Planowanie i organizacja zlotu jak to ostatnio mamy w zwyczaju wypadło celująco. Termin i miejsce uradziliśmy prawie natychmiast.
Dojazd jak dojazd - udał się :)
Ruszamy spacerkiem do schroniska. Plecaki jak zwykle nie wiem czemu wyszły za ciężkie… Chyba mi ktoś dokłada kamieni, żebym przestał jeździć na zloty.
Tu czeka już na nas niezawodny Rębacz z Kondratowej czyli Olaf ze swoja ekipą – Olą i Gośką. Wbili się już dzień wcześniej i zdążyli wyskoczyć na Ornak, a przynajmniej próbowali wyjść, jak wynika z szybkich opowieści.
Teraz czas na nietypową akcję: wypad po zapasy przetrwania 🙂 Tylko że zapasy zostały w autach. Piwo w schronisku po 12, więc jest odpowiednia motywacja i tym sposobem Piotrek z Tomkiem odbywają drugi dziś kurs na parking i powrotem do schroniska. A tymczasem dociera Wojtek z Dorotką i Radek z Amelką, więc mamy komplet.
Wieczór integracyjny rozpoczynamy w jadalni. Zlot nam się zrobił całkiem liczny – jest nas 16 osób.
O 21 znikamy na piętrze i kontynuujemy wieczorek a od czasu do czasu, zerka na nas jakaś pani szeryf.
Szybko integrujemy się z sympatycznym Pawłem z Przysuchy (tam gdzie Piwo i Samogon organizują swoje kongresy 😉 ) Okazuje się, że Paweł robi fajne rzeczy – np. jeździ po Syberii terenówką…
Impreza okazuje się całkiem długa, jakkolwiek pod koniec musimy się nieco przyciszyć, o czym przypomina czujna pani szeryf.
Z nadzieją zerkamy z balkonu na rozgwieżdżone niebo…
---
Poranek wita nas niestety zachmurzeniem..
Plan wyjścia na Ornak z uwagi na dużą ilość śniegu upada i powstaje alternatywa – wycieczka jaskiniowo – dolinowa.
Po śniadanku udaje się zebrać ekipę w całości, robimy fotkę i czas w drogę.
Ruszamy w dół Kościeliskiej i na początek grupa jaskiniowa odłącza się do wąwozu Kraków.
Pozostali ruszają dalej w kierunku głównego celu wyprawy – Hali Stoły. Kilkaset metrów dalej postanawiam jednak zrobić mała niespodziankę jaskiniowcom i podchodzę po wylot Smoczej Jamy… wydawało mi się, ze to całkiem blisko, a tu i dystans spory i podejście niewąskie.
Lekko zmachany czekam parę minut i i oto wyłania się czeluści pierwsza uśmiechnięta buźka. To oczywiści Ola na plecach Olafa. Aaa, najważniejsza informacja mi do tej pory umknęła – Ola ma 2,5 roku 🙂
Potem z dołu nadchodzą kolejni. Adaś toczy walkę ze swoimi słabościami, ale ostatecznie zwycięża zagrzewany do walki przez całą ekipę. Ja zaś… mam okazję wszystkich sfotografować 🙂
Schodzimy znowu w dolinę. Teraz czeka nas 50 minut marszu do odejścia na Halę Stoły. Podejście okazuje się wcale niebanalne. Jeśli wyobrażaliśmy sobie, że będzie to spacer leśna ścieżką, która skończy się łąką, to się grubo pomyliliśmy 🙂 Ponad godzinę drapiemy się mocno w górę, by ostatecznie po pokonaniu ponad 400 metrów przewyższenia znaleźć się… na hali 🙂
Nagrodą jest fantastyczny widok na świecący w słońcu biały wierzchołek Giewontu.
Czeka już tu na nas ekipa, która dotarła jako pierwsza kilka minut wcześniej. Są drewniane szopy, ale niestety zamknięte. Pieczarki musimy skonsumować na mrozie i wietrze 🙂 Impreza zwycięzców nie trwa za długo, bo odsłonięte miejsce szybko wystudza rozgrzaną ekipę.
Tomek z Karoliną pod wodzą Wojtka zdobywają jeszcze odległy o kilka minut szczyt, pozostali zaś nabierają rozpędu i w 50 minut meldujemy się w komplecie na początku szlaku w Dolinie Kościeliskiej.
Ja jeszcze patrzę na Giewont…
Grupa jaskiniowa przyśpiesza bo ma jeszcze plan wyskoczyć do jednej z licznych tu dziur w ziemi 😉
My zaś pomału noga za nogą docieramy do schroniska. Po jakimś czasie dociera grupa jaskiniowa. Przeleźli przez jaskinię Mylną, o czym świadczą ubłocone kolana 🙂
Czas na drugi wieczorek integracyjny. Kolejny raz będzie to wieczorek wędrowny. Zaczęliśmy od jadalni, przenieśliśmy się na piętro a kończyliśmy w pokoju numer 4.
Jeszcze na dole pojawia się gitara, a z nią nowa jakość. Zlot robi się rozśpiewany.
Mamy koncert muzyczny na bogato: jedziemy z repertuarem od „Child In time” po „Białego misia” 😀
Klimat podłapuje sąsiednia ekipa. Szybko się rozkręcają. Jak ta sarna…
[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=IMBZpRBKpW8[/youtube]
Druga część imprezy pod zamknięciu jadalni odbywa się na piętrze. Wojtek czujnie łapie dwie pufy i rozsiadamy się przy schodach na podłodze. „Jak coś to my z innej ekipy” Jest w końcu czas chwilę pogadać. A tym czasem drugiej ekipie z sarnami zaczynają się kojarzyć nasze ircowniczki, więc w którymś momencie czujny Radek potwierdza, że to jednak nasze sarny i ratuje dziewczyny przed zauroczonymi góralami 😉
Do łóżek trafiamy dobrze po północy.
Podrywamy się rano. Czyli koło 9. Pada pomysł próby wejścia na Tomanową przełęcz.
Olaf, jak to Olaf, stwierdza że to żadne wyzwanie i postanawia porwać do boju swoją ekipę, aby zrobić kilkanaście kilometrów i zasuwają na pętlę przez Przełęcz Iwaniacką do Doliny Chochołowskiej a następnie wrócić Ścieżką nad Reglami. Wyzwanie podejmuje Amelka. Zuch dziewczyna.
Bardzo szybko przekonujemy się, że pomysł wejścia na Tomanową jest raczej nie do zrealizowania… Szlak jest nieprzetarty, kopiemy się w świeżym śniegu, czasem nawet po kolana.
Buldożery zlotowe ostro nacierają, gdy wyprzedza nas…. starszy pan. Zdziwienie bezcenne, ale przytomny Wojtek napiera i pogania nas „bo to wstyd żeby emeryt przecierał nam szlak”. Docieramy do pierwszej polany, las coraz niższy, już widać szczyty i zwały śniegi wiszące na zboczach.
Jeszcze parę metrów i … trach. Huknęło, ziemia się zatrzęsła. W kilka sekund nacierająca na przedzie trójka zawraca z obłędem w oczach 😉 Lawina? Jaka lawina… zbocze lekko siadło. Ale dało sygnał – dalej ani kroku. Zapada jedyna słuszna decyzja odwrotu.
Nie śpiesząc się, wracamy na początek szlaku w okolicy schroniska. Adaś rozpacza, że stracił trzy godziny życia… W sumie my chyba tez 🙂
Strażnik doliny kiwa głową z aprobatą – zawrócili.
Ekipa wraca do schroniska, ale ja czuję niedosyt, więc postanawiam odbyć pierwszą z dwóch dziś wypraw nad Staw Smreczyński. Trzydzieści minut i jestem. Jakaś para komentuje piękno otaczającej przyrody w najpiękniejszej możliwej polszczyźnie. „Ku… ja pie… what’s a wonderfull world” 😉 Na szczęście robią szybko focię i się zmywają. No to sobie można posiedzieć w ciszy i samotności.
Już mam się zbierać, gdy wpada góral. „Nooo, nie jest źle – dwie godziny i jestem.” Opowiada chwilę o swoich pozaszlakowych wycieczkach i okolicznych ścieżkach, które – jak twierdzi – dobrze zna. Mówię – jak miejscowy to na pewno zna. Tak jak ja swoje po Podlasiu. „Aaa tak, wiem wiem, koło Poznania”. Może faktycznie dla górali 400 kilometrów różnicy nie stanowi problemu? 🙂
Jeszcze chwila w ciszy i w dwadzieścia minut jestem przy schronisku. Wpadam na swoje „suszone” żarcie, czy liofilizat, który czekał od zeszłego roku. Wciągamy z córcią wielką porcję puree ze skwarkami i porem i jeszcze zostało dla małej Oli. Gocha patrzy najpierw z przerażeniem, czym jej dziecko karmimy, ale ostatecznie po przestudiowaniu etykiety postanawia, że sama się zaopatrzy na przyszłość w ten wynalazek 🙂
Gdzieś w kącie pan z gitarą brzdąka jakieś rockowe klasyki. Całkiem dobrze mu to idzie, dopóki nie zobaczył umiejętności Tomka 🙂
Pojedzone… znowu zaczynam odpływać… ale wpada moja banda i zarządza nocne ćwiczenia. No tak, nie przyjechałem tu na wczasy… Czeka mnie drugi dziś spacer na Smreczyński. Nocny. Zabieramy wszystko co się nadaje do zjedzenia (a przy okazji nie będzie znoszone w dniu jutrzejszym), zbroimy się w ciepłe stroje i pora na zabawy na śniegu. Pół godziny nocnego marszu w świetle czołówek i jesteśmy na miejscu.
Na początek nowicjusze kopią jamę. W której później ich zasypiemy śniegiem. Kontakt z naturą musi być.
Jest też ognisko z trzech małych świeczek. Dorotka ma imieniny, więc są śpiewy, wręczenie prezentów (chyba stercząca pionowo na mrozie kiełbasa najbardziej się spodobała), tańce „prawie jak na Grzesiu” i … aż żal stąd odchodzić. Drugi dziś raz mam takie odczucie. Szkoda że jama zasypana, może by w niej spać 😉
Kolejny wieczór i kolejne pogaduchy. Cóż, widzimy się jednak rzadko, to jest o czym pogadać…
Tym razem naprawdę wstajemy rano. Jest siódma. Dzień powrotu ma już ustalony rytm: śniadanie, pakowanie, uściski i krok za krokiem w dół. Znowu sypie śnieg i znowu schodząc robię najlepsze zdjęcia zlotu 🙂 Chwilami robi się mała zamieć, w dodatku mocno pod wiatr, więc jest namiastka ciężkich zimowych warunków 🙂 Takich jak lubię.
1,5 godziny i jesteśmy na dole.
Jeszcze odśnieżanie.
Pakujemy się do aut i jazda… spokojnie i bez przygód dojeżdżamy do Warszawy, gdzie robię przesiadkę do auta Piotra i w 2 godziny jestem w domu.
19 ZImowy Zlot Ircowników
19 ZImowy Zlot Ircowników
Ostatnio zmieniony 2022-03-13, 12:12 przez Wiesio, łącznie zmieniany 2 razy.
Usłyszeć "Dziecko w czasie" w Tatrach ...
Gdzie będziecie za rok ?
Gdzie będziecie za rok ?
Decyzją administracji Dobromił otrzymał nagany :
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
- za obraźliwą formę wypowiedzi oraz ironizowanie na temat innych użytkowników forum
- za niecytowanie w postach wypowiedzi, do których się odnosi
- za relację przypisaną do niewłaściwego działu
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 60 gości