwe zarośla i urwiste jary tajemniczego lasu bez nazwy.
Las jest mroczny, podstępny i czuć w nim zapach tragedii, a może nawet śmierci !
Nie trzeba było długo czekać na pierwsze ofiary, padło na Gośkę. Nie spodziewając się niczego, została podstępnie zaatakowana ! Skończyło się dość poważnym stłuczeniem nogi.
Przez podmokłe zarośla, dotarliśmy w końcu do cywilizacji, prawie cali i zdrowi.
Wszyscy dziękowali Bogom za asfalt który poczuli pod nogami
Szczęśliwi, całą grupą kierowaliśmy się w stronę mostu przecinającego rzekę Koszarawę, tam krótka przerwa, chwila na złapanie oddechu i ruszyliśmy z powrotem przez park w stronę rynku, gdzie czekała nas uczta, na cześć zakończonej Wyprawy, było miło i pysznie
Pozostało już tylko porozchodzenie się do samochodów i powrót do domów, Seba i Dakota do Krakowa, Witek i Gosia do Jaworzna, Iza i ja do Cieszyna, po drodze podrzucamy jeszcze Ole i Jarka gdzieś w okolice dworca … Co się stało z przewodnikiem, tego do dzisiaj nie wie nikt
Podsumowując, było to bardzo udane spotkanie, bardzo udana wycieczka, mimo że ujebani od stóp do głów (nie wszyscy), to uśmiechnięci
Łukaszu dzięki za przeprowadzenie nas przez te tereny i dzięki za zajebiste spotkanie dla wszystkich uczestników, oby takich wesołych spotkań było więcej.
I taka to była wycieczka
W pokoju siedzieli już Dakota i Sebastian, witamy się i czekamy na resztę, kolejny przybyły na miejsce jest kolega gospodarza o jakże prestiżowym imieniu Jarosław
Ja przeglądam arsenał zgromadzony przez gospodarza i jestem pod dużym wrażeniem, bo karabiny są replikami 1/1, więc miałem wrażenie że trzymam prawdziwą broń.
W końcu zjawiają się Witek i Gosia, zbieramy się wszyscy i schodzimy na dół, żeby rozpocząć wędrówkę.
Ruszamy!
Pogoda raczej barowa, po drodze miejscami solidnie lało, ale nie zrażeni tym co się dzieje na niebie ruszamy w stronę Pałacu Habsburgów, przechodzimy przez małe drzwiczki i wkraczamy w inny świat, świat przewodnika Dobromiła, od samego początku Przewodnik opowiada różne historie i wbrew temu co zostało napisane, byli słuchacze do których coś docierało
Był zegar słoneczny i ławeczka Alicji Habsburg, na której siedzi jej odlana postać.
Dalej zaczyna się woda i kładki, przy których pływają sobie kaczki.
Później przeszliśmy pod zarośnięte tunele ogrodów różanych, gdzie "słowo Boże, wchodziło do chrześcijan"
Przeszliśmy przez kładkę, którą Łukasz przechodził zanim ją zbudowano i weszliśmy na piękną Aleję Lipową, prezentowała się naprawdę wybornie.
Padła komenda "Na przód"! I wszyscy grzecznie ruszyli, całym stadem w kierunku mini ZOO, gdzie naszym oczom ukazała się krowa, krowa ta nie miała cycków, ale czy krowa musi je mieć
W wybornych humorach opuściliśmy parkowe zakamarki i przeszliśmy na drugą stronę Koszarawy, gdzie udaliśmy się na ławki pod amfiteatrem. A tam, śmiechy chichy i kultura rozrywkowa w dobrym tego słowa znaczeniu
W pewnym momencie przychodzi kolejna uczestniczka tej śmiertelnej Wyprawy, koleżanka Aleksandra, która w swym ekwipunku nie miała zbyt wiele, bo tylko saszetkę która oplatała jej biodra, ale za to jaką saszetkę … Ciekawe jak dużo dobrego może się zmieścić w czymś tak małym
Prawie punktualnie o godzinie 11.00 ruszamy, żeby zmierzyć się ze strasznymi zboczami Grojca !
Najpierw odwiedzamy miejsce starej skoczni, gdzie skoczkowie musieli być bardzo zwinni, jeżeli ktoś nie wyhamował, to kończył w rzekach, dwóch jednocześnie! ponieważ znajdowaliśmy się w miejscu gdzie łączą się Koszarawa i Soła.
Dosyć tego dobrego, czekało nas łojenie, prawdziwa górska robota, nie jakieś tam pitu pitu …
Podążając za przewodnikiem po pradawnym Grojeckim lesie, napotkaliśmy pozostałości obozu pierwszego, pewnie po ostatniej ekipie która zaginęła bezpowrotnie jakiś czas temu.
Przed nami Mały Grojec, nadszedł czas na odpoczynek i podziwianie widoków
Koniec sielanki nadszedł zbyt szybko, niektórzy byli w szoku inni odczuwali już brak tlenu, nogi plątały się sprowadzając czasami śmiałków do parteru, ciężka to góra, zdradziecka i podstępna … Bagniste podłoże skutecznie spowalniało marsz śmiałków, plątało nogi i objeżdżało kiedy nikt się tego nie spodziewał
Na horyzoncie pojawił się krzyż, to zwiastun tego co nieuniknione, Średni Grojec przed nami !
Krzyż dumnie wyrastał między drzewami, pokazując swoją wielkość i majestat wybitnego wierzchołka.
Słychać krzyk ! Jest krzyż, nareszcie jest krzyyyyż ! Zapasy tlenu skurczyły się już solidnie, niektórzy musieli butlę z tlenem odstawić na dobre, żeby później bezpiecznie dotrzeć do domu …;)
W zaklętym kręgu Grojeckiego Stonehang, uczestnicy dziękowali w pokłonach przewodnikowi, który głaskając ich po głowie uspokajał i dodawał otuchy …
Inni w tym czasie podziwiali mgły i chmury przetaczające się nad górskim pasmem Beskidu Śląskiego, zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, zostało wykonane zdjęcie grupowe, dla upamiętnienia tej cholernie trudnej wyprawy, której podjęło się 9-cioro śmiałków.
Przyszła kolej na przeprawę przez ciasne korytarze zasieków roślinnych, następnie błotniste ostępy szlaku właścicieli miasta Żywca, miasta które skromnie leży u stóp Góry Gór,, Grojca !
I kiedy już wszyscy stracili nadzieję na przeżycie i dotarcie do kresu ludzkiej wytrzymałości, pojawił się On, wierzchołek, ten najwyższy 8612 m, choć trwa spór do dzisiaj, ile tak naprawdę ma szczyt Grojca …
Na szczycie odpoczynek, który należał się już wszystkim, gdyż przewodnik co by o nim nie mówić, jest wymagający i nie odpuszcza nikomu, ze sobą włącznie
Rozpoczęły się śpiewy i modły do Bóstw, podobno zamieszkujących tajemnicze zakątki szczytów Góry Gór.
Wycieńczeni wędrówką wszyscy zgodnie ruszyli w dół z nadzieją na dotarcie do cywilizacji, lecz nie była to prosta sprawa, bo droga powrotna prowadziła przez straszliwe zarośla i urwiste jary tajemniczego lasu bez nazwy.
Las jest mroczny, podstępny i czuć w nim zapach tragedii, a może nawet śmierci !
Nie trzeba było długo czekać na pierwsze ofiary, padło na Gośkę. Nie spodziewając się niczego, została podstępnie zaatakowana ! Skończyło się dość poważnym stłuczeniem nogi.
Przez podmokłe zarośla, dotarliśmy w końcu do cywilizacji, prawie cali i zdrowi.
Wszyscy dziękowali Bogom za asfalt który poczuli pod nogami
Szczęśliwi, całą grupą kierowaliśmy się w stronę mostu przecinającego rzekę Koszarawę, tam krótka przerwa, chwila na złapanie oddechu i ruszyliśmy z powrotem przez park w stronę rynku, gdzie czekała nas uczta, na cześć zakończonej Wyprawy, było miło i pysznie
Pozostało już tylko porozchodzenie się do samochodów i powrót do domów, Seba i Dakota do Krakowa, Witek i Gosia do Jaworzna, Iza i ja do Cieszyna, po drodze podrzucamy jeszcze Ole i Jarka gdzieś w okolice dworca … Co się stało z przewodnikiem, tego do dzisiaj nie wie nikt
Podsumowując, było to bardzo udane spotkanie, bardzo udana wycieczka, mimo że ujebani od stóp do głów (nie wszyscy), to uśmiechnięci
Łukaszu dzięki za przeprowadzenie nas przez te tereny i dzięki za zajebiste spotkanie dla wszystkich uczestników, oby takich wesołych spotkań było więcej.
I taka to była wycieczka
Ostatnio zmieniony 2022-05-10, 22:12 przez Adrian, łącznie zmieniany 1 raz.
Adrian pisze:Podsumowując, było to bardzo udane spotkanie, bardzo udana wycieczka, mimo że ujebani od stóp do głów (nie wszyscy), to uśmiechnięci
ja tam bym rzekła, że właśnie dlatego
Ostatnio zmieniony 2022-05-10, 22:14 przez Lidka, łącznie zmieniany 1 raz.
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 41 gości