Ku nadmorskim poligonom (2021)
Tego pięknego dzionka odwiedzamy Czołpino. Taka nazwa widnieje na mapie, ale praktycznie nie wiem jak to miejsce nazwać. Wieś? To chyba nie bardzo, bo nawet nie wiem czy tam w ogóle ktoś na stałe mieszka. Osada? Atrakcja turystyczna? Jest to miejsce pomiędzy jeziorem Łebsko a Gardno, gdzie mieszczą się parkingi, muzeum parku narodowego, latarnia morska. I chyba tyle. A nie, przepraszam! Są jeszcze rozsiane po lasach pozostałości bazy rakietowej. I właśnie to one nas głównie tutaj sprowadzają - jak przystało na "łowców poligonów" No ale wyjatkowo nie ma tu teraz żolnierzy. Leśne budynki nie robią "buuuuuu" agregatami i nikt nie mierzy w naszą stronę z karabinu. Ufff... Co za sympatyczna odmiana!
Dawne place bazowe służą teraz za parkingi dla turystów. Chyba nikt by obecnie nie wykładał parkingów tak klimatycznym podłożem jak popękany asfalt czy betonowa, lekko rozleziona płyta.
Tu i ówdzie z malowniczo powykręcanego lasu wystaje jakiś stary, nieużywany budynek.
Kabak stwierdza: "Podoba mi się to miejsce. Można spokojnie zwiedzać, bo najwyżej jak będziemy mieć dużego pecha, to nam wsadzą mandat, a nie zastrzelą jak na poprzednich bazach." Czasem ciężko mi się połapać, że mam już takie duże i mądre dziecko, które dokładnie rozumie co się dzieje wokół. Dopiero co nosiłam pod pachą taki wierzgający tłumoczek, któremu było wszystko jedno gdzie się go położy i czy trzyma się w domu na kanapie, na promie w dalekich krajach czy głęboko pod ziemią. A tu nagle to "zawiniątko" potrafi dostrzec zalety miejsca i jeszcze tak rozsądnie to argumentować!
Zatem jeśli już mowa o zwiedzaniu. Pierwszy z namierzonych budynków przypomina szkołe czy pomieszczenia biurowe.
Teren chyba związany z dawnymi terenami wojskowymi, bo nawet ulica wykładana jest igliwiem w plamy panterki maskującej
Wszystko siedzi w dość gęstych zaroślach.
W środku mało się zachowało z czasów funkcjonowania obiektu.
Jedynie są stare lampy, jakieś kotły czy fragmenty ururowań jakiś instalacji.
Widać też, że była tu kiedyś fontanna i ławeczki.
Nie wiem czemu, ale czasem jest wrażenie, że coś nas obserwuje
Kawałek dalej w lesie (niesamowicie grzybnym) siedzą dwa hangary.
Kabak zagląda do jednego: "Mamo chodź! Droga wolna. Nie ma żołnierzy! Chyba akurat poszli na grzyby!"
W środku zachowały się napisy w tematyce BHP.
Malunek pod strzałką to już chyba z czasów późniejszych? Nie wiem co ma symbolizować? Że ktoś nie przestrzegał przepisów i teraz rośnie na nim drzewo?
Mają tu też ogromne suwnice i resztki drewnianych skrzynek.
Bramy wejściowe pokrywają mocno już pordzewiałe napisy.
Stan podłoża w rejonie wskazuje na istnienie obiektów podziemnych.
Od razu też widać, że znajdujemy się w parku narodowym. Tutaj np. chroni się rurę - jest bardzo rzadka i grozi wymarciem! Potwierdzeniem tego może być fakt, ze więcej takich rur juz nie widzieliśmy! Istny endemit!
Jest również słup. Chyba taki co dawniej się wieszało na nim flagę. Wygląda jak zardzewiały, mimo że jest z betonu. Widać pozazdrościł drzwiom od hangarów. A tak serio to porasta to taki ładny, rudy porost.
Niedaleko stąd spotykamy jeszcze jeden budyneczek. Ale on zdecydowanie opuszczony nie jest - zamieszkują go dwa dziwne bieliki. Chyba są trochę chore i mają problemy z lataniem, dlatego umieszczono je w takim oto samoobsługowym mini zoo. Nie wiem czemu, ale ciągle zadzierają łby do góry i dziwnie gulgają. Może im się wydaje, że są indykami?
Obok leży posiłek owych okazów. Co ciekawe ów kawałek mięcha wzbudza dużo większe zainteresowanie kabaka niż same ptaki.
Ponoć przypomina mordę jakiegoś zmutowanego wilka - ma oczy i przynajmniej jeden kieł. Kabak twiedzi, że on się czai i na którymś etapie się rzuci i zje te bieliki. Niestety chyba nasza obecność jakoś rozpraszała wilka i ptaki - i nie mieliśmy okazji obserwować posiłku ani w jedną, ani w drugą stronę.
Wszędzie w okolicy towarzyszą nam ślady dawnej bazy - resztki ogrodzeń...
Betonowe drogi...
Tajemnicze bramy...
Sporo jest też na terenie małych bunkierków ze żłobionych płyt. Przeważnie nic w nich nie ma...
... acz w jednym namierzylismy stare, oblezione napisy i resztki drewnianych łóżek piętrowych.
Tu też coś wyraźnie siedzi w ziemi.
Najciekawszy budynek przyczaił się przy platformie widokowej. Z zewnątrz przypomina potrójny garaż dla ciężarówek.
Napisy na jednych z drzwi.
Korytarz się wije i prowadzi do rozgałęzionych pomieszczeń z drzwiami z solidnego metalu.
Na ścianach zachowało się sporo napisów o skażonej odzieży, kontroli sanitarnej i sposobie zdejmowania rękawic i masek gazowych. Można się poczuć jak wchodząc do Biedronki albo urzędu. Wypisz wymaluj ta sama retoryka!
Miejsce wyraźnie jest wykorzystywane noclegowo czy imprezowo. Przez czysty przypadek znajduję też bardzo wypasionego kesza (albo to była skrzynia piratów z łupami z ostatnich miesięcy?
Jedną ze ścian pokrywają wyznania sprzed 4 lat. Ciekawe czy Michał i Natalia nadal są razem? I czy nadal dażą się tak samo płomiennym uczuciem jak w ten październikowy dzionek na opuszczonej bazie?
Z bazy idziemy w kierunku plaży. Lasy są tu cudne! To pierwsze miejsce po Helu, gdzie napotykamy aż tyle malowniczo pokręconych, omszałych i pokrytych porostami pni.
Wiele miejsc przypomina górską kosówkę, a każdy fragment lasu jest tak niesamowicie aromatyczny, żywiczny, że człowiek by siadł i niuchał bez końca! Niezwykle urokliwe gąszcze!
Na plaży mamy okazję podziwiać festiwal chmur pełzających po niebie z różnymi prędkościami.
Idziemy cały czas jak w oku cyklonu. Wszędzie wokół, oględnie mówiąc, pogody nie ma. Trochę jak na naszym sierpniowym Ćwilinie! Wokół kłębią się fronty burzowe, a tutaj nawet czasem słonko błyśnie, co toperz i kabak nie omieszkają wykorzystać w celach kąpielowych. Nieraz nadciągające znad morza chmury przypominają zbliżające się tornado, a zmienny wiatr o bardzo silnych porywach zdaje się to potwierdzać. Ów wiatr napewno jest skuteczny. Wywial z plaż co mniej zdeterminowanych wędrowców. Dziś przez cały dzień mijamy tylko kilkanaście osób. Wszystkie są sympatyczne i nawiązujemy z nimi jakiś kontakt. Wymieniami się informacjami o wejściach do mijanych obiektów, tras na plażę czy gawędzimy o pogodzie, która się nie sprawdza, bo według prognoz to ponoć miało lać dziś caluśki dzień. Jak to jest, że ilość z jakością się przeważnie wyklucza? I albo gdzieś jest garstka fajnych, wesołych ludzi albo całe watahy zombiaków o skrzywionych gębach, które tylko patrzą jak się nawzajem pokąsać? A może my w tłumie też się zmieniamy w kąśliwe zombiaki - i inni nas wtedy właśnie tak postrzegają?
Kolory nieba, morza, błyskającego spod chmur słońca są dzisiaj obłędne!
Jak nadchodząca trąba powietrzna!
Na niebie pojawia się też ogromna Buka!!!!!!!!
Dalej zmierzamy do tzw. "skamieniałego lasu". Jest to skupisko pieńków na plaży. Liczymy w duchu, że nie spotkał ich los helskich zębów smoka i gwiazdobloków. Ufff... Pieńki są!
Fajnie się to wszystko komponuje z zarwaną skarpą i powalonymi drzewami. Ciekawe są tutaj te plaże - nie ma nudy i monotonii!
Widzimy też na horyzoncie coś, co wygląda jak wielki budynek wystający z morza. Chyba jest to nieco przeładowany kontenerowiec.
I było też jedno miejsce na plaży, które mi przypomniało dawne czasy.
Lato 1989. Mierzeja Wiślana - dzikie plaże miedzy Piaskami a granicą. Szkoda, że nie pamiętałam dokładnie układowo tego zdjęcia - bo byśmy się lepiej z kabakiem ustawiły!
I nie dolewa nam ani razu. Ściana deszczu przykrywa świat dopiero gdy już siedzimy w busiu i toczymy się w stronę Łeby, gdzie czeka na nas suchy i przestronny wagonik. Teraz to niech sobie leje! Tzn. ma czas do jutra! To nawet miło jak tak bębni w dach, a podmuchy wiatru zdają się wpychać ściany do środka. A ty zatulasz się w śpiwór wspominając przygody z minionego dnia. Wspomnienia zaczynają się przeplatać ze snami, przyjmując fantastyczne formy, ale jednak mocno zakorzenione w realiach dnia poprzedniego i mocy przeżytych wrażeń...
cdn
Dawne place bazowe służą teraz za parkingi dla turystów. Chyba nikt by obecnie nie wykładał parkingów tak klimatycznym podłożem jak popękany asfalt czy betonowa, lekko rozleziona płyta.
Tu i ówdzie z malowniczo powykręcanego lasu wystaje jakiś stary, nieużywany budynek.
Kabak stwierdza: "Podoba mi się to miejsce. Można spokojnie zwiedzać, bo najwyżej jak będziemy mieć dużego pecha, to nam wsadzą mandat, a nie zastrzelą jak na poprzednich bazach." Czasem ciężko mi się połapać, że mam już takie duże i mądre dziecko, które dokładnie rozumie co się dzieje wokół. Dopiero co nosiłam pod pachą taki wierzgający tłumoczek, któremu było wszystko jedno gdzie się go położy i czy trzyma się w domu na kanapie, na promie w dalekich krajach czy głęboko pod ziemią. A tu nagle to "zawiniątko" potrafi dostrzec zalety miejsca i jeszcze tak rozsądnie to argumentować!
Zatem jeśli już mowa o zwiedzaniu. Pierwszy z namierzonych budynków przypomina szkołe czy pomieszczenia biurowe.
Teren chyba związany z dawnymi terenami wojskowymi, bo nawet ulica wykładana jest igliwiem w plamy panterki maskującej
Wszystko siedzi w dość gęstych zaroślach.
W środku mało się zachowało z czasów funkcjonowania obiektu.
Jedynie są stare lampy, jakieś kotły czy fragmenty ururowań jakiś instalacji.
Widać też, że była tu kiedyś fontanna i ławeczki.
Nie wiem czemu, ale czasem jest wrażenie, że coś nas obserwuje
Kawałek dalej w lesie (niesamowicie grzybnym) siedzą dwa hangary.
Kabak zagląda do jednego: "Mamo chodź! Droga wolna. Nie ma żołnierzy! Chyba akurat poszli na grzyby!"
W środku zachowały się napisy w tematyce BHP.
Malunek pod strzałką to już chyba z czasów późniejszych? Nie wiem co ma symbolizować? Że ktoś nie przestrzegał przepisów i teraz rośnie na nim drzewo?
Mają tu też ogromne suwnice i resztki drewnianych skrzynek.
Bramy wejściowe pokrywają mocno już pordzewiałe napisy.
Stan podłoża w rejonie wskazuje na istnienie obiektów podziemnych.
Od razu też widać, że znajdujemy się w parku narodowym. Tutaj np. chroni się rurę - jest bardzo rzadka i grozi wymarciem! Potwierdzeniem tego może być fakt, ze więcej takich rur juz nie widzieliśmy! Istny endemit!
Jest również słup. Chyba taki co dawniej się wieszało na nim flagę. Wygląda jak zardzewiały, mimo że jest z betonu. Widać pozazdrościł drzwiom od hangarów. A tak serio to porasta to taki ładny, rudy porost.
Niedaleko stąd spotykamy jeszcze jeden budyneczek. Ale on zdecydowanie opuszczony nie jest - zamieszkują go dwa dziwne bieliki. Chyba są trochę chore i mają problemy z lataniem, dlatego umieszczono je w takim oto samoobsługowym mini zoo. Nie wiem czemu, ale ciągle zadzierają łby do góry i dziwnie gulgają. Może im się wydaje, że są indykami?
Obok leży posiłek owych okazów. Co ciekawe ów kawałek mięcha wzbudza dużo większe zainteresowanie kabaka niż same ptaki.
Ponoć przypomina mordę jakiegoś zmutowanego wilka - ma oczy i przynajmniej jeden kieł. Kabak twiedzi, że on się czai i na którymś etapie się rzuci i zje te bieliki. Niestety chyba nasza obecność jakoś rozpraszała wilka i ptaki - i nie mieliśmy okazji obserwować posiłku ani w jedną, ani w drugą stronę.
Wszędzie w okolicy towarzyszą nam ślady dawnej bazy - resztki ogrodzeń...
Betonowe drogi...
Tajemnicze bramy...
Sporo jest też na terenie małych bunkierków ze żłobionych płyt. Przeważnie nic w nich nie ma...
... acz w jednym namierzylismy stare, oblezione napisy i resztki drewnianych łóżek piętrowych.
Tu też coś wyraźnie siedzi w ziemi.
Najciekawszy budynek przyczaił się przy platformie widokowej. Z zewnątrz przypomina potrójny garaż dla ciężarówek.
Napisy na jednych z drzwi.
Korytarz się wije i prowadzi do rozgałęzionych pomieszczeń z drzwiami z solidnego metalu.
Na ścianach zachowało się sporo napisów o skażonej odzieży, kontroli sanitarnej i sposobie zdejmowania rękawic i masek gazowych. Można się poczuć jak wchodząc do Biedronki albo urzędu. Wypisz wymaluj ta sama retoryka!
Miejsce wyraźnie jest wykorzystywane noclegowo czy imprezowo. Przez czysty przypadek znajduję też bardzo wypasionego kesza (albo to była skrzynia piratów z łupami z ostatnich miesięcy?
Jedną ze ścian pokrywają wyznania sprzed 4 lat. Ciekawe czy Michał i Natalia nadal są razem? I czy nadal dażą się tak samo płomiennym uczuciem jak w ten październikowy dzionek na opuszczonej bazie?
Z bazy idziemy w kierunku plaży. Lasy są tu cudne! To pierwsze miejsce po Helu, gdzie napotykamy aż tyle malowniczo pokręconych, omszałych i pokrytych porostami pni.
Wiele miejsc przypomina górską kosówkę, a każdy fragment lasu jest tak niesamowicie aromatyczny, żywiczny, że człowiek by siadł i niuchał bez końca! Niezwykle urokliwe gąszcze!
Na plaży mamy okazję podziwiać festiwal chmur pełzających po niebie z różnymi prędkościami.
Idziemy cały czas jak w oku cyklonu. Wszędzie wokół, oględnie mówiąc, pogody nie ma. Trochę jak na naszym sierpniowym Ćwilinie! Wokół kłębią się fronty burzowe, a tutaj nawet czasem słonko błyśnie, co toperz i kabak nie omieszkają wykorzystać w celach kąpielowych. Nieraz nadciągające znad morza chmury przypominają zbliżające się tornado, a zmienny wiatr o bardzo silnych porywach zdaje się to potwierdzać. Ów wiatr napewno jest skuteczny. Wywial z plaż co mniej zdeterminowanych wędrowców. Dziś przez cały dzień mijamy tylko kilkanaście osób. Wszystkie są sympatyczne i nawiązujemy z nimi jakiś kontakt. Wymieniami się informacjami o wejściach do mijanych obiektów, tras na plażę czy gawędzimy o pogodzie, która się nie sprawdza, bo według prognoz to ponoć miało lać dziś caluśki dzień. Jak to jest, że ilość z jakością się przeważnie wyklucza? I albo gdzieś jest garstka fajnych, wesołych ludzi albo całe watahy zombiaków o skrzywionych gębach, które tylko patrzą jak się nawzajem pokąsać? A może my w tłumie też się zmieniamy w kąśliwe zombiaki - i inni nas wtedy właśnie tak postrzegają?
Kolory nieba, morza, błyskającego spod chmur słońca są dzisiaj obłędne!
Jak nadchodząca trąba powietrzna!
Na niebie pojawia się też ogromna Buka!!!!!!!!
Dalej zmierzamy do tzw. "skamieniałego lasu". Jest to skupisko pieńków na plaży. Liczymy w duchu, że nie spotkał ich los helskich zębów smoka i gwiazdobloków. Ufff... Pieńki są!
Fajnie się to wszystko komponuje z zarwaną skarpą i powalonymi drzewami. Ciekawe są tutaj te plaże - nie ma nudy i monotonii!
Widzimy też na horyzoncie coś, co wygląda jak wielki budynek wystający z morza. Chyba jest to nieco przeładowany kontenerowiec.
I było też jedno miejsce na plaży, które mi przypomniało dawne czasy.
Lato 1989. Mierzeja Wiślana - dzikie plaże miedzy Piaskami a granicą. Szkoda, że nie pamiętałam dokładnie układowo tego zdjęcia - bo byśmy się lepiej z kabakiem ustawiły!
I nie dolewa nam ani razu. Ściana deszczu przykrywa świat dopiero gdy już siedzimy w busiu i toczymy się w stronę Łeby, gdzie czeka na nas suchy i przestronny wagonik. Teraz to niech sobie leje! Tzn. ma czas do jutra! To nawet miło jak tak bębni w dach, a podmuchy wiatru zdają się wpychać ściany do środka. A ty zatulasz się w śpiwór wspominając przygody z minionego dnia. Wspomnienia zaczynają się przeplatać ze snami, przyjmując fantastyczne formy, ale jednak mocno zakorzenione w realiach dnia poprzedniego i mocy przeżytych wrażeń...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Dziś od rana pizga jak szlag. Niby nie pada, ale temperatura zjechała o jakieś 15 stopni. Jesteśmy chyba świadkami nagłego końca lata... Wiatr urywa łeb, co zdecydowanie nie potęguje uczucia ciepła. Ubieramy się tak, że wyglądamy jak chodzące kule i ruszamy w stronę wielkich wydm. No bo głupio być w Łebie i ich nie zobaczyć. Z tego wszystkiego zapomnieliśmy, że dziś jest sobota... Skądinąd fajne są te wyjazdy, gdy na dno plecaków chowa się nie tylko zegarki, ale i kalendarze. No ale dziś padliśmy tego ofiarą, pchając sie akurat w jedno z najbardziej popularnych i modnych w okolicy miejsc... Na wydmach tłum. Pojawia się stadami, tak jak podjeżdżają przywożące go samochodziki.
Sama wydma jest całkiem ładna, ale ciężko jej zrobić zdjęcie, aby snujące się stada nie przysłaniały całego piasku. Część wydmy porasta uschły las, tzn. wystają z piachu jego postrzępione konary, co dodaje okolicy mrocznej atmosfery.
Ciekawy jest moment, gdy spod chmur błyśnie ostre słońce, co potęguje czerń horyzontu.
Nad samą powierzchnią wydmy tworzą się mini burze piaskowe, wiry i trąbki. Czasem sypnie piachem i wyżej, ale przeważnie trzyma się jakieś 10 cm od gruntu. Ciekawe czy przy silniejszych wiatrach bywają tu solidniejsze piaskowe zawieruchy?
W oddali połyskuje równa tafla jeziora - bo akurat tam akurat przyświeciły spodchmurne promienie.
Sporo sieci tam postawili! Człowiek na taki widok od razu robi sie głodny!
Jęzory piasku co chwilę układają się nieco inaczej...
Wszystkie powyższe zdjęcia są nieco oszukiwane (przez odpowiednie wykadrowanie ujęć), bo tak naprawdę to wszechobecne płoty i tabliczki bardzo tu psują krajobraz... "Trochę jak w ZOO, tylko zwierząt nie ma" - komentuje kabak.
Złazimy na plażę. Tak czynią też wszyscy inni. Ale tu się rozstajemy. Bo 99.9% tłumu robi sobie selfi z falami i oddala się ta samą drogą w stronę parkingów. A my włóczymy się plażą praktycznie sami, tzn. towarzyszy nam wiatr, fale i od czasu do czasu spadające z nieba mewy. Zarzuca nimi przy co dziwniejszych podmuchach. Bo wiatr jest dziś jakiś spiralny. Widać to dokładnie po naszym latawcu, który wzbija się w powietrze, nawet czasem dosyć wysoko, a potem nagle i niespodziewanie nurkuje korkociągiem. Sytuacja się powtarza. No to raczej nici z puszczania latawca... A zdawał się być taki piękny wiatr do tego celu. Podobną trajektorią lotu spadają też od czasu do czasu mewy. Kilkoma to wręcz walnęło o piasek bo nie wyhamowały na czas.
Trzeba przyznać, że fale są dzisiaj konkretne!
Nie mamy konkretnego celu wycieczki. Ot tak po prostu się powłóczyć i porozglądać wokół. Czasem totalny brak planu też się przydaje, a nie tylko realizowanie po kolei wyznaczonych i przemyślanych dokładnie celów. Idziemy sobie w stronę Czołpina.
Na wycieczkach warto patrzeć pod nogi, a nie tylko błądzić wzrokiem po horyzontach. Znajdujemy taki oto nietypowy szkielet! Stawialiśmy na fokę, ale oczywiście nie mamy pewności. Więc jak ktoś się lepiej zna na szkieletach - to miło jak nas wyprowadzi z błędu!
Podziwiamy też ciekawe struktury piasku wymiotanego wiatrem. Niby taka zwykła taka rzecz jak leżące pod nogami kamyczki. Miejscami każdy z nich ma ogonek uformowany z piasku! Nadaje to takie wrażenie dynamiczności, jakby te kamulce szły! A może one idą? Ale tylko wtedy kiedy na nie nikt nie patrzy?
Nieraz na piasku trafiają się malunki. Chyba to resztki wyschłych kałuż, ale galerie sztuki nowoczesnej można by z tego zrobić
No a tu wybitnie ślimak! Nikt z nas nie ma ku temu wątpliwości!
Czasek piasek pęka całymi płatami i przypomina połupany beton!
A tu coś jeździło! Złapać stopa w takim miejscu - to by było coś!
Od czasu do czasu na plaży leży coś wyplutego przez morze. Przeważnie są to różniste badyle...
Czasem kawałek jakiejś skrzynki...
A najbardziej przypada nam do gustu gigantyczny guzik! To nasza tratwa dryfująca po nieznanych morzach w kierunku bezludnych wysp!
W czasie dryfowania człowiek szybko robi się głodny Urządzamy sobie zatem na tratwie piknik! Acz wiatr trochę wyrywa kanapki z rąk i nasypuje piasku do herbaty, więc jesteśmy zmuszeni przenieść się za załom wydmy I tak to nastąpił szybki koniec naszego pieknego dryfowania. Bezludnych wysp nie będzie. Przynajmniej tym razem
Na plażach jest też sporo ciekawych roślinek. Różnobarwne kwiaty bardzo urozmaicają nieco szary dzisiaj krajobraz...
Kurcze! Czyżby aż tutaj dochodziły w nocy fale??
Odwiedzamy też niewielką i dosyć zarośniętą wydemkę.
Czasem pojawiają się przebłyski słońca, ale takie raczej dość nieśmiałe.
To zdecydowanie jedna z ładniejszych części polskiego wybrzeża. Stąd rodzi się pomysł, aby kiedyś tu wrócić i przejść z plecakami trasę z Ustki do Łeby.
Na powrocie zaglądamy też nad jezioro Łebsko, gdzie jest dużo rozstawionych sieci.
I omszałe lasy nadjeziornych okolic...
Grzyby pod daszkiem.
Napotykamy również takowego zwierza. Chyba jakiś hodowlany albo przynajmniej oswojony, bo na widok turysty z aparatem nie spiernicza do lasu, tylko zaczyna pozować
cdn
Sama wydma jest całkiem ładna, ale ciężko jej zrobić zdjęcie, aby snujące się stada nie przysłaniały całego piasku. Część wydmy porasta uschły las, tzn. wystają z piachu jego postrzępione konary, co dodaje okolicy mrocznej atmosfery.
Ciekawy jest moment, gdy spod chmur błyśnie ostre słońce, co potęguje czerń horyzontu.
Nad samą powierzchnią wydmy tworzą się mini burze piaskowe, wiry i trąbki. Czasem sypnie piachem i wyżej, ale przeważnie trzyma się jakieś 10 cm od gruntu. Ciekawe czy przy silniejszych wiatrach bywają tu solidniejsze piaskowe zawieruchy?
W oddali połyskuje równa tafla jeziora - bo akurat tam akurat przyświeciły spodchmurne promienie.
Sporo sieci tam postawili! Człowiek na taki widok od razu robi sie głodny!
Jęzory piasku co chwilę układają się nieco inaczej...
Wszystkie powyższe zdjęcia są nieco oszukiwane (przez odpowiednie wykadrowanie ujęć), bo tak naprawdę to wszechobecne płoty i tabliczki bardzo tu psują krajobraz... "Trochę jak w ZOO, tylko zwierząt nie ma" - komentuje kabak.
Złazimy na plażę. Tak czynią też wszyscy inni. Ale tu się rozstajemy. Bo 99.9% tłumu robi sobie selfi z falami i oddala się ta samą drogą w stronę parkingów. A my włóczymy się plażą praktycznie sami, tzn. towarzyszy nam wiatr, fale i od czasu do czasu spadające z nieba mewy. Zarzuca nimi przy co dziwniejszych podmuchach. Bo wiatr jest dziś jakiś spiralny. Widać to dokładnie po naszym latawcu, który wzbija się w powietrze, nawet czasem dosyć wysoko, a potem nagle i niespodziewanie nurkuje korkociągiem. Sytuacja się powtarza. No to raczej nici z puszczania latawca... A zdawał się być taki piękny wiatr do tego celu. Podobną trajektorią lotu spadają też od czasu do czasu mewy. Kilkoma to wręcz walnęło o piasek bo nie wyhamowały na czas.
Trzeba przyznać, że fale są dzisiaj konkretne!
Nie mamy konkretnego celu wycieczki. Ot tak po prostu się powłóczyć i porozglądać wokół. Czasem totalny brak planu też się przydaje, a nie tylko realizowanie po kolei wyznaczonych i przemyślanych dokładnie celów. Idziemy sobie w stronę Czołpina.
Na wycieczkach warto patrzeć pod nogi, a nie tylko błądzić wzrokiem po horyzontach. Znajdujemy taki oto nietypowy szkielet! Stawialiśmy na fokę, ale oczywiście nie mamy pewności. Więc jak ktoś się lepiej zna na szkieletach - to miło jak nas wyprowadzi z błędu!
Podziwiamy też ciekawe struktury piasku wymiotanego wiatrem. Niby taka zwykła taka rzecz jak leżące pod nogami kamyczki. Miejscami każdy z nich ma ogonek uformowany z piasku! Nadaje to takie wrażenie dynamiczności, jakby te kamulce szły! A może one idą? Ale tylko wtedy kiedy na nie nikt nie patrzy?
Nieraz na piasku trafiają się malunki. Chyba to resztki wyschłych kałuż, ale galerie sztuki nowoczesnej można by z tego zrobić
No a tu wybitnie ślimak! Nikt z nas nie ma ku temu wątpliwości!
Czasek piasek pęka całymi płatami i przypomina połupany beton!
A tu coś jeździło! Złapać stopa w takim miejscu - to by było coś!
Od czasu do czasu na plaży leży coś wyplutego przez morze. Przeważnie są to różniste badyle...
Czasem kawałek jakiejś skrzynki...
A najbardziej przypada nam do gustu gigantyczny guzik! To nasza tratwa dryfująca po nieznanych morzach w kierunku bezludnych wysp!
W czasie dryfowania człowiek szybko robi się głodny Urządzamy sobie zatem na tratwie piknik! Acz wiatr trochę wyrywa kanapki z rąk i nasypuje piasku do herbaty, więc jesteśmy zmuszeni przenieść się za załom wydmy I tak to nastąpił szybki koniec naszego pieknego dryfowania. Bezludnych wysp nie będzie. Przynajmniej tym razem
Na plażach jest też sporo ciekawych roślinek. Różnobarwne kwiaty bardzo urozmaicają nieco szary dzisiaj krajobraz...
Kurcze! Czyżby aż tutaj dochodziły w nocy fale??
Odwiedzamy też niewielką i dosyć zarośniętą wydemkę.
Czasem pojawiają się przebłyski słońca, ale takie raczej dość nieśmiałe.
To zdecydowanie jedna z ładniejszych części polskiego wybrzeża. Stąd rodzi się pomysł, aby kiedyś tu wrócić i przejść z plecakami trasę z Ustki do Łeby.
Na powrocie zaglądamy też nad jezioro Łebsko, gdzie jest dużo rozstawionych sieci.
I omszałe lasy nadjeziornych okolic...
Grzyby pod daszkiem.
Napotykamy również takowego zwierza. Chyba jakiś hodowlany albo przynajmniej oswojony, bo na widok turysty z aparatem nie spiernicza do lasu, tylko zaczyna pozować
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:i szkielet
Nawet sie zastanawialam czy go nie zabrac do domu, ale przydałoby sie najpierw znalezc mrowisko (albo chociaz wanne z domestosem
maurycy pisze:Droga przez las do latarni w Czołpinie jest boska 😁
No wlasnie do latarni nie dotarlismy. Ale lasy tam wszedzie są cudowne! Ostrze sobie zęby aby tam kiedys wpasc z namiotem!
Ostatnio zmieniony 2022-03-10, 15:40 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Nasza tegoroczna włóczęga w nadmorskich okolicach dobiegła końca. Czas rozpocząć powrót. Wykręcamy więc na południe, ale jak to mamy w zwyczaju - w stronę domu będziemy się kierować niespiesznie i nieco pokrętnie.
Zawijamy do miejscowości Kluki położonej nad jeziorem Łebsko.
Oprócz korzeniastego drzewa mają tu skansen, a dzisiaj w owym skansenie jest festyn pt: "Zakończenie lata". Jak to na festynach bywa gra muzyka ludowa, są kramy z żarciem i pamiątkami czy pokazy dawnych prac polowych.
Jak ktoś nie wie jak wyglądają ziemniaki - to też może sobie obejrzeć.
Fajna maszyna!
Chyba z racji dzisiejszego święta strach na wróble przyodział śnieżnobiałą koszulę.
Nawóz chyba prawdziwy?
Mech na dachu też.
Ale sieci niestety rybą nie pachną...
Gdybym gdzieś w lesie znalazła taką wiatochatkę - to bym się ucieszyła!
Żeby w ogóle móc wejść na festyn - trzeba wykupić bilet na zwiedzanie skansenu. I to byłoby jeszcze w miarę akceptowalne, ale późniejsze kompulsywne sprawdzanie tych biletów - jest już mocno uciążliwe. Na wielu festynach, koncertach czy imprezach byliśmy, ale takiego natręctwa to jeszcze nie widziałam. Chyba kilkanaście razy ktoś za nami lezie i szarpie za rękaw, coby sprawdzić, że nie wtargnęliśmy tu na krzywy ryj. Chyba aby spokojnie pozwiedzać czy cieszyć się festynowymi atrakcjami - trzeba by sobie ten paragon przykleić na czole! Może wtedy by się odczepili?? Spędzanie czasu w tej formie niezbyt nam odpowiada, więc dość szybko się zwijamy. Ogólne wrażenie z tego miejsca pozostało nam więc niezbyt pozytywne...
Pierwszy biwak drogi powrotnej wypada nam nad jeziorem, niedaleko miejscowości Olpuch. O kąpieli raczej nikt nie myśli, bo jest upiornie zimno.
Mijamy nietypowe nazwy miejscowości.
Gdzieś po drodze wpadają nam w oczy ciekawe ruinki. Ni to spichlerz, ni to młyn, ni to jakaś fabryczka...
Bardzo często w takich miejscach wiszą tabliczki "wstęp wzbroniony". Tu przynajniej napisali dlaczego. No i wszystko jasne - nie mamy nawet odrobiny ochoty łamać owego zakazu. Nie próbujemy wchodzić i pospiesznie oddalamy się z tego miejsca. Chyba tym gazem traktowali jakieś szczury albo inne robactwo?
Kierujemy się w stronę Puszczy Bydgoskiej. Była tu sobie kiedyś wieś Kabat. Z map zniknęła w czasie II wojny światowej. Została wysiedlona, a jej tereny przekształcone w niemiecki poligon. Głównym jego przeznaczeniem było testowanie materiałów wybuchowych z fabryki DAG Fabrik Bromberg pod Łęgnowem. Obecnie po poligonie zostało już mało śladów - jedynie ruiny wieży obserwacyjnej. Zbrojony beton jest mocno powygryzany i wszedzie sterczy rosochate żelastwo.
Kawałek dalej są też jakieś betonowe płyty, ale to chyba ślady po czasach już późniejszych.
Po wojnie teren pozostał poligonem wykorzystywanym przez polskie wojsko. Teren był zamknięty do 1994 roku. Później postawiono tu Radiowe Centrum Nadawcze z masztami, ktore mają około 300 metrów wysokości, więc ich widok nam ciagle towarzyszy.
Teren, jak to zwykle poligony, sprawia wrażenie dzikszego niż zwykłe lasy. Pewnie dlatego, że nie jest tu prowadzona zwykła gospodarka leśna, tylko wszystko sobie swobodnie i różnorodnie zarasta. Mimo że oddaliliśmy się już nieco od morza - wydmy nam wciąż towarzyszą w tych bydgoskich lasach. Największa w rejonie nazywa się Szwedzka Góra.
Mieliśmy namiar, że tu COŚ jest. No i jest... Taka oto górka. Wejścia pod ziemie nie ma albo jest zasypane. Po czym to pozostałość?
O poligonowej przeszłości terenu przypominają jedynie takowe tabliczki...
Leśny parking wita nas takimi klimatami. A może jednak lepiej było zrobić porządny, zamykany śmietnik i go od czasu do czasu wywozić? Niż wieszać głupią kartkę? Pobyt rozpoczynamy więc od sprzątania, żeby nie siedzieć w chlewie...
Tak nam mija wieczór...
A tak poranek.
cdn
Zawijamy do miejscowości Kluki położonej nad jeziorem Łebsko.
Oprócz korzeniastego drzewa mają tu skansen, a dzisiaj w owym skansenie jest festyn pt: "Zakończenie lata". Jak to na festynach bywa gra muzyka ludowa, są kramy z żarciem i pamiątkami czy pokazy dawnych prac polowych.
Jak ktoś nie wie jak wyglądają ziemniaki - to też może sobie obejrzeć.
Fajna maszyna!
Chyba z racji dzisiejszego święta strach na wróble przyodział śnieżnobiałą koszulę.
Nawóz chyba prawdziwy?
Mech na dachu też.
Ale sieci niestety rybą nie pachną...
Gdybym gdzieś w lesie znalazła taką wiatochatkę - to bym się ucieszyła!
Żeby w ogóle móc wejść na festyn - trzeba wykupić bilet na zwiedzanie skansenu. I to byłoby jeszcze w miarę akceptowalne, ale późniejsze kompulsywne sprawdzanie tych biletów - jest już mocno uciążliwe. Na wielu festynach, koncertach czy imprezach byliśmy, ale takiego natręctwa to jeszcze nie widziałam. Chyba kilkanaście razy ktoś za nami lezie i szarpie za rękaw, coby sprawdzić, że nie wtargnęliśmy tu na krzywy ryj. Chyba aby spokojnie pozwiedzać czy cieszyć się festynowymi atrakcjami - trzeba by sobie ten paragon przykleić na czole! Może wtedy by się odczepili?? Spędzanie czasu w tej formie niezbyt nam odpowiada, więc dość szybko się zwijamy. Ogólne wrażenie z tego miejsca pozostało nam więc niezbyt pozytywne...
Pierwszy biwak drogi powrotnej wypada nam nad jeziorem, niedaleko miejscowości Olpuch. O kąpieli raczej nikt nie myśli, bo jest upiornie zimno.
Mijamy nietypowe nazwy miejscowości.
Gdzieś po drodze wpadają nam w oczy ciekawe ruinki. Ni to spichlerz, ni to młyn, ni to jakaś fabryczka...
Bardzo często w takich miejscach wiszą tabliczki "wstęp wzbroniony". Tu przynajniej napisali dlaczego. No i wszystko jasne - nie mamy nawet odrobiny ochoty łamać owego zakazu. Nie próbujemy wchodzić i pospiesznie oddalamy się z tego miejsca. Chyba tym gazem traktowali jakieś szczury albo inne robactwo?
Kierujemy się w stronę Puszczy Bydgoskiej. Była tu sobie kiedyś wieś Kabat. Z map zniknęła w czasie II wojny światowej. Została wysiedlona, a jej tereny przekształcone w niemiecki poligon. Głównym jego przeznaczeniem było testowanie materiałów wybuchowych z fabryki DAG Fabrik Bromberg pod Łęgnowem. Obecnie po poligonie zostało już mało śladów - jedynie ruiny wieży obserwacyjnej. Zbrojony beton jest mocno powygryzany i wszedzie sterczy rosochate żelastwo.
Kawałek dalej są też jakieś betonowe płyty, ale to chyba ślady po czasach już późniejszych.
Po wojnie teren pozostał poligonem wykorzystywanym przez polskie wojsko. Teren był zamknięty do 1994 roku. Później postawiono tu Radiowe Centrum Nadawcze z masztami, ktore mają około 300 metrów wysokości, więc ich widok nam ciagle towarzyszy.
Teren, jak to zwykle poligony, sprawia wrażenie dzikszego niż zwykłe lasy. Pewnie dlatego, że nie jest tu prowadzona zwykła gospodarka leśna, tylko wszystko sobie swobodnie i różnorodnie zarasta. Mimo że oddaliliśmy się już nieco od morza - wydmy nam wciąż towarzyszą w tych bydgoskich lasach. Największa w rejonie nazywa się Szwedzka Góra.
Mieliśmy namiar, że tu COŚ jest. No i jest... Taka oto górka. Wejścia pod ziemie nie ma albo jest zasypane. Po czym to pozostałość?
O poligonowej przeszłości terenu przypominają jedynie takowe tabliczki...
Leśny parking wita nas takimi klimatami. A może jednak lepiej było zrobić porządny, zamykany śmietnik i go od czasu do czasu wywozić? Niż wieszać głupią kartkę? Pobyt rozpoczynamy więc od sprzątania, żeby nie siedzieć w chlewie...
Tak nam mija wieczór...
A tak poranek.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Zapewne sporo osób wie, że bardzo lubię kolejki linowe. Acz nie takie jak na Kasprowy Wierch czy "Wings of Tatev". Nie takie codziennie glancowane, żeby się błyszczały i robiły pip równo co 16 sekund. Uwielbiam kolejki takie co skrzypią, zgrzytają, gwiżdżą i wydają tysiąc metalicznych dźwięków. Takie co śpiewają co chwilę na inną melodię, a w ich brzmieniu jest opowiedziana cała ich wieloletnia historia. Takie jak z gruzińskiej Cziatury ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... wek-i.html ) czy ormiańskiego Alaverdi ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... nahin.html ) czy Achtali ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... la_14.html ) (gdzie już niestety nie udało się nam pojeździć)
W Polsce zapewne by się nie uchowała taka pasażerska konstrukcja. Zbyt dużo osób by umierało ze strachu i oburzenia na samą myśl o jej istnieniu. Ale jest wciąż taka jedna wożąca urobek z kamieniołomu wapienia w Piechcinie do zakładów produkcji sody w Janikowie. Ma około 7 km i od 1960 roku sunie sobie wśród łąk i pól, nad drogami i jeziorami. I o jej słupach, linach i wagonikach będzie ta relacja.
Dawniej trasa miała też drugie, dwa razy dłuższe odgałęzienie do Zakładu Soda Mątwy, ale ono zniknęło już bardzo dawno. Ponoć tamten kawałek linowej kolei dwukrotnie krzyżował się z koleją naziemną. Nie wiem czy jakieś ślady tamtej linii pozostały - nie szukaliśmy ich, jako że o jej istnieniu dowiedziałam się dopiero po powrocie do domu.
Wagoników jest obecnie ponoć 164. Więc tu na fotkę załapał się ten z ostatnim numerem?
Kiedyś było więcej takich przemysłowych kolejek towarowych - działały w kopalniach, cementowniach, kamieniołomach. Była takowa na trasie Goleszów – Leszna Górna, w cementowni „Saturn” w Grodźcu, w kamieniołomie bazaltu w Zarębie koło Lubania, czy w Rębiszowie, tam gdzie byliśmy w majówkę i pozostała tylko opuszczona stacja przeładunku kruszywa ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... szywa.html ) Większość kolejek poznikało w latach 90-tych, gdy różne tego typu zakłady ograniczały swoją działalność. Nie wiem czy ta na Kujawach nie jest ostatnią z takowych okazów w Polsce. Jeśli ktoś jeszcze gdzieś taką namierzył - to bardzo się uśmiecham o jakąś informację!
Wycieczkę rozpoczynamy od zerknięcia na zalany kamieniołom koło Piechcina. Gdzieś w tym rejonie są też czynne wyrobiska i tu zaczyna swoją trasę nasza śliczna kolejka! W zalanej części mieści się baza nurkowa i dzikie miejscówki biesiadno - imprezowo - kąpielowe.
Jak można się domyśleć wiszą tu tabliczki "bubowego szlaku atrakcji". Ten szlak jest zarąbiście dokładnie wyznakowany! Gdzie się nie ruszę!
Tak prezentuje się zakładzik, z którego wyruszają wagoniki. Wygląda na to, że tutaj jest przeprowadzany ich załadunek. Budynek położony jest niedaleko drogi Piechcin - Szeroki Kamień.
Na tle szumiących drzew bujają się dwa wagoniki.
Tutaj urobek po raz pierwszy przekracza szosę. Nad drogą zadaszenie pełne - jak wiadukt.
Patrząc w stronę przeciwną niż stacja przeładunkowa, widzimy słupową linię oddalającą się w stronę łagodnych, falistych pól. I trwa tam jakiś remont? Może właśnie z tego powodu wagoniki stoją? tzn wiszą - bez ruchu? Dźwigi też są puste i zamarłe w jednej pozycji. Nikogo nie ma. Tylko wiatr świszczy w konstrukcjach...
W tle, daleko, daleko, widać docelowy zakład, gdzie zmierza ufedrowana skała.
Rosochate krajobrazy, pełne linek, wałków, przekładni, drabinek, tabliczek itp.
Przelot nad kukurydzą.
Przejazd nad drogą gruntową Piechcin - Radłowo.
Takowa hałda majaczy na horyzoncie.
Od czasu do czasu trafia się nietypowy słup, inny od pozostałych - jego podstawa wypełniona jest betonowymi kostkami.
Stado wagoników pozuje jak umie najładniej!
A tu znów nad asfaltem Pakość - Radłowo.
W tle hałda, a wagoniki przelatują prawie nad samym przydrożnym gospodarstwem.
Jest też więcej miejsc, gdzie ludziska mają ciekawe widoki z okien!
Przy kolejnych strzyżowaniach pojawiają sie coraz bliższe widoki na dymiące kominy zakładów sodowych.
Na drodze nr 255 Pakość - Strzelno kolejkowy przejazd jest dużo bardziej ażurowy. Można zajrzeć wagonikowi pod brzuszek!
W wielu miejscach słupy kolejki przeplatają się z sylwetkami wiatraków.
Najciekawszym kawałkiem trasy kolejki jest miejsce, gdzie przebiega ona nad jeziorem Pakoskim. I my właśnie próbujemy tam dotrzeć przez kukurydzę.
Wagoniki nadwodne. Słupy opierają się też na dwóch niewielkich wysepkach.
Wyłaże na jeden ze słupów, coby mieć lepsze widoki
Można w tym rejonie też użyć na motylach i ważkach
Widok na przeprawę patrząc od wschodniej strony jeziora.
Co ciekawsze słupy i konstrukcje.
Wagoniki bujające się w zaroślach.
No i jak to jest? W iluś miejscach wyczytałam, że wagoników jest sztuk 164 - ale jednak wyższe numery też występują?
Przy małej drodze z Pakości do Giebni wagoniki przejeżdżają przez środek gospodarstwa. Jeden wisi sobie centralnie nad szklarnią. Ciekawe co było tu pierwsze - ten dom czy kolejka?
I znów widok na zakłady w Janikowie.
Niewielka pylista droga, nad którą wagoniki po prostu sobie śmigają. Już bez żadnych siatek, mostków czy innych popierdółek.
Ostatni przelot nad drogą między Giebnią a Janikowem.
Wjazd do stacji pośredniej kolejki.
Wyjeżdżając z tego budynku wagoniki robią ostry zakręt i kierują się już w stronę samego zakładu przetwórstwa.
W Janikowie napotkaliśmy też ciekawą aleję topolową...
...a i kabak znalazł coś dla siebie!
Nocujemy nad zbiornikiem, na lokalnym miejscu wędkarskim. Dojazd jest dwupasmowy, ale nieco wąski
Wieczorem wiszące na linach wagoniki ruszają! Hurra! Kolejka działa! Nie jest zepsuta, nie jest wycofana z obiegu! Ona wciąż jeździ! Idziemy pod przejazd i bardzo długo gapimy się na sunące wagoniki.
Z tego właśnie miejsca obserwujemy skrzypiący spektakl - skrzyżowanie linii z polną, trawiastą drogą wijącą się po brzegu jeziora.
Kabak z dumą odczytuje numery wagoników. Czekamy na ten z numerem 1. A może go już nie ma? Może się zepsuł i już dawno trafił na złom? Udaje się jedynie doczekać takowego z numerem 2. Jest nieco inny od pozostałych, żółty, a połowa z niego jest oklejona jakimiś taśmami. W ogóle każdy wagonik jest nieco inny, ma swoje własne cechy szczególne. A to inny uchwyt, a to plamkę rdzy w innym miejscu, a to jeszcze jakieś tajemnicze oznaczenia.
Wieczorem zaczyna nieco popadywać, ale nam to nie krzyżuje planów biwakowych. Ognicho palimy pod parasolem z drzew, ktore otaczają wyznaczone palenisko kręgiem.
Widzimy stąd wagoniki sunące nad jeziorem. Cudna jest ta noc! Tysiąc dźwięków ciszy - wagoniki i skrzyp lin. Plusk i kwik kaczek, perkozów i czapli. Szum deszczu w koronach drzew. Trzask ognia i mlaskanie trzech pysków wciągających pieczone ziemniaki!
Rano kolejka znów nie jeździ... Nie wiem więc czy z zasady puszczają ją tylko nocami? Czy może tylko wtedy, gdy akurat jest ładunek do przewiezienia.
cdn
W Polsce zapewne by się nie uchowała taka pasażerska konstrukcja. Zbyt dużo osób by umierało ze strachu i oburzenia na samą myśl o jej istnieniu. Ale jest wciąż taka jedna wożąca urobek z kamieniołomu wapienia w Piechcinie do zakładów produkcji sody w Janikowie. Ma około 7 km i od 1960 roku sunie sobie wśród łąk i pól, nad drogami i jeziorami. I o jej słupach, linach i wagonikach będzie ta relacja.
Dawniej trasa miała też drugie, dwa razy dłuższe odgałęzienie do Zakładu Soda Mątwy, ale ono zniknęło już bardzo dawno. Ponoć tamten kawałek linowej kolei dwukrotnie krzyżował się z koleją naziemną. Nie wiem czy jakieś ślady tamtej linii pozostały - nie szukaliśmy ich, jako że o jej istnieniu dowiedziałam się dopiero po powrocie do domu.
Wagoników jest obecnie ponoć 164. Więc tu na fotkę załapał się ten z ostatnim numerem?
Kiedyś było więcej takich przemysłowych kolejek towarowych - działały w kopalniach, cementowniach, kamieniołomach. Była takowa na trasie Goleszów – Leszna Górna, w cementowni „Saturn” w Grodźcu, w kamieniołomie bazaltu w Zarębie koło Lubania, czy w Rębiszowie, tam gdzie byliśmy w majówkę i pozostała tylko opuszczona stacja przeładunku kruszywa ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... szywa.html ) Większość kolejek poznikało w latach 90-tych, gdy różne tego typu zakłady ograniczały swoją działalność. Nie wiem czy ta na Kujawach nie jest ostatnią z takowych okazów w Polsce. Jeśli ktoś jeszcze gdzieś taką namierzył - to bardzo się uśmiecham o jakąś informację!
Wycieczkę rozpoczynamy od zerknięcia na zalany kamieniołom koło Piechcina. Gdzieś w tym rejonie są też czynne wyrobiska i tu zaczyna swoją trasę nasza śliczna kolejka! W zalanej części mieści się baza nurkowa i dzikie miejscówki biesiadno - imprezowo - kąpielowe.
Jak można się domyśleć wiszą tu tabliczki "bubowego szlaku atrakcji". Ten szlak jest zarąbiście dokładnie wyznakowany! Gdzie się nie ruszę!
Tak prezentuje się zakładzik, z którego wyruszają wagoniki. Wygląda na to, że tutaj jest przeprowadzany ich załadunek. Budynek położony jest niedaleko drogi Piechcin - Szeroki Kamień.
Na tle szumiących drzew bujają się dwa wagoniki.
Tutaj urobek po raz pierwszy przekracza szosę. Nad drogą zadaszenie pełne - jak wiadukt.
Patrząc w stronę przeciwną niż stacja przeładunkowa, widzimy słupową linię oddalającą się w stronę łagodnych, falistych pól. I trwa tam jakiś remont? Może właśnie z tego powodu wagoniki stoją? tzn wiszą - bez ruchu? Dźwigi też są puste i zamarłe w jednej pozycji. Nikogo nie ma. Tylko wiatr świszczy w konstrukcjach...
W tle, daleko, daleko, widać docelowy zakład, gdzie zmierza ufedrowana skała.
Rosochate krajobrazy, pełne linek, wałków, przekładni, drabinek, tabliczek itp.
Przelot nad kukurydzą.
Przejazd nad drogą gruntową Piechcin - Radłowo.
Takowa hałda majaczy na horyzoncie.
Od czasu do czasu trafia się nietypowy słup, inny od pozostałych - jego podstawa wypełniona jest betonowymi kostkami.
Stado wagoników pozuje jak umie najładniej!
A tu znów nad asfaltem Pakość - Radłowo.
W tle hałda, a wagoniki przelatują prawie nad samym przydrożnym gospodarstwem.
Jest też więcej miejsc, gdzie ludziska mają ciekawe widoki z okien!
Przy kolejnych strzyżowaniach pojawiają sie coraz bliższe widoki na dymiące kominy zakładów sodowych.
Na drodze nr 255 Pakość - Strzelno kolejkowy przejazd jest dużo bardziej ażurowy. Można zajrzeć wagonikowi pod brzuszek!
W wielu miejscach słupy kolejki przeplatają się z sylwetkami wiatraków.
Najciekawszym kawałkiem trasy kolejki jest miejsce, gdzie przebiega ona nad jeziorem Pakoskim. I my właśnie próbujemy tam dotrzeć przez kukurydzę.
Wagoniki nadwodne. Słupy opierają się też na dwóch niewielkich wysepkach.
Wyłaże na jeden ze słupów, coby mieć lepsze widoki
Można w tym rejonie też użyć na motylach i ważkach
Widok na przeprawę patrząc od wschodniej strony jeziora.
Co ciekawsze słupy i konstrukcje.
Wagoniki bujające się w zaroślach.
No i jak to jest? W iluś miejscach wyczytałam, że wagoników jest sztuk 164 - ale jednak wyższe numery też występują?
Przy małej drodze z Pakości do Giebni wagoniki przejeżdżają przez środek gospodarstwa. Jeden wisi sobie centralnie nad szklarnią. Ciekawe co było tu pierwsze - ten dom czy kolejka?
I znów widok na zakłady w Janikowie.
Niewielka pylista droga, nad którą wagoniki po prostu sobie śmigają. Już bez żadnych siatek, mostków czy innych popierdółek.
Ostatni przelot nad drogą między Giebnią a Janikowem.
Wjazd do stacji pośredniej kolejki.
Wyjeżdżając z tego budynku wagoniki robią ostry zakręt i kierują się już w stronę samego zakładu przetwórstwa.
W Janikowie napotkaliśmy też ciekawą aleję topolową...
...a i kabak znalazł coś dla siebie!
Nocujemy nad zbiornikiem, na lokalnym miejscu wędkarskim. Dojazd jest dwupasmowy, ale nieco wąski
Wieczorem wiszące na linach wagoniki ruszają! Hurra! Kolejka działa! Nie jest zepsuta, nie jest wycofana z obiegu! Ona wciąż jeździ! Idziemy pod przejazd i bardzo długo gapimy się na sunące wagoniki.
Z tego właśnie miejsca obserwujemy skrzypiący spektakl - skrzyżowanie linii z polną, trawiastą drogą wijącą się po brzegu jeziora.
Kabak z dumą odczytuje numery wagoników. Czekamy na ten z numerem 1. A może go już nie ma? Może się zepsuł i już dawno trafił na złom? Udaje się jedynie doczekać takowego z numerem 2. Jest nieco inny od pozostałych, żółty, a połowa z niego jest oklejona jakimiś taśmami. W ogóle każdy wagonik jest nieco inny, ma swoje własne cechy szczególne. A to inny uchwyt, a to plamkę rdzy w innym miejscu, a to jeszcze jakieś tajemnicze oznaczenia.
Wieczorem zaczyna nieco popadywać, ale nam to nie krzyżuje planów biwakowych. Ognicho palimy pod parasolem z drzew, ktore otaczają wyznaczone palenisko kręgiem.
Widzimy stąd wagoniki sunące nad jeziorem. Cudna jest ta noc! Tysiąc dźwięków ciszy - wagoniki i skrzyp lin. Plusk i kwik kaczek, perkozów i czapli. Szum deszczu w koronach drzew. Trzask ognia i mlaskanie trzech pysków wciągających pieczone ziemniaki!
Rano kolejka znów nie jeździ... Nie wiem więc czy z zasady puszczają ją tylko nocami? Czy może tylko wtedy, gdy akurat jest ładunek do przewiezienia.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Linia kolejowa Mogilno - Strzelno pokonywała jezioro Bronisławskie żelaznym wiaduktem. Dziś już tam nie jeżdża pociągi. Torowisko jest tak zarośnięte, że jego ślady widać głównie w miejsach przejazdów przez drogi. Poza tym niknie w wysokim chaszczu.
Próbujemy choć ten mały odcinek przebyć idąc torami, ale nie jest łatwo. Zwłaszcza o tej porze roku.
Wędrówkę umilają nam spotkania z dorodnymi jeżynami. Ciekawa odmiana - taka dość jasna i bardzo słodka!
No i docieramy do wiaduktu, który okazuje się być cały obsiadnięty przez czaple! W porywach było ich chyba z 7 sztuk! Niestety są bardzo płochliwe...
Sam wiadukt też stopniowo zarasta. Krzaki powrastały w zbutwiałe podłady i nie przeszkadza im, że pod korzeniami hula wiatr...
Widoki z góry na rozlewiska i zabudowę okolicznych miejscowości.
Widać też takie patyki na jeziorze. Czy one pojawiły się tam same? Czy to np. mocowanie dla jakiś sieci?
Wracamy drogami wijącymi się na skraju pól. Towarzyszą nam żurawie.
A nad głowami szybują dziesiątki kwaczących i kląskających pierzastych okazów.
cdn
Próbujemy choć ten mały odcinek przebyć idąc torami, ale nie jest łatwo. Zwłaszcza o tej porze roku.
Wędrówkę umilają nam spotkania z dorodnymi jeżynami. Ciekawa odmiana - taka dość jasna i bardzo słodka!
No i docieramy do wiaduktu, który okazuje się być cały obsiadnięty przez czaple! W porywach było ich chyba z 7 sztuk! Niestety są bardzo płochliwe...
Sam wiadukt też stopniowo zarasta. Krzaki powrastały w zbutwiałe podłady i nie przeszkadza im, że pod korzeniami hula wiatr...
Widoki z góry na rozlewiska i zabudowę okolicznych miejscowości.
Widać też takie patyki na jeziorze. Czy one pojawiły się tam same? Czy to np. mocowanie dla jakiś sieci?
Wracamy drogami wijącymi się na skraju pól. Towarzyszą nam żurawie.
A nad głowami szybują dziesiątki kwaczących i kląskających pierzastych okazów.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Nie pierwszy raz zawijamy w te okolice. Kilka lat temu odwiedziliśmy lazurowe jezioro, które odżywia się butami turystów ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... adnik.html ) Tym razem był plan więcej pokręcić się po okolicy i nasycić oczy industrialnym krajobrazem.
W wyrobiskowe okolice Sompolna trafiamy akurat przypadkiem. Jadąc ze Ślesina w stronę Sompolna jakoś nas nachodzi, aby ominąć miasto i obczaić sobie boczne drogi. Skręcamy więc na Police, Lubstów. W moim atlasie samochodowym Police są znaczone jako zwykła wieś. A okazuje się, że już jej nie ma! Wychodzi na to, że w jej miejscu szumią teraz wody zbiornika - zalanego wyrobiska pokopalnianego. Mijamy nawet pomnik upamiętniający wydobycie w "odkrywce Lubstów" w latach 1979-2009.
Mamy okazję przejeżdżać pod ciekawą konstrukcją - taśmociągiem przeładunkowym węgla brunatnego. Węgiel trafa tu obecnie z kopalni Tomisławice koło Boguszyc (położonej nieco na północ stąd) i potem jest transportowany koleją do elektrowni w Pątnowie.
Wspomniana linia kolejowa o bardzo ciekawych słupach.
Napotykamy tu sympatyczną lokomotywkę! Wygląda jakby była bardzo wiekowa!
Na mapie satelitarnej kilka miejsc wydawało się wyglądać dosyć spektakularnie np. wieś Janiszew, z kościołem i cmentarzem z 3 stron otoczonych wyrobiskami.
Na miejscu jednak nie wygląda to jakoś bardzo ciekawie. Normalne zabudowania, a gdzieś w tle majaczą jeziorka. Bo obecnie owe wyrobiska są już wypełnione wodą.
Jedziemy jakąś boczną drogą między wyrobiskami.
A potem ona nagle okazuje się być drogą wewnątrz zakładową, gdzie wszędzie patrzą na nas kamery. Droga jest za wąska, aby sprawnie zawrócić. Mamy nadzieję, że uda się ten zakład "przeciąć" i wyjechać z drugiej strony. Udaje się. Brama jest otwarta, a siedzący w budce cieć ma bardzo głupią minę. Napewno by nas nie wpuścił. No ale jak nie wypuścić?
Wyjeżdżamy na normalne drogi w okolicach takiego napisu
Biwak zapodajemy w okolicy wsi Radyczyny nad zbiornikiem Przykona. On też był niegdyś wyrobiskiem kopalni węgla brunatnego "Adamów". Malownicze miejsce. Ognisko palimy na samym brzegu, więc pełgające płomienie odbijają się w tafli wody. W tle, w promieniach zachodu, majaczy górka. W nocy błyskają nieopodal czerwone "oczy" wiatraków. Sine światło księżyca przeziera przez chmurki z gatunku "kwaśne mleko".
Rano fale jak na morzu. Przywiewa skądeś duże ilości piany. Świetna atrakcja do zabawy!
Zwiewa nam też z kanapek salami. Jeden plasterek wiruje w powietrzu jak piórko. Bardzo to śmiesznie wygląda! Śniadanie musimy więc zjeść w zamkniętym busiu.
Jakby toperz jeszcze nie miał przezwiska - to byśmy go nazwali ananas!
A jeszcze z innej beczki - dziś zaobserwowaliśmy pierwszą wadę bocznych dróg. Jadący z przeciwka traktor oblewa nas gównem. Taki duży traktor, co ledwo mieści się na drodze, a ładunek ma na przyczepie. Wszystko podskakuje, więc na każdym wyboju jest rozbryzg. No a jakoś tak wychodzi, że mijamy się przy tym najwiekszym HOP! Czyścimy więc biednego busia chusteczkami dla niemowląt, bo cały lewy bok jest w kropki i wali jak szambo... Dobrze, że to był chłodny dzień więc okno było zamknięte... Bo strach w ogóle pomyśleć, że ono mogło być otwarte...
Gdzieś na trasie spotykamy taką sympatyczną kapliczkę w dziupli starego drzewa.
cdn
W wyrobiskowe okolice Sompolna trafiamy akurat przypadkiem. Jadąc ze Ślesina w stronę Sompolna jakoś nas nachodzi, aby ominąć miasto i obczaić sobie boczne drogi. Skręcamy więc na Police, Lubstów. W moim atlasie samochodowym Police są znaczone jako zwykła wieś. A okazuje się, że już jej nie ma! Wychodzi na to, że w jej miejscu szumią teraz wody zbiornika - zalanego wyrobiska pokopalnianego. Mijamy nawet pomnik upamiętniający wydobycie w "odkrywce Lubstów" w latach 1979-2009.
Mamy okazję przejeżdżać pod ciekawą konstrukcją - taśmociągiem przeładunkowym węgla brunatnego. Węgiel trafa tu obecnie z kopalni Tomisławice koło Boguszyc (położonej nieco na północ stąd) i potem jest transportowany koleją do elektrowni w Pątnowie.
Wspomniana linia kolejowa o bardzo ciekawych słupach.
Napotykamy tu sympatyczną lokomotywkę! Wygląda jakby była bardzo wiekowa!
Na mapie satelitarnej kilka miejsc wydawało się wyglądać dosyć spektakularnie np. wieś Janiszew, z kościołem i cmentarzem z 3 stron otoczonych wyrobiskami.
Na miejscu jednak nie wygląda to jakoś bardzo ciekawie. Normalne zabudowania, a gdzieś w tle majaczą jeziorka. Bo obecnie owe wyrobiska są już wypełnione wodą.
Jedziemy jakąś boczną drogą między wyrobiskami.
A potem ona nagle okazuje się być drogą wewnątrz zakładową, gdzie wszędzie patrzą na nas kamery. Droga jest za wąska, aby sprawnie zawrócić. Mamy nadzieję, że uda się ten zakład "przeciąć" i wyjechać z drugiej strony. Udaje się. Brama jest otwarta, a siedzący w budce cieć ma bardzo głupią minę. Napewno by nas nie wpuścił. No ale jak nie wypuścić?
Wyjeżdżamy na normalne drogi w okolicach takiego napisu
Biwak zapodajemy w okolicy wsi Radyczyny nad zbiornikiem Przykona. On też był niegdyś wyrobiskiem kopalni węgla brunatnego "Adamów". Malownicze miejsce. Ognisko palimy na samym brzegu, więc pełgające płomienie odbijają się w tafli wody. W tle, w promieniach zachodu, majaczy górka. W nocy błyskają nieopodal czerwone "oczy" wiatraków. Sine światło księżyca przeziera przez chmurki z gatunku "kwaśne mleko".
Rano fale jak na morzu. Przywiewa skądeś duże ilości piany. Świetna atrakcja do zabawy!
Zwiewa nam też z kanapek salami. Jeden plasterek wiruje w powietrzu jak piórko. Bardzo to śmiesznie wygląda! Śniadanie musimy więc zjeść w zamkniętym busiu.
Jakby toperz jeszcze nie miał przezwiska - to byśmy go nazwali ananas!
A jeszcze z innej beczki - dziś zaobserwowaliśmy pierwszą wadę bocznych dróg. Jadący z przeciwka traktor oblewa nas gównem. Taki duży traktor, co ledwo mieści się na drodze, a ładunek ma na przyczepie. Wszystko podskakuje, więc na każdym wyboju jest rozbryzg. No a jakoś tak wychodzi, że mijamy się przy tym najwiekszym HOP! Czyścimy więc biednego busia chusteczkami dla niemowląt, bo cały lewy bok jest w kropki i wali jak szambo... Dobrze, że to był chłodny dzień więc okno było zamknięte... Bo strach w ogóle pomyśleć, że ono mogło być otwarte...
Gdzieś na trasie spotykamy taką sympatyczną kapliczkę w dziupli starego drzewa.
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Zazwyczaj rzadko obcuję ze sztuką. Nie przepadam za zwiedzaniem muzeów, wystaw, galerii czy innych odętych miejsc, gdzie trzyma się za szkłem zabytki albo współcześni artyści postanowili się wywnetrzać. Acz są takie miejsca, gdzie można się nieco odchamić, jednocześnie nie zmieniając swoich przyzwyczajeń Folkowe przystanki w woj. łódzkim to idealne połączenie dla miłośników murali i wiejskich przystanków PKS
W tym rejonie przystanki akurat nie były jakieś bardzo ciekawe architektonicznie. Nie miały fikusnych kształtów czy zapadających w pamięć detali. Ot betonowe, powtarzalne budki. Zapewne przejeżdżając tędy bym się przy żadnym nie zatrzymała. Jednak od kilku lat zaczeły na nich powstawać malunki. Inicjatywa pochodziła od lokalnej fundacji "Tu Brzoza", której celem było ozdobienie zwykłych miejsc i uatrakcyjnienie rejonu. A może to też uchroni te przystanki od wymiany na obrzydliwe plastikowe wiaty?
Kolorowe murale są reprodukcjami znanych obrazów albo własnymi pomysłami samych artystów. Obecnie jest ich 13 sztuk. Wszystkie są zgodne tematycznie z rejonem występowania, bo w jakiś sposób pokazują życie wsi. Autorami ściennych malunków są: Sylwester Stabryła, Natalia Grala, Marcin Jaszczak i Olga Pelipas.
2015 rok.
To był sam początek. Na pierwszy ogień poszła do ozdobienia wioska, skąd pochodzi autorka całego projektu. A skądinad sam przystanek ciekawy - z tymi luksferami po bokach!
1. Nowy Pudłów i "Babie lato" Józefa Chełmońskiego.
2016
2. Pudłówek. "Folklor sieradzki". Inwencja własna autora w oparciu o lokalne tradycje.
A grabie to mają zupełnie jak te moje nowe zdobyczne z Karkonoszy! Wtapiam się w folklor sieradzki jak nic!
2017
3. Góra Bałdrzychowska. "Chłopi". Inwencja własna autora. Skądinąd nie możemy rozkminić co ci chłopi robią? Wygląda raczej na jakieś zajęcia ze sztuk walki, jakieś dżudo albo co? Na przystanku zwraca też uwagę stolik i miłe okienka.
2018
4. Busina. "Panna Młoda" Piotra Stachiewicza. Odwróciła się skubana w inną stronę i udaje, że to nie ona Harnasia wychłeptała i cisnęła butelkę w kąt!
5. Anusin. "Wiosna" Jacka Malczewskiego.
6. Feliksów. "Ojczyzna" Jacka Malczewskiego.
7. Wólka. "Żniwa" Przerwy-Tetmajera. Ogłoszenia przystankowe utrzymane są w klimatach. Można zdobyć namiar, aby sprzedać słomę.
A tu kilka najnowszych okazów - z roku 2020. To był obfity rok w tej materii - powstało 6 nowych przystanków.
8. Drużbin. Na podstawie obrazu Tadeusza Makowskiego "Wiejskie podwórko".
9. Jeżew. "Portret Józia" i "Słonecznik" Stanisława Wyspiańskiego
10. Brudnów. "Bociany" Józefa Chełmońskiego. To chyba największy z tutejszych przystanków.
11. Sędów. "Kobieta z kurą" Juliana Fałata. Póki co jedyny na naszej trasie pocztowy przystanek.
12. Chropy. "Na pastwisku" Stanisława Witkiewicza.
13. Rudniki. "Rusałka rudnicka" obraz autorski.
Czy kolejne lata coś wniosły/wniosą? Tego niestety nie wiem. Ale mam nadzieję, że galeria przystankowa będzie się rozrastać i kiedyś nie będę miała wyjścia jak ten wpis uzupełnić
Jeżdżac od przystanku do przystanku wpadło nam w oczy jeszcze kilka innych ciekawych miejsc w okolicy.
Jeżew. Bardzo sympatyczny sklep, jak przeniesiony z innych czasów.
Zwykły dom z pustaków - acz stylizowany na zamek obronny.
Bar. Chyba o nazwie "U Niedźwiedzia". Pewności nie ma, bo napis zatarty. Wygląda jakby niegdyś był to budynek skupu mleka? Zwracają uwagę kraty w oknach, takie w stylizowane na koła, więc pełniące też funkcje ozdobne. Ale mi żal, że ten bar już jest nieczynny! Oj taki spotkać np. na naszych wędrówkach wzdłuż granic!
Tu też jest ścienne malowidło (zupełnie jak na przystankach) i zdaje się potwierdzać nazwę knajpy!
Wejście już nieco zarosło.
Wnętrza baru dalej zdają się spełniać w pewnym sensie funkcje biesiadne
Cennik. Ciekawe z którego roku?
A tak nas wita jedna z tutejszych gmin
na tym chyba można powiedzieć, że się zakończyła nasza wrześniowa wycieczka. Jeszcze tylko misia po drodze spotkaliśmy!
KONIEC
W tym rejonie przystanki akurat nie były jakieś bardzo ciekawe architektonicznie. Nie miały fikusnych kształtów czy zapadających w pamięć detali. Ot betonowe, powtarzalne budki. Zapewne przejeżdżając tędy bym się przy żadnym nie zatrzymała. Jednak od kilku lat zaczeły na nich powstawać malunki. Inicjatywa pochodziła od lokalnej fundacji "Tu Brzoza", której celem było ozdobienie zwykłych miejsc i uatrakcyjnienie rejonu. A może to też uchroni te przystanki od wymiany na obrzydliwe plastikowe wiaty?
Kolorowe murale są reprodukcjami znanych obrazów albo własnymi pomysłami samych artystów. Obecnie jest ich 13 sztuk. Wszystkie są zgodne tematycznie z rejonem występowania, bo w jakiś sposób pokazują życie wsi. Autorami ściennych malunków są: Sylwester Stabryła, Natalia Grala, Marcin Jaszczak i Olga Pelipas.
2015 rok.
To był sam początek. Na pierwszy ogień poszła do ozdobienia wioska, skąd pochodzi autorka całego projektu. A skądinad sam przystanek ciekawy - z tymi luksferami po bokach!
1. Nowy Pudłów i "Babie lato" Józefa Chełmońskiego.
2016
2. Pudłówek. "Folklor sieradzki". Inwencja własna autora w oparciu o lokalne tradycje.
A grabie to mają zupełnie jak te moje nowe zdobyczne z Karkonoszy! Wtapiam się w folklor sieradzki jak nic!
2017
3. Góra Bałdrzychowska. "Chłopi". Inwencja własna autora. Skądinąd nie możemy rozkminić co ci chłopi robią? Wygląda raczej na jakieś zajęcia ze sztuk walki, jakieś dżudo albo co? Na przystanku zwraca też uwagę stolik i miłe okienka.
2018
4. Busina. "Panna Młoda" Piotra Stachiewicza. Odwróciła się skubana w inną stronę i udaje, że to nie ona Harnasia wychłeptała i cisnęła butelkę w kąt!
5. Anusin. "Wiosna" Jacka Malczewskiego.
6. Feliksów. "Ojczyzna" Jacka Malczewskiego.
7. Wólka. "Żniwa" Przerwy-Tetmajera. Ogłoszenia przystankowe utrzymane są w klimatach. Można zdobyć namiar, aby sprzedać słomę.
A tu kilka najnowszych okazów - z roku 2020. To był obfity rok w tej materii - powstało 6 nowych przystanków.
8. Drużbin. Na podstawie obrazu Tadeusza Makowskiego "Wiejskie podwórko".
9. Jeżew. "Portret Józia" i "Słonecznik" Stanisława Wyspiańskiego
10. Brudnów. "Bociany" Józefa Chełmońskiego. To chyba największy z tutejszych przystanków.
11. Sędów. "Kobieta z kurą" Juliana Fałata. Póki co jedyny na naszej trasie pocztowy przystanek.
12. Chropy. "Na pastwisku" Stanisława Witkiewicza.
13. Rudniki. "Rusałka rudnicka" obraz autorski.
Czy kolejne lata coś wniosły/wniosą? Tego niestety nie wiem. Ale mam nadzieję, że galeria przystankowa będzie się rozrastać i kiedyś nie będę miała wyjścia jak ten wpis uzupełnić
Jeżdżac od przystanku do przystanku wpadło nam w oczy jeszcze kilka innych ciekawych miejsc w okolicy.
Jeżew. Bardzo sympatyczny sklep, jak przeniesiony z innych czasów.
Zwykły dom z pustaków - acz stylizowany na zamek obronny.
Bar. Chyba o nazwie "U Niedźwiedzia". Pewności nie ma, bo napis zatarty. Wygląda jakby niegdyś był to budynek skupu mleka? Zwracają uwagę kraty w oknach, takie w stylizowane na koła, więc pełniące też funkcje ozdobne. Ale mi żal, że ten bar już jest nieczynny! Oj taki spotkać np. na naszych wędrówkach wzdłuż granic!
Tu też jest ścienne malowidło (zupełnie jak na przystankach) i zdaje się potwierdzać nazwę knajpy!
Wejście już nieco zarosło.
Wnętrza baru dalej zdają się spełniać w pewnym sensie funkcje biesiadne
Cennik. Ciekawe z którego roku?
A tak nas wita jedna z tutejszych gmin
na tym chyba można powiedzieć, że się zakończyła nasza wrześniowa wycieczka. Jeszcze tylko misia po drodze spotkaliśmy!
KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Adrian pisze:Piękne te przystanki
gar pisze:Świetny pomysł na przystanki.
No nie? Rewelacyjna akcja jak zrobic swiat wokol bardziej kolorowym! I jaki fajny pomysł na wycieczkę po okolicy gdzie poza tym prawie nic nie ma! Mam nadzieje, ze projekt im sie bedzie rozrastac, sporo jest jeszcze tam niepomalowanych przystanków. Acz w zeszlym roku jakos sie cos spowolniło, z tego co slyszalam tylko jeden przystanek powstal nowy w 2021
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 59 gości