Laynn'owe wycieczki po Pogórzach i Podgórzach.
Oczka w lesie - na Pogórzu Wielickim.
Tradycyjnie, jak co roku, na początku marca, a w tym roku, pod koniec lutego, gdy tylko zaczyna robić się cieplej (o znikającym śniegu, to nawet nie wspominam, już nie pamiętam, kiedy pod koniec lutego w mieście był śnieg...), ruszamy szukać, trochę naiwnie, wiosny. Naiwnie, bo przecież marzec to po listopadzie najbardziej ponury miesiąc roku. Jednak na niedzielę, miałem plany, by jeszcze poszukać w górach zimy, gdy w czwartek wybucha wojna...akurat pracuję w nocy, gdy nad ranem dochodzą tragiczne wiadomości o ataku rakietowym...tracę całkowicie ochotę na...prawie wszystko. Ja wiem, że na świecie w wielu miejscach trwają różne zatargi, większe wojny, jednak gdy to się dzieje tuż obok...po prostu tracę ochoty na jakiekolwiek rozrywki. Później jednak na tyle te wieści zaczynają przytłaczać, że myślę, by może się jednak gdzieś wyciszyć. Więc w sobotę, postanawiamy, że jak pewna sprawa się uda, to gdzieś jednak może pojedziemy, ale w gronie rodzinnym. Niedziela z rana budzi nas telefon - po nim, wiemy, że jedziemy.
Dosypiamy jeszcze godzinę, w końcu ja się zrywam, zaczynam się krzątać, budząc po kolei moje dziewczyny i sporo po dziesiątej ruszamy w drogę.
Na góry, zapchane szlaki nie mam/y ochoty. Więc wyciągam z planów odwiedziny na Pogórze.
Kiedy trzy lata temu, zaczęliśmy wdrażać do wędrówek córkę, to gdy szukałem jakiegoś lżejszego szlaku w górach...nie...inaczej to muszę opowiedzieć.
Jadąc pierwszy raz w Beskid Niski , przejeżdżałem przez Zakliczyn i wtedy zwróciłem uwagę, że całkiem ładne to okolice, choć góry niewysokie. Góry, bo jadąc autem, obrałem wzgórza ciągnące się wzdłuż drogi Zakliczyn - Biecz, za początek Beskidu Niskiego. No to po powrocie zasiadłem, do sprawdzenia, czy są tam szlaki, jakie to góry itd. No i zainteresowały mnie te tereny, gdy zobaczyłem, że są tam bacówki (Jamna i Brzanka), no to wpisałem sobie je w plany, by rok później, na pierwszą wycieczkę z dzieckiem pojechać właśnie w Pogórze Rożnowskie, a dokładnie na południe od Zakliczyna, do Jamnej, gdzie bardzo szybko wróciliśmy, bo już po dwóch miesiącach (pierwsza i druga wycieczka na Pogórzu, podczas drugiej też odwiedziliśmy sam Zakliczyn).
Miejsca wytypowane, trasy spisane, ale mijają kolejne miesiące, a z różnych powodów, te krainy pomijałem. I właśnie to tereny kolejnego Pogórza wybraliśmy na wyciszający spacer.
W Zatorze skręcamy z drogi, którą bardzo znamy, prowadzącej do Wadowic i kierujemy się na Kraków, by jednak po dosłownie trzech kilometrach zjechać w podrzędną drogę, która mnie od razu się podoba, bo wspina się na wzgórza, dodatkowo wijąc się, niestety ale przez to też, po chwili musimy się zatrzymać i zrobić małą przerwę. Jednak kwadrans później, parkujemy koło cmentarza w Witanowicach i ruszamy już pieszo dalej pod górę. Na szczycie wzgórza przy kapliczce na drzewie, zanim skręcimy w polną drogę, to oglądamy się za siebie, patrząc na widoki i...dziwną bryłę kościoła...
Za sobą zostawiamy asfalt, domostwa, trochę zazdroszcząc sporych parceli, oraz widoków. Starając się niw wpaść w błoto dochodzimy do lasu, mijając wieżę przekaźnikową (zdjęcie tytułowe), oraz pierwsze oznaki wiosny. Zieleniące się kwiatostany leszczyny, pierwsze pąki na gałęziach, oraz bazie. Na drzewo przylatuje sójka, gdzieś nad lasem krążą trzy jakieś wielkie drapieżne ptaszory, z lasu dochodzą kolejne ptasie krzyki, a gdy do tego wszystkiego świeci słońce (choć aż tak ciepło jeszcze nie jest), to humory nam się poprawiają, bo wszelkie znaki mówią, wiosna tuż, tuż.
Wspominałem też, że są tu przyzwoite widoki, jednak gdy mijamy pierwsze zarośla, za którymi wychodzimy na rozległą polanę, to tu dopiero te widoki robią wrażenie!
Widać stąd płaszczyznę Pogórza Śląskiego, na skraju której leżą widoczne Wadowice, oraz szczyty Beskidu Małego:
Pogórza, czyli tereny leżące pod górami, mogą być pagórkowate, lub jak widoczna na zdjęciu powyżej, płaskie, z wierzchowiną (na zdjęciu wyżej po prawej). My dziś, jednak trochę się po wspinamy, co mamy okazję się przekonać, gdy się odwracamy:
Więc jeszcze rzut okiem, w kierunku gór, pod słońce...
...i wkraczamy w las. Idąc nim, musimy zmierzyć się z najgorszą zmorą przedwiośnia - z błotem. Wcześniej udało się je obejść, idąc skrajem pola, tu czasem błoto zalega, na całej szerokości leśnej drogi. Na rozdrożu, słyszymy kolejną zmorę, tylko, że lasów i gór, czyli ryk silników quadów i crossów. Choć póki w takich lasach jeżdżą one po drogach, nie zjeżdżają z duktów leśnych, to niech im będzie (choć jestem świadom, że i tak łamią przepisy, bo do lasów nie wolno wjeżdżać pojazdami, zgodnie z art. 29 ustawy o lasach).
Chwilę pośmierdziało, ryk silników też szybko ucichł, więc podążamy w kierunku atrakcji, którą dziś jest naszym głównym celem.
Mimo, że przedwiośnie, to okres bury, tu można jednak spotkać trochę kolorów. A to liście pozostałe z jesieni, w kolorach brązopomarańczowych, a to zieleniejący pieniek porośnięty mchem, czy też rosnący świerk, którego zieleń wśród buczyn mocno kontrastuje...no i przy okazji, czyż to nie widok górski?
Las zaczyna żyć, śpiewy, skrzeki ptasie to świetna muzyka. Mijamy szczyt wzgórza, którym będziemy wracali i leśną aleją docieramy do...utwardzonej drogi. Choć, z już mocno podniszczonym asfaltem.
Przy drodze z zaparkowanego auta, a wysiada starsze małżeństwo, pan widząc nas, podchodzi, wita się i pyta, czy nie wiemy, którędy dojść do leśnych stawów, które wypatrzył na mapie. Pokazuje mu na mapie w telefonie, że aby dojść do nich, trzeba jeszcze z pół kilometra pójść i potem odbić. Bo właśnie to one są naszym celem. Ruszamy dalej, a państwo za nami podążają. Dowiaduję się, że kawałek dalej są też jeszcze inne oczka leśne, ale zarośnięte, nasz cel zaś, jest dobrze widoczny na zdjęciach satelitarnych. Schodzimy drogą w dół, wśród lasów bukowych, stwierdzamy z córą, że trzeba tu jesienią wrócić. Na granicy lasu, stoją gospodarstwa, oraz mały domek, chyba letniskowy, malutki ale sympatycznie się prezentujący. Obszczekuje nas tu psiak, a pan za nami dopytuje jak dojść do owych interesujących stawów.
Na mapach, tą drogą, którą od chwili podążamy, wiedzie żółty Szlak, im podporucznika "Tomo", chłopaka z Babic (czyli wsi, do której trzeba byłoby zjechać, tam, gdzie my zeszliśmy z asfaltu), który służył w czasie II WŚ, w oddziałach partyzanckich...słoweńskich! (Więcej informacji tu ). Śladów szlaku nie spotkaliśmy, pierwotnie w moich planach było maszerowanie nim dalej, jednak dziś, skręcamy, kierując się ku leśnym stawom. Zaczyna się przedzieranie przez błoto, łapią nas za nogi pnącza, aż w końcu błoto zdaje się nas dalej nie puścić. Co właśnie moja ukochana żona pokazuje:
Jednak udaje się nam w końcu odnaleźć leśne stawiki, które chyba nie powstały naturalnie...
Woda ma niesamowitą, zieloną barwę...oczywiście, zanim staruję dronem, słońce znika za chmurami, a w samym momencie startu, zaczyna padać śnieg. Na szczęście, poza zanikiem słońca, pogoda więcej się nie psuje.
Pan od psiaka, mówił, by trzymać się brzóz, to się dojdzie do stawów:
Robimy sobie zdjęcie:
ja nagrywam jeszcze trochę materiału z góry by chwilę po pożegnaniu się z państwem, ruszyć za nimi, w kierunku zaparkowanego auta.
Trochę zeszliśmy w dół, to teraz trzeba się wydrapać na górę. A wcale łatwo nie ma...
Po krótkiej wspinaczce, wdrapujemy się na szczyt wzniesienia (434 m), końcówkę idąc przez las...
...by wyjść, praktycznie zaraz obok tego skrzyżowania leśnych dróg, na których mijaliśmy smrodzące maszyny.
Gdy tak idziemy lasem, widzę, że przez zasłonięte gęstymi chmurami słońce, na południu chyba zrobiło się widokowo, więc zanim ruszymy zobaczyć widoki na północ, odbijam na polanę, którą podchodziliśmy i przez chwilę podziwiamy widoki...
a chmury, promienie słońca dodają, nieco mrocznego, ale jednak uroku:
Na północ, widoki marniejsze, między innymi przez rosnące drzewa, choć same polanki bardzo fajne, a na skraju lasu, ktoś ma przyczepę kempingową. Już sobie wyobrażam, wyjść rano z kawą w ręce i patrzeć na te widoki, które są na powyższych zdjęciach.
To jeszcze z kronikarskiego obowiązku, widok na północ:
I skręcamy w las, by dość szybko dojść, obok wieży, którą mijaliśmy przed południem. W lesie mijamy paśnik, po drugiej stronie ambony dwie, a przed zamykaną, miejsce, okręg wyczyszczony z liści, czyżby miejsce dokarmiania zwierząt pod tą ambonę?
Gdy wychodzimy pod lasem, to widzimy, że pogoda się zmienia na gorsze...
Niemniej w lesie żona odczytuje pozytywne informacje, część wojsk rosyjskich odmawia ataku na Ukrainę, Czesi w końcu również dołączają do Polaków i Szwedów z oświadczeniem, że nie zamierzają grać z bandytami!
Jeszcze spojrzenie wiloplanowe na Babią...
i wspólne zdjęcie...
i schodzimy po chwili do auta.
Krótki spacer, z całkiem przyjemną pogodą, dobiega końca. Niby tylko sześć kilometrów, ale nieco ponad 200metrów przewyższeń zrobione.
Ps. Żona musiała trzy razy pozować, aby ukazać, że błoto nas nie puści.
I najważniejsze.
Oby jak najszybciej skończyła się wojna...
Dosypiamy jeszcze godzinę, w końcu ja się zrywam, zaczynam się krzątać, budząc po kolei moje dziewczyny i sporo po dziesiątej ruszamy w drogę.
Na góry, zapchane szlaki nie mam/y ochoty. Więc wyciągam z planów odwiedziny na Pogórze.
Kiedy trzy lata temu, zaczęliśmy wdrażać do wędrówek córkę, to gdy szukałem jakiegoś lżejszego szlaku w górach...nie...inaczej to muszę opowiedzieć.
Jadąc pierwszy raz w Beskid Niski , przejeżdżałem przez Zakliczyn i wtedy zwróciłem uwagę, że całkiem ładne to okolice, choć góry niewysokie. Góry, bo jadąc autem, obrałem wzgórza ciągnące się wzdłuż drogi Zakliczyn - Biecz, za początek Beskidu Niskiego. No to po powrocie zasiadłem, do sprawdzenia, czy są tam szlaki, jakie to góry itd. No i zainteresowały mnie te tereny, gdy zobaczyłem, że są tam bacówki (Jamna i Brzanka), no to wpisałem sobie je w plany, by rok później, na pierwszą wycieczkę z dzieckiem pojechać właśnie w Pogórze Rożnowskie, a dokładnie na południe od Zakliczyna, do Jamnej, gdzie bardzo szybko wróciliśmy, bo już po dwóch miesiącach (pierwsza i druga wycieczka na Pogórzu, podczas drugiej też odwiedziliśmy sam Zakliczyn).
Miejsca wytypowane, trasy spisane, ale mijają kolejne miesiące, a z różnych powodów, te krainy pomijałem. I właśnie to tereny kolejnego Pogórza wybraliśmy na wyciszający spacer.
W Zatorze skręcamy z drogi, którą bardzo znamy, prowadzącej do Wadowic i kierujemy się na Kraków, by jednak po dosłownie trzech kilometrach zjechać w podrzędną drogę, która mnie od razu się podoba, bo wspina się na wzgórza, dodatkowo wijąc się, niestety ale przez to też, po chwili musimy się zatrzymać i zrobić małą przerwę. Jednak kwadrans później, parkujemy koło cmentarza w Witanowicach i ruszamy już pieszo dalej pod górę. Na szczycie wzgórza przy kapliczce na drzewie, zanim skręcimy w polną drogę, to oglądamy się za siebie, patrząc na widoki i...dziwną bryłę kościoła...
Za sobą zostawiamy asfalt, domostwa, trochę zazdroszcząc sporych parceli, oraz widoków. Starając się niw wpaść w błoto dochodzimy do lasu, mijając wieżę przekaźnikową (zdjęcie tytułowe), oraz pierwsze oznaki wiosny. Zieleniące się kwiatostany leszczyny, pierwsze pąki na gałęziach, oraz bazie. Na drzewo przylatuje sójka, gdzieś nad lasem krążą trzy jakieś wielkie drapieżne ptaszory, z lasu dochodzą kolejne ptasie krzyki, a gdy do tego wszystkiego świeci słońce (choć aż tak ciepło jeszcze nie jest), to humory nam się poprawiają, bo wszelkie znaki mówią, wiosna tuż, tuż.
Wspominałem też, że są tu przyzwoite widoki, jednak gdy mijamy pierwsze zarośla, za którymi wychodzimy na rozległą polanę, to tu dopiero te widoki robią wrażenie!
Widać stąd płaszczyznę Pogórza Śląskiego, na skraju której leżą widoczne Wadowice, oraz szczyty Beskidu Małego:
Pogórza, czyli tereny leżące pod górami, mogą być pagórkowate, lub jak widoczna na zdjęciu powyżej, płaskie, z wierzchowiną (na zdjęciu wyżej po prawej). My dziś, jednak trochę się po wspinamy, co mamy okazję się przekonać, gdy się odwracamy:
Więc jeszcze rzut okiem, w kierunku gór, pod słońce...
...i wkraczamy w las. Idąc nim, musimy zmierzyć się z najgorszą zmorą przedwiośnia - z błotem. Wcześniej udało się je obejść, idąc skrajem pola, tu czasem błoto zalega, na całej szerokości leśnej drogi. Na rozdrożu, słyszymy kolejną zmorę, tylko, że lasów i gór, czyli ryk silników quadów i crossów. Choć póki w takich lasach jeżdżą one po drogach, nie zjeżdżają z duktów leśnych, to niech im będzie (choć jestem świadom, że i tak łamią przepisy, bo do lasów nie wolno wjeżdżać pojazdami, zgodnie z art. 29 ustawy o lasach).
Chwilę pośmierdziało, ryk silników też szybko ucichł, więc podążamy w kierunku atrakcji, którą dziś jest naszym głównym celem.
Mimo, że przedwiośnie, to okres bury, tu można jednak spotkać trochę kolorów. A to liście pozostałe z jesieni, w kolorach brązopomarańczowych, a to zieleniejący pieniek porośnięty mchem, czy też rosnący świerk, którego zieleń wśród buczyn mocno kontrastuje...no i przy okazji, czyż to nie widok górski?
Las zaczyna żyć, śpiewy, skrzeki ptasie to świetna muzyka. Mijamy szczyt wzgórza, którym będziemy wracali i leśną aleją docieramy do...utwardzonej drogi. Choć, z już mocno podniszczonym asfaltem.
Przy drodze z zaparkowanego auta, a wysiada starsze małżeństwo, pan widząc nas, podchodzi, wita się i pyta, czy nie wiemy, którędy dojść do leśnych stawów, które wypatrzył na mapie. Pokazuje mu na mapie w telefonie, że aby dojść do nich, trzeba jeszcze z pół kilometra pójść i potem odbić. Bo właśnie to one są naszym celem. Ruszamy dalej, a państwo za nami podążają. Dowiaduję się, że kawałek dalej są też jeszcze inne oczka leśne, ale zarośnięte, nasz cel zaś, jest dobrze widoczny na zdjęciach satelitarnych. Schodzimy drogą w dół, wśród lasów bukowych, stwierdzamy z córą, że trzeba tu jesienią wrócić. Na granicy lasu, stoją gospodarstwa, oraz mały domek, chyba letniskowy, malutki ale sympatycznie się prezentujący. Obszczekuje nas tu psiak, a pan za nami dopytuje jak dojść do owych interesujących stawów.
Na mapach, tą drogą, którą od chwili podążamy, wiedzie żółty Szlak, im podporucznika "Tomo", chłopaka z Babic (czyli wsi, do której trzeba byłoby zjechać, tam, gdzie my zeszliśmy z asfaltu), który służył w czasie II WŚ, w oddziałach partyzanckich...słoweńskich! (Więcej informacji tu ). Śladów szlaku nie spotkaliśmy, pierwotnie w moich planach było maszerowanie nim dalej, jednak dziś, skręcamy, kierując się ku leśnym stawom. Zaczyna się przedzieranie przez błoto, łapią nas za nogi pnącza, aż w końcu błoto zdaje się nas dalej nie puścić. Co właśnie moja ukochana żona pokazuje:
Jednak udaje się nam w końcu odnaleźć leśne stawiki, które chyba nie powstały naturalnie...
Woda ma niesamowitą, zieloną barwę...oczywiście, zanim staruję dronem, słońce znika za chmurami, a w samym momencie startu, zaczyna padać śnieg. Na szczęście, poza zanikiem słońca, pogoda więcej się nie psuje.
Pan od psiaka, mówił, by trzymać się brzóz, to się dojdzie do stawów:
Robimy sobie zdjęcie:
ja nagrywam jeszcze trochę materiału z góry by chwilę po pożegnaniu się z państwem, ruszyć za nimi, w kierunku zaparkowanego auta.
Trochę zeszliśmy w dół, to teraz trzeba się wydrapać na górę. A wcale łatwo nie ma...
Po krótkiej wspinaczce, wdrapujemy się na szczyt wzniesienia (434 m), końcówkę idąc przez las...
...by wyjść, praktycznie zaraz obok tego skrzyżowania leśnych dróg, na których mijaliśmy smrodzące maszyny.
Gdy tak idziemy lasem, widzę, że przez zasłonięte gęstymi chmurami słońce, na południu chyba zrobiło się widokowo, więc zanim ruszymy zobaczyć widoki na północ, odbijam na polanę, którą podchodziliśmy i przez chwilę podziwiamy widoki...
a chmury, promienie słońca dodają, nieco mrocznego, ale jednak uroku:
Na północ, widoki marniejsze, między innymi przez rosnące drzewa, choć same polanki bardzo fajne, a na skraju lasu, ktoś ma przyczepę kempingową. Już sobie wyobrażam, wyjść rano z kawą w ręce i patrzeć na te widoki, które są na powyższych zdjęciach.
To jeszcze z kronikarskiego obowiązku, widok na północ:
I skręcamy w las, by dość szybko dojść, obok wieży, którą mijaliśmy przed południem. W lesie mijamy paśnik, po drugiej stronie ambony dwie, a przed zamykaną, miejsce, okręg wyczyszczony z liści, czyżby miejsce dokarmiania zwierząt pod tą ambonę?
Gdy wychodzimy pod lasem, to widzimy, że pogoda się zmienia na gorsze...
Niemniej w lesie żona odczytuje pozytywne informacje, część wojsk rosyjskich odmawia ataku na Ukrainę, Czesi w końcu również dołączają do Polaków i Szwedów z oświadczeniem, że nie zamierzają grać z bandytami!
Jeszcze spojrzenie wiloplanowe na Babią...
i wspólne zdjęcie...
i schodzimy po chwili do auta.
Krótki spacer, z całkiem przyjemną pogodą, dobiega końca. Niby tylko sześć kilometrów, ale nieco ponad 200metrów przewyższeń zrobione.
Ps. Żona musiała trzy razy pozować, aby ukazać, że błoto nas nie puści.
I najważniejsze.
Oby jak najszybciej skończyła się wojna...
No i przebłyski wiosny odnalezione
Bardzo lubię tamte okolice, poza Skamieniałym Miastem ludzisków nie uświadczysz, a widoczki i miejsca spacerowe przepiękne. Polecam odpoczynek/kawę/obiadek w Chatce Włóczykija w Jamnej - to obok bacówki
Bardzo lubię tamte okolice, poza Skamieniałym Miastem ludzisków nie uświadczysz, a widoczki i miejsca spacerowe przepiękne. Polecam odpoczynek/kawę/obiadek w Chatce Włóczykija w Jamnej - to obok bacówki
Podróżnik widzi to, co widzi. Turysta widzi to, co przyszedł zobaczyć. (Gilbert Keith Chesterton).
Lidka pisze:to obok bacówki
Wiem, mam to na uwadze - czasami jeszcze zajrzy na forum jedna dziewczyna, która tam często bywa i również zachwalała, a zdjęcia na jej profilu często z tego miejsca mogę podziwiać
Adrian pisze:żeby wiosny nie przestraszyć
Raczej była to trasa idealna na nas, mocno nie wyspanych (z racji pewnej sprawy, w tę noc, oboje z żona mieliśmy bardzo głupie sny), wstaliśmy baaardzo mocno nie wyspani więc nic ciężkiego nie było brane pod uwagę.
Piotrek pisze:Wiosną powinno tam być sporo płazów
Może kiedyś jeszcze zajrzę tam, bo loty nad nim, były w kijowym świetle...
W krainie sztruksów, łat i kukurydzy, czy na szlaku Podgórza
Wtorek ma być ostatnim ciepłym dniem złotej jesieni, więc postanawiam się wyrwać z domu.
Mam jednak za mało czasu by skoczyć w góry, ale że w ich stronę mnie ciągnie, postanawiam choć na nie popatrzeć. Jak mi się uda...
Często cel moich wycieczek to efekt przejazdu przez jakieś ciekawe, a przynajmniej wydające się za szyby samochodu miejsce.
Tak też jest i tym razem. Wracając kiedyś z gór nawigacja pokierowała mnie bocznymi drogami, dzięki czemu oglądałem te tereny. We wstecznym lusterku oglądałem znikające szczyty Beskidu Małego. Później, gdy bywałem w tym paśmie, kilkukrotnie specjalnie kierowałem się tą drogą. Drogi węższe, kręte, ale ruch dużo mniejszy, więc podróż była spokojniejsza. I niedawno jadąc kolejny raz tą trasą, pomyślałem, że chyba warto tu kiedyś zajrzeć. Pieszo.
Dziś dojeżdżam do Polanki Wielkiej by przejść się kawałkiem szlaku, który według mapy.cz kończy się nagle w terenie, w miejscu o ciekawej nazwie. Jest to część Szlaku Zabytków Ziemi Oświęcimskiej. Szlak ma ponad 50 km długości, ale mnie interesuje głównie część leżąca na Podgórzu Wilamowickim.
Podgórze, to teren u podnóża gór, zazwyczaj leżący w kotlinie śródgórskiej, lub jest to skrajna część przedgórza i w przeciwieństwie do Pogórza, ma charakter równiny, lub wysoczyzny.
Podgórze Wilamowickie jest wysoczyzną osiągającą wysokość między 280 a 300 m npm.
Rozciąga się między Pogórzem Śląskim na południu i wschodzie, a Doliną Górnej Wisły na północy, na zachodzie granicę wyznacza Soła. Nie jest to bardzo duży mezoregion. Czy ciekawy? Tyle informacji, czas na wycieczkę.
Parkuję pod nowym kościołem i ruszam, by po kilkunastu krokach obejrzeć starszy kościół, który stoi niżej:
Drewniany kościół św. Mikołaja w Polance Wielkiej, został wybudowany w I połowie XVI w, przebudowany w stylu barokowym w 1658r, używany do 1991roku.
Po krótkim obchodzie, ruszam dalej. Za sobą zostawiam wieś:
Po prawej "stary" kościół, po lewej nowy. Duży budynek to OSP Polanka Wielka.
O szlaku, można przeczytać na stronach Oświęcimia, Zatoru, ale w terenie...go nie ma, więc będę się dziś posiłkował częściej mapą w telefonie.
Na skraju wsi skręcam na zachód, by po krótkim odcinku zejść z asfaltu na szuter, tym razem w kierunku południowym, ku niewidocznym górom. Między domami, na polach rośnie dojrzała kukurydza. Fotografuję ją, nie przeczuwając, że będzie mnie ona cały dzień prześladować .
Robi się spokojnie, sielsko, oraz malowniczo:
Na mapie przede mną powinien być jakiś staw. Mam nadzieję, że nad nim zrobię sobie pierwszą przerwę, widzę nawet jakąś konstrukcję z drewna i liczę, że to jakieś ławki, wiata, jednak okazuje się, że to ogrodzenie terenu prywatnego, więc zawracam na polną drogę, która wiedzie po grobli i po chwili, nad wodą przystaję, by odpocząć i podziwiać widoki:
Wychodząc z mieszkania rano, czułem chłód, tu jednak zdejmuję bluzę - w prognozach zapowiadano przekroczenie 20stu stopni, rzeczywiście robi się bardzo ciepło.
Po krótkiej przerwie ruszam. Droga wkracza między drzewa, za którymi wkraczam między...a jakże, pola kukurydzy!
Z jednej strony las, z drugiej szumiące pole kukurydzy... Ktoś ma ochotę na wycieczkę? Nocą?
Za lasem wychodzę na wzniesienie, na którym liczę na jakieś widoki, mimo ostrego słońca, bo już prawie południe. Coś tam widać...
Pogórze Wielickie:
Oraz Beskid Mały:
Schodzę w dolinę, mijając kolejne gospodarstwa. Stoją tu traktory, są kury, później spotkam krowy, kozy, owce i konie. Na drzewach wiszą czerwone jabłka, a w sadach na sznurkach wisi pranie. Sielsko.
Ruszam ku rozwalonej chacie, widocznej z daleka. Nagle za drzew przelatuje wielkie ptaszysko. Oczywiście zanim zmienię obiektyw, ptak szybuje ku odległym koronom drzew, na których siada. Pięknie przedstawienie!
Gdy mijam ruderę, wśród pól widzę kolejne domostwo, bardzo ładnie usytułowane!
Gdy mijam ruderę, wśród pól widzę kolejne domostwo, bardzo ładnie usytułowane!
Oglądany ptak, startuje, ale znika za drzewami. Słychać tylko jego nawoływanie. Po jakimś czasie wylatuje nad drzewa, krąży dość daleko ode mnie, jednak udaje mi się zrobić mu jakieś zdjęcia.
Tu zdjęcie wykadrowane:
Z drugiej strony, nad lasem lata para kruków, z daleka słychać również ich krakanie. Śledzony przeze mnie drapieżnik, leci po chwili w ich stronę i oglądam jak następuje krótki atak, kruki odpierają go, ale odlatują z rejonu polowania łowcy. Znów krótkie polowanie i...znów wykadrowane zdjęcie kruka:
Dochodzę do skrzyżowania i niestety, kończy się przyjemniejsza część trasy, bo teraz zaczyna się asfalt, którym podchodzę na kolejne wzniesienie. Tradycyjnie na polach....kukurydza!
Oraz...kukurydza. Aż do Zatoru!
Widzę też stąd koniec szlaku czyli miejsce, do którego planowałem dziś dojść. Las, pod którym są stawy hodowlane. Trzeba jeszcze tylko zejść w dół i obok pól z...kukurydzą , przejść kolejną drogą, przez którą przeskakuje bażant. Po dwóch minutach, w końcu osiągam cel:
Woda w nich bura, po drugiej stronie grobli, w drugim stawie woda wygląda wręcz jak żur, ale co chwila jakaś ryba pluska. W las wrzyna kolejny staw:
Zaś za mną krajobraz niczym ze wschodu, co kojarzy mi się z Beskidem Niskim, czy też okolicami Tarnawy Niżnej w worku bieszczadzkim...
Wokół pada deszcz liści. Na mapie to miejsce oznaczone jest jako Leśna Chatka. Więc ruszam w głąb, ciekaw czy za groblą jest kolejny staw. Jest, a wokół niego jest jeszcze bardziej kolorowo. Pływa tu też para łabędzi.
I dostrzegam, chyba coś, co dało nazwę miejscu:
Jest i chatka! Leśna!
Zamknięta na kłódkę, z listą zakazów czego zabrania się "w lasach". Gdy ją obchodzę, widzę, że cała jest w pajęczynach...brrr. Las wokół mieni się na czerwono... Apogeum jesieni!
Czas na powrót ale by nie wracać po swoich śladach, postanawiam, ruszyć ku wsi Głębowice, licząc, że może uda mi się jeszcze zwiedzić ruiny pałacu i kolejny drewniany kościół, mieszczące się we wsi.
Ruiny są...z zakazem wejścia - teren prywatny. Niestety stoi jakieś dostawcze auto, więc nici z wejścia. Starałem się zrobić zdjęcie zza krzaków, gałęzi, ale jest za gęsto. Widać, że to są same ściany, dachu nie ma. Pod linkiem można zobaczyć zdjęcie w Wikipedii, jak pałac wyglądał ok roku 1930 -link .
Liczę, że choć kościół będzie ciekawy, tymczasem...jak to? To nie jest drewniany?
Ano jest. Ale od tyłu
Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach, zbudowano w 1518 roku, w XVIII wieku dobudowano od wschodu murowaną zakrystię, w 1860 roku dobudowano murowaną kaplicę fundacji Duninów, pod którą umieszczono katakumby. Obchodzę go w koło. Od zachodu przylega drewniana wieża. Obok stoją grobowce. Na wschodniej ścianie zakrystii widzę trupią czaszkę, zaciekawiony podchodzę bliżej. Na tablicy obok jest wyjaśnienie, że to epitafia nagrobne Adama Pisarzowskiego herbu Starykoń, który bohatersko zginął za Ojczyznę 07.03.1657 roku (w wieku 23 lat):
oraz kolejne epitafium Adama Pisarzowskiego herbu Starykoń, chorążego krakowskiego, generała, sędziego ziemskiego oświęcimskiego i zatorskiego, marszałka królewskiego, zmarłego 11.03.1781 roku, ufundowane przez jego żonę:
i jeszcze jedno epitafium, Jana Pisarzowskiego, herbu Starykoń (zm. ok 1679r), sędziego ziemskiego zatorskiego, działacza sejmikowego Małopolski:
Jednak najciekawsze jest na jednym z filarów bramy wejściowej. To wmurowana w 1854 roku płyta nagrobna śląskiego szlachcica Jakuba Saszowskiego z Gierałtowic (vel Gierałtowski z Gierałtowic), oświęcimskiego sędziego, z Domu Saszowskich, pochodząca z 1546 roku!
Jedna z najstarszych płyt nagrobnych na ziemi Małopolski...
Choć dopiero w domu doczytałem o tym, więc wtedy na miejscu, tylko czułem, że to coś musi mieć swoje lata. Poniżej kościoła jest szkoła, a przy drodze stoi jeszcze kolumna.
Ruszam już w kierunku auta. Wracam wzdłuż ruchliwej drogi, tą, którą nieraz wracałem z gór. Schodzę na pobocze, gdy z naprzeciwka jadą auta. Stoję (nie idę) z pół metra od drogi, ale niektórzy kierowcy praktycznie hamują do zera
Podróżując tą drogą można zobaczyć jak wygląda krajobraz Podgórza. Są to tytułowe łaty na polach, sztruks bruzd na polu, oraz pola kukurydzy, na których jeżdżą kombajny, a wszystko to poprzecinane liniami napięcia, poprzeplatane gospodarstwami oraz wplątanymi między wzgórza stawami:
Docieram w końcu do auta.
Jeszcze słów kilka o wsi. Pierwsze wzmianki pochodzą z 1326 roku, jako Polenka. Jako, że jest jedną z siedmiu gmin, w których hodowano ryby, wchodzi również w obszar historycznego zagłębia hodowli karpia na Ziemi Oświęcimsko-Zatorskiej.
Czy zobaczyłem choć trochę gór? Trochę tak. Poniżej zdjęcie widoku z lotu ptaka, ale na wzniesieniu przed zejściem do centrum wsi, też je było widać:
Jestem zadowolony, tereny okazały się ciekawe, było spokojnie (poza powrotną drogą), ujrzałem kilka ptaków i wracam do domu opalony.
17km w nogach. Może niewiele wzniesień, ale dwie setki się uzbierały, najgorszy to jednak był asfalt, większość trasy po nim wiodła. Niemniej, dzisiejsza, krótka pięciogodzinna wycieczka doładowała mi baterię.
No to tyle, jeszcze pozdrawiam:
Mam jednak za mało czasu by skoczyć w góry, ale że w ich stronę mnie ciągnie, postanawiam choć na nie popatrzeć. Jak mi się uda...
Często cel moich wycieczek to efekt przejazdu przez jakieś ciekawe, a przynajmniej wydające się za szyby samochodu miejsce.
Tak też jest i tym razem. Wracając kiedyś z gór nawigacja pokierowała mnie bocznymi drogami, dzięki czemu oglądałem te tereny. We wstecznym lusterku oglądałem znikające szczyty Beskidu Małego. Później, gdy bywałem w tym paśmie, kilkukrotnie specjalnie kierowałem się tą drogą. Drogi węższe, kręte, ale ruch dużo mniejszy, więc podróż była spokojniejsza. I niedawno jadąc kolejny raz tą trasą, pomyślałem, że chyba warto tu kiedyś zajrzeć. Pieszo.
Dziś dojeżdżam do Polanki Wielkiej by przejść się kawałkiem szlaku, który według mapy.cz kończy się nagle w terenie, w miejscu o ciekawej nazwie. Jest to część Szlaku Zabytków Ziemi Oświęcimskiej. Szlak ma ponad 50 km długości, ale mnie interesuje głównie część leżąca na Podgórzu Wilamowickim.
Podgórze, to teren u podnóża gór, zazwyczaj leżący w kotlinie śródgórskiej, lub jest to skrajna część przedgórza i w przeciwieństwie do Pogórza, ma charakter równiny, lub wysoczyzny.
Podgórze Wilamowickie jest wysoczyzną osiągającą wysokość między 280 a 300 m npm.
Rozciąga się między Pogórzem Śląskim na południu i wschodzie, a Doliną Górnej Wisły na północy, na zachodzie granicę wyznacza Soła. Nie jest to bardzo duży mezoregion. Czy ciekawy? Tyle informacji, czas na wycieczkę.
Parkuję pod nowym kościołem i ruszam, by po kilkunastu krokach obejrzeć starszy kościół, który stoi niżej:
Drewniany kościół św. Mikołaja w Polance Wielkiej, został wybudowany w I połowie XVI w, przebudowany w stylu barokowym w 1658r, używany do 1991roku.
Po krótkim obchodzie, ruszam dalej. Za sobą zostawiam wieś:
Po prawej "stary" kościół, po lewej nowy. Duży budynek to OSP Polanka Wielka.
O szlaku, można przeczytać na stronach Oświęcimia, Zatoru, ale w terenie...go nie ma, więc będę się dziś posiłkował częściej mapą w telefonie.
Na skraju wsi skręcam na zachód, by po krótkim odcinku zejść z asfaltu na szuter, tym razem w kierunku południowym, ku niewidocznym górom. Między domami, na polach rośnie dojrzała kukurydza. Fotografuję ją, nie przeczuwając, że będzie mnie ona cały dzień prześladować .
Robi się spokojnie, sielsko, oraz malowniczo:
Na mapie przede mną powinien być jakiś staw. Mam nadzieję, że nad nim zrobię sobie pierwszą przerwę, widzę nawet jakąś konstrukcję z drewna i liczę, że to jakieś ławki, wiata, jednak okazuje się, że to ogrodzenie terenu prywatnego, więc zawracam na polną drogę, która wiedzie po grobli i po chwili, nad wodą przystaję, by odpocząć i podziwiać widoki:
Wychodząc z mieszkania rano, czułem chłód, tu jednak zdejmuję bluzę - w prognozach zapowiadano przekroczenie 20stu stopni, rzeczywiście robi się bardzo ciepło.
Po krótkiej przerwie ruszam. Droga wkracza między drzewa, za którymi wkraczam między...a jakże, pola kukurydzy!
Z jednej strony las, z drugiej szumiące pole kukurydzy... Ktoś ma ochotę na wycieczkę? Nocą?
Za lasem wychodzę na wzniesienie, na którym liczę na jakieś widoki, mimo ostrego słońca, bo już prawie południe. Coś tam widać...
Pogórze Wielickie:
Oraz Beskid Mały:
Schodzę w dolinę, mijając kolejne gospodarstwa. Stoją tu traktory, są kury, później spotkam krowy, kozy, owce i konie. Na drzewach wiszą czerwone jabłka, a w sadach na sznurkach wisi pranie. Sielsko.
Ruszam ku rozwalonej chacie, widocznej z daleka. Nagle za drzew przelatuje wielkie ptaszysko. Oczywiście zanim zmienię obiektyw, ptak szybuje ku odległym koronom drzew, na których siada. Pięknie przedstawienie!
Gdy mijam ruderę, wśród pól widzę kolejne domostwo, bardzo ładnie usytułowane!
Gdy mijam ruderę, wśród pól widzę kolejne domostwo, bardzo ładnie usytułowane!
Oglądany ptak, startuje, ale znika za drzewami. Słychać tylko jego nawoływanie. Po jakimś czasie wylatuje nad drzewa, krąży dość daleko ode mnie, jednak udaje mi się zrobić mu jakieś zdjęcia.
Tu zdjęcie wykadrowane:
Z drugiej strony, nad lasem lata para kruków, z daleka słychać również ich krakanie. Śledzony przeze mnie drapieżnik, leci po chwili w ich stronę i oglądam jak następuje krótki atak, kruki odpierają go, ale odlatują z rejonu polowania łowcy. Znów krótkie polowanie i...znów wykadrowane zdjęcie kruka:
Dochodzę do skrzyżowania i niestety, kończy się przyjemniejsza część trasy, bo teraz zaczyna się asfalt, którym podchodzę na kolejne wzniesienie. Tradycyjnie na polach....kukurydza!
Oraz...kukurydza. Aż do Zatoru!
Widzę też stąd koniec szlaku czyli miejsce, do którego planowałem dziś dojść. Las, pod którym są stawy hodowlane. Trzeba jeszcze tylko zejść w dół i obok pól z...kukurydzą , przejść kolejną drogą, przez którą przeskakuje bażant. Po dwóch minutach, w końcu osiągam cel:
Woda w nich bura, po drugiej stronie grobli, w drugim stawie woda wygląda wręcz jak żur, ale co chwila jakaś ryba pluska. W las wrzyna kolejny staw:
Zaś za mną krajobraz niczym ze wschodu, co kojarzy mi się z Beskidem Niskim, czy też okolicami Tarnawy Niżnej w worku bieszczadzkim...
Wokół pada deszcz liści. Na mapie to miejsce oznaczone jest jako Leśna Chatka. Więc ruszam w głąb, ciekaw czy za groblą jest kolejny staw. Jest, a wokół niego jest jeszcze bardziej kolorowo. Pływa tu też para łabędzi.
I dostrzegam, chyba coś, co dało nazwę miejscu:
Jest i chatka! Leśna!
Zamknięta na kłódkę, z listą zakazów czego zabrania się "w lasach". Gdy ją obchodzę, widzę, że cała jest w pajęczynach...brrr. Las wokół mieni się na czerwono... Apogeum jesieni!
Czas na powrót ale by nie wracać po swoich śladach, postanawiam, ruszyć ku wsi Głębowice, licząc, że może uda mi się jeszcze zwiedzić ruiny pałacu i kolejny drewniany kościół, mieszczące się we wsi.
Ruiny są...z zakazem wejścia - teren prywatny. Niestety stoi jakieś dostawcze auto, więc nici z wejścia. Starałem się zrobić zdjęcie zza krzaków, gałęzi, ale jest za gęsto. Widać, że to są same ściany, dachu nie ma. Pod linkiem można zobaczyć zdjęcie w Wikipedii, jak pałac wyglądał ok roku 1930 -link .
Liczę, że choć kościół będzie ciekawy, tymczasem...jak to? To nie jest drewniany?
Ano jest. Ale od tyłu
Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Głębowicach, zbudowano w 1518 roku, w XVIII wieku dobudowano od wschodu murowaną zakrystię, w 1860 roku dobudowano murowaną kaplicę fundacji Duninów, pod którą umieszczono katakumby. Obchodzę go w koło. Od zachodu przylega drewniana wieża. Obok stoją grobowce. Na wschodniej ścianie zakrystii widzę trupią czaszkę, zaciekawiony podchodzę bliżej. Na tablicy obok jest wyjaśnienie, że to epitafia nagrobne Adama Pisarzowskiego herbu Starykoń, który bohatersko zginął za Ojczyznę 07.03.1657 roku (w wieku 23 lat):
oraz kolejne epitafium Adama Pisarzowskiego herbu Starykoń, chorążego krakowskiego, generała, sędziego ziemskiego oświęcimskiego i zatorskiego, marszałka królewskiego, zmarłego 11.03.1781 roku, ufundowane przez jego żonę:
i jeszcze jedno epitafium, Jana Pisarzowskiego, herbu Starykoń (zm. ok 1679r), sędziego ziemskiego zatorskiego, działacza sejmikowego Małopolski:
Jednak najciekawsze jest na jednym z filarów bramy wejściowej. To wmurowana w 1854 roku płyta nagrobna śląskiego szlachcica Jakuba Saszowskiego z Gierałtowic (vel Gierałtowski z Gierałtowic), oświęcimskiego sędziego, z Domu Saszowskich, pochodząca z 1546 roku!
Jedna z najstarszych płyt nagrobnych na ziemi Małopolski...
Choć dopiero w domu doczytałem o tym, więc wtedy na miejscu, tylko czułem, że to coś musi mieć swoje lata. Poniżej kościoła jest szkoła, a przy drodze stoi jeszcze kolumna.
Ruszam już w kierunku auta. Wracam wzdłuż ruchliwej drogi, tą, którą nieraz wracałem z gór. Schodzę na pobocze, gdy z naprzeciwka jadą auta. Stoję (nie idę) z pół metra od drogi, ale niektórzy kierowcy praktycznie hamują do zera
Podróżując tą drogą można zobaczyć jak wygląda krajobraz Podgórza. Są to tytułowe łaty na polach, sztruks bruzd na polu, oraz pola kukurydzy, na których jeżdżą kombajny, a wszystko to poprzecinane liniami napięcia, poprzeplatane gospodarstwami oraz wplątanymi między wzgórza stawami:
Docieram w końcu do auta.
Jeszcze słów kilka o wsi. Pierwsze wzmianki pochodzą z 1326 roku, jako Polenka. Jako, że jest jedną z siedmiu gmin, w których hodowano ryby, wchodzi również w obszar historycznego zagłębia hodowli karpia na Ziemi Oświęcimsko-Zatorskiej.
Czy zobaczyłem choć trochę gór? Trochę tak. Poniżej zdjęcie widoku z lotu ptaka, ale na wzniesieniu przed zejściem do centrum wsi, też je było widać:
Jestem zadowolony, tereny okazały się ciekawe, było spokojnie (poza powrotną drogą), ujrzałem kilka ptaków i wracam do domu opalony.
17km w nogach. Może niewiele wzniesień, ale dwie setki się uzbierały, najgorszy to jednak był asfalt, większość trasy po nim wiodła. Niemniej, dzisiejsza, krótka pięciogodzinna wycieczka doładowała mi baterię.
No to tyle, jeszcze pozdrawiam:
Ostatnio zmieniony 2022-10-21, 13:43 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Naładowanie baterii jest bardzo ważne, nawet na tak lajtowej wycieczce.
mój blog: http://sebastianslota.blogspot.com/
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 22 gości